Poważny kryzys małżeński

Refleksje, dzielenie się swoimi przeżyciami...

Moderator: Moderatorzy

Ruta
Posty: 3297
Rejestracja: 19 lis 2019, 12:00
Jestem: w separacji
Płeć: Kobieta

Re: Poważny kryzys małżeński

Post autor: Ruta »

WrocKa, przeczytałam jeszcze raz Twój wątek. Wiele wskazuje na to, że Twój mąż ma kryzys, parę osób już w ten sposób analizowało Twoją sytuację. To przytrafia się wielu mężczyznom około 40. Zachowują się wtedy głupio i robią wiele głupich rzeczy. To trudny moment, kiedy odkrywasz, że twoje życie nie wygląda tak jak byś tego chciał, że przelewa się między palcami i myślisz co tu zrobić, żeby drugą część spędzić lepiej. Świat podsuwa wtedy mężczyznom proste rozwiązania, zmień swoje życie, rozwiedź się, uwolnij od obowiązków. Podsuwa też łatwe wyjaśnienia, na pytanie czemu moje życie nie jest pełne i satysfakcjonujace. Trudno wziąć odpowiedzialność na siebie, więc to na pewno wina żony. Trudno powiedzieć nie kocham siebie, więc łatwiej powiedzieć, że nie kocham żony. Za to łatwiej zamiast doprowadzić do rzeczywistych zmian zacząć się wybijać na niepodległość od żony z myślą że to coś pomoże.
Wiem, jak bardzo boli kiedy mąż mówi że nie kocha, już nie kocha, a nawet że nie kochał już od dawna. Sama tego doświadczyłam. Ale niekoniecznie trzema temu wierzyć. Osoba w kryzysie sama jest bardzo poraniona, trochę jak nie w pełni rozumu...
Napisałaś, że mąż zaczął interesować się dzieckiem. To dobrze, to znaczy że nie wszystko robi głupio i wpada w tym kryzysie także na mądre pomysły. Myśli. Nie ma znaczenia kto mu ten pomysł podsunął, ważne że kryzys prowadzi go do zajęcia się tym, jakim jest ojcem. I wyciąga wnioski. Skoro poświęca czas dziecku, to nie jest też w jakimś mega amoku, panowie w amoku większość czasu poświęcają kowalskiej, nie dzieciom.
Myślę też że trzeba uważać na to, żeby mąż nie postrzegał cię jako osoby która przeciwstawia się zmianom. Nie musisz ich wspierać, ale nie krytykuj, nie wyśmiewaj, nie zglaszaj pretensji. Nie krytykuj gdy jest asertywny. On to pewnie traktuje bardzo serio. Chce stać się dorosły. To dobrze. W tym względzie sama mam dobrze za uszami. Bo odkąd mój mąż się wyprowadził, coś tam przepracowuje, głównie co musi z braku żony co ogarniała. I ja źle reaguję na pewno, głównie z lęku że im bardziej się usamodzielni, tym mniejsza szansa że wróci... Chociaż wiem, że to raczej szansa na to że jeśli wróci to dojrzalszy i samodzielniejszy. No ale i tak się boję z tego strachu reaguję głupio.
Kryzys jednego z małżonków nie oznacza końca relacji. Nawet jeśli przypląta się w tym kryzysie kowalska albo kilka kowalskich to nie ma znaczenia. Chyba że zareagujesz tropieniem, śledzeniem, histeriami. Wtedy twoje reakcje, chociaż zwyczajne, uzasadnione i ludzkie, wpiszą się w obraz Ciebie, który mąż sobie w kryzysie buduje. Myślę, że lista Zerty bardzo pomaga w taki tryb nie wejść.
Co robisz w czasie gdy mąż zajmuje się synem? Potraktuj to jako przestrzeń dla siebie. Twój czas. To lepsze niż gdyby mąż miał cię widzieć czekającą, drżącą, nie umiejącą zająć się niczym. Jego kryzys j jego zmiany mogą was oboje pociągnąć w lepszym kierunku.

