Zmieniamy się dla siebie, nie dla męża, z nadzieją, że wróci. To błędne koło. Jeśli ty zmienisz siebie, a Twoj mąż nie, to jak macie cokolwiek razem budować?Kizia87 pisze: ↑15 sty 2020, 10:05funkcjonuje na tym forum bardzo trafne wg mnie określenie : CZEKAJ NIE CZEKAJĄC ....czyli powiedz ........przekaż..... daj jasno do zrozumienia że jesteś i czekasz a przy tym intensywnie zajmij się sobą, dbaj o siebie.... o swoje zdrowie, o swój wygląd, o swój rozwój osobisty, zmienianie siebie dla siebie. To z pozoru wygląda na samolubstwo , lecz wg mnie jest to ZDROWY EGOIZM.
Czy Ty znasz siebie???? mogę z dużym prawdopodobieństwem napisać : SŁABO ZNASZ SIEBIE. Nie zgadzasz się z tym przypuszczeniem? Proponuję abyś zadała na forum pytanie co sądzą inni forumowicze na temat "znajomości siebie" a pewnie odpowiedzą Ci forumowicze którzy zmierzyli się z poznawaniem siebie przy pomocy np.12 Kroków ku pełni życia i podzielą się swoimi doświadczeniami jak to z tą znajomością siebie mieli........
Prawie niemożliwe jest zmienianie swojego życia bez znajomości swoich potrzeb, swoich języków miłości, swoich zbiorników emocjonalnych, swojego temperamentu i sposobów porozumiewania się ze współmałżonkiem/ką tak aby ta relacja była miła i przyjemna a ewentualne różnice były rozwiązywane w sposób akceptowalny dla stron.Zaczęłam nad sobą pracować, zaczęłam spoglądać w siebie i już mam pare wniosków. To będzie droga, wiem to.JolantaElżbieta pisze: ↑10 sty 2020, 11:35 piej zrobisz jeśli skoncentrujesz się na tym jak wyjść z tego stanu i poszukasz pomocy dla siebie. Ja to zrozumiałam po roku, dwóch szarpania się o małżeństwo, czekania z nadzieją na powrót męża, który ma mnie głęboko w nosie.
Pytanie mam tylko do was. Czy komuś udało się po takiej przemianie odzyskać partnera? Czy naprawdę nic nie robiliście? Nie rozmawialiście z nimi? Zastanawiam się, bo nie mieszkam z nim jesteśmy w nieformalnej separacji. Jak ma zauważać moje zmiany skoro go nie na blisko? Na ile to się udaje? Czy znacie lub jesteście takim przypadkiem, ze po mimo separacji i pracy nad sobą zeszliście się?
Ja naprawilam w sobie wiele rzeczy, ale to dotyczy tylko moich ran. Wciąż niektóre z nich przepracowuję, poznałam siebie lepiej, nazwalam moje rany jeszcze z dzieciństwa i mlodości. To daje radę i siłę do życia.
W małżeństwie mąż wykorzystywal moje słabości, emocjonalnie na nich żerowal, dzisiaj bym na to nie pozwoliła i żebym stanęła na głowie i zmienila się w chodzący ideal, dla niego zawsze bylabym tylko podnóżkiem i przeszkodą. To zrozumialam. Ja miałam proplemy, ale on ma o wiele większe. Moja postawa pomimo niedociągnięć była nastawiona na miłość i budowanie, na rodzinę. Postawa mojego męża na rozwałkę wszystkiego co przeszkadzało mu w "dobrym" dla niego życiu.
Jak powiedział z tą babą jest mu dobrze - nie dziwię się - cały trud wychowania dzieci, ich choroby, odrabianie lekcji, myślenie skąd wziąć na nowe buty dla dorastających dzieci, ich bunty, cały bagaż kłopotów codziennego życia miał już za sobą - łatwo jest żyć jak się tylko jeździ po wczasach i chodzi na imprezy. A największym zmartwieniem jest jak spakować walizkę, żeby wszystko się zmieściło