Nie wiem tego Sarah, codziennie myślę, co on tu jeszcze robi. Może dopiero po ponad roku zaczyna docierać, że jednak rodzina jest ważna, ale też nie jestem tego pewna. Syn nie odczuwa, bo jest koleżeńsko, bez negatywnych emocji, tak bez żadnych emocji i uczuć. Kiedyś było mi źle, że rywalizuje z kolegą, pracą i innymi ludźmi, ale się odwiesiłam i żyje sobie swoim trybem "Nic nie muszę, a mogę". Matka zawsze mówiła zajmij się domem, dzieckiem, ugotuj coś dobrego, to będziesz dobrą żoną, a to jest nic nie warte, szczególnie bez pomocy i z oczami na zapałkach. Znam osoby które mają dwie lewe ręce do wszystkiego i są kochane, czyli liczy się to co ta osoba ma w głowie, marzenia, ambicje, cele, ale nie te rodzinne. Dlatego bardzo widzę przez to jak ważna jest relacja z Bogiem, bo on daje ten najważniejszy duchowy wymiar życia, bez wkładania w ramki i obowiązki, a dopiero bez nich można być lepszą wersją siebie i być może żoną. Dlatego ja nic nie chcę, nic nie wezmę jak mąż nie zechce sam mi tego dać.Sarah pisze: ↑03 kwie 2021, 12:02Wszystko ok, tylko szkoda dziecka, rosnącego w tej okropnej atmosferze, codzienie patrzącego na takie relacje rodziców, nasiąkającego tym. Dlaczego mąż, który nie czuję się mężem i nie chce Cię, nadal z Tobą mieszka? Domyślam się, że z powodów finansowych lub z wygody... Trudne to, ja bardzo odetchnęłam po wyprowadzce mojego męża, gdy przypomnę sobie sytuację sprzed roku, początki pandemii lub święta, gdy żyliśmy jak współlokatorzy, to robi mi się zimno. Co najważniejsze, widzę, że mój syn jest teraz dużo spokojniejszy i pogodniejszy niż wtedy.Caliope pisze: ↑02 kwie 2021, 23:58 on mi powiedział prosto, że nie chce mnie, nie raz mi to udowadniał, a to bardzo bolało jak pytałam czy mogę chociaż z nim i synem iść na spacer. Dopóki sam nie zaproponuje ,że chce ze mną samą pobyć nic nie zrobię, nie mam na niego wpływu.
Kiedyś czekałam na to by choć raz w tygodniu spędzić z nim czas, dla mnie to było ważne, a dla niego osaczanie, zabluszczowanie. Teraz czuje się wolny, bo już tego nie ma, robi co chce sam i z kolegą, nie ze mną
Czy warto mieć nadzieję? czy to koniec.
Moderator: Moderatorzy
Re: Czy warto mieć nadzieję? czy to koniec.
Re: Czy warto mieć nadzieję? czy to koniec.
Jak wyszedł "test Starowicza"? Twój mąż przestał reagować na kobiety, czy na Ciebie? I czy nie wiąże się to z - jak piszesz - upodobaniami, które zaakceptowałaś, ale on się ich wstydzi? Rozumiem, że można też wykluczyć problemy zdrowotne Twojego męża i one nie są źródłem problemu.Caliope pisze: ↑30 mar 2021, 20:53Starowicz fajnie pisze, ale ja nigdy tak nie robiłam, co najwyżej proponowałam wieczór ,więc osaczanie nie wchodzi w grę. A jeśli tylko ja proponowałam, on nigdy nie wyszedł oprócz paru pytań, to mogę o tym już zapomnieć, bo się boję odrzucenia po raz kolejny.vertigo pisze: ↑30 mar 2021, 16:55 Caliope, czy rygorystyczne "zaprogramowanie" przez matkę może aż tak zniechęcić do seksu? Wykluczyć nie można, ale czy to jest jedyna i główna przyczyna? Podam dwa cytaty specjalistów, może będą pomocą.
1. Prof. Lew Starowicz w książce "O mężczyźnie" pisze:
"Jeśli w stałym związku nagle kobieta musi przejąć inicjatywę seksualną, radziłbym się zastanowić, jaka jest tego przyczyna. Bo to znaczy, że u niego zanika ochota na seks. Jeśli w ogóle przestał reagować na kobiety, to sygnał, że coś złego się z nim dzieje. Jeżeli natomiast kobiety nadal mu się podobają z wyjątkiem własnej partnerki, to na bank jest kryzys w związku. To jest prosty test. I gdy ona w takim układzie zacznie ujawniać inicjatywę, prowokować go np. seksowną bielizną, może być jeszcze gorzej. Powinna raczej zacząć od sygnałów pośrednich, a nie od erotycznego osaczania".
