Kilka pytań o separację

Refleksje, dzielenie się swoimi przeżyciami...

Moderator: Moderatorzy

Ruta
Posty: 3297
Rejestracja: 19 lis 2019, 12:00
Jestem: w separacji
Płeć: Kobieta

Re: Kilka pytań o separację

Post autor: Ruta » 12 kwie 2021, 11:19

Nowiutka pisze:
12 kwie 2021, 7:10
Ja wcześniej też ucinałam domysły, kiedyś miałam już próbę przyjaźni z byłym, działało jakiś czas ale długo do tego dochodziłam bo łapałam każdy sygnał. Dlatego teraz od razu sobie tłumaczyłam, że to moje wymysły. Ale mąż czepial się że dawał mi sygnały a ja nie ratowałam (to byla gadka-szmatka nie tylko o dziecku). Potem sam nie wiedział czego chce bo po seksie i miłych słowach się wycofał. Teraz ma inną a kiedy mówił że ją ma mówił też że chce ze mną dobrej relacji bo jestem matką jego dziecka. Powiedziałam że nie będziemy udawać przyjaźni tam gdzie jej nie ma. A teraz znowu mamy [ jakiś obcojęzyczny typ rozmowy]. I mnie to gubi. Czy znów daje znaki czy to brak moich granic i pozwalam mu się karmić dwoma relacjami ze mną i z nią? Muszę przestać być obok gdy do dziecka przyjeżdża on dostaje rozgrzeszenie a mnie tylko to rani.
Doskonale rozumiem to o czym piszesz, też próbowałam jakoś się w tej sytaucji postawić, nie wiedziałam jak chronić siebie, jak reagowac na męża. I też miałam poczucie, że nie chcę, by z tego powstał jakiś trójkąt. Początkowo zupełnie się wycofywałam i zajmowałam sobą, by było to najbezpieczniejsze, co mogłam wymyślić. I myślę, że w naszym przypadku ta pauza wcale nie była zła. Po jakimś czasie to mąż zaczął szukać kontaktu ze mną, zagadywać, co było miłą odmianą - ja przestałam czuć się wobec niego jak natręt. W tym wszystkim po obu stronach było - i nadal jest - mnóstwo nieufności.

Jest mi lepiej odkąd sobie wewnętrznie wszystko poukładałam. Jestem żoną mojego męża, a mój mąż jest moim mężem. Przepracowałam wszystkie wątpliwości dotyczące ważności, wierności, tego jak ja sobie poradzę, żyjąc w wierności jełśi mąż nie zdecyduje się już nigdy na wspólne życie. Natomiast cały czas wiem, że nasze małżeństwo, nawet gdy żyjemy osobno, nawet gdy nasze relacje są najtrudniejsze, i wtedy gdy się ocieplają - że ono jest obiektywną prawdą. Jesteśmy i będziemy małżeństwem. I wobec tego traktuję mojego męża jak męża, a siebie jak żonę. Z uwzględnieniem tego, że mamy kryzys. I z szanowaniem swoich granic - do czasu aż mąż nie jest gotowy do powrotu do wypełniania przysięgi małżeńskiej ja męża sznuję, nie szkodzę mu, jestem wobec niego uprzejma, a nawet serdeczna, ale nie wchodzę w nim bliską intymną relację, uważam, by moje granice nie były przekraczane. Jestem ostrożna i delikatna wobec swoich emocji, na razie radzę sobie z nimi głównie wycofując się, gdy to, że jest miło powoduje że mam wrażenie, że zaraz się rozpłaczę z żalu. Natomiast nie pozwalam traktować siebie jako miłej koleżanki - bo jestem żoną.

To był bardzo długi proces, zanim doszłam do tego punktu. Wiem, że to dobra droga, bo widzę jej dobre owoce, bo nasze relacje w małżeństwie się poprawiły. Nie jestem już dłużej traktowana ani źle, ani też w duchu nowoczesnego koleżeństwa. Najbardziej pomocne w tym było odkrywanie prawdy o istocie sakramentu małżeństwa. Kamieniem milowym był moment, gdy zdecydowałam się założyć na powrót obrączkę. Nie zdjęłam już jej od tego czasu ani razu. Największym wsparciem w tym procesie było rozwijanie relacji z Bogiem.

Ja oddałam się cała Matce Bożej i Jej prowadzeniu. Sama nigdy nie dałabym rady dojść nawet do połowy tej drogi, którą przeszłam. W relacji z Nią, poznając Ją, i kochając Ją coraz mocniej rozwijam się też w innych relacjach i staję się zdolna do kochania innych, Boga, siebie, bliskich, dobrą zdrowiejącą z dnia na dzień miłością. Cały czas wiem, że przed sobą mam znacznie więcej pracy niż za sobą, ale wiem że przy Niej dam sobie z tym radę, a jeśli upadnę, to Moja Mama pomoże mi się podnieść, będzie przy mnie. Jeśli będę płakać, to Ona mnie zawsze przutuli, pocieszy i pozbiera, napełni Miłością.

Astro
Posty: 1193
Rejestracja: 17 mar 2018, 15:41
Jestem: po rozwodzie
Płeć: Mężczyzna

