Czy warto mieć nadzieję? czy to koniec.

Refleksje, dzielenie się swoimi przeżyciami...

Moderator: Moderatorzy

Caliope
Posty: 3013
Rejestracja: 04 sty 2020, 12:09
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Czy warto mieć nadzieję? czy to koniec.

Post autor: Caliope »

sajmon123 pisze: 03 sie 2021, 9:43 Caliope masz to na co się godzisz. Dlaczego unikasz męża? Boisz się go? Wstydzisz się? Ty masz się czego wstydzić czy to on ma? Tańczysz jak mąż Ci gra, a mówisz o byciu sobą. Coś się nie zgadza. Wstań z kolan, podejdź do lustra i powiedz - jestem córką króla, nie muszę się nikogo bać, jestem sobą, silną i wiedzącą czego chcę. Rób tak do skutku aż naprawdę w to uwierzysz. Na nic terapie, na nic modlitwy, jeśli nie jesteśmy w stanie sami tego poczuć. Ucieczka przed samym sobą nie jest rozwiązaniem, a jedynie dokładaniem sobie ciężarów na przyszłość.
Sajmon wiesz czego chcę? rodziny, chcę współżycia, przytulania, wsparcia i poczucia bezpieczeństwa. Ja nie decydowałam o tym, że jak powiem czego chcę, mąż zagrozi rozwodem i odejściem i z premedytacją będzie dom traktował jak hotel, jak coś przejściowego do jego nowego życia.Tylko po co tyle czasu mnie męczyć?. Nie naprawię tego terapią swoją, moimi zmianami, mając swoje odrębne życie. Zastanawiam się czy nie zgodzić się na rozwód, bo to tylko sprawa w sądzie. Obstaję przy swoim ,przy mojej wierze, że nie chce rozwodu, a mąż emocjonalnie się już rozwiódł, może dlatego nie jestem już dla niego kobietą. Dlatego schodzę mu z drogi, nie chce mi się już gadać o pogodzie, ile można nie rozmawiać o sobie, o swoich pragnieniach, planach ,uczuciach. Lepiej się zamknąć, bo lista Zerty to już na tym etapie nie jest dobrym pomysłem. Przechodzilo się i jest tylko destrukcja. A ja robię to dla syna, on jest najważniejszy teraz po Bogu.
Caliope
Posty: 3013
Rejestracja: 04 sty 2020, 12:09
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Czy warto mieć nadzieję? czy to koniec.

Post autor: Caliope »

Sarah pisze: 03 sie 2021, 12:11
sajmon123 pisze: 03 sie 2021, 9:43 Dlaczego unikasz męża? Boisz się go? Wstydzisz się?
Nie jestem Caliope, ale chyba to rozumiem, uważam, że nie ma nic dziwnego ani niezrozumiałego w strachu przed tym, co się usłyszy, gdy dojdzie do poważnej rozmowy. Łatwiejsze i w pewnym sensie mniej obciążające, przynajmniej na tu i teraz,
może być unikanie konfrontacji, takie trochę chowanie głowy w piasek. Tylko ile można tak wytrzymać.
Caliope, nie wmawiaj sobie, że nie zasługujesz na coś itp. Każdy człowiek zasługuje na dobre życie, ale z drugiej strony inni ludzie nie są naszą własnością, nie da się nikogo zmusić do miłości. I nie łudź się niestety, że ta sytuacja jest korzystna dla dziecka, ono widzi i przede wszystkim wyczuwa tę pustkę i "czarną dziurę", jak ktoś wcześniej napisał.
Tym postem uswiadamiasz mi ,że separacja będzie najlepszym co zrobię lub rozwód. Nie zmuszę męża do miłości, widać nigdy nie kochał, bo nie uwierzę że bez zdrady, bycia zawsze tylko z nim, dbania o rodzinę, bez kłamstwa i długów można po prostu powiedzieć już Cię nie kocham i odejść. Nie czuć, nie chcieć nic naprawić, potraktować jak śmiecia. Niepotrzebnie mieszkam z mężem, męczę się tylko, ale nie mam gdzie iść, to mieszkanie można sprzedać za 2 lata dopiero. Tylko strzelić sobie w skroń za głupie wybory.
Ruta
Posty: 3297
Rejestracja: 19 lis 2019, 12:00
Jestem: w separacji
Płeć: Kobieta

Re: Czy warto mieć nadzieję? czy to koniec.

