Kilka pytań o separację

Refleksje, dzielenie się swoimi przeżyciami...

Moderator: Moderatorzy

Nietaka
Posty: 3077
Rejestracja: 21 kwie 2019, 18:10
Jestem: szczęśliwą żoną
Płeć: Kobieta

Re: Kilka pytań o separację

Post autor: Nietaka »

Ruto, pisz ,,u siebie" jak najczęściej. Może zmień tytuł wątku ;)? Czy wiesz, że jesteś inspiracją? Do zmian w sobie. Do dostrzegania, że ziarnko piasku, którym czasem się czuję, tylko z mojej perspektywy jest samotne i nieważne. Że człowiek jest piękny. Tylko czasem popsuty, ale Stwórca zawsze jest gotów go naprawić. Że nikt nie jest nieudany. Pokazujesz, jak prawdziwie kochać siebie.
Dzięki.
Ruta
Posty: 3297
Rejestracja: 19 lis 2019, 12:00
Jestem: w separacji
Płeć: Kobieta

Re: Kilka pytań o separację

Post autor: Ruta »

Nietaka pisze: 19 paź 2022, 9:08 Ruto, pisz ,,u siebie" jak najczęściej. Może zmień tytuł wątku ;)? Czy wiesz, że jesteś inspiracją? Do zmian w sobie. Do dostrzegania, że ziarnko piasku, którym czasem się czuję, tylko z mojej perspektywy jest samotne i nieważne. Że człowiek jest piękny. Tylko czasem popsuty, ale Stwórca zawsze jest gotów go naprawić. Że nikt nie jest nieudany. Pokazujesz, jak prawdziwie kochać siebie.
Dzięki.
Dziękuję za miłe słowa.

Ostatnie dni spędziłam na przygotowaniach do przeprowadzki, wyrzucaniu, pakowaniu i segregowaniu. No i na pożegnananiach. Dobry Bóg mi w tym pomógł i ściągnął mnie i wiele osób, które chciałam osobiście pożegnać przed wyjazdem i wiele osób bliskich mojemu sercu w jedno miejsce, na wspólną modlitwę. Jestem wyściskana i wyprzytulana.

Otrzymałam w ostatnich trzech przejściowych miesiącach bardzo dużo pomocy w najróżniejszych sprawach, od drobnych po wymagające dużego zaangażowania i otrzymałam bardzo dużo ciepła.

Widzę jak duża zmiana we mnie tu zaszła. Potrafię przyjąć zaoferowaną pomoc i potrafię o pomoc poprosić. Czuję się nakarmiona, nasycona, kochana. Jakby to moje przestraszone, niepewne, zmarznięte serce powoli tajało. Czuję dobro, taką niesamowitą siłę Bożej Miłości, która płynie przez świat, przez nas i może się urzeczywistniać w naszych relacjach, w rozmowach, w tym jak się do siebie odnosimy. Bardzo chcę nauczyć się stałego zanurzenia w tej Miłości, by stale w odniesieniu do każdego człowieka pamiętać, że mam do czynienia z ukochanym dzieckiem Boga i że sama nim jestem.

Jestem już w moim nowym mieście, w nowym mieszkaniu i w nowej parafii. Pierwszy tydzień postanowiłam przeznaczyć na urządzenie się, zaopatrzenie w potrzebne rzeczy (niewiele potrzeba, ale sztućce jednak się przydają ;) ale też na wyciszenie się, modlitwę, rozeznanie. No i na odpoczynek, regenerację po dużym wysiłku.

Przede mną nowy etap. Tęsknię za moimi najbliższymi, za mężem, za dziećmi, odczuwam smutek, czasem zaniepokojenie. Uważam, by emocje nie przeszły w żal, w oskarżanie męża, poczucie skrzywdzenia. Ale też przyjmuję, że to taki etap mojego życia, w którym moi bliscy nie będą codziennie obecni.

