Czy warto mieć nadzieję? czy to koniec.

Refleksje, dzielenie się swoimi przeżyciami...

Moderator: Moderatorzy

Caliope
Posty: 3013
Rejestracja: 04 sty 2020, 12:09
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Czy warto mieć nadzieję? czy to koniec.

Post autor: Caliope »

helenast pisze: 09 sie 2022, 4:56
ozeasz pisze: 08 sie 2022, 22:59
Bławatek pisze: 08 sie 2022, 21:34 Caliope tylko osoby mające do czynienia z "trudnym, zatwardziałym" małżonkiem mogą siebie zrozumieć. Może helenast miała/ma szczęście mieć lepszy materiał za męża. Nasi panowie raczej mało plastyczni, chętni do zmian. No cóż, może pozostanie nam wymienić ich na lepszy model i wieść szczęśliwe życie małżeńskie z kimś lepszym - to oczywiście żart
Bławatku i Caliope a gdyby tak przestać się koncentrować na tych "trudnych, zatwardziałych, mało plastycznych i chętnych do zmian mężach" a zająć się sobą, naprawą siebie, byciem szczęśliwym na co dzień, uśmiechniętym, zadowolonym, pełnym życia i pasji?

Bo mam wrażenie że o to chodzi Helenast, przestać narzekać jak ten przysłowiowy smerf maruda mantrując w kółko słowa: i tak się nie uda (kiedyś usłyszałem taką anegdotkę: jak się czegoś nie da zrobić, to puść tam kogoś kto o tym nie wie, wiele sytuacji zdarzyło się w moim życiu gdy to dziwne motto można by przyłożyć i działo się), a słowa mają moc, kodujemy to w mózgu który jest neuroplastyczny, tyle razy powtarzając "wgrywamy" sobie taką rzeczywistość, a to nie jest prawda.

Prawdą jest Dobra Nowina, Dobra Nowina przyjęta do mojego nie współmałżonka serca, Dobra Nowina która przyciąga swoją życiodajnością, Dobra Nowina która jest źródłem nieustannej radości i wdzięczności.
Tak niech świeci wasze światło przed ludźmi, aby widzieli wasze dobre uczynki i chwalili Ojca waszego, który jest w niebie. Mt 5,16
Wiesz ozeasz , myślę, że nie przestaną narzekać ... w ich charakterze jest być ofiarą i za wszelką cenę utrzymać tą pozycję ... mechanizm jest książkowy - odrzucić wszystko co mogłoby zmienić daną sytuację i skupić się na ataku osoby , która je zdemaskowała - ataku typu : nie przeszłaś tego co my - nie miała takiego zatwardziałego męża - nie ma wątku na forum , więc nie miała kryzysu , siłą się nic nie zrobi itd itd itd ... jak najbardziej umniejszyć czyjeś wieloletnie i trudne doświadczenie , podważyć i umniejszyć próbę formy działania , sposób , metody , propozycje oraz utwierdzać siebie i wszystkich,że się nie uda , że się już nie da etc... no cóż - taką wybrały drogę ich wola ...

Szkoda ,że w tych wszystkich pesymistycznych wpisach , wypowiedziach i stwierdzeniach brakuje wiary i nadziei , które daje nam BÓG ... wiary,że mogą się stać nawet cuda i że Bóg wesprze i pomoże we wszystkich działaniach - wystarczy tylko wiara- cierpliwość - czas , ufność, praca i wytrwałość ... no i podstawa - chęci ...
Czytałaś może mój wątek? albo moje wpisy w wielu innych wątkach? Nikt nigdy nie będzie ofiarą na własne życzenie przeżywając znecanie psychiczne i fizyczne w dzieciństwie, będąc też bitym przez byłego partnera. Wyjście ze szponów nałogu to jest moja duma i abstynencja od 14 lat to jest moje i nie jestem ofiarą, takie zdanie o mnie wzbudza u mnie agresję. Terapia u mnie jest dlugofalowa wieloletnia.Kryzys dał mi dojście do kolejnych zmian by się rozwinąć. Mam na tyle siły by nie tkwić w bagnie, ale też na tyle pokory by sobie powtarzać modlitwę o pogodzie ducha i wiedzieć, że czasem czegoś nie da sie zmienić i nic sie nie da zrobić. Jestem w mieszkaniu dla syna, tak jak w hierarchii Bóg, ja, mąż oddany Bogu i syn któremu jestem potrzebna. Tak wygląda moje życie, jeszcze po drodze walczylam z depresją po porodzie, dałam radę. Cale życie mam pod górkę, wiele razy miałam chęć targnąć się na nie, ale żyję i mam zamiar kontynuować drogę, nawet sama i to z sukcesem.
Caliope
Posty: 3013
Rejestracja: 04 sty 2020, 12:09
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Czy warto mieć nadzieję? czy to koniec.

