Kilka pytań o separację

Refleksje, dzielenie się swoimi przeżyciami...

Moderator: Moderatorzy

Sarah
Posty: 372
Rejestracja: 01 maja 2020, 13:46
Jestem: po rozwodzie
Płeć: Kobieta

Re: Kilka pytań o separację

Post autor: Sarah »

Ruto, życzę Ci z całego serca, żeby wszystko się w Twoim życiu poukładało jak najlepiej.
Jedyne, co trochę niepokoi, tak patrząc z boku... Jeszcze niedawno (bo to było niedawno) obawiałaś się kontaktów męża z synem poza Twoim domem, obawiałaś się, że mąż wsiądzie z nim do samochodu, będąc pod wpływem narkotyków... a teraz taka diametralna zmiana? Rozumiem, że od dłuższego czasu mąż nie jest w ciągu, ale przecież najlepiej wiesz, że to może się szybko zmienić. A syn to przecież jeszcze małe dziecko (o ile to ten, o którym zawsze pisałaś). Może jednak lepiej byłoby nie wyprowadzać się z miasta?
"Zamiast ciągle na coś czekać, zacznij żyć, właśnie dziś. Jest o wiele później niż ci się wydaje". Ks. Jan Kaczkowski
Ruta
Posty: 3297
Rejestracja: 19 lis 2019, 12:00
Jestem: w separacji
Płeć: Kobieta

Re: Kilka pytań o separację

Post autor: Ruta »

A ja dziś proszę o modlitwę w intencji mojego małżeństwa z okazji rocznicy naszego ślubu 💞

Byłam wczoraj wieczorem podziękować Bogu za dar powołania do małżeństwa, za moją rodzinę, za macierzyństwo, za męża. I za to, że nas prowadzi. Przeprosiłam też z serca za wszystko, w czym temu powołaniu się sprzeciwiałam. I dostałam piękną Łaskę, bo moja modlitwa przeszła w uwielbienie. Nasz Bóg jest wielki i potężny, a Jego dzieła są wspaniałe. A ja to czułam i czułam jak uwielbiam Boga w każdym człowieku. Otrzymałam dużo radości i pokoju.

Wracałam z Adoracji przedświtem i tak spontanicznie poprosiłam o miłość, żebym poczuła się kochana. I było to niesamowite, bo poczułam czułość Boga w drzewach, w zapachu nocy, w gwiazdach, w szumie wiatru, muzyce świerszczy, w całym świecie, który mnie otaczał.

A dziś tak po ludzku, czuję się wyczerpana i ostatnimi zdarzeniami i intensywną modlitwą. Odpoczywam...i myślę czy, kiedy i co napisać do męża. Co oznacza, jak wiem, żeby nie pisać, skoro nie mam w tym pokoju. I że lepiej zająć się odpoczywaniem. Własnie mi przyszło do głowy, by zaprosić męża na wieczór do kina ;)
Awatar użytkownika
Nirwanna
Posty: 13319
Rejestracja: 11 gru 2016, 22:54
Jestem: po rozwodzie
Płeć: Kobieta

Re: Kilka pytań o separację

Post autor: Nirwanna »

Ruto, niech w Waszym małżeństwie wypełnia się wola Boża :-) jestem z modlitwą :-D
Nie żyje się, nie kocha się, nie umiera się - na próbę
Jan Paweł II
Ruta
Posty: 3297
Rejestracja: 19 lis 2019, 12:00
Jestem: w separacji
Płeć: Kobieta

Re: Kilka pytań o separację

Post autor: Ruta »

Sarah pisze: 22 sie 2022, 9:47 Ruto, życzę Ci z całego serca, żeby wszystko się w Twoim życiu poukładało jak najlepiej.
Jedyne, co trochę niepokoi, tak patrząc z boku... Jeszcze niedawno (bo to było niedawno) obawiałaś się kontaktów męża z synem poza Twoim domem, obawiałaś się, że mąż wsiądzie z nim do samochodu, będąc pod wpływem narkotyków... a teraz taka diametralna zmiana? Rozumiem, że od dłuższego czasu mąż nie jest w ciągu, ale przecież najlepiej wiesz, że to może się szybko zmienić. A syn to przecież jeszcze małe dziecko (o ile to ten, o którym zawsze pisałaś). Może jednak lepiej byłoby nie wyprowadzać się z miasta?
Mój mąż jest trzeźwy od dłuższego czasu. W nowy sposób. Wraca do odpowiedzialności. Od długiego czasu nie zaliczył wpadki, sam pilnuje swojej abstynencji. Nie nawrócił się jeszcze, co dla mnie jest wyznacznikiem pełnego wyjścia z kryzysu i drogi do zdrowia. Będę się dalej w tej intencji modlić.

