Czy warto mieć nadzieję? czy to koniec.

Refleksje, dzielenie się swoimi przeżyciami...

Moderator: Moderatorzy

Caliope
Posty: 3013
Rejestracja: 04 sty 2020, 12:09
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Czy warto mieć nadzieję? czy to koniec.

Post autor: Caliope »

Załamana pisze: 15 lut 2021, 16:29 Nie Caliope to co piszesz w moim odczuciu to dwie inne sprawy, nie będę pisać szczegółów, ale uważam że dziś postąpiłam dobrze. O jakich moich warunkach piszesz skoro to było przez męża zakomunikowane a nie bylo pytaniem czy może przyjechać bo wczoraj np nie mogl z uwagi na świętowanie...Po zatym uważam że muszę z dzieckiem stworzyć pewną autonomię do czego zmusił mnie mąż. Każdy postępuje wedlug swoich zasad napewno u mnie te granice muszą być postawione. I niestety dziecko, chociaż bardzo bym chciała je uszczęśliwić wyznacznikiem w tej sprawie nie będzie. Ale kazdy moze miec inny pogląd. Ja dzis w moim oduczciu troszke pokasałam asertywnosci i postawiłam granice i jestem ztego dumna
Widzisz, komunikacja, uczymy się jej całe życie, ja znów w nią wchodzę. Warunki to np. "Dziś chcesz być, ok, ale ja robię to i to, i proszę byś był wtedy i wtedy, a dziecku powiesz sam, to i tamto, czemu ciebie nie było, bo mu było smutno" dla mnie to jest komunikacja swoich planów i odpowiedzialność męża za jego wybory. Tak bym postąpiła, bo to jest współpraca pomimo kryzysu. Oczywiście dokonałaś swojego wyboru, a ja piszę jak ja bym zareagowała, bo mój syn bardzo tatę kocha.
Załamana
Posty: 240
Rejestracja: 03 kwie 2020, 12:55
Jestem: po rozwodzie
Płeć: Kobieta

Re: Czy warto mieć nadzieję? czy to koniec.

Post autor: Załamana »

elena pisze: 15 lut 2021, 12:10
Załamana pisze: 15 lut 2021, 11:57 Ja też muszę się pochwalić Wam ,bo tak jak wczoraj pisałam mąź pewnie z uwagi na walentynki... nie przyjechał do dziecka w dniu wczorajszym i ok.22.00 smsem oznajmił że jutro jest u dziecka chociaż miał być wczoraj. Oznajmiłam mu, że nie, a on dalej że będzie i tak, jakby wokół niego toczyło się nasze życie. Ale byłam asertywna i myślę że zrozumiał...
Nie moge sobie pozwolić na takie traktowanie i tyle niech wie że to są skutki jego wyborów. Jeżeli sądownie ma 2 dni to niech sie ich trzyma a nie dzis nie pojadę jutro. No przepraszam dosyć tego....
Tak jak mówisz to są konsekwencje decyzji męża. Super, ze postawiłaś granice. 😊 a jak u Ciebie/u Was z odwieszeniem emocjonalnym? Pytam, bo ja od 1,5 roku próbuje i już było w porządku, a teraz mam chyba jakiś nawrót...
Eleno, z tym odwieszeniem emocjonalnym to różnie. Ale napewno dużo lepiej niż kiedyś. U mnie już od jakiegoś czasu się coś wypala w środku... i tu nie chodzi o miłość, bo to jest niezmienne mimo zranienia kocham tego człowieka. Ale czuje do nie go żal taki bardzo mocny, wstręt i raczej co jest nie po katolicku, mimo że robiłam bardzo dużo żeby wrócił przynajmniej tak myślę, dziś nie wiem czy bym go przyjęła, przynajmniej takiego jakim jest teraz. Jestem od kwietnia, a może i wczesniej zdradzana wyprowadził się w pandemi. I nie tylko ustnie jak niektórzy małżonkowie koleżanek z forum, ale darzył czynem do rozwodu który otrzymał w zeszłym miesiącu. Także czynami pokazał mi że jestem dla niego nieważna, a ja na to nie zasłużyłam poprostu. Mi to pomaga każdy jest inny, patrzę teraz na dziecko i siebie bo do stycznia patrzyłam też na niego. A czy zdrowy , czy będzie czy nie będzie, czy będziemy rozmawiać ,czy nie ,czy sie uśmiechnie czy nie itd. Po co to ,w moim przypadku nic nie dało, był miły coś naokoło mówił o nas to myślalam że może coś do niego trafia i znowu nadzieja...ja to wspominam jako horror... Ja już na to w ten sposób nie patrzę , niech sie sprawdzi jako ojciec bo jako mąż egzaminu nie zdał.
Caliope
Posty: 3013
Rejestracja: 04 sty 2020, 12:09
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Czy warto mieć nadzieję? czy to koniec.

