Kilka pytań o separację

Refleksje, dzielenie się swoimi przeżyciami...

Moderator: Moderatorzy

Ruta
Posty: 3297
Rejestracja: 19 lis 2019, 12:00
Jestem: w separacji
Płeć: Kobieta

Re: Kilka pytań o separację

Post autor: Ruta »

Bławatek pisze: 16 maja 2022, 8:02 Ruto witaj w klubie "kierat szkolny" 😉. U nas też maraton sprawdzianów zapowiedzianych i tych do poprawy. I to najlepiej w tym tygodniu, bo przecież w przyszłym ze względu na egzaminy ośmioklasistow przez 3 dni nauki nie ma. Ja już odpuściłam, bo i tak nie znam sposobu by syna do większej mobilizacji i nauki zagonić. I też odliczam czas do wakacji - dwa miesiące bez popołudniowej nauki i weekendy wolne - sama przyjemność 🙂
Są takie kluby, których się nie wybiera :) Ja jestem trochę ofiarą własnego sukcesu, młody jest obowiązkowy. Uczę go teraz odpuszczania i tego, że dwa to także dobra ocena i czasem, gdy jest wszystkiego tak dużo, zupełnie wystarczy. I nie trzeba zawsze być przygotowanym na 100 procent. Jednym słowem uprawiam antypedagogikę :shock:
Postanowiłam poprosić część nauczycieli o przełożenie niektórych zaliczeń, młody nie daje rady. Ma już wystarczająco ocen, by uzyskać zaliczenie z każdego przedmiotu. No ale wszystkie zaległe sprawdziany zaliczone mają być i basta! Sama czuję się wymęczona, więc doskonale młodego rozumiem. Zobaczymy, jaka będzie odpowiedź. Sprawę komplikują trochę właśnie te dni wolne, nauczyciele chcieliby mieć już wszystko załatwione przed. No ale uczniowie też mają swoje limity. Podobnie jak rodzice :roll:

Marzę o wakacjach... i solidnym spacerze... takie miłe ciepłe dni nam się marnują... młody woli się uczyć w domu, na dworze za dużo rzeczy go rozprasza....

***
Mąż był dzisiaj u nas. Słaby jeszcze po chorobie, ale szybko się z nią uporał. A tak się niepokoiłam. Ugotował nam obiad. Miło, bo w ferworze walki trudno jest mi wszystko ogarnąć. Każda pomoc potrzebna. No i miło zjeść czasem obiad, którego nie gotowałam. Trochę nas porozśmieszał, miło nam dzisiaj było razem. Przydała się jego obecność, w tej nieustającej nauce z młodym powoli zaczynamy przypominać blade zombiaki.
Udało się nam mieć różnicę zdań i o to nie pokłócić. Co oznacza ostatni tydzień miesiąca? Jak się okazuje jest to pojęcie równie względne, jak wczesny ranek lub późne popołudnie. Każdy rozumie co innego. No i mąż wziął wolne w pracy nie w tym terminie co trzeba, co nas rozbawiło. Gdy było między nami dużo napięcia, takie sytuacje były zarzewiem niezłych wojenek. A tu proszę, zareagowaliśmy swobodnie, spokojnie, miło, jak w dawnych pięknych czasach sprzed kryzysu.

***
Nadal piszę mężowi raporty z wydarzeń domowych. Mąż czyta. Odpisuje rzadko, jeśli już to krótko. Ale jakoś dobrze mi z tym. Piszę także czasem o swoich emocjach. Mąż reklamacji nie zgłasza. Dzięki temu czuję się "wygadana".

***
Gdzieś we mnie rodzi się lęk. Wiem, że może nadejść kolejne załamanie pogody. Całkiem nieprzewidzianie. To wszystkie ostatnie lata odzywają się we mnie, gdy to, że było dobrze, spokojnie, przestało oznaczać dobro i spokój, a było oczekiwaniem na zbliżające się zawalenie. Teraz jednak jest inaczej, choć trudno mi to ująć, złapać, gdzie to inaczej jest. Ten lęk nie płynie z teraz, ale właśnie jest zakorzeniony w przeszłości. Zdecydowanie potrzebuję tą przeszłość oddać.
Sama mierzę się z trudnościami w swoim nałogu, po okresach abstynencji, gdy czuję się wolna, przychodzą okresy obsesyjne.Wiem, jak niespodziewanie może to nadejść. I widzę jak jest wtedy trudno, ile to mnie kosztuje, jak źle się wtedy czuję ze sobą.
Staram się nie myśleć na zapas. Wiem już też, że nie ma sensu starać się tego zatrzymać, zapobiegać.To tak nie działa. W sensie w sobie mogę, a też nie sama, ale odwołując się do Łaski, w drugim człowieku nie mogę nic. Poza modlitwą. To w sumie dużo. Staram się też pamiętać, że w człowieku wszystko jest ku zdrowieniu, jeśli już ten kierunek człowiek nawet niewielką częścią obiera. Nawet trudniejsze okresy mogą wtedy być pomocne.
Mam też na nowo trudność w modlitwie, także w modlitwie za męża. Dość nieoczekiwanie. Ale staram się przynajmniej nas zawierzać.
Ruta
Posty: 3297
Rejestracja: 19 lis 2019, 12:00
Jestem: w separacji
Płeć: Kobieta

Re: Kilka pytań o separację

Post autor: Ruta »

Zapisałam się na rekolekcje internetowe Rodzina33. Sprawdziłam, rekolekcje rekomendują Konferencja Episkopatu Polski - Rada ds Rodziny KEP oraz Krajowy Ośrodek Duszpasterstwa Rodzin.