(..)
Na kompromis ja zawsze szłam, on nie, więc to odpada. Ja wychodziłam z inicjatywą, ale nie rzucałam się jak wygłodniała bestia, cierpiałam jak odmawiał. Ma swoje upodobania które zaakceptowałam, ale się ich wstydzi, może problem jest związany z akceptacją siebie. Do seksuologa nie pójdzie, to nie do zrobienia, sama to ja sobie mogę w Internecie poczytać.
Ludzie robią wszystko, aby siebie samych przekonać, że świat nie wygląda tak, jak wygląda naprawdę.
Re: Czy warto mieć nadzieję? czy to koniec.
Nie robiłam testu, nie mam żadnych sygnałów do zbliżania, ostatnia rzecz to się ubrać w bieliznę w kryzysie. Po ludzku się boję, nic z tym nie zrobię, a brak poczucia bezpieczeństwa w małżeństwie jeszcze potęguje ten strach. Sygnałem by było nawet powiedzenie, że ładnie wyglądam, no ale nic takiego nie ma. Raczej na mnie ma uczulenie, bo przecież była emocjonalna pocieszycielka, oprócz kolegi. Tylko ja już nie mam zamiaru myśleć, że to moja wina, bo nie zdradziłam i wypełniam swoją przysięgę.vertigo pisze: ↑07 kwie 2021, 11:18Jak wyszedł "test Starowicza"? Twój mąż przestał reagować na kobiety, czy na Ciebie? I czy nie wiąże się to z - jak piszesz - upodobaniami, które zaakceptowałaś, ale on się ich wstydzi? Rozumiem, że można też wykluczyć problemy zdrowotne Twojego męża i one nie są źródłem problemu.Caliope pisze: ↑30 mar 2021, 20:53Starowicz fajnie pisze, ale ja nigdy tak nie robiłam, co najwyżej proponowałam wieczór ,więc osaczanie nie wchodzi w grę. A jeśli tylko ja proponowałam, on nigdy nie wyszedł oprócz paru pytań, to mogę o tym już zapomnieć, bo się boję odrzucenia po raz kolejny.vertigo pisze: ↑30 mar 2021, 16:55 Caliope, czy rygorystyczne "zaprogramowanie" przez matkę może aż tak zniechęcić do seksu? Wykluczyć nie można, ale czy to jest jedyna i główna przyczyna? Podam dwa cytaty specjalistów, może będą pomocą.
1. Prof. Lew Starowicz w książce "O mężczyźnie" pisze:
"Jeśli w stałym związku nagle kobieta musi przejąć inicjatywę seksualną, radziłbym się zastanowić, jaka jest tego przyczyna. Bo to znaczy, że u niego zanika ochota na seks. Jeśli w ogóle przestał reagować na kobiety, to sygnał, że coś złego się z nim dzieje. Jeżeli natomiast kobiety nadal mu się podobają z wyjątkiem własnej partnerki, to na bank jest kryzys w związku. To jest prosty test. I gdy ona w takim układzie zacznie ujawniać inicjatywę, prowokować go np. seksowną bielizną, może być jeszcze gorzej. Powinna raczej zacząć od sygnałów pośrednich, a nie od erotycznego osaczania".
(..)
Na kompromis ja zawsze szłam, on nie, więc to odpada. Ja wychodziłam z inicjatywą, ale nie rzucałam się jak wygłodniała bestia, cierpiałam jak odmawiał. Ma swoje upodobania które zaakceptowałam, ale się ich wstydzi, może problem jest związany z akceptacją siebie. Do seksuologa nie pójdzie, to nie do zrobienia, sama to ja sobie mogę w Internecie poczytać.
Ostatnio zastanawiam się nad tym zdaniem "mamy to na co się godzimy ", uważam, że na wiele rzeczy jednak nie mamy wpływu, np. depresję,więc to nie jest takie proste.
Re: Czy warto mieć nadzieję? czy to koniec.