Mój syn powiedział kiedyś, że rozwód jest jak wybuch bomby atomowej. Rozbija nie tylko małżonków, ale zmiata w pył wszystko wokół. Dowiedziałam się dwa dni temu, że na cmentarzu w Niepokalanowie jest pochowany zakonnik, który nie tylko przeżył wybuch bomby atomowej, ale dożył swojego życia w pełnym zdrowiu. Ocalił go różaniec.
Bławatek
Posty: 1625
Rejestracja: 09 maja 2020, 13:08
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Kilka pytań o separację

Post autor: Bławatek »

Ruto nie łatwo zmieniać życie czy zaczynać "od początku" w nowym miejscu, ale jesteś zahartowana i pracowita więc wszystkim przeciwnościom stawisz czoła - a do tego pomocników masz wielu a jutro ich święto 😀.

Wszystkiego dobrego życzę 😀
Ruta
Posty: 3297
Rejestracja: 19 lis 2019, 12:00
Jestem: w separacji
Płeć: Kobieta

Re: Kilka pytań o separację

Post autor: Ruta »

Dwa tygodnie w nowym mieście. Dwa tygodnie zupełnie nieznanego dla mnie życia, gdy nie mam nikogo pod stałą bezpośrednią opieką. Nowe jest więc dosłownie wszystko.

Uczę się mądrze troszczyć o siebie samą. Nie do końca to potrafię. Ale się uczę. Najtrudniej mam z posiłkami i planowaniem odpoczynku. Cieszę się za to, bo dobrze śpię. Zasypiam spokojnie, budzę się rano. Ten swój pokój serca, mimo rozłąki z młodszym synem, jeszcze za wczesnej i trudnej dla mnie, dostaję przez modlitwę, przez ufność Bogu. Uciekam się do Niego, gdy zaczynam czuć lęk, tęskontę, smutek. Ale też w moim sercu mocne jest pragnienie, by moja rodzina, moje małżeństwo się odbudowały. To pragnienie też oddaję Bogu.

Dociera do mnie jak bardzo trudne i wyczerpujące były dla mnie ostatnie cztery lata, w takiej zwykłej codzienności opuszczonej żony, samotnej mamy, także mojego zranienia, bólu żony, przeciwko której zwrócił się jej mąż. Ale widzę też jak bardzo dużo troski i pomocy otrzymałam w tym czasie od Boga i od ludzi. I to mnie buduje i napełnia ufnością.

Dociera też do mnie skala mojego zmęczenia. Nie tylko trudnymi okolicznościami, ale też pracą, jaką w tym czasie wykonywałam, nauką nowych rzeczy, terapiami. Kiedyś, gdy czułam się tak przewlekle zmęczona, miałam potrzebę ucieczki. Dziś wiem, że mogę trochę zwolnić, dać sobie czas, przestrzeń, odpocząć. Nie muszę uciekać, by to sobie zapewnić. Choć nadal nie jest to łatwe.

Miałam taką krótką chwilę, w której przez moment bardzo zapragnęłam powrotu. Już nie do czasu z mężem, ale do tego życia, które miałam po jego odejściu, z synem, w znanym sobie otoczeniu, miejscach, drobnych nawykach, zwyczajach, przywiązaniach. To odezwał lęk, czy ja sobie poradzę. No pewnie, że sobie nie poradzę :) Nie muszę radzić sobie sama.

Mam też spory zamęt co do rozeznawania Bożej Woli w życiu. Z jednej strony - zdaj się we wszystkim na Mnie. Z drugiej - ucz się samodzielności, wybieraj. Jak to pogodzić? Nie wiem.
Betif
Posty: 65
Rejestracja: 01 maja 2022, 11:05
Jestem: w separacji
Płeć: Kobieta

Re: Kilka pytań o separację

Post autor: Betif »

Jesteś bardzo silną ,mądrą ,zaradna kobietą, a do tego skumplowałaś się tak mocno z Bogiem:) zazdroszczę Ci tego ale tak pozytywnie
Nietaka
Posty: 3077
Rejestracja: 21 kwie 2019, 18:10
Jestem: szczęśliwą żoną
Płeć: Kobieta

Re: Kilka pytań o separację

Post autor: Nietaka »

