Poważny kryzys małżeński

Refleksje, dzielenie się swoimi przeżyciami...

Moderator: Moderatorzy

Ukojenie
Posty: 98
Rejestracja: 17 sty 2019, 16:05
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Poważny kryzys małżeński

Post autor: Ukojenie »

WrocKa pisze: 09 gru 2019, 21:58
Nie poznaję go. To nie jest mój mąż. To jakiś obcy, opętany człowiek...
Tak mi przykro. Znam to. Obcy człowiek z obcym spojrzeniem.
Zadne prośby nie pomagały aby stał się z powrotem "sobą"
U nas głównym powodem "amoku" były (chyba) środki uzależniające.
Dopiero po ich odstawieniu wrocił choć w części (chyba) tamten człowiek ale ja już jestem tak skrzywiona że boję się w to uwierzyć.
WrocKa
Posty: 124
Rejestracja: 28 lis 2019, 15:27
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Poważny kryzys małżeński

Post autor: WrocKa »

Moi Drodzy,

Jestem u skraju załamania nerowego. Pojawiły się u mnie myśli autodestrukcyjne, samobójcze. Jedyne, co mnie przed tym powstrzymuje to myśl o moim synu. Jednocześnie właśnie o nim myśląc, jest mi tak bardzo źle. Nie chcę, żeby był dzieckiem z rozbitej rodziny. To nie jego wina i dlaczego on ma ponosić konsekwencje. To jeszcze mały chłopiec, niczego nieświadomy.
Mi oczywiście też jest ciężko, ale ja jakoś sobie poradzę z tym okropnym uczuciem pustki w sercu i odrzucenia. Ale jak na niego patrzę jak tak śpi niewinnie to mi serce pęka. I wtedy chciałabym przestać istnieć, zapaść się pod ziemię.
Wiem, że wszyscy to przeżywaliście/przeżywacie.
Jak to przezwyciężyć? Co mogę robić żeby sobie ulżyć? I jak przeprowadzić przez to dziecko, żeby jak najmniej ucierpiało...?
Z góry dziękuję za wszystkie rady. Wiem, że to kiedyś minie, ale jak dotrwać do tego kiedyś...?
krople rosy

Re: Poważny kryzys małżeński

Post autor: krople rosy »

WrocKa pisze: 10 gru 2019, 8:43 Jestem u skraju załamania nerowego. Pojawiły się u mnie myśli autodestrukcyjne, samobójcze. Jedyne, co mnie przed tym powstrzymuje to myśl o moim synu. Jednocześnie właśnie o nim myśląc, jest mi tak bardzo źle. Nie chcę, żeby był dzieckiem z rozbitej rodziny. To nie jego wina i dlaczego on ma ponosić konsekwencje. To jeszcze mały chłopiec, niczego nieświadomy.
Najważniejsze byś teraz Ty zadbała o siebie i odnalazła równowagę psychiczno duchową. Wtedy skutki zła rozpadającego się małżeństwa nie są tak bolesne dla dziecka/dzieci. Tak więc pomagając sobie pomagasz swojemu synowi, miej to na względzie.
Ja pamiętam do dziś pakującego manatki ojca który postanowił wyprowadzić się podczas nieobecności mamy. Po prostu przyszedł, wyjał torby i zaczął do nich wrzucać zawartosć swojej szafy. Stać go było tylko na krótkie: wyprowadzam się - gdy patrzyłyśmy z siostrą zszokowane co on robi. Do dziś mam przed ozcami jego sylwetkę gdy patrzę w okno i widzę jak odchodzi.
Ale w domu nie było płaczów, lamentów, myśli samobójczych. Widziałam u mamy smutek ale też taką kobiecą siłę która zmaterilizowałs się w słowach: poradzimy sobie. Zorganizowała dla nas opiekę na czas jej bycia w pracy, i ogarniała wszystko co do niej należało.
Tęskniłam za ojcem ale jednoczesnie nie czułam jakiejś traumy bo mama trzymała wszystko w kupie.
Nie byłysmy jakoś szczególnie związane bo ona trzymała się blisko mojej siostry ale nie widziałam w niej załamania się.
Blondynka55
Posty: 313
Rejestracja: 14 sty 2019, 15:13
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Poważny kryzys małżeński