Rekolekcje startują jutro i potrwają do 19 czerwca. Zapisać można się na stronie
www.rodzina33.pl
Na stronie głównej jest zakładka aplikacje, można tam zapisać się do grupy na Whatsup, wtedy każdego dnia będzie się otrzymywać materiały do rozważań. Bardzo mi się to rozwiązanie podoba.

Na stronie jest też osobny plan rekolekcji dla dzieci, które mogą równolegle do rodziców lub rodzica uczestniczyć w nich korzystając z materiałów opracowanych specjalnie dla dzieci. To też mi się podoba, zapytam dziś syna, czy miałby ochotę wziąć w nich udział. Ostatnio przy tak intensywnej nauce nasza wspólna modlitwa ogranicza się coraz bardziej do krótkiej modlitwy wieczorem, może będzie to szansa na powrót do pogłębionej modlitwy rodzinnej.

***
Właśnie to sobie uświadomiłam, że potrzebuję się wyciszyć w tym natłoku i nie ma sensu czekać, aż wszystko się uspokoi. Na tegorocznych rekolekcjach w parafii ksiądz opowiadał nam o swoich rekolekcjach ze świętą Matką Teresą z Kalkuty, która mówiła dużo o potrzebie modlitwy, Adoracji. Wtedy jeden z księży opowiedział o swoim dniu, wszystkich zajęciach i o tym, że przy takim natłoku czasu zwyczajnie nie da rady tak dużo czasu przeznaczyć na modlitwę i Adorację. Na co Matka Teresa powiedziała mu:
- Synu, potrzebujesz godziny Adoracji dziennie.
Na to ksiądz odważnie zaczął mówić o tym, że oczywiście może tak zrobić, ale zaraz zaczął wymieniać, ile rzeczy zawali się, gdy podejmie codzienną godzinną Adorację. Na to Matka Teresa odpowiedziała:
- Synu, widzę teraz, że potrzebujesz dwóch godzin Adoracji dziennie.
:)

Zdaje się, że potrzebuje dwóch godzin Adoracji dziennie. Bo mam dokładnie takie uczucie, ile na mnie jest rzeczy, odpowiedzialności i bardzo trudno mi się w tym zatrzymać, bez poczucia, że się wszystko zawali. No i mój stres się nasila.
Więc cieszę się tymi rekolekcjami, zamierzam je wykorzystać jako czas dla siebie i na wyciszenie wewnętrzne. Są też piękne świadectwa łask z tych rekolekcji z poprzednich edycji, co także zachęca :)
Ruta
Posty: 3297
Rejestracja: 19 lis 2019, 12:00
Jestem: w separacji
Płeć: Kobieta

Re: Kilka pytań o separację

Post autor: Ruta »

Cieszę się rekolekcjami. Jest tam jedna krótka modlitwa za męża. I tą odmawiam, z radością, spokojnie. Mam poczucie, że tyle wystarczy. Jakoś odszedł ode mnie lęk. Kocham sobie mojego męża spokojnie, ciepło, bez presji. To przyjemne. Pracuję, spędzam czas z dziećmi, z przyjaciółmi, planuję powoli wakacje. Część zaliczeń syna udało się przenieść na późniejszy termin, więc mamy trochę ulgi i czasu na odpoczynek. Jest we mnie więcej spokoju, mniej pośpiechu. Nie każdego dnia mam czas na Adorację. Uczę się Adorować Jezusa w swoim sercu w tych dniach, gdy nie mogę do Niego przyjść. Rekolekcje zachęcają do godziny Adoracji w tygodniu. Wydało mi się to najpierw tak malutko, że wręcz za mało. Odkrywam, że czasem chciałabym za dużo, za dużo na siebie nałożyć, ale i za dużo wziąć, nie wiem jeszcze dokładnie o co chodzi i jak to we mnie jest umiejscowione, skąd się bierze. Będę się sobie w tym przyglądać.

Do codziennych krótkich (a czasem dłuższych) wiadomości do męża dołączam od pierwszego dnia materiały z rekolekcji. Ale nie tak, jak zrobiłabym to kiedyś, z myślą, że jak mąż coś przeczyta, to się zmieni, zmieni zdanie, nawróci się, wróci i coś tam coś tam, dziesiątki scenariuszy. Wysyłam je w wolności, bez oczekiwań nawet co do tego, by mąż te materiały otworzył, ani bez oczekiwań co do efektów, gdyby je otworzył :) Ale już poprzez samą codzienną modlitwę za męża w ramach rekolekcji, która obejmuje prośby o owoce rekolekcji także dla męża, czuję, że w tych rekolekcjach jesteśmy przez Panem Bogiem oboje. I mam ufność, że przyniosą one owoce. Nie pytam, czy to będą malutkie leśne jagódki, czy soczyste arbuzy :) Zaczynam lubić niespodzianki.

Trenuję zgodę na to, że nie wszystko jest doskonałe i nie nad wszystkim muszę mieć kontrolę i nie wszystko muszę przewidywać w naszej osiedlowej lodziarni. Byłam dostąd bardzo konserwatywna w wyborze lodowych smaków. Teraz za każdym razem bierzemy inny smak, programowo, bez wcześniejszego próbowania. Twórcy tych lodów mają fantazję, ale jej efekty bywają różne.Trenujemy więc też wychodzenie ze strefy komfortu. Dziś jadłam lody porzeczkowe, choć owocowych zwykle nie jadałam, okazały się dobre, ale kwaśne jak nie wiem. Do lodów o smaku sera feta jeszcze nie dorosłam :D Z okazji niedzieli wzięliśmy sobie po dwie kulki, więc zjadłam też pyszne lody mascarpone. Przyjemnie odnajdywać w sobie radość.
Błogosławionej niedzieli
Ruta
Posty: 3297
Rejestracja: 19 lis 2019, 12:00
Jestem: w separacji
Płeć: Kobieta

Re: Kilka pytań o separację

Post autor: Ruta »

Rekolekcje Rodzina 33 okazały się dla mnie, dla męża i całej naszej rodziny owocne. Jeszcze nie wiem co to za owoce, bo na razie są głównie takie małe kuleczki, zawiązki, ale zobaczymy co z nich urośnie :) Teraz trzeba podlewać i pielęgnować...