Post autor: Caliope »

Załamana pisze: 15 lut 2021, 20:14
elena pisze: 15 lut 2021, 12:10
Załamana pisze: 15 lut 2021, 11:57 Ja też muszę się pochwalić Wam ,bo tak jak wczoraj pisałam mąź pewnie z uwagi na walentynki... nie przyjechał do dziecka w dniu wczorajszym i ok.22.00 smsem oznajmił że jutro jest u dziecka chociaż miał być wczoraj. Oznajmiłam mu, że nie, a on dalej że będzie i tak, jakby wokół niego toczyło się nasze życie. Ale byłam asertywna i myślę że zrozumiał...
Nie moge sobie pozwolić na takie traktowanie i tyle niech wie że to są skutki jego wyborów. Jeżeli sądownie ma 2 dni to niech sie ich trzyma a nie dzis nie pojadę jutro. No przepraszam dosyć tego....
Tak jak mówisz to są konsekwencje decyzji męża. Super, ze postawiłaś granice. 😊 a jak u Ciebie/u Was z odwieszeniem emocjonalnym? Pytam, bo ja od 1,5 roku próbuje i już było w porządku, a teraz mam chyba jakiś nawrót...
Eleno, z tym odwieszeniem emocjonalnym to różnie. Ale napewno dużo lepiej niż kiedyś. U mnie już od jakiegoś czasu się coś wypala w środku... i tu nie chodzi o miłość, bo to jest niezmienne mimo zranienia kocham tego człowieka. Ale czuje do nie go żal taki bardzo mocny, wstręt i raczej co jest nie po katolicku, mimo że robiłam bardzo dużo żeby wrócił przynajmniej tak myślę, dziś nie wiem czy bym go przyjęła, przynajmniej takiego jakim jest teraz. Jestem od kwietnia, a może i wczesniej zdradzana wyprowadził się w pandemi. I nie tylko ustnie jak niektórzy małżonkowie koleżanek z forum, ale darzył czynem do rozwodu który otrzymał w zeszłym miesiącu. Także czynami pokazał mi że jestem dla niego nieważna, a ja na to nie zasłużyłam poprostu. Mi to pomaga każdy jest inny, patrzę teraz na dziecko i siebie bo do stycznia patrzyłam też na niego. A czy zdrowy , czy będzie czy nie będzie, czy będziemy rozmawiać ,czy nie ,czy sie uśmiechnie czy nie itd. Po co to ,w moim przypadku nic nie dało, był miły coś naokoło mówił o nas to myślalam że może coś do niego trafia i znowu nadzieja...ja to wspominam jako horror... Ja już na to w ten sposób nie patrzę , niech sie sprawdzi jako ojciec bo jako mąż egzaminu nie zdał.
Ciężka praca przed Tobą, masz bardzo dużo żalu, bólu, pretensji, ale pomyśl czy warto tkwić w takim czymś. Muszą opaść emocje, dokonać się wiele zmian, bo z tego co czytam stoisz w miejscu. Chodzisz na terapię? Ja już ponad rok mam moje sesje, one uwalniają umysł i zbliżają do Boga. Na emocje bardzo pomaga Nowenna Pompejańska, oczyszcza, daje intymną relację z Bogiem. Żeby się odwiesić trzeba wybaczyć sobie i mężowi, zamknąć przeszłość. Tak porządnie pomyśleć o sobie, wniknąć w siebie i zacząć żyć na swoich zasadach. Pamiętam mój pierwszy desperacki wpis na tym forum, byłam pogubiona, teraz jestem silna i tobie też się to uda, tylko idź do przodu bez oglądania się wstecz, tu i teraz jest ważne.
Caliope
Posty: 3013
Rejestracja: 04 sty 2020, 12:09
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Czy warto mieć nadzieję? czy to koniec.

