Czy warto mieć nadzieję? czy to koniec.

Refleksje, dzielenie się swoimi przeżyciami...

Moderator: Moderatorzy

Awatar użytkownika
Nirwanna
Posty: 13319
Rejestracja: 11 gru 2016, 22:54
Jestem: po rozwodzie
Płeć: Kobieta

Re: Czy warto mieć nadzieję? czy to koniec.

Post autor: Nirwanna »

Caliope, sądzę, że mniej chodzi o to "co" robić, a "jak" robić. Oraz proporcje tego "co i jak". To już potrzebujesz rozeznać sama w twojej osobistej sytuacji. Kwestia rozeznawania i bycia na bieżąco w procesie weryfikacji tego - to wyjątkowo szeroki temat, ale choć zacznij.
Bo Twoje regularnie wracające od "nikogo mi nie potrzeba, jest dobrze jak jest" do "mąż się ciągle czepia, a ja nie mam czułości" pokazuje, że wciąż kręcisz się w kółko.
Nie żyje się, nie kocha się, nie umiera się - na próbę
Jan Paweł II
Caliope
Posty: 3013
Rejestracja: 04 sty 2020, 12:09
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Czy warto mieć nadzieję? czy to koniec.

Post autor: Caliope »

Nirwanna pisze: 17 wrz 2022, 20:58 Caliope, sądzę, że mniej chodzi o to "co" robić, a "jak" robić. Oraz proporcje tego "co i jak". To już potrzebujesz rozeznać sama w twojej osobistej sytuacji. Kwestia rozeznawania i bycia na bieżąco w procesie weryfikacji tego - to wyjątkowo szeroki temat, ale choć zacznij.
Bo Twoje regularnie wracające od "nikogo mi nie potrzeba, jest dobrze jak jest" do "mąż się ciągle czepia, a ja nie mam czułości" pokazuje, że wciąż kręcisz się w kółko.
Nie wiem jak robić, wiem czego nie robić by nie zaznawać cierpienia, mój cel, to unik. Nie chcę rozwodu, nie zasługuję na to by mieć gorzej niż mam, bo komuś się tak podoba.Życie weryfikuje gdzie są moje potrzeby których nie da się zaspokoić samemu, schowane bardzo głęboko i obawiam się, ze tylko kolejna terapia by pomogła by je odnaleźć. Ja sobie mogę chcieć czułości czy przytulania,czy relacji z mężem, nie dostanę tego, bo się nie da i to nie jest związane z DDA, a z wolną wolą ludzi wokół. Generalnie więcej zrobić nie mogę niż robię i robiłam, bo doznam ogromnego rozczarowania. Ani sport, ani dbanie o siebie i swój rozwój czy granice nie sprawią, że będę kochana, czy zauważona. Dlatego musi być dobrze przy "jest jak jest".
Awatar użytkownika
Nirwanna
Posty: 13319
Rejestracja: 11 gru 2016, 22:54
Jestem: po rozwodzie
Płeć: Kobieta

Re: Czy warto mieć nadzieję? czy to koniec.

Post autor: Nirwanna »

Caliope pisze: 18 wrz 2022, 2:35 Dlatego musi być dobrze przy "jest jak jest".
Yhm. Musi.
Tylko, że wciąż boli, nie?
Czyli coś nie działa w tym "musi".
Bo w tym "musi" jest sporo przemocy zadawanej sobie. I sporo braku miłości do siebie.
Caliope pisze: 18 wrz 2022, 2:35 Nie wiem jak robić, wiem czego nie robić by nie zaznawać cierpienia, mój cel, to unik.
Tak sobie myślę, że warto abyś sięgnęła po dwie książki:
1. ks. Marka Dziewieckiego "Bóg vs cierpienie"
2. M. M. Gajdowie "Rozwój - jak współpracować z łaską".

