Prośba o pomoc...

Refleksje, dzielenie się swoimi przeżyciami...

Moderator: Moderatorzy

Marwiki
Posty: 21
Rejestracja: 06 gru 2019, 18:08
Jestem: w trakcie rozwodu
Płeć: Kobieta

Prośba o pomoc...

Post autor: Marwiki »

Witam wszystkich bardzo serdecznie..bardzo ciezko jest mi opisywac sytuacje, w ktorej znalazła sie moja Rodzina..to juz trwa miesiac..dla mnie to koszmar, ledwo żyje, potrzebuje wsparcia..Jestesmy małżeństwem od 15 lat..ponoc idealne malzenstwo, czesto podawane za przyklad..ja tez zylam w takiej swiadomosci..moze dlatego tak boli? To rozczarowanie, niedowierzanie, bol, ktory rozrywa kazda czastke mnie..
Od ok. 2 miesięcy czulam ze zaczynamy sie oddalac od siebie, tlumaczylam to praca od Meza ( pracuje 6 dni w tyg od ok. 7 do 22-23) ja mam na glowie dom i dwojke dzieci (4 latka i rok); od poczatku byly jasne ustalenia: On pracuje, ja zajmuje sie domem..ostatnim czasem zaczelam sie buntowac, mowic o powrocie do pracy ( wczesniej bylam niezalezna i aktywna zawodowo) i przyznaje wypominac przy tym ze juz 4 lata siedze w domu itp...do tego od 4 lat nie mialam nic dla siebie, Maz po pracy mial przesten dla siebie a ja nie..24h/7 tylko dom dzieci, zadnej odskoczni, nawet dla nas jako pary..nigdzie nie bylismy sami dla siebie od momentu pojawienia sie dzieci..miesiac temu cos w nim pękło..powiedzial ze nie wie czy chce kontynuować zycie ze mna..nie wierzylam w jego zwatpnienie..troche sie dzialo w tym czasie, moj bunt, zalamanie nerwowe, blaganie by zostal..2 tyg temu podjal decyzje ze odchodzi ode mnie, ciagle podkresla ze ode mnie a nie od dzieci..ze nie opuszcze rodziny tylko mnie, bo nie chce ze mna zyc, patrzec na mnie..nie nosi obraczki od tego czasu..kazdego dnia slysze od niego ze odchodzi i najbardziej przejmuje sie dziecmi i to jest jego glowne zmartwienie..widzi ze nie radze sobie z sytuacja, w jakim jestem stanie, nadal kontynuje swoje zycie, wychodzi do pracy wraca jakby nigdy nic tylko mieszka w osobnym pokoju..mowi ze pomoze mi stanac na nogi, ze mnie nie zostawi na pastwe losu..ja sie buntuje, prosze o wspolny wyjazd bez dzieci, mowi ze nie ma dla nas nadziei, ze nie chce byc ze mna; mimo ze duzo winy widze w sobie i bardzo chcialabym cofnac czas to nie daje nam jakiekolwiek szansy ,nic!!! Bylismy u terapety tydz temu, to juz w drodze oswiadczyl mi ze jest ba nie, robi to dla mnie..i tego trzymal sie w trakcie terapii, nawet plomyka nadzei? Rodzina nic nie wie, mysle ze sytuacja jest tak poważna ze bede potrzebowac wsparcia..nie radze sobie z dziecmi, mam problem by rano zaczac dzien..czuje ze to sie odbija na dzieciach..on mowi ze czeka az bede w koncu? Gotowa na ustalenia a propos dalszego zycia czyli rozwod, opieka nad dziecmi itp..mysli o wyprowadzce..ja nie podejmuje tematu, aktualnie uciekam przed nim, jego obecnosc sprawia bol..wiem ze to beda łzy calej rodziny..do tego przestal chodzic do kosciola, mowi ze mu jest wszystko obojetne..mimo ze zawsze razem z dziecmi chodzilismy do kosciola..mam wrazenie ze przez ten miesiac stal.sie innym czlowiekiem..jestem bezsilna..probowalam spokojem, dobrocia..zapewnia ze nie ma osoby 3 , mowi ze nawet byloby mu latwiej ..jego sposob bycia sie nie zmienil, nadal radosny, swietny dla dzieci a ja placzaca matka u kresu wytrzymalosci..z jednej str czuje sie dobrze jak go nie ma i chcialabym by sie wyprowadzil by znalezc sile dla siebie, moze to by go opamietalo co robi?a z drugiej str boje sie mu pokazac drzwi bo to moze mu dac juz cslkowita swobode..nie wiem co robic? Nawet nie mam sily na modlitwe..psycholog po 2 sesjach stwierdzil poczatek depresji..wyrazilam chcec poprawy nad soba przede wszystkim, walke o nas bo nie chce odpuszczać!mysle ze nie ulatwie mu odejscia( on bardzo napiera bym znalazla w sobie tyle sily i zgodzila sie na ustalenia) ale niby czemu?wiem ze nie bylam ideałem , dalam mu w kosc swoimi humorami, przemeczeniem..mowi ze ja mu nie dawakam wsparcia w tym calym okresie, ale w ciagu tych 4 lat zrobil zawrotna kariere..dalej prowadzi swoje zycie, widze ze jest bardziej skupiony na sobie ( swoje pasje, nowe ubrania , usmiech na twarzy) a ja? Bezrobotna z 2 mslych dzieci, bez jakiekolwiek poczucia wlasnej wartosci..zawsze sie martwil o mnie, teraz w zaden sposob nie wzrusza go moj stan, nazywa mnie tylko matka swych dzieci, i ze gdyby mial choc tylko cien watpliwosci to by nie podjal takiej decyzji..ja mu nie bede ulatwiac w zaden sposob, nie zgadzam sie z tym!przysiegal mi, ja jemu..mowi ze dla niego to niesitotne, ze tu Bog nawet nie wplynie na jego decyzje..pomozcie, blagam, nawet nie wiem jak sie modlic, w tym pędzie czuje ze oddalilam ze od Boga , przyznaje choc zawsze bylam z nim blisko..moze to kara bo bylo za dobrze? Zdrowe dzieci, nowy dom, materialnie ok? Sama juz trace nadzieję, przeciez sila go nie przytrzymam..mowi ze po 15 latach widzi niezgodnosc charakterow..i ze juz mial takie mysli przed podjeciem decyzji o drugim dziecku..co robic..ppmozcie swym madrym slowem, dajcie mi troche sily prosze, ja nosze obraczke nie chce sie poddac ale nie wiem czy dam rade, czuje ze bylam juz slaba przed ta cala sytuacja..a tu Święta..
Jonasz