Re: Kilka pytań o separację

Post autor: Astro » 12 kwie 2021, 11:55

Ruta pisze:
11 kwie 2021, 11:33

Gdy szukałam sposobu na to, jak mogę okazywać mężowi twardą miłość, dużo słuchałam księdza Pawlukiewicza. Głównie dlatego, że w tym, co mówił o relacjach małżeńskich i o męskości było mnóstwo rzeczy, które mnie wręcz oburzały i budziły mój ogromny sprzeciw. Wiem już, że taka moja reakcja zwykle oznacza, że coś tam w tym obszarze mam do przepracowania. Mnie te kazania czasem bolą, bo ten męski świat, jaki ksiądz czasem odsłania, wydaje mi się taki brutalny. Ale zaczęłam powoli widzieć w tym wartość. W tej męskości brutalnej i nawet nieokrzesanej. I to te kazania nasunęły mi myśl, że dla mężczyzny, a więc i dla mojego męża, ważny jest szacunek. I to uczyniłam kluczem do mojej postawy. Nie z wyrachowania, ale z miłości do męża. I z szacunku do niego. Bo ja wewnętrznie mam dla męża bardzo dużo i uznania i szacunku - mój mąż jest mężczyzną, który ma w sobie wiele wspaniałych cech, które na szacunek i uznanie zasługują. Nie wiedziałam tylko wcześniej, jak ważne jest by umieć to okazać. Zdziwiło mnie też odkrycie, jak wrażliwi są mężczyźni na to, gdy szacunku w postawie swoich bliskich, w tym żon, nie otrzymują. Żałuję, że przez tyle lat tego nie wiedziałam.
Ruto tak dla nas mężczyzn szacunek jest ważny, tak jak to ze chcemy czuć sie potrzebni . Jesteśmy wrażliwi , szczególnie na okazywanie tego szacunku przez żonę . Kobietę , która przecież kochamy . Niestety kobiety najczęściej uderzają w to miejsce , które ze względu na uczucie, relacje jest otwarte bez jakiejkolwiek obrony. Mylnie uważając , ze w ten sposób spowodują pozytywna zmianę u swojego mężczyzny , a tak naprawdę następuje mniej lub bardziej szybkie zamkniecie męża na zonę. Co wtedy sie dzieje napisałem w wątku Caliope. Prawda jest taka ,ze to kobieta kreuje , tworzy swojego męża , mężczyznę. To kobiety tak zostały stworzone ,ze maja zdecydowanie większe umiejętności tworzenia relacji, kreowania i modelowania tej relacji. Jak ja tworzycie takich macie mężów.
" Każdy z was , młodzi przyjaciele , znajduje też w życiu jakieś swoje Westerplatte.Jakis wymiar zadań , które musi podjąć i wypełnić ... Jakiś obowiązek, powinność, od której nie można zdezerterować. " Ojciec Święty Jan Paweł II

lustro
Posty: 1499
Rejestracja: 02 sie 2017, 22:37
Jestem: szczęśliwą żoną
Płeć: Kobieta

Re: Kilka pytań o separację

Post autor: lustro » 12 kwie 2021, 13:45

Astro pisze:
12 kwie 2021, 11:55
Ruta pisze:
11 kwie 2021, 11:33

Gdy szukałam sposobu na to, jak mogę okazywać mężowi twardą miłość, dużo słuchałam księdza Pawlukiewicza. Głównie dlatego, że w tym, co mówił o relacjach małżeńskich i o męskości było mnóstwo rzeczy, które mnie wręcz oburzały i budziły mój ogromny sprzeciw. Wiem już, że taka moja reakcja zwykle oznacza, że coś tam w tym obszarze mam do przepracowania. Mnie te kazania czasem bolą, bo ten męski świat, jaki ksiądz czasem odsłania, wydaje mi się taki brutalny. Ale zaczęłam powoli widzieć w tym wartość. W tej męskości brutalnej i nawet nieokrzesanej. I to te kazania nasunęły mi myśl, że dla mężczyzny, a więc i dla mojego męża, ważny jest szacunek. I to uczyniłam kluczem do mojej postawy. Nie z wyrachowania, ale z miłości do męża. I z szacunku do niego. Bo ja wewnętrznie mam dla męża bardzo dużo i uznania i szacunku - mój mąż jest mężczyzną, który ma w sobie wiele wspaniałych cech, które na szacunek i uznanie zasługują. Nie wiedziałam tylko wcześniej, jak ważne jest by umieć to okazać. Zdziwiło mnie też odkrycie, jak wrażliwi są mężczyźni na to, gdy szacunku w postawie swoich bliskich, w tym żon, nie otrzymują. Żałuję, że przez tyle lat tego nie wiedziałam.
Ruto tak dla nas mężczyzn szacunek jest ważny, tak jak to ze chcemy czuć sie potrzebni . Jesteśmy wrażliwi , szczególnie na okazywanie tego szacunku przez żonę . Kobietę , która przecież kochamy . Niestety kobiety najczęściej uderzają w to miejsce , które ze względu na uczucie, relacje jest otwarte bez jakiejkolwiek obrony. Mylnie uważając , ze w ten sposób spowodują pozytywna zmianę u swojego mężczyzny , a tak naprawdę następuje mniej lub bardziej szybkie zamkniecie męża na zonę. Co wtedy sie dzieje napisałem w wątku Caliope. Prawda jest taka ,ze to kobieta kreuje , tworzy swojego męża , mężczyznę. To kobiety tak zostały stworzone ,ze maja zdecydowanie większe umiejętności tworzenia relacji, kreowania i modelowania tej relacji. Jak ja tworzycie takich macie mężów.
Moja babcia mawiała tak
Męża trzeba:
chwalić, dobrze karmić i z oka nie spuszczać.
Jak widać chwalenie męża jest na pierwszym miejscu.

A to, że mąż jest głową a żona szyją, to już pewnie wszyscy słyszeli.

Wygląda na to, że odkrywa się stare prawdy odkryte wieki temu.
Dlaczego?

sajmon123
Posty: 865
Rejestracja: 16 lis 2020, 22:57
Jestem: po rozwodzie
Płeć: Mężczyzna

Re: Kilka pytań o separację

Post autor: sajmon123 » 12 kwie 2021, 14:51

Ano dlatego, że media, cały otaczający Nas świat zaburzył nam tą hierarchię. "wina leży oczywiście po obu stronach płci". Kobiety chcą być silne i niezależne jak mężczyźni, są bardzo rozszczeniowe. Jest coraz więcej egoizmu, patrzenia tylko na siebie, a to nie służy dobrze małżeństwom.

Mężczyzn znowu się uczy od małego, że ma robić coraz więcej przy domu, nie kłócić się z żoną, więcej wkładają siebie w opiekę nad dziećmi. Zaczyna brakować czasu na swoje męskie hobby, faceci stają się zniewiesciali i tracą szacunek w oczach kobiet.

Do tego dochodzi pęd życia, konsumpcjonizm, chcemy więcej i więcej. Brakuje czasu i sił na utrzymywanie relacji, na rozmowy itd.

Taki jest ten popaprany świat. Zapomina się o Bogu, o przykazaniach. Zaczynamy żyć trochę jak zwierzęta.

Jak to Astro napisał, mężczyźni są stworzeni do walki. Jeski kobieta chce przejąć stery w małżeństwie, instynkt nam mówi walcz. Kobiety mają w sobie moc, aby te relacje uzdrawiać, nakierowywać na porządne tory. Często, gęsto się o tym zapomina i kobieta też chce walczyć. Dwie walczące ze sobą osoby nie są w stanie dojść do kompromisu. Kobiety mają dar od Boga - są bardziej empatyczne, wyrozumiałe, delikatne, mają taką naturalną wrodzoną moc opieki nad dziećmi, mężem itd. To tzw kobiecość.