Osobą uzależnioną mąż pozostanie do końca życia, ale jest na dobrej drodze do tego, by być trzeźwą osobą uzależnioną. Na razie jest osobą uzależnioną w abstynencji i na drodze do trzeźwości. Do pełnej trzeźwości nie dochodzi się w kilka miesięcy. Wciąż mówi jeszcze czasem jak potłuczony. Na tym etapie mogą być pojedyncze incydenty, może też na powrót rozwinąć się pełny nawrót. Sama przechodzę to wszystko w wychodzeniu z uzależnienia od nikotyny i poznaję te mechanizmy od środka, na sobie.

Wszystko to wiem. Dlatego mam w sobie gotowość, by w każdej chwili na powrót przejąć opiekę nad synem. Natomiast mój mąż zasługuje na szansę.

Mąż wylazł też z najcięższej fazy amoku, gdzie był gotowy sprzedać wszystko i wszystkich i wszystkich by realizować swoje "prawo do szczęścia". I postrzegał wszystko w zaburzony sposób i usprawiedliwiał przed sobą każde draństwo. W tym zakresie także jeszcze mgła w moim odczuciu nie odpadła, ale horyzont się zdecydowanie przeciera.

Syn bardzo chce być z ojcem. Czuje się z nim dobrze i bezpiecznie. Ostatnie miesiące każde z nas na swój sposób sprawdzało i testowało męża. I udało mu się odbudować część naszego zaufania. Część. Dlatego też na początek syn nie zamieszka sam z tatą, ale zamieszkają u dziadków.

Syn, i z racji wieku i z racji podjętych terapii, jest w stanie poradzić sobie w sytuacji gdy tata jest nietrzeźwy. Potrafi także stawiać granice. Jasne, można stwierdzić, że dziecko nie powinno uczyć się takich rzeczy. Możliwe, że w zdrowej rodzinie nie. Natomiast nie nauczenie dziecka takich rzeczy w rodzinie, w której są dwie osoby uzależnione, a tyle ich mamy, skutkuje większym obciążeniem dziecka, niż danie mu narzędzi i umiejętności, które pomagają się z taką rzeczywistością mierzyć. I ja tą pracę wykonałam, a przede wszystkim wykonał ją syn.

No i wiek syna jednak uległ zmianie, szybko poszło, ale mam juz nie małego chłopca, ale początkującego nastolatka. Który chce mieszkac z tatą. I ma do tego prawo. Oczywiście z prawem do zmiany zdania. Nikt z nas nie wie, jak mąż sobie z opieką poradzi, jak syn będzie znosił rozłąkę ze mną, jak będzie się czuł w nowym miejscu.

Prawda jest też taka, że ja jestem bardzo zmęczona. I to, że wszystko dzieje się akurat teraz jest dla mnie opatrznościowe. Z wielu przyczyn ja już kolejnego roku bym w taki sposób nie uciągnęła. Potrzebuję przestrzeni dla siebie. Odpoczynku, nie w sensie wakacji, tylko w sensie nie dźwigania na sobie nadmiaru obowiązków, odpowiedzialności. Potrzebuję ustabilizować się zawodowo. Od utraty etatu jadę na zleceniach, bo tylko tak mogłam pogodzić to z opieką nad synem i jego rehabilitacjami, w tych wszystkich lock downach, zamykanych szkołach, chorobach syna w seriach trwajacych po kilka miesięcy, nauczaniem domowym. Pracowalam poniżej swoich mozliwosci i ponizej moich mozliwosci zarobkowych. Syn miał priorytet. Nadal ma, ale gdy nie sprawuję bezposredniej opieki, mogę więcej czasu poswiecic na kwestie zawodowe.
No i potrzebuję wyplątać się z mojego osobistego uwikłania finansowego w relacji z moją rodziną. Także bardzo destrukcyjnego dla mojej rodziny. Nie mając pod bezpośrednią opieką dziecka w koncu mogę się za to zabrać. Dla mnie nie jest problemem mieszkanie jakiś czas kątem, ani nie jest problemem zmiana miejsca zamieszkania w krótkim czasie. Z dzieckiem szkolnym jest to o wiele trudniejsze. A przez jakis czas pewnie się będę tak trochę pałętać.