Post autor: Caliope »

Doszłam do kolejnej ściany, nie mam już potrzeby malowania się codziennie, nie czuję się źle między ludźmi w sklepie bez makijażu. Nie muszę tak o siebie dbać jak dbałam, bo po prostu właśnie już nie muszę. Mam ochotę jeść co chcę, robić co chcę i przestało mi tak zależeć ogólnie na wszystkim. To jest jeszcze większa wolność, ukrócenie sobie własnej presji, ja nic nie muszę, może mi sie nie chcieć i nikt nie może mi nic powiedzieć, bo to nie jego sprawa.
Pavel
Posty: 5131
Rejestracja: 03 sty 2017, 21:13
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Mężczyzna

Re: Czy warto mieć nadzieję? czy to koniec.

Post autor: Pavel »

Caliope pisze: 17 lut 2021, 8:24 Doszłam do kolejnej ściany, nie mam już potrzeby malowania się codziennie, nie czuję się źle między ludźmi w sklepie bez makijażu. Nie muszę tak o siebie dbać jak dbałam, bo po prostu właśnie już nie muszę. Mam ochotę jeść co chcę, robić co chcę i przestało mi tak zależeć ogólnie na wszystkim. To jest jeszcze większa wolność, ukrócenie sobie własnej presji, ja nic nie muszę, może mi sie nie chcieć i nikt nie może mi nic powiedzieć, bo to nie jego sprawa.
Wg mnie to jest dobre.
Pod warunkiem, że przyświecają temu właściwe intencje.
I pod warunkiem, że ci z tym dobrze, że ci to służy.
"Bóg nie działa poza wolą człowieka i poza jego wysiłkiem.(...) Założenie, że jeśli się pomodlimy, to będzie dobrze, jest już wiarą w magię." ks. dr. Grzegorz Strzelczyk
Caliope
Posty: 3013
Rejestracja: 04 sty 2020, 12:09
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Czy warto mieć nadzieję? czy to koniec.

Post autor: Caliope »

Pavle, służy, aż jestem zdziwiona, bo całe życie chciałam spełniać czyjeś oczekiwania, zaciskałam zęby jak czegoś nie chciałam, to i tak to robiłam. Nadszedł czas na mnie, a po tym weekendzie, gdzie zdobyłam się na to by nie być teaktowaną jak ktoś zły, bo nie latam za wymuszającym dzieckiem jeszcze bardziej jestem spokojna, że sobie dam radę.
happybean
Posty: 74
Rejestracja: 22 paź 2020, 19:58
Płeć: Kobieta

Re: Czy warto mieć nadzieję? czy to koniec.

Post autor: happybean »

Caliope pisze: 17 lut 2021, 8:24 Doszłam do kolejnej ściany, nie mam już potrzeby malowania się codziennie, nie czuję się źle między ludźmi w sklepie bez makijażu. Nie muszę tak o siebie dbać jak dbałam, bo po prostu właśnie już nie muszę. Mam ochotę jeść co chcę, robić co chcę i przestało mi tak zależeć ogólnie na wszystkim. To jest jeszcze większa wolność, ukrócenie sobie własnej presji, ja nic nie muszę, może mi sie nie chcieć i nikt nie może mi nic powiedzieć, bo to nie jego sprawa.
Zniechecenie do wszystkiego to raczej zly objaw niż dobry.

Moze to być Acedia np

https://youtu.be/0hwyyRGZ5IE
Caliope
Posty: 3013
Rejestracja: 04 sty 2020, 12:09
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Czy warto mieć nadzieję? czy to koniec.

Post autor: Caliope »

elwira pisze: 19 lut 2021, 12:17
Caliope pisze: 17 lut 2021, 8:24 Doszłam do kolejnej ściany, nie mam już potrzeby malowania się codziennie, nie czuję się źle między ludźmi w sklepie bez makijażu. Nie muszę tak o siebie dbać jak dbałam, bo po prostu właśnie już nie muszę. Mam ochotę jeść co chcę, robić co chcę i przestało mi tak zależeć ogólnie na wszystkim. To jest jeszcze większa wolność, ukrócenie sobie własnej presji, ja nic nie muszę, może mi sie nie chcieć i nikt nie może mi nic powiedzieć, bo to nie jego sprawa.
Zniechecenie do wszystkiego to raczej zly objaw niż dobry.

