Jak się zachowywać w kryzysie

Refleksje, dzielenie się swoimi przeżyciami...

Moderator: Moderatorzy

Nino
Posty: 611
Rejestracja: 14 gru 2019, 18:26
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Jak się zachowywać w kryzysie

Post autor: Nino »

Macie kontakt. Rozmawiacie, mejlujecie. Czy maz zamieszkal w koncu osobno?
Wspaniale MaryM, ze dajesz rade z lista Zerty ;) Ona jest w pierwszej kolejnosci dla nas!
W ktoryms ze swych pistow napisalas, ze sa malutenkie kroczki....( oddaje sens, bo nie zapamietalam wyrazenia). Co mialas na mysli?
Niezmiennie polecam Ciebie i Twoje malzenstwo w modlitwach.
Chcialam jeszcze zapytac: czy maz podjal kroki w kierunku rozwodu. Rozmawiacie o nim?
MaryM
Posty: 240
Rejestracja: 18 gru 2019, 17:21
Jestem: w trakcie rozwodu
Płeć: Kobieta

Re: Jak się zachowywać w kryzysie

Post autor: MaryM »

Małe kroczki oznaczały, np ze mąż był w stanie zadać mi pytanie o kluczyki do auta. Wcześniej mnie ignorował całkowicie kilka miesięcy, była pogarda i arogancja, potem zaczął grzecznie odpowiadać na moje pytania monosylabami. Mieszka osobno ale wpada kiedy chce ( raczej rzadko, a mieszka 10 minit od nas). W weekend wpada późnym południem w niedziele, śpiący po zarwania sobotniej nocy i zirytowany. Rozmawiamy tylko logistycznie, mamy dużo spraw wspólnych, gdzie musi odesłać mi umowe itp. W korespondencji gdy przekazuje dalej maila widzę jak pisał z prawie obcym człowiekiem, a jak ze mną- wysyła załącznik bez informacji i nam czytać w myślach lub z kontekstu pisma się domyślać, co powinnam zrobić. Nie jestem w sranie użyć słowa „rozmawiamy” w kontekście tego, co się dzieje. Niektóre informacje ignoruje, niektóre bierze pod uwagę i przywozi faktury pod moja nieobecność, kładąc je w widocznym miejscu. Jak niedojrzały człowiek. Uwierzcie, ze jestem bardzo pozytywna, potrafię zapytać czy coś zje jak jest wieczorem . Jak kiwnie ze nie, znikam.,jak kiwnie ze tak- podgrzewam i znikam. No kurczę jak bardziej się odwiesić? Cieszą mnie mini kroczki do dzieciaka, ale wyglądają na chęć równoważenia początkowego dyskomfortu, związanego z tym, ze dobrze się bawi i poświęca relatywnie mało czadu młodemu. Mimo wszystko do mnie pod godzi jak do żaby, niecierpliwi się, gdy ważne pytania organizacyjne są dwa a nie jedno z możliwym tak/ nie. Nie rozumiem tego. Jakby się bal, ze to nie jest prawdziwa moja postawa. Dziwne, bo mnie zna i jestem mocno przewidywalna dla niego. Mam wrażenie, ze on nie chce kogoś zdradzić swoim przeciętnie sympatycznym zachowaniem wobec żonidła🤪
Nino
Posty: 611
Rejestracja: 14 gru 2019, 18:26
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Jak się zachowywać w kryzysie

Post autor: Nino »