Tak czy inaczej rekolekcje polecam, można je przejść w każdej chwili indywidualnie, materiały są dostępne na stronie internetowej rekolekcji.
Treść jest napisana dla małżonków. W sytuacji, gdy pozostajemy z mężem w separacji, niektóre treści i zadania nie były możliwe do zrealizowania, ale niektóre były jak najbardziej możliwe. Podobały mi się krótkie modlitwy za męża, zapewniały mi stabilność modlitwy za męża, bo wciąż mam skłonność do przegięć w tym zakresie: albo zbyt dużo modlitwy, czasem zresztą w kompulsji, albo blokady, z którymi mi trudno. Bardzo mi ta kwestia się porządkowała, i fajnie, że nie ja wymyślałam o co się modlić (czasem na tym polu też przeginam). Tego po zakończeniu rekolekcji mi trochę brakuje.

Dość nieoczekiwane dla mnie jest to, że najwięcej owoców widzę w relacji rodzicielskiej, nie małżeńskiej. Niektóre wyrosły szybko. A wchodziłam w rekolekcje z myślą o małżeństwie, kompletnie nie myśląc o macierzyńskim aspekcie rekolekcji rodzinnych. Ojcowskim zresztą też nie. A to tu się podziało...

Mąż trzyma mnie na dystans w sposób dla mnie odczuwalny. Ale i ja się dystansuję. Generalnie nie mam zbyt dużo okazji by to odczuwać, widujemy się krótko. Jeśli się widzimy na ogół jest miły, jeśli mamy coś do ustalenia, rozmowa jest konstruktywna, spokojna, choć zdarzają się mężowi drobne złośliwości, głównie "wypominki", że ja teraz to..., a kiedyś to coś tam coś tam. Nie reaguję. Po cichu uznaję, że oznacza to, że mąż widzi zmiany. Może i komentuje je złośliwie i wypomina, ale zmiany jednak widzi.
Nadal piszę mężowi raporty, choć ostatnio mniej systematycznie. Za to mąż znacznie więcej czasu angażuje się jako ojciec... i dobrze mu idzie. Od długiego czasu jest stabilny, trzeźwy. To mnie cieszy, ale też mam w sobie trochę bólu z powodu dystansu między nami. Ewidentnie gdzieś weszłam w jakieś oczekiwania - co prowadzi do rozczarowań - a to do bólu. Tylko jeszcze nie wiem gdzie. Ale się dogrzebię :) Mam też poczucie, że wciąż za bardzo próbuję trzymać stery. No dobra... nie poczucie - wciąż mi się włącza kontrola i próba ustawiania pode mnie, by redukować mój lęk. Generalnie założenia mam może i słuszne, podobnie jak słusznie nie do końca obdarzam męża jako ojca zaufaniem, ale forma wciąż szwankuje. Myślę nad tym, by otwarcie powiedzieć - na razie ci nie ufam i stąd moje reakcje. Myślę...bo wcale nie wiem, czy to dobre rozwiązanie. Choć zwykle jednak szczerość okazuje się w relacji z moim mężem najlepszym wyjściem, redukującym ilość napięcia.

Wciąż mierzę się z (nie)paleniem, sukcesy na tym polu mam umiarkowane, bo nawet gdy nie palę, to mam wtedy ileś tam myśli o tym, by jednak zapalić, albo podjadam - i wciąż nie dorosłam do ponowienia takiej modlitwy jaką modliłam się prosząc o uwolnienie. Najtrudniej jest mi w stanach napięcia emocjonalnego, które teraz doskonale w sobie rozpoznaję. Dużo we mnie tego się pojawia, zwykle wcale nie w reakcji na to co tu i teraz. Raczej jako lęk, że coś się trudnego wydarzy, lub powtórzy się coś z przeszłości. Za to moje stare metody zrzucania napięcia już nie do końca działają - spacery przestały być dla mnie wystarczające do wentylowania emocji. A wciąż za bardzo innych sposobów wypracowanych nie mam. Co daje mi do myślenia, że czas łaski gdy nie odczuwałam głodu nikotynowego i byłam wolna od obsesyjnych myśli zmarnowałam, niczego w obszarze uzależnienia nie przepracowując.

Sporo we mnie chaosu, którego póki co nie umiem wyciszyć. Ostatnio terapeutka uświadomiła mi, że wprowadzam dużo zmian na raz, dużo pracuję, także nad sobą, zmiany pociągają inne zmiany, także w moich relacjach - i poczucie chaosu i lekkiego pogubienia jest w takiej sytuacji zrozumiałe. Może potrzebuję dnia lub dwóch, by nic nie zmieniać, tylko pobyć? Za to miałam dziś, a w zasadzie wczoraj piękną głęboką Adorację, właśnie w tym moim chaosie. Zawsze sądziłam, że do wejścia w taką pogłębioną Adorację potrzeba stanu wyciszenia.

Cieszę się z końca roku szkolnego i z wakacji. To tuż tuż. Na wakacyjny wyjazd jeszcze trochę poczekamy, ale jak Bóg da, spędzimy tydzień nad morzem :) Nie chcę być zachłanna, ale marzę, by na trochę pojechać też w moje ukochane góry... na razie góry wciąż są bardziej w sferze marzeń, ale przecież nie wiem wcale, co się zdarzy jutro, więc tym bardziej nie wykluczam niczego, co może się zdarzyć w wakacje :) Pierwsze dwa tygodnie młody będzie u dziadków, trochę mi smutno już, chociaż jeszcze nie wyjechał. Najchętniej bym pierwszy tydzień spędziła z młodym. Ale za to młody się już cieszy na wyjazd... Jeśli nie uda się pojechać w góry, to też nic straconego, mamy sporo ładnej przyrody w okolicy, będziemy sobie robić wycieczki... młody dorósł w końcu do kajaków... to już niemal nastolatek, zobaczymy, może mu się spodoba.