Ewuryca

Re: Kilka pytań o separację

Post autor: Ewuryca » 12 kwie 2021, 14:54

Astro pisze:
12 kwie 2021, 11:55
Prawda jest taka ,ze to kobieta kreuje , tworzy swojego męża , mężczyznę. To kobiety tak zostały stworzone ,ze maja zdecydowanie większe umiejętności tworzenia relacji, kreowania i modelowania tej relacji. Jak ja tworzycie takich macie mężów.
Astro jak dla mnie mocno zgeneralizowana teza, i do tego zrzucająca całą odpowiedzialność za mężów na kobiety. Czyli mam męża alkoholika, który mnie zdradził z połową miasta bo nie stworzyłam relacji jak powinnam, fajnie :) Czyli kobiety są same sobie winne za mężów, które je biją bo zupa była zasłona itd...
czy czasem nie odbijasz swojej niechęci do własnej żony na wszystkich kobietach tego świata? Każdy jest odpowiedzialny za siebie i swoje czyny, a relacje tworzą dwie osoby, z forum jasno wynika że choćby jedna strona na głowie stawała a druga ma już swoją wizje szczęścia gdzie indziej to nie wiele można zdziałać oprócz pracy nad sobą i liczenia na cud.

sajmon123
Posty: 865
Rejestracja: 16 lis 2020, 22:57
Jestem: po rozwodzie
Płeć: Mężczyzna

Re: Kilka pytań o separację

Post autor: sajmon123 » 12 kwie 2021, 15:30

Ewuryca pisze:
12 kwie 2021, 14:54
Astro pisze:
12 kwie 2021, 11:55
Prawda jest taka ,ze to kobieta kreuje , tworzy swojego męża , mężczyznę. To kobiety tak zostały stworzone ,ze maja zdecydowanie większe umiejętności tworzenia relacji, kreowania i modelowania tej relacji. Jak ja tworzycie takich macie mężów.
Astro jak dla mnie mocno zgeneralizowana teza, i do tego zrzucająca całą odpowiedzialność za mężów na kobiety. Czyli mam męża alkoholika, który mnie zdradził z połową miasta bo nie stworzyłam relacji jak powinnam, fajnie :) Czyli kobiety są same sobie winne za mężów, które je biją bo zupa była zasłona itd...
czy czasem nie odbijasz swojej niechęci do własnej żony na wszystkich kobietach tego świata? Każdy jest odpowiedzialny za siebie i swoje czyny, a relacje tworzą dwie osoby, z forum jasno wynika że choćby jedna strona na głowie stawała a druga ma już swoją wizje szczęścia gdzie indziej to nie wiele można zdziałać oprócz pracy nad sobą i liczenia na cud.
Tu nie chodzi, żeby zmienić kogoś na siłę i brać na siebie jego odpowiedzialność. Choroby jak alkoholizm, narkomania, hazard itp to wina tylko tej osoby. Nie mamy na to wpływu. Zachowania agresywne to zaburzenia psychiki. Też nie jesteśmy od tego żeby to leczyć.

To chodzi o normalną relację. W całej historii, za silnym mężczyzną stała silna kobieta. Jednak nie była ona kobietą walczącą, lecz bardziej temperującą, hamującą "agresywne" zapędy męża. Kobieta otacza miłością i buduje ciepło domu. Wtedy taki mężczyzna chce wracać do niego. Jak ma wracać i walczyć o wszystko to szuka spokoju gdzie indziej.

Caliope
Posty: 3013
Rejestracja: 04 sty 2020, 12:09
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Kilka pytań o separację

Post autor: Caliope » 12 kwie 2021, 23:20

Kompletnie się z niczym nie zgadzam, widać jestem jakimś ewenementem, że nie jestem taka standardowa. Nie chcę odbierać spodni, ale potrzebuję pomocy i wsparcia. Nie miałam nigdy wpływu na męża i nie kreowałam relacji, bo chciałam przeżyć kolejny dzień. Teraz ponoszę tylko konsekwencje za brak swojego zdania i uległość, a tego chyba jednak żaden mężczyzna nie chce, żeby żona we wszystkim się z nim zgadzała i nie kłóciła.

Ruta
Posty: 3297
Rejestracja: 19 lis 2019, 12:00
Jestem: w separacji
Płeć: Kobieta

Re: Kilka pytań o separację

Post autor: Ruta » 13 kwie 2021, 0:03

Zjadło mi prawie gotowy post, ale to i lepiej, bo teraz go skrócę.

Straciliśmy kulturowy zasób wiedzy o tym, czym jest męskość, a czym kobiecość. Jeśli ktoś próbuje taką wiedzę przekazywać, jest od razu krytykowany, jako odwołujący się do zabobonów, stereotypów, mitów. A jednak jestem pewna, że istnieją w relacjach specyficzne męskie i kobiece potrzeby. Z tej okazji korzysta wielu domorosłych samozwańczych mistrzów, którzy wypełniają tą powstałą lukę banialukami o kobiecości i męskości - co jeszcze naszą sytuację utrudnia. Naprawdę łatwo się zgubić i nakarmić głupotami.

Myślę że sami mężczyźni niewiele wiedzą o swoich męskich potrzebach w relacjach małżeńskich, a kobiety o swoich. Co dopiero o potrzebach współmałżonka. Ja na przykład byłam przekonana, że ważne jest okazywanie miłości i zachwytu, więc to robiłam. W dobrej wierze. Gdybym miała żonę, to by przy mnie rozkwitała każdego dnia i czułaby się najwspanialszą i jedyną kobietą we wszechświecie. Rzecz w tym, że mój mąż nie jest kobietą. Więc żadne zachwyty ni esprawią że zakwitnie. Prędzej się zagotuje.

Skąd ja jednak miałam wiedzieć, że mężczyzna potrzebuje szacunku. Naprawdę byłam gotowa mężowi dac wszystko, więc nie byłoby żadnym problemem okazywanie mu szacunku. Tym bardziej, że na ten szacunek przecież zasługiwał i ja go szanowałam - po cichu. A mój mąż też mi okazywał zachwyt i miłość - równie po cichu. Trochę jakbyśmy się nawzajem w swoich potrzebach zagładzali. Ja karmiłam potężnego niedźwiedzia zupką z rosy i różanym przecierkiem, mój mąż karmił koliberka stekiem na zmianę ze schabowymi.

Pomyślałam sobie o szczęśliwych małżonkach, których znam. I coś jest w tym, że kobiety są bardzo kobiece - ale od mężów dostają dużo adoracji, miłości i zachwytu i uwagi - i naprawdę kwitną. A mężczyźni są męscy - ale od żon mają podziw, szacunek i uznanie. Żonę tworzy mąż, a żona męża. W małżeństwie zawsze jest wzajemność.