Ostatni akapit... To także jest dla mnie wielkim problemem. Co prawda, już nie boję się wymawiać szczerze ,, bądź wola Twoja...,, (I bez dodawania w myślach jakiegoś ,,ale/pod warunkiem";)), jednak nadal nie wiem, jak tę wolę rozpoznać... A może bardziej... nie pamiętam - w chwilach uniesienia, w emocjach, o Nim. Stereotypowo myślę, że ta wola dotyczy szeroko pojętej przyszłości, a nie każdego, najmniejszego czynu. Jakże często nie daję sobie czasu na zastanowienie, co wybrać w danym momencie, którą z moich reakcji... Dostaję impuls, posyłam piorun i tyle. A potem płaczę i odstawiam modlitwy do wszystkich Świętych.
Caliope
Posty: 3013
Rejestracja: 04 sty 2020, 12:09
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Kilka pytań o separację

Post autor: Caliope »

Nietaka pisze: 14 lis 2022, 8:33 Ostatni akapit... To także jest dla mnie wielkim problemem. Co prawda, już nie boję się wymawiać szczerze ,, bądź wola Twoja...,, (I bez dodawania w myślach jakiegoś ,,ale/pod warunkiem";)), jednak nadal nie wiem, jak tę wolę rozpoznać... A może bardziej... nie pamiętam - w chwilach uniesienia, w emocjach, o Nim. Stereotypowo myślę, że ta wola dotyczy szeroko pojętej przyszłości, a nie każdego, najmniejszego czynu. Jakże często nie daję sobie czasu na zastanowienie, co wybrać w danym momencie, którą z moich reakcji... Dostaję impuls, posyłam piorun i tyle. A potem płaczę i odstawiam modlitwy do wszystkich Świętych.
Może jednak pamiętasz, ja też myślałam że zapominam, ale wiem, że nie. Mam Boga caly czas w myślach i w sercu. Niby zapominam na cały dzień, ale odczuwam obecność. Złoszczę się, czy ty jesteś Boże, może Ciebie nie ma, ale potem znów czuję Boga obok. To jest według mnie ta "wola twoja".
Ruta
Posty: 3297
Rejestracja: 19 lis 2019, 12:00
Jestem: w separacji
Płeć: Kobieta

Re: Kilka pytań o separację

Post autor: Ruta »

Nadal uczę się troski o samą siebie i swoje potrzeby. Organizacji swojego czasu niepodporządkowanego innym. Nadal to dla mnie dziwne. Najtrudniej jest mi przygotowywać posiłki tylko dla siebie. Lubię gotować, ale jak się okazuje, dla innych. Dla siebie na razie jeszcze nie. Nie umiem gotować dla siebie.
Wciąż jeszcze mam problem z tym, że dbanie o siebie kojarzy mi się z rozpieszczaniem siebie, z czymś niewłaściwym. Gdy mam o siebie zadbać, czuję się jakbym miała skrzywdzić kogoś innego, jakby to miało być kosztem innych osób. Mam też nadal w sobie lęk, że jeśli będę tak o siebie dbać, coś złego spotka bliskie mi osoby. I nie chodzi o jakieś ekstra rzeczy, ale o takie zwykłe, normalne. Jeszcze gorzej jest z tymi rzeczami, które miałabym dla siebie zrobić, by sprawić sobie przyjemność. Mam w sobie wewnętrznego rodzica, który mi tego zabrania i surowo kara same takie pomysły. Na cenzurowanym jest także odpoczynek. "Nie wolno" też nadmiernie dbać o ciało i wygląd. Tyle, że to "nadmiernie" to jest mocno przesadzone. Bogu dziękuję za księdza Pawlukiewicza i jego wykłady o kobietach w workach.

Wiem skąd to wszystko się we mnie wzięło, ale to za mało, by się z tym zmierzyć.

Dotąd myślałam o sobie, że jestem ascetką. Teraz widzę, że niekoniecznie. Nie wiem jak to będzie, gdy uporam się z lękami.

Powalczyłam swoimi siłami, efekty mizerne, czas oddać i te moje sprawy Bogu.