Post autor: Blondynka55 »

white chocolate pisze: 10 gru 2019, 9:08
WrocKa pisze: 10 gru 2019, 8:43 Jestem u skraju załamania nerowego. Pojawiły się u mnie myśli autodestrukcyjne, samobójcze. Jedyne, co mnie przed tym powstrzymuje to myśl o moim synu. Jednocześnie właśnie o nim myśląc, jest mi tak bardzo źle. Nie chcę, żeby był dzieckiem z rozbitej rodziny. To nie jego wina i dlaczego on ma ponosić konsekwencje. To jeszcze mały chłopiec, niczego nieświadomy.
Najważniejsze byś teraz Ty zadbała o siebie i odnalazła równowagę psychiczno duchową. Wtedy skutki zła rozpadającego się małżeństwa nie są tak bolesne dla dziecka/dzieci. Tak więc pomagając sobie pomagasz swojemu synowi, miej to na względzie.
Ja pamiętam do dziś pakującego manatki ojca który postanowił wyprowadzić się podczas nieobecności mamy. Po prostu przyszedł, wyjał torby i zaczął do nich wrzucać zawartosć swojej szafy. Stać go było tylko na krótkie: wyprowadzam się - gdy patrzyłyśmy z siostrą zszokowane co on robi. Do dziś mam przed ozcami jego sylwetkę gdy patrzę w okno i widzę jak odchodzi.
Ale w domu nie było płaczów, lamentów, myśli samobójczych. Widziałam u mamy smutek ale też taką kobiecą siłę która zmaterilizowałs się w słowach: poradzimy sobie. Zorganizowała dla nas opiekę na czas jej bycia w pracy, i ogarniała wszystko co do niej należało.
Tęskniłam za ojcem ale jednoczesnie nie czułam jakiejś traumy bo mama trzymała wszystko w kupie.
Nie byłysmy jakoś szczególnie związane bo ona trzymała się blisko mojej siostry ale nie widziałam w niej załamania się.
Serce mi się kraje po przeczytaniu tego posta, jakbym widziała siebie z przeszłości.
Moja historia jedynie różni się tym, iż to ja odeszłam z dziećmi od męża, który stosował przemoc.
Dzisiaj widzę wszystko inaczej, dzieci są również spokojniejsze.Tak jak już Ci tutaj napisano możesz zadbać o swoje dobro na teraz i Twojego synka, który Cię bardzo potrzebuje.On wszystko odczuwa tak samo jak Ty i widzi to co się dzieje wokół niego.
Może porozmawiaj z jakimś kapłanem, albo psychologiem , mnie to postawiło na nogi i mam siłę do tego, aby żyć i kochać drugiego człowieka.
Pomodlę się za Ciebie.
WrocKa
Posty: 124
Rejestracja: 28 lis 2019, 15:27
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Poważny kryzys małżeński

Post autor: WrocKa »

White Chocolate przykro mi z powodu Twojego taty.

"Do dziś mam przed ozcami jego sylwetkę gdy patrzę w okno i widzę jak odchodzi.
Ale w domu nie było płaczów, lamentów, myśli samobójczych. Widziałam u mamy smutek ale też taką kobiecą siłę która zmaterilizowałs się w słowach: poradzimy sobie. Zorganizowała dla nas opiekę na czas jej bycia w pracy, i ogarniała wszystko co do niej należało."

Dzielna Twoja mama. Chciałabym tak, ale póki co emocje są zbyt duże i nie daję rady ich tłumić...