Post autor: Caliope »

Odkąd usłyszałam, że mąż już mnie nie kocha, moje małżeństwo emocjonalnie nie istnieje. Teraz pracuję i nie będę już ratowała tego trupa, szczególnie w pojedynkę kiedy jest to niemożliwe. W tym roku w lato byliśmy we troje jeden raz. Już nie zamierzam tego kontynuować, nie chce być niańką i przyczepką, bo nie jestem mężowi do niczego potrzebna. Jestem od zarabiania pieniędzy i sprzątania, nie zasłużyłam by mnie chciał czy kochał. Choć żyłam jak mi podpowiadała jego matka, bardzo po katolicku i ubozkawiajac go, że jest najważniejszy. Gdzie teraz jestem? W pracy, o niej myślę, do niej idę z chęcią, nie muszę myśleć jak jestem odrzucona. Teraz to matka męża nawet nie zadzwoni, już mnie nie akceptuje, może lepiej dla mnie. Jestem sama, przyzwyczaiłam się do tego i ne mam potrzeb, nie będę nigdy przejmowała inicjatywy w niczym, bo nie ma sensu, to jest skończone. Za mężem chodzić nie zamierzam, 7 lat to robiłam, uslugiwalam, na wszystko się zgadzałam, ale już starczy. Mąż nie wykazuje chęci naprawy, ostatnio syn pytał czy jeśli gdzieś indziej by mieszkali razem, to czy ze mną, to nie wie. Jak ja mam to ogarniać, wszystko się sypie jeszcze bardziej, a podobno otoczenie widzi dobre zmiany. No nie u mnie, ja widze dalszą destrukcję, teraz to już nie ma mowy o koleżeństwie nawet, bo mnie nie ma w domu codziennie 10-11 godzin i nie ma o czym rozmawiać. Widzę kompletny upadek i koniec. Wiedziałam, że tak będzie, a szacunku nadal nie mam takiego jaki powinnam mieć.
Firekeeper
Posty: 803
Rejestracja: 24 maja 2021, 19:46
Płeć: Kobieta

Re: Czy warto mieć nadzieję? czy to koniec.

Post autor: Firekeeper »

Caliope dlaczego tak dokopujesz sama sobie? :
nie chce być niańką i przyczepką, bo nie jestem mężowi do niczego potrzebna.
Jestem od zarabiania pieniędzy i sprzątania, nie zasłużyłam by mnie chciał czy kochał.
nie muszę myśleć jak jestem odrzucona
Jestem sama
ne mam potrzeb
wszystko się sypie
ja widze dalszą destrukcję
Widzę kompletny upadek i koniec
szacunku nadal nie mam
Na prawdę tak o sobie myślisz?

Wiesz co nie tak dawno chyba w kwietniu napisałam podobnie i myślałam podobnie. Jest beznadziejnie i nic się już nie zmieni. Ja jestem beznadziejna. I w ogóle wszystko w czarnych barwach. Frustracja aż się ze mnie wylewała. A wystarczyło tak niewiele żeby było dobrze.

Najpierw zdałam sobie sprawę z tego, że sama siebie postrzegam tak tragicznie, czuję się źle, dołuję się. Obraz mojej osoby jaki zobaczyłam to stara sfrustrowana baba, która nie może pogodzić się z życiem jakie jest.

Podjęłam decyzję akceptuję to jak jest. To, że mąż nie jest idealny, to że przeszłość to już przeszłość i nic z nią nie zrobię. Zapominam o wszystkim. To, że dzieci są jakie są i to, że na ten czas będę tą kurą domową tylko zmieniłam nazwę Firekeeper jakoś brzmi dostojniej 😉

Przestałam projektować przyszłość. Nic nie planuje. Nie marzę, nie rozmyślać o tym jak było by fajnie gdyby było. Spada teraz coś na mnie biorę to na klatę, przestałam się buntować i wściekać.

Z każdym dniem widzę pozytywne zmiany. W ogóle sukcesem w reakcji mojej z mężem jest to, że od maja ani razu na siebie nie krzyknęliśmy, gdzie pretensje i żale były na porządku dziennym. Nie seks, nie wspólnie spędzany czas, tylko spokój.

Zaczęłam cieszyć się życiem, w końcu nie czuję się służącą choć usługuję mojemu mężowi jak nigdy. Nie sądziłam, że zrobienie mu rano kawy może tak pozytywnie wpłynąć na resztę dnia. Przestało mnie drażnić bardzo dużo jego zachowań, które mnie aż skręcały. Zaczęłam inaczej do wszystkiego podchodzić. Nie na zasadzie jest źle i koniec ale jest źle teraz ale może być lepiej później.

