Niesakramentalny3 pisze: ↑26 lut 2023, 19:15
Ruta pisze: ↑25 lut 2023, 16:27
***
Worki węgla, wiadra z wodą.
Zarzucasz mi bycie "panienką z dużego miasta", sprytnie pomijając część mojego wpisu.
Absolutnie nie zarzucam Ci bycia panienką z miasta. Zarzucam jak już, to brak rozeznania jeśli chodzi o sposoby ogrzewania domów w Polsce...i zarzucam formę jaką czasem odczytuję jako "prawdę objawioną"
- Nie jest tak jak napisałaś, że "Współczesnie w niewielu domach trzeba... " ... otóż węglem, pelletem czy "zwykłym" drewnem opalanych jest większość gospodarstw domowych.
"paliwa stałe – wysuwają się na pierwsze miejsce w danych zgromadzonych dotychczas w ramach Centralnej Ewidencji Emisyjności Budynków (1,5 miliona z 2,6 miliona deklaracji)"
Ktoś te paliwa stałe musi przytargać... i popiół wynosić (i piec i komin od czasu do czasu wyczyścić)... i zdaję sobie sprawę, że kobiety też sobie dają z tym świetnie radę (patrz "Kopciuszek") ... ale nie sądzę, aby było to ich wymarzone zajęcie.
(...)
O i tu ładnie są zarysowane w moim odczuciu dwa standardy - różne spojrzenia na kobietę i mężczyznę.
Jasne, że to jest praca. Ale wcześniej pisałaś, że przecież "misio ma dwie ręce z kciukami" to niech ogarnia, niech sprząta, podłogi zmywa i gotuje i dzieckiem się opiekuje - przecież to nie hotel, tylko jego własne mieszkanie. Zatem czy
misio wykonuje jakąś
pracę w domu, skoro już napisałaś, że to jednak praca? A może praca (domowa) jest tylko wówczas, kiedy wykonuje ją kobieta kobiecymi rękoma? Za to dla pana misia prace domowe, to nie żadna praca... tylko misiowy obowiązek.
Okej. Poświęciłeś czas na swój post, więc i ja poświęcę trochę swojego
Podejdę trochę na wesoło. Szkoda toczyć boje.
Jeśli piszę, to w oparciu o dane. Nie przytaczam ich za każdym razem na forum. Byłoby to bez sensu. Ale nie piszę z powietrza. Piszę w oparciu o wiedzę. Mam dziwną pracę, czasem przewalam i opracowuję mnóstwo danych statystycznych z bardzo różnych dziedzin.
Co do Centralnej Ewidencji Emisyjności Budynków, sprawa nie jest taka prosta, jakby się zdawało. Obraz statystyczny wymaga analizy. Jeden dom jedno zgłoszenie. Jeden blok na dwieście mieszkań jedno zgłoszenie (z rzadka, gdy ktoś w bloku ma np. kominek dwa, trzy zgłoszenia, ale niech by i było dwadzieścia). Ponadto dom ogrzewany na węgiel oznacza zwykle, że mieszkańcy (i mieszkanki) noszą wiadra węgla, blok ogrzewany na węgiel oznacza zwykle centralną kotłownię i nikt z węglem nie biega. Z tych powodów dane z tej akurat ewidencji nie nadają się do oszacowania ilości, jak wiele osób opala swoje domy i mieszkania węglem osobiście. Niepostrzeżenie też z węgla zrobiły się u ciebie paliwa stałe - a to znacznie szersza kategoria (nieładnie
).
Zostając jednak przy węglu... wstępne dane za ubiegły rok dotyczące ilości gospodarstw domowych opalanych węglem zebrane przez Ministerstwo Klimatu i Środowiska są następujące: 3,8 mln gospodarstw "węglowych" na 15 mln gospodarstw. Są one tzw. danymi przybliżonymi. Są miarodajne, choć dane końcowe raportu zostały zaokrąglone. Ministerstwo zaraportowało też utrzymującą się tendencję spadkową. Dane GUS za lata ubiegłe (sprawdziłam od 2018 roku) potwierdzają te liczby. Jak również spadek rok do roku.
Tym samym, parafrazując ciebie samego: Zarzucam ci jak już, to brak rozeznania jeśli chodzi o sposoby ogrzewania domów w Polsce...i zarzucam formę jaką czasem odczytuję jako "prawdę objawioną"
A teraz powtórzę: współcześnie w niewielu domach trzeba tachać worki z węglem, a w jeszcze mniejszej liczbie gospodarstw domowych nosić wiadrami wodę ze studni lub z kranu do garów i nastawiać na grzanie.
Odnosząc się do dyskusji. Zgodziliśmy się już, że noszenie wiader z węglem jest zwykle pracą, która przypada zarówno kobietom jak i mężczyznom. Myślę, że nie będziesz protestował, gdy napiszę, że noszenie wiader z wodą również? Tym samym proponuję komisyjnie skreślić noszenie wiader z jakąkolwiek zawartością z listy prac "typowo męskich" jak również "rozpowszechnionych" Co ty na to?