Moze to być Acedia np

https://youtu.be/0hwyyRGZ5IE
To nie jest acedia, ani zniechęcenie, żyję w zgodzie ze sobą, moimi przekonaniami. Ja się zawsze malowałam, mam styl,jestem szczupła, ale niestety, to nie tędy droga. Mój mąż traktował mnie bardzo podobnie do twojego, a to co zmieniłam dla niego obrociło sie przeciwko mnie, boli brak bliskości, bycia kobietą .Trzeba żyć w wolności, to jest dojrzała miłość, Bóg nie patrzy na wygląd, a ja nigdy nie byłam tak pewna siebie jak teraz. Po raz drugi w życiu wyszłam do ludzi bez makijażu. Pracuje 12 kroków, modlitwa pogody ducha i moja maksyma "gorzej już było, teraz będzie tylko lepiej "
MaryM
Posty: 240
Rejestracja: 18 gru 2019, 17:21
Jestem: w trakcie rozwodu
Płeć: Kobieta

Re: Czy warto mieć nadzieję? czy to koniec.

Post autor: MaryM »

elwira pisze: 19 lut 2021, 12:17
Caliope pisze: 17 lut 2021, 8:24 Doszłam do kolejnej ściany, nie mam już potrzeby malowania się codziennie, nie czuję się źle między ludźmi w sklepie bez makijażu. Nie muszę tak o siebie dbać jak dbałam, bo po prostu właśnie już nie muszę. Mam ochotę jeść co chcę, robić co chcę i przestało mi tak zależeć ogólnie na wszystkim. To jest jeszcze większa wolność, ukrócenie sobie własnej presji, ja nic nie muszę, może mi sie nie chcieć i nikt nie może mi nic powiedzieć, bo to nie jego sprawa.
Zniechecenie do wszystkiego to raczej zly objaw niż dobry.

https://youtu.be/0hwyyRGZ5IE
Myślałam, że gdy człowiek jest wolny to prawdopodobnie mu się dużo chce. Jestem dziś maksymalnie odwieszona, bez nadziei ale i bez smutku. Jest, jak jest.... I mam ogromną przyjemność z nowej kiecki (na którą z rzadka mnie stać), z makijażu (tańszymi kosmetykami ale jednak). Nie odbieram tego jako presji, chociaż mąż miał zbyt wysokie oczekiwania wobec mnie. Dziś robię to dla siebie, dla dzieci. Miło usłyszeć komplement od koleżanek, od dzieci. Zakładam, że każda kobieta potrzebuje oprócz poczucia, ze jest inteligentna również świadomości, że fajnie się trzyma wizualnie. Może mylnie...Ale mnie akurat dbałość o siebie dopieszcza, unosi wyżej moja głowę, gdy łapię dołek, chętniej i częściej się uśmiecham. I zależy mi bardzo na prawie wszystkim, z wyjątkiem cudzej oceny - bo gusta sa różne.
Caliope
Posty: 3013
Rejestracja: 04 sty 2020, 12:09
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Czy warto mieć nadzieję? czy to koniec.

Post autor: Caliope »

MaryM, dużo się chce, ale tych rzeczy które są właśnie w wolności: pomaluję się jak mi sie bedzie chciało, ubiorę sukienkę jak mi się zachce, będę mieć kolor włosów jaki sama zadecyduję. Dla mnie samej mogę być gruba jak zechcę, będę siebie kochała taką, a nie chudą z nadzieją, że mąż zauważy zmiany, a na innych mężczyzn nie zamierzam nawet spojrzeć. Komplement to ja słyszałam ostatnio jakieś 2-3 lata temu. Też nie muszę od nikogo tego słuchać, a sama staję przed lustrem i mówię, że jestem piękna. Kiedyś naprawdę byłam brzydka, ludzie śmiali mi się prosto w twarz, latami płakałam. Musiałam wziąć pożyczkę na jeden zabieg który pozwolił mi wtopić się w tłum, byłam wolna i teraz z tego też korzystam. Najlepsze słowa na teraz, ja już nic nie muszę, ja mogę.
Caliope
Posty: 3013
Rejestracja: 04 sty 2020, 12:09
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Czy warto mieć nadzieję? czy to koniec.