Jesteśmy nadal rodziną w ciężkim kryzysie, więc idealnie nie będzie. Ani mi, ani dzieciom, ani mężowi. Wszystko co przechodzimy jest konsekwencją naszych wcześniejszych wyborów. Ale stanie w miejscu w lęku przed trudnościami i tym co się może stać nikomu z nas nie pomoże.
Modlę się i ufam Bogu, że nas przez ten kryzys prowadzi. A raczej, że nas z niego wyprowadzi. Całą ufność mam w Nim.
Ruta
Posty: 3297
Rejestracja: 19 lis 2019, 12:00
Jestem: w separacji
Płeć: Kobieta

Re: Kilka pytań o separację

Post autor: Ruta »

Caliope pisze: 21 sie 2022, 18:40 Ruto, ty wiesz jak działa współuzależniony, to zobacz co robi twoja rodzina wobec ciebie, oni są jeszcze bardziej współuzależnieni niż ty teraz. Widać dokladnie te zachowania z Twoich wpisów. Nastawanie na wiarę, bronienie uzależnionego męża, to takie zachowania. Przerób to na terapii, bo nie tylko jedna czy dwie osoby mogą być w takim stanie, a całe rodziny.
Moja rodzina jest rodziną osób współuzależnionych. Moja mama jest osobą współuzależnioną i DDA. I współuzależnienie jest rodzinnym kodem funkcjonowania. Wyłamując się z tego, przechodząc terapię, zmieniając swój sposób funkcjonowania łamię rodzinne tabu. Nie dziwię się, że budzi to opór.

Reakcja mojej rodziny nie dotyczy mojego męża, ale innej bardzo mi bliskiej osoby uzależnionej. I moja rodzina domaga się ode mnie, bym ja ta osobę dźwigała, bo beze mnie zginie. Oraz przyjmuje od tej osoby wszystkie argumenty, z których wynika, że jestem powodem uzależnienia tej osoby i jej wszystkich trudności. To także rodzinny sposób funkcjonowania: każdy kto jest niezadowolony z życia, ma swoją osobę, która za ten stan odpowiada. Gdy postanowiłam wyjść poza toksyczne więzi, dowiedziałam, się że odpowiadam także za stan życia paru innych osób z rodziny. Za fatalny stan ich życia. Jedna z osób mi bliskich nie ma przeze mnie dzieci :o To zarzut postawiony zupełnie serio.

Ja już podobną sytuację i ataki przechodziłam, gdy postawiłam granice mojemu mężowi i otwarcie nazwałam problem nałogu. Wtedy nie umiałam być w tym delikatna. Radykalnie odmówiłam targania męża na sobie. Wtedy też znalazłam się pod zmasowanym atakiem. Wtedy mnie to rozbijało. Reagowałam agresją, bo nie umiałam inaczej. Teraz radzę sobie lepiej.

Wychodzenie z tego jest jednak jak wyplątywanie się z pajęczyny. Moja rodzina w ostatnich dniach wciąga osoby z dalszej rodziny, które do mnie wydzwaniają. Było i kilka awantur. Sama nie wytrzymałam i w jedną z nich się wdałam. Ale udało mi się w tym zatrzymać. Przeprosić. I szybko wyciszyć. Dobrze, że takie zmiany we mnie nastąpiły. Szybciej też uspokajam emocje. I nie wchodzę w stan przewlekłego podwyższonego napięcia. Choć muszę z tym uważać. I dbać o siebie.

Radzę sobie z tym atakiem rodzinnym przez modlitwę i praktykę radykalnego przebaczania. To najbardziej mi pomaga. Spędzam czas na Adoracji, by zachować pokój. Poczucie krzywdy, straty oddaję Bogu. Bóg to wypełnia. To co się dzieje, powoduje we mnie ból, jestem raniona, słowami, niesprawiedliwymi zarzutami, żądaniami, ale i ten ból ja umiem już oddać Bogu. Oddać z intencją dla tych osób, które są jego źródłem. To daje mi duży pokój serca. I pozwala kochać, nawet gdy relacje są trudne. Oddaję to też Bogu i proszę, by on działał. Do spotkań i do całej tej sytuacji zapraszam Maryję.

