Czy warto mieć nadzieję? czy to koniec.

Refleksje, dzielenie się swoimi przeżyciami...

Moderator: Moderatorzy

Caliope
Posty: 3013
Rejestracja: 04 sty 2020, 12:09
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Czy warto mieć nadzieję? czy to koniec.

Post autor: Caliope »

marylka pisze: 20 sie 2022, 17:38
Caliope pisze: 20 sie 2022, 15:54
Są rzeczy za nie dziękuję , ale to nic nie da, bo sama od niedawna czuję, że mi też się należy, nie tylko wszystkim wokół. A mi kto powie komplement, uśmiechnie się do mnie, czy przytuli? jestem zmęczona zadowalaniem innych, a mnie nikt nie widzi. Po co się starać tyle lat. Wolę robić swoje i mieć spokój niż chodzić sfrustrowana i myśleć dlaczego ja nie zasługuję lub iść i powiedzieć ",podziekuj mi, bo zasłużyłam" podobno ludzie są niedomyślni, ale ode mnie wymagają. Np. moja matka.
No właśnie o tym pisałam wczoraj
"Ja ja mnie o mnie dla mnie mi"
Przez wszystkie przypadki odmieniane "ja"

Mi zajęło 20 lat żeby zrozumieć że jak ja coś daję z siebie a spotykam mur - to nie szkodzi. Ważne że robię coś w przekonaniu że robię dobrze. Wystarczy


"miłość nie szuka swego"

Na pierwszy rzut oka to trudne na pierwszy rzut oka
Ale na swoim doświadczeniu mogę powiedzieć, że jak przestałam szukać swego ale tak naprawdę puściłam moje 'ja' - to stałam się wolnym człowiekiem. I w wolności kocham i doceniam męża.
Po dłuuuuuuugim czasie on zaczął dostrzegać że bez oczekiwań to czynię. I też zaczął
20 lat - trochę długo. Lepiej późno niż wcale
Dlatego to ci polecam
Ja dopiero od niedawna używam "ja", wcześniej było mąż lub my, nie ja. Ja na ostatnim miejscu, za meblami. Dopiero od niedawna jestem, dla mnie, dlatego się złoszczę. jestem zła na siebie, ze tak późno to odkryłam ponownie, bo przed urodzeniem dziecka byłam ja. Potem znikłam na wiele lat. W środku krzyczę, "zobacz jak się staram,zasługuję na wszystko" na zewnątrz nie oczekuję niczego, jest mi ogólnie obojętnie,działam z automatu, bo nic się zadzieje. Dziękuje z uśmiechem, wiedząc,że to i tak nie będzie nigdy ważne, o to chodzi żeby się z tym źle czuć?, chyba jednak nie.
Firekeeper
Posty: 807
Rejestracja: 24 maja 2021, 19:46
Płeć: Kobieta

Re: Czy warto mieć nadzieję? czy to koniec.

Post autor: Firekeeper »

Ja z początku też miałam obraz taki, że Caliope nie doceniasz męża i tu jest pies pogrzebany. Z czasem kiedy uświadomiłam sobie swoje problemy i zachowania tego szczerze mówiąc tak już nie widzę. Dlaczego? Dlatego, że mój mąż miał tak niskie poczucie wartości, nie miał swojego zdania, usługiwał mi i był dla mnie miły i to działało na mnie jak płachta na byka. Raz, że miałam do niego jeszcze mniej szacunku, dwa wykorzystywałam go jeszcze bardziej, trzy nie sprawiło to w żaden sposób, że miałam ochotę JA się zmienić. To ON miał się zmienić. Teraz widzę podobnie tą sytuację u Ciebie Caliope. To co na mnie wpłynęło to moment w którym mój mąż przejął stery. Bez pytania mnie o zdanie zrobił sobie tatuaż, zaczął ćwiczyć, zmienił pracę, zaczął organizować sobie czas wolny, jeździł gdzie chciał. Zaczął dbać o siebie. Był szczęśliwy i zadowolony na co dzień. Zaczął mieć swoje pasje. Zaczął mi się stawiać z początku szorstko typu ,,sama to zrób". Przestał reagować agresją na moje kłótnie, zaczął wychodzić. Nie reagował na moje straszenie rozwodem. Powiedział stanowczo, chcesz to sobie idź. Ja się nie wyprowadzę, nie dam Ci rozwodu. I dopiero jak ja zaczęłam zauważać, że mam bardzo duży problem sama ze sobą i się poddałam i zaczęłam pracować nad sobą jestem w stanie akceptować go takim jaki jest, wyrażać szczerze swoje zdanie bez presji i oczekiwań wzajemności.