Przepraszam, nie o test bielizny chodziło, ale czy kobiety w ogóle podobają się Twojemu mężowi. Bo mam wrażenie, że albo Twój mąż generalnie nie jest zainteresowany kobiecym pięknem i cielesnością (emocjonalna pocieszycielka nie po to mu była potrzebna), albo w trakcie Waszego małżeństwa wydarzyło się coś, co dla Ciebie mogło być nieistotnym drobiazgiem, może w żartach rzuconą "niewinną" uwagą, ale dla niego było rzeczą o fundamentalnym znaczeniu dla jego męskości i/lub poczucia wartości. I od tego momentu zamknął się na Ciebie, a żeby rozwiązać sytuację, jedyne rozwiązanie widział w rozwodzie. Ty nie zgodziłaś się, więc odciął się już zupełnie i wszedł w stan "relacyjnej hibernacji". Jakby za coś chciał Cię ukarać..Caliope pisze: ↑07 kwie 2021, 12:57 Nie robiłam testu, nie mam żadnych sygnałów do zbliżania, ostatnia rzecz to się ubrać w bieliznę w kryzysie. Po ludzku się boję, nic z tym nie zrobię, a brak poczucia bezpieczeństwa w małżeństwie jeszcze potęguje ten strach. Sygnałem by było nawet powiedzenie, że ładnie wyglądam, no ale nic takiego nie ma. Raczej na mnie ma uczulenie, bo przecież była emocjonalna pocieszycielka, oprócz kolegi. Tylko ja już nie mam zamiaru myśleć, że to moja wina, bo nie zdradziłam i wypełniam swoją przysięgę.
Ludzie robią wszystko, aby siebie samych przekonać, że świat nie wygląda tak, jak wygląda naprawdę.
Re: Czy warto mieć nadzieję? czy to koniec.
Nie mam pojęcia Vertigo, do kryzysu jakoś to było, przynajmniej bezpiecznie, nie proponowałam, bo ciągle był zły, ciągle mnie krytykował, bo praca. Nie czułam się kobietą, w lustrze widziałam grubego potwora, który ma schudnąć i działać jak robot, ale od czasu do czasu po ciemku coś tam wyszło. Kłopoty finansowe pokazały, że kasa jest bożkiem, zaraz potem było analizowanie, że nie pasujemy do siebie, nie mamy wspólnych zainteresowań. Że jemu to nie jest potrzebne i o tym teraz nie myśli, bo ma depresje, bo forsa sie kończy, bo chce rozwodu,ale jeśli chcę, to ok, ale bez emocji, tak mechanicznie. Tak było dwa razy, potem nie, bo ja nie umiem nic nie czuć do niego, a odmowa była ogromnie upokarzająca. Kolega narcyz maczał w tym paluchy, bo znam jego podejście do kobiet. Sama nie wiem, nigdy nie krytykowałam umiejętności, wyglądu, upodobań. Kara jest za to, że nie spełniam jego oczekiwań, nie jestem kobietą z przed ślubu, że ja powinnam sobie radzić sama i jeszcze uczyć się języka i się uśmiechać z oczami na zapałkach w depresji hormonalnej po porodzie ,którą pewnie grałam by został ze mną.vertigo pisze: ↑07 kwie 2021, 18:18Przepraszam, nie o test bielizny chodziło, ale czy kobiety w ogóle podobają się Twojemu mężowi. Bo mam wrażenie, że albo Twój mąż generalnie nie jest zainteresowany kobiecym pięknem i cielesnością (emocjonalna pocieszycielka nie po to mu była potrzebna), albo w trakcie Waszego małżeństwa wydarzyło się coś, co dla Ciebie mogło być nieistotnym drobiazgiem, może w żartach rzuconą "niewinną" uwagą, ale dla niego było rzeczą o fundamentalnym znaczeniu dla jego męskości i/lub poczucia wartości. I od tego momentu zamknął się na Ciebie, a żeby rozwiązać sytuację, jedyne rozwiązanie widział w rozwodzie. Ty nie zgodziłaś się, więc odciął się już zupełnie i wszedł w stan "relacyjnej hibernacji". Jakby za coś chciał Cię ukarać..Caliope pisze: ↑07 kwie 2021, 12:57 Nie robiłam testu, nie mam żadnych sygnałów do zbliżania, ostatnia rzecz to się ubrać w bieliznę w kryzysie. Po ludzku się boję, nic z tym nie zrobię, a brak poczucia bezpieczeństwa w małżeństwie jeszcze potęguje ten strach. Sygnałem by było nawet powiedzenie, że ładnie wyglądam, no ale nic takiego nie ma. Raczej na mnie ma uczulenie, bo przecież była emocjonalna pocieszycielka, oprócz kolegi. Tylko ja już nie mam zamiaru myśleć, że to moja wina, bo nie zdradziłam i wypełniam swoją przysięgę.