Nie pomaga mi postawa męża, od którego mam jasne sygnały, że jest mi lepiej, on jest obciążony, a ja sobie hulam. Nie jest to wobec mnie sprawiedliwe, bo każdego dnia tęsknię za synem. Nie ja podjęłam decyzje, które do takiego stanu doprowadziły. Wiem, że mężowi nie jest łatwo, ale nie jestem winna jego decyzjom. Nie widzę powodu, by zaniedbać się i pognębić dla jego satysfakcji. Uczciwa pokuta, post, wyrzeczenia to nie to samo, co zaniedbanie.

Jednak jest prawdą, że w wielu sprawach jest mi łatwiej niż mężowi. Mąż wychodzi z relacji która była dla niego ważna, z która wiązał nadzieje. Ma do odbudowania całe życie. Nie jest to miły ani dobry czas. Dla mnie też jest to trudne, chciałabym aby ta męża odbudowa była drogą nawrócenia, stała się odbudową naszej rodziny, małżenstwa. Wiem, że mąż moze podjać inne decyzje. Z trudem znoszę poczucie zależności, a mam poczucie, że ważne dla mnie sprawy zależą od męza. Muszę uwazac, by maz nie wyladował znów jako bozek. Nasze zycie zależy od Boga, a nie moje od męża.
Mąż sprawuje się dobrze jako tata. Syn jest szczęsliwy, ze tata jest i jest zaangazowany.

Dostaję sporo pomocy i takich miłych prezentów. Marzyłam o lampce do czytania i dostałam lampkę :) Miło jest doświadczać troski, uwagi. Uczę się je przyjmować.

Dostałam też spódniczkę i perfumy i trochę rzeczy do malowania się. Od odejścia męża nie malowałam się, i nie dbałam o kobiecy wygląd, nie kupowałam sobie kobiecych akcesoriów. Poczułam się zraniona w swojej kobiecosci, brzydka, niewarta uwagi, odrzucona. Może czas odzyskać siebie także w przestrzeni kobiecego wyglądu?

Tak czy inaczej oskarzenia męża wobec mnie o ekstremalny feminizm i egoizm mi nie pomagają. Pomogłyby, gdybym mogła się na niego wściec i się od tej wścieklosci odbic. Mam znów hamulec z odczuwaniem złości wobec niego. I wiem dlaczego. Odrzucanie. Bez sensu. Mąż czuje się odrzucany przeze mnie, ja przez męża. Dalej siedzimy w piaskownicy.

Nie wiem, czy to czas zbliżania się, szukania kontaktu, rozmowy, okazania uczuć. Kilka osób niezależnie od siebie mnie do tego zachęcało. Ale ja mam opór. I nie wiem...
Sarah
Posty: 372
Rejestracja: 01 maja 2020, 13:46
Jestem: po rozwodzie
Płeć: Kobieta

Re: Kilka pytań o separację

Post autor: Sarah »

Mąż "wychodzi z relacji"... Acha. Czyli jak zechce wrócić z podkulonym ogonem, to oczywiście ty go ochoczo przyjmiesz? Nie lubię powiedzenia "nie ma ofiar, są ochotnicy", ale czasem jest ono niestety boleśnie prawdziwe
"Zamiast ciągle na coś czekać, zacznij żyć, właśnie dziś. Jest o wiele później niż ci się wydaje". Ks. Jan Kaczkowski
Ruta
Posty: 3297
Rejestracja: 19 lis 2019, 12:00
Jestem: w separacji
Płeć: Kobieta

Re: Kilka pytań o separację

Post autor: Ruta »

Sarah pisze: 13 gru 2022, 18:41 Mąż "wychodzi z relacji"... Acha. Czyli jak zechce wrócić z podkulonym ogonem, to oczywiście ty go ochoczo przyjmiesz? Nie lubię powiedzenia "nie ma ofiar, są ochotnicy", ale czasem jest ono niestety boleśnie prawdziwe
Gdyby mąż wrócił z podkulonym ogonem, pewnie wystraszona pobiegłabym po egzorcystę :o

Ufam, że Bóg nas prowadzi i że przyprowadzi nas do siebie we właściwym czasie. Nie mam poczucia, że ten właściwy czas jest teraz. Ani oczekiwania, że ten właściwy czas wystąpi w jakimś określonym czasie. Odpuściłam sobie jakiś czas temu scenariusze.