To co mi się wydaje Tobie Caliope jest potrzebne to odbudować swoje poczucie własnej wartości i szacunku. Zadbać o swoją niezależność pierwszy krok jak zaczęcie pracy wykonałaś. Kolejny to ćwiczyć komunikację z mężem. Tak żeby nie było to tylko odpieranie ataków z jego strony i pretensji. I Caliope nie bój się mówić co czujesz i czego pragniesz. Ja uważam, że ukrywanie uczuć i pragnień przed małżonkiem w obawie przed wyśmianiem czy oburzeniem jest zamykaniem się na siebie wzajemnie. Ja też po 13 latach zdobyłam się na szczerość wobec męża. Bałam się i stresowałam, bo przecież to głupie jak przez tyle czasu mówiłam nie kocham Cię i chce rozwodu, a nagle mówię kocham Cię i chcę z Tobą być, ale uważam, że bez tego bym nie ruszyła. I pozwoliło mi to na spójność. I mój mąż miał jasny komunikat, że go kocham i chcę z nim być, a nie że go nie kocham ale oczekuję jego zmiany. I widzę, że dalej bolą Cię słowa męża ,,nie kocham Cię " Ja podjęłam decyzję przeszłość zostawiam za sobą. Koniec z rozmyślaniem co by było gdyby było i dochodzenia sprawiedliwości. W duchu wybaczyłam mężowi i ruszam dalej bez oglądania się. Czułam jakbym zrzuciła duży bagaż. Może Tobie też pomoże rozprawienie się z tym? Po za tym zadbaj o uśmiech na co dzień, radość. Mi było na prawdę tak dobrze, zobaczyć w końcu uśmiechniętego męża, który wraca z pracy i się cieszy sam do siebie. Zagaduje dzieci, wychodzi na kawę i wraca zadowolony. Czy ogląda wieczorem film w salonie. Większość czasu widziałam go ale nieobecnego, zamkniętego, przestraszonego, nieszczęśliwego. I nie bój się też wymagać od męża, kiedy czujesz się zmęczona albo nie dajesz rady.
Nowiutka

Re: Czy warto mieć nadzieję? czy to koniec.

Post autor: Nowiutka »

Caliope pisze: 20 sie 2022, 19:23 Dziękuje z uśmiechem, wiedząc,że to i tak nie będzie nigdy ważne, o to chodzi żeby się z tym źle czuć?, chyba jednak nie.
Czy dziękujesz szczerze?
Nawet nie chodzi mi o wdzięczność rozpierającą ciało
Wyszłam z domu w którym się nie doceniało więc i ja tego nie umiałam. Zaczęłam traktować "dziękuję" jak "dzień dobry" i "do widzenia". Jak się z kimś spotykamy to na odchodne lub potem smsem mówię "dziękuję za dzisiaj" (no bo przecież mogli się nie spotkać). Fajnie było więc dziękuję.
To nawet nie ma być ważne. Dziękujesz bo chcesz podziękować a nie bo oczekujesz że będzie to ważne i coś w zamian dostaniesz.

Choć rozumiem też zadbanie o siebie a nie stawianie na końcu listy.
Caliope
Posty: 3013
Rejestracja: 04 sty 2020, 12:09
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Czy warto mieć nadzieję? czy to koniec.

Post autor: Caliope »

Nowiutka pisze: 20 sie 2022, 21:03
Caliope pisze: 20 sie 2022, 19:23 Dziękuje z uśmiechem, wiedząc,że to i tak nie będzie nigdy ważne, o to chodzi żeby się z tym źle czuć?, chyba jednak nie.
Czy dziękujesz szczerze?
Nawet nie chodzi mi o wdzięczność rozpierającą ciało
Wyszłam z domu w którym się nie doceniało więc i ja tego nie umiałam. Zaczęłam traktować "dziękuję" jak "dzień dobry" i "do widzenia". Jak się z kimś spotykamy to na odchodne lub potem smsem mówię "dziękuję za dzisiaj" (no bo przecież mogli się nie spotkać). Fajnie było więc dziękuję.
To nawet nie ma być ważne. Dziękujesz bo chcesz podziękować a nie bo oczekujesz że będzie to ważne i coś w zamian dostaniesz.

Choć rozumiem też zadbanie o siebie a nie stawianie na końcu listy.
To tak nie działa Nowiutka, ja dziękuję szczerze, nie potrafię inaczej, ale za pół minuty mam z tyłu głowy i co z tego. Kogo to obchodzi, jestem niewidzialna i nie liczy się moje zdanie. Bardzo trudni z tego wyjść, ale próbuje i sie nie poddam.
Caliope
Posty: 3013
Rejestracja: 04 sty 2020, 12:09
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Czy warto mieć nadzieję? czy to koniec.