-
- Posty: 484
- Rejestracja: 22 gru 2020, 11:47
- Jestem: w kryzysie małżeńskim
- Płeć: Kobieta
Re: Czy warto mieć nadzieję? czy to koniec.
Ja myślę po prostu, że ta oziębłość i brak ochoty na jakiekolwiek zbliżenie to jakieś zamknięcie się podświadomie na drugą osobę ,wyraźne podjęcie decyzji ,że nie i koniec, to widać, że ten dotyk aż boli, ja próbowałam męża za rękę złapać ,okropny widok niechęci .Myślę również, że w takim momencie kryzysu wygląd chyba nie ma znaczenia,po prostu to w głowie ta niechęć, często też ta druga strona nie wygląd aatrakcyjnie w kryzysie,bo ma depresję itd, jedni wtedy mało jedzą ,dużo piją ,inni dużo jedzą ...reguły nie ma no to chaos . Caliope mówisz że źle wyglądałaś itd. Ja wyglądam bardzo dobrze dla przykładu, w sumie lepiej niz przed ślubem, jestem atrakcyjna i co ? Mąż się zamknął na 10 zamków , jakoś tak nie ma reguły ,to w ich głowach siedziCaliope pisze: ↑07 kwie 2021, 19:52Nie mam pojęcia Vertigo, do kryzysu jakoś to było, przynajmniej bezpiecznie, nie proponowałam, bo ciągle był zły, ciągle mnie krytykował, bo praca. Nie czułam się kobietą, w lustrze widziałam grubego potwora, który ma schudnąć i działać jak robot, ale od czasu do czasu po ciemku coś tam wyszło. Kłopoty finansowe pokazały, że kasa jest bożkiem, zaraz potem było analizowanie, że nie pasujemy do siebie, nie mamy wspólnych zainteresowań. Że jemu to nie jest potrzebne i o tym teraz nie myśli, bo ma depresje, bo forsa sie kończy, bo chce rozwodu,ale jeśli chcę, to ok, ale bez emocji, tak mechanicznie. Tak było dwa razy, potem nie, bo ja nie umiem nic nie czuć do niego, a odmowa była ogromnie upokarzająca. Kolega narcyz maczał w tym paluchy, bo znam jego podejście do kobiet. Sama nie wiem, nigdy nie krytykowałam umiejętności, wyglądu, upodobań. Kara jest za to, że nie spełniam jego oczekiwań, nie jestem kobietą z przed ślubu, że ja powinnam sobie radzić sama i jeszcze uczyć się języka i się uśmiechać z oczami na zapałkach w depresji hormonalnej po porodzie ,którą pewnie grałam by został ze mną.vertigo pisze: ↑07 kwie 2021, 18:18Przepraszam, nie o test bielizny chodziło, ale czy kobiety w ogóle podobają się Twojemu mężowi. Bo mam wrażenie, że albo Twój mąż generalnie nie jest zainteresowany kobiecym pięknem i cielesnością (emocjonalna pocieszycielka nie po to mu była potrzebna), albo w trakcie Waszego małżeństwa wydarzyło się coś, co dla Ciebie mogło być nieistotnym drobiazgiem, może w żartach rzuconą "niewinną" uwagą, ale dla niego było rzeczą o fundamentalnym znaczeniu dla jego męskości i/lub poczucia wartości. I od tego momentu zamknął się na Ciebie, a żeby rozwiązać sytuację, jedyne rozwiązanie widział w rozwodzie. Ty nie zgodziłaś się, więc odciął się już zupełnie i wszedł w stan "relacyjnej hibernacji". Jakby za coś chciał Cię ukarać..Caliope pisze: ↑07 kwie 2021, 12:57 Nie robiłam testu, nie mam żadnych sygnałów do zbliżania, ostatnia rzecz to się ubrać w bieliznę w kryzysie. Po ludzku się boję, nic z tym nie zrobię, a brak poczucia bezpieczeństwa w małżeństwie jeszcze potęguje ten strach. Sygnałem by było nawet powiedzenie, że ładnie wyglądam, no ale nic takiego nie ma. Raczej na mnie ma uczulenie, bo przecież była emocjonalna pocieszycielka, oprócz kolegi. Tylko ja już nie mam zamiaru myśleć, że to moja wina, bo nie zdradziłam i wypełniam swoją przysięgę.