Wiem, że muszę zająć się synem, żeby jak najmniej odczuwał to całe zamieszanie i muszę być dzielna przede wszystkim dla niego.
Ale to tak cholernie trudne.
krople rosy

Re: Poważny kryzys małżeński

Post autor: krople rosy »

WrocKa pisze: 10 gru 2019, 10:21 Chciałabym tak, ale póki co emocje są zbyt duże i nie daję rady ich tłumić...
Emocji nie wolno tłumić i zakłamywać. Emocje nie kłamią.
Jest Ci smutno, przykro i nie jest tak jak być powinno.
Trzeba teraz sobie z tymi emocjami poradzić i uporządkować w taki sposób by nie przygniatały do ziemi i nie odbierały życia i nadziei.
Życzę Ci byś z każdym dniem stawała się spokojniejsza i silniejsza. Pamietaj o modlitwie choć pewnie nie zawsze masz na nią ochotę bo krzyczeć i ryczeć się chce.
Ale Bóg jest tym Który umacnia i daje siłę.
Masz syna. Nie jesteś sama. Masz kogo kochać i na pewno tę miłość od syna też dostaniesz.
To dużo. Warto dostrzegać to, co mamy.
Małgorzata Małgosia
Posty: 306
Rejestracja: 05 wrz 2019, 14:31
Jestem: po rozwodzie
Płeć: Kobieta

Re: Poważny kryzys małżeński

Post autor: Małgorzata Małgosia »

Ja mam teraz najgorszy czas od tego lepszego czasu po nawróceniu, tzn. odkryciu wspólnoty Sychar tak w dużym skrócie.
Bardzo pomogło mi na początku przeanalizowanie i w ogóle zrozumienie procesu przebaczania (ja to nazywam godzeniem się ze stratą):
viewtopic.php?f=10&t=2299

Ta wiedza cały czas mi pomaga, przede wszystkim żeby nie wpaść w otchłań rozpaczy i tam pozostać w roli ofiary. Najważniejsze dla mnie było właśnie to uświadomienie sobie, że rozpamiętując ciągle co mąż mi zrobił i co mi robi nie kochając mnie, stawiam się w roli ofiary.

Być może ze względu na mój waleczny charakter ta odkryta świadomość ofiary bardzo mi się nie spodobała i postanowiłam, że ja tak nie chcę. Chcę z tej roli wyjść. I to był dla mnie początek tej drogi, na której jestem.

Droga ta jest zdecydowanie kręta, właśnie się o tym przekonuję. Ale dzięki Sychar, a konkretnie osobom z modlitwy skypowej, a także modlitwie:
- nieustannej za męża (błogosławieństwo męża),
- o uzdrowienie małżeństwa
- za wstawiennictwem mojej patronki św. Urszuli Ledóchowskiej o otworzenie się serca męża na mnie jako żonę
- za wstawiennictwem bł.ks. Jerzego Popiełuszki o pojednanie między nami,
- egzorcyzmem małżeńskim (od 1 października nieustannie),
oraz całkowitemu oddaniu mojego męża i wszystkich chorych więzów duchowo-emocjonalnych, które łączą mnie z nim, Maryi, potrafię przebrnąć przez kolejny dzień.

Mój mąż również okazał się zupełnie inny niż był na początku. Myślę sobie, że to co widzę teraz to zasługa opadłych klapek z oczu, ale myślę sobie, że rację ma też ktoś starszy ode mnie, kto mi powiedział, że ludzie po prostu się zmieniają. To jest normalne do pewnego stopnia.
Mąż oprócz tego, że złożył pozew o rozwód, to teraz jeszcze złożył w sądzie kościelnym wniosek o stwierdzenie nieważności małżeństwa.

I on, który wydawał mi się najbardziej poukładanym pod względem zasad wiary, człowiekiem, którego spotkałam, powiedział, że jeżeli nie mamy dzieci to znaczy, że Pan Bóg nam nie błogosławi i m.in. dlatego to małżeństwo jest nieważne.
A to, że nie mogliśmy mieć dzieci było dla mnie ogromną traumą, z którą sobie jakoś "poradziłam" (upchałam w niepamięć), co oczywiście oznacza, że wcale tego nie przepracowałam.
Do tego mój małżonek objaśnił mi, że jak ludzie są niewierzący i żyją bez sakramentu w związku i mają dzieci, to znaczy, że Pan Bóg im błogosławi. Bo dzieci są tego dowodem.

