MaryM pisze: ↑21 sty 2020, 17:39
Nirwanna pisze: ↑20 sty 2020, 22:10
MaryM, myślę, że podobnie jak JolantaElżbieta, "małżeństwo jednoosobowe" w skrajnych przypadkach nie jest czymś złym. Często chroni zdrowie, życie
Chyba tak, zwłaszcza, że widzę już upiorny wpływ tego emocjonalnego zawieszenia na synów, zwlaszcza młodszego. Odreagowuje, zaczął niedawno odpowiadać mi tak jak, jego tato, ignorować, nie podnosić wzroku do rozmowy. To jeszcze dziecko ale przetrawia to mocno, pomimo moich rozmów i wsparcia. Stad teraz czekam już wręcz na wyprowadzkę aby zacząć z dziećmi życ normalnie, swoim rytmem, bez przemykania przed duży pokój gdzie huczy telewizor ze sportem cały wieczor do pozna a wampir dosłownie wysysa z nas radość swoim posępnym jestestwem.Porzucił mnie i jest na mnie obrażony. Na początku stycznia miałam urodziny i nie złożył mi życzeń, nawet w sms. Jakby uważał, ze szacunkiem do mnie a) da mi nadzieję (mało prawdopodobne) b) zrani kowslską (bardzo prawdopodobne) wiec traktuje mnie bezpłciowo jak personel. Czy rozstanie nie może przebiegać z szacunkiem? Dlaczego mąż mnie karze za swoją decyzję?
Doskonale znam to o czym piszesz, ze swojego małżeństwa. Mój mąż mnie porzucił, wyprowadził się - i nadal był na mnie obrażony. Miałam wtedy cichą nadzieję, że po jego wyprowadzce stanie się chociaż neutralny. Ale się nie stał. Wręcz przeciwnie. Był nadal obrażony. Kompletnie tego nie rozumiałam i prawdę mówiąc nadal nie rozumiem. Bo skoro osiągnął to co chciał, to czemu sobie nie może być po prostu szczęśliwy i mi odpuścić? Robiłam różne głupstwa po wyprowadzce męża, byłam milutka, spolegliwa i kochająca. Przypominałam, że jest nadal kochany i może do nas wrócić, jeśli zmieni zdanie. Nie żałuję, bo byłam w tym szczera. Tylko, że niepotrzebnie dawałam się bardziej ranić. Mąż wykorzystał moją postawę do różnych nadużyć wobec mnie, głównie związanych z finansami. Teraz jestem trochę mądrzejsza i lepiej umiem wytyczać granice. I coraz lepiej rozpoznaję, gdzie one w ogole biegną.
Myślę, że w sytuacji gdy są dzieci i wspólne zobowiązania trzeba bardzo uważać. Bo zwykle plan odchodzącego nie kończy się na odejściu, bo następny etap to często uwolnienie się od jak największej liczby zobowiązań, także finansowych.
Nie twierdzę, że twój mąż ma taki plan. Ale oczy warto mieć otwarte, aby reagować w porę.
Myślę, że nie stawianie granic i zgoda na bycie wykorzystywaną zwiększała tylko negatywne uczucia męża wobec mnie. Chyba to działa tak, że jeśli kogoś oszukujesz, wykorzystujesz, to żeby poradzić sobie ze swoimi złymi postępkami, obwiniasz za nie tą osobę, która źle traktujesz. Chyba każdy zdradzający, w nalogu, porzucajacy, czy przywiązany do mamusi - jest pewien, że wszystko co robi, robi z winy żony. Żonę tez źle traktuje bo z ja coś nie tak, jakby była dobra żoną, o to on by dopiero ja kochał i szanował i na rękach nosil. I jeszcze że jak już tą złą żonę porzuci, to wszystko mu się poskłada i będzie jak w raju. Pozostaje życzyć im wszystkim powodzenia.
Mimo całej mojej tęsknoty i nadziei (a czasem jeszcze trudniejszego braku nadziei) na odbudowę mojego małżeństwa, nawrócenie męża, na pewno mogę powiedzieć jedno - bez męża w takim okropnym stanie jak jest od dość dawna żyje mi się lepiej. Tęsknię, bywam samotna, płaczę. Martwię się jak sobie będę dalej radzić, smucę się, że troski i radości związane z dzieckiem będą moje i nie będę miała ich z kim dzielić. Ale zdrowieję, bywam radosna i się śmieję. A w domu w końcu nie ma tej paskudnej wampirycznej atmosfery o której piszesz.
Modlitwa jest w tym wszystkim bardzo pomocna. Nowenna Pompejańska jest wciąż dla mnie niezrozumiałym i niepojętym cudem. Ale jest też wiele innych - w zależności od emocji, tego co się dzieje, co jest we mnie. Zawsze koniec końców w modlitwie, mszy świętej, adoracji odnajduję równowagę i spokój. Choć bywa burzliwie. Nie unikam też kłótni z Bogiem, gdy narasta we mnie żal, ból, smutek. Czasem do Boga krzyczę. Kiedyś po długiej przerwie w relacji z Bogiem w dawnych dawnych czasach jeszcze przed moim mężem zaczęłam od nakrzyczenia na Boga, ultimatum i niezbyt przyjaznych oskarżeń. A Bóg mnie przyjął. Myślę że szczerość w relacji z Bogiem jest ważna.
Gdy jest mi trudno się modlić, bo jestem zła rozżalona, smutna, zbyt rozedrgana - czytam psalmy. One są właśnie o tym. Pamiętam, że kiedyś niektóre z nich mnie szokowały, wychowana w bojaźni Bożej, nie mogłam uwierzyć, że można tak zwracać się do Boga - i to w Biblii
Boję się tylko momentów, gdy przestaję czuć się w relacji z Bogiem. Wtedy mówię sobie "wróć, coś robisz nie tak, zamykasz się, błądzisz". I szukam drogi do odzyskania relacji. A Bóg zawsze jest. Czeka. Cierpliwie. Dostępny, kochający - dla każdej i każdego z nas.