Re: Czy warto mieć nadzieję? czy to koniec.
Ja też wyglądam bardzo dobrze i wyglądałam, ale w głowie miałam o sobie myślenie, że jestem brzydka, miałam schudnąć tylko 3 kg, a przez hormony nie mogłam. Teraz w kryzysie jeszcze bardziej zadbałam, schudłam bardzo, bo w końcu wiem na co byłam chora tyle lat, zmieniłam styl, zawsze się malowałam i też nic to nie dało, a tylko przykrość, że obcy panowie podrywają, a mąż źle traktuje.Zwyklaosoba pisze: ↑08 kwie 2021, 11:41Ja myślę po prostu, że ta oziębłość i brak ochoty na jakiekolwiek zbliżenie to jakieś zamknięcie się podświadomie na drugą osobę ,wyraźne podjęcie decyzji ,że nie i koniec, to widać, że ten dotyk aż boli, ja próbowałam męża za rękę złapać ,okropny widok niechęci .Myślę również, że w takim momencie kryzysu wygląd chyba nie ma znaczenia,po prostu to w głowie ta niechęć, często też ta druga strona nie wygląd aatrakcyjnie w kryzysie,bo ma depresję itd, jedni wtedy mało jedzą ,dużo piją ,inni dużo jedzą ...reguły nie ma no to chaos . Caliope mówisz że źle wyglądałaś itd. Ja wyglądam bardzo dobrze dla przykładu, w sumie lepiej niz przed ślubem, jestem atrakcyjna i co ? Mąż się zamknął na 10 zamków , jakoś tak nie ma reguły ,to w ich głowach siedziCaliope pisze: ↑07 kwie 2021, 19:52Nie mam pojęcia Vertigo, do kryzysu jakoś to było, przynajmniej bezpiecznie, nie proponowałam, bo ciągle był zły, ciągle mnie krytykował, bo praca. Nie czułam się kobietą, w lustrze widziałam grubego potwora, który ma schudnąć i działać jak robot, ale od czasu do czasu po ciemku coś tam wyszło. Kłopoty finansowe pokazały, że kasa jest bożkiem, zaraz potem było analizowanie, że nie pasujemy do siebie, nie mamy wspólnych zainteresowań. Że jemu to nie jest potrzebne i o tym teraz nie myśli, bo ma depresje, bo forsa sie kończy, bo chce rozwodu,ale jeśli chcę, to ok, ale bez emocji, tak mechanicznie. Tak było dwa razy, potem nie, bo ja nie umiem nic nie czuć do niego, a odmowa była ogromnie upokarzająca. Kolega narcyz maczał w tym paluchy, bo znam jego podejście do kobiet. Sama nie wiem, nigdy nie krytykowałam umiejętności, wyglądu, upodobań. Kara jest za to, że nie spełniam jego oczekiwań, nie jestem kobietą z przed ślubu, że ja powinnam sobie radzić sama i jeszcze uczyć się języka i się uśmiechać z oczami na zapałkach w depresji hormonalnej po porodzie ,którą pewnie grałam by został ze mną.vertigo pisze: ↑07 kwie 2021, 18:18
Przepraszam, nie o test bielizny chodziło, ale czy kobiety w ogóle podobają się Twojemu mężowi. Bo mam wrażenie, że albo Twój mąż generalnie nie jest zainteresowany kobiecym pięknem i cielesnością (emocjonalna pocieszycielka nie po to mu była potrzebna), albo w trakcie Waszego małżeństwa wydarzyło się coś, co dla Ciebie mogło być nieistotnym drobiazgiem, może w żartach rzuconą "niewinną" uwagą, ale dla niego było rzeczą o fundamentalnym znaczeniu dla jego męskości i/lub poczucia wartości. I od tego momentu zamknął się na Ciebie, a żeby rozwiązać sytuację, jedyne rozwiązanie widział w rozwodzie. Ty nie zgodziłaś się, więc odciął się już zupełnie i wszedł w stan "relacyjnej hibernacji". Jakby za coś chciał Cię ukarać..
Masz rację, że wygląd nie ma znaczenia, bo tak niestety to działa. Nie i koniec i nic nie zrobisz, nie wiesz tak naprawdę o co chodzi i czy przejdzie.