Zonidla, hahaha.
Mary, to jak sie zachowuje jest straszne. Moj maz tez zmierzal w tym kierunku. Sprawe ulatwial mu fakt, ze sie wyprowadzil bez wpadania do domu oraz - jak to trafnie ujelas - odrabanie emocjonalne od rodziny.
Kiedy jednak bylismy zmuszeni wymieniac mejle ( wciaz jestesmy, bo rozne sprawy itd ale ograniczam do minimum), poprosilam go, by tak nie robil. Poprosilam, abysmy zachowali elementarne formy kultury i szacunku i witali sie oraz pozdrawiali na koncu. A bylo mi cholernie trudno poprosic o to czlowieka, ktory tak mnie od miesiecy traktuje! Uszanowal moja prosba o tyle, ze rozpoczyna mejle od czesc a konczy podpisem pierwsza litera swojego imienia. Widac, ze unika zwracania sie do mnie po imieniu, ale pare razy mu sie wymknelo. Tak samo: dziekuje.
Po nowennie do Matki Boskiej Rozwiazujacej Wezly, gdy prosilam , aby rozwiazala wezel wscieklosci na mnie, ktora odczuwa maz ( wymknelo mu sie o tym w jednym z mejli swiezo, jak mnie porzucil ), zaczal odbierac moje z rzadka telefony i udawalo sie przeprowadzic rozmowe. Oczywiscie na jakus konkretny, logistyczny temat, ale z czasem tez trudniejszy problem jednak nie o emocjach, relacjach i o nas.
Kiedy odebral i wyczulam, ze nie trzasnie sluchawka, mowilam tez troche o rym, co sie dzieje w rodzinie. Nie za duzo i zawsze pozytywnie.
W Wielkanoc przelknelam zabe ze odmowil udzialu we wspolnych swietach (bylam z dziecmi u tesciowej) i "rozmawialismy" okolo 2o, 30 minut! To znaczy on sluchal, a na koniec powiedzial: dobrze, to juz zmykaj....i zyczyl milego wieczoru.....
Pisze Ci o tym poniewaz odmrozenie sie takiej gory lodu, jaka zrobil z siebie moj maz, to chyba bedzie proces mierzony na lata.... Jesli w ogole sie uda....
Najtrudniej mi, gdy pomysle, ze gdy ja ciesze sie ze w ogole odebral telefon, on z kims tam pisze godzinami.....i wtedy czuje, ze wchodze na grzaski grunt. Ze nie wolno mi miec takich rozkminek.
Zrezygnowalam z psychoanalizy meza oraz prob terapeutyzowania go.
Porzucilam pouczanie. Powiedzialam: Jezu, Ty sie tym zajmij. Ty go pouczaj, ucz, przemieniaj, uzdrawiaj.
Wciaz mam problem z przymilanstwem. Jestem czytelna jak otwarta ksiazka i od razu mozna wyczuc, ze cieszy mnie rozmowa i robie sie milutka, aby jeszcze chwilke.....
Wciaz przesuwam akcenty z meza na mnie.
Odwieszam sie i wytyczam granice.
Ze trzy razy w ciagu tego roku maz zadzwonil sam z siebie. W sumie byly to oddzwonienia, ale byly.
Wczoraj po poludniu zadzwonil ot tak.... Mial glos jak zza grobu. Doslownie. Zadzwonil i.....zamilkl. Nie potrafil/nie umial/ nie chcial (wlasciwe podkreslic) zwyczajnie zagadac. Aby rozmowa sie w ogole potoczyla, musialam wziac sprawy w swoje rece. Jednak: bez przesady. Rok rozlaki, wylane lzy, ale tez mozolna praca nad soba i modlitwa sprawily, ze na szczescie ani nie wpadlam w euforie, ani w gniew, focha czy ja ci teraz pokaze....
W trakcie rozmowy maz zorientowal sie ze jestem sama w domu. Wyskoczyl z tekstem: moze przyjade? (Chodzilo mu o to, aby zobaczyc co dzieje sie na dzialce, domek....). Zasugerowalam mu, aby odpoczal po pracy. Po kwadransie napisal sms ze jednak nie przyjedzie, bo jest zbyt zmeczony. Odpisalam ze ok.
Jestem chora. Nie mowilam mu o tym, ale juz kolejny dzien w lozku.
Mary kochana trzymaj sie! Wierze, ze milosierny Bog pracuje w sercach naszych mezow, choc z zewnatrz wyglada to jak wyglada.
MaryM
Posty: 240
Rejestracja: 18 gru 2019, 17:21
Jestem: w trakcie rozwodu
Płeć: Kobieta

Re: Jak się zachowywać w kryzysie

Post autor: MaryM »