Od jakiegoś czasu odkrywam w sobie gotowość zamknięcia całej przeszłości w jednej chwili i nie wracania do niej. Dobrze mi z tym. Myślę, że to jeden z etapów powrotu. Bo wewnętrznie mam takie poczucie, że odkąd zwróciłam się do Boga, proces naszego powrotu do siebie się rozpoczął i dzieje się każdego dnia. Mnie do siebie, męża do siebie, każdego z nas do Boga. Kwestia naszego powrotu do wspólnego życia wydaje mi się teraz etapem, częścią długiego procesu, ani nie końcem, ani tym bardziej nie początkiem, zaczynającym się od scenki, że mąż staje w drzwiach. Z drugiej strony, gdybym miała jasne wewnętrzne światło, by przyjąć męża stojącego w drzwiach, zrobiłabym to. Niezależnie od ilości aktualnych kochanek.

Nie widzę korelacji pomiędzy wychodzeniem męża z relacji, a naszym powrotem do wspólnego życia. Z jednej relacji łatwo wpaść w drugą, można też wrócić do poprzedniej. Relacje pozamałżeńskie męża są z tej perspektywy sprawą wtórną. Nie siedzę więc i nie zacieram rąk, nie przestępuję z nogi na nogę, że skoro nie ma już "złej kochanki", to mąż wróci. To jakieś popkulturowe klisze.
Ruta
Posty: 3297
Rejestracja: 19 lis 2019, 12:00
Jestem: w separacji
Płeć: Kobieta

Re: Kilka pytań o separację

Post autor: Ruta »

No i mam odpowiedź. To nie jest czas szukania kontaktu, zbliżania się i okazywania uczuć. Dobrze czuję. A takie rady to właśnie kulturowa klisza. Dziękuję sarah za twój wpis.

Nic się nie zdarzyło, tylko przemyślałam sytuację. Zdecydowanie potrzebuję zajmować się nadal sobą. Mam czym. Mąż też ma.

A jak mąż się czuje samotnym ojcem porzuconym przez wredną feministkę, która nie chce mu płacić alimentów jakich żąda i zgodzić się na rozwód, którego żąda, to jego problem i zarazem prawo. Nie muszę się wkurzać. To tak absurdalne, że zabawne.

Nadal się na takie głupie "argumenty" odpalam. Ale wiem już, gdzie mam hamulce. Czas zacząć ich używać.
Monti
Posty: 1260
Rejestracja: 21 mar 2018, 18:14
Jestem: po rozwodzie
Płeć: Mężczyzna

Re: Kilka pytań o separację

Post autor: Monti »

Ruta pisze: 14 gru 2022, 15:16 A jak mąż się czuje samotnym ojcem porzuconym przez wredną feministkę, która nie chce mu płacić alimentów jakich żąda i zgodzić się na rozwód, którego żąda, to jego problem i zarazem prawo. Nie muszę się wkurzać. To tak absurdalne, że zabawne.
Pozwól, że dopytam odnośnie pogrubionego fragmentu: jemu czy dziecku? I drugie pytanie - nie chcesz czy nie jesteś w stanie?
"Szukaj pokoju, idź za nim" (Ps 34, 15)
Ruta
Posty: 3297
Rejestracja: 19 lis 2019, 12:00
Jestem: w separacji
Płeć: Kobieta

Re: Kilka pytań o separację

Post autor: Ruta »

Monti pisze: 15 gru 2022, 20:47
Ruta pisze: 14 gru 2022, 15:16 A jak mąż się czuje samotnym ojcem porzuconym przez wredną feministkę, która nie chce mu płacić alimentów jakich żąda i zgodzić się na rozwód, którego żąda, to jego problem i zarazem prawo. Nie muszę się wkurzać. To tak absurdalne, że zabawne.
Pozwól, że dopytam odnośnie pogrubionego fragmentu: jemu czy dziecku? I drugie pytanie - nie chcesz czy nie jesteś w stanie?
Monti, pogrubiony fragment to cytat z wypowiedzi mojego męża, a nie opis stanu faktycznego. Zresztą już nieaktualny.