Re: Prośba o pomoc...

Post autor: Jonasz »

Witaj Marwiki na naszym forum.
Zachęcam Cię do zapoznania się z sąsiednimi wątkami .
Zachęcam Cię też do spotkań w realu - lista ognisk sycharowskich pod tym linkiem http://sychar.org/ogniska/ czy modlitwy i możliwości rozmowy na Skype: http://sychar.org/skype/ gdzie wspólnie modlimy się ...

Mam nadzieję że znajdziesz tu ludzkie zrozumienie i wsparcie którego oczekujesz i tak bardzo potrzebujesz.

Pozdrawiam w imieniu moderacji.

Jonasz
LRKG
Posty: 8
Rejestracja: 26 sty 2019, 16:32
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Prośba o pomoc...

Post autor: LRKG »

Witam Cię Marwiki. Kiedy czytam twoją historię to nawet nie masz pojęcia ile podobnych sytuacji wydarzyło się w moim życiu. Podobnie się zaczynała moja sytuacja. Od jakiegoś czasu czułam,że źle się dzieje, dużo mój mąż pracował, na nic nie miał czasu,ale też wypierał się,że kogoś ma, aż po 16 latach wspólnie przeżytych i wydawało się szczęśliwych oznajmił mi,że odchodzi i odszedł oczywiście do kochanki. Zostawił mnie z dwójką dzieci. Nie piszę tego żeby Cię zdołować, zwłaszcza,że Twój mąż wcale nie musi kogoś mieć, po prostu pogubił się w swoim życiu i musi się z tym uporać, on. A Ty nie możesz się załamać , bo nic nie jest stracone. Jest kryzys, ale po każdej burzy wychodzi słońce, tylko nie wiemy jak długo to potrwa. Ja osobiście dzisiaj po prawie trzech latach od odejścia męża żałuję, że nie powiedziałam wcześniej o niczym rodzinie, bo okazali się dla mnie wielkim wsparciem, a milczenie nic nie zmieniło, choć tak przedtem myślałam. Również boli mnie do tej pory mina mojego uśmiechniętego męża, ale to cierpienie ofiaruję Bogu.I wiem,że to tylko skorupa na moim mężu ,tak kryje swoje prawdziwe emocje.Mój mąż wie,że ja nie chcę rozwodu i nie nalega na niego. Wierz.Nic nie dzieje się bez przyczyny, najciężej przejść przez to bolesne doświadczenie samej,dlatego zachęcam Cię do odwiedzenia Sycharu,mnie to uratowało od depresji i umocniło w wierze. Pomimo, że na dzień dzisiejszy mąż nie wrócił, to jednak nie jest gorzej, czasami nawet widzę 'światełko w tunelu'. ZAWSZE JEST NADZIEJA. BÓG SAM WYSTARCZY. I da nam siły przetrwać i robić co w naszej mocy by ratować to małżeństwo resztę oddaj Bogu. Wspieram Cię moją modlitwą i wierzę, że dasz radę dla siebie , dla dzieci ale i dla męża . Módl się za niego , on tego bardzo potrzebuje.
Pustelnik

Re: Prośba o pomoc...