Pracuje silnie nad naszą komunikacją. Żeby była otwarta i szczera, pozbawiona pretensji i manipulacji. Staram się więcej go słuchać i nie wywierać na nim presji i nie wylewać swoich emocji. Mówię o tym, co mnie martwi, czego się obawiam. Nie szukam wymówek.

Jedno co mnie zdziwiło to to, że miałam bardzo duży problem w ogóle z powiedzeniem mojemu mężowi dziękuję, proszę, super to zrobiłeś, jestem wdzięczna za pomoc. Miłego dnia, smacznego. Przepraszam to już w ogóle u mnie w słowniku przestało istnieć.

Oczekiwałam od niego, że zacznie mnie traktować jak żonę, a ja sama tak na prawdę oprócz czekania nie robiłam nic. Daleka byłam od traktowania go jak męża.
nałóg
Posty: 3357
Rejestracja: 30 sty 2017, 10:30
Jestem: szczęśliwym mężem
Płeć: Mężczyzna

Re: Czy warto mieć nadzieję? czy to koniec.

Post autor: nałóg »

No tak....WDZIĘCZNOŚĆ I AKCEPTACJA. PD
nałóg
Posty: 3357
Rejestracja: 30 sty 2017, 10:30
Jestem: szczęśliwym mężem
Płeć: Mężczyzna

Re: Czy warto mieć nadzieję? czy to koniec.

Post autor: nałóg »

albo odwrotnie: AKCEPTACJA I WDZIĘCZNOŚĆ. :D :lol:
Ruta
Posty: 3297
Rejestracja: 19 lis 2019, 12:00
Jestem: w separacji
Płeć: Kobieta

Re: Czy warto mieć nadzieję? czy to koniec.

Post autor: Ruta »

Caliope,
wykonałaś w ostatnich latach mnóstwo wspaniałych rzeczy. Wiem, że siłę czerpałaś do tego wszystkiego od Boga, ale też z tych pięknych rzeczy które są w tobie. A okoliczności były często niesprzyjające. Zatrzymaj się przy tym, by siebie docenić. Jest za co. Także za zdolność do czerpania od Boga, wiele osób nie korzysta z tego, co otrzymują.

Przede wszystkim twój syn - gdy na niego spojrzysz, zobaczysz swój sukces, już wcale nie tak małego człowieka, który jest, o którego walczyłaś, którym się opiekowałaś, którego kochałaś i kochasz. Bardzo dużo twojej pracy i miłości, ofiarności, zdolności do poświęcenia. Ale też radości i czułości.

Czas jaki twój mąż zaczął spędzać z synem - czego wasz syn bardzo potrzebuje. Był czas, gdy wydawało się to niemożliwe.

Powrót do pracy. Droga do tego powrotu była trudna i wyboista. A jednak dokonałaś tego, wróciłaś.

Trwasz w wierności złożonej przysiędze, przy Panu Bogu - w świecie w którym jest to trudne i nierozumiane.

Jestem pewna, że gdy dobrze się przyjrzysz, dostrzeżesz jeszcze więcej rzeczy, które poszły dobrze, w których masz swój udział, w których w twoim życiu wypełnia się wola Boża.

Jest też wiele rzeczy, które są wciąż trudne. Ale skoro Bóg pomaga ci wychodzić z jednych rzeczy, to przecież i w tych pozostałych sprawach pomoże i w nich także przy tobie jest. Będzie dobrze.
Caliope
Posty: 3013
Rejestracja: 04 sty 2020, 12:09
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Czy warto mieć nadzieję? czy to koniec.

Post autor: Caliope »

Firekeeper, dajesz mi zawsze taką nadzieję na zmiany w innych ludziach pod moim minimalnym wpływem, choć to nikła szansa. Ja to wolę sobie dowalić, wziąć wszystko na siebie i siebie najlepiej ukarać jak tylko potrafię. Ja nawet nie potrafię mężowi powiedzieć, że mi się jego buty nie podobają, bo to są jego buty i ja je akceptuję. To samo jest z każdym człowiekiem, ja nie odrzucam ich, a akceptuję jakimi są, ale w drugą stronę to kiepsko działa. Zaczęłam nowy etap, bycia 100% sobą, bez pilnowania się, że coś zrobię nie po czyjejś myśli, czy jemu to się spodoba czy nie. Leżę kiedy chcę, bo jestem zmęczona, jem obiad to zwierzątkom też coś z niego daję. Takie małe rzeczy których bym do niedawna nie zrobiła by sobie nie zaszkodzić w oczach męża.
Caliope
Posty: 3013
Rejestracja: 04 sty 2020, 12:09
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Czy warto mieć nadzieję? czy to koniec.