***
Co do wynoszenia popiołu, bardzo to lubiłam. Była okazja do spacerku na świeżym powietrzu. Zwałkę popiołów mieliśmy kawałek od domu. Nie wiem, czy ktoś lubi takie prace czy nie. Ja akurat lubiłam i węgiel i drewno, i noszenie wody na zagrzanie na kuchni. Choć jak zrobiliśmy instalację do grzania wody, też nie narzekałam. Nie przesądzałabym, że preferencje są tu uwarunkowane płcią. Gdy zaczęłam na powrót palić tytoń lubiłam zejść do kotłowni, była okazja do tajnego dymka. I chwila ciszy. Nie spieszyłam się na górę, nawet sobie książki w piwnicy trzymałam. A czasem siadywaliśmy sobie z mężem razem przy piecu, ciesząc się, że mamy "kominek".
***
Nie jestem silna fizycznie, ale na zdrowie nie narzekam. Co prac męskich szczególnie uciążliwych, ja akurat uważam "męskie" prace za atrakcyjniejsze. Lubię przebywać na zewnątrz. Więc lubię prace ogrodnicze, odśnieżanie, rąbanie drzewa. Remonty też są fajne, nie na wszystko mam siły. Palety płytek nie przytacham. Dostałam taki śmieszny mini nie wiem jak się nazywa wózeczek. Nawet po schodach daje radę. I na nim mogę sobie wozić to, czego nie dźwigam. Jak nie mam siły go załadować, robię sobie mniejsze pakuneczki. Za najbardziej uciążliwe uważam odkurzanie i mycie podłóg. Nie myję nigdy okien. Nie lubię. Prasuję rzadko. Wkurza mnie szycie i nie jestem w tym dobra. Lubię obsługiwać grill i rozpalać ogień. Lubię gotować i piec ciasta. Zmywam, bo muszę. Nie mam zmywarki. Natomiast są rzeczy, których nie zrobię. Ale wielu mężczyzn też nie. Nie wykonam instalacji hydraulicznej. Nie położę instalacji elektrycznej. Pewnie jakbym się zaparła zrobiłabym i to. Z You Tuba nie takich rzeczy się można nauczyć. Kiedyś naprawiłam dolnopłuk. Wymieniałam części w samochodzie kuzynki, bo na warsztacie chcieli zedrzeć. W tym roku przytachałam do domu choinkę i potem ją wyniosłam.Taką jak co roku przynosił dotąd mąż. Okazałą, pod sufit. Zmęczyłam się. Ale i tak był fan. Lubię się nie tylko dotlenić, ale i zmęczyć.
Z powyższych powodów "męskie" ujmuję w cudzysłów. Nie sądzę, by realnie taki podział istniał. Choć zgadzam się, że prace wymagające siły i wytrzymałości lepiej wychodzą mężczyznom. Z tego powodu nadal nie rozumiem, czemu noszenie zakupów w wielu rodzinach przypada w udziale kobietom, podobnie jak mycie i odkurzanie dużych powierzchni. Ja po odkurzeniu domu albo i tylko mieszkania jestem cała zapocona i potrzebuję odpocząć. Mąż robił to szybciej i nie zdążył nigdy dostać nawet zadyszki.
***
Przykładu z ciocią nie rozumiem. Czy sugerujesz, że 90 letni sąsiad wniósłby ten węgiel jak młodziak? Myślę, że trudności cioci wynikają z jej wieku, nie płci. Będę miała za swoje, nie dość, że posługuję się stereotypami, to jeszcze stosuję paskudny ageyzm (dyskryminację ze względu na wiek). Się porobiło
***
Co do budowania tożsamości na podstawie wykonywanych prac domowych. Nie znam kobiety, która mówi do męża: Tylko nie mów przy moich koleżankach, że kładłam z tobą kafelki, pomyślą, że jestem zchłopiała. Ale znam panów, którzy proszą żony, by nie mówiły, że oni w domu szyją czy prasują. Są i tacy co się upieczenia ciasta wstydzą. No bo jeszcze ich ktoś za babę weźmie
Ogólnie w mojej obserwacji sporo mężczyzn, także tu na forum, ma żal do żon lub otwartą pretensję za zmuszanie ich do prac "żeńskich", przykłada wagę co w domu jest męskie co żeńskie i się upiera, by podział prac przebiegał według klucza płci. Kobiety, gdy zrobią coś "męskiego" zwykle się tym cieszą. A nawet chwalą. Za to ekstremalni zawodnicy mają propozycję nie do odrzucenia. To ja tu kochanie będę się zajmował tym, do czego mnie stworzyła ewolucja: polowaniem. A ty ogarniaj naszą jaskinię.