Post autor: Caliope »

Firekeeper pisze: 20 sie 2022, 19:54 Ja z początku też miałam obraz taki, że Caliope nie doceniasz męża i tu jest pies pogrzebany. Z czasem kiedy uświadomiłam sobie swoje problemy i zachowania tego szczerze mówiąc tak już nie widzę. Dlaczego? Dlatego, że mój mąż miał tak niskie poczucie wartości, nie miał swojego zdania, usługiwał mi i był dla mnie miły i to działało na mnie jak płachta na byka. Raz, że miałam do niego jeszcze mniej szacunku, dwa wykorzystywałam go jeszcze bardziej, trzy nie sprawiło to w żaden sposób, że miałam ochotę JA się zmienić. To ON miał się zmienić. Teraz widzę podobnie tą sytuację u Ciebie Caliope. To co na mnie wpłynęło to moment w którym mój mąż przejął stery. Bez pytania mnie o zdanie zrobił sobie tatuaż, zaczął ćwiczyć, zmienił pracę, zaczął organizować sobie czas wolny, jeździł gdzie chciał. Zaczął dbać o siebie. Był szczęśliwy i zadowolony na co dzień. Zaczął mieć swoje pasje. Zaczął mi się stawiać z początku szorstko typu ,,sama to zrób". Przestał reagować agresją na moje kłótnie, zaczął wychodzić. Nie reagował na moje straszenie rozwodem. Powiedział stanowczo, chcesz to sobie idź. Ja się nie wyprowadzę, nie dam Ci rozwodu. I dopiero jak ja zaczęłam zauważać, że mam bardzo duży problem sama ze sobą i się poddałam i zaczęłam pracować nad sobą jestem w stanie akceptować go takim jaki jest, wyrażać szczerze swoje zdanie bez presji i oczekiwań wzajemności.

To co mi się wydaje Tobie Caliope jest potrzebne to odbudować swoje poczucie własnej wartości i szacunku. Zadbać o swoją niezależność pierwszy krok jak zaczęcie pracy wykonałaś. Kolejny to ćwiczyć komunikację z mężem. Tak żeby nie było to tylko odpieranie ataków z jego strony i pretensji. I Caliope nie bój się mówić co czujesz i czego pragniesz. Ja uważam, że ukrywanie uczuć i pragnień przed małżonkiem w obawie przed wyśmianiem czy oburzeniem jest zamykaniem się na siebie wzajemnie. Ja też po 13 latach zdobyłam się na szczerość wobec męża. Bałam się i stresowałam, bo przecież to głupie jak przez tyle czasu mówiłam nie kocham Cię i chce rozwodu, a nagle mówię kocham Cię i chcę z Tobą być, ale uważam, że bez tego bym nie ruszyła. I pozwoliło mi to na spójność. I mój mąż miał jasny komunikat, że go kocham i chcę z nim być, a nie że go nie kocham ale oczekuję jego zmiany. I widzę, że dalej bolą Cię słowa męża ,,nie kocham Cię " Ja podjęłam decyzję przeszłość zostawiam za sobą. Koniec z rozmyślaniem co by było gdyby było i dochodzenia sprawiedliwości. W duchu wybaczyłam mężowi i ruszam dalej bez oglądania się. Czułam jakbym zrzuciła duży bagaż. Może Tobie też pomoże rozprawienie się z tym? Po za tym zadbaj o uśmiech na co dzień, radość. Mi było na prawdę tak dobrze, zobaczyć w końcu uśmiechniętego męża, który wraca z pracy i się cieszy sam do siebie. Zagaduje dzieci, wychodzi na kawę i wraca zadowolony. Czy ogląda wieczorem film w salonie. Większość czasu widziałam go ale nieobecnego, zamkniętego, przestraszonego, nieszczęśliwego. I nie bój się też wymagać od męża, kiedy czujesz się zmęczona albo nie dajesz rady.
A mąż powiedział tobie, że cię kocha? Bo ja jestem po jego stronie ,ale kropka w kropkę, nawet z tatuażem. Tylko nie potrafię mówić o uczuciach, po tych sprawczych słowach, odczuwam to codziennie jak tylko otwieram oczy.
Firekeeper
Posty: 807
Rejestracja: 24 maja 2021, 19:46
Płeć: Kobieta

Re: Czy warto mieć nadzieję? czy to koniec.