A tymczasem drodzy Ojcowie (serduszko)...
...w dniu Waszego Święta życzę Wam z całego serca obfitości Łask Bożych, radości z ojcostwa, coraz lepszych i coraz bardziej bliskich i pełnych miłości relacji z Waszymi dziećmi...


...wiem, że wielu z Was dziś tęskni, ma z dziećmi ograniczony kontakt i że borykacie się z wieloma trudnościami, zewnętrznymi i wewnętrznymi... otaczam Was szczególnie serdeczną modlitwą za wstawiennictwem Świętego Józefa... dobrze, że jesteście.
Awatar użytkownika
Niepozorny
Posty: 1541
Rejestracja: 24 maja 2019, 23:50
Jestem: w separacji
Płeć: Mężczyzna

Re: Kilka pytań o separację

Post autor: Niepozorny »

Ruta pisze: 23 cze 2022, 2:12 A tymczasem drodzy Ojcowie (serduszko)...
...w dniu Waszego Święta życzę Wam z całego serca obfitości Łask Bożych, radości z ojcostwa, coraz lepszych i coraz bardziej bliskich i pełnych miłości relacji z Waszymi dziećmi...
Dziękuję za życzenia :)
Z braku rodzi się lepsze!
Ruta
Posty: 3297
Rejestracja: 19 lis 2019, 12:00
Jestem: w separacji
Płeć: Kobieta

Re: Kilka pytań o separację

Post autor: Ruta »

Myślałam, że będę znów robić długie autoanalizy, żeby zobaczyć, co i dlaczego mnie boli i co ja tam kombinuję sama przed sobą. Okazało się, że można prościej. Poszłam wczoraj do spowiedzi.

Trafił mi się najtrudniejszy według moich doświadczeń spowiednik w parafii, więc z góry przyjęłam niezbyt optymistyczne założenia i zanim jeszcze podeszłam do konfesjonału, już czułam się uprzedzona i niezadowolona. No to się zdziwiłam. Słowem nie wspomniałam o swoich dylematach, a tymczasem dostałam piękną naukę. W punkt.

Akceptacja. Zaakceptować odejście małżonka, nie jako wyraz aprobaty, czy przyzwolenia, ale jako fakt. Dokąd nie ma akceptacji, są trudności, napięcia wewnętrzne i także trudności w innych relacjach. Nie zadawałam sobie sprawy, ile wciąż jeszcze jest we mnie niezgody na fakty. Jakie to proste. Czas już przestać zmagać się z faktami. Oraz nastawiać na to, że będzie tak czy inaczej, bo kiedyś to coś tam. Co pięknie zilustrowałam sama sobie, z góry uprzedzając się do spowiednika.

Usłyszałam też, że Bóg kocha mojego męża tak samo jak mnie (to uświadomiło mi sporą wewnętrzną zmianę, bo kiedyś się na takie słowa oburzałam, a teraz poczułam radość) i nie należy wykluczać nawrócenia mojego męża, jego powrotu do Boga.

A dziś takie piękne Słowo o zaginionej owcy. Bóg szuka i nas i naszych poranionych, pogubionych małżonków 💞

A po Mszy poszłam na Adorację, żeby odmówić Litanię za ojców, a Adoracji nie było... była nauka dla mężczyzn Świętego Józefa... poprosiłam Świętego Józefa o wszystkie te piękne łaski o których mówił ksiądz dla naszych Sycharowych ojców i małżonków.

Dziś czcimy szczególnie Najświętsze Serce Pana Jezusa. Nie ma u mnie w parafii szczególnych obchodów, ale wieczorem ponownie zawierzymy się Sercu Jezusowemu w domu 💗 Z takim zawierzeniem przychodzi wiele łask, jeśli jeszcze się Jego Sercu nie zawierzyliście, warto to dzisiaj zrobić.
Ruta
Posty: 3297
Rejestracja: 19 lis 2019, 12:00
Jestem: w separacji
Płeć: Kobieta

Re: Kilka pytań o separację

Post autor: Ruta »

Upragnione wakacje. Cieszę się brakiem obowiązków szkolnych, młody jest na wakacjach u dziadków. Jest zadowolony, postanowił zostać dłużej. Miałam na ten czas różne plany, głównie odpoczynek i mnóstwo innych rzeczy, takich dla mnie, które mi sprawią przyjemność. Nic z tego. Najpierw dopadły mnie inne sprawy rodzinne. Ponad półtora tygodnia ogromnego wysiłku emocjonalnego i każdego innego, by się z nimi uporać. Z sukcesem. No i teraz, teoretycznie, od dziś mam w końcu przestrzeń i czas dla siebie.

Zamiast się tym cieszyć i się zorganizować, mierzę się od rana z wyrzutami sumienia. Jak się okazuje, trudno mi zająć się sobą i zaplanować coś dobrego dla siebie. Nawet gdy łapię chwilę przestrzeni na to. Mam takie wewnętrzne poczucie, że jeśli zajmę się tylko sobą, "za karę" spotka mnie albo kogoś z moich bliskich coś niedobrego. Wiem, że jedno z drugim nie ma związku. Wszystko wiem. Wiem nawet gdzie są tego źródła. W moim domu rodzinnym nie wolno było zajmować się sobą, nie wolno było odpoczywać, nie wolno było nawet chorować. Zajmowanie się sobą, czy swoim wyglądem też było zakazane, krytykowane, oceniane negatywnie.