Post autor: Caliope »

Znowu odzywa się we mnie ten okropny żal do męża, że mi nie pomagał przy dziecku, po prostu znikał w swoją pracę, zostawiał mnie całkiem samą z chorym dzieckiem. Teraz jak słyszę od kogoś komu pomagają ludzie, że jest zmęczony, to czuję się jeszcze bardziej jak robot, bo mi nie wolno było być zmęczoną. A byłam zmęczona, depresją, dzieckiem niesprawnym, brakiem snu i nawałem wszystkich obowiązków domowych. Później brak szacunku, bo mi się nie chce rozwijać, wychodzić z domu. A siły nie było do życia. Kilka lat mi zajęło dojście do siebie, by to zmienić. Jak ktoś ma prawie jak ja, wracają wspomnienia, o bliskości mogę zapomnieć, nie ma relacji, a czy to się może zmienić? Tylko Bóg wie.
Caliope
Posty: 3013
Rejestracja: 04 sty 2020, 12:09
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Czy warto mieć nadzieję? czy to koniec.

Post autor: Caliope »

Konkluzja kolejna po "pouczających" privach użytkowniczki Azelii.
Podział obowiązków jaki mam: ja cały dom, dziecko, mąż tylko praca i swoje hobby. Mąż wraca do domu, siada przy kompie i ma być obsłużony, bo jestem w domu. Z dzieckiem może się pobawić, a nie wychowywać ze mną.Ja jestem gorszego sortu niż kobieta pracującą, mój wkład jest nic nie wart. Nie mam prawa oczekiwać jakiejkolwiek pomocy, bo siedzę w domu. Mam obowiązek sama uczyć i rehabilitować dziecko, bo jestem w domu. A przy braku bliskości i poczuciu bycia tylko służbą, kucharką i niańką, mam tylko jedną myśl, nie mogę być żoną. Ostatnio mi nawet przez gardło nie przechodzi słowo "żona". Po takim podziale, małżeństwo dla mnie nim nie jest, to tylko układ wymienny. Gdzie w tym sakrament i przysięga małżeńska? no nie ma. Gdzie miłość, też nie ma, bo kochający ludzie siebie szanują i sobie pomagają.
Próbowałam czytać "Dzikie serce" i "Urzekającą" nie jestem w stanie dojść do końca pierwszego rozdziału. Płakałam, bo zostalam w życiu odarta z kobiecości, a też ciężko się czyta co powinien robić mężczyzna, a mój mąż wcale tego nie robi, a czytał "Dzikie serce" .Wolę żyć swoim życiem i w samotności niż dawać dobro i dostawać w zamian brak szacunku. Słuchanie konferencji o małżeństwie i kryzysach też jest ciężkie. Utkwiło mi zdanie księdza Drzewieckiego " mąż ma kochać żonę od rana do nocy, każdego dnia, tak jak żona męża ". Czyli jednak robienie czegoś ,jeden dla drugiego jest ważne, a nie że jeden skacze jak małpa bo nie pracuje zawodowo.
Bławatek
Posty: 1625
Rejestracja: 09 maja 2020, 13:08
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Czy warto mieć nadzieję? czy to koniec.

Post autor: Bławatek »

Caliope, tylko ktoś kto ma takiego męża Cię zrozumie. A że ja mam to Cię doskonale rozumiem. Też mi się ciężko czyta o tym jaki powinien być mąż w stosunku do swojej żony i w domu. Mój mąż np. nigdy nie wziął finansowej odpowiedzialności za rodzinę, choć ma zdolności i możliwości - po co. Żona zarobi. Też mnie wykańczała opieka nad chorowitym dzieckiem, noce nie przespane, popołudnia sama z dzieckiem - brak czasu na odpoczynek, sen. Był czas gdy marzyłam aby poważnie zachorować i trafić do szpitala, bo wtedy bym może troszkę odpoczęła. Wiem, że to głupie, ale ja już byłam wszystkim wykończona. Nigdy się niczego nie dorobiliśmy (tzn. mąż się dorobił samochodów, ja nic nie mam), bo cała nadwyżka finansowa szła na lekarzy i lekarstwa. I najbardziej boli jak mąż mówi, że to ja byłam niegospodarna, bo przecież miałam do dyspozycji całą swoją wypłatę i pół jego (taki argument dał do sądu - a mi przez kilka lat mówił, że daje mi prawie całą wypłatę, sobie zostawia drobne - gdzie tu uczciwość małżeńska?) i on nie rozumie dlaczego zawsze narzekałam, że mało mamy. On ze swojej drugiej połowy nic nie dołożył, a ja ze swojej wypłaty chętnie mu dawałam na dentystę, paliwo, części do aut itd.