Skoro myśli o rozstaniu powodują u Ciebie panikę i lęk to o tym nie myśl. Reaguj na to co się dzieje, a nie na to co może się stać. Mi to pomaga. Mąż od ponad roku straszy pozwem, ale pozwu póki co nie ma.
Kryzys w relacji małżonków nie jest niczym niezwykłym, nie oznacza że pokładaliśmy nadmierną wiarę w moc sakramentu. Sakrament ma moc, która spaja małżonków nawet w kryzysie. Dlatego możesz bezpiecznie odwiesić się od męża, zaufać Bogu, On z Wami wciąż jest i Was podtrzymuje.
Co do modlitwy i dręczeń. Gdy zaczynamy się modlić, czasem wychodzą na jaw nasze wewnetrzne lęki. Obawiamy się też wpływu zła. Warto się wzmocnić. Pomaga szczera spowiedź, przyjęcie komunii. Ja czułam lęk, więc po każdej dziesiątce różańca dodaję modlitwę do Michała Archanioła, aby był przy mnie, by mnie bronił. To też pomaga. Gdy czuję złość, silny lęk, beznadzieję, brak wiary w to że różaniec cokolwiek zmieni, nie odmawiam Nowenny. Ale nie odstępuję od modlitwy. Tak po ludzku od siebie powierzam to wtedy Maryi, szczerze mówię Jej że dziś nie dam rady. Mówię Jej o tym co czuję, także o tym że nie mam siły, że nie wierzę że różaniec pomoże. Proszę żeby się mną opiekowała, aby wzięła mój ból i lęk. Płaczę. I wracam w kolejnym dniu. Czasem do Nowenny, czasem do rozmowy. Wiem, że niektórzy są przekonani, że jak nie odmówisz wszystkiego w jeden dzień to Nowenna nie będzie ważna, że trzeba zacząć od nowa. Nie sądzę żeby modlitwa szczera i z serca mogła być nieważna. Przyjęłam, że dzień nowenny kończy się, gdy odmówię wszystko co jest przewidziane na jeden dzień. Zdarza się że to nawet 7 dni.
Tak odmawiana nowenna mnie przemienia i wzmacnia i dostaję znacznie więcej niż proszę. Choć nowennę odmawiam w intencji mojego małżeństwa, z którym póki co nie jest dobrze, mąż nadal nie kocha, mieszka poza domem, neguje że ma problem z nałogami i jest dla mnie niemiły, to dostaję inne rzeczy. Może właśnie te, które z czasem mogą pomóc w przywróceniu naszej więzi.
Najpiękniejszym ostatnio otrzymanym darem jest oczyszczenie relacji z moją mamą, której na ogół unikam, by się chronić. Nigdy nie była to dobra relacja, moja mama jest dość destrukcyjna, nawet mając dobre intencje potrafi mocno zranić. Więc moją zastępczą mamą stała się Maryja. Zakładałam że moja relacja z mamą zawsze już będzie na dystans, że tak już musi być. Ostatnio podczas rozmowy z nią znalazłam odpowiednie słowa. Nic takiego nie planowałam wcześniej, jedynie oddawalam mój ból zwiazany z mamą w modlitwie, może nieśmiało poprosiłam o jego ukojenie. Tego dnia podziękowałam mojej mamie. Poczułam, że to dobre i naprawdę z serca, więc po rozmowie z nią napisałam jej to jeszcze raz i że naprawdę tak czuję. Pisząc plakalam. Moja mama po jakimś czasie napisała mi że bardzo mi dziękuje, że się rozpłakała. Zobaczyłam wtedy że nie tylko mi jest trudno w naszej relacji i nie tylko mi jest z tym źle. A tego wcześniej nie dostrzegałam. To nie znaczy że teraz będzie jak w amerykańskim filmie że znikną złe rzeczy które się stały, że moja mama jakoś radykalnie się zmieni. Ale otworzyła się nam nowa droga, której wcześniej nie było. Mały piękny cud modlitwy. Nowenna zwykle nie sprawi że nasi małżonkowie z dnia na dzień pojawią się w drzwiach pokajani i gotowi do miłości. Może w rzadkich wypadkach. Cuda zdarzają się przecież i te ogromne. Ale na pewno może pomóc pootwierać różne drzwi, które dziś są zamknięte, pomóc w naszej wewnętrznej przemianie. Dlatego modlić się warto, bez lęku i w pełnym zaufaniu do Boga. On nas kocha.
Pustelnik

Re: Poważny kryzys małżeński

Post autor: Pustelnik »

I ja źle reaguję na pewno, głównie z lęku że im bardziej się usamodzielni, tym mniejsza szansa że wróci...
To dobrze Ruta, że jesteś na tym forum ...
Ubogacasz siebie i innych (w tym i mnie - "starego pustelniczego wygę" :lol:) .