Przez kilka dni próbowałam się jeszcze tłumaczyć, prostować, odpierać zarzuty. Doszłam do wniosku, że walka o dobre imię też nie ma sensu. I to także oddałam. Już się nie tłumaczę.

To przynosi efekty. Dziś otrzymałam przeprosiny od jednej z osób. Druga będzie u mnie zaraz na obiedzie. To cieszy.
Ruta
Posty: 3297
Rejestracja: 19 lis 2019, 12:00
Jestem: w separacji
Płeć: Kobieta

Re: Kilka pytań o separację

Post autor: Ruta »

kobr pisze: 22 sie 2022, 1:35 Ruta, powyższe cytaty są dla mnie bardzo wartościowe, bo odbierają mi poczucie winy, że swego czasu też popełniłam podobny błąd budując dom na nie swojej działce.
(...)
To wszystko spowodowało, że nie mogłam podarować sobie głupoty i naiwności sprzed wielu lat, ale opis sytuacji z mieszkaniem przez Rutę i wnioski z niej płynące uwolniły mnie od biczowania się. Wielkie dzięki.
Mi także, podobnie jak tobie pomaga świadomość, że działały we mnie mechanizmy, za których powstanie nie odpowiadam. Dobrze nie czuć się winną. Na tamten czas inaczej nie umiałam. Najważniejsza dla mnie była potrzeba akceptacji, aprobaty, nie zakłócania relacji, nawet gdy czułam, że cos jest nie tak, to o tym nie mówiłam. I na wszystko się wolałam zgodzić po pierwszym sygnale niezadowolenia po drugiej stronie. To nie była pokora. To był strach i lęk przed odrzuceniem. I brak miłości do siebie.
Pomaga mi też, że ja z tych mechanizmów teraz wychodzę. Że mogę już teraz inaczej. Z poczuciem straty pomogło oddanie jej Bogu. Taka strata stała się moim zyskiem.
Awatar użytkownika
Nirwanna
Posty: 13319
Rejestracja: 11 gru 2016, 22:54
Jestem: po rozwodzie
Płeć: Kobieta

Re: Kilka pytań o separację

Post autor: Nirwanna »

Podrzucę tylko tak na marginesie, że metoda radykalnego wybaczania uważania jest za zagrożenie duchowe.
Całkowicie wystarcza po prostu przebaczenie, oparte o własną decyzję i Bożą łaskę.
Nie żyje się, nie kocha się, nie umiera się - na próbę
Jan Paweł II
Sefie
Posty: 630
Rejestracja: 23 paź 2021, 23:01
Płeć: Mężczyzna

Re: Kilka pytań o separację

Post autor: Sefie »

Ruta pisze: 25 sie 2022, 17:09 Radzę sobie z tym atakiem rodzinnym przez modlitwę i praktykę radykalnego przebaczania. To najbardziej mi pomaga. Spędzam czas na Adoracji, by zachować pokój. Poczucie krzywdy, straty oddaję Bogu. Bóg to wypełnia. To co się dzieje, powoduje we mnie ból, jestem raniona, słowami, niesprawiedliwymi zarzutami, żądaniami, ale i ten ból ja umiem już oddać Bogu. Oddać z intencją dla tych osób, które są jego źródłem. To daje mi duży pokój serca. I pozwala kochać, nawet gdy relacje są trudne. Oddaję to też Bogu i proszę, by on działał. Do spotkań i do całej tej sytuacji zapraszam Maryję.

Przez kilka dni próbowałam się jeszcze tłumaczyć, prostować, odpierać zarzuty. Doszłam do wniosku, że walka o dobre imię też nie ma sensu. I to także oddałam. Już się nie tłumaczę.
Ruta,
Nigdy bym nie przepuszczał ale dzisiaj mierzę się z podobnymi problemami. Warto rozeznać gdzie są granicę pomagania. Ja doszedłem do wniosku, że pomaganie nie może w znacznym stopniu pogarszać mojej sytuacji psychiczno-materialnej a obydwie na dzisiaj są mocno napięte. W pomaganiu łatwo się zatracić ale w tym wypadku osoba, której się pomaga może stać się też ofiarą bo na nią można zwalić swoje niepowodzenia czy braku pracy nad samym sobą i wejść we współuzależnienie.