Ponieważ sporo padło o potrzebach męskich - dla równowagi napiszę o kobiecych. Wielu mężczyzn ma problem z akceptacją kobiecego cyklu, a także cyklu związanego z ciążą, porodem, połogiem i karmieniem. Najtrudniej przychodzi im akceptowanie zmian. Już sam cykl miesięczny jest powodem wielu mąskich frustracji - mężczyźni zamiast go akceptować, często urządzają kobietom awantury, próbując je sprowadzać do racjonalnego funkcjonowania i próbują leczyć swoje żony z "fochów". Mój mąż w miarę sobie dawał z tym rady, ale parę razy we frustracji krzyczałam do niego, że on chyba myśli, że ożenił się z mężczyzną i mnie nie rozumie. I były to kłótnie w kontekście cyklu właśnie. Inna sprawa, że wielu mężczyzn nie ma okazji doświadczyć naturalnego funkcjonowania kobiety - bo znane im kobiety biorą pigułki hormonalne, które "stabilizują" kobiety psychicznie. Czasem zresztą taki jest cel przyjmowania tych tabletek. Żeby kobieta była stabilniejsza. Bo cały cykl kobiety jest obecnie spatologizowany.
To problem, który się powtarza stale, także wątkach tu na forum - więc myślę, że potrzeba zrozumienia przez mężczyzn że ich żony są kobietami i wobec tego funkcjonują w cyklach i w zależności od fazy cyklu mogą mieć inne potrzeby i nastroje jest ważna. I równie ważna jest potrzeba zrozumienia zmian, jakie zachodzą w kobiecie w większym cyklu jakim jest ciąża, poród, połóg i karmienie dziecka.

Za to nie bardzo mogę zidentyfikowac inne kobiece potrzeby w realcjach małżeńskich. Poza wspieraniem kobiecości, akceptowaniem jej, także tym zachwytem i gestami miłości. I może wiedzy o tym, że kobieta jest delikatniejsza od mężczyzny. Myślę, że jeśli mężczyźni naprawdę mają tak, jak opisuje to Ksiądz Pawlukiewicz (dla mnie to naprawdę był szok, opis jakiś brutali z jaskiń i nie wierzyłam, że tak można funkcjonować, myśleć i postrzegac świat), to kobiety muszą im się wydawać w najlepszym razie ciężko zaburzone psychicznie. Ale oczywiście nie różnimy się od siebie tak bardzo.

Słuchałam takiego kazania niedawno w kościele, w którym ksiądz mówił o stwarzaniu świata, że było tam sporo o odzielaniu: nieba od ziemi, światła od ciemności itd. I że to co oddzielone nie tworzyło przeciwieństw, ale harmonijną całość. I że kobieta i mężczyzna też są taką parą, która razem tworzy całość. Najważniejszą - bo tworzącą pełnię obrazu Boga. Ale też że różnią się od siebie jak ląd od morza. No i trochę jak się patrzę, na moje małżeństwo, to faktycznie można powiedzieć, że mój mąż o mało nie utonął, bo próbował po morzu chodzic jak po lądzie i kompletnie nie rozumiał, czemu tu wszystko się zapada i ugina i nie ma nic mocnego i stabilnego, ani nic na tym zbudować, ani fundamentu połozyć, no na co komu taki niestabilny ląd? A ja raz po raz próbowałam sobie pływać na lądzie i się dziwiłam, że ciągle poobijana chodzę (nie dosłownie!). Na co komu takie morze, co ani fal nie ma, ani się w nim zanurzyć nie da, twarde jakieś takie, płaskie i niewygodne. Ani rybek w nim nie ma, ani meduzek ślicznych, muszelek nie da się zbierać, ani bursztynków i nic nie lśni w świetle wschodzącego słońca. Przerysowuję - ale nawet nie potrafię powiedzieć, czy bardzo. Bo może wcale nie tak bardzo.

Astro
Posty: 1193
Rejestracja: 17 mar 2018, 15:41
Jestem: po rozwodzie
Płeć: Mężczyzna

Re: Kilka pytań o separację

Post autor: Astro » 13 kwie 2021, 6:44

Piszemy o swoich doświadczeniach i przemyśleniach z tym związanych.
Ewuryco , Caliope
Moje doświadczenia są takie ,że kiedy moja żona traktowała mnie z szacunkiem mówiła prosto czego oczekuje ,zazwyczaj to robiłem . Czasami potrzebowałem 2-3 dni żeby to sobie poukładać . Potrafiłem przyznać się do błędu . Spewnoscia nie zawodzilem kiedy pojawiły się dzieci i jeszcze były małe. Tego dowiedziałem się w zeszłym roku . Choć wszędzie twierdziła ze wszystko robiłem zle w małżeństwie. Wiem nawet jakie słowa padły , nie były oczywiście wypowiedziane do mnie.
Problem pojawiał się wtedy , kiedy nie mówiła wprost czego oczekuje , kiedy kazała się domyslac
I ubierała to w pretensje , albo wybuch , często pokazując przy tym jak bardzo mnie nie szanuje.
Takie pretensje , komentarze , które trwają dłuższy czas zupełnie dezorjetuja mężczyznę . Powodują ,albo odsunięcie , albo wejście w końcu w konflikt bo mąż ,żonę potraktuje jak przeciwnika. Na pewno ogromną frustrację i złość. Tak miałem ja .

Bardzo dobrze o co mi chodzi wyłapał Sajmon być moze Lustro . Kiedyś to kobiety łagodziły konflikty , były ciepłe , kobiece. Kiedyś mądra kobieta umiała tak pokierować mężczyzna , iż uzyskiwała zamierzony cel, a facet był szczęśliwy bo uważał ,że to on sam tego dokonał . Dzisiaj jest inaczej to my mężczyźni mamy łagodzić spory , i tworzyć ognisko domowe , ciepło . Do czego raczej nie zostaliśmy stworzeni , a raczej do formy tego jaka dzisiaj się przedstawia. Mamy się domyślać czego oczekują kobiety . Dzisiejsze kobiety są babardowane przekazem o ich wolności , często wypaczonej . Im młodsze pokolenie tym bardziej roszczeniowe ,zaborcze , pretensjonalne i protekcjonalne. Jesteśmy traktowani jak narzędzia nie mężowie .
" Każdy z was , młodzi przyjaciele , znajduje też w życiu jakieś swoje Westerplatte.Jakis wymiar zadań , które musi podjąć i wypełnić ... Jakiś obowiązek, powinność, od której nie można zdezerterować. " Ojciec Święty Jan Paweł II

