Wiedźmin pisze: ↑28 lis 2019, 19:13
Nie - nie rozumiesz - nie chodzi mi o usprawiedliwianie, czy jakiekolwiek ważenie winy czy zasług.
Nie usprawiedliwiam i nie raz przecież pierwszy rzucałem w zdradzacza kamieniem
Tylko o zauważenie, że jedno wpływa na drugie.
I nie twierdzę, że nie ma możliwości starać się oprzeć temu czy innemu wpływowi... tylko aby ów wpływ chociaż dostrzec.
Inaczej będę wciąż brodzić wśród skutków, zamiast spróbować przyjrzeć się przyczynom.
Na początek Cię przepraszam. Nie miałam intencji Cię urazić, ani sprawić, żebyś odczuł, że mogę mieć na myśli Ciebie w tak niemiłym kontekście. Opisywałam hipotetycznego zdradzacza, niepotrzebnie przyjęłam formę "robisz, nie robisz". Pozostanę na przyszłość przy hipotetycznym Adamie i hipotetycznej Ewie. "Zła wiadomość" to z kolei luźne skojarzenie z tekstu z głupiej książki, którą ostatnio czytałam (tekścik brzmiał: "To nie jest zła wiadomość dla młodych kobiet"). Zwrócę uwagę, by uważniej czytać swoje posty i wyrywać takie "kwiatuszki" zanim kliknę wyślij. Jeszcze raz serdecznie Cię przepraszam.
Co do wpływu zgadzam się z tobą: wpływamy na siebie. Ale nie wpływamy na kogoś, kto nami celowo manipuluje i używa nas do swoich celów.
Generalnie w kryzysach takich zwykłych zazwyczaj nikt nie jest winny. To efekty tego co wnosimy trudnego do związku - zranienia, złe wzorce, dziwne przekonania i oczekiwania. Gdy jest dobra wola, miłość wierność i uczciwość to takie kryzysy udaje się wspólnie pokonać. I nikt nie ucieka się do zdrady lub innych destrukcyjnych zachowań. Wpływ jest oczywisty najpierw dyskomfort, który w naturalny sposób prowadzi do konfrontacji, potem naprawy - i oboje małżonkowie wrastają.
Natomiast gdy jedna strona zachowuje się destrukcyjnie (zdradza, jest w nałogu, stosuje przemoc i wszystkie te rzeczy ciężkiego kalibru) to dynamika kryzysu przed kumulacją zdarzeń jest często inna. Jedna osoba zachowuje się wobec drugiej okrutnie i nią manipuluje. Druga kocha i stara się pokonać kryzys, ale jest poddawana manipulacji - kryzysu nie ma, świrujesz, nie da się z tobą wytrzymać. Koniec końców ten kto manipuluje wygląda na spokojnego i zrównoważonego, a jego ofiara jest kłębkiem nerwów - i naprawdę nie ponosi winy. Choć może wyglądać, że ześwirowała - krzyczy, dostaje histerii i zachowuje się na pozór irracjonalnie. Manipulator przy tym manipuluje często też otoczeniem, tak aby zawczasu nastawić je przeciwko ofierze, uzyskać opinię tego dobrego, odciąć ofiarę od wsparcia i sprawić, że nikt nie będzie jej wierzył.
Czym innym jest zdrada starszego pana, który całe życie był wiernym i dobrym mężem tylko go pogięło i coś mu się ubzdurało, czym innym postępowanie pana, który nie szanuje żony, ustawia ją tak by "robiła obsługę", nie szanuje innych kobiet i traktuje je przedmiotowo. Za pierwszym jest pokusa, ale nie ma tej perfidii instrumentalnego używania innych, jest pogubienie. Za drugim jest destrukcja i upadek.
Jak to odróżnić? Jeśli świrujesz, małżonek mówi ci że świrujesz, masz myśli samobójcze, jeśli wiesz że od jakiegoś czasu coś się dzieje, ale nie umiesz tego nazwać, obawiasz się że tracisz zmysły, jesteś w coraz gorszym stanie, próbowałeś wszystkiego, jesteś traktowany z pogardą, otoczenie wini ciebie za kryzys, albo nic o nim nie wie, nie masz szansy na rozmowę bo nigdy do niej nie dochodzi, starasz się coraz bardziej i to nic nie daje, albo daje tylko na chwilę - to jest manipulacja.
Motywy tak okrutnego traktowania są różne, zwykle to przekonanie, że inni są gorsi, ja lepszy, chęć ustawienia żony by była "żoną" (robiła obsługę i siedziała cicho) lub gdy postępuje tak kobieta (rzadko, ale się zdarza) ustawienia męża by był "mężem" (zarabiał i się nie wtrącał, ale wciąż był rycerzem na białym koniu spełniającym zachcianki księżniczki). W takich przypadkach ofiary nie ponoszą winy. A zwykłe metody wyjścia z kryzysu nie działają. Nie rozpoznanie tego przez ofiarę czy terapeutę pogrąża ofiary, marnuje ich energię, którą włożą wtedy w naprawę tego co nie jest zepsute - siebie, w obwinianie się.
Tymczasem wtedy pracę należy włożyć wtedy we wzmocnienie i odbudowanie siebie. Zwykle manipulator wtedy traci zainteresowanie i już, bo interesują go tylko osoby, które nie będą się bronić. Czy da się uleczyć manipulatora? Pewnie tak - gdy się szczerze nawróci i odwróci od zła, ale to wymaga ogromnej gruntownej przemiany, sama zmiana przekonania, że inni są po to by mi służyć to ogromna praca. Pytanie tylko co miałoby skłonić manipulatora do pierwszego kroku? Pewnie jego upadek, tak samo jak przy nałogach. Tylko, że nałogowcy i manipulatorzy potrafią latami manipulować tak, by uzyskiwać wsparcie i nie upaść.
Wiedźmin pisze: ↑28 lis 2019, 19:13
Swoją drogą... bo piszesz o "niezasłużonym dostawaniu z liścia"... hmm... a jak miałoby wyglądać "zasłużone"?
Uznałam, że to metafora, stąd "żabki". No jak zachowujemy się nie okej (lenimy, ociągamy, coś tam zaniedbujemy) to rozsądny małżonek w końcu się wkurza i daje temu wyraz - i "obrywamy" zasłużenie. Jeśli nie stosuje przemocy, jest okej. (Nie ma czegoś takiego jak "sprowokowanie sprawcy" czy "zasłużone bicie").
Wiedźmin pisze: ↑28 lis 2019, 19:13
A z wcześniejszego Twojego postu:
Ruta pisze: ↑26 lis 2019, 9:53
[...] Udział w kryzysie można mieć natomiast bez winy. [...]
Aha - to może analogicznie, można mieć udział w zdradzie bez winy?
Uśmieszek mówi mi, że sam wiesz że analogii tu być nie może. Analogia ma sens tylko wtedy, gdy porównywane obiekty lub klasy mają przynajmniej jedną wspólna cechę i jest nią ta cecha, której dotyczy analogia. Kryzys może być efektem zachowań i reakcji nieintencjonalnych. Zdrada nie może być "odruchowa", "wyuczona", "nieświadoma". Brak stycznych - brak analogii