Post autor: Ruta »

Caliope, żadnego strzelania... W siebie też nie. Wiem, że "to tak się mówi", ale wiem też, że czuję się lepiej, gdy nie używam takich słów. Wobec siebie też.
Rozwód nie jest rozwiązaniem. Myślę, że budzą się w tobie różne emocje, sprzeciw wobec sytuacji w której jesteś, że dostrzegasz, że to co robisz teraz nie pomaga, ale jest dla ciebie destrukcyjne. Tak odbieram twoje wpisy z ostatniego czasu.

Niedawno byłam na wykładzie księdza Dziewieckiego, omawiał także trudności małżeńskie. Zapadło mi w pamięć coś, co być może może ci się przydać. W kryzysie nie używamy słowa rozwód. Ani w słowach, ani w myślach. A gdy potrzebujemy przełamać impas, mówimy zamiast straszenia rozwodem: nie chcę już tak dalej żyć.

Bardzo mi się to nie chcę już tak dalej żyć spodobało. Bo jest to proste stwierdzenie, wskazujące na moją potrzebę zmian, na to, że to co jest teraz mi nie odpowiada. Ale bez obwiniania, wymuszania czegoś na drugiej osobie. To taki komunikat zapowiadający zmiany. Ale też dający siłę by je wprowadzić. No bo jak już nie chcę tak, to uświadamiam sobie że mogę inaczej. I szukam sposobu na to inaczej.

I nie martw się, wszystko się układa. Tak czuję jak piszesz, że masz poczucie uwięzienia w obecnej sytuacji, mieszkania nie da się sprzedać, i różne przeszkody do zmian. Miałam tak, gdy mąż wpadła w pierwszy poważny ciąg narkotykowy i się zupełnie ode mnie odsunął. Wydawało mi się, że nie mam żadnego wyjścia, że muszę po prostu to znieść. Nie miałam nikogo do pomocy. To zły tak pokazuje. Zawierz Bogu, bezpośrednio, a jak wolisz przez ręce Maryi, albo swojego Świętego. Poproś o pomoc. Dostaniesz ją. Gdy tak zrobiłam, w końcu, nagle zaczęły się pojawiać różne rozwiązania.
Caliope
Posty: 3013
Rejestracja: 04 sty 2020, 12:09
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Czy warto mieć nadzieję? czy to koniec.

Post autor: Caliope »

Ruta pisze: 03 sie 2021, 15:46 Caliope, żadnego strzelania... W siebie też nie. Wiem, że "to tak się mówi", ale wiem też, że czuję się lepiej, gdy nie używam takich słów. Wobec siebie też.
Rozwód nie jest rozwiązaniem. Myślę, że budzą się w tobie różne emocje, sprzeciw wobec sytuacji w której jesteś, że dostrzegasz, że to co robisz teraz nie pomaga, ale jest dla ciebie destrukcyjne. Tak odbieram twoje wpisy z ostatniego czasu.

Niedawno byłam na wykładzie księdza Dziewieckiego, omawiał także trudności małżeńskie. Zapadło mi w pamięć coś, co być może może ci się przydać. W kryzysie nie używamy słowa rozwód. Ani w słowach, ani w myślach. A gdy potrzebujemy przełamać impas, mówimy zamiast straszenia rozwodem: nie chcę już tak dalej żyć.

Bardzo mi się to nie chcę już tak dalej żyć spodobało. Bo jest to proste stwierdzenie, wskazujące na moją potrzebę zmian, na to, że to co jest teraz mi nie odpowiada. Ale bez obwiniania, wymuszania czegoś na drugiej osobie. To taki komunikat zapowiadający zmiany. Ale też dający siłę by je wprowadzić. No bo jak już nie chcę tak, to uświadamiam sobie że mogę inaczej. I szukam sposobu na to inaczej.