Caliope
Posty: 3013
Rejestracja: 04 sty 2020, 12:09
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Kilka pytań o separację

Post autor: Caliope » 13 kwie 2021, 10:10

Taki normalny cykl kobiecy jest zawsze do ogarnięcia, chyba, że problemy są związane z chorobą na tle hormonalnym. Trudno jest mi przypomnieć sobie kiedy mąż okazywał mi cokolwiek. Wystarczyłoby mi by patrzył na mnie jak kiedyś, właśnie z podziwem, szacunkiem, jak ja na niego, miał potrzebę przytulania mnie, spędzenia czasu. Wydawało mi się, że ma takie potrzeby, bo DDA jest ciągle mało miłości, a jednak on jest takim jaskiniowcem, bardzo szorstkim i gburowatym. Od ponad roku nie wykazuje żadnych potrzeb oprócz tych nsjbardziej podstawowych jak głód, sen, nie ma potrzeby bliskości. Nie wiem czy to nie jest męski foch, " nie bo nie ".

Ewuryca

Re: Kilka pytań o separację

Post autor: Ewuryca » 13 kwie 2021, 10:51

Astro pisze:
13 kwie 2021, 6:44
Piszemy o swoich doświadczeniach i przemyśleniach z tym związanych.
Ewuryco , Caliope
Moje doświadczenia są takie ,że kiedy moja żona traktowała mnie z szacunkiem mówiła prosto czego oczekuje ,zazwyczaj to robiłem . Czasami potrzebowałem 2-3 dni żeby to sobie poukładać . Potrafiłem przyznać się do błędu . Spewnoscia nie zawodzilem kiedy pojawiły się dzieci i jeszcze były małe. Tego dowiedziałem się w zeszłym roku . Choć wszędzie twierdziła ze wszystko robiłem zle w małżeństwie. Wiem nawet jakie słowa padły , nie były oczywiście wypowiedziane do mnie.
Problem pojawiał się wtedy , kiedy nie mówiła wprost czego oczekuje , kiedy kazała się domyslac
I ubierała to w pretensje , albo wybuch , często pokazując przy tym jak bardzo mnie nie szanuje.
Takie pretensje , komentarze , które trwają dłuższy czas zupełnie dezorjetuja mężczyznę . Powodują ,albo odsunięcie , albo wejście w końcu w konflikt bo mąż ,żonę potraktuje jak przeciwnika. Na pewno ogromną frustrację i złość. Tak miałem ja .

Bardzo dobrze o co mi chodzi wyłapał Sajmon być moze Lustro . Kiedyś to kobiety łagodziły konflikty , były ciepłe , kobiece. Kiedyś mądra kobieta umiała tak pokierować mężczyzna , iż uzyskiwała zamierzony cel, a facet był szczęśliwy bo uważał ,że to on sam tego dokonał . Dzisiaj jest inaczej to my mężczyźni mamy łagodzić spory , i tworzyć ognisko domowe , ciepło . Do czego raczej nie zostaliśmy stworzeni , a raczej do formy tego jaka dzisiaj się przedstawia. Mamy się domyślać czego oczekują kobiety . Dzisiejsze kobiety są babardowane przekazem o ich wolności , często wypaczonej . Im młodsze pokolenie tym bardziej roszczeniowe ,zaborcze , pretensjonalne i protekcjonalne. Jesteśmy traktowani jak narzędzia nie mężowie .
Jasne Astro, masz prawo do swojego punktu widzenia i dzielenia się nim.
Ja zgadzam sie co do takich założeń ogólnie ale według mnie działają one w zdrowym związku, gdzie wszystko opiera się na wzajmnej miłości, ona zawsze rodzi szacunek i zrozumienie. Więszość z nas na forum niestety w takich związkach nie jest i o ile szacunek i miłość należy się każdemu z samego faktu że jest się człowiekiem to nadal nie zgadzam się z ostatnim twoim zdaniem: Jak ją tworzycie takich macie mężów. Praktycznie wszyscy na formum stworzyliśmy chore związki bo sami byliśmy/jesteśmy zaburzeni i dlatego weszliśmy w chore relacje z zaburzonymi osobami, i tu tworzy się cały łańcuch zdarzeń.
Natomiast ja nie wzdycham ze wzruszeniem do czasów kiedy kobieta była odpowiedzialna za ognisko domowe a mąż był głową rodziny. Tamte czasy według mnie bardziej kreowały wszystko na pokaz a prawdziwe dramaty działy się za zamkniętymi drzwiami. Z tamtych czasów jest powiedzienie, że jak chłop nie pije i nie bije to żaden chłop, w tamtych też czasach dzieci były wychowywane poprzez bicie, a kobiety były w domu uzależnione finansowo od mężów i godziły się na wszystko bo nie miały wyjścia.
To właśnie dziś mamy możliwości aby tworzyć zdrowe rodziny, mając dostęp do wszystkich możliwych materiałów w internecie, a według mnie większość obecnych zaburzeń to właśnie naleciałości dawnego wychowywania ludzi bez okazywania uczuć, bez komunikacji z dziećmi, z uzależnieniami w domach, i z przemocą.

Natomiast ja też musiłam już dawno uderzyć sie w pierś co do brak szacunku dla męża. Niestety widząc go pijanego co weekend to bardziej czułam do niego odraze niż szacunek. Ale ja musiałam wyzdrowieć żeby to zrozumieć.

Bławatek
Posty: 1611
Rejestracja: 09 maja 2020, 13:08
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Kilka pytań o separację

Post autor: Bławatek » 13 kwie 2021, 13:28

Bo cały w tym ambaras aby dwoje chciało naraz - najlepiej tego samego lub podobnego -a do tego postrzegania świata, sytuacji w podobnej rzeczywistości a nie zakłamanej.

Każdy z przedmówców ma w większości rację. Ale najbardziej z tego wynika, że nie potrafimy się komunikować, że nie znamy różnic pomiędzy płciami ale również osobowościami, temperamentami, że liczy się w większości dla danej osoby to co dla niej jest ważne i wartościowe w danej chwili i nawet gdy druga strona stara się być kompromisowa to dysproporcje bywają i oddziałują w czasie na ludzi i związek.