Zgadzam się z tobą w całej rozciągłości.

Wyjaśniłam już mężowi, że alimenty są środkami na potrzeby naszego syna. Oraz, że ich kwota jest wypadkową potrzeb syna i moich możliwości, nie zależy natomiast od potrzeb męża. Wręcz przeciwnie, zadaniem męża jest jak najszybciej podjąć odpowiedzialność finansową i pracę.

Gdyby mąż miał pod opieką niemowlę, małe dziecko, wtedy owszem, byłabym zobowiązana do utrzymywania także męża, z uwagi na ograniczone możliwości zarobkowe rodzica w takiej sytuacji. Syn jest nastolatkiem.

Rozumiem pertrurbacje związane z rewolucjami życiowymi męża, zmianą miejsca zamieszkania, poszukiwaniem pracy. Natomiast w ramach pracy jaką nad sobą wykonałam nie zamierzam być już więcej sponsorem takich perturbacji. Wystarczy, że współsponorowałam mężowi nałogi, a potem życie z kochanką. Zarówno czynnie, biorąc okresowo całość utrzymania rodziny na siebie, jak i biernie, nie domagając się od męża ani alimentów, ani udziału w spłacaniu wspólnych zobowiązań.

Myślę, że zrezygnowanie przeze mnie z dochodzenia od męża czterozerowej kwoty zaległości alimentacyjnej powstałej w ostatnich latach jest wystarczającym prezentem ode mnie na świeży start. Jeśli to kolejny przejaw mojego antymęskiego feminizmu, niech i tak będzie :D

Potrzeby potomstwa zabezpieczam w wystarczającym i adekwatnym do sytuacji stopniu. Nikt nie umiera z głodu i zimna.

Jeśli mąż ma ochotę nazywać moją postawę feminizmem, może sobie tak to nazywać. Po mojemu to się nazywa proces zdrowienia i trzeźwienia. Jak widać, w naszym małżeństwie przebiega on asymetrycznie.
Ruta
Posty: 3297
Rejestracja: 19 lis 2019, 12:00
Jestem: w separacji
Płeć: Kobieta

Re: Kilka pytań o separację

Post autor: Ruta »

Miałam dziś rozmowę ze spowiednikiem. Po raz kolejny, od kolejnej osoby, jakby się wszyscy uparli, dostałam pytanie najtrudniejsze. Czy jestem otwarta na powrót męża, czy mam gotowość go przyjąć. Sama siebie zaskoczyłam. Poczułam swoją wewnętrzną gotowość, pewność i spokój, takie miłe, ciepłe, osadzone, tu i teraz i zgodnie z tym odpowiedziałam: tak. Gdyby mój mąż podszedł do mnie, powiedziałabym: Dobrze, że jesteś, chodźmy do domu. Zeszły ze mnie wszystkie potrzeby wylewania żali, wyjaśniania, rozmów o tym co było.

Zrozumiałam, że o ile przez długi czas nie byłam gotowa, byłam w procesie terapii, zdrowienia, przebaczania, to moje ostatnie wątpliwości, wahania i zastrzeżenia nie płyną już z mojego braku gotowości, ale z ego. Z lęku przed odrzuceniem. No bo jak to, ja będę gotowa, a mąż nie wróci... No to będę wtedy taką... czekającą żoną... :lol: Pycha. Lęk przed porażką. Spokojniej się czeka z wewnętrzną pewnością, że to na pewno jeszcze nie teraz, nie ten czas. Moja wewnętrzna gotowość czyni mnie zależną. Trudne.