I nie martw się, wszystko się układa. Tak czuję jak piszesz, że masz poczucie uwięzienia w obecnej sytuacji, mieszkania nie da się sprzedać, i różne przeszkody do zmian. Miałam tak, gdy mąż wpadła w pierwszy poważny ciąg narkotykowy i się zupełnie ode mnie odsunął. Wydawało mi się, że nie mam żadnego wyjścia, że muszę po prostu to znieść. Nie miałam nikogo do pomocy. To zły tak pokazuje. Zawierz Bogu, bezpośrednio, a jak wolisz przez ręce Maryi, albo swojego Świętego. Poproś o pomoc. Dostaniesz ją. Gdy tak zrobiłam, w końcu, nagle zaczęły się pojawiać różne rozwiązania.
Dziękuję Ruto za twój wpis, masz rację. Szłam sobie po syna do przedszkola i myślałam o moim ostatnim z wpisów i nasunęło mi się znów czym jest miłość. Miłość dojrzała jako postawa, nie motyle, miłość która może się rozwinąć i wcale nie jest powiedziane, że jej nie ma. Do miłości nie można zmusić, ale do jakiej? myślę, że bardziej do zakochania, bo postawa miłości jest ponad to. Ja ją mam w sobie, dlatego nic nie poradzę, że chcę by dalej była ta moja rodzina z Bogiem. Pomimo wszystko kocham ludzi którzy są mi bliscy, chciałabym tylko normalnego życia, najfajniejszego, takiego cudownie nudnego, takiego dla mnie. Rozwód lub separacja to ostateczność, a ja tego nie chcę robić, nie chce być też zmuszona do tego przez brak sił i perspektyw.
Caliope
Posty: 3013
Rejestracja: 04 sty 2020, 12:09
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Czy warto mieć nadzieję? czy to koniec.

Post autor: Caliope »

Tak na dzisiaj, jak za bardzo coś chcę i marzę o tym tym trudniej jest mi to zdobyć. Wywieram na sobie presję, bo bardzo chcę mieć te moje prawo jazdy. Jak zawierzyć Bogu moje marzenie które jest niby na wyciągnięcie ręki, a ciągle gonię je jak białego królika. Nie jestem w stanie zamienić bardzo chcę na coś innego.
Astro
Posty: 1208
Rejestracja: 17 mar 2018, 15:41
Jestem: po rozwodzie
Płeć: Mężczyzna

Re: Czy warto mieć nadzieję? czy to koniec.

Post autor: Astro »

Caliope pisze: 05 sie 2021, 16:38 Tak na dzisiaj, jak za bardzo coś chcę i marzę o tym tym trudniej jest mi to zdobyć. Wywieram na sobie presję, bo bardzo chcę mieć te moje prawo jazdy. Jak zawierzyć Bogu moje marzenie które jest niby na wyciągnięcie ręki, a ciągle gonię je jak białego królika. Nie jestem w stanie zamienić bardzo chcę na coś innego.
Caliope
Po co ci ta presja? Domyślam się ,że ci zależy , ale widzisz ,że tak nie wychodzi , to trzeba coś zmienić , może właśnie ta presję .

Ja zniejszam presję i wystudzam oczekiwania . I tak dla mnie jest lepiej. Po prostu chce zrobić to co mam do zrobienia jak najlepiej będę wstanie.
Mając świadomość ,że w niektórych sprawach nie wszystko zależy tylko odemnie i nie zawsze będzie się układać idealnie. To pozwala mi na duży luz w takich sytuacjach. Nie ma napięć , a przeszkody ,które się pojawiają przyjmuje że spokojem. A to z kolei wpływa ,że nie ma rollercoastera z emocjami .
" Każdy z was , młodzi przyjaciele , znajduje też w życiu jakieś swoje Westerplatte.Jakis wymiar zadań , które musi podjąć i wypełnić ... Jakiś obowiązek, powinność, od której nie można zdezerterować. " Ojciec Święty Jan Paweł II
Caliope
Posty: 3013
Rejestracja: 04 sty 2020, 12:09
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Czy warto mieć nadzieję? czy to koniec.