Post autor: Firekeeper »

Ostatnio rzucił w przelocie, że mnie kocha. Ale ja nie potrzebuję takich wyznań. Krępują mnie. Wolę jak ze mną siądzie i pogada lub zrobi mi kawę. Mój mąż okazuje miłość bardziej czynami. Dlatego, ja więcej mu staram się okazywać również w ten sposób. Rozmowa z nim o uczuciach to jak z ślepym o kolorach. Nie lubi takich rozmów, irytuje się jak się pytam jak się czuje. Rzadko mówi, że jest mu przykro, czy smutno więcej ostatnio mówi co go cieszy. Brak komunikatów z jego strony np. jestem zły bo coś tam. Powoduje, albo raczej powodowało, bo teraz staram się nie wchodzić w jego głowę dużo konfliktów, bo ja dużo potrafiłam domyślać się i często nie trafiałam ze swoimi domysłami.
Caliope
Posty: 3013
Rejestracja: 04 sty 2020, 12:09
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Czy warto mieć nadzieję? czy to koniec.

Post autor: Caliope »

Firekeeper pisze: 21 sie 2022, 9:07 Ostatnio rzucił w przelocie, że mnie kocha. Ale ja nie potrzebuję takich wyznań. Krępują mnie. Wolę jak ze mną siądzie i pogada lub zrobi mi kawę. Mój mąż okazuje miłość bardziej czynami. Dlatego, ja więcej mu staram się okazywać również w ten sposób. Rozmowa z nim o uczuciach to jak z ślepym o kolorach. Nie lubi takich rozmów, irytuje się jak się pytam jak się czuje. Rzadko mówi, że jest mu przykro, czy smutno więcej ostatnio mówi co go cieszy. Brak komunikatów z jego strony np. jestem zły bo coś tam. Powoduje, albo raczej powodowało, bo teraz staram się nie wchodzić w jego głowę dużo konfliktów, bo ja dużo potrafiłam domyślać się i często nie trafiałam ze swoimi domysłami.
Ja przestałam okazywać miłość, bo męża to tłamsilo, irytowało, czuł się zabluszczowany. Od razu mówił, że odchodzi i chce rozwodu. Musiałam się odciąć, emocjonalnie się wycofać, przestać się starać, okazywać cokolwiek i chcieć spędzać z mężem czas. Nie ma obecnie nic miedzy nami, dlatego to jeszcze jest, ale dla mnie 4 lata to max ,potem będę myślała co robić dalej. Wiem jedno, nie naprawię.
Firekeeper
Posty: 807
Rejestracja: 24 maja 2021, 19:46
Płeć: Kobieta

Re: Czy warto mieć nadzieję? czy to koniec.

Post autor: Firekeeper »

Caliope a jaki jest język miłości Twojego męża?
A po tej niszy i dystansie jak teraz by zareagował gdybyś mu powiedziała, że zależy Ci na małżeństwie?

Mojego męża językiem miłości jest właśnie robienie coś dla drugiej osoby. Takie na co dzień nawet jak włączenie pralki. Dla mnie przez te lata to była okazja do wykorzystywania go i nie szanowania. Mnie tym przygniatał. Miałam wrażenie, że łaskę mi robi. Wkurzało mnie to. Mój mąż nie czuł się kochany przeze mnie mimo, że ja uważałam że robię wszystko by było dobrze. Jak miał się czuć kochany jak robił wszystko dla żony, a ona tylko pretensje, więc mur rósł. Bo on uciekał ode mnie i wracał. Uciekać w porno i kobiety, w pracę, w telefon. Ja w swoje zajęcia. Moim językiem miłości jest bliskość, mrugnięcie okiem, żartowanie, trzymanie za rękę. A on znów do romantyków nie należy. I tak się koło zamknęło. Całe szczęście że, od momentu kiedy zaczęłam okazywać mu wdzięczność za to co robi poprawiły się nasze stosunki.
Caliope
Posty: 3013
Rejestracja: 04 sty 2020, 12:09
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Czy warto mieć nadzieję? czy to koniec.

Post autor: Caliope »

Firekeeper pisze: 21 sie 2022, 11:48 Caliope a jaki jest język miłości Twojego męża?
A po tej niszy i dystansie jak teraz by zareagował gdybyś mu powiedziała, że zależy Ci na małżeństwie?