Ruto widzisz mój mąż wymagał zarówno szacunku jak i chwalenia oraz zachwytu, a ja jestem bardziej pragmatyczna niż romantyczna i dla mnie pochwalenie 1 raz męża za coś co zrobił wg mnie wystarczało, ale nie dla niego, bo on oczekiwał kilkukrotnego chwalenia za to samo ( przy czym mi o tym nie mówił więc nie wiedziałam).

Astro a i sytuacja między Tobą a Twoją żoną jest nieadekwatna do mojej i mojego męża - to ja się zawsze starałam mówić mu czego potrzebuję, czego oczekuję od męża, ale zazwyczaj mąż nie był zainteresowany działaniem, natomiast to po jego stronie było nie mówienie o potrzebach, o tym co mu nie pasuje, ja się musiałam domyślać czego on chce i co się obraził.

I tak się zastanawiam, czy to ze mną coś nie tak bo nie jestem jak typowa kobieta, bo przez rodzinę pierwotną zostałam ukształtowana na twardą, zaradną osobę, dla której męskie czynności np. naprawy w domu nie mają tajemnic. Czy to może z moim mężem coś nie tak, bo on to bardziej jak kobieta się zachowywał i takie miał oczekiwania. A jego zachowanie wynika z tego, że ma dużo starszego brata, mama nad nim chuchała i dmuchała, a tata zawsze rządził, wszystko w domu robił i nie pozwalał innym odbierać sobie zadań i roboty. Więc pod względem przeciwieństw nieźle się z mężem dopasowaliśmy, nawet jeśli nie wynikają one z naszej płci tylko ukształtowania osobowości. I problem pojawia się gdy ja wymagam od męża by był głową rodziny i męski a on oczekuje, że ja będę strażniczką domowego ogniska, bez własnego zdania i ambicji. A jedno i drugie nie ma do tego predyspozycji - ja się duszę w domu, mąż się boi być głową rodziny, która za wszystko jest odpowiedzialna. Może gdybyśmy umieli zaakceptować siebie i żyć razem realizując odmienne role w małżeństwie nieraz nieadekwatne do płci, wzajemnie sobie dziękować i się wspierać to by nam mimo tych różnic się dobrze żyło. A tak przez brak zrozumienia, brak komunikacji i współdziałania, brak postawy miłości, wszystko się posypało.

Dla chcącego nic trudnego - ale w małżeństwie 2 osoby muszą chcieć - dobra drugiej strony, współdziałać, rozmawiać, kochać, szanować drugiego człowieka i jego zdanie. Oczywiście wszystko w myśl słów z Pisma Świętego - jeśli twój brat czyni źle idź i upomnij go. Bo nie może być zgody na złe poczynania.

Ruta
Posty: 3297
Rejestracja: 19 lis 2019, 12:00
Jestem: w separacji
Płeć: Kobieta

Re: Kilka pytań o separację

Post autor: Ruta » 13 kwie 2021, 14:41

Bławatek pisze:
13 kwie 2021, 13:28
Każdy z przedmówców ma w większości rację. Ale najbardziej z tego wynika, że nie potrafimy się komunikować, że nie znamy różnic pomiędzy płciami ale również osobowościami, temperamentami, że liczy się w większości dla danej osoby to co dla niej jest ważne i wartościowe w danej chwili i nawet gdy druga strona stara się być kompromisowa to dysproporcje bywają i oddziałują w czasie na ludzi i związek.
Ksiądz Pawlukiewicz w jednym z kazań powiedział coś, co mnie zastanowiło. Że to nie jest tak, że kobiety mają wyłącznie cechy kobiece a mężczyźni wyłącznie męskie. I że w każdej osobie jest zalążek cech płci przeciwnej, które w razie potrzeby mogą się rozwinąc, na przykład gdyby mężczyzna został wdowcem i miał małe dzieci, lub kobieta musiała sama wychowywać synów. Taki pakiet zapasowy. Możliwe więc - to już mój wniosek - że w wychowaniu czasem rozwijamy ten pakiet zapasowy, zamiast tego podstawowego.

To ciekawe, bo w sumie podobnie sprawę widział Gustaw Jung, który pisał, że młoda kobieta, która rozwija swoją męską część robi to zawsze kosztem swojej kobiecości i że nie ma szansy przynieść jej to szczęścia. Natomiast jeśli jest już osobą dojrzałą i ma pełnię swojej kobiecości, może bez szkody dla siebie rozwijać także to co określamy jako męskie. Już na bezpiecznym gruncie. Mnie to bardzo oburzało jako młodą kobietę i niepokoiło. Ja wyrosłam w pogardzie dla kobiecości, interesujące było tylko to co należało do świata męskiego, kobiety były nudne, oznaczały nudne sprawy, brak charakteru, zero przygód, zero działalności intelektualnej, naiwność i podporządkowanie. I jakieś głupie wstążki, ubrania i błyszczące rzeczy. Taką podporządkowaną a nawet ubezwłasnowolnioną kobietę widziałam także w Maryi. Nie chciałam w żadną tak widzianą kobiecość wchodzić.

Ale z czasem odkryłam też, że nie chcę wchodzić w męskość. Bo kompletnie nie jest moja. Jest czymś mi zupełnie obcym. Czymś z czym nie umiem się zidentyfikować. Miałam więc ogromny problem z moją tożsamością. Do tego miałam problem, bo rozwijałam się szybko w kierunku nauk ścisłych - uwielbiałam fizykę, matematykę, liczby, astronomię, logikę. Ciągle słyszałam, że mam męski umysł. Zawstydzało mnie to i także niepokoiło, bo akurat byłam w wieku, gdy przypisanie mi męskości było obrazą, u progu dojrzewania. I to był krótki czas, gdy jednak chciałam być kobieca. I na starcie mi to odbierano, tylko dlatego, że potrafiłam coś policzyć i interesowały mnie galaktyki, zamiast szminek. Jak cios w serce mojej rodzącej się kobiecości. No i powiedziałam sobie wtedy: to ja chrzanię taką kobiecość w której zakazane jest liczenie. To samo dotyczyło potem wypraw w góry, samotnych wypraw z plecakiem w nieznane i mnóstwa innych rzeczy. A dorastałam w środowisku gdzie takie rzeczy dla dziewczynek nie były przewidziane. Robiąc każdą z nich - w zgodzie ze sobą, miałam przekonanie, że oddalam się coraz bardziej od mojej kobiecości.