I gdzieś tam w tle była zawsze potencjalna kara "za egoizm". Komuś miało się coś stać za to, co ja robiłam, albo czego nie robiłam. Jak pójdę z koleżanką na spacer i nie będę pilnować siostry, to jej się przeze mnie stanie coś złego. Nie wolno spotykać się z koleżankami, trzeba pilnować siostry, a cokolwiek jej się przydarzy będzie moją winą. Nie wolno się kłaść z książką w ciągu dnia, zawsze jest mnóstwo do zrobienia. Nie wolno spać rano w sobotę, bo trzeba posprzątać. Jak nie będę wypełniać obowiązków, mama z przemęczenia dostanie zawału albo się jej coś stanie. Jak wyjadę coś złego może się stać. Jak ktoś z rodziny wyjedzie, na przykład siostra na kolonie, nie wolno się cieszyć, trzeba trwać w napięciu, bo przecież może się jej coś złego przydarzyć. I tak wkoło. Jako nastolatka buntowałam się i robiłam swoje, ale było to obciążone ogromnym poczuciem winy. Ja się bawię, a moim bliskim grozi niebezpieczeństwo. Wracałam do domu przerażona, że być może w domu już wszyscy przeze mnie nie żyją. Co najmniej nie żyją. Nie z szalonej imprezy, tylko ze spokojnego noclegu u koleżanki, takie tam dziewczęce nocowanie, spacer wieczorem, nocne gadanie, śmiechy...

Gdy byłam już dorosła i mój syn gdzieś na parę dni jechał, albo ja wyjeżdżałam, mniej więcej drugiego dnia dzwoniła do mnie moja mama, mówiąc mi, że miała bardzo zły sen, że coś się mojemu dziecku stało. Albo, że ma bardzo złe przeczucia. Wystarczało jednej rozmowy, żebym była aż do powrotu mojego lub dziecka jak sparaliżowana. Nadal mam tak, że dokąd ktoś z moich bliskich podróżuje i nie dojedzie na miejsce i nie da mi znać, nie jestem w stanie się na niczym skupić i nic zrobić, by nie "spowodować" czegoś złego.

Poczucie bezpieczeństwa odzyskiwałam przy mężu. Zostawialiśmy dom, dzieci, obowiązki i raz na jakiś czas robiliśmy coś razem, dla siebie. Gdy we mnie wkradał się niepokój, mąż potrafił mnie uspokoić. Przekonująco. Naprawdę przestawałam czuć lęk. Znikało poczucie, że "przeze mnie" coś się stanie. Terapeutka poradziła, bym spróbowała swojego męża i jego postawę odnaleźć i zbudować w sobie. Nie nastolatkę, która zbuntowana wychodzi i cierpi w poczuciu winy, ale spokojną dorosłą osobę. No i nie mogę.

Gdy mąż niedawno przejął na chwilę dom i obowiązki, było mi łatwiej. Nawet poleżałam sobie w hamaku w parku, poczytałam, wysypiałam się, wyjechałam. Pracowałam. Bez poczucia winy. A teraz zamiast po pracy, którą na dziś już prawie kończę, iść do parku, na rower, do muzeum, na lody, spotkać się z kimś - mam tyle możliwości - siedzę w domu ze ściśniętym żołądkiem, że jeśli tak zrobię to "coś się stanie". I mierzę się z tym, że raczej powinnam po południu gruntownie posprzątać. Choć wcale nie mam na to ochoty i nie jest wcale źle. I jest piękna pogoda. Sprzątanie w czasie wolnym to jedyna aktywność, która nie budzi we mnie paniki, gdy moje dziecko nie jest przy mnie. Głupie, bezsensowne poczucie winy. Co z tego, że jedno z drugim nie ma związku, skoro w mojej głowie taki związek jest. Ja odpoczywam, robię coś co mi sprawia przyjemność - moim bliskim coś się z tego powodu stanie. Co za głupota. Głupota, która ściska mój żołądek w supeł.
mgła
Posty: 90
Rejestracja: 21 lip 2017, 11:02
Jestem: w separacji
Płeć: Kobieta

Re: Kilka pytań o separację

Post autor: mgła »

Ruta
Trening czyni mistrza. Naucz swoją głowę i swoje emocje, że ten stary schemat działania jest już nieaktualny.
Skoro zdrowsza część Ciebie mówi: idź na rower, to idź. Tam dostaniesz dopaminę, którą wykorzystasz jako argument przeciw swoim chorym nawykom zamartwiania się "na wszelki wypadek". I tak raz po raz przekonasz samą siebie, że to dobrze być dobrym dla siebie.
Wytworzysz nowe nawyki po prostu.
Ruta
Posty: 3297
Rejestracja: 19 lis 2019, 12:00
Jestem: w separacji
Płeć: Kobieta

Re: Kilka pytań o separację

Post autor: Ruta »

mgła pisze: 08 lip 2022, 18:51 Ruta
Trening czyni mistrza. Naucz swoją głowę i swoje emocje, że ten stary schemat działania jest już nieaktualny.
Skoro zdrowsza część Ciebie mówi: idź na rower, to idź. Tam dostaniesz dopaminę, którą wykorzystasz jako argument przeciw swoim chorym nawykom zamartwiania się "na wszelki wypadek". I tak raz po raz przekonasz samą siebie, że to dobrze być dobrym dla siebie.
Wytworzysz nowe nawyki po prostu.
Dzięki, chyba tego własnie potrzebuję, treningu :) Krok po kroku.
Dobrze to ujęłaś, to "zamartwianie się na wszelki wypadek". Nawykowe. I ogromnie obciążające.
Zauważyłam też, że nasila się w zależności od fazy cyklu. Siostra Pudełko powiedziała kiedyś, ze takie wahania nastrojów u kobiet z tym związane, silne napięcia emocjonalne wynikają z pomijania swoich potrzeb, które z cyklu wynikają. Temu tez się potrzebuję przyjrzeć. Odszukam sobie te nagrania.
Ruta
Posty: 3297
Rejestracja: 19 lis 2019, 12:00
Jestem: w separacji
Płeć: Kobieta