Post autor: Pustelnik »

Marwiki pisze: 09 gru 2019, 13:04 Jestesmy małżeństwem od 15 lat..ponoc idealne malzenstwo, czesto podawane za przyklad..ja tez zylam w takiej swiadomosci..moze dlatego tak boli? To rozczarowanie, niedowierzanie, bol, ktory rozrywa kazda czastke mnie..
(...)ppmozcie swym madrym slowem, dajcie mi troche sily prosze, ja nosze obraczke nie chce sie poddac ale nie wiem czy dam rade, czuje ze bylam juz slaba przed ta cala sytuacja..a tu Święta..
Witaj serdecznie !

taka "nieobecność" wcześniejszych kryzysów (a raczej zauważania ich oraz wzajemnego uczenia się ich "rozwiązywania") nie jest "za dobra", ale czasu już się nie cofnie ...

Ten ból ma na pewno bardzo wiele składowych, będzie raz większy, raz mniejszy, z czasem najprawdopodobniej staniesz się ekdpertem od ... własnego bólu. Co by nie było szeroko rozumiany ból jest częścią ludzkiego życia. Wspólczuję Ci tych trudności, które na chwilę obecną Cię "przerastają".

Nieraz (a w zasadzie ... zawsze ;) ) akceptacja własnej słabości w dłuższej perspektywie jest ... pomocna :idea: .

Pozdrawiam Cię !
Marwiki
Posty: 21
Rejestracja: 06 gru 2019, 18:08
Jestem: w trakcie rozwodu
Płeć: Kobieta

Re: Prośba o pomoc...

Post autor: Marwiki »

Witam Was serdecznie,
Bardzo dziekuje Wam za zainteresowanie moja sytuacja..powoli odzyskuje spokoj..spedzilam tu godziny na forum i wbrew pozorom jest wiele podobnych historii..ja nigdy nie dopuszczalam mysli ze spotka Nas taki kryzys, w ktorym Moj Mąż nie widzi nawet plomyka nadzei..to jest przerazajace w tym wszystkim..nie chce w zaden sposob pomoc Nam: jako Malzenstwu, Rodzinie z dwojka malych dzieci..zamknal sie calkowicie..mowi tylko o odejsciu, formalnosciach i czeka az bede gotowa na rozmowe by "na spokojnie" "TO" rozwiazac! Tak 15 lat po prostu rozwiazac..stwierdzil, ze latami dochodzil do wnioskow, ze jest za duza niezgodnosc charakterow miedzy nami? ( dla mnie szok), jak wiele dusil w sobie by wiecznie mnie zadowolic..mam wrazenie ze w tym zwiazku to ja jestem potworem, ktory kazdego dnia obieral mu swoja osobowosc..uwaza takze, ze zabralam mu decyzyjnosc w zwiazku, ale nigdy nie protestowal!z racji jego pracy musialam czesto podejmowac decyzje za nas dwoje, co nie zmienia faktu ze zawsze liczylam sie z jego zdaniem i zawsze pytalam czy mu to odpowiada, nie protestowal..ogolnie On juz nie wierzy w Nas, w to ze ja sie zmienie i jak to wczoraj okreslil :" chyba nie myslisz, ze do konca zycia bede sie z Toba meczyl ze wzgledu na dzieci"..;( kazdego dnia przypomina mi o odejsciu..wczoraj wspomnial nawet o wyprowadzce..zastosowałam w tej rozmowie ( przynajmniej probowalam) liste Zerty: powiedzialam mu ze go nie wyganiam ( przyznaje , ze jak na poczatku oswiadczyl, ze odchodzi kazalam mu sie wyprowadzic, lecz tego nie zrobil bo powiedzial ze nie ma gdzie) ale tez oswiadczylam mu ze drzwi sa otwarte i to jest jego decyzja..coz nic na to nie odpowiedzial..ale wiecie co mnie dobija w tej calej sytuacji? Jego spokoj, opanowanie, oddanie sie w 100% dzieciakom jak juz z nimi jest..a ja? ciagle walcze sama ze soba, jego obecnosc powoduje ze sie dusze..czuje ze sie oddalilam od Boga, ze musze na nowo zaczac z nim rozmawiac, bo jesli nie zaznam spokoju w sobie to jak naprawiac swiat wokół mnie? Ciagle paralizuje mnie mysl ze On po prostu odejdzie, mimo ze zarzuca mi ze nie dbalam o niego wystarczajaco to teraz widze ze byl dla mnie calym swiatem, chyba takim bozkiem jak to tu nazywacie, wszystkie emocje przelewalam do niego ..i chyba sie przelalo, ma dosc bo go za bardzo osaczylam? Ale dlaczego to dusil w sobie? Wspomnial, ze zyl nadzieja, ze sie przebudze ktoregos dnia i sie zmienie..ale jak mam dokanac zmian, jak nie jestem swiadoma tego, ze swoim byciem sprawiam najwazniejszej osobie taki ból..chyba tego jeszcze nie ogarniam..prosil wczoraj bym jeszcze "grała" przed Rodzicami..nie wiem kogo chronic w tej sytuacji..nie mam zadnego wsparcia, czuje ze z dziecmi nie daje rady ( nie mam zadnej pomocy od Dziadkow)i jeszcze mam udawac ze mam super samopoczucie? Nawet w tym calym cyrku nie znajduje chwili na wyciszenie..Bog zapłać za slowa wsparcia, zycze Wam rowniez sily w tych ciezkich momentach!
Rosiczka
Posty: 50
Rejestracja: 09 sty 2018, 15:15
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Prośba o pomoc...