Pozdro !

P.S. Warto ludziom pozwolić "odchodzić" ...
- mylę się ?
Ileż to matek (większość ?) nie pozwala dzieciom (nieraz i tym powyżej ... 2 metry wzrostu) odchodzić tudzież "eksperymentować" ... .
Przy ... jakich intencjach ?
WrocKa
Posty: 124
Rejestracja: 28 lis 2019, 15:27
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Poważny kryzys małżeński

Post autor: WrocKa »

Ruta bardzo dziękuję za te piękne słowa. I dogłębną analizę mojej sytuacji.
Modlić będę się choćby nie wiem co, bo widzę że to mnie zmienia i umacnia.

Co do kryzysu mojego męża, to wiem że to jest to właśnie kryzys wieku średniego, bo ma wszystkie klasyczne, książkowe objawy.
No i ja też niestety zareagowałam na ten kryzys klasycznie, czyli stopując go, wymówkami, ograniczaniem z lęku, że ten kryzys się pogłębi. I właśnie w ten sposób (teraz to już wiem) sama pogłębiłam u niego ten kryzys, zamisat zająć się sobą a jego wspierać w jego nowych pasjach i zmianach.
Mam jednak nadzieję, że nie jest jeszcze za późno dla nas jako małżeństwa, żeby wyciągnąć z tego wnioski i że mąż w ty całym swoim kryzysie stwierdzi, że jednak kocha....
Ukojenie
Posty: 98
Rejestracja: 17 sty 2019, 16:05
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Poważny kryzys małżeński

Post autor: Ukojenie »

WrocKa pisze: 05 gru 2019, 8:57
Co do kryzysu mojego męża, to wiem że to jest to właśnie kryzys wieku średniego, bo ma wszystkie klasyczne, książkowe objawy.
No i ja też niestety zareagowałam na ten kryzys klasycznie, czyli stopując go, wymówkami, ograniczaniem z lęku, że ten kryzys się pogłębi. I właśnie w ten sposób (teraz to już wiem) sama pogłębiłam u niego ten kryzys, zamisat zająć się sobą a jego wspierać w jego nowych pasjach i zmianach.
Szukasz winy w sobie.
Ale ja jestem przekonana że JEŚLI jest kowalska i związane z nią samcze odmóżdżenie to obojetnie co byś zrobiła czy nie zrobiła.

Ja przerobiłam rózne sytuacje. I rózne zachowania po 40 mojego męża.
I tylko jedno łaczy kryzysy mojego męża - OBOJETNIE jak ja się zachowywałam on robił i tak swoje.
Byłam ta "zła i niedobra" - kryzys/kolezanka - bo "byłam zła i nie doceniałam"
Byłam "kochająca i wyrozumiała i wspierajaca" - kryzys/koleżanka- bo "go dusiłam, zagłaskałam, ograniczałam"
itd
Czułam się taka winna. Winiłam siebie nawet za starzenie się, bo te kolezanki były zawsze młodsze.

Spędziałam miesiące na rozkładaniu na czynniki pierwsze jego i mojego zachowania. Miotałam się. Przeszłam poziomy złości, niedowierzania, leku, wyparcia, skrzywdzenia i mase innych emocji, niszczących mnie każdego dnia.