Post autor: Caliope »

Astro pisze: 05 sie 2021, 17:49
Caliope pisze: 05 sie 2021, 16:38 Tak na dzisiaj, jak za bardzo coś chcę i marzę o tym tym trudniej jest mi to zdobyć. Wywieram na sobie presję, bo bardzo chcę mieć te moje prawo jazdy. Jak zawierzyć Bogu moje marzenie które jest niby na wyciągnięcie ręki, a ciągle gonię je jak białego królika. Nie jestem w stanie zamienić bardzo chcę na coś innego.
Caliope
Po co ci ta presja? Domyślam się ,że ci zależy , ale widzisz ,że tak nie wychodzi , to trzeba coś zmienić , może właśnie ta presję .

Ja zniejszam presję i wystudzam oczekiwania . I tak dla mnie jest lepiej. Po prostu chce zrobić to co mam do zrobienia jak najlepiej będę wstanie.
Mając świadomość ,że w niektórych sprawach nie wszystko zależy tylko odemnie i nie zawsze będzie się układać idealnie. To pozwala mi na duży luz w takich sytuacjach. Nie ma napięć , a przeszkody ,które się pojawiają przyjmuje że spokojem. A to z kolei wpływa ,że nie ma rollercoastera z emocjami .
Chciałabym jak ty po męsku do tego podejść. Przez to, że od dwóch lat nigdzie nie byłam, nawet u rodziny, jest smutne. Dlatego mam presję, że powinnam zdać, bo pomoże mi to wyjechać z synem gdzie będę chciała i do kogo będę chciała nawet na drugi koniec Polski. Teraz jestem uwięziona nawet żeby pojechać do sklepu 20 km dalej. Komunikacją byłaby to wyprawa na 3 h w jedną stronę, samochodem 40 minut. Nauczyłam się, że nie mam na wiele rzeczy wpływu, ale od siebie wymagam, choć nie zawsze wychodzi.
Astro
Posty: 1208
Rejestracja: 17 mar 2018, 15:41
Jestem: po rozwodzie
Płeć: Mężczyzna

Re: Czy warto mieć nadzieję? czy to koniec.

Post autor: Astro »

Haha .
Caliope są sprawy nie raz gdzie bardzo ciężko o to wychłodzenie , a gdyby było takie zupełne i byłbym jak lodowiec, jak było by łatwo.
" Każdy z was , młodzi przyjaciele , znajduje też w życiu jakieś swoje Westerplatte.Jakis wymiar zadań , które musi podjąć i wypełnić ... Jakiś obowiązek, powinność, od której nie można zdezerterować. " Ojciec Święty Jan Paweł II
Caliope
Posty: 3013
Rejestracja: 04 sty 2020, 12:09
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Czy warto mieć nadzieję? czy to koniec.

Post autor: Caliope »

Na dzisiaj, byliśmy na wycieczce na dwa dni, ale ze słowami męża, że wcale nie chciał tam jechać. Cały czas chodził zły i mówił, że chce wracać czym popsuł cały wyjazd. Jak wróciliśmy było tylko gorzej, zauważyłam, że mężowi wszystko się należy, a ja na nic nie zasługuję. On nie chce dobra, miłości, ale cała reszta mu się należy. Typowe DDA bez terapii, boi się miłości, bo musi dać od siebie, a nie wie czy potrafi. Ale wie, ze ja nie odejdę i boi się, że będę coś chciała, dlatego uprzyksza to życie. Naprawdę musiał się namęczyć przed ślubem i dobrze grać, aż podziw mnie bierze,że się nabrałam. Ja po terapii wiem, że mi się nic nie należy, to mam sobie zorganizować sama. Miłość też się nie należy, a jest lub jej nie ma jak u mojej matki do mnie .
Ruta
Posty: 3297
Rejestracja: 19 lis 2019, 12:00
Jestem: w separacji
Płeć: Kobieta

Re: Czy warto mieć nadzieję? czy to koniec.