Nie wchodziłam z nim w dyskusję, ale to były miecze przeszywające moje serce na wylot. Kolejne już.
I ja ryczę odkąd dowiedziałam się o tym wniosku o stwierdzenie nieważności, ryczę teraz, ale nie ustaję w modlitwie, bo tylko to mnie trzyma przy życiu.
Mam taki obraz w głowie jak czepiam się kurczowo szaty Maryi, na kolanach u jej stóp, bo nie mam śmiałości i siły inaczej. I po prostu błagam ją: Mamo ratuj mnie! Wołam też: "Jezusie Synu Dawida ulituj się nade mną". I naprawdę dostaję pocieszenie.
"Ty zaś powróć do Boga swojego - strzeż pilnie miłości i prawa i ufaj twojemu Bogu!" (Oz 12, 7).
Jezu ufam Tobie.
WrocKa
Posty: 124
Rejestracja: 28 lis 2019, 15:27
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Poważny kryzys małżeński

Post autor: WrocKa »

Moi Drodzy,

Właśnie natrafiłam na genialne kazanie Ojca Szustaka pt. "Panie Ratuj Mnie".
Mi bardzo pomogło i teraz czuje taki spokój w sercu. Jest wokół cały czas burza, ale Pan wyciągnął do mnie rękę i prowadzi mnie po wodzie...
Piękne to. Polecam wszystkim wątpiącym i lękającym się.

https://www.youtube.com/watch?v=u9jSD7AzeIE

Z Bogiem!
WrocKa
Posty: 124
Rejestracja: 28 lis 2019, 15:27
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Poważny kryzys małżeński

Post autor: WrocKa »

U mnie dziś znowu gorzej...
Wczoraj wieczorem mąż wyszedł na wigilię firmową i wrócił o 5 rano..
Nigdy jeszcze nie spędził nocy poza domem. To pierwszy raz...
Ja stosuję listę Zerty, więc nie mówię nic, nie pytam...
Ale strasznie mi ciężko i mam coraz więcej wątpliwości czy ja chcę z nim być...
On się zachowuje jak zbuntowany nastolatek a nie dorosły facet...
Modlę się o siłę żebym była w stanie to przeczekać i znieść z godnością ale nie wiem ile jeszcze wytrzymam...
WrocKa
Posty: 124
Rejestracja: 28 lis 2019, 15:27
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Poważny kryzys małżeński

Post autor: WrocKa »

Moi Drodzy,
Myślałam że powoli zbieram się do kupy, ale fakt jest taki że nadal jestem w rozsypce. Aż się z tego stresu pochorowalam. Leżę chora i z gorączką a mąż nawet cały dzień nie zadzwoni, żeby zapytać jak się czuję...
Strasznie to boli.
Jak przyjdzie to ucieka od razu do drugiego pokoju a potem idzie spać. Czuję, że coraz bardziej się oddala.

Liczyłam że atmosfera zbliżających się świąt skruszy jego zatwardziale serce. Nic z tego.

W niedzielę byliśmy w kościele i było kazanie o przygotowaniu serca na przyjście Jezusa. Że trzeba sobie wybaczać, dawać szansę, że rodzina najważniejsza w święta a nie prezenty i choinka.
Ja miałam łzy w oczach, patrzyłam na niego licząc że drgnie i będzie chciał pojednania. Niestety. Nawet na mnie nie spojrzał a wyraz twarzy miał taki zacięty, szczęka zaciśnięta...

Modlę się od rana do wieczora. Nie wiem co jeszcze mogę zrobić. Czuję taką bezsilność, taki żal w sercu.

Jestem gotowa naprawiać siebie, już zaczęłam. Chce się zmieniać. Chce być dobrą żona.
Ale on już chyba tego nie chce...
Od 3 m-cy nie zrobił kroku w moim kierunku tylko się coraz bardziej oddala...