Spotkałam za to kiedyś bardzo mądrą kobietę, która powiedziała mi, że skoro jestem kobietą, to z całą pewnością nie mam męskiego mózgu. Że mój mózg, nawet gdy liczy i rozważa atrybuty prostej, jest nadal mózgiem kobiety. Dla mnie to brzmiało jak rewolucja. Po pierwsze oznaczało to, że kobiecość może w sobie te rzeczy zawierać. Po drugie, że ze mną jest wszystko w porządku. Usłyszałam, też znacznie póżniej od innej mądrej kobiety - siostry Anny Pudełko - że każda z nas jest kobietą na swój własny niepowtarzalny sposób - każdą z nas Bóg stworzył jako piękny, kompletny unikat.

Wiele lat później, już w małżeństwie, zaczęłam się otwierać sama w sobie na inne aspekty kobiecości, te które na wczesnych latach życia odrzuciłam. I czułam się z tym dobrze. Gdy mój mąż mnie porzucił, było to tak dużą raną, że na powrót nie byłam w stanie nawet takich aspektów mojej kobiecości dotknąć. Nadal mam łzy w oczach, gdy o tym piszę i nadal bardzo mnie to boli. I nadal na razie tylko obchodzę lej po bombie atomowej, która na mnie spadła i rozbiła moją kobiecość na atomy. W zasadzie nawet i atomy się porozpadały.

Dużo zyskałam na sycharowkich warsztatach z siostrą Anną Pudełko. Siostra Anna w moim odczuciu reprezentuje taki kobiecy aspekt kobiecości, z którym jest mi się trudno zintegrować. Ale w jej wydaniu jest w nim tyle piękna, że nie mogę go nie podziwiać i nie pragnąć odnaleźć tego trochę i w sobie. Choć byłam już wtedy blisko Maryi, Jej macierzyństwa, miłości, opiekuńczości, to dzięki siostrze zaczęłam dostrzegać fenomen siły, jaki tkwi w pokorze, i wtedy zrozumiałam, że to nie to samo co zgoda na doświadczanie przemocy. Ale też zaczęłam dostrzegać pozytywy w tych aspektach kobiecości, które wcześniej odrzucałam. Długa droga przede mną.

Tak więc Bławatku, myślę, że nie stajesz się męska wbijając gwoździe :) Na całe szczęście.

Mój mąż wydawał mi się zawsze bardzo, ale to bardzo męski, gdy czule tulił naszego synka. Choć to nie jest to cecha powszechnie uznana za męską. Zrozumiałam jednak niedawno, jak bardzo jest to męskie, studiując osobę Świętego Józefa. U nas w parafi jest taki stary piękny obraz, na którym Dzieciątko Jezus niemal się wkleja w Świętego Józefa. Czuć, że lgnie do niego tak całym sobą, jest w tym tyle ufności i miłości do taty, że aż mi zawsze zapiera dech, kiedy na ten obraz patrzę. Jest tak jak na obrazach matki i dziecka na których wiemy, że ta para tworzy całość, że znają się, znają swoje ciała, rytm swoich serc - tak jest na tym obrazie z Józefem i Dzieciątkiem Jezus. Józef na tym obrazie jest kwintesensją mężczyzny, męża, taty, wojownika, budowniczego, doradcy, obrońcy, ostoi. Nie wiem jak malarze potrafią to wszystko wyrazić w obrazie, ale tam to jest.

Więc choć nie jest to kulturowy obraz mężczyzny jaki znamy - mężczyzna tulący dziecko - to jednak jest to bardzo mocny obraz skondensowanej męskości. Podobnie jest z obrazem kobiety kontemplującej i rozważającej świat, badającej go - to jest bardzo silny obraz kobiecości. czułość jest męskim atrybutem, a kontemplacja jest atrybutem żeńskim. Człość nie zabija męskości, a myslenie kobiecości - stereotypowe wizje taki obraz tworzą. Mało tego, każe się nam wierzyć, że skoro te stereotypy są fałszywe, to tak naprawdę oznacza to, że nie ma ani męskości, ani kobiecości.

Myślę sobie, że wiele i wielu z nas odrzuca kobiecość i męskość i jako tożsamość i nawet jako coś co jest obiektywnym faktem, bo mamy zupełnie fałszywe wizje męskości i kobiecości. I że słusznie je odrzucamy.

Pavel
Posty: 5131
Rejestracja: 03 sty 2017, 21:13
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Mężczyzna

Re: Kilka pytań o separację

Post autor: Pavel » 13 kwie 2021, 15:03

Ruta pisze:
13 kwie 2021, 0:03
Zjadło mi prawie gotowy post, ale to i lepiej, bo teraz go skrócę.

Straciliśmy kulturowy zasób wiedzy o tym, czym jest męskość, a czym kobiecość. Jeśli ktoś próbuje taką wiedzę przekazywać, jest od razu krytykowany, jako odwołujący się do zabobonów, stereotypów, mitów. A jednak jestem pewna, że istnieją w relacjach specyficzne męskie i kobiece potrzeby. Z tej okazji korzysta wielu domorosłych samozwańczych mistrzów, którzy wypełniają tą powstałą lukę banialukami o kobiecości i męskości - co jeszcze naszą sytuację utrudnia. Naprawdę łatwo się zgubić i nakarmić głupotami.

Myślę że sami mężczyźni niewiele wiedzą o swoich męskich potrzebach w relacjach małżeńskich, a kobiety o swoich. Co dopiero o potrzebach współmałżonka. Ja na przykład byłam przekonana, że ważne jest okazywanie miłości i zachwytu, więc to robiłam. W dobrej wierze. Gdybym miała żonę, to by przy mnie rozkwitała każdego dnia i czułaby się najwspanialszą i jedyną kobietą we wszechświecie. Rzecz w tym, że mój mąż nie jest kobietą. Więc żadne zachwyty ni esprawią że zakwitnie. Prędzej się zagotuje.

Skąd ja jednak miałam wiedzieć, że mężczyzna potrzebuje szacunku. Naprawdę byłam gotowa mężowi dac wszystko, więc nie byłoby żadnym problemem okazywanie mu szacunku. Tym bardziej, że na ten szacunek przecież zasługiwał i ja go szanowałam - po cichu. A mój mąż też mi okazywał zachwyt i miłość - równie po cichu. Trochę jakbyśmy się nawzajem w swoich potrzebach zagładzali. Ja karmiłam potężnego niedźwiedzia zupką z rosy i różanym przecierkiem, mój mąż karmił koliberka stekiem na zmianę ze schabowymi.