Post autor: Rosiczka »

Moja Droga, będzie ostro ale konkretnie.
Sądząc po Waszym stażu małżeńskim, mąż jest w wieku, w którym wielu mężczyzn dotyka „kryzys wieku średniego”. I co by o tym zjawisku nie pisać, jedno jest pewne – uderza zawsze w związek i najbliższą osobę ( żonę ). Sytuacje, które opisujesz są typowe, tak samo jak „teksty”, które serwuje Twój mąż. Branie tego wszystkiego do siebie, to prosty sposób aby popaść w depresję albo jeszcze coś gorszego. I jeszcze jedna zależność – im więcej teraz będziesz robić, działać, po swojemu ratować i naprawiać – przyniesie to tylko odwrotny skutek. A Twoje załamanie nerwowe to dodatkowo coś, co teraz w oczach Twojego męża tylko wzmaga pogardę i wściekłość – niestety, piszę z doświadczenia.
Ale co dalej? Jak widać Twój mąż ma już ściśle sprecyzowane plany, do których Ty masz się jak najszybciej dostosować. I tu dobra wiadomość 😊 pozostawiasz jego plany jemu, a sama przystępujesz do realizacji swoich. Co ( oczywiście moim zdaniem – przemódl i przemyśl, na co jesteś gotowa, niektóre rzeczy z czasem ) ja bym zrobiła :
1. Jeżeli czujesz się źle – w pierwszej kolejności zadbaj o siebie, masz małe dzieci, muszą mieć silną matkę. Proponuję na jakiś czas pozostawić mężowi dzieci ( tak! ) i udać się gdzieś podreperować nerwy, pomodlić się i pomyśleć w spokoju ( może być do mamy, koleżanki lub do spa 😊 ). Zobaczysz jak się zmieni optyka i Tobie i mężowi. I nie proś o parę dni wolnego, po prostu komunikuj jasno, tak jak robi to Twój mąż.
2. Pomyśli proszę konkretnie o możliwości powrotu do pracy – dopiero jak będziesz niezależna, w wolności możesz podejmować dalsze decyzje. Poinformuj o tym zamiarze męża – to jak widzę, burzy jego ustalony porządek i wywołuje dyskomfort. Trudno, to jedna z konsekwencji jego postępowania.
3. Zasięgnij porady prawnej a uzyskaną wiedzę skonsultuj z małżonkiem. Skoro on mówi o rozwodzie, warto też aby wiedział, jakie są jego konsekwencje. Po drodze jest jeszcze instytucja separacji, która w miarę dobrze zabezpieczy Ciebie i dzieci. Zabezpieczenie miejsca pobytu dzieci oraz alimenty – również na Ciebie. Wyraź jasno swoje stanowisko, że Ty nie masz zamiaru się rozwodzić ale umiesz zadbać o siebie i dzieci.
4. Pozostaw męża samemu sobie – niech pomyśli o tym co powyżej. Nie wypytuj, nie śledź, zajmij się sobą i dziećmi ( ale pkt. 1 ! ). Wyjdź do ludzi. Czas „popaprania” Twojego męża niech będzie czasem dla Ciebie! Te jego „stany” mogą trochę potrwać, nie pozwól aby jego zachowanie niszczyło Ciebie. Za to Twoje opanowanie i konkretne działanie da mu do myślenia Zrób sobie plan, co chciałabyś robić i przystąp do realizacji!
5. Zapewnij sobie czas tylko dla siebie – mąż, jeśli myśli o rozwodzie – to niech też pomyśli o tym, że z dziećmi się nie rozwiedzie i warto, żeby to sobie uświadomił zawczasu.
6. Wszystko przekazuj mężowi z miłością i spokojem ( dlatego pkt. 1 😊 ), opanowaniem i godnością – to nie jest proste, ale da się. Nie błagaj o nic, komunikuj jasno swoje potrzeby, bądź uprzejma ale dystansuj się od niefajnych zachowań i nie pokazuj, że Ciebie ranią ( w razie potrzeby powtórz pkt.1 😊 ).
7. W trudnych momentach oczywiście modlitwa – za siebie i za męża – pomaga, wycisza, przynosi dobre rozwiązania 😊
8. Z Bogiem dasz radę 😊
Marcin83
Posty: 36
Rejestracja: 07 sie 2019, 8:35
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Mężczyzna