Nie wiem jak będą wyglądały te świętą i co potem...
Bo mam wrażenie że on czeka tylko do świąt, żeby je przetrwać a potem będzie chciał odejść...
WrocKa
Posty: 124
Rejestracja: 28 lis 2019, 15:27
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Poważny kryzys małżeński

Post autor: WrocKa »

Halo czy ktoś czyta moje posty?
Jestem w rozsypce. Mam prawie 100% pewności że jest kowalska...

Dziś widziałam jak mąż pisząc coś w telefonie uśmiechał się do siebie. Jak podeszłam to się zerwał i naskoczyl na mnie: czego chcesz?

Powiedziałam mu że coś bardzo nerwowy zrobił się ostatnio (krzyczy na mnie, na syna) to on do mnie czy coś mu insynuuje...

Nie można z nim już wcale rozmawiać. Jest wyraźnie poirytowany i szuka zaczepki.

Zastanawiam się czy powinnam ciągnąć wątek kowalskiej czy cierpliwie czekać aż sama się ujawni...

Ks Drzewiecki w jednej ze swoich konferencji mówił, że jak jest podejrzenie i sygnały to jak najszybciej doprowadzić do konfrontacji...
A Wy jak radzicie?
Gubię się już...
tata999
Posty: 1173
Rejestracja: 29 wrz 2018, 13:43
Jestem: po rozwodzie
Płeć: Mężczyzna

Re: Poważny kryzys małżeński

Post autor: tata999 »

WrocKa pisze: 17 gru 2019, 21:57 Halo czy ktoś czyta moje posty?
Jestem w rozsypce. Mam prawie 100% pewności że jest kowalska...

Dziś widziałam jak mąż pisząc coś w telefonie uśmiechał się do siebie. Jak podeszłam to się zerwał i naskoczyl na mnie: czego chcesz?

Powiedziałam mu że coś bardzo nerwowy zrobił się ostatnio (krzyczy na mnie, na syna) to on do mnie czy coś mu insynuuje...

Nie można z nim już wcale rozmawiać. Jest wyraźnie poirytowany i szuka zaczepki.

Zastanawiam się czy powinnam ciągnąć wątek kowalskiej czy cierpliwie czekać aż sama się ujawni...

Ks Drzewiecki w jednej ze swoich konferencji mówił, że jak jest podejrzenie i sygnały to jak najszybciej doprowadzić do konfrontacji...
A Wy jak radzicie?
Gubię się już...
Czytam i milczę. Łączę się w bólu.
Ruta
Posty: 3297
Rejestracja: 19 lis 2019, 12:00
Jestem: w separacji
Płeć: Kobieta

Re: Poważny kryzys małżeński

Post autor: Ruta »

WrocKa pisze: 17 gru 2019, 21:57 Halo czy ktoś czyta moje posty?
Zastanawiam się czy powinnam ciągnąć wątek kowalskiej czy cierpliwie czekać aż sama się ujawni...
Ks Drzewiecki w jednej ze swoich konferencji mówił, że jak jest podejrzenie i sygnały to jak najszybciej doprowadzić do konfrontacji...
A Wy jak radzicie?
Gubię się już...
Hej hej. Przeczytałam, jestem. Obejmuję Ciebie i twoją rodzinę modlitwą. Bardzo mi przykro, wiem przez co przechodzisz i wiem jakie to trudne. Ja nadal nie zdecydowałam się na konfrontację. Formalnie nadal nie wiem, że kowalska jest i nadal dla swojego spokoju myślę o niej jak najmniej. Mąż nadal starannie maskuje swój romans (nowy związek? nie wiem w sumie jak on to postrzega). To znaczy wiem już, bo po takim czasie zwyczajnie się nie da utrzymać tego w tajemnicy. Ona była od początku, w sensie od momentu, gdy mąż się ode mnie odsunął, stał się zimny wobec mnie i w końcu się wyprowadził. Jego zachowanie w tamtym czasie niewiele albo nawet nic się nie różniło od zachowań i postawy twojego męża jakie opisujesz.