Bardzo dobitnie pokazują, że uniki przed cierpieniem kończą się jeszcze większym cierpieniem. Czego właśnie doświadczasz.
Na szczęście pokazują też, jak przyjąć cierpienie i jak wyjść z nadmiarowego cierpienia.

Byle się chciało chcieć. Byle się chciało być wygranym.
Nie żyje się, nie kocha się, nie umiera się - na próbę
Jan Paweł II
Caliope
Posty: 3013
Rejestracja: 04 sty 2020, 12:09
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Czy warto mieć nadzieję? czy to koniec.

Post autor: Caliope »

Nirwanna pisze: 18 wrz 2022, 7:54
Caliope pisze: 18 wrz 2022, 2:35 Dlatego musi być dobrze przy "jest jak jest".
Yhm. Musi.
Tylko, że wciąż boli, nie?
Czyli coś nie działa w tym "musi".
Bo w tym "musi" jest sporo przemocy zadawanej sobie. I sporo braku miłości do siebie.
Caliope pisze: 18 wrz 2022, 2:35 Nie wiem jak robić, wiem czego nie robić by nie zaznawać cierpienia, mój cel, to unik.
Tak sobie myślę, że warto abyś sięgnęła po dwie książki:
1. ks. Marka Dziewieckiego "Bóg vs cierpienie"
2. M. M. Gajdowie "Rozwój - jak współpracować z łaską".

Bardzo dobitnie pokazują, że uniki przed cierpieniem kończą się jeszcze większym cierpieniem. Czego właśnie doświadczasz.
Na szczęście pokazują też, jak przyjąć cierpienie i jak wyjść z nadmiarowego cierpienia.

Byle się chciało chcieć. Byle się chciało być wygranym.
Nie boli jak na początku, z każdym dniem czując ukłucie, czuję je coraz mniej, obojętnieję. Do niedawna bardzo bolało, aż krzyczalo, szczególnie brak przynależności, spędzania razem czasu, bycia częścią rodziny. Odkąd pracuję nie myślę tak intensywnie, że bym chciała być dla kogoś ważna . Mąż nie chce ze mną funkcjonować, trudno, tak bardzo jestem niepotrzebnym złym czlowiekiem, choć dalej nie rozumiem dlaczego i dlaczego nie jestem w stanie nic naprawić. Mój czas się skończył, skończyły się spacery, mogę sobie iść sama gdziekolwiek i to robię jak mam siłę i czas. Cierpienie mam wpisane w życie, nigdy nie byłam i nie będę szczęśliwa, nie potrafię sobie sama tego dać. Mogę spróbować wyprowadzić się do mojej kawalerki, odetnę się, wezmę rozwód cywilny i do tego unieważnie małżeństwo. Kupię parę rzeczy które zawsze chciałam mieć i zaadoptuje więcej zwierząt. Też nie jest to gwarancją, że będę szczęśliwa, nie wiem czym jest szczęście, myślałam że jest nim małżeństwo i rodzina, ale to nie to. Nie wiem co i się nie dowiem, czasem bolą niezaspokojone potrzeby, ale też można je wyrzucić z głowy i uzmysłowić sobie, że nie zasługuję na coś i nie dam rady tego zmienić. Z chronicznego cierpienia wychodzi tylko depresja, bezsilność i ogólnie niechęć do życia. Dlatego narasta bunt, dlaczego ja i jak mam sobie pomóc. Mam wolne, wstaję rano i nie mam ochoty wyjść z pokoju gdzie spałam, zamykam się w nim i funkcjonuję w odrębności, wiedziałam doskonale, że tak będzie jak pójdę do pracy. Wiedziałam, ze będą tylko współlokatorem. Bóg pomaga tym co coś robią, ja jestem już wyczerpana i zniechęcona robieniem czegoś, co nie przynosi żadnych dobrych rzeczy, miałam nadzieje,ze coś zmienię. Ostatnim ogniwem było pójście do pracy co też nie zbliżyło mnie z mężem, a oddaliło jeszcze bardziej. Denerwuję go od progu jak wracam z pracy, przyczepia się wtedy o cokolwiek. Może pora zniknąć na dobre, bo nie mam zamiaru pod niego żyć i wykonywać poleceń czy słuchać jaki jest strasznie pokrzywdzony przez to, że tu jest gdzie jest. Dość tego.
Sarah
Posty: 372
Rejestracja: 01 maja 2020, 13:46
Jestem: po rozwodzie
Płeć: Kobieta