Mojego męża językiem miłości jest właśnie robienie coś dla drugiej osoby. Takie na co dzień nawet jak włączenie pralki. Dla mnie przez te lata to była okazja do wykorzystywania go i nie szanowania. Mnie tym przygniatał. Miałam wrażenie, że łaskę mi robi. Wkurzało mnie to. Mój mąż nie czuł się kochany przeze mnie mimo, że ja uważałam że robię wszystko by było dobrze. Jak miał się czuć kochany jak robił wszystko dla żony, a ona tylko pretensje, więc mur rósł. Bo on uciekał ode mnie i wracał. Uciekać w porno i kobiety, w pracę, w telefon. Ja w swoje zajęcia. Moim językiem miłości jest bliskość, mrugnięcie okiem, żartowanie, trzymanie za rękę. A on znów do romantyków nie należy. I tak się koło zamknęło. Całe szczęście że, od momentu kiedy zaczęłam okazywać mu wdzięczność za to co robi poprawiły się nasze stosunki.
Nie wiem jaki ma język, w kryzysie żeby to zobaczyć, to jest niemożliwe. Próbowałam wszystkich i żaden nie pasuje, musiałby zburzyć się ten mur, który jest. Mąż musiałby wrócić emocjonalnie i się otworzyć, a nie dawać odczucie, ze robi łaskę, że tu jest. Sama też nie wiem jaki mam, bo czuje,że nie chcę by mąż mi na siłę cokolwiek okazywał. Żyje w ciągłym wstydzie i jeszcze po postach helenast mam wrażenie, że wszystko jest jednak moją winą i ja musze ponieść konsekwencje swojej głupoty i siedzenia cicho ze strachu i słuchania roszczeń. Realnie nie wierzę już w miłość miedzy dwojgiem ludzi. Też robiłam wszystko dla męża, a on miał wieczne pretensje i że wszystkiego za mało, ze ja musze dać więcej, bo on pracuje, a ja siedzę w domu i nic nie robię. Też zaczęłam uciekać w gry, seriale, poradniki, jeden plus, że mnie to rozwija i że jestem w ciągłej terapii, ktora się zaraz kończy,bo wyszłam na prostą ze sobą. Tylko moja terapia nie uzdrowi tego małżeństwa. Jestem samotna i nic tego nie zmieni, realnie gdyby nie praca, to już bym nie chciała żyć. Dziecko jest wspólne, mieszkanie wspólne, a praca jest tylko moja. Cieszę, się z pracy, bo mam po co żyć i mam na chleb.
Firekeeper
Posty: 807
Rejestracja: 24 maja 2021, 19:46
Płeć: Kobieta

Re: Czy warto mieć nadzieję? czy to koniec.

Post autor: Firekeeper »

Caliope tak sobie myślę, że bardzo dużo masz na ten moment takiej beznadziei, że nie da się, to niemożliwe, nie wierzę, nic to nie da. Tez tak miałam i cudem trafiłam na księdza, który mnie przy spowiedzi tak zjechał ale jak od góry do dołu. Że jestem nie wierząca. Wstydzić się powinnam. Na krzyczał na mnie. Ale tak mnie otrzeźwił jednocześnie. A najważniejsze co z tego zapamiętałam to jego ton rozkazujący ,, nie rozwiedziesz się, macie Sakrament!" I tak sobie pomyślałam, no tak mamy sakrament i jakaś łaska z tego sakramentu jest więc jest szansa i nadzieja! To była spowiedź w momencie kiedy chciałam zerwać z mężem wszystko co nas łączy. Od tamtej pory jakoś zaczęłam łapać co robię nie tak i zmieniać. Czyli ta łaska zadziałała! Da się tylko jeszcze nie wpadliscie z mężem co tu można zdziałać. Zobacz mi 13 lat zajęło, żeby dojść do tego co jest nie tak. A i tak to dopiero początek. Załapać to jedno ale jeszcze zastosować to w praktyce w życiu, ciężko.
Zauważam, też że moją słabą stroną są wątpliwości. Ostatnio miałam taki dzień. Naszły mnie bardzo mocno, że ja tu się czuję szczęśliwą żoną, wszystko się układa, a mąż za plecami pewnie już flirtuje z innymi. Nie mogłam sobie z tym w ogóle poradzić. Do takiego stopnia, że po tak długim czasie, musiałam skontrolować męża. Wiedziałam, z góry, że znajdę tam cokolwiek i na pewno wzbudzi to we mnie jeszcze większe wątpliwości. I tak było. Mąż napisał do koleżanki, ona napisała, że wróciła do pracy którą mąż rzucił. Mąż wstał do pracy wkurzony. Od razu sobie połączyłam fakty. Na pewno mój mąż żałuje, rzucenia pracy, bo tam jest teraz jego koleżanka. Tak się tym nakręciłam. Ale nic nie mówiłam mężowi. Na drugi dzień spojrzałam na to wszystko z boku i tak sobie pomyślałam, że jednak głupia jestem. Usunęłam konto męża z mojego telefonu. Poszłam do spowiedzi znów do tego księdza co mnie lubi zjechać, tym razem był łaskawy i podniósł mnie na duchu i kazał modlić o pogłębienie bliskości z mężem. Odzyskałam spokój i chęć kontrolowania odeszła.