Re: Prośba o pomoc...

Post autor: Marcin83 »

Marwiki, czy mąż zawsze pracował do tak późnych godzin, czy może zaczął dopiero w ostatnim czasie...?
marylka
Posty: 1372
Rejestracja: 30 sty 2017, 17:01
Jestem: szczęśliwą żoną
Płeć: Kobieta

Re: Prośba o pomoc...

Post autor: marylka »

Rosiczka pisze: 10 gru 2019, 9:52 Moja Droga, będzie ostro ale konkretnie.
Sądząc po Waszym stażu małżeńskim, mąż jest w wieku, w którym wielu mężczyzn dotyka „kryzys wieku średniego”. I co by o tym zjawisku nie pisać, jedno jest pewne – uderza zawsze w związek i najbliższą osobę ( żonę ). Sytuacje, które opisujesz są typowe, tak samo jak „teksty”, które serwuje Twój mąż. Branie tego wszystkiego do siebie, to prosty sposób aby popaść w depresję albo jeszcze coś gorszego. I jeszcze jedna zależność – im więcej teraz będziesz robić, działać, po swojemu ratować i naprawiać – przyniesie to tylko odwrotny skutek. A Twoje załamanie nerwowe to dodatkowo coś, co teraz w oczach Twojego męża tylko wzmaga pogardę i wściekłość – niestety, piszę z doświadczenia.
Ale co dalej? Jak widać Twój mąż ma już ściśle sprecyzowane plany, do których Ty masz się jak najszybciej dostosować. I tu dobra wiadomość 😊 pozostawiasz jego plany jemu, a sama przystępujesz do realizacji swoich. Co ( oczywiście moim zdaniem – przemódl i przemyśl, na co jesteś gotowa, niektóre rzeczy z czasem ) ja bym zrobiła :
1. Jeżeli czujesz się źle – w pierwszej kolejności zadbaj o siebie, masz małe dzieci, muszą mieć silną matkę. Proponuję na jakiś czas pozostawić mężowi dzieci ( tak! ) i udać się gdzieś podreperować nerwy, pomodlić się i pomyśleć w spokoju ( może być do mamy, koleżanki lub do spa 😊 ). Zobaczysz jak się zmieni optyka i Tobie i mężowi. I nie proś o parę dni wolnego, po prostu komunikuj jasno, tak jak robi to Twój mąż.
2. Pomyśli proszę konkretnie o możliwości powrotu do pracy – dopiero jak będziesz niezależna, w wolności możesz podejmować dalsze decyzje. Poinformuj o tym zamiarze męża – to jak widzę, burzy jego ustalony porządek i wywołuje dyskomfort. Trudno, to jedna z konsekwencji jego postępowania.
3. Zasięgnij porady prawnej a uzyskaną wiedzę skonsultuj z małżonkiem. Skoro on mówi o rozwodzie, warto też aby wiedział, jakie są jego konsekwencje. Po drodze jest jeszcze instytucja separacji, która w miarę dobrze zabezpieczy Ciebie i dzieci. Zabezpieczenie miejsca pobytu dzieci oraz alimenty – również na Ciebie. Wyraź jasno swoje stanowisko, że Ty nie masz zamiaru się rozwodzić ale umiesz zadbać o siebie i dzieci.
4. Pozostaw męża samemu sobie – niech pomyśli o tym co powyżej. Nie wypytuj, nie śledź, zajmij się sobą i dziećmi ( ale pkt. 1 ! ). Wyjdź do ludzi. Czas „popaprania” Twojego męża niech będzie czasem dla Ciebie! Te jego „stany” mogą trochę potrwać, nie pozwól aby jego zachowanie niszczyło Ciebie. Za to Twoje opanowanie i konkretne działanie da mu do myślenia Zrób sobie plan, co chciałabyś robić i przystąp do realizacji!
5. Zapewnij sobie czas tylko dla siebie – mąż, jeśli myśli o rozwodzie – to niech też pomyśli o tym, że z dziećmi się nie rozwiedzie i warto, żeby to sobie uświadomił zawczasu.
6. Wszystko przekazuj mężowi z miłością i spokojem ( dlatego pkt. 1 😊 ), opanowaniem i godnością – to nie jest proste, ale da się. Nie błagaj o nic, komunikuj jasno swoje potrzeby, bądź uprzejma ale dystansuj się od niefajnych zachowań i nie pokazuj, że Ciebie ranią ( w razie potrzeby powtórz pkt.1 😊 ).
7. W trudnych momentach oczywiście modlitwa – za siebie i za męża – pomaga, wycisza, przynosi dobre rozwiązania 😊
8. Z Bogiem dasz radę 😊
Podpisuje sie pod tym
I jeszcze dodalabym - nie badz wspólniczka/zakladniczka meża
Ma gosciu pomysły i uważa je za super?
To niech je bierze na klate a nie każe Ci grac przed rodzina
Marwiki pisze: 10 gru 2019, 9:43 prosil wczoraj bym jeszcze "grała" przed Rodzicami..nie wiem kogo chronic w tej sytuacji..nie mam zadnego wsparcia, czuje ze z dziecmi nie daje rady ( nie mam zadnej pomocy od Dziadkow)i jeszcze mam udawac ze mam super samopoczucie?
To jestpodstawowowy bląd. Ty potrzebujesz wsparcia od najbliższych a on otrzeźwienia. Też od najbliższych. Dlatego ja namawiam - nie kryj go. Nie zgadzaj sie na milczene. Podziel sie swoim smutkiem wśrod najbliższych. Zobaczysz że nie jestes sama. A on? Niech sie sam mierzy ze swoimi decyzjami
Pozdrawiam
Jozka
Posty: 66
Rejestracja: 07 wrz 2019, 10:56
Płeć: Kobieta