I tak jak Nirwanna napisała, radykalne przebaczenie może prowadzić do ubożkowienia siebie. Bo inni po porostu "są tylko ludźmi", "nie wiedzą co mówią więc im wybaczam, ja wiem lepiej". Pokora nas powinna wieść przez życie a wybaczanie naraz sercem i rozumiem to wyższa szkoła jazdy.

Choć może to był tylko zły dobór słów.
Miłości bez krzyża nie znajdziecie, a krzyża bez miłości nie uniesiecie.
Jan Paweł II
Ruta
Posty: 3297
Rejestracja: 19 lis 2019, 12:00
Jestem: w separacji
Płeć: Kobieta

Re: Kilka pytań o separację

Post autor: Ruta »

Nirwanna pisze: 25 sie 2022, 21:08 Podrzucę tylko tak na marginesie, że metoda radykalnego wybaczania uważania jest za zagrożenie duchowe.
Całkowicie wystarcza po prostu przebaczenie, oparte o własną decyzję i Bożą łaskę.
Nie znam tej metody...nie wiedziałam, że taka istnieje... Słowo radykalne mi pasowało, bo wcześniej, kiedyś, wybaczałam, ale tak na pół gwizdka. Pewnie głównie dlatego, że próbowałam o własnych siłach. Teraz proszę o pomoc, oddaję, rozmawiam o tym co czuje podczas modlitwy, także o tym, że chcę przebaczyć, gdy jest trudno - to, że jest trudno... Umiem też już oddać więcej i więcej przyjąć... I wybaczać to, co pojawia się na bieżąco...może jeszcze nie 77 razy, ale już może i więcej niż 7 :) I takie wybaczanie na bieżąco jest dla mnie fajne, bo ja tego wszystkiego potem nie noszę... lżej mi się żyje, jak nie chowam uraz, nie noszę w sobie nieprzebaczenia... Odczuwam to jako przyjemność :)

Dziękuję za zwrócenie uwagi, nie miałam pojęcia, że nie chcący mogę promować coś dziwnego, co może mieć taka nazwę :shock:
Awatar użytkownika
Nirwanna
Posty: 13319
Rejestracja: 11 gru 2016, 22:54
Jestem: po rozwodzie
Płeć: Kobieta

Re: Kilka pytań o separację

Post autor: Nirwanna »

Ruta, dzięki za wyjaśnienie :-)
Tak, też stosuję i używam określenia "wybaczanie na bieżąco" :-)
Nie żyje się, nie kocha się, nie umiera się - na próbę
Jan Paweł II
Al la
Posty: 2671
Rejestracja: 07 lut 2017, 23:36
Jestem: w separacji
Płeć: Kobieta

Re: Kilka pytań o separację

Post autor: Al la »

Na początku mojego nawracania, na rekolekcjach parafialnych, ojciec paulin (piszę tak szczegółowo, bo utkwiły w mojej pamięci bardzo te słowa) powiedział: "Nie ma takiej możliwości, aby ktoś zrobił mi taką krzywdę, jaką ja uczyniłam Bogu. Jezus wziął na krzyż moje grzechy. Nie ma ceny za mój grzech".
Czyli, jakim prawem ja mam komuś nie przebaczyć, skoro Bóg przebacza moje największe świństwa?

Od tego czasu bardzo zmieniło się moje myślenie o przebaczeniu, przestało ono być tematem nad którym się zastanawiam. A jakby co, to zawsze pozostaje krokowe: ile palców kierujesz na siebie?
Ty umiesz to, czego ja nie umiem. Ja mogę zrobić to, czego ty nie potrafisz - Razem możemy uczynić coś pięknego dla Boga.
Matka Teresa
Nino
Posty: 611
Rejestracja: 14 gru 2019, 18:26
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Kilka pytań o separację

Post autor: Nino »

Bardzo przepraszam, ale do mnie słowa owego paulina nie przemawiają. To nieustanne stawianie człowieka w roli dna..., grzesznika nad grzesznikami..A jak tak nie uważasz, to znaczy, że brak ci pokory.
Może to kwestia doboru słów?
Al la
Posty: 2671
Rejestracja: 07 lut 2017, 23:36
Jestem: w separacji
Płeć: Kobieta

Re: Kilka pytań o separację

Post autor: Al la »