W końcu się poddałam, ogłosiłam moją bezradnosc i bezsilność na ludzkie działania. Chyba zrozumiałam co znaczy odwieszenie się emocjonalne (po wielu miesiacach prób). Zajełam się sobą- ale nia jak to piszą w poradnikach typu fryzura, ciuchy, fitnes - choć czasami cos tam sobie slicznego kupiłam ;-) - zaopiekowałam się sobą wewnetrznie, zaufałam Bogu, poczułam to ukojenie którego od lat szukałam. Życzę Ci siły i spokoju i ukojenia
Jozka
Posty: 66
Rejestracja: 07 wrz 2019, 10:56
Płeć: Kobieta

Re: Poważny kryzys małżeński

Post autor: Jozka »

Ja przerobiłam rózne sytuacje. I rózne zachowania po 40 mojego męża.
I tylko jedno łaczy kryzysy mojego męża - OBOJETNIE jak ja się zachowywałam on robił i tak swoje.
Byłam ta "zła i niedobra" - kryzys/kolezanka - bo "byłam zła i nie doceniałam"
Byłam "kochająca i wyrozumiała i wspierajaca" - kryzys/koleżanka- bo "go dusiłam, zagłaskałam, ograniczałam"
itd
Przeżyłam dokładnie to samo. I żadne moje staranie nie zmieniło NIC. Było tylko gorzej.

Teraz widzę, że odwieszenie pomału zaczyna przynosić malutkie owoce.
Od czterech miesięcy mąż parkował tak, abym pod domem nie miała za dużo miejsca. Gdy mu kiedyś zwróciłam uwagę, że mógłby parkować metr dalej to powiedział ze złością, żebym po prostu nauczyła się wreszcie parkować jak nie umiem sobie poradzić :?
Wczoraj pierwszy raz przestawił samochód sam z siebie. I widzę, że chyba zaczyna tracić pewność siebie. Bo już pod tronem króla nikt nie błaga o audiencję.
Ukojenie
Posty: 98
Rejestracja: 17 sty 2019, 16:05
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Poważny kryzys małżeński

Post autor: Ukojenie »

Jozka pisze: 05 gru 2019, 12:30
Ja przerobiłam rózne sytuacje. I rózne zachowania po 40 mojego męża.
I tylko jedno łaczy kryzysy mojego męża - OBOJETNIE jak ja się zachowywałam on robił i tak swoje.
Byłam ta "zła i niedobra" - kryzys/kolezanka - bo "byłam zła i nie doceniałam"
Byłam "kochająca i wyrozumiała i wspierajaca" - kryzys/koleżanka- bo "go dusiłam, zagłaskałam, ograniczałam"
itd
Przeżyłam dokładnie to samo. I żadne moje staranie nie zmieniło NIC. Było tylko gorzej.

To kolejna sprawa. Zachowanie juz podczas jawnego kryzysu.
Zauwazyłam, że obojetnie co się zrobi jest źle
Przezywasz, płaczesz, próbujesz naprawiac - okazujesz się dla tego pana w amoku- histeryczką, niezrównoważona psychicznie, męczacą
Zajmujesz się sobą, nie szukasz rozmów i tłumaczeń - wg pana w amoku jesteś : obojetna, nie zależy Ci, nie starasz się
Jozka
Posty: 66
Rejestracja: 07 wrz 2019, 10:56
Płeć: Kobieta

Re: Poważny kryzys małżeński

Post autor: Jozka »

Zajmujesz się sobą, nie szukasz rozmów i tłumaczeń - wg pana w amoku jesteś : obojetna, nie zależy Ci, nie starasz się
Dokładnie. Mąż powiedział ostatnio, że nie robiliśmy nic wspólnie, nic nas nie łączy. A ja w szoku, bo co to znaczy "wspólnie"? :shock:
Przez lata nie chciał nic robić wspólnie. A teraz nagle obraca to przeciwko mnie? Najpierw się broniłam, posypałam głowę popiołem, prosiłam o to byśmy spróbowali ponownie. To usłyszałam, że się wypaliło i że to koniec. Wstrząsnęło mną do szpiku kości.

Dzisiaj zawierzam Bogu wszystko. Odwieszam się, dojrzewam, jestem spokojniejsza, pracuje nad sobą.