Re: Czy warto mieć nadzieję? czy to koniec.

Post autor: Sarah »

Caliope pisze: 18 wrz 2022, 11:42 Mąż nie chce ze mną funkcjonować, trudno, tak bardzo jestem niepotrzebnym złym czlowiekiem, choć dalej nie rozumiem dlaczego i dlaczego nie jestem w stanie nic naprawić.
Dlaczego sobie to robisz, ciągle i ciągle? Piszesz tak, żeby uzyskać chociaż tu zaprzeczenie czy naprawdę tak myślisz? Dlaczego nie potrafisz przyjąć, że problem jest po stronie męża, że to on nie jest w stanie tworzyć normalnego związku?
"Zamiast ciągle na coś czekać, zacznij żyć, właśnie dziś. Jest o wiele później niż ci się wydaje". Ks. Jan Kaczkowski
Bławatek
Posty: 1625
Rejestracja: 09 maja 2020, 13:08
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Czy warto mieć nadzieję? czy to koniec.

Post autor: Bławatek »

Caliope - ciągle piszesz w kółko mąż to , mąż tamto - ty to, ty tamto... Gdzie w tym wszystkim jest wasz syn? Chcesz żyć jak lokator, zamykać się w pokoju i mieć święty spokój. Jak to wpływa na waszego syna? Przez kilka lat byłaś dla niego centrum świata i najbliższą osobą. Poszłaś do pracy by zadowolić męża, a ja myślę, że powinnaś przez pracę chcieć odnaleźć siebie, swoją wartość i odskocznię, ale nie zapominając o rodzinie choćby to w tym momencie był tylko syn. Nie piszę tego aby Cię atakować tylko pokazać, jak twój przekaz odbierają inni - może ja odbieram to źle. Jestem świadoma tego, że dzieci są nam "dane na chwilę" i gdy będą pełnoletnie to mają prawo a nawet powinny zacząć swoje życie i gdy mój syn mi pyskuje i nie chce mnie słuchać to gdy mówię, że jeszcze parę lata "muszę się z nim męczyć" bo jak będzie pełnoletni to ja już nie będę musiała się z nim uczyć, denerwować się tym, że nie chce czegoś robić, to jest mu bardzo przykro, a ja przecież chcę mu tylko uzmysłowić, że nie zgadzam się na jego pyskowanie i mnie traktowanie w taki sposób. Tak samo, widzę po nim, sprawia mu przykrość gdy mąż nie ma dla niego czasu, jak bardzo go boli, to że inni mają ojca na codzien więc ja zachęcam męża do jak najczęstszych kontaktów z dzieckiem, a przecież mogłabym to mieć gdzieś - bo przecież to sprawa męża nie moja. I tak samo - nie mam serca zostawiać go samego i np. pojechać gdzieś na całe popołudnie, bo nie chcę żeby czuł się odrzucany. A mój mąż - żyje swoim życiem, wczoraj była u nas fajna impreza, mój mąż nie mógł jechać z synem bo był w pracy, więc pojechałam ja mimo że w domu mam mnóstwo roboty zaległej (trudno, poczeka jeszcze), mój mąż zaproponował, że może nas odebrać wieczorem, ale to ja musiałam mu zasugerować, że przecież może przyjechać wcześniej i skorzystać z atrakcji a nie czekać na nasz sygnał wieczorem jak będziemy mieć dość i będziemy chcieli wracać. I tak jest ze wszystkim - taki był i jest mój mąż. Mogę go olać lub pomóc mu funkcjonować "z nami". Auta też nie mam, ale od czego mamy nogi, rowery, komunikację miejską - wszystko zależy od naszego "chcę" a nie muszę. Dziś pada a mnie ciągnie do lasu na grzyby i chyba założę kalosze i porządną pelerynę i pójdę, bo jak się nie ruszę to będę narzekać na okoliczności i siedzenie w wolnym czasie w domu (bo w tygodniu przez pracę nie mam na to szans).
Caliope
Posty: 3013
Rejestracja: 04 sty 2020, 12:09
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Czy warto mieć nadzieję? czy to koniec.

