Ruta pisze: ↑26 sie 2020, 10:31
Oczywiście, że ma być na równi. Jeśli chcę od męża abstynencji, sama podjęłam abstynencję, chcę nawrócenia, to się nawracam, chcę pracy w terapii, to pracuję w terapii, chcę miłości to kocham, chcę wierności, jestem wierna.
W sumie rozumiem, że z perspektywy osoby uzależnionej, to jakieś karkołomne wymogi, jednak z drugiej strony kocham, jestem wierna, pracuję w terapii, podjęłam całkowitą abstynencję i się nawracam. Jestem szczęśliwa.
Nie chcę od męża niczego, co mogłoby go unieszczęśliwić. Chcę jego dobra.
Ruto
Podkresle po raz kolejny, miło by mi było gdyby osoby to czytające zwróciły na to uwagę, ze doskonale Cie rozumiem, twoje decyzje i stawianie granic. Jest to dla mnie całkiem oczywisty sposob ochrony siebie i dziecka. Nigdy i nigdzie nie napisałam, że nie masz moim zdaniem prawa do takich zachowań.
Zacytowałam powyżej fragment Twojej wypowiedzi w tym wątku.
I niby myslimy tak samo, ale...
Ja to widzę tak i taki jest moj porzadek myslenia - nieprzypadkowa kolejnośc.
Nie mam prawa oczekiwać od innych czegoś, czego sama od siebie nie oczekuje, wymagam, czemu nie potrafie sprostać.
O ile wogóle mamy prawo oczekiwac od innych tego, co my uważamy za słuszne? Sa teorie, które mowią, że nie powinniśmy nic oczekiwac. A to, co dobrego dajemy innym ze swojej strony, jest naszym wyborem. Moze nikt tego nie chciał ani nie oczekiwał po nas? Wiec zrobilismy w wolności to, co sami uznalismy za słuszne i dobre, ale czy to naprawde jest dobre i słuszne z punktu widzenia innych?
Konfrontacja bywa zaskakująca. Wiec lepiej z tym ostrożnie.
Natomiast oczekiwanie po innych, że bedą potrafili zrobic i zrobią cos, co my potrafimy, wydaje mi sie nadużyciem.
Czyli:
Podejmuje sie abstynencji i potrafię ja utrzymać - czyli mam prawo oczekiwać, że mąż zrobi to samo?
Potrafie wstrzymać oddech pod woda przez 5 min. - czyli mam prawo oczekiwać, że inni zrobia to samo?
Nauczyłam sie gry na skrzypcach w wielku 8 lat - czyli mam prawo oczekiwac tego samego od 8 letniego dziecka?
Nawracam się - mam prawo oczekiwać, że mąż sie nawróci?
Chodze na własna terapie - mam prawo oczekiwać, że mąż podejmie własną?
Jestem wierna, pracuję w terapii, podjęłam całkowitą abstynencję i się nawracam. Jestem szczęśliwa - mam prawo oczekiwać, że maż bedzie szczesliwy w taki sam sposób?
Nie chcę od męża niczego, co mogłoby go unieszczęśliwić. Chcę jego dobra - to Twoj punkt widzenia, mąż ma prawo widziec to zupelnie inaczej.
Rozumiem, że z perspektywy osoby uzależnionej, to jakieś karkołomne wymogi - ale mam prawo oczekiwać, że spełni moje oczekiwania i bedzie z tym szcześliwy?
Napewno rozumiesz, że to karkołomne wymogi a mimo to, tak naprawdę, w tym momencie pozbawiasz męża prawa do wolności i nawet autodestrukcji w tej wolności? Bo wiesz, co dla niego dobre?
Chcę miłości to kocham, chcę wierności, jestem wierna - ale wiesz, że to tak nie działa?
Takie stawianie spraw niestety nie przynosi oczekiwanych skutków.
I to tak naprawde budzi ogromny opór - podporządkowanie jednej strony oczekiwaniom drugiej.
Jezeli mogę, to ja bym ułozyła to ciut inaczej:
Chce dla siebie trzezwego męża, wiec pokazuje mu, że mogę życ w abstynencji i moze on tez by potrafił?
Chce miec wierzącego męża, wiec pokazuje mu, że jestem szczesliwa będąc osobą nawróconą i moze on tez był by szczesliwy nawrócony?
Chcę, żeby mąż poddał sie terapii, to sama pokazuje, że dzieki terapii ja sie zmieniam na lepszą ( pod warunkiem, że mąż moze to poczuc, że jestes lepsza niz byłaś, inaczej to nie zadziała).
Ale nie oczekuję od męża. On jest wolny.
Takie drobne przesuniecie punktu cięzkości.
I mam jeszcze jedno pytanie do Ciebie dotyczace egzekwowania od dziadków alimentów na wnuczka:
napisałaśw pierwszym swoim poście na tym watku
Ruta pisze: ↑26 sie 2020, 10:31
Nasze małżeństwo było i nadal jest obciążone nałogami męża, które rozwinęły się u niego, gdy był nastolatkiem i do których w trakcie małżeństwa powrócił. Pornografia, nadużywanie alkoholu, narkotyki.
Nie wiem, czy dobrze to rozumiem.
Ale czy nie jest tak, że twoi teściowie mają do Ciebie zal, że twoj maz powrócił do nałógów, z których niejako wyszedł przed slubem - w małżeństwie? I uważają, że ponosisz za to częśc winy?
Nie chcę Cie urazić, to tylko pytanie, bo chciała bym dobrze rozumieć sytuację.
Bo mnie sie wydaje, że lepiej z dziadkami na spokojnie porozmawiać i poprosić ich o pomoc w utrzymaniu wnuka, niż ciągać ich po sądach. Co i tak moze sie okazać daremne, bo jak wykażesz ubóstwo dziecka, skoro nawet dla Funduszu Alimentacyjnego nie spełniacie kryteriów wystarczająco niskich dochodów?
Masz w sobie wewnetrzna potrzebe "rozminiania" wszystkiego na wszelkie mozliwe sposoby. Czemu dajesz tu wyraz w ilości i długości postów. Wiec to taka moja "wrzutka" do rozkminiania.