Nie żałuje jednak, że próbowałam walczyć. Bez tego nie zobaczyłabym, że czasem po prostu sama miłość nie wystarczy.
Małgorzata Małgosia
Posty: 306
Rejestracja: 05 wrz 2019, 14:31
Jestem: po rozwodzie
Płeć: Kobieta

Re: Poważny kryzys małżeński

Post autor: Małgorzata Małgosia »

Dzięki dziewczyny, za to co napisałyście o mężach w amoku: i tak źle i tak niedobrze. Pomogło mi, bo dzisiaj mam okropnego doła.
Czuję się zrobiona w jajo, oszukana, zmanipulowana, zdradzona i w końcu rzucona w kąt jak niepotrzebna już i nudna zabawka.

Taki stan ducha zdecydowanie nie służy realnemu patrzeniu na kryzys. Pojawiają mi się same krytyczne myśli wobec samej siebie. Przypominają się wszystkie złe słowa...
Czytam Was:
"Mąż powiedział ostatnio, że nie robiliśmy nic wspólnie, nic nas nie łączy. A ja w szoku, bo co to znaczy "wspólnie"? :shock:
Przez lata nie chciał nic robić wspólnie. A teraz nagle obraca to przeciwko mnie? "
Albo
"Przezywasz, płaczesz, próbujesz naprawiac - okazujesz się dla tego pana w amoku- histeryczką, niezrównoważona psychicznie, męczacą
Zajmujesz się sobą, nie szukasz rozmów i tłumaczeń - wg pana w amoku jesteś : obojetna, nie zależy Ci, nie starasz się"

I to są te same kłamliwe słowa, które usłyszałam od męża, czy też przeczytałam w pozwie.
Piszecie to wszystko z takim spokojem, że daje mi to nadzieję, że ja też w końcu przejdę nad tym do porządku dziennego.
"Ty zaś powróć do Boga swojego - strzeż pilnie miłości i prawa i ufaj twojemu Bogu!" (Oz 12, 7).
Jezu ufam Tobie.
Jozka
Posty: 66
Rejestracja: 07 wrz 2019, 10:56
Płeć: Kobieta

Re: Poważny kryzys małżeński

Post autor: Jozka »

autor: Małgorzata Małgosia » 05 gru 2019, 14:30
Piszecie to wszystko z takim spokojem, że daje mi to nadzieję, że ja też w końcu przejdę nad tym do porządku dziennego.
Małgorzata Małgosia sama się zastanawiam skąd ten spokój. Chyba dlatego, że modlę się do Ducha Świętego :) I dzięki Wam forumowiczom!

Ja w pewnym momencie zdałam sobie sprawę, że neguję rzeczywistość. Jakbym chciała zaklinać rzeczywistość mimo, że mąż źle mnie traktuje. Tak pewnie było mi łatwiej na tamtą chwilę...

Ale zrozumiałam, że tylko ode mnie zależy czy zbuduję dla męża ołtarz i złożę na nim ofiarę z samej siebie.
WrocKa
Posty: 124
Rejestracja: 28 lis 2019, 15:27
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Poważny kryzys małżeński

Post autor: WrocKa »

Muszę napisać, bo dziś znów mam gorszy dzień...

Ta cała sytuacja wykańcza mnie emocjonalnie. Nie mam już siły...

Mąż traktuje mnie jak powietrze, nawet jak trendowatą. Nie dotknie, nie porozmawia, nawet nie patrzy mi w oczy.
I cały czas w głowie brzęczą mi jego słowa, że nie wie czy mnie kocha i ze się wypalił i nie czuje już tego, co powienien...

Jak wracam do domu mówi tylko cześć nawet na mnie nie spoglądając...

Staram się stosować zasady z listy Zerty, ale strasznie mi ciężko. Najgorsze , że idą święta i nie wiem jak to będzie.
Jakoś sobie ich w tym roku nie wyobrażam...

Najchętniej zapadłabym się pod ziemię.

Syn chyba widzi mój smutek, bo cały czas przytula się do mnie, głaszcze mnie po głowie i mówi jak bardzo mnie kocha.
Tak jakby chciał zapewnić mi tę bliskość, której mi brakuje.

Wiem, że muszę być silna ze względu na niego, ale strasznie to ciężkie. Żal rozrywa mni serce i duszę.