-
- Posty: 484
- Rejestracja: 22 gru 2020, 11:47
- Jestem: w kryzysie małżeńskim
- Płeć: Kobieta
Re: Czy warto mieć nadzieję? czy to koniec.
dobrze,że dobre wyglądasz, Tobie na pewno z tym lepiejCaliope pisze: ↑08 kwie 2021, 14:24Ja też wyglądam bardzo dobrze i wyglądałam, ale w głowie miałam o sobie myślenie, że jestem brzydka, miałam schudnąć tylko 3 kg, a przez hormony nie mogłam. Teraz w kryzysie jeszcze bardziej zadbałam, schudłam bardzo, bo w końcu wiem na co byłam chora tyle lat, zmieniłam styl, zawsze się malowałam i też nic to nie dało, a tylko przykrość, że obcy panowie podrywają, a mąż źle traktuje.Zwyklaosoba pisze: ↑08 kwie 2021, 11:41Ja myślę po prostu, że ta oziębłość i brak ochoty na jakiekolwiek zbliżenie to jakieś zamknięcie się podświadomie na drugą osobę ,wyraźne podjęcie decyzji ,że nie i koniec, to widać, że ten dotyk aż boli, ja próbowałam męża za rękę złapać ,okropny widok niechęci .Myślę również, że w takim momencie kryzysu wygląd chyba nie ma znaczenia,po prostu to w głowie ta niechęć, często też ta druga strona nie wygląd aatrakcyjnie w kryzysie,bo ma depresję itd, jedni wtedy mało jedzą ,dużo piją ,inni dużo jedzą ...reguły nie ma no to chaos . Caliope mówisz że źle wyglądałaś itd. Ja wyglądam bardzo dobrze dla przykładu, w sumie lepiej niz przed ślubem, jestem atrakcyjna i co ? Mąż się zamknął na 10 zamków , jakoś tak nie ma reguły ,to w ich głowach siedziCaliope pisze: ↑07 kwie 2021, 19:52
Nie mam pojęcia Vertigo, do kryzysu jakoś to było, przynajmniej bezpiecznie, nie proponowałam, bo ciągle był zły, ciągle mnie krytykował, bo praca. Nie czułam się kobietą, w lustrze widziałam grubego potwora, który ma schudnąć i działać jak robot, ale od czasu do czasu po ciemku coś tam wyszło. Kłopoty finansowe pokazały, że kasa jest bożkiem, zaraz potem było analizowanie, że nie pasujemy do siebie, nie mamy wspólnych zainteresowań. Że jemu to nie jest potrzebne i o tym teraz nie myśli, bo ma depresje, bo forsa sie kończy, bo chce rozwodu,ale jeśli chcę, to ok, ale bez emocji, tak mechanicznie. Tak było dwa razy, potem nie, bo ja nie umiem nic nie czuć do niego, a odmowa była ogromnie upokarzająca. Kolega narcyz maczał w tym paluchy, bo znam jego podejście do kobiet. Sama nie wiem, nigdy nie krytykowałam umiejętności, wyglądu, upodobań. Kara jest za to, że nie spełniam jego oczekiwań, nie jestem kobietą z przed ślubu, że ja powinnam sobie radzić sama i jeszcze uczyć się języka i się uśmiechać z oczami na zapałkach w depresji hormonalnej po porodzie ,którą pewnie grałam by został ze mną.
Masz rację, że wygląd nie ma znaczenia, bo tak niestety to działa. Nie i koniec i nic nie zrobisz, nie wiesz tak naprawdę o co chodzi i czy przejdzie.
Re: Czy warto mieć nadzieję? czy to koniec.