Re: Prośba o pomoc...

Post autor: Jozka »

prosil wczoraj bym jeszcze "grała" przed Rodzicami..nie wiem kogo chronic w tej sytuacji..nie mam zadnego wsparcia, czuje ze z dziecmi nie daje rady ( nie mam zadnej pomocy od Dziadkow)i jeszcze mam udawac ze mam super samopoczucie?
Kochana a dlaczego masz ukrywać cokolwiek? on będzie szaleć jak nastolatek a Ty go kryć jak zatroskana mamusia????
Wiesz jak czytam co piszesz to mnie samą wściekłość ogarnia na zachowanie Twojego męża. A Ty co czujesz?

Wiesz mnie dziewczyny napisały kiedyś że jestem Córką Króla. I Ty tez jesteś!
Ja w pewnym momencie sięgnęłam swojego dna i już wiedziałam na czym polega twarda miłość... Twój mąż szaleje bo mam wrażenie, ze zawsze był na piedestale. I w zasadzie nic co do Ciebie teraz mówi nie jest konstruktywne. Ale zrzucenie go z tronu i postawienie na jego miejscu Boga może dać mu do myślenia.
Marwiki
Posty: 21
Rejestracja: 06 gru 2019, 18:08
Jestem: w trakcie rozwodu
Płeć: Kobieta

Re: Prośba o pomoc...

Post autor: Marwiki »

Bog zaplac za Wasze slowa..wiecie co? Czuje ze dzis spokojniej oddycham;) na moment uwierzylam ze jestem w stanie znaleźć sily by sie podniesc.. nawet dzis jak rozmawialam z Mezem o sprawach przyziemnych ( rachunki ciagle trzeba placic;) to juz tak to nie bolalo..mysle ze on nawet nie czul sie pewnie, z racji mojego spokoju; nie jest latwo, łapie sie na tym ze ciagle mysle o tym co bedzie wieczorem, jutro itp. Wiem, ze trzeba czasu i cierpliwosci, z tym troche gorzej ale bede pracowac nad soba..mimo ze zadeklarowalam mu chec pracy i poprawy nad soba, nie przyjal tego, wszystko odrzuca co mu proponuje..( jednak od wczoraj stosuje liste Zerty ), wydaje mi sie ze odczul moj dystans ..nie wiem ile ryzykuje stosujac owa liste, dopadaja mnie watpliwosci..mysle ze jednak bede konsekwentna bo juz chyba nic nie ma do stracenia, on za kazdym razem przypomina mi ze musi sie ode mnie uwolic..
Marwiki
Posty: 21
Rejestracja: 06 gru 2019, 18:08
Jestem: w trakcie rozwodu
Płeć: Kobieta

Re: Prośba o pomoc...