Zaczynam błądzić, bo obwiniam siebie i analizuję, co takiego zrobiłam, że mnie to spotkało.
Rozmawiam z Bogiem i pytam, po co postawił tego człowieka na mojej drodze życiowej i złączył nas, skoro tak to się kończy...

No to tyle u mnie. Odliczam dni do spotkania Sycharu w moim mieście. Mam nadzieję, że tam znajdę jakieś ukojenie...
Małgorzata Małgosia
Posty: 306
Rejestracja: 05 wrz 2019, 14:31
Jestem: po rozwodzie
Płeć: Kobieta

Re: Poważny kryzys małżeński

Post autor: Małgorzata Małgosia »

Mogę tylko powiedzieć, że rozumiem co przeżywasz i pomodlić się za Ciebie...
Dla mnie to oddzielnie się emocjonalne męża ode mnie było najgorsze.
Najbardziej odczułam to po operacji kiedy tym bardziej tego emocjonalnego wsparcia potrzebowałam, jego czułości i bliskości, a on właśnie wtedy kopnął mnie wiadomo gdzie.

Ale powiem szczerze, że dopiero ta wyjątkowa sytuacja pooperacyjna z całą mocą pokazała mi, że to oddzielenie zaczęło się dużo wcześniej. Tylko byłam na tyle silna i miałam tak solidnie ugruntowany system wyparcia, że nie chciałam chyba widzieć jak jest tragicznie.
Jakoś nauczyłam się przez 9 lat funkcjonować bez miłości męża kiedy mi jej odmawiał. Potem wracał do bycia kochającym, a potem znowu. Taki rollercoaster przez 9 lat jakoś mnie znieczulił.

A po operacji wszystko zaczęło wyłazić.

Dla mnie wybawieniem z udręki traktowania mnie jak najgorszego wroga była wyprowadzka męża. Nie potrafiłam, nie miałam siły, mój stan zdrowia po prostu nie dał mi możliwości walczenia o niego. Chciałam tylko, żeby jak najszybciej się wyprowadził, zgadzałam na rozwód za porozumieniem stron, chciałam podziału majątku, odkupienia od niego części mieszkania...

Dopiero kiedy się wyprowadził zaczęłam racjonalnie myśleć i dopiero wtedy rozpoczął się proces żałoby i godzenia się ze stratą.
"Ty zaś powróć do Boga swojego - strzeż pilnie miłości i prawa i ufaj twojemu Bogu!" (Oz 12, 7).
Jezu ufam Tobie.
Ruta
Posty: 3297
Rejestracja: 19 lis 2019, 12:00
Jestem: w separacji
Płeć: Kobieta

Re: Poważny kryzys małżeński

Post autor: Ruta »

Pustelnik pisze: 05 gru 2019, 7:46
I ja źle reaguję na pewno, głównie z lęku że im bardziej się usamodzielni, tym mniejsza szansa że wróci...
To dobrze Ruta, że jesteś na tym forum ...
Ubogacasz siebie i innych (w tym i mnie - "starego pustelniczego wygę" :lol:) .

Pozdro !