No właśnie nie za bardzo, jestem na etapie, że nie zawsze chcę mi się wymalować, czy patrzeć co jem. Jestem jaka jestem, a te zmiany nie mają znaczenia.Zwyklaosoba pisze: ↑08 kwie 2021, 15:00dobrze,że dobre wyglądasz, Tobie na pewno z tym lepiejCaliope pisze: ↑08 kwie 2021, 14:24Ja też wyglądam bardzo dobrze i wyglądałam, ale w głowie miałam o sobie myślenie, że jestem brzydka, miałam schudnąć tylko 3 kg, a przez hormony nie mogłam. Teraz w kryzysie jeszcze bardziej zadbałam, schudłam bardzo, bo w końcu wiem na co byłam chora tyle lat, zmieniłam styl, zawsze się malowałam i też nic to nie dało, a tylko przykrość, że obcy panowie podrywają, a mąż źle traktuje.Zwyklaosoba pisze: ↑08 kwie 2021, 11:41
Ja myślę po prostu, że ta oziębłość i brak ochoty na jakiekolwiek zbliżenie to jakieś zamknięcie się podświadomie na drugą osobę ,wyraźne podjęcie decyzji ,że nie i koniec, to widać, że ten dotyk aż boli, ja próbowałam męża za rękę złapać ,okropny widok niechęci .Myślę również, że w takim momencie kryzysu wygląd chyba nie ma znaczenia,po prostu to w głowie ta niechęć, często też ta druga strona nie wygląd aatrakcyjnie w kryzysie,bo ma depresję itd, jedni wtedy mało jedzą ,dużo piją ,inni dużo jedzą ...reguły nie ma no to chaos . Caliope mówisz że źle wyglądałaś itd. Ja wyglądam bardzo dobrze dla przykładu, w sumie lepiej niz przed ślubem, jestem atrakcyjna i co ? Mąż się zamknął na 10 zamków , jakoś tak nie ma reguły ,to w ich głowach siedzi
Masz rację, że wygląd nie ma znaczenia, bo tak niestety to działa. Nie i koniec i nic nie zrobisz, nie wiesz tak naprawdę o co chodzi i czy przejdzie.
Re: Czy warto mieć nadzieję? czy to koniec.
Dzisiaj mam bardzo zły dzień, od rana myślę o wstydzie za moje całe życie. Z niczego nie jestem dumna, nic w tym życiu nie osiągnęłam. Wszystkie moje decyzje były złe, a małżeństwo najbardziej. Okropne są konsekwencje tego że chce się jakoś żyć i trzeba sobie poradzić samemu. Spokój to ja znajdę w grobie, bo na cokolwiek miłego się nie zanosi, nie jest bezpiecznie. Nie chcę mi się wiecznie zaciskać zębów, ale też boję się, że będę w punkcie wyjścia z rozwodem, jak coś znów będę chciała by poczuć się kobietą i żoną. Widzę nad sobą napis, nie czuj, nie miej potrzeb, a jakoś to będzie.
-
- Posty: 484
- Rejestracja: 22 gru 2020, 11:47
- Jestem: w kryzysie małżeńskim
- Płeć: Kobieta
Re: Czy warto mieć nadzieję? czy to koniec.
Caliope tak z boku patrząc bardzo surowo się traktujesz, czuj, jak nie będziesz pozwalała sobie niczego odczuwać, to się zadusisz tymi emocjami, może spacer, niby prosta sprawa, ale pogoda dziś chyba wszędzie dopisuje, jest słonecznie
Re: Czy warto mieć nadzieję? czy to koniec.
CaliopeCaliope pisze: ↑09 kwie 2021, 10:47 Dzisiaj mam bardzo zły dzień, od rana myślę o wstydzie za moje całe życie. Z niczego nie jestem dumna, nic w tym życiu nie osiągnęłam. Wszystkie moje decyzje były złe, a małżeństwo najbardziej. Okropne są konsekwencje tego że chce się jakoś żyć i trzeba sobie poradzić samemu. Spokój to ja znajdę w grobie, bo na cokolwiek miłego się nie zanosi, nie jest bezpiecznie. Nie chcę mi się wiecznie zaciskać zębów, ale też boję się, że będę w punkcie wyjścia z rozwodem, jak coś znów będę chciała by poczuć się kobietą i żoną. Widzę nad sobą napis, nie czuj, nie miej potrzeb, a jakoś to będzie.
Ej... Deminizujesz siebie i swoje życie. W przenośni i do słownie.
Nawet z samym sobą się tak nie powinno rozmawiać na zasadzie - wszystko, nigdy, zawsze...
Bo to zawsze są kłamstwa.
To podszepty złego, żebyś straciła szacunek do swojego życia i swojej osoby. A jesteś sama Darem Boga. Ty i twoje życie.
A gorsze, nawet bardzo gorsze, dni się zdarzają.
Nawet jak trwają dłużej, to wszystko w końcu przemija.
Re: Czy warto mieć nadzieję? czy to koniec.