Do czego zmierzam. Zobacz jak potrafimy sobie coś wkręcić i złapać się jednej myśli i nie dopuszczać do siebie nic innego. Czasami potrzeba takiego kopa.

Ty też potrzebujesz takiego kopa pozytywnego właśnie. Żeby nie myśleć, że jest Ci wstyd, że jesteś winna i musisz ponieść konsekwencje, że jesteś samotna, bo dzięki pracy masz po co żyć.

Zobacz jak mocno od początku wątku się gnębisz. Ja w Tobie widzę silną kobietę, która poradziła sobie z alkoholem. Ma dziecko niepełnosprawne i sobie radzi mimo, że czujesz się samotna i nie masz wsparcia. A teraz jeszcze zaczęłaś pracować. Docenić to Ty musisz ale siebie samą. Odnaleźć swoje zalety. Podnieść głowę do góry. Każdy popełnia błędy i nikt nie jest idealny ale zawsze możemy się zmienić być lepszymi. Czytałam Twój wątek dziś od początku. Pisałaś, że byłaś kobieta wulkan. Gdzie jest ta radosna i pewna siebie Caliope? Która potrafi mówić o swoich potrzebach, bez strachu, że mąż wyśmieje czy się wkurzy? Niech się śmieje i wkurza. Kiedy szczerze mówimy drugiej osobie czego chcemy, co pragniemy, co nam przeszkadza, co nas smuci jesteśmy autentyczni. Odsłaniając się dajemy drugiej osobie szansę nas poznać takimi jakimi jesteśmy. To rodzi bliskość. Ja mówiąc po 13 latach mężowi, że go kocham i pragnę z nim być też się bałam, że zrobię z siebie idiotkę ale tak się nie stało. Dziś też mężowi powiedziałam, że jestem zła i muszę wyjść, bo nie chcę na niego warczeć. Wróciłam i wyjaśniłam dlaczego jestem zła ale już bez emocji. Wczoraj mój mąż zdobył się na szczerość. Zazwyczaj robił wszystko byle tylko uniknąć współżycia ze mną, a wczoraj wprost powiedział, że nie chce. Powiedziałam, że czuję się zawiedziona ale doceniam bardzo, że mi to powiedział dzięki temu nie musiałam znosić uników czy domyślać się.

Kiedy Wy tak szczerze rozmawialiście o tym co jest?
Awatar użytkownika
ozeasz
Posty: 4408
Rejestracja: 29 sty 2017, 19:41
Jestem: w separacji
Płeć: Mężczyzna

Re: Czy warto mieć nadzieję? czy to koniec.

Post autor: ozeasz »

Caliope pisze: 21 sie 2022, 12:36 Realnie nie wierzę już w miłość miedzy dwojgiem ludzi.
Smutna konstatacja, rozumiem że ma na to wpływ to jak widzisz świat i ludzi, jak postrzegasz relacje również waszą, na pewno Jezus ma inne zdanie na ten temat ;) .
Caliope pisze: 21 sie 2022, 12:36 Też zaczęłam uciekać w gry, seriale, poradniki, jeden plus, że mnie to rozwija i że jestem w ciągłej terapii, ktora się zaraz kończy,bo wyszłam na prostą ze sobą.
Dla mnie ten obraz kłóci się z tym 2 zdania później
Caliope pisze: 21 sie 2022, 12:36 gdyby nie praca, to już bym nie chciała żyć.
Caliope z własnego doświadczenia, w którymś momencie mojego kryzysu zdałem sobie sprawę że świat jest piękny, że ludzie którzy mi o tym mówią nie mylą się, to ja "leżę z twarzą w błocie" i uparcie będę mówił że świat i wszystko to same błoto a wystarczy podnieść głowę i zobaczyć samemu, naprawdę warto, życie, świat jest tak zaskakujące i piękne że nie jesteśmy w stanie tego objąć rozumem, jeśli szczerze do tego podejdziesz nie wyjdziesz ze zdziwienia do końca swych dni na ziemi, to całe dzieło stworzenia to cud, tylko trzeba być tu i teraz, nie w przeszłości ani w przyszłości, dopuścić do siebie prawdę że nie wiem wszystkiego, a nawet że nie wiem odrobiny z tego co jest, jednak to co wiem wystarcza do tego by uznać że wszystko co mnie otacza wskazuje na cud stworzenia i wspaniałość Stwórcy.
Miłości bez Krzyża nie znajdziecie , a Krzyża bez Miłości nie uniesiecie . Jan Paweł II
Caliope
Posty: 3013
Rejestracja: 04 sty 2020, 12:09
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Czy warto mieć nadzieję? czy to koniec.