Post autor: Caliope »

Bławatek pisze: 18 wrz 2022, 13:24 Caliope - ciągle piszesz w kółko mąż to , mąż tamto - ty to, ty tamto... Gdzie w tym wszystkim jest wasz syn? Chcesz żyć jak lokator, zamykać się w pokoju i mieć święty spokój. Jak to wpływa na waszego syna? Przez kilka lat byłaś dla niego centrum świata i najbliższą osobą. Poszłaś do pracy by zadowolić męża, a ja myślę, że powinnaś przez pracę chcieć odnaleźć siebie, swoją wartość i odskocznię, ale nie zapominając o rodzinie choćby to w tym momencie był tylko syn. Nie piszę tego aby Cię atakować tylko pokazać, jak twój przekaz odbierają inni - może ja odbieram to źle.
Nie piszę o synu za bardzo, bo kryzys nie jest jego udziałem. Kochamy go oboje, ale nie spędzamy czasu we troje i to nie moja wina. Jest jak trzeba, mam wolne, robimy różne rzeczy razem, bawimy się ze zwierzakami, oglądamy razem coś, rozmawiamy, przytulam się z synem. Czasem nawet za mną zatęskni i usłyszę mamo kocham cię. Teraz jest podział ról taki jakiego się bardzo bałam, że będę w pracy i jak będę wracała, mały będzie dawno spał. Takie jest życie, dziecko bardzo kocham i dzięki pracy na popołudnie też mam dla niego czas.
Ja żyje jak współlokator z mężem, nie z synem, zamykam się w pokoju wieczorem jak mały śpi,wtedy mam święty spokój. Nie zaniedbuję relacji z moim skarbem i nie zamykam się na niego jak funkcjonuje w ciągu dnia.
Caliope
Posty: 3013
Rejestracja: 04 sty 2020, 12:09
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Czy warto mieć nadzieję? czy to koniec.

Post autor: Caliope »

Sarah pisze: 18 wrz 2022, 12:57
Caliope pisze: 18 wrz 2022, 11:42 Mąż nie chce ze mną funkcjonować, trudno, tak bardzo jestem niepotrzebnym złym czlowiekiem, choć dalej nie rozumiem dlaczego i dlaczego nie jestem w stanie nic naprawić.
Dlaczego sobie to robisz, ciągle i ciągle? Piszesz tak, żeby uzyskać chociaż tu zaprzeczenie czy naprawdę tak myślisz? Dlaczego nie potrafisz przyjąć, że problem jest po stronie męża, że to on nie jest w stanie tworzyć normalnego związku?
Bo jest łatwiej mi przyjąć, że to ja zawiniłam i trudno, biorę na klatę. Po co wchodzić w żale, pretensje, Ty taki owaki, zmień się, bo nie tylko ja jestem winna. Jestem złym czlowiekiem, trudno, nie jestem w stanie zmienić ludzi by mnie widzieli inaczej.
Astro
Posty: 1199
Rejestracja: 17 mar 2018, 15:41
Jestem: po rozwodzie
Płeć: Mężczyzna

Re: Czy warto mieć nadzieję? czy to koniec.