Najbardziej denerwowało mnie, że z synem sam od siebie mało co robił. Oraz, że jak wracał wcześniej do domu to nie umiał podgrzać obiadu. A ile razy prosiłam, aby jadąc z pracy wstąpił po chleb, lub inną drobną rzecz bo ja nie zdążę - zawsze słyszałam nie.

Caliope są takie osobniki i nic z tym nie zrobimy dopóki oni nie będą chcieli zmian. Nauczyłam się żyć bez męża i nawet lepiej mi jest - mam czas wolny bo nie tracę go na prasowanie mężowskich koszul, przez rok udało mi się kupić wiele sprzętów do domu, czego przez 9 lat nie robiłam bo nie było pieniędzy - teraz mam, bo np. nie płacę za wizyty męża u dentysty. Jest ciężko być ze wszystkim samą, ale przecież przez 9 lat byłam.

S zona poleciła mi ostatnio do słuchania "Mężczyzna 2.0" - piękne wypowiedzi mężczyzn jakimi są mężami i jakimi powinno się być. Dzięki temu i pozycjom wymienionym przez Ciebie wiem, że mój mąż nie zasługuje na mnie, bo wbrew temu co on mówił - ja jestem dobrą żoną, tylko on nie potrafił być mężem (o dobrym już nie wspomnę) i chyba moja dobroć go kłuła, dlatego ciągle mi wbijał szpile.

Wczoraj też miałam doła, bo jak to jest, że innym się udaje trwać w zgodzie w małżeństwie a nam nie. Bo się przecież ślubuję drugiej stronie, że mimo trudności miłość będzie trwać, bo przecież nie ma związków bez kłopotów. Ale widocznie nie wszyscy powinni ślub brać bo nie zdają sobie sprawy na co się piszą.

Caliope życzę Ci odnalezienia szczęścia w rzeczywistości, którą teraz masz. Nie wiemy co przyniesie jutro, więc po co zamartwiać się już dziś i psuć sobie dzień 🙂
rose
Posty: 136
Rejestracja: 14 mar 2020, 11:39
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Czy warto mieć nadzieję? czy to koniec.

Post autor: rose »

Caliope przykro mi że masz gorszy czas. Tak jak piszesz wyżej: czuć Twój żal do męża w wielu postach. Nawet gdy piszesz, że jesteś pogodzona z tą sytuacją, że zajmujesz się sobą czy że dobrze Ci idzie organizacja samotnych wieczorów - to w Twoich postach ja wyczuwam smutek. Wiem, że za Tobą dużo ciężkiej pracy, że przeszłaś kilka terapii, ale może warto poszukać jeszcze innych sposobów na polepszenie swojego samopoczucia.

Caliope być może się mylę ale dostrzegam w tym co piszesz syndrom DDA? Jak Ty traktujesz swoją pracę w domu czy przy dziecku? Czy Ty sama siebie doceniasz? Co Twój mąż robi/ nie robi że uważasz że Ciebie nie szanuje? Czy myślałaś żeby spróbować pójść do pracy? Nie dla męża ale dla siebie. Po urodzeniu dzieci czułam się podobnie do Ciebie, że moja praca w domu, wychowanie córek jest mniej ważne bo nie zarabiam. Poszłam do pracy, relacje w małżeństwie niewiele się zmieniły, ale ja poczułam się lepiej sama ze sobą. Teraz z perspektywy czasu wiem że problem był głównie we mnie. Może Ty spróbuj dla siebie znaleźć jakąś nową przestrzeń poza domem. Może na początek spacer? Dzisiaj chyba w całej Polsce słoneczko ;)

Ps. A jak Twoje prawo jazdy? Ja zdałam dopiero za czwartym razem więc mam nadzieję że i Ty się nie poddałaś.
Szthur
Posty: 51
Rejestracja: 06 lis 2020, 22:35
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Mężczyzna

Re: Czy warto mieć nadzieję? czy to koniec.