Post autor: Caliope »

ozeasz pisze: 21 sie 2022, 22:44
Caliope pisze: 21 sie 2022, 12:36 Realnie nie wierzę już w miłość miedzy dwojgiem ludzi.
Smutna konstatacja, rozumiem że ma na to wpływ to jak widzisz świat i ludzi, jak postrzegasz relacje również waszą, na pewno Jezus ma inne zdanie na ten temat ;) .
Caliope pisze: 21 sie 2022, 12:36 Też zaczęłam uciekać w gry, seriale, poradniki, jeden plus, że mnie to rozwija i że jestem w ciągłej terapii, ktora się zaraz kończy,bo wyszłam na prostą ze sobą.
Dla mnie ten obraz kłóci się z tym 2 zdania później
Caliope pisze: 21 sie 2022, 12:36 gdyby nie praca, to już bym nie chciała żyć.
Caliope z własnego doświadczenia, w którymś momencie mojego kryzysu zdałem sobie sprawę że świat jest piękny, że ludzie którzy mi o tym mówią nie mylą się, to ja "leżę z twarzą w błocie" i uparcie będę mówił że świat i wszystko to same błoto a wystarczy podnieść głowę i zobaczyć samemu, naprawdę warto, życie, świat jest tak zaskakujące i piękne że nie jesteśmy w stanie tego objąć rozumem, jeśli szczerze do tego podejdziesz nie wyjdziesz ze zdziwienia do końca swych dni na ziemi, to całe dzieło stworzenia to cud, tylko trzeba być tu i teraz, nie w przeszłości ani w przyszłości, dopuścić do siebie prawdę że nie wiem wszystkiego, a nawet że nie wiem odrobiny z tego co jest, jednak to co wiem wystarcza do tego by uznać że wszystko co mnie otacza wskazuje na cud stworzenia i wspaniałość Stwórcy.
Ozeaszu, wyszłam na prostą, ale wszystko sie teraz wali, nawet ćwiczenia syna, bo mąż ma to gdzieś. A ja nie mam ochoty się żreć o to, idę do pracy i zapominam o tym gdzie jestem. Świat jest piękny jak człowiek jest wolny, nie dusi się, może robić co chce bez ograniczeń. A nie każdego dnia przypomina sobie jak jest samotny i jedyne co może to zaciskać zęby. Rozwód nic nie daje, rozstanie nic nie daje, separacja też nie. Trzeba by było się kompletnie wyciąć, zacząć od nowa.
Awatar użytkownika
ozeasz
Posty: 4408
Rejestracja: 29 sty 2017, 19:41
Jestem: w separacji
Płeć: Mężczyzna

Re: Czy warto mieć nadzieję? czy to koniec.

Post autor: ozeasz »

Caliope pisze: 22 sie 2022, 6:14
ozeasz pisze: 21 sie 2022, 22:44
Caliope pisze: 21 sie 2022, 12:36 Realnie nie wierzę już w miłość miedzy dwojgiem ludzi.
Smutna konstatacja, rozumiem że ma na to wpływ to jak widzisz świat i ludzi, jak postrzegasz relacje również waszą, na pewno Jezus ma inne zdanie na ten temat ;) .
Caliope pisze: 21 sie 2022, 12:36 Też zaczęłam uciekać w gry, seriale, poradniki, jeden plus, że mnie to rozwija i że jestem w ciągłej terapii, ktora się zaraz kończy,bo wyszłam na prostą ze sobą.
Dla mnie ten obraz kłóci się z tym 2 zdania później
Caliope pisze: 21 sie 2022, 12:36 gdyby nie praca, to już bym nie chciała żyć.
Caliope z własnego doświadczenia, w którymś momencie mojego kryzysu zdałem sobie sprawę że świat jest piękny, że ludzie którzy mi o tym mówią nie mylą się, to ja "leżę z twarzą w błocie" i uparcie będę mówił że świat i wszystko to same błoto a wystarczy podnieść głowę i zobaczyć samemu, naprawdę warto, życie, świat jest tak zaskakujące i piękne że nie jesteśmy w stanie tego objąć rozumem, jeśli szczerze do tego podejdziesz nie wyjdziesz ze zdziwienia do końca swych dni na ziemi, to całe dzieło stworzenia to cud, tylko trzeba być tu i teraz, nie w przeszłości ani w przyszłości, dopuścić do siebie prawdę że nie wiem wszystkiego, a nawet że nie wiem odrobiny z tego co jest, jednak to co wiem wystarcza do tego by uznać że wszystko co mnie otacza wskazuje na cud stworzenia i wspaniałość Stwórcy.
Ozeaszu, wyszłam na prostą, ale wszystko sie teraz wali, nawet ćwiczenia syna, bo mąż ma to gdzieś. A ja nie mam ochoty się żreć o to, idę do pracy i zapominam o tym gdzie jestem. Świat jest piękny jak człowiek jest wolny, nie dusi się, może robić co chce bez ograniczeń. A nie każdego dnia przypomina sobie jak jest samotny i jedyne co może to zaciskać zęby. Rozwód nic nie daje, rozstanie nic nie daje, separacja też nie. Trzeba by było się kompletnie wyciąć, zacząć od nowa.
Nikt nie może ograniczyć Twojej wolności, tylko Ty sama. Ograniczenia wiążą się bardziej z wartościami którymi się kierujesz i w związku z tym z obszarem w którym możesz funkcjonować w zgodzie z nimi, z samym sobą.