P.S. Warto ludziom pozwolić "odchodzić" ...
- mylę się ?
Ileż to matek (większość ?) nie pozwala dzieciom (nieraz i tym powyżej ... 2 metry wzrostu) odchodzić tudzież "eksperymentować" ... .
Przy ... jakich intencjach ?
Wyciągnąłeś z mojego posta jeden infantylnie opisany fragment, żeby się że mnie pośmiać. Trochę nieładnie...Ale dało mi to do myślenia. Na czym polega ten mój lęk o samodzielność męża?
Usamodzielnianie się dzieci i stopniowe oddzielanie się od rodziców jest dobre. Wiem co mówię, bo oprócz swojego dziecka, które teraz wychowuję mam też inne, choć nie moje dzieci, które wychowałam, dziś dorosłe. Tu nie ma lęku, tylko poczucie dobrze wykonanej pracy. Samodzielność dzieci nie budzi lęku, tylko dumę. Jeśli udało się stworzyć dobrą więź, to dorosłe dzieci wracają: na początku głównie po wsparcie, ale potem gdy już się usamodzielnią, także żeby pobyć z tobą, opowiedzieć jak im idzie w świecie i bardzo piękna rzecz, podzielić się troskami i jeszcze piękniejsza: zapytać o różne rzeczy. Wtedy zawsze myślę sobie, że chociaż tyle rzeczy zrobiłam źle, to chyba nie aż tak źle. Piękne jest też gdy nie pytane oddają miłość. Jak powiedziała moja w sumie córka, jest napełniona miłością. Widzę jak jest samodzielna i czuję radość.
Z mężem jest trochę inaczej. Gdy rósł i wzmacniał się, to dawało mi poczucie bezpieczeństwa. Im silniejszy staje się mężczyzna z którym połączyłam swoje życie, tym lepiej dla mnie. Dlaczego teraz czuję lęk?
Zorientowałam się wczoraj nad ranem. Obudziłam się ze snu w którym mój mąż przyszedł do domu, cały już odmieniony i usamodzielniony. Miał pofarbowane włosy, wokół siebie grono ludzi o dobre 15 lat młodszych. Całkiem "samodzielny", ładnie ubrany w modnych ciuszkach, z piękną młodą kobietą u boku. To jest ta "samodzielność" do której teraz dąży mój mąż. Co i raz ma nowy ciuszek, buciki, opowiada dziecku co tam sobie nowego do mieszkania kupił, jak ślicznie mieszka, jaki nowy samochód kupi. Gdybym nagle przestała łożyć na potrzeby dziecka i ograniczylabym wydatki na dziecko, też by mi poziom życia się podniósł. Tylko nie czuję takiej potrzeby. I tak, boję się takiej jego samodzielności. Bo gdy dorastają dzieci, to dorastają do odpowiedzialności. Gdy dorosły mężczyzna próbuje "dorastać" to często idzie to w kierunku teraz ja. Zupełnie inaczej niż z dzieciakami.
Puściłam to. Niech sobie kupuje, dba o swój wolny czas i gania za kobietami. Niech sobie udowadnia, że używki to nic złego. Nie przekonam go, że można czerpać satysfakcję z zupełnie innych rzeczy. On teraz w końcu się usamodzielnił i ma frajdę z firmowej kurtki. Oczywiście że życzę mu żeby się nią udławił, zupełnie nie po chrześcijańsku, tylko z całkiem ludzkiej perspektywy. I wiesz co? Wcale nie wygląda lepiej. Chyba się trochę dławi. Im bardziej się dławi tym więcej złości i niedobrych słów przelewa na mnie. Co nie zmienia tego, że im więcej takiej samodzielności, tym mniejsza szansa, że wróci do mnie i naszej rodziny. Tak czuję.
Zawsze był bardzo zależny od swojej mamy. I gdy po wyprowadzce z domu postawił się jej i się do niej nie wprowadził, bo ona taka biedna samotna, to też nawet się cieszyłam. Bo zawsze namawiała go do rozwodu i twierdziła że jak już się że mną rozstanie, to mu wszystko się ułoży. Pieniędzy więcej, czas na karierę, zamiast moich wymysłów, że jakiś czas dla dziecka, bo kto widział, żeby mężczyzna się tyle dzieckiem zajmował. Może nawet żona się znajdzie co sama wszystko ogarnie jak porządna kobieta powinna. Taka co rozumie że chłop czasem się musi napić a teraz jak już te skręty są wymyślone to też nie przesadzajmy. To nawet lepiej niż jakby się upijal. Zapali i co? Zawsze jej namowy do rozwodu uważałam za nieszkodliwe... Wkurzalam się, bo często paskudnie nim manipulowała, ale nie kngerowalamnw ich rwlacje. Teraz mi jej szkoda, bo naprawdę jest samotna. Bo plan był inny. Zostawia synek rodzinę i wraca do mamy. Ale sama go nauczyła, że może zwolnić się z obowiązków i postawić na siebie. Nie przewidziała, że wobec niej też. A teraz zaczyna potrzebować opieki. I jej nie dostaje. Bo syn zrobił się samodzielny. Przykro mi, gdy on beznamiętnie mówi o jej problemach zdrowotnych, o czekającej ją operacji. Nie planuje być przy niej.
Jest mi przykro, że mój mąż staje się takim człowiekiem. Nie rozumiem tego, co się z nim dzieje. Wiem, że nałóg z czasem niszczy wyższe uczucia. Ale to nie to. Miał problemy, walczył, zmagał się, wpadał w rozpacz, odurzał się, wygrywał, angażował się. Ale nigdy nie był obojętny, nie stawiał swoich potrzeb nad potrzeby zależnych od siebie osób, a swojej męskiej siły używał dla ochrony słabszych. Mimo jego problemów szanowałam go i podziwiałam. Mój wspaniały męski i mężny mąż znika. Nie wiem nadal dlaczego.
Zostaje jakiś słaby facet, który cieszy się nowym telefonem... No ale jest samodzielny, stać go na więcej rzeczy i nie ciągnie za sobą nikogo i niczego... Smutna jest tak widziana samodzielność i boli. Mnie, nasze dziecko, jego mamę. Za to ma grono osób które mu kibicuje, że się wyrwał z niewoli rodziny i w końcu może być sobą. Podobno najlepszą z możliwych wersji.
Ale nie walczę z tym całym usamodzielnianiem. Po co mam jeszcze słuchać, że coś mu blokuję, wyszydzam, przeszkadzam.
WrocKa
Posty: 124
Rejestracja: 28 lis 2019, 15:27
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Poważny kryzys małżeński