Re: Kilka pytań o separację

Post autor: Ruta »

Dawno nie pisałam u siebie...
Pracuję nad tym by się nie zamartwiać...Trening czyni mistrza...No to mam mnóstwo okazji do trenowania...Jakoś tak się układa, że jest ich w obfitości...Mam bliską osobę ponownie w czynnej fazie nałogu, w ciągu i kilka innych trudności rodzinnych całkiem sporego kalibru...No to trenuję, z różnym powodzeniem...Czasem odnosząc totalne porażki...Ale z krzywą wzrostową do góry :)

Mierzę się także z innymi trudnościami wewnętrznymi... i zewnętrznymi. Czas wakacji jest dla mnie trudny finansowo, mam zdecydowanie mniej zleceń, byłam też na urlopie, co w moim przypadku oznacza czas bez dochodów... a mąż przestał płacić alimenty. Sama jestem zdziwiona swoim spokojem. Widzę jak bardzo zmieniło się moje podejście do kwestii finansowych. Nie mam już obsesyjnej potrzeby bycia zabezpieczoną, jest we mnie mniej lęku. Nie przygniata też mnie jak kiedyś ogromny ciężar nadodpowiedzialności. No i umiem zwrócić się o pomoc, spokojnie powiedzieć o tym, że mam ciężki czas. Także teściom. I dostałam od nich wsparcie, co mnie cieszy, widzę w tym szansę na odbudowę więzi. Ale bez pośpiechu.

Ten brak pospiechu ogólnie dobrze mi służy. To bardzo duża zmiana we mnie. Teraz nie jest dla mnie problemem nawet jeśli coś czeka na właściwy moment dłużej. Dzięki temu mniej się spalam. I nie mam już aż takiego poczucia winy jeśli coś czeka. Czasem nawet umiem powiedzieć sobie, że to właściwe tempo, i nie ma potrzeby go na siłę przyśpieszać. Choć jeszcze czuję się obciążona i wolałabym, by wszystko działo się od razu.

Równocześnie w tym wszystkim przygotowuję się do zmiany zawodowej. Syn jest starszy, przestaje wymagać stałego nadzoru, będzie w stanie poradzić sobie już przez jakiś czas sam w domu, także z odgrzaniem posiłku. Możliwe też, że będzie już w stanie sam uczęszczać na część zajęć. Na rehabilitację i zajęcia w poradni jeszcze nie, wymagana jest tam obecność rodzica. Ale na inne zajęcia już nie. Będziemy pod koniec wakacji trenować samodzielne poruszanie się środkami komunikacji. Otwiera to przede mną nowe perspektywy zawodowe. Czas bez świetlicy, a potem całkiem bez szkoły z jeszcze niesamodzielnym dzieckiem był dla mnie trudny. Ale zdaje się, że ten czas w moim życiu zmierza właśnie do końca. Możliwe więc, że lada moment zacznę robić to co zaplanowałam w ostatnich latach. Zapewne potrzebuję modlitwy, by dobrze to rozeznać. Czy to to. I czy to już.
Dostałam wzmocnienie, spotkałam ostatnio dwie kobiety, które przebudowały swoje życie zawodowe w kierunku wypełniania Bożych planów i zamiarów, mogłam z nimi o tym porozmawiać, zapytać o drogę jaką przeszły. To takie w sumie moje, dużo zaufania wbrew rozsądkowi, wyrzeczeń, trudnego finansowego czasu, oczekiwania i modlitwy. Pocieszyło mnie to. Czuję, że ten czas trudności we mnie sporo zmienia, daje mi zupełnie inny rodzaj spokoju i na czym innym on się we mnie opiera. Mam w sobie akceptację dla trudności :)

Mój mąż na razie się wycofał. Kontaktuje się sporadycznie przez wiadomości, czasem ze mną, czasem z synem. Widzę, że to trudne dla syna, po tym jak ostatnio tata poświęcił mu dużo czasu i uwagi. Dla młodego czas bez widywania taty jest trudny, tęskni, czuje się odrzucony. Ale też mam już w sobie inny rodzaj spokoju i w tym obszarze. Nie naciskam na męża. Nie zastanawiam się nad przyczynami, czy to kolejny ciąg, czy kobieta z którą mój mąż jest w relacji. Kiedyś z góry zakładałam, że to ona odciąga męża od rodziny, od relacji z synem. Ale dostałam łaskę wybaczenia kochance mojego męża i w końcu mogę się szczerze za nią modlić. Bardzo pomogła mi rozmowa, w której usłyszałam, że kochanka męża ma imię i jest dzieckiem Bożym, tak samo kochanym jak ja. Pogubionym dzieckiem, więc tym bardziej zasługującym na współczucie, modlitwę. Dostrzegłam też, że kochankowie, kochanki są w jednym z aspektów ofiarami konfliktu małżeńskiego. Ich życie także się bardzo komplikuje. Tak czy inaczej nie wiem, ale i nie muszę wiedzieć, czemu męża na razie nie ma. Staram się wspierać syna.

No i mąż się koniec końców odezwał. Widzimy się jutro. Zapowiedział, że ustalimy różne rzeczy bieżące. To nowość. Zwykle ja potrzebowałam prosić męża o rozmowę i ustalenia, nawet jeszcze przed kryzysem, a tu mój mąż sam wyszedł z inicjatywą. I sam się pojawił po nieobecności. Kolejny mały krok w relacji.