Nino pisze: 28 maja 2020, 7:54 Po nowennie do Matki Boskiej Rozwiazujacej Wezly, gdy prosilam , aby rozwiazala wezel wscieklosci na mnie, ktora odczuwa maz ( wymknelo mu sie o tym w jednym z mejli swiezo, jak mnie porzucil )
Muśze też spróbowac tej nowenny. Mój mąż chyba nie ma juz problemu z nienawiścią ale węzłem jest obojętność....
Nino pisze: 28 maja 2020, 7:54 Pisze Ci o tym poniewaz odmrozenie sie takiej gory lodu, jaka zrobil z siebie moj maz, to chyba bedzie proces mierzony na lata.... Jesli w ogole sie uda....
U mnie to samo- może na emeryturze odtaje.... Przy czym we mnie wciąż myśl o tym, że potrzebuję bliskości. Dzieci za jakiś czas odejdą i zostanę sama. Może nie samotna ale sama. Z drugiej strony z nim też byłam sama. Typ tak zamknięty w sobie uczy innych bycia samemu
jestem pod wrażeniem,że Twój mąż zadzwonił. Wyobrażam sobie, jak byłaś zaskoczona. To budujące ponieważ jestem na etapie tego, że on kontaktu z cyklu "może bym przyjechał" nie podejmuje. Pojawia się bardzo rzadko- jak mu wygodnie, bardzo późno- wtedy nocuje i rano znika. Poprosiłam by informował- pisze do dziecka ze będzie za 15 minut. Nigdy nie wiemy jak długo zostanie. Destabilizuje mi życie - zwłaszcza że pojawia się i grzecznie ale jednak mnie ignoruje. odczuwam te wizyty jako powodujące mój dyskomfort. Wkrótce całkowicie oddzielimy się finansowo - będziemy skłądać się na pół. ja zostaję z młodszym, on wpada jak chce, planuje wakacje jak chce - głuchy na moje prośby o ustalenia. Jak stawiać granice takiemu człowiekowi, skoro on postanowił je ignorować i tego się trzyma? Za chwilę będe w trudnej sytuacji finansowej- mojej pensji i alimentów wystarczy na skromne życie. Mogę podjąć dodatkową pracę ale wtedy nastolatek będzie sam w domu po 12 godzin. A mąż wpadnie raz w tygodniu o 21.30 ;-( Gdy o tym myślę, to go nie cierpię! ;-( Irytuje mnie, że on nie spędza z młodszym przeciez dzieckiem np dnia w weekend. Zdarzyło mu się wpaść o 21 w niedzielę! Czyli ja jestem uwiązana zdalna pracą, problemami szkolnymi dziecka, organizacją czasu w weekend - by kompensować brak ojca i jeszcze wychodzę na niedorajdę bo mniej w związku z tym zarabiam a on w tych trudnych czasach ma dostać podwyżkę.W takich chwilach trudno mi się za niego modlić szczerze - uważam go po prostu za złego cżłowieka, nie jestem w stanie go usprawiedliwiać, szukać w sobie co mogłam zrobić lepiej, by ten skrajny egoista i narcyz czuł się dobrze małżeństwie. Obiektywnie nie mogłam nic zrobić, co nie byłoby poddawaniem się manipulacji i okrutnym praktykom obniżania mojego poczucia własnej wartości. Moja teściowa po trwającej jakiś czas konstrenacji i próbie usprawiedliwienia decyzji syna, nawiązuje bardzo częsty kontakt telefoniczny ze mną. To dla mnie bardzo cenne. Czuję wdzięczność za ta sytuację, ponieważ tu na forum nie zdarza się często a u mnie mama męża wyraża w ten sposób akceptację dla więzi którą to my stworzyłyśmy (nie chodzi tu tylko o wnuki). Wszystko moze się zmienić, gdy mąż wprowadzi do rodziny kogoś nowego ale póki co jest dobrze... Dziękuję za wsparcie, mimo zdystansowania dużo lepiej się czuję, gdy odczytuję siłę bijącą z tego forum.
Nino, również się trzymaj! Przytulam
Kłapouszek
Posty: 90
Rejestracja: 03 gru 2019, 14:47
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Jak się zachowywać w kryzysie

Post autor: Kłapouszek »

MaryM, podobnie jak Nino odmawiam właśnie nowennę rozwiązującą węzły, tylko moim węzłem były myśli dotyczące romansu męża i kowalskiej, które ciągle powracały jak bumerang. Dziś szósty dzień, a ja od 3 dni poczułam ogromną ulgę, jakby ktoś wziął z mojej głowy i serca ogromny ciężar. Spróbuj, ta modlitwa naprawdę działa.
MaryM też nie mieszkam z mężem już 14 tydzień, a on potrafi wpaść do domu bez zapowiedzi albo pisze do dzieci, że dziś przyjedzie. To burzy moją przestrzeń, którą zbudowałam na razie bez niego, gdyż on nie wyraża chęci powrotu. Też częstuję go obiadem, pozwalałam zostać na noc, ale pani psycholog poradziła mi ostatnio, abym się na to nie zgadzała, zwłaszcza że ja, podobnie jak Nino, jestem dla mojego męża jak otwarta książka, bardzo przewidywalna, choć ostatnio coraz mniej. Dzięki terapii i modlitwie zaczęłam mówić, a nie krzyczeć, gdy mąż celowo mnie czymś zrani. Nie wypisuje do niego długich wiadomości, w ogóle nie piszę, tylko odpowiadam na jego wiadomości. Nie dzwonię. Mój mąż jest zaskoczony. Jestem w procesie zmian, odzyskiwania swojej godności. Uczę się kochać siebie, ale nie jest to łatwa droga.
MaryM też boli mnie to, że mąż po prostu zamknął za sobą drzwi, a wszystkie problemy związane z dziećmi, ich wychowanie, ich radości i smutki, sprawy związane z domem zostały na mojej głowie. Mąż wpada na kilka chwil, pyta co u nas i jedzie dalej. Powiedziałam mu o tym, że nie interesuje go nic, tylko jego wolność, nie ma żadnych obowiązków. Przykre to jest.
Nino
Posty: 611
Rejestracja: 14 gru 2019, 18:26
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Jak się zachowywać w kryzysie

Post autor: Nino »