W podobny sposób potrzebowałam przejść nad swoim ego, dumą, lękiem przed odrzuceniem, poczuciem, że wyjdę na głupią gdy w szczycie kryzysu poszłam powiedzieć mężowi prawdę. Że go kocham, nie chcę rozwodu, nie wiem co się dzieje, ale bardzo chcę naszą relację naprawić. Wiedziałam, że mąż może mnie odrzucić...i odrzucił. Paradoksalnie była to moja wygrana 1:0 w starciu z moją pychą i z moimi lękami.

No to teraz w przestrzeni wewnętrznej jest 2:0. Mam w sobie gotowość do podjęcia życia z mężem. Bardziej gotowa nie będę. Co nie znaczy, że mam spektakularne osiągi w pracy nad sobą.

Więc tak. Jestem gotowa. Z pełną świadomością, że mąż może nie mieć najmniejszej ochoty na odbudowę, powrót, małżeństwo. Przyjmuję to.

Nie mam żadnego rozeznania co z tą nową gotowością robić. Ani nawet jakiejś potrzeby robienia z nią czegoś. Więc pewnie na razie nic. Przyjrzeć się jej. I się nią nacieszyć. Bo odczuwam ją jako przyjemną.
Zwyklaosoba
Posty: 477
Rejestracja: 22 gru 2020, 11:47
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Kilka pytań o separację

Post autor: Zwyklaosoba »

Ruta pisze: 16 gru 2022, 23:08 Miałam dziś rozmowę ze spowiednikiem. Po raz kolejny, od kolejnej osoby, jakby się wszyscy uparli, dostałam pytanie najtrudniejsze. Czy jestem otwarta na powrót męża, czy mam gotowość go przyjąć. Sama siebie zaskoczyłam. Poczułam swoją wewnętrzną gotowość, pewność i spokój, takie miłe, ciepłe, osadzone, tu i teraz i zgodnie z tym odpowiedziałam: tak. Gdyby mój mąż podszedł do mnie, powiedziałabym: Dobrze, że jesteś, chodźmy do domu. Zeszły ze mnie wszystkie potrzeby wylewania żali, wyjaśniania, rozmów o tym co było.

Zrozumiałam, że o ile przez długi czas nie byłam gotowa, byłam w procesie terapii, zdrowienia, przebaczania, to moje ostatnie wątpliwości, wahania i zastrzeżenia nie płyną już z mojego braku gotowości, ale z ego. Z lęku przed odrzuceniem. No bo jak to, ja będę gotowa, a mąż nie wróci... No to będę wtedy taką... czekającą żoną... :lol: Pycha. Lęk przed porażką. Spokojniej się czeka z wewnętrzną pewnością, że to na pewno jeszcze nie teraz, nie ten czas. Moja wewnętrzna gotowość czyni mnie zależną. Trudne.

W podobny sposób potrzebowałam przejść nad swoim ego, dumą, lękiem przed odrzuceniem, poczuciem, że wyjdę na głupią gdy w szczycie kryzysu poszłam powiedzieć mężowi prawdę. Że go kocham, nie chcę rozwodu, nie wiem co się dzieje, ale bardzo chcę naszą relację naprawić. Wiedziałam, że mąż może mnie odrzucić...i odrzucił. Paradoksalnie była to moja wygrana 1:0 w starciu z moją pychą i z moimi lękami.

No to teraz w przestrzeni wewnętrznej jest 2:0. Mam w sobie gotowość do podjęcia życia z mężem. Bardziej gotowa nie będę. Co nie znaczy, że mam spektakularne osiągi w pracy nad sobą.

Więc tak. Jestem gotowa. Z pełną świadomością, że mąż może nie mieć najmniejszej ochoty na odbudowę, powrót, małżeństwo. Przyjmuję to.

Nie mam żadnego rozeznania co z tą nową gotowością robić. Ani nawet jakiejś potrzeby robienia z nią czegoś. Więc pewnie na razie nic. Przyjrzeć się jej. I się nią nacieszyć. Bo odczuwam ją jako przyjemną.
Ruta jutro przeczytam twoj post ale Dzis , Pozwól Bogu prowadzić się , on Cię kocha, pisze z własnego doswidczenia , nie ma nikogo lepszego niż Bóg
ODPOWIEDZ