Post autor: Ruta »

Caliope,
Wiem, że to trudne, bo z jednej strony radość że jest wspólny wyjazd i nadzieja, z drugiej takie narzekanie i postawa są bardzo raniące. Gdy mój mąż miał romans, a ja jeszcze o tym nie wiedziałam, uprosiłam go na wspólny wyjazd wakacyjny. Byliśmy w Krakowie i mój mąż chwilami tak był wobec mnie przykry, że chciało mi się płakać. Zupełnie tego nie rozumiałam, co się dzieje i dlaczego tak mój mąż wobec mnie postępuje. Czułam, że nie zasługuję na takie traktowanie i pękało mi serce. A jednak były też miłe chwile. Znalazłam wtedy w sobie siły, by ignorować co trudne i szukać radości, że jednak jesteśmy razem. I chwilami mąż "zapominał", że "ma być" wobec mnie wrogi. Gdy teraz po dłuższym czasie myślę o tej sytuacji, jest mi żal i siebie i męża. Obojgu było nam trudno, choć z różnych powodów. Cenię też to, że mimo to oboje chroniliśmy synka, na ile każde z nas w swojej sytuacji mogło to zrobić.

Nie wiem, czy to widzisz, ale częściowo wchodzisz w projekcje tego, co mąż ma i co miał w głowie. Mechanizmy wiele tłumaczą, ale wszystkiego nie. Bardzo mi pomagały i nadal pomagają twoje wpisy, by tego się oduczać. Ale no właśnie, nawet jak wiemy o tej naszej skłonności do takich projekcji, to nie chroni nas przed tym, by w nie wchodzić. Myślę, że w ten sposób staramy się zrozumieć czemu bliska osoba rani i znaleźć nawet jakieś dla tego usprawiedliwienie, często właśnie przez trudności i braki tej osoby. Uczę się powoli przyjmować zachowania innych osób, bez wchodzenia w ich głowy i także uczę się reagowania na to, co się dzieje, tak by najlepiej chronić siebie. Czasem niewiele do tego potrzeba, po prostu przyjmuję, że na dziś ta osoba tak postępuje. I to pomaga mi nie brać tego aż tak mocno do siebie. Na pewno pomaga też w tym modlitwa za tą osobę. Na trudne chwile, na bieżąco, jak znalazł są akty strzeliste, szczególnie te odwołujące się do pokory. Nad tym jeszcze pracuję, by tak robić i o tym pamiętać. Uczę się też wprost wyrażać swoje uczucia, od razu na bieżąco, w prostych spokojnych komunikatach: jest mi przykro, gdy (...), ja tak nie uważam, widzę to inaczej. I po tym komunikacie kropka. Bez tłumaczenia, żądania zmiany zachowania. Szczególnie mężczyźni zdają się lepiej reagować na takie proste zdania. Zaczynam to widzieć, że duża ilość słów ich przytłacza. Podobno nawet Święty Józef woli krótkie konkretne modlitwy :) Pomaga mi też pozbywanie się oczekiwań. Szczególnie co do osoby męża. Zawiedzione nadzieje bardzo bolą.



Caliope, przytulam cię mocno. Po moich doświadczeniach wiem, że jesteś zapewne bardzo obolała po takim wyjeździe. Nie zdążyłam dziś jeszcze zacząć różańca, zaraz zaczynam. W twojej intencji, pocieszenia cię i napełnienia miłością, powiem szczególnie Tajemnicę Nawiedzenia Świętej Elżbiety. Maryja ma w sobie tyle miłości i z radością przychodzi nas wspierać i pocieszać. Przytul się do Niej jak najmocniej. Będzie dobrze.
Caliope
Posty: 3013
Rejestracja: 04 sty 2020, 12:09
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Czy warto mieć nadzieję? czy to koniec.

Post autor: Caliope »

Ja czułam, że to nie będzie wyjazd który zapamiętam jako dobrze spędzony czas. Syn cały czas jęczał, ciągle coś na zmianę ze swoim ojcem. Właśnie ja komunikuje się cały czas w taki sposób, krótkie komunikaty i każdego zachęcam, bo to działa. Chciałabym sobie tam pojechać sama, tak jak mąż też mówił ,że sam, teraz tylko tak myślę o sobie i moich planach. Choć to bardzo przykre jak jest niby ta rodzina, a tak naprawdę jej nie ma. Co do projekcji, jestem już na takim etapie i mam tyle wiedzy, że widzę, rozumiem i akceptuję stawiając granice i też tak zrobiłam wczoraj po powrocie, że mąż musiał pojechać na swoją wycieczkę.
Bławatek
Posty: 1670
Rejestracja: 09 maja 2020, 13:08
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Czy warto mieć nadzieję? czy to koniec.