Ja nie zrobiłam kompletnie nic żeby męża zatrzymać. Nie reagowałam nawet kiedy kowalska się koło mojego męża kręciła. Ufałam mu to raz, miałam poczucie, że na siłę go nie zatrzymam i tylko się upokorzę, to dwa. Raz na jakiś czas próbowałam rozmowy, byłam zapewniana że jest okej, że jestem idiotką, że się czepiam i widzę problem, gdzie go nie ma. Negowanie, atak, zaprzeczanie - żadnego pola do rozmowy nie było. Więc się wycofywałam i zajmowałam sobą. Gdy zaczął traktować mnie bardzo źle, zamieszkałam w osobnym pokoju, gdy mnie i tak atakował, wychodziłam z domu. Był moment, że miałam tak dość, że to ja zastanawiałam się nad rozwodem - i dokładnie o to mu chodziło. Wycofałam się z tego, więc w końcu to on musiał podjąć decyzję.

Aczkolwiek, gdy powiedział że odchodzi nie potrafiłam powstrzymać swoich reakcji, zrobiło mi się słabo, musiał zatrzymać samochód i wymiotowałam na poboczu. Prosiłam go też wielokrotnie, żeby się jeszcze zastanowił i dał nam szansę. Usłyszałam, że nie kocha, nie chce naprawy i ze mną koniec (o tym, że jest kowalska ani słowa - to ja byłam zła, miał mnie dość i dlatego musiał się ode mnie uwolnić, bo niszczyłam mu życie - tak pokrótce). Prosiłam jeszcze jakiś czas po jego wyprowadzce - pisząc, próbując rozmowy - co nic nie dawało.

Czasem mam momenty paniki, że jeśli nie zrobię konfrontacji, niejaka ona w końcu zajdzie w ciążę (nie ma dzieci i jest wieku gdy kobiety zaczynają się martwić, że to ostatni dzwonek) i on się wtedy już z tego nigdy nie wycofa, a ja też wtedy nie będę mieć sumienia pozbawiać kolejnego dziecka ojca. Ale potem myślę, że niby co też miałabym zrobić? Najpierw upokorzyć się, żeby zdobyć dowody, co bardzo mnie zrani, bo wiedzieć to nie to samo co widzieć. Potem co - powiedzieć, że to nieładnie mieć romans i żeby wracał do rodziny - w takim stanie, w jakim jest nawet nie mogę go przyjąć. Gdybym wiedziała, jak taką konfrontacje zrobić, bez upokarzania siebie i w taki sposób, żeby to cokolwiek zmieniło, to bym to zrobiła. Dziś się za kowalską pomodliłam, żeby jej rozum wrócił i jak chce związki zakładać, to niech sobie poszuka wolnego chłopa, bez obciążeń i nawet się szczerze pomodliłam, żeby się jej taki trafił - dobry, kochany i opiekuńczy. Najlepiej już dzisiaj.
Oglądam ks. Dziewieckiego ile mogę, bo mówi dużo i mądrze o uzależnieniach, ale na wykład o konfrontacji nie trafiłam.

Mój ogląd jest na dzisiaj taki - cokolwiek nie zrobisz, mąż i tak zrobi co sam uzna za słuszne. Odsuniesz się i zignorujesz - to obwini, że się odsuwasz albo uzna, że ma twoje przyzwolenie, bo ci nie zależy. Zaczniesz prosić, uzna, że jest górą, a ty jesteś żałosna. Postawisz warunki - uzna, że chcesz mu stać na drodze do szczęścia. Więc chyba najlepiej postępować w zgodzie ze sobą i działać trochę ograniczając emocje - bo te są silne i łatwo pod ich wpływem zrobić coś, czego będziemy żałować. I zanim cokolwiek zrobisz pomyśl, że za każdym razem konsekwencje mogą być w dwie strony - ocknie się, albo zdecyduje na kowalską. Jeśli taka jest, bo nie wiesz przecież. Nie przewidzisz.