Co do samotności to dopiero w kryzysie zdałem sobie sprawę, że są pewne obszary w których zawsze będę pozbawiony towarzyszenia innych ludzi, choćby śmierć, cierpienie ect. Towarzyszenie innych osób jest ograniczone, nawet największa empatia jest tylko empatią a nie bliskością, a bliskość też zakłada odrębność osób, w moim mniemaniu nawet Bóg jest na tyle delikatny że nie narusza mojej wolności, mimo że dla Niego nie ma nic ukrytego, jeśli jednak moja świadomość zamyka się przed Nim, to wtedy faktycznie można doświadczyć samotności, jeśli j za to w żywej relacji z Bogiem trudno o samotność, chyba że jest elementem wzrostu, dojrzewania, ale to moje obserwacje i doświadczenie.
Miłości bez Krzyża nie znajdziecie , a Krzyża bez Miłości nie uniesiecie . Jan Paweł II
Caliope
Posty: 3013
Rejestracja: 04 sty 2020, 12:09
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Czy warto mieć nadzieję? czy to koniec.

Post autor: Caliope »

ozeasz pisze: Nikt nie może ograniczyć Twojej wolności, tylko Ty sama. Ograniczenia wiążą się bardziej z wartościami którymi się kierujesz i w związku z tym z obszarem w którym możesz funkcjonować w zgodzie z nimi, z samym sobą.
Ślub kościelny ogranicza wolność, nigdy już nie będę wolna. Jeszcze na to się zgodziłam i teraz cierpię, bo za dużo mi się wydawało. Myślałam, że sakrament cos znaczy i można być dobrym małżeństwem do grobowej deski.
Firekeeper
Posty: 807
Rejestracja: 24 maja 2021, 19:46
Płeć: Kobieta

Re: Czy warto mieć nadzieję? czy to koniec.

Post autor: Firekeeper »

Caliope pisze: 22 sie 2022, 6:14

Ozeaszu, wyszłam na prostą, ale wszystko sie teraz wali, nawet ćwiczenia syna, bo mąż ma to gdzieś. A ja nie mam ochoty się żreć o to, idę do pracy i zapominam o tym gdzie jestem.
Caliope zastanów się jak mogłabyś porozmawiać o tym z mężem bez pretensji, oskarżenia tak żeby się nie żreć? Tak dojrzale i z opanowaniem bez emocji.

Ćwiczenia są przecież ważne. Może Twój mąż ma jakiś problem z tymi ćwiczeniami? Nie wie jak? Nie jest przekonany o tym, że są potrzebne? Boi się? Może warto zapytać co sprawia mu problem, dlaczego nie podejmuje ćwiczeń z synem?

Komunikacja, rozmowa. Nie ucieczka od problemu do pracy i zapominanie.

Nie bój się rozmawiać z mężem. Tylko rozmawiając macie szansę się zrozumieć i poznać. Nawet jak na początku będzie ciężko, ćwicz komunikację.

Takie uciekanie od problemu powoduje później frustrację. Taki krzyk, który tłumisz, a później mogą pojawić się myśli bo ja ćwiczyłam, ja dbałam, a mąż nic nie robi. Przez moją pracę syn nie ćwiczy. I kolejny dołek wykopiesz.
ODPOWIEDZ