Nino, dla mnie to stawianie siebie w prawdzie, w swojej świadomości i akceptacji tego, kim jestem. I zarazem uznanie, że jest Ktoś, kto mnie stworzył z miłości i w Nim rzeczywiście mogę pokładać ufność.
Ty umiesz to, czego ja nie umiem. Ja mogę zrobić to, czego ty nie potrafisz - Razem możemy uczynić coś pięknego dla Boga.
Matka Teresa
Ruta
Posty: 3297
Rejestracja: 19 lis 2019, 12:00
Jestem: w separacji
Płeć: Kobieta

Re: Kilka pytań o separację

Post autor: Ruta »

Ja kiedyś przy spowiedzi powszechnej zdałam sobie sprawę jak łatwo Bóg mi wybacza. Pomyślałam sobie, że z taką samą łatwością przebacza mi krzywdy większego kalibru w konfesjonale. Gdy do mnie ta łatwość Bożego przebaczenia i miłosierdzia dotarła, nie mogłam wyjść z podziwu. Od tamtej pory wybacza mi się łatwiej i z większą lekkością. I szybciej.

Miałam też taki czas, gdy zdałam sobie sprawę z tego, ile ja mam na koncie ran, które zadałam innym. Mimowolnie, bez takiej intencji, z głupoty, z braku empatii, z egoizmu, a czasem także intencjonalnie, z pragnienia "wyrównania" lub innych jeszcze mniej chlubnych motywacji. Od tamtej pory także łatwiej mi wybaczać, a trudniej innych osądzać.

I myślę sobie, że właśnie o tym jest to uznawanie własnej grzeszności przed Bogiem. To nie oznacza, że stawiam się w roli dna, ale uznaję prawdę o sobie. A ona, gdy ją odkryłam nie była wcale przyjemna. Miałam obraz siebie, jako osoby dobrej. Dzieliłam się tym co miałam, sporo czasu poświęcałam na dobroczynność, pracę wolontaryjną, dbałam o wiele osób, miałam długą listę zasług...i przekonanie, że ja się tymi wszystkimi dobrymi uczynkami zbawię... Na sposób w jaki traktowałam innych ludzi i samą siebie jakoś nie zwracałam uwagi, no i często uważałam go za usprawiedliwiony.

I nie rozumiałam dlaczego mam się siebie zapierać. Teraz rozumiem lepiej czego powinnam się zapierać... ano właśnie tej mojej natury, która potrafi odmieniać ja i moje przez wiele przypadków, znanych i nie znanych. A nie zawsze widzi w drugim człowieku bliźniego. Co widzę patrząc na drugiego, jakie są moje oczekiwania wobec niego, do czego czuję się w relacji z nim uprawniona? Nie za dobrze wypadłam w tym bilansie. Okazało się, że mam skłonność do instrumentalnego traktowania osób, a moje dobre uczynki dopieszczają moje ego. To się powoli zmienia. Odkrywam co oznacza chlubić się w Panu i jest to fajniejsze, niż takie ego samo sobie mówiące o tym, że jestem w porządku. Inna sprawa, że u mnie maskowało to poczucie niepewności, braki, smutek. Potrzebowałam zacząć kochać siebie, by i innych móc traktować lepiej.
Awatar użytkownika
ozeasz
Posty: 4368
Rejestracja: 29 sty 2017, 19:41
Jestem: w separacji
Płeć: Mężczyzna

Re: Kilka pytań o separację

Post autor: ozeasz »

Nino pisze: 26 sie 2022, 22:32 Bardzo przepraszam, ale do mnie słowa owego paulina nie przemawiają. To nieustanne stawianie człowieka w roli dna..., grzesznika nad grzesznikami..A jak tak nie uważasz, to znaczy, że brak ci pokory.
Może to kwestia doboru słów?
Nino, a nie o tym jest w przypowieści o dłużniku, o przepaści między winą międzyludzką a wobec Boga?

I to nie ma nic wspólnego z obwinianiem, jeszcze nigdy mi się nie zdarzyło bym w relacji z Bogiem doświadczył obwiniania z Jego strony, całe moje świadome życie w wierze opiera się na przebaczeniu ze strony Boga i doświadczaniu Jego miłości wobec mojej słabości i upadków, to On mnie z nich podnosi, to dla mnie ciągle motywacja do tego, by stawać się do Niego podobnym w miłości do człowieka.
Miłości bez Krzyża nie znajdziecie , a Krzyża bez Miłości nie uniesiecie . Jan Paweł II
ODPOWIEDZ