Dziewczyny, niekiedy gonie resztka sil. Bardzo mi zle z powodu braku bliskosci, seksu.... Nie tesknie juz tak, nie placze, nawet nie bardzo to widze, jakbysmy mogli sie zblizyc po takim poharataniu.....ze byly/byla kowalska.... Znowu.....Nie zasluzylam na takie traktowanie, ale to sie dzieje.
Staram sie zyc najlepiej jak potrafie w tym momencie. Nie poddaje sie w walce o radosc, pogode ducha. To jest moje zadanie na teraz: zachowac a raczej uczyc sie uczyc tej bozej ufnosci i postanawiac sobie, pozwalac na radosc.
Tylko moja zmyslowosc cierpi.....Jestem kobieta. Ku memu zaskoczeniu zaczal mnie podrywac rodzony brat mojego meza. To takie smutne. Od szwagra dostaje komplementy a maz milczy jak grob. Oczywiscie postawilam granice. Maz nie wie co sie wokol dzieje bo go to nie interesuje.
Postanowilam jeszcze mocniej oddac sie Maryi. W niej juz tylko widze dla nas ratunek.
MaryM
Posty: 240
Rejestracja: 18 gru 2019, 17:21
Jestem: w trakcie rozwodu
Płeć: Kobieta

Re: Jak się zachowywać w kryzysie

Post autor: MaryM »

.Dziś musiałam zadzwonić do męża w pilnej, poważnej sprawie- która on rozpoczał wysyłajac mi pilnego maila, nie informując o tym np sms-em. Odrzucil połączenie. Potem oddzwonił i rozmawiał bardzo urzędowo. Słyszłam, że jest z kimś (kowalską), był jakby zmieszany - nigdy do niego nie dzwonię, zwłaszcza po pracy. On się do kowalskiej jak wiecie nie przyznał nigdy. Postanowiłam już nigdy do niego nie zadzwonić. pozostanę w formule służbowych sms. Czy to dobra droga? Nie chce być narażona na takie sytuacje. Kompletnie nie wiem jak go kochać, takiego obcego. On nie jest w amoku. Działa metodycznie, wszystko zaplanował a ja jestem pionkiem wobec którego okazuje łaske w zalezności od uznania. Nie zarządał jeszcze sprzedazy mieszkania bo jest mu na rękę, że zajmuje się logistyka dzieci. Wiem, że to nąstapi za rok, może dwa jak wykonam swoją robotę i dzieci jeszcze bardziej się usamodzielnią. Nie jestem więc w stanie niczego usprawiedliwiać amokiem. Rozumiem narcystyczny rys jego charakteru. Jestem w jego oczach dawnym inkubatorem, sprzątaczką, opiekunką i współkredytobiorcą. Nie mam praktycznie żadnych momentów ciepła, do których mogabym wracać, bo mąz całe życie głodził mnie emocjonalnie, alienował się. Rozwodu on nie potrzebuje póki co, bo uwaza, że to niepotrzebne koszty teraz, oddzielił się finansowo już dawno, w swojej pysze uważa, że małżeństwo wygasło w chwili, gdy zdjął obrączkę. Rzadko odwiedza dzieci, wgapia się wtedy w ryczący tv. Mocno dojrzewa we mnie myśl o zamknięciu tego wszystkiego i o postępowaniu przed sądem biskupim o stwierdzenie nieważności małżeństwa. Mam wrażenie, że sporo z Was ma piękne wspomnienia, do których może wracać, uświadamiając sobie, że był piękny czas, że jest może do czego wracać. Ja właściwei nigdy nie odczułam miłości męża- ja kochałam za dwoje, robiąc dobrą minę... Kochani ja po prostu wiem, że mąż nigdy mnie nie kochał, a w małżeństwo zabnał bo nikogo bardziej "korzystnego" wtedy nie spotkał. Było mu wygodnie i tyle. Potem zdrada o której się dowiedziałam i byc może krótkie akcje, o których nie miałam szansy się dowiedzieć. Chroniczny brak intymności z zarzutem,że to moja wina nie jestem całkowicie otwarta na wszelkie nowości. Czuję się idiotycznie, jak własnie w jakimś amoku, że chciałam ratowania tego małżeństwa. które od początku było jakby jednostronne. Nawet gdyby mąz wrócił, nie wiedziałabym co z tym fantem zrobić. Jest to człowiek całkowicie niegodny zaufania. Nie wyobrażam sobie intymności z nim bez mojego zażenowania- do tego mnie doprowadził. Czy w tej sytuacji ktoś z Was walczyłby o to małżeństwo? mam poczucie, ze naprawdę było moją tragiczną pomyłką postrzeganie tego człowieka jako składającego szczerą przysięgę. Miałam symtomy,ze mąż jest skrajnie egoistyczny ale podobnie jak Nino, byłam skrajnie zakochana i od poczatku przypisywałam sobie winę prowokatorki jego aroganckich zachowań.... A moje odwieszenie wcale nie pomaga- musze sama przed sobą bronić węzła. Straszne dylematy...A może kieruje mną pycha- ze nie chcę się czuć jak idiotka i dlatego chciałabym chyba pierwszy i ostatni raz w zyciu udowodnic mu, że miałam rację? Pomóżcie
tata999
Posty: 1172
Rejestracja: 29 wrz 2018, 13:43
Jestem: po rozwodzie
Płeć: Mężczyzna