Post autor: Bławatek »

Caliope, na pewno Ci teraz trudno. Niestety z niektórymi trudno coś zdziałać, bo są albo zaślepieni, albo zafiksowani na sobie, swoich potrzebach. Bo generalnie ludzie mają problem z postrzeganiem rzeczywistości (nie wiem jak to ująć). Np. wczoraj u nas ksiądz na kazaniu mówiąc o postrzeganiu różnych spraw w tym też wiary i Boga przytoczył 2 przykłady: 1) z racji, że wczoraj znów u nas lało to jedna osoba pewno od rana marudziła, że znów pada, a druga w tym czasie dziękowała Bogu za deszcz bo przecież dopiero co straszyli suszą, przykład 2) zapewne jakiś mąż nawet na tej mszy myśli sobie 'Boże, ile tu jest ładniejszych kobiet od mojej żony', a obok inny myśli 'dzięki Ci Boże, że ta moja żona mnie chciała za męża'. I tak właśnie z nami jest, że czasami nie potrafimy się cieszyć z tego co mamy, co nam daje dzień, Bóg. I tak np. może mieć Twój mąż. Może nie umie inaczej, może nie chce. Trudno. Jego strata. Chciałaś wyjechać, więc się udało, ale niestety nie zawsze jest tak jak byśmy chcieli. Gdy ja miesiąc temu wyjeżdżałam z synem to mąż ciągle zagadywał czy nas nie zawieź, w końcu syn go poprosił - ja myślałam, że jak mu 'tak zależy' to może po dotarciu na miejsce wspólnie rodzinnie spędzimy czas, ale nie - mój mąż jak zwykle miał inne plany. Było mi przykro, ale zaraz się w myślach skarciłam, bo przecież mój mąż tak od zawsze ma, więc czego ja się spodziewałam. Stwierdziłam, że szkoda mi czasu na smutki i analizowanie postępowania męża.

Ten rok może u Ciebie mało ciekawy, ale pomyśl, że za rok może już samodzielnie jako kierowca gdzieś pojedziesz. A i syn będzie starszy więc będzie Ci może łatwiej. Nie dołuj się dniem dzisiejszym - myśl o perspektywach jutra.
Caliope
Posty: 3013
Rejestracja: 04 sty 2020, 12:09
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Czy warto mieć nadzieję? czy to koniec.

Post autor: Caliope »

Właśnie nie powinnam chyba myśleć, że sama gdzieś pojadę, bo chcę za bardzo i nie mogę zdać. Jestem coraz bardziej rozczarowana sobą przez to, myślę tylko o tym, bo inni mogą, a ja nie. Kolejny miesiąc w plecy, a to bardzo rani, że mąż sobie wsiada w samochód i jedzie gdzie chce. A ja byłam głupia, bo myślałam, że jak przed ślubem będziemy jeździć do rodzin, zawsze wszędzie razem, na jego i moje wycieczki, ale tak nie jest. Okropne jest takie pucowanie się, nie bycie sobą, ja widziałam w mężu miłego, pomocnego z poczuciem humoru, a tu czar prysł i jest wiecznie niezadowolony gbur. Przez moje poczucie winy i chorobę tego nie widziałam, ale przynajmniej wtedy nie myślałam o tym, że choćbym stała na rzęsach nie będę potrafiła na nic zasługiwać i nie będę potrafiła tego zmienić, bo nie zmienię ludzi skacząc wokół jak małpa.
Bławatek
Posty: 1670
Rejestracja: 09 maja 2020, 13:08
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Czy warto mieć nadzieję? czy to koniec.