Post autor: Astro »

Caliope
Mało mnie na forum , co nie znaczy ,że go nie śledzę.
Nie będzie cytowania .
Robisz sobie sama krzywdę , takim podejściem i stwierdzeniami. Pisano ci to już bodajże rok temu i napisała teraz Nirwanna. Kręcisz się w kólko. Wtedy nie pracowałaś , bałaś się czy mąż zajmie się synem i wieloma innymi sprawami . Tyleż samo miałaś zajęć. Teraz czytam ,że mąż zajmuje się małym . Czyli jednak mógł i dał radę. Ty pracujesz i jak rozumiem w pracy bardziej niż ok. Nie rozumiem tylko dlaczego cały w zasadzie dzień , ale nie moja sprawa . Tak możesz mi powiedzieć . Po prostu co by się nie działo jest źle. To droga do nikąd.

Masz ewidentnie oczekiwania , a w kryzysie raczej ciężko o ich spełnienie . Nawet bez kryzysu może być ciężko jeśli ktoś nie będzie wiedział czego oczekujesz . Nawet jak będzie wiedziała też może ich nie spełnić.
Małe oczekiwania , małe rozczarowania . Tak mam ja i dobrze mi się z tym żyje . Zgodnie z tym ,że wpływ mam tylko na siebie to staram się tam dać z siebie tyle dobrego ile mogę. Mając cały czas świadomość ,że jestem tylko człowiekiem i to nie doskonałym . To co inni zrobią, cóż nie mam na to wpływu . Przyjmuje to tak jak jest , bynajmniej tak się staram.
Inną ważną sprawa wedlug mnie to radość z małych rzeczy . Szukanie pozytywów nie negatywów. Tylko ,że ty to wszystko wiesz . Miałaś terapię. I można się cieszyć że wszystkiego . Pisałem o tym trochę kiedyś Jastarni , podeszła do tego jak do nie możliwego , a można .
" Każdy z was , młodzi przyjaciele , znajduje też w życiu jakieś swoje Westerplatte.Jakis wymiar zadań , które musi podjąć i wypełnić ... Jakiś obowiązek, powinność, od której nie można zdezerterować. " Ojciec Święty Jan Paweł II
s zona
Posty: 3079
Rejestracja: 31 sty 2017, 16:36
Płeć: Kobieta

Re: Czy warto mieć nadzieję? czy to koniec.

Post autor: s zona »

Caliope,
"Odkryj swoje skarb"
III Spotkanie Kobiet w Ożarowie... w najbliższy WE

Proszę zrób coś dla Siebie, może to ten moment...

Może warto poszukać *sposobu"...

ps wierzę,że Opatrzność podsuwa nam różne pomoce,
nasza wolna wola, co z tym zrobimy...
Caliope
Posty: 3013
Rejestracja: 04 sty 2020, 12:09
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Czy warto mieć nadzieję? czy to koniec.

Post autor: Caliope »

Astro pisze: 18 wrz 2022, 20:15 Caliope
Mało mnie na forum , co nie znaczy ,że go nie śledzę.
Nie będzie cytowania .
Robisz sobie sama krzywdę , takim podejściem i stwierdzeniami. Pisano ci to już bodajże rok temu i napisała teraz Nirwanna. Kręcisz się w kólko. Wtedy nie pracowałaś , bałaś się czy mąż zajmie się synem i wieloma innymi sprawami . Tyleż samo miałaś zajęć. Teraz czytam ,że mąż zajmuje się małym . Czyli jednak mógł i dał radę. Ty pracujesz i jak rozumiem w pracy bardziej niż ok. Nie rozumiem tylko dlaczego cały w zasadzie dzień , ale nie moja sprawa . Tak możesz mi powiedzieć . Po prostu co by się nie działo jest źle. To droga do nikąd.