Piszesz też, że masz wrażenie, że mąż czeka - jeszcze te święta i się wyprowadzi. Mój też czekał, a w zasadzie zbierał kasę i zasoby - moim kosztem. Więc z perspektywy czasu - cokolwiek robisz, uważaj, żeby nie dać się wykorzystać np. finansowo. Ja z jednej strony pozwoliłam się wykorzystać - bo wpłaciłam sporą kwotę na zobowiązanie męża - po czym on się wyprowadził następnego dnia (zbieg okoliczności? - to mnie boli, bo pokazuje mi z jaką premedytacją wobec mnie działał i jak bardzo się ze mną nie liczył i nie liczy). Z drugiej strony jestem sobie wdzięczna, że przez czas, kiedy czułam, że coś jest nie tak - nauczona poprzednimi doświadczeniami z jego kryzysami alkoholowo-narkotykowymi - odkładałam pieniądze, ile tylko mogłam. I dobrze bo jak poszedł, to zapomniał najpierw o jakichkolwiek obowiązkach, a już o tym, że jest ojcem w pierwszej kolejności. Zresztą pod względem pieniędzy do dziś nie pamięta, czasem coś tam rzuci, jak ma przypływ wyrzutów sumienia, ale chyba nie są one zbyt duże bo i kwoty niewielkie. Odłożone pieniądze pozwoliły mi przetrwać najtrudniejszy okres, gdy wszystko spadło na mnie z dnia na dzień i nie miałam jak myśleć o dorobieniu czegokolwiek, więc została mi tylko moja goła pensja, bo cała opieka nad dzieckiem spadła na mnie. Gdy się wyprowadził pomogło mi też, że miałam inne sprawy, poza nim. Popatrz sobie co masz takiego, co lubisz, na co poświęcasz czas, co jest fajne - a jak to zaniedbałaś, to wróć do tego - bo to bardzo cie się przyda, by nie oberwać za mocno. Gdy mąż jest kawałkiem świata, to zostawia po sobie wyrwę, gdy jest całym światem...

Nie znam żadnej recepty na zatrzymanie i otrzeźwienie męża - a wiem, że najbardziej chciałabyś czegoś takiego (bo ja też marze o czymś takim). Natomiast mogę ci poradzić, żebyś na wszelki wypadek zaczęła zbierać zasoby, każde zasoby: finansowe, psychiczne, w postaci osób, które w razie czego będą przy tobie, pomogą w opiece, wszystko co może pomóc. Dbaj o siebie, odpoczywaj, korzystaj z czasu wolnego, gdy mąż zajmuje się dzieckiem - jeśli się wyprowadzi, przez jakiś czas takie możliwości będziesz miała ograniczone.
Jeśli czujesz, że chcesz coś zrobić, konfrontację, próbę rozmowy, odsunięcie się i olanie go - cokolwiek, to przemyśl to, uspokój emocje i zrób, tylko nie desperacko i z przekonaniem że to da określony efekt (tego się przewidzieć nie da, zadziała, pogorszy nic nie zmieni...)- ale w zgodzie ze sobą.

Mocno cię tulę, i mówię Ci, że dasz radę sobie ze wszystkim. Jesteś silna, a to, że masz silne emocje nie oznacza słabości. Wiem, że się boisz, ale jestem przykładem, że da się żyć bez męża, nawet bardzo mocno go kochając. I że można poradzić sobie z ogromnym bólem, nawet tym od najbliższej osoby. Pamiętaj też, że im bardziej będziesz spokojna i silna, tym lepiej trudną sytuację zniesie maluch. To jeszcze jeden powód, by zamiast koncentrować się na mężu i na tym co on zrobi, a czego nie zrobi i kiedy, zacząć się wzmacniać - JUŻ.