Re: Jak się zachowywać w kryzysie

Post autor: tata999 »

MaryM pisze: 09 cze 2020, 20:08 Postanowiłam już nigdy do niego nie zadzwonić. pozostanę w formule służbowych sms. Czy to dobra droga? Nie chce być narażona na takie sytuacje.
Jeśli nie chcesz być narażona, to porzucenie rozmów telefonicznych wydaje się skutecznym sposobem. Mi pomogło.
MaryM pisze: 09 cze 2020, 20:08 Kompletnie nie wiem jak go kochać, takiego obcego. On nie jest w amoku. Działa metodycznie, wszystko zaplanował a ja jestem pionkiem wobec którego okazuje łaske w zalezności od uznania. Nie zarządał jeszcze sprzedazy mieszkania bo jest mu na rękę, że zajmuje się logistyka dzieci. Wiem, że to nąstapi za rok, może dwa jak wykonam swoją robotę i dzieci jeszcze bardziej się usamodzielnią. Nie jestem więc w stanie niczego usprawiedliwiać amokiem. Rozumiem narcystyczny rys jego charakteru. Jestem w jego oczach dawnym inkubatorem, sprzątaczką, opiekunką i współkredytobiorcą. Nie mam praktycznie żadnych momentów ciepła, do których mogabym wracać, bo mąz całe życie głodził mnie emocjonalnie, alienował się. Rozwodu on nie potrzebuje póki co, bo uwaza, że to niepotrzebne koszty teraz, oddzielił się finansowo już dawno, w swojej pysze uważa, że małżeństwo wygasło w chwili, gdy zdjął obrączkę. Rzadko odwiedza dzieci, wgapia się wtedy w ryczący tv. Mocno dojrzewa we mnie myśl o zamknięciu tego wszystkiego i o postępowaniu przed sądem biskupim o stwierdzenie nieważności małżeństwa. Mam wrażenie, że sporo z Was ma piękne wspomnienia, do których może wracać, uświadamiając sobie, że był piękny czas, że jest może do czego wracać.
U mnie z początku, w pierwszym roku po rozstaniu, nie przychodziły żadne piękne wspomnienia. Po dłuższym czasie jakieś potrafię wydobyć. Zauważyłem to na przykład, gdy wpadło mi dawne zdjęcie, które przypomniało piękną chwilę. Czuję, że umiem odseparować to, że świetnie się w tamtej chwili czułem od tego, że druga osoba może wcale nie lub posłużyło jej to do czegoś złego. Takimi przykładami są poczęcie dziecka, spływ kajakowy wspólnie ze znajomymi itd. Nie powodują one u mnie w żaden sposób refleksji jakoby miałbym do czego wracać w rozumieniu oczekiwania, że cokolwiek jeszcze mógłbym w pojedynkę zrobić, żeby wytworzyć nowe piękne chwile razem w przyszłości. Nie wykluczam jednak, że jakieś piękne wspólne chwile mogą się zdarzyć. Tak, jak zdarzają się w kontaktach z innymi osobami, w relacjach, które nie są małżeńskie.

W teorię amoku ja nie wierzę. Też dostrzegam metodyczne działania zdradzających.

Myślę, że to logiczne, że nie da się prowadzić lub tworzyć związku z pojedynkę. Tym tropem zdjęcie obrączki, jako ceremonialne okazanie decyzji o niechęci do utrzymywania związku, jest punktem kuliminacyjnym, którego sprawa rozwodowa nie zmieniłaby, a jedynie przypieczętowała.