Pomyślałam sobie o szczęśliwych małżonkach, których znam. I coś jest w tym, że kobiety są bardzo kobiece - ale od mężów dostają dużo adoracji, miłości i zachwytu i uwagi - i naprawdę kwitną. A mężczyźni są męscy - ale od żon mają podziw, szacunek i uznanie. Żonę tworzy mąż, a żona męża. W małżeństwie zawsze jest wzajemność.

Ponieważ sporo padło o potrzebach męskich - dla równowagi napiszę o kobiecych. Wielu mężczyzn ma problem z akceptacją kobiecego cyklu, a także cyklu związanego z ciążą, porodem, połogiem i karmieniem. Najtrudniej przychodzi im akceptowanie zmian. Już sam cykl miesięczny jest powodem wielu mąskich frustracji - mężczyźni zamiast go akceptować, często urządzają kobietom awantury, próbując je sprowadzać do racjonalnego funkcjonowania i próbują leczyć swoje żony z "fochów". Mój mąż w miarę sobie dawał z tym rady, ale parę razy we frustracji krzyczałam do niego, że on chyba myśli, że ożenił się z mężczyzną i mnie nie rozumie. I były to kłótnie w kontekście cyklu właśnie. Inna sprawa, że wielu mężczyzn nie ma okazji doświadczyć naturalnego funkcjonowania kobiety - bo znane im kobiety biorą pigułki hormonalne, które "stabilizują" kobiety psychicznie. Czasem zresztą taki jest cel przyjmowania tych tabletek. Żeby kobieta była stabilniejsza. Bo cały cykl kobiety jest obecnie spatologizowany.
To problem, który się powtarza stale, także wątkach tu na forum - więc myślę, że potrzeba zrozumienia przez mężczyzn że ich żony są kobietami i wobec tego funkcjonują w cyklach i w zależności od fazy cyklu mogą mieć inne potrzeby i nastroje jest ważna. I równie ważna jest potrzeba zrozumienia zmian, jakie zachodzą w kobiecie w większym cyklu jakim jest ciąża, poród, połóg i karmienie dziecka.

Za to nie bardzo mogę zidentyfikowac inne kobiece potrzeby w realcjach małżeńskich. Poza wspieraniem kobiecości, akceptowaniem jej, także tym zachwytem i gestami miłości. I może wiedzy o tym, że kobieta jest delikatniejsza od mężczyzny. Myślę, że jeśli mężczyźni naprawdę mają tak, jak opisuje to Ksiądz Pawlukiewicz (dla mnie to naprawdę był szok, opis jakiś brutali z jaskiń i nie wierzyłam, że tak można funkcjonować, myśleć i postrzegac świat), to kobiety muszą im się wydawać w najlepszym razie ciężko zaburzone psychicznie. Ale oczywiście nie różnimy się od siebie tak bardzo.

Słuchałam takiego kazania niedawno w kościele, w którym ksiądz mówił o stwarzaniu świata, że było tam sporo o odzielaniu: nieba od ziemi, światła od ciemności itd. I że to co oddzielone nie tworzyło przeciwieństw, ale harmonijną całość. I że kobieta i mężczyzna też są taką parą, która razem tworzy całość. Najważniejszą - bo tworzącą pełnię obrazu Boga. Ale też że różnią się od siebie jak ląd od morza. No i trochę jak się patrzę, na moje małżeństwo, to faktycznie można powiedzieć, że mój mąż o mało nie utonął, bo próbował po morzu chodzic jak po lądzie i kompletnie nie rozumiał, czemu tu wszystko się zapada i ugina i nie ma nic mocnego i stabilnego, ani nic na tym zbudować, ani fundamentu połozyć, no na co komu taki niestabilny ląd? A ja raz po raz próbowałam sobie pływać na lądzie i się dziwiłam, że ciągle poobijana chodzę (nie dosłownie!). Na co komu takie morze, co ani fal nie ma, ani się w nim zanurzyć nie da, twarde jakieś takie, płaskie i niewygodne. Ani rybek w nim nie ma, ani meduzek ślicznych, muszelek nie da się zbierać, ani bursztynków i nic nie lśni w świetle wschodzącego słońca. Przerysowuję - ale nawet nie potrafię powiedzieć, czy bardzo. Bo może wcale nie tak bardzo.
Dzięki za ten post Ruto.
Poza walorami czysto merytorycznymi, które co prawda były dla mnie znajome (ale nie jestem na forum sam, poza tym i mi służy powtarzanie czytania mądrych treści), uzmysłowił mi, że pomimo wielkiego postępu w tych obszarach i funkcjonowania na zupełnie innym poziomie, rezerwy są wciąż olbrzymie. I mimo świadomości tego, naturalnie w pierwszym odruchu mam tendencje do tego by spodziewać się po żonie zachowania „po męsku” 😂

Ten kobiecy cykl.
Z jednej strony - niepojęta dla mnie strona kobiecej natury, jak słusznie zauważasz - moim okiem na pograniczu zaburzeń psychicznych. A jednak zupełnie normalna, w końcu Bóg to wymyślił :)
Z drugiej strony, mądre i realistyczne wymaganie by te wszystkie „przeciążenia systemu” wydalać w znośny dla otoczenia sposób.

Chociaż mój postęp tu jest gigantyczny i nieskromnie napiszę, że nieźle pomagam żonie to zdrowiej przetwarzać, to jednak widzę, że można duuuużo lepiej. Zwłaszcza w obszarze akceptacji tego co dla mnie jest zupełnie obce i niezrozumiałe.
"Bóg nie działa poza wolą człowieka i poza jego wysiłkiem.(...) Założenie, że jeśli się pomodlimy, to będzie dobrze, jest już wiarą w magię." ks. dr. Grzegorz Strzelczyk

sajmon123
Posty: 865
Rejestracja: 16 lis 2020, 22:57
Jestem: po rozwodzie
Płeć: Mężczyzna

Re: Kilka pytań o separację

Post autor: sajmon123 » 13 kwie 2021, 15:30

Ruto, ależ tulenie dziecka jest wyrazem pełnej męskości. Tak samo jak płacz. Prawdziwy mężczyzna płacze gdy jest naprawdę bezsilny. Trochę nam to wypaczono, że mężczyzna nie okazuje uczuć, stosuje tzw zimny chów. Owszem, pierwszeństwo w tym ma matka, tuli i ochrania dziecko. Ojciec zazwyczaj tuli w momencie gdy jest strasznie dumny z dziecka lub np bardzo stęskniony. Zgodzisz się chyba ze mną, że taki uścisk ojcowski nawet z wyglądu, z ułożenia rąk itd różni się od tego matczynego.

ODPOWIEDZ

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 26 gości