I najważniejsze - pozwól Bogu, aby był przy tobie blisko, jak najbliżej. Nie obrażaj się na Niego, nie przeganiaj Go, zapraszaj, proś o pomoc, mów do Niego. Ja w najgorszym kryzysie od Boga się odwróciłam, wcześniej miałam z Nim dobry kontakt. Kryzys się skończył, gdy dostałam zupełnie przypadkiem różaniec do ręki, a potem od kogo innego propozycję rozpoczęcia NP. Najpierw nie chciałam, miałam to za jakieś hokus-pokus.W taki sposób nigdy wcześniej się nie modliłam, moje modlitwy to były niezłe kłótnie, filozofie, przemyślenia, podziękowania, rzadko o coś prosiłam, za to parę razy zażądałam - dość burzliwa była ta moja relacja z Bogiem. Maryja przyprowadziła mnie z powrotem do Boga, ale jestem z Nim teraz w dużo spokojniejszy i pokorniejszy sposób. Pokorniejszy, bo teraz proszę o różne rzeczy - i je dostaję. Gdy On jest przy mnie, jestem znacznie silniejsza. I naprawdę jestem przekonana, że odkąd zaczęłam się modlić o uzdrowienie - to zaczyna się dziać. Nie samo, pracuję mocno i intensywnie, ale ze mną pracuje Bóg, czasem czuję to mocno i wyraźnie. Tylko moja praca nigdy by takich efektów nie przynosiła.
Małgorzata Małgosia
Posty: 306
Rejestracja: 05 wrz 2019, 14:31
Jestem: po rozwodzie
Płeć: Kobieta

Re: Poważny kryzys małżeński

Post autor: Małgorzata Małgosia »

Gdy ta druga strona postanawia odejść z jakiegokolwiek powodu, to i tak to zrobi. Żeby dojść do takiego stanu "pewności" trzeba przejść długą wewnętrzną drogę. To powoduje tę zaciętość. Wie, chce i koniec kropka. Wszystkie Twoje działania będą obrócone przeciwko Tobie, bo musi potwierdzać sobie prawidłowość swojej "męskiej" decyzji.
Ja nie znam żadnej metody na zatrzymanie tsunami. Jak narośnie to żeby nie wiem co musi uderzyć. Twoje zadanie to zadbać o to, żeby wszystkiego Ci nie zabrało.

Mój mąż jest przekonany, że wie lepiej i nikt i nic nie było w stanie go przekonać. Cały czas żyje w kłamstwie, wypowiada je na głos i ja widzę, że on naprawdę w to wierzy.
Np. jego zdaniem to ja chciałam rozwodu i z tego co mówi wynika, że złożył pozew, bo ja tak chciałam (czyli gdybym nie chciała to by nie złożył?). W połowie października powiedziałam, że nie chcę rozwodu itd. Czy wycofał pozew skoro zlożył go, bo ja "chciałam"? Nie.
Dlaczego? Bo nasze małżeństwo jest nieważne i prędzej czy później trzeba będzie się rozwieść.
Gdyby miał szczere intencje to poczekałby na wyrok sądu kościelnego. Ale prawda jest taka, że on po prostu chce rozwodu jak przeciętny zdradzacz, a ubiera to wszystko w szaty religijności (proces kościelny) i obarcza mnie winą za rozpoczęcie procesu cywilnego.
A to wszystko są jego pragnienia wyzwolenia się z dotychczasowego życia i pognania w siną dal bez małżeńskiego bagażu.
On po prostu podjął decyzję i trzyma się jej rękami i nogami, nawet wbrew logice.
Przepraszam, że tak pesymistycznie, ale niestety zgadzam się z Rutą.
"Ty zaś powróć do Boga swojego - strzeż pilnie miłości i prawa i ufaj twojemu Bogu!" (Oz 12, 7).
Jezu ufam Tobie.
s zona
Posty: 3079
Rejestracja: 31 sty 2017, 16:36
Płeć: Kobieta

Re: Poważny kryzys małżeński

Post autor: s zona »

Wrocko kochana zaniose Cie zaraz na msze o 9h ...
Podpisuje sie pod madrymi slowami Ruthy ..
Teraz swieta, wiec ludzie moze mniej tutaj zagladaja a i Kusy szaleje,jakby sie urwal z lancucha ..

Z modlitwa :)
ODPOWIEDZ