Bardzo to przykre, czego doświadczacie, dlatego współczuję Tobie i dzieciom.
MaryM pisze: 09 cze 2020, 20:08 Ja właściwei nigdy nie odczułam miłości męża- ja kochałam za dwoje, robiąc dobrą minę... Kochani ja po prostu wiem, że mąż nigdy mnie nie kochał, a w małżeństwo zabnał bo nikogo bardziej "korzystnego" wtedy nie spotkał. Było mu wygodnie i tyle. Potem zdrada o której się dowiedziałam i byc może krótkie akcje, o których nie miałam szansy się dowiedzieć. Chroniczny brak intymności z zarzutem,że to moja wina nie jestem całkowicie otwarta na wszelkie nowości. Czuję się idiotycznie, jak własnie w jakimś amoku, że chciałam ratowania tego małżeństwa. które od początku było jakby jednostronne. Nawet gdyby mąz wrócił, nie wiedziałabym co z tym fantem zrobić. Jest to człowiek całkowicie niegodny zaufania. Nie wyobrażam sobie intymności z nim bez mojego zażenowania- do tego mnie doprowadził. Czy w tej sytuacji ktoś z Was walczyłby o to małżeństwo? mam poczucie, ze naprawdę było moją tragiczną pomyłką postrzeganie tego człowieka jako składającego szczerą przysięgę. Miałam symtomy,ze mąż jest skrajnie egoistyczny ale podobnie jak Nino, byłam skrajnie zakochana i od poczatku przypisywałam sobie winę prowokatorki jego aroganckich zachowań.... A moje odwieszenie wcale nie pomaga- musze sama przed sobą bronić węzła. Straszne dylematy...A może kieruje mną pycha- ze nie chcę się czuć jak idiotka i dlatego chciałabym chyba pierwszy i ostatni raz w zyciu udowodnic mu, że miałam rację? Pomóżcie
Tego, czy nigdy Cię nie kochał nie sposób stwierdzić moim zdaniem. W to, że "w małżeństwo zabrnął bo nikogo bardziej "korzystnego" wtedy nie spotkał" wierzę. Nie brnie się w małżeństwo na ślepo. Wybiera się osobę i wybiera się małżeństwo. Ślubuje się jednej osobie, a inne odrzuca, jeśli są. W tym sensie logiczne jest, że nie ślubuje się danej osobie, jeśli inna jest bardziej "korzystna". Może można to opisać bardziej romantycznie. Niemniej jednak sam mechanizm wydaje mi się być powszechny i nie sprzeczny z zasadami m.in. wiary.
Nino
Posty: 611
Rejestracja: 14 gru 2019, 18:26
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Jak się zachowywać w kryzysie

Post autor: Nino »

Mary, od kilku dni tocza sie w moim wnetrzu boje. Rozwazam oddanie sprawy pod sad biskupi. Moze to taka kolej rzeczy, ze przychodzi i ten moment: ze nasze mysli biegna w tym kierunku... pamietam, jak Ruta opisywala podobne kryzysy u siebie.
W niedziele rozmawialam z zakonnikiem na ten temat. W styczniu tez rozmawialam, ale z innym. Jestem zaskoczona, poniewaz bardzo spokojnie i rzeczowo obaj podeszli do tematu. Nie wykluczaja takiej opcji, nie potepiaja jej. Zalecaja bardzo mocno omadlac te sprawe, rozmawiac z Bogiem o tym. Zakonnik w niedziele zauwazyl, ze nie jestem jeszcze odwieszona, wolna wewnetrznie: jak to ujal.
Chodzilo o emocje, ktore jeszcze we mnie graja, zwlaszcza w kwestii dzieci. Bylam swiadkiem, jak plakaly w swoich ramionach z powodu ojca. Maz z uporem nie do przelamania nawet przez NP (przynajmniej na razie), nie chce podjac kontaktu z synem i corka. Zapytany uwaza, ze maja do niego telefon. Jest cos gleboko odpychajacego w jego postawie a zarazem budzacego moje wspolczucie. Nie rozumiem dlaczego Bog dopuszcza tak ciezkie doswiadczenie na nasza rodzine. Upor mojego meza i jego odciecie sie oraz skrzetne tajenie zycia, osobistego jakie prowadzi: sa porazajace.
Mimo wszystko radze Ci patrzec na meza przez filtr milosiernej milosci Chrystusa.
I w ten sam sposob popatrz na siebie.
Odnosze wrazenie ze Twoja pewnosc oceny postawy meza, choc trafna: moze powinna byc pohamowana? Ja mam wrazenie, ze gdy uzmyslawiam sobie trzezwy osad meza, tym samym skazuje sie na poczucie beznadziei, nie zawierzam tak, jakbym chciala umiec zawierzyc.
Rowniez siebie postrzegam wowczas w niekorzystnym swietle.
Jednak nie da sie ukryc, ze mysl, iz mozna nadac kres temu horrorowi w postaci sprawdzenia waznosci malzenstwa: uspokaja mnie. Sprawia, ze ta chora do glebi sytuacja, w ktora jestesmy wkreceni, nie jest bez wyjscia.
Stan zawieszenia, ktory trwa jest koszmarny, pomimo tego ze zarowno ja, jak i dorosle dzieci staramy sie zyc normalnie i zachowac radosc zycia.
Badam swoje sumienie jeszcze w ten sposob, ze zadaje sobie pytania: czy zrobilam wszystko, co uwazam, ze moglam zrobic?
Kiedy czuje, ze wspolpracuje z laska, a kiedy ja bojkotuje? U mnie wciaz szwankuje stanie twardo na strazy granic. Uwazam, podobnie jak Tata, ze lepiej zaniechac telefonow, ktore potem nas rania.
Nie wspolpracuje z laska, kiedy prowokuje kontakt, ale tez kiedy podtrzymuje negatywny obraz meza, ograbiam go z dobrego imienia. Mam wrazenie, ze przeszkadam wtedy Panu Bogu w pracy nad sercem mojego meza.
Ale tez zadaje mu pytanie: Boze, czy Ty poblogoslawiles nasze malzenstwo. Czy zostal zawiazany wezel? Mnostwo pytan, na ktore trzeba sobie szczerze odpowiedziec i prosic Boga, by dal swiatlo.....
Ukasz