Post autor: Marwiki »

Marcin83 pisze: 10 gru 2019, 10:41 Marwiki, czy mąż zawsze pracował do tak późnych godzin, czy może zaczął dopiero w ostatnim czasie...?
Tak, niestety godziny pracy zawsze takie byly, pod tym wzgledem nic sie nie zmienilo..buntowalam sie by przynajmniej jeden wieczor w tyg poswiecil dla Rodziny, bo go nam po prostu brakuje, niestety zobowiazania poki co na to nie pozwolily..ja uwazam ze praca tez zabija relacje, bo jak je tworzyc skoro sie nie widzimy a poznym wieczorem kazdy pada ..zarzucil mi ze jak wraca w poludnie na obiad ( jedyny plus pracy ze ok. 1.5 godz w porze lunczu jest z nami) to sie nie staram o te relacje; i tu przyznaje, on zawsze badz zazwyczaj wracal do nas z usmiechem , u mnie niestety bylo roznie;( tego bardzo zaluje , z perspektywy czasu widze ze tego nie docenialam..na swoje usprawiedliwienie moge powiedziec ze moje "fochy" braly sie ze zmeczenia, z gotowania na dana pore obiadu , ogarniecia przy okazji dwojki dzieci..nie chcialam udawac ze wszystko jest ok, jak nie bylo..stwierdzil , ze nie che juz wracac do takiego domu ; duzo w tym mojej winy, wyciagnelam z tego wnioski, ale on stwierdzil ze ja nigdy sie nie zmienię;(
Marwiki
Posty: 21
Rejestracja: 06 gru 2019, 18:08
Jestem: w trakcie rozwodu
Płeć: Kobieta

Re: Prośba o pomoc...

Post autor: Marwiki »

Rosiczka pisze: 10 gru 2019, 9:52 Moja Droga, będzie ostro ale konkretnie.
Sądząc po Waszym stażu małżeńskim, mąż jest w wieku, w którym wielu mężczyzn dotyka „kryzys wieku średniego”. I co by o tym zjawisku nie pisać, jedno jest pewne – uderza zawsze w związek i najbliższą osobę ( żonę ). Sytuacje, które opisujesz są typowe, tak samo jak „teksty”, które serwuje Twój mąż. Branie tego wszystkiego do siebie, to prosty sposób aby popaść w depresję albo jeszcze coś gorszego. I jeszcze jedna zależność – im więcej teraz będziesz robić, działać, po swojemu ratować i naprawiać – przyniesie to tylko odwrotny skutek. A Twoje załamanie nerwowe to dodatkowo coś, co teraz w oczach Twojego męża tylko wzmaga pogardę i wściekłość – niestety, piszę z doświadczenia.
Ale co dalej? Jak widać Twój mąż ma już ściśle sprecyzowane plany, do których Ty masz się jak najszybciej dostosować. I tu dobra wiadomość 😊 pozostawiasz jego plany jemu, a sama przystępujesz do realizacji swoich. Co ( oczywiście moim zdaniem – przemódl i przemyśl, na co jesteś gotowa, niektóre rzeczy z czasem ) ja bym zrobiła :
1. Jeżeli czujesz się źle – w pierwszej kolejności zadbaj o siebie, masz małe dzieci, muszą mieć silną matkę. Proponuję na jakiś czas pozostawić mężowi dzieci ( tak! ) i udać się gdzieś podreperować nerwy, pomodlić się i pomyśleć w spokoju ( może być do mamy, koleżanki lub do spa 😊 ). Zobaczysz jak się zmieni optyka i Tobie i mężowi. I nie proś o parę dni wolnego, po prostu komunikuj jasno, tak jak robi to Twój mąż.
2. Pomyśli proszę konkretnie o możliwości powrotu do pracy – dopiero jak będziesz niezależna, w wolności możesz podejmować dalsze decyzje. Poinformuj o tym zamiarze męża – to jak widzę, burzy jego ustalony porządek i wywołuje dyskomfort. Trudno, to jedna z konsekwencji jego postępowania.
3. Zasięgnij porady prawnej a uzyskaną wiedzę skonsultuj z małżonkiem. Skoro on mówi o rozwodzie, warto też aby wiedział, jakie są jego konsekwencje. Po drodze jest jeszcze instytucja separacji, która w miarę dobrze zabezpieczy Ciebie i dzieci. Zabezpieczenie miejsca pobytu dzieci oraz alimenty – również na Ciebie. Wyraź jasno swoje stanowisko, że Ty nie masz zamiaru się rozwodzić ale umiesz zadbać o siebie i dzieci.
4. Pozostaw męża samemu sobie – niech pomyśli o tym co powyżej. Nie wypytuj, nie śledź, zajmij się sobą i dziećmi ( ale pkt. 1 ! ). Wyjdź do ludzi. Czas „popaprania” Twojego męża niech będzie czasem dla Ciebie! Te jego „stany” mogą trochę potrwać, nie pozwól aby jego zachowanie niszczyło Ciebie. Za to Twoje opanowanie i konkretne działanie da mu do myślenia Zrób sobie plan, co chciałabyś robić i przystąp do realizacji!
5. Zapewnij sobie czas tylko dla siebie – mąż, jeśli myśli o rozwodzie – to niech też pomyśli o tym, że z dziećmi się nie rozwiedzie i warto, żeby to sobie uświadomił zawczasu.
6. Wszystko przekazuj mężowi z miłością i spokojem ( dlatego pkt. 1 😊 ), opanowaniem i godnością – to nie jest proste, ale da się. Nie błagaj o nic, komunikuj jasno swoje potrzeby, bądź uprzejma ale dystansuj się od niefajnych zachowań i nie pokazuj, że Ciebie ranią ( w razie potrzeby powtórz pkt.1 😊 ).
7. W trudnych momentach oczywiście modlitwa – za siebie i za męża – pomaga, wycisza, przynosi dobre rozwiązania 😊
8. Z Bogiem dasz radę 😊
Rzeczywiscie konkretnie;) ale tego potrzebowalam, powoli otwieram oczy i chyba to sobie wydrukuje;)dziekuje Wam za wszystkie skowa wsparcia, niech Bog ma Was w swej opiece !
Marwiki
Posty: 21
Rejestracja: 06 gru 2019, 18:08
Jestem: w trakcie rozwodu
Płeć: Kobieta