***
Swoją drogą jeszcze jedna podana przez ciebie "informacja" wymaga sprostowania. Polowania były plemienne. Kobiety i dzieci nie siedziały w jaskiniach, chodziły w nagonce. Oraz dorzynały i obrabiały na miejscu upolowane zwierzęta. Oraz brały udział w ich transporcie do domu. Było co nosić. Bo noszono niemal wszystko, od skór po kości. Żaden mysliwy nie wracał do domu ze stekiem i udźcem na plecach. Obraz kulturowy to nie zawsze to samo co obraz historyczny. Z tego powodu poważni naukowcy mają bekę z amerykańskich naukowców, w szczególności z psychologów ewolucyjnych. Chłopaki i dziewczyny podobno myślą tam, że kreskówki typu jaskiniowcy to reportaże. Albo co najmniej dokumenty. Ciekawe czy Jetsonów kręcono za pomocą maszyny czasu? Pewnie z tej samej co ją zrobiła nasza polska Maria (wyjaśnię potem)...
Choć na przykład w Tańczącym z Wilkami mieli rzetelnego konsultanta od autentyczności i polowanie plemienne zobrazowali całkiem nieźle. Polecam. Polowanie na małe zwierzęta było z kolei domeną kobiet i dzieci. Tak, w tych społecznościach kobiety też korzystały z łuków. I robiły wnyki. Dzieci też. Uprawiały i rybołóstwo z użyciem harpunów. A tu na co drugim filmie dzielny wojownik wymalowany na ta okazję w barwy wojenne i nie wiedzieć czemu w pióropuszu wodzowskim do tańców rytualnych wpatruje się z namaszczeniem w wodę by trachnąć klasyczną europejską dzidą łososia
Nie jest też prawdą, że istniał płciowy podział prac, tak jak my go dziś rozumiemy. Prace w społecznościach wędrownych, a później osadniczych wykonywano wspólnie: budowę domu, polowanie, obróbkę pola, wychowanie dzieci. Podobnie było w społecznościach zorganizowanych wokół konkretnych prac, pozyskiwania soli, wypalania rud, wytwarzania ceramiki. Istniał podział zadań w obrębie tych prac. Mężczyzna ustawiał pale, kobieta wiązała je łykiem. I tak dalej. Były też społeczności z większym lub ścisłym rozdziałem płciowym. Były. Czas przeszły. I nie jest to błąd gramatyczny. Były.
Ostały się te oparte na współpracy płci.
Taka Polska na przykład, oparła się tylu zawieruchom. A Sparty już nie ma
Pierwsze znane nam ze źródeł zdanie zapisane w języku polskim zdanie brzmi: Daj, ać ja pobruczę, a ty poczywaj. Wypowiada je sfeminizowany podporządkowany brutalnej dyktaturze kobiet umęczony chłop polski do swojej radykalnej światopoglądowo żony. Zdarzenie to doniosłe jest datowane na wiek XIII. Według utajonych wśród historyków agentów seksmisji jest to pierwszy zapis długiej historii pokojowej współpracy płci w społeczeństwie polskim. Jednak według historyków nie bojących się pisać prawdy, a nawet gotowych do odparcia oskarżeń o spiskową teorię dziejów, zapis ten jednoznacznie świadczy o długiej historii brutalnego feminizowania mężczyzn przez kobiety i walki płci. Prawdopodobnie polskie feministki wynalazły maszynę czasu najpóźniej w wieku XIX i założyły swoje przyczółki w wiekach średnich, rozsiewając tam antymęską propagandę dotyczącą podziału prac domowych. Jedną z ich czołowych przedstawicielek i agentek była niejaka Maria. Skłodowska. Pseudonim Marian. No bo żeby normalny średniowieczny chłop pobruszał za żonę? O psychologii ewolucyjnej nie słyszał? Istnieją też podejrzenia, że spisek rozciągnął się i na międzywojnie. No bo żeby Piłsudski tak zgłupiał i uczynił Polskę jednym z pierwszych krajów, który przyznał kobietom prawa wyborcze? I to ot tak? Baby zastukały parasolką w okno i już? Jak nic kolaborował z Marianem. W zamian za to feministki z przyszłości odpaliły mu projektor wielkoformatowy, żeby zapewnić mu słynną wygraną i przy okazji na jego prośbę obroniły Częstochowę. Tym samym Szwedzi zrobili postęp kulturowy tylko u siebie, a tajny plan musiał ulec korekcie. Baby dogadały się z Unią i teraz pracują nad tym, by przekonać Wandę, by zechciała Niemca. Superkomputer wyliczył, że jak wszystko pójdzie dobrze, to polskie chłopy już od połowy XVIII wieku będą lepić pierogi na święta. Nie mogę się doczekać.
Reasumując i odpowiadając na ostatnie twoje pytanie. Prace domowe to prace domowe, czy robi je misio czy misiowa.