Post autor: WrocKa »

Oj znów mi ciężko i targaja mną straszne wątpliwości...
Mąż cały weekend wysuwa się z domu.
Wczoraj poszedł na trening i pół dnia go nie było a dziś wziął syna do kina a mi nawet nie zaproponował żebym poszła z nimi.
Jak już jest w domu to traktuje mnie jak powietrze.
Staram się trzymać listy Zerty i nie narzucać mu się ze swoim towarzystwem i rozmową, ale czuję że w ten sposób jeszcze bardziej sie oddalimy bo już wcale nie rozmawiamy...
Dodatkowo zły chyba działa i chce mnie zniechęcić bo zaczynam myśleć, że mam już dość i zastanawiać się czy ja kocham męża. Mam tyle żalu do niego za to jak mnie traktuje że moje serce zaczyna zamarzac.
Wczoraj zastanawiałam się, czy jakby mąż teraz przyszedł i chciał się przytulić lub coś więcej to czy bym potrafiła i już sama nie wiem...

Stała się ponadto dość dziwna rzecz, w której też upatruje działanie złego. Otóż po wielu latach bez kontaktu ni z tego ni z owego odezwał się mój były chłopak, z którym związana byłam przed ślubem i z którym zerwałam jak poznałam męża. Pyta co u mnie, interesuje się nagle moim życiem. Dziwne to...Dodam że on jest po rozwodzie. Ale że akurat teraz się odezwał to naprawdę dziwny zbieg okoliczności...
No i oczywiście mi wróciły wspomnienia i zaczęłam się zastanawiać że może błąd wtedy zrobiłam, że go zostawiłam.
Wiem że takie myślenie nie pomaga. Kocham męża i tylko z nim chcę być, ale też mam mnóstwo pytań po co to się dzieje, co ma na celu...
Modlę się o odpowiedź, ale póki co czuję się coraz bardziej zagubiona...
Awatar użytkownika
Nirwanna
Posty: 13317
Rejestracja: 11 gru 2016, 22:54
Jestem: po rozwodzie
Płeć: Kobieta

Re: Poważny kryzys małżeński

Post autor: Nirwanna »

WrocKa, a może Pan Bóg dopuszcza pokusę, aby spytać się Ciebie, jaka jest Twoja decyzja?
Bo wiesz, zanim On wejdzie ze swoim działaniem, to czeka na zgodę, na zaproszenie, na decyzję. Na siłę się nie pcha.
Nie żyje się, nie kocha się, nie umiera się - na próbę
Jan Paweł II
Ukojenie
Posty: 98
Rejestracja: 17 sty 2019, 16:05
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Poważny kryzys małżeński

Post autor: Ukojenie »

A czy jednak jest moźliwość, że to działanie złego? Ja tez doświadczałam takich "zbiegów okoliczności"
ODPOWIEDZ