Re: Prośba o pomoc...

Post autor: Marwiki »

Moi Drodzy,
Nie wiem czy to ten okres przedswiateczny dobija czlowieka..z jednej strony czuje jakis lekki wewnetrzny spokoj a z drg strony non stop w glowie mam slowa Meza, ktory ciagle powtarza: odchodze od Ciebie..to mnie dobija..ciezko tak funkcjonowac:/ jak sobie z tym radzic , znaleźć sile na swoje "plany" i przede wszystkim przed nim udawac ze jest sie ta silna i raczej wyplukana z emocji? Doradzcie prosze
tata999
Posty: 1172
Rejestracja: 29 wrz 2018, 13:43
Jestem: po rozwodzie
Płeć: Mężczyzna

Re: Prośba o pomoc...

Post autor: tata999 »

Marwiki pisze: 11 gru 2019, 9:46 jak sobie z tym radzic , znaleźć sile na swoje "plany" i przede wszystkim przed nim udawac ze jest sie ta silna i raczej wyplukana z emocji? Doradzcie prosze
Nie udawać, nie na siłę. Jest Ci trudno, ja to rozumiem. Wiele osób to rozumie.
Małgorzata Małgosia
Posty: 306
Rejestracja: 05 wrz 2019, 14:31
Jestem: po rozwodzie
Płeć: Kobieta

Re: Prośba o pomoc...

Post autor: Małgorzata Małgosia »

Ja tak czytam sobie tę historię i złość mnie ogarnia, bo myślę też o sobie.
O co chodzi tym mężczyznom, którzy po 10 czy 15 latach mają dość żony, która była całym sercem mu oddana? Kupowała jego ulubione produkty, gotowała, prała, sprzątała, była uśmiechnięta i chwaliła go przed nim samym i przed innymi??
Niech ktoś mi to wytłumaczy, jak, co, powoduje, że ten facet odwraca się od takiej żony i uważa ją za najgorsze zło?? A przy tym nigdy nie powiedział, że dusi się w małżeństwie.
O co chodzi?
Czy bycie dobrym dla drugiego człowieka, poświęcanie się z miłości dla niego, jest naprawdę złe?
Ja mam w sobie wiele zrozumienia, uległa jestem itd., ale tego pojąć nie mogę. Czy każdy mężczyzna potrzebuje kobiety, która będzie się wyśmiewać z jego pomysłów, latać po sklepach i koleżankach, ignorować go i traktować jak podnóżek?
Bo mam wrażenie, że tego pragną ci mężczyźni, którzy odchodzą tak po prostu od zwykłych, dobrych i uczciwych żon.
O co chodzi z tym światem, niech mi ktoś wytłumaczy, bo mam wrażenie, że zwariowałam.
"Ty zaś powróć do Boga swojego - strzeż pilnie miłości i prawa i ufaj twojemu Bogu!" (Oz 12, 7).
Jezu ufam Tobie.
ODPOWIEDZ