Zwyklaosobo, ja czuję, w końcu, i nie jestem jak robot, czasem nawet za dużo i to glownie związane jest z odrzuceniem mnie przez męża. To chyba naprawdę jest kara dla mnie małej dziewczynki za przewinienia. Na spacerze byłam, jeszcze z synem też zamierzam iść, jest piękna pogoda.Zwyklaosoba pisze: ↑09 kwie 2021, 12:52 Caliope tak z boku patrząc bardzo surowo się traktujesz, czuj, jak nie będziesz pozwalała sobie niczego odczuwać, to się zadusisz tymi emocjami, może spacer, niby prosta sprawa, ale pogoda dziś chyba wszędzie dopisuje, jest słonecznie
Re: Czy warto mieć nadzieję? czy to koniec.
Masz rację lustro, pewnie zaraz przeminie ten gorszy czas. Często rozmawiam z Bogiem i pytam czemu od samego początku życia mam pod górkę, czasem sobie dopowiadam, że tylko ja to mogę udźwignąć, ale zaraz potem czuję wstyd, że nie mam studiów, nigdy nie miałam pieniędzy, żeby się realizować. Chciałam mieć rodzinę która może nigdy już nie będzie istniała. Tak analizuję jak mój mąż na początku kryzysu, czy warto było cokolwiek z nim zaczynać, bo może samej z psem byłoby lepiej, a mi się zachciało szczęście rodzinnego. I seksu z mężem chciałam, totalna abstrakcja, teraz zamieniona na filmy i modlitwę w samotności.lustro pisze: ↑09 kwie 2021, 13:57CaliopeCaliope pisze: ↑09 kwie 2021, 10:47 Dzisiaj mam bardzo zły dzień, od rana myślę o wstydzie za moje całe życie. Z niczego nie jestem dumna, nic w tym życiu nie osiągnęłam. Wszystkie moje decyzje były złe, a małżeństwo najbardziej. Okropne są konsekwencje tego że chce się jakoś żyć i trzeba sobie poradzić samemu. Spokój to ja znajdę w grobie, bo na cokolwiek miłego się nie zanosi, nie jest bezpiecznie. Nie chcę mi się wiecznie zaciskać zębów, ale też boję się, że będę w punkcie wyjścia z rozwodem, jak coś znów będę chciała by poczuć się kobietą i żoną. Widzę nad sobą napis, nie czuj, nie miej potrzeb, a jakoś to będzie.
Ej... Deminizujesz siebie i swoje życie. W przenośni i do słownie.
Nawet z samym sobą się tak nie powinno rozmawiać na zasadzie - wszystko, nigdy, zawsze...
Bo to zawsze są kłamstwa.
To podszepty złego, żebyś straciła szacunek do swojego życia i swojej osoby. A jesteś sama Darem Boga. Ty i twoje życie.
A gorsze, nawet bardzo gorsze, dni się zdarzają.
Nawet jak trwają dłużej, to wszystko w końcu przemija.
Re: Czy warto mieć nadzieję? czy to koniec.
Caliope posłuchaj tego.
Zawsze było kiepsko z kasą. Nie bieda ale ciężko od pierwszego do pierwszego z plusem. Jak wpadła dodatkowa kasa to zaraz auto padło, choroba i w leki poszło, w domu krach i wypiło ten czasem niewielki zastrzyk na plus. Miałem mega wnerwa na to do Taty. Dziś... Dziękuję za to. Dziś wiem i to wręcz jestem pewny że gdyby była kasa na plus mieszkaliśmy osobno a moje małżeństwo było by tylko na papierze lub już nawet po papierze.
Tak samo praca za granicą za super kasę tyle że co 3 miesiące powrót na miesiąc... Efekt super życie tyle że solo...
Nie wiesz czemu "dziś" jest takie a nie inne. Ja w tym dole widzę Palec który nie pozwala za szybko wyjść na górę żeby nie spaść.
Zawsze było kiepsko z kasą. Nie bieda ale ciężko od pierwszego do pierwszego z plusem. Jak wpadła dodatkowa kasa to zaraz auto padło, choroba i w leki poszło, w domu krach i wypiło ten czasem niewielki zastrzyk na plus. Miałem mega wnerwa na to do Taty. Dziś... Dziękuję za to. Dziś wiem i to wręcz jestem pewny że gdyby była kasa na plus mieszkaliśmy osobno a moje małżeństwo było by tylko na papierze lub już nawet po papierze.
Tak samo praca za granicą za super kasę tyle że co 3 miesiące powrót na miesiąc... Efekt super życie tyle że solo...
Nie wiesz czemu "dziś" jest takie a nie inne. Ja w tym dole widzę Palec który nie pozwala za szybko wyjść na górę żeby nie spaść.