Re: Jak się zachowywać w kryzysie

Post autor: Ukasz »

MaryM pisze: 09 cze 2020, 20:08 Mocno dojrzewa we mnie myśl o zamknięciu tego wszystkiego i o postępowaniu przed sądem biskupim o stwierdzenie nieważności małżeństwa.
Przeczytałem teraz jeszcze raz wszystkie Twoje wpisy w tym wątku i nie znalazłem nic, co by było w Twojej pamięci śladem obustronnej więzi. Dla mnie to rzeczywiście rodzi pytanie, czy jesteście małżonkami - ale ja ani Was nie znam, ani na tym się nie znam. Zwracam tylko uwagę, że to wszystko jest chyba jednak bardzo świeże. Twój pierwszy wpis był ze stycznia tego roku. Nadal przeżywasz bardzo silne emocje, choć coraz lepiej nad nimi panujesz. Decyzja, o której piszesz, ma bardzo poważne skutki. Może to dobry kierunek, może nie, ale w obu przypadkach raczej lepiej jeszcze trochę poczekać. Pośpiech i wybory dokonywane w emocjach nie przyniosą nic dobrego.
Nino
Posty: 611
Rejestracja: 14 gru 2019, 18:26
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Jak się zachowywać w kryzysie

Post autor: Nino »

Po co chce sprawdzenia niewaznosci? To pytanie sobie postaw i jak najszczerzej odpowiedz. Piszesz o pysze.... A moze to nie pycha, a desperacja?
Uswiadamiam sobie, ze mnie pcha do tego m.in. przedluzajacy sie stan zawieszenia i cicha nadzieja, ze wszczecie procesu sila rzeczy zmusiloby meza do konfrontacji z naszym kryzysem. I tez: ze wreszcie ktos spojrzalby na to z boku. Czy to nie myslenie zyczeniowe?
Czy to dobre motywacje?
Awatar użytkownika
Nirwanna
Posty: 13319
Rejestracja: 11 gru 2016, 22:54
Jestem: po rozwodzie
Płeć: Kobieta

Re: Jak się zachowywać w kryzysie

Post autor: Nirwanna »

Nino, MaryM, podrzucę Wam nagranie kazania ks.Pawlukiewicza: https://www.youtube.com/watch?v=jF56nZzUiAE ; jest tam m.in.o tym, po co Bóg "nie wysłuchuje" naszych modlitw. Polecam wstęp o Paulince i wszystko, co z tego wątku wynika ;-)

Inaczej mówiąc - tak jak pisze Ukasz - decyzja wystąpienia w z pozwem do sądu biskupiego jest może dobra, może nie, i ona zależy m.in.od motywacji występowania z pozwem.
Nino pisze: 09 cze 2020, 23:58 wszczecie procesu sila rzeczy zmusiloby meza do konfrontacji z naszym kryzysem. I tez: ze wreszcie ktos spojrzalby na to z boku. Czy to nie myslenie zyczeniowe?
Jest. I pycha też. Wymyślę i zrobię coś takiego, co ruszy męża i skonfrontuje z kryzysem. Mam tę moc. Wciąż się łudzę, że mam wpływ na drugiego człowieka. Lub sprowokuję innych, aby mieli.
Tymczasem nasze doświadczenie wspólnotowe pokazuje, że pochopnie podjęte tak radykalne decyzje potrafią tak rozjechać człowieka i innych dookoła, że długo trzeba go ściereczką z podłoża zbierać.
Dotyczy to takich decyzji, jak wyprowadzka ze wspólnego domu "bo odpoczniemy od siebie i może on/ona zatęskni za mną", wystąpienia o rozwód "bo może coś ją/jego wreszcie ruszy", zgody na rozwód "bo łatwiej nam będzie wrócić", wreszcie stwierdzenia nieważności małżeństwa "bo wreszcie będę mieć spokój". Wszystko, co następuje po "bo" - to mity i legendy Egiptu.
Dlatego Pan Bóg nie daje od razu tego, o co proszę na modlitwie - czeka na oczyszczenie intencji i daje ku temu wiele łask. Byle się chciało z tą łaską współpracować.