Post autor: Caliope »

Ruto, dziękuję, mam cały czas wrażenie, że nie jestem dość dobra. Cały czas wymagam od siebie bardzo dużo i się wkurzam, że może jednak za mało. Bez Boga byłoby to niemożliwe, a daje radę, choć ogromnie właśnie mnie to denerwuje, że dlaczego nie ruszam jakbym chciała. To są te rzeczy których nie da rady zrobić i trzeba odpuścić. Dziękuję tobie i Firekeeper, że jesteście tu ze mną.
Caliope
Posty: 3013
Rejestracja: 04 sty 2020, 12:09
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Czy warto mieć nadzieję? czy to koniec.

Post autor: Caliope »

nałóg pisze: 12 sie 2022, 12:35 albo odwrotnie: AKCEPTACJA I WDZIĘCZNOŚĆ. :D :lol:
Nałogu, gdybym wszystko akceptowała nie byłoby zmian, z wdzięcznością też jestem trochę na bakier, bo jest to dla mnie trudne.
Monti
Posty: 1261
Rejestracja: 21 mar 2018, 18:14
Jestem: po rozwodzie
Płeć: Mężczyzna

Re: Czy warto mieć nadzieję? czy to koniec.

Post autor: Monti »

Caliope pisze: 12 sie 2022, 18:09
nałóg pisze: 12 sie 2022, 12:35 albo odwrotnie: AKCEPTACJA I WDZIĘCZNOŚĆ. :D :lol:
Nałogu, gdybym wszystko akceptowała nie byłoby zmian, z wdzięcznością też jestem trochę na bakier, bo jest to dla mnie trudne.
Akceptacja dotyczy tych sfer życia, których nie możemy zmienić. Dotyczy to też postaw innych osób, w tym współmałżonków, które są istotnym źródłem frustracji wieku osób.
"Szukaj pokoju, idź za nim" (Ps 34, 15)
nałóg
Posty: 3357
Rejestracja: 30 sty 2017, 10:30
Jestem: szczęśliwym mężem
Płeć: Mężczyzna

Re: Czy warto mieć nadzieję? czy to koniec.

Post autor: nałóg »

Monti, dzięki bo to oddaje istotę,a co do wdzięczności to zawsze można -jak się chce-znaleźć powód do wdzięczności.PD
Caliope
Posty: 3013
Rejestracja: 04 sty 2020, 12:09
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Czy warto mieć nadzieję? czy to koniec.

Post autor: Caliope »

Ja nie muszę akceptować czy być wdzięczna, ja mogę w wolności. Zawsze może coś mi nie podpasować, najbardziej jestem wdzięczna sobie, że daję radę, że nie uciekłam. Jestem wdzięczna, że mam pracę, pieniądze na jedzenie i mam gdzie mieszkać. Za resztę za bardzo wdzięczna nie jestem.
nałóg
Posty: 3357
Rejestracja: 30 sty 2017, 10:30
Jestem: szczęśliwym mężem
Płeć: Mężczyzna

Re: Czy warto mieć nadzieję? czy to koniec.

Post autor: nałóg »

Caliope, a co jest dla Ciebie ważne, najważniejsze?
Caliope
Posty: 3013
Rejestracja: 04 sty 2020, 12:09
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Czy warto mieć nadzieję? czy to koniec.

Post autor: Caliope »

nałóg pisze: 13 sie 2022, 13:54 Caliope, a co jest dla Ciebie ważne, najważniejsze?
Powiedziałabym, że bardziej kto niż co, ale napiszę. Tak naprawdę wszystko co robię, co mam jest ważne, np. zdrowie, ale nic nie jest najważniejsze. Nie mam już takich zapędów, że najważniejsza jest rodzina, praca. Wszystko ma jednakowy priorytet. Nie wiem teraz czy miłość jest dla mnie ważna, ta małżeńska, ona po 3 latach ulatuje coraz dalej i tak naprawdę przestaję w nią wierzyć.
Caliope
Posty: 3013
Rejestracja: 04 sty 2020, 12:09
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Czy warto mieć nadzieję? czy to koniec.

Post autor: Caliope »

Napiszę z mojej perspektywy. Nigdy już nie pozwolę by mąż mnie utrzymywał, nie będzie miał szacunku dla darmozjada, bo nie pracowałam zawodowo. Nigdy też nie będę już służbą, kucharką, praczką i niańką w jednym. Przez moją zgodę na to straciłam wszystko na czym mi zależało, a przede wszystkim siebie ,szacunek do siebie i od innych. Odzyskanie go jest prawie niemożliwe, a odzyskanie miłości męża jest poza zasięgiem. Nie trzeba zdradzać by wszystko stracić.
ODPOWIEDZ