Post autor: Bławatek »

Caliope to zacznij do egzaminu podchodzić na luzie - na zasadzie jak się teraz nie uda to może następnym razem. Taki egzamin to też nauka. Ja zdawałam gdy nie trzeba było jeździć w dzień na światłach, na moim pierwszym egzaminie wszyscy oblali na placu bo było niesprawne auto, ale egzaminator był niewzruszony a nikt nie miał odwagi się postawić - nauka z tego - lepiej być odważniejszym i umieć walczyć o swoje (nad tym pracuję). Drugi oblałam bo zaczynałam jako pierwsza- miałam wyjechać z oświetlonej hali a że było już popołudnie z zachodzącym słońcem to oblałam bo nie załączyłam świateł, a wtedy na to nie wpadłam, bo przecież w hali było jasno i nie było obowiązku jeżdżenia 24h na dobę na światłach, tu egzaminator był miły bo kilkukrotnie pytał czy już jestem gotowa do jazdy, a ja ciągle poprawiałem lusterka, fotel, sprawdzałam czy mi się jakaś kontrolka nie zapaliła, ale o światłach mnie nie oświeciło - nauczka: nigdy później o światłach nie zapomniałam. Za trzecim razem jeździłam w śnieżycy, a że kurs zaczynałam latem i jesienią jeździłam tylko w deszczu więc byłam pewna, że nie zdam, więc jechałam w stresie ale na luzie z myślą, że następny egzamin wolę mieć wiosną, a prawko robiłam bo firma mi zaleciła, więc miałam obawy czy będą czekać jeszcze kilka miesięcy czy się ze mną pożegnają. I o dziwo gdy odpuściłam to zdałam - 3 razy pytałam egzaminatora czy się nie pomylił mówiąc, że zdałam.

A znam osoby, które kilkanaście razy podchodziły do egzaminu i się nie zniechęcały. W końcu bim się udało.

Będziesz podróżować, jeździć - na wszystko przyjdzie czas. Teraz planuj, wymyślaj trasy i zwiedzaj wirtualnie.
Caliope
Posty: 3013
Rejestracja: 04 sty 2020, 12:09
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Czy warto mieć nadzieję? czy to koniec.

Post autor: Caliope »

Bławatek pisze: 10 sie 2021, 10:53 Caliope to zacznij do egzaminu podchodzić na luzie - na zasadzie jak się teraz nie uda to może następnym razem. Taki egzamin to też nauka. Ja zdawałam gdy nie trzeba było jeździć w dzień na światłach, na moim pierwszym egzaminie wszyscy oblali na placu bo było niesprawne auto, ale egzaminator był niewzruszony a nikt nie miał odwagi się postawić - nauka z tego - lepiej być odważniejszym i umieć walczyć o swoje (nad tym pracuję). Drugi oblałam bo zaczynałam jako pierwsza- miałam wyjechać z oświetlonej hali a że było już popołudnie z zachodzącym słońcem to oblałam bo nie załączyłam świateł, a wtedy na to nie wpadłam, bo przecież w hali było jasno i nie było obowiązku jeżdżenia 24h na dobę na światłach, tu egzaminator był miły bo kilkukrotnie pytał czy już jestem gotowa do jazdy, a ja ciągle poprawiałem lusterka, fotel, sprawdzałam czy mi się jakaś kontrolka nie zapaliła, ale o światłach mnie nie oświeciło - nauczka: nigdy później o światłach nie zapomniałam. Za trzecim razem jeździłam w śnieżycy, a że kurs zaczynałam latem i jesienią jeździłam tylko w deszczu więc byłam pewna, że nie zdam, więc jechałam w stresie ale na luzie z myślą, że następny egzamin wolę mieć wiosną, a prawko robiłam bo firma mi zaleciła, więc miałam obawy czy będą czekać jeszcze kilka miesięcy czy się ze mną pożegnają. I o dziwo gdy odpuściłam to zdałam - 3 razy pytałam egzaminatora czy się nie pomylił mówiąc, że zdałam.

A znam osoby, które kilkanaście razy podchodziły do egzaminu i się nie zniechęcały. W końcu bim się udało.

Będziesz podróżować, jeździć - na wszystko przyjdzie czas. Teraz planuj, wymyślaj trasy i zwiedzaj wirtualnie.
To już był taki raz jak u twoich znajomych, już nie pamiętam który raz podchodzę.Im wiecej tym bardziej bierze stres, bo uwalą na jakiejś małej rzeczy. Ja się nie zniechęcam, ale dużo nerwów mnie to kosztuje, a przez covid cały miesiąc czekania. Nie wiem, może mam odpuścić całkiem, dać sobie spokój, bo dla mnie jest to tak ważne, że nie ma w tym żadnego luzu.
ODPOWIEDZ