Masz ewidentnie oczekiwania , a w kryzysie raczej ciężko o ich spełnienie . Nawet bez kryzysu może być ciężko jeśli ktoś nie będzie wiedział czego oczekujesz . Nawet jak będzie wiedziała też może ich nie spełnić.
Małe oczekiwania , małe rozczarowania . Tak mam ja i dobrze mi się z tym żyje . Zgodnie z tym ,że wpływ mam tylko na siebie to staram się tam dać z siebie tyle dobrego ile mogę. Mając cały czas świadomość ,że jestem tylko człowiekiem i to nie doskonałym . To co inni zrobią, cóż nie mam na to wpływu . Przyjmuje to tak jak jest , bynajmniej tak się staram.
Inną ważną sprawa wedlug mnie to radość z małych rzeczy . Szukanie pozytywów nie negatywów. Tylko ,że ty to wszystko wiesz . Miałaś terapię. I można się cieszyć że wszystkiego . Pisałem o tym trochę kiedyś Jastarni , podeszła do tego jak do nie możliwego , a można .
Różnie pracuję, ale na cały etat, bo bym zarobiła grosze na pół czyli jestem poza domem 10h. Zarabiam, a na nic mnie nie stać, jak kiedyś, na buty będę zbierała kilka miesięcy, bo są ważniejsze wydatki, np. samochód.W pracy mam ostatnio spięcia, ale może sie unormuje, nie wiem, nie potrafię odpocząć od zeszłej soboty, myślę głównie o pracy, cała reszta jest gdzieś daleko. Tak oczekuję, żeby wszyscy zostawili mnie w spokoju, to na pewno. Chciałbym też sobie coś kupić, ale nie po wypłacie czyli nigdy, bo cieszenie z batonika trochę mi spowszedniało, potrzebuje czegoś wiecej, bo po to pracuję i zarabiam na swoje utrzymanie. Mąż mi co jakiś czas wypomina, że zajmuje się dzieckiem i bardzo mu źle, więc nie czuje się z tym dobrze. Bez kryzysu bym mówiła czego oczekuję, czego potrzebuję,ale nie teraz kiedy mąż jest tylko ojcem naszego syna, ale nie mężem. Jestem ciągle zmęczona, nie odpoczywam, bo nie mam komfortu życia.
Caliope
Posty: 3013
Rejestracja: 04 sty 2020, 12:09
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Czy warto mieć nadzieję? czy to koniec.

Post autor: Caliope »

Jeszcze nie zgadzam się z tym, że moje zmiany pociągną cokolwiek, bo nie ciągną. Jestem rozczarowana sobą, bo mi nie wyszło, rozczarowana zmianami które nie przyniosły żadnego efektu i rozczarowana ogólnie miłością. Odczuwam coraz częściej, że mi się tylko coś wydawało, że było, bo ja to tak interpretowałam. Pierwszy mój post na forum jest przykładem mojej naiwności, głupoty i kochania za bardzo, gdzie moje granice były przekraczane kilka razy dziennie.
Astro
Posty: 1199
Rejestracja: 17 mar 2018, 15:41
Jestem: po rozwodzie
Płeć: Mężczyzna

Re: Czy warto mieć nadzieję? czy to koniec.

Post autor: Astro »

Caliope bo ty masz to robić dla siebie, ewentualnie syna , a nie ciągle się oglądać czy mąż zareaguje. To są właśnie oczekiwania i przychodzą rozczarowania. Domyślam się ,że jest to cholernie trudne mieszkając razem. Ale idziesz prosta droga do poważnej depresji.
To dla siebie masz szukać pozytywów , drobnych radosci , później większych . I to naprawdę pomaga uwierz na słowo.
" Każdy z was , młodzi przyjaciele , znajduje też w życiu jakieś swoje Westerplatte.Jakis wymiar zadań , które musi podjąć i wypełnić ... Jakiś obowiązek, powinność, od której nie można zdezerterować. " Ojciec Święty Jan Paweł II
Bławatek
Posty: 1625
Rejestracja: 09 maja 2020, 13:08
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Czy warto mieć nadzieję? czy to koniec.