Proszę o modlitwę w intencji mojego spotkania z mężem. No i dobrego wakacyjnego czasu dla was :) Oraz błogosławionej niedzieli.
Ruta
Posty: 3297
Rejestracja: 19 lis 2019, 12:00
Jestem: w separacji
Płeć: Kobieta

Re: Kilka pytań o separację

Post autor: Ruta »

Mam kryzys w kryzysie... Poczułam wieczorem, że nie dam rady już ani jednej godziny więcej. Z niczym. Dosłownie z niczym. Nie dam rady nawet wrócić do domu i pozmywać naczyń i zastanawiać się co jutro na obiad. I za ile. Nie, nie i nie.
Powiedziałam mężowi, że musi zostać na noc z młodym. Chciał wiedzieć dlaczego. Powiedziałam, że nie muszę się tłumaczyć, po prostu musi przejąć ode mnie opiekę. Bo ja nie mogę. Przejął.
Może i bym wytłumaczyla, ale nie bardzo mialam pomysł jak opisać mój stan.
Przez moment myślałam, że zachowałam się nieodpowiedzialnie, ale to nieprawda. Syn ma oboje rodziców i jeśli po raz pierwszy od 5 lat wysiadłam, to naturalne, że opiekę przejmuje mój mąż. I mam prawo tego od niego oczekiwać.
Z młodym porozmawiałam spokojnie, żeby nie czuł niepokoju. Pisaliśmy do siebie jeszcze zanim zasnął.

Nie mam jeszcze pojęcia, czemu akurat dzisiaj poczułam tyle bezsilności. Aczkolwiek zapewne wpływ na to ma całkiem spore spiętrzenie najróżniejszych życiowych trudności, nowych napięć w relacjach z moją rodziną, i realnych kłopotów i zmartwień. Tym bardziej, że zdaje się ich przybywać. Może zrobiło się tego za dużo jak na mnie jedną.

Kryzys dopadł mnie tak nagle i nieoczekiwanie i późno, że nie zdążyłam nawet załatwić sobie noclegu. Jestem na nocnej Adoracji. I mam ochotę także Jezusowi powiedzieć: nie daję rady, nie dam rady już ani jednego dnia dłużej.

Jestem jednak w tym wszystkim spokojna. Jak głupio by nie brzmiało, czuję, że nie daję rady, ale równocześnie czuję się stabilna. Nie tyle nie chcę już sama dźwigać odpowiedzialności, co po prostu już nie dam rady. Przykro mi, realnie przykro, bo wolałabym dalej sobie radzić. Najwyraźniej mój mąż będzie musiał się z tym zmierzyć i przejąć wartę. Mam kryzys, mam dość. Nie mam pojęcia, czy to chwilowe, czy potrwa dłużej.

Nie jest to pierwszy raz gdy tak się poczułam. Nie raz już miałam poczucie, że potrzebuję uciec. Żeby odpocząć. Ale tym razem nie bardzo miałam alternatywę. Chyba doszłam do własnej ściany.
Caliope
Posty: 3013
Rejestracja: 04 sty 2020, 12:09
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Kilka pytań o separację

Post autor: Caliope »

Ruto, nie raz też tak miałam, że myślałam, że nie dam już rady,nie chcę i to jest moja ścianą. Szłam wtedy się pomodlić ,wyciszyć swój środek i wychodziłam z tego. Przemyślałam, poczerpałam z terapii i stawałam się lepsza, silniejsza. Dalej mam takie dołki, to już chyba mam wpisane w oprogramowanie, że one będą, ale niosą ze sobą zmiany.
Bławatek
Posty: 1625
Rejestracja: 09 maja 2020, 13:08
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Kilka pytań o separację

Post autor: Bławatek »

Ruto mam nadzieję, że szybko wyjdziesz z tego stanu. Ja czasami też tak mam - przychodzą chwile gdy nie mam siły na nic, nawet jeść mi się odechciewa, albo "ataki paniki" gdy za wiele rzeczy nawarstwi się albo niespodziewanie pojawi się wiele trudności, to wtedy nie wiem jak ruszyć dalej, od czego zacząć i tkwię nieraz w takiej dziwnej niemocy. Może za dużo bierzemy na siebie, zapominając o sobie, o odpoczynku. Trzeba nieraz zwolnić, odpocząć, a nawet zawalić trochę spraw.
Ruta
Posty: 3297
Rejestracja: 19 lis 2019, 12:00
Jestem: w separacji
Płeć: Kobieta

Re: Kilka pytań o separację

Post autor: Ruta »

Wróciłam do domu dopiero wczoraj wieczorem. Cały dzień, od wczesnego ranka wędrowałam i cały dzień się modliłam. Wróciłam wyciszona i zmęczona, szybko zasnęłam. Było mi to bardzo potrzebne. Przegapiłam moment w którym powinnam była zająć się sobą, odpocząć, zatrzymać się, pomyśleć. Jestem w takim punkcie, gdzie w każdym obszarze mojego życia zapowiadają się duże zmiany. Duże i gwałtowne. Potrzebowałam to wszystko oddać Bogu, żeby przestać się szarpać i przyjąć zmiany z ufnością. Na razie pewne jest tylko jedno - zmiana. Nie wiem nawet w jakim kierunku.

Spędziłam cały dzień z Bogiem. I dostałam odpowiedzi. Dalej nic tak po ludzku nie wiem. Wiem, że On jest przy mnie i chce moje sprawy poprowadzić. Potrzeba w tym mojego zaufania i otwartości. Potrzebuję puścić to wszystko, co nadal kurczowo trzymam i potrzebuję przestać udawać, tam gdzie wciąż jeszcze udaję. Nie dam rady, oznacza nie dam rady, a nie, że będę dalej resztką sił próbować kontrolować sytuację swoją, dzieci, męża.
Czas przestać udawać Boga. Boga dla dzieci, Boga dla męża. Ja wiem najlepiej, bo was kocham. Tylko ja zapewniam troskę, bezpieczeństwo, pomyślność. Coraz bardziej widzę, jak taka postawa jest dla innych raniąca, mimo mojej szczerej dobrej woli, troski, miłości i jak bardzo płynie z lęku i braku zaufania Bogu. No i kto udźwignie taki ciężar, próby bycia Bogiem dla innych? Zaczynam rozumieć, skąd u mnie raz po raz pojawia się poczucie, że ja już więcej nie mam sił i nie dam rady.