Nino, jeśli teraz wystąpisz z pozwem o stwierdzenie nieważności małżeństwa, wystąpisz przeciwko samej sobie, bo wciąż się czujesz emocjonalnie związana z mężem. Inaczej mówiąc skrzywdzisz samą siebie, zaprzeczysz samej sobie.
Składając pozew do sądu biskupiego twierdzisz, że masz głębokie przekonanie że to małżeństwo jest nieważne i będziesz to udowadniać. To po Twojej stronie będzie leżało zgromadzenie dowodów i wskazanie świadków. Będąc wciąż emocjonalnie uwieszoną będziesz przez wiele miesięcy (lat?) zaprzeczać swoim emocjom, a takie coś dobrze się nie kończy.
To o tym mówił ów zakonnik - że nie jesteś jeszcze wolna wewnętrznie.
Tylko taka postawa - wolności wewnętrznej - daje możliwość przyjęcia prawdy, jakakolwiek by nie była.
Bo o to chodzi w procesie stwierdzenia nieważności małżeństwa - o prawdę.
Nie żyje się, nie kocha się, nie umiera się - na próbę
Jan Paweł II
Ewuryca

Re: Jak się zachowywać w kryzysie

Post autor: Ewuryca »

Post Nirwany pięknie podsumował a ja dodam tylko, że sama jestem w trakcie procesu i faktycznie mówimy tu o latach (mija u mnie niedługo rok i myśle że jesteśmy dopiero w połowie drogi), po drugie przesłuchania są naprawdę bardzo długie i wyczerpują wiele pytan i tematów. I zdecydowanie celem nie jest poruszenie męża. Mój mąż od kiedy złożyłam pozew zapisał mnie na listę wrogów numer jeden, tak że w pewnym momencie zaczęłam się go bać, ale im dłużej proces trwa tym bardziej jestem przekonana, że moje małżeństwo nie było ważnie zawarte i nie daje to ulgi, raczej sprawia ból. Jest to taki ból bardziej przykrości, że i tutaj zawiedliśmy Boga. Wiec warto wziąć sobie słowa Nirwany do serca.
Nino
Posty: 611
Rejestracja: 14 gru 2019, 18:26
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Jak się zachowywać w kryzysie

Post autor: Nino »

Mam wrazenie, ze moj maz przystalby, moze i nawet skwapliwie, aby ten proces zostal przeprowadzony. Maz pragnie rozwodu. Jest bardzo pochloniety praca i prawdopodobmie byloby mu na reke, gdybym zaczela to ogarniac, a on moglby tylko przyklepac. Z tego co sie dowiedzialam, funkcjonuje jakas uproszczona procedura, gdzie przy zgodnosci malzonkow w tej sprawie, proces obywa sie bez swiadkow.
Moja motywacje nazwalas pycha. Dziekuje za to spostrzezenie. Zastanowie sie nad tym.
Wynikaloby z tego, ze wciaz poleganie na sobie bierze gore nad zaufaniem i zawierzeniem Panu Bogu. Pytanie, co jeszcze maz moze zrobic, by jeszcze mocniej i dobitniej zakomunikowac mi, jak bardzo nie chce miec ze mna do czynienia? Jak dlugo, modlac sie, mam zaprzeczac temu?
I jego postawa wobec dzieci...
Maz uwaza, ze mam budowac sobie nowe zycie, moge robic co chce. Nie interesuje go to. co zrobie z wlasnym zyciem. Oczekuje, ze dam mu spokoj. Jestesmy dla niego w worku z napisem przeszlosc, ktory zostawil na smietniku.
Widzialam sie z nim. Wyglada dobrze, ale czy jest szczesliwy? Robi wrazenie osoby - jak zwykle - przepracowanej. Praca jest dla niego jak narkoryk. Nauczyl sie racjonaluzowac swoje uzaleznienie i nie dopuszcza mysli, ze ma problem w tej sferze
Kiedys myslalam ze pracoholizm odciagnal go od nas. Obecnie widze to inaczej: ze pracoholizm oraz zdrady byly i sa ucieczka od nas, poniewaz nie chcial/nie potrafil zbudowav z nami wiezi a i ja swoimi zachowaniami nie ulatwialam.
tata999
Posty: 1172
Rejestracja: 29 wrz 2018, 13:43
Jestem: po rozwodzie
Płeć: Mężczyzna

Re: Jak się zachowywać w kryzysie

Post autor: tata999 »

Nino pisze: 09 cze 2020, 23:17 Jednak nie da sie ukryc, ze mysl, iz mozna nadac kres temu horrorowi w postaci sprawdzenia waznosci malzenstwa: uspokaja mnie. Sprawia, ze ta chora do glebi sytuacja, w ktora jestesmy wkreceni, nie jest bez wyjscia.
Stan zawieszenia, ktory trwa jest koszmarny, pomimo tego ze zarowno ja, jak i dorosle dzieci staramy sie zyc normalnie i zachowac radosc zycia.
Moim zdaniem "można nadać kres temu horrorowi" niezależnie od sprawdzenia ważności małżeństwa. Myślę, że do tego potrzebna jest moc, siła w samej sobie, czas, cierpliwość, pokora i zdrowie.
ODPOWIEDZ