Post autor: Bławatek »

Caliope pisze: 19 wrz 2022, 0:27 Jeszcze nie zgadzam się z tym, że moje zmiany pociągną cokolwiek, bo nie ciągną. Jestem rozczarowana sobą, bo mi nie wyszło, rozczarowana zmianami które nie przyniosły żadnego efektu i rozczarowana ogólnie miłością. Odczuwam coraz częściej, że mi się tylko coś wydawało, że było, bo ja to tak interpretowałam. Pierwszy mój post na forum jest przykładem mojej naiwności, głupoty i kochania za bardzo, gdzie moje granice były przekraczane kilka razy dziennie.
Caliope powoli wszystko się unormuje - pytanie tylko, czy musi być tak jak ty chcesz czy może być tak jak będzie - bo pamiętaj, że my często planujemy różne rzeczy, ale one nie zawsze są dla nas dobre. Owszem warto pracować by się uniezależnić od męża, mieć pieniądze swoje, ale nie zawsze można dowolnie tymi pieniędzmi dysponować, bo mając rodzinę są jakieś zobowiązania, zawsze jest coś ważniejszego do kupienia niż np. buty (coś o tym wiem), ale warto sobie odkładać do skarbonki lub koperty co chwilę np. 10, 20 zł i wtedy można nazbierać na coś dla siebie. Myślałaś, że jak pójdziesz do pracy to się coś zmieni w twoim mężu - a przecież wiesz, że to tak nie działa. Dzięki pracy ty masz szansę na zmianę siebie. Ale najpierw zmiana myślenia - z pesymistycznej na optymistyczną 🙂.

Ja też nie mam auta i w sumie daję radę bez - najtrudniej jest gdy trzeba zrobić większe, ciężkie zakupy, ale wtedy albo korzystam z auta męża albo dzielę zakupy na kilka razy. Teraz czekają mnie jeszcze wydatki remontowe i zakup nowego laptopa dla syna, więc pewnie szybko auta nie kupię.

Caliope a ja jednak bym ci ponownie poleciła do przeczytania tą książkę co ci poleciłam ostatnio. Tam np. jest powiedziane, że trzeba powoli wyznaczać granice i nie wszystkie na raz, bo trzeba dać innym szansę na zrozumienie nas i zmian, a dodatkowo jeśli widzi się, że na jakąś naszą granicę otoczenie reaguje krzywdząco dla nas to lepiej się wycofać i za jakiś czas spróbować znów. Czyli takie dobrze znane z forum - dać czas czasowi. Choć wiadomo - my chcemy tu i teraz i tylko tak jak my chcemy 😉.

Całe życie brakowało Ci miłości i dalej jest to dla Ciebie najważniejsze, ale nie da się zaspokoić braków z przeszłości teraz w teraźniejszości innymi ludźmi, inną miłością. Może warto zostawić krzywdy z przeszłości, przebaczyć i zacząć od nowa? O tym też jest mowa w tej książce.
Caliope
Posty: 3013
Rejestracja: 04 sty 2020, 12:09
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Czy warto mieć nadzieję? czy to koniec.

Post autor: Caliope »

Astro pisze: 19 wrz 2022, 7:35 Caliope bo ty masz to robić dla siebie, ewentualnie syna , a nie ciągle się oglądać czy mąż zareaguje. To są właśnie oczekiwania i przychodzą rozczarowania. Domyślam się ,że jest to cholernie trudne mieszkając razem. Ale idziesz prosta droga do poważnej depresji.
To dla siebie masz szukać pozytywów , drobnych radosci , później większych . I to naprawdę pomaga uwierz na słowo.
Na pewno są oczekiwania właśnie przez to, że razem mieszkamy. Zupełnie inaczej funkcjonuje opuszczony małżonek.
ODPOWIEDZ