Cieszę się, że mąż spokojnie przyjął moją nagłą potrzebę wyjścia z domu. Cieszę się, że zgłosiłam ją spokojnie, pewnie, dbając, by wszyscy poczuli się z tą moją potrzebą bezpiecznie, ale też nie tłumacząc się z tego, czego nie byłam gotowa tłumaczyć.

Zadziałałam zupełnie nie w moim stylu. Całkiem jeszcze niedawno zacisnęłabym zęby w poczuciu obowiązku, nic nie powiedziała i została, niezależnie od tego jak spięta i zmęczona się czułam. Pierwszy też raz szukałam w moim napięciu i niepokoju ratunku i ulgi całkowicie Boga, nie w używkach, jak miałam zwyczaj to robić przez część życia, nie u innych ludzi, nie przez zaprzeczanie i nie przez próby zrobienia czegoś miłego dla poprawy nastroju.
Możliwe, że moimi starymi metodami napięcia nie udałoby mi się zrzucić i przyszedłby moment, w którym jednak bym pękła. Dzień, dwa później. Co mogłoby się skończyć reakcją histeryczną, dużym wylewem emocji, płaczem, może krzykiem. W tej sytuacji też jest dużo o odpuszczaniu. I o tym, że nie tylko ja się zmieniłam. Mój mąż też. Nie tak dawno nie tylko ja nie byłam gotowa, by tak z chwili na chwilę po prostu wrzucić na luz zamiast zaciskać zęby. Mój mąż całkiem niedawno nie byłby gotowy takiej nagłej sytuacji przyjąć, z chwili na chwilę zmienić planów, przejąć odpowiedzialności. Zwykle w odpowiedzi na moje potrzeby mój mąż reagował sztywno, uporem, żeby było tak jak było i odmawiał współpracy, a już szczególnie przejęcia moich obowiązków, dania mi chwili odpoczynku. A ja ze swoim napięciem zostawałam sama, a raczej z obowiązkami, z którymi sobie nie radziłam z powodu napięcia, którego nie miałam jak zrzucić.
Inaczej też zadziałało przejęcie obowiązków. Ja je po prostu mężowi przekazałam, bez instrukcji. Dobrze czasem dojść do ściany i nie mieć na to siły. I bez kontrolowania potem, czy mąż je wykonuje. Z braku siły. A mąż bez kontrolowania mnie, co ja planuję, na ile, po co, dlaczego i bez domagania się instrukcji, zostawiania posiłków, biernego oporu i bez domagania się wyjaśnień, gdy potrzebuję ciszy i sama nic nie wiem. Nie wiem z czego to wynikło u męża, może z zaskoczenia. Ale dobrze być przyjętą tak po prostu, bez potrzeby szczegółowego tłumaczenia się. Jakiś czas temu napisałam, że jesteśmy z mężem w przedszkolu relacji. Ale teraz to już chyba podstawówka, choć chciałabym z dumą napisać - szkoła wyższa. Pewnie jednak nie ;)

Poczułam wdzięczność. Kolejny raz miałam okazję dostrzec, że gdy oddaję Bogu nasz kryzys, on uzdrawia i prowadzi nie tylko mnie, ale i mojego męża. Panie Boże, dziękuję ci całym sercem, że z nami jesteś i nas do Siebie prowadzisz.

Syn z mężem spędzili miły dzień. Mąż po moim powrocie pojechał wieczorem do siebie. Na dziś też mają wspólne plany. Ja mam w planach kontynuować rozmowę z Bogiem. I popracować nad puszczeniem kolejnych sznurków i nad zaufaniem. Bogu zamiast sobie.

Póki co odzyskałam wewnętrzny spokój, mniej we mnie napięcia. Na zmiany, które nadchodzą, patrzę z mniejszą ilością lęku, a bardziej z ciekawością i budującym się powoli zaufaniem, że wszystko się poukłada. Błogosławionej niedzieli.
Firekeeper
Posty: 802
Rejestracja: 24 maja 2021, 19:46
Płeć: Kobieta

Re: Kilka pytań o separację

Post autor: Firekeeper »

Ruta mi się udało już od maja wytrzymać w moim postanowieniu, że akceptuję nie projektuję. Spokój utrzymuje się i napięcie też zeszło. Nawet nie doświadczam PMSu. Histerii też nie miałam od tego czasu Frustracja czasem pojawia się kiedy mój syn ma kolejny raz meltdown i krzyczy mi do ucha. (Meltdown to intensywna reakcja na silne uczucia lub bodźce. Gdy dana osoba zostaje całkowicie przytłoczona swoimi doznaniami, chwilowo traci kontrolę nad zachowaniem. ) Obserwując syna zauważyłam, że ja miałam bardzo często to samo. Teraz staram się podchodzić do wszystkiego jak najbardziej się da spokojnie i nie doprowadzić do wybuchu, nie nakręcać się. Podobnie jak Ty muszę wyjść i posiedzieć w ciszy. Mój mąż też zabiera na cały dzień nasze pociechy, żebym mogła uspokoić system nerwowy.
Super, że syn z tatą spędzili dobrze czas. Oby jak najwięcej takich chwil i dużo radości u Was w życiu. Błogosławionej niedzieli życzę i Tobie.
ODPOWIEDZ