Post autor: Szthur »

Doskonale Cię rozumiem Caliope.
Wracasz do domu po harówie w pracy. Tam zero organizacji Ty i kolega próbujecie utrzymać zespół, zrealizować cele, w sobotę zamiast mieć weekend przygotowujecie ile się da materiału, maszyny, plan produkcyjny tylko po to żeby w tygodniu nie siedzieć więcej niż 12 godzin a i tak rzadko się udaje bo coś wyskoczy. Szef widzi tylko kurz w rogu hali a Ty nie wiesz do którego buta przywiązać miotłę bo jeśli poświęcisz się "zamiataniu" produkcja będzie miała opóźnienie czyt. dziś nie wyjdziesz po 12 godz. I ciągniesz tak ile się da bo jest kasa na życie (nie stawka a ilość godzin ją robi) a z tego masz... Basen, zajęcia muzyczne, taneczne...dla dzieci. I wracasz do domu czasem zasypiając nad kierownicą, gdzie "jesteś obsłużony" tzn jak nie masz wyjazdu "na już" W garnkach obiad i może zdążysz kawę wypić. Czasem w progu zasieki i generałowa z granatami bez zawleczki. Robisz, żyjesz... jak robot. Zestaw pretensji, roszczeń, wymagań jak w domu tak w pracy. Wolny czas jak nie masz nic do załatwienia międzyczasie zajęć dzieci. Potrzeby- jest ugotowane, wyprane zazwyczaj, na czym spać. Plany marzenia chcenia...no cóż tyle.
I idziesz w samotność bo mniej boli a w niej pojawia się ktoś kto zapyta jak się czujesz, jak w pracy, miłego dnia, dobranoc... Wow ktoś widzi w Tobie człowieka... Nie trudno o romans i nie trzeba go szukać. Znam to Caliope.
On nie docenia Jej, Ona nie szanuje Jego... Eskalacja i pierwsze słowa "rozwód"

W moim przypadku zacząłem się starać uratować małżeństwo... Droga długa.
Dziś... Wiesz jaka jest różnica? Zasadniczo żadna a jednak fundamentalna. Zmieniłem Siebie, swoje spojrzenie na życie na małżeństwo na relacje z Bogiem na dzieci. Zmieniłem swój wkład. Różnica... Nie zabijamy się siedząc przy stole, dzieci bardziej ciągną do mnie. W domu jeszcze więcej pracy, w pracy jeszcze trudniej bo i o pracę trzeba walczyć.
Różnica jest taka że ja kocham i nie bo jestem kochany a kocham bo to moja postawa, decyzja, obowiązek. Za co... Dziś w tym dniu nie mam za co, wczoraj też nie widzę za co... Za nic i za wszystko. Nie czuje się kochany, szanowany, potrzebny,doceniany jak wtedy, ale ja staram się z całych sił żeby żona czuła się inaczej. Nie chce oczekiwać nic w zamian bo... bo nie dostaje. Wiesz z czym mam największy problem ostatnio... Nie kupić żonie kwiatów. Tak nie kupić! Bo ostatnie odrzuciła z pytaniem czy chce seks kupić... Tak sprowadziła okazanie miłości do handlu...
I słucham konferencji, kazań... Nie czytam nie mam za wiele czasu i widzę jaka powinna być żona ale to nie na tym się skupiam. Patrzę jaki powinien być mąż, ojciec, katolik. Za Nią się modlę przez łzy, zaciśnięte zęby...bo ja nie chce Jej zmieniać. Jeśli kocha, pokocha... jeśli Tata pomoże i "taka Jego wola" będę w Jej oczach kimś więcej niż przyrodnim bratem, wrogiem, ciężarem...
Z Ojcem idę... Bez Niego... może romans, może samobójstwo...było ciężko... Uwierz było ciężko i jest cholernie ciężko... Ale ja patrzę na Żonę jak na skrzywdzone, zagubione Boże dziecko i mimo tego że ciężko że czasem na kolanach idę na mój Mount Everest z miłością w kompasie
ODPOWIEDZ