Caliope,
Sporo zmian przed tobą. W nowych sytuacjach lubią wracać stare destrukcyjne mechanizmy. Wiem i doświadczam. Właśnie mierzę się z jednym ze swoich największych paraliżujących mnie w życiu lęków, absurdalnych do granic absurdu, a zakorzenionych głęboko w dzieciństwie. I co odkryłam wczoraj - w mojej własnej osobowości i wrażliwości, która była używana do manipulacji mną. Coś, co mogło być zdrowym rysem, odpowiedzialnością, wrażliwością, pod wpływem manipulacji i presji bardzo we mnie zachorowało.
Dość dobrze sobie zwykle radzisz z nie wchodzeniem w głowę męża, nie projektowaniem dlaczego on coś robi, albo nie robi. Teraz zastanawiasz się nad znaczeniem jego zachowania, nad tym czy ufa, co myśli, czuje. Możliwe też, że zaprojektowałaś i to, że jakaś reakcja na twoje wyjście powinna być. Z takich projekcji pochodzą głębokie rozczarowania. Bolesne. A tak naprawdę zawodzą nas wtedy nie inni, ale nasze oczekiwania co do nich. No i nawet godziny rozważań co ktoś czuje, uważa, planuje nie przynoszą efektów. Nie da się tą metodą tego dowiedzieć. Szkoda czasu.
Twoje reakcje i emocje są zupełnie naturalne i zrozumiałe. Ale warto je w sobie zobaczyć tak trochę okiem obserwatora - bo wtedy można coś z nimi zrobić, zobaczyć skąd pochodzą, pogłębić to, co się widzi. I z tym co się zobaczy, można coś zrobić.
Zatrzymanie projekcji i oczekiwań mi osobiście w relacji z mężem pomaga. Mniej bólu po mojej stronie. Mniej zawodów. Mniej rozczarowań.
Co do wychodzenia na tańce - osobiście uważam, że to nie najfajniejszy pomysł, tylko wystawianie się na strzał. Z pustymi dzbanami miłości uwagi akceptacji jesteśmy podatne na wszelkich manipulantów, i wbrew naszym zasadom łatwo nam zawrócić w głowie. Zły ma tu ogromne pole do działania. Obiecuje złote góry, a potem albo daje zatrute jabłka w postaci amantów, albo rozczarowanie w postaci braku amantów. To też zły umie wykorzystać do powiedzenia: jesteś do niczego, nikt się toba nie interesuje.
Dzban jeszcze bardziej pustoszeje. Wtedy także boli. Kolejne rozczarowanie. W sumie to i tak lepiej, niż zapełniać dzban śmieciami.
Nie jestem przeciwna tańcom i sama lubię tańczyć. Tańczę sobie czasem w domu, czasem w modlitwie. Poza nocnymi potańcówkami są zajęcia taneczne, są tańce uwielbieniowe. Organizowane w innym kontekście niż nocne potańcówki. Wydają mi się bezpieczniejsze. Sama nie korzystam, jeszcze. Może kiedyś.
Osobiście od czasu kryzysu w moim małżeństwie wybieram Adorację, tam Miłość się uzupełnia. Na tańce pójdę z mężem. Mam w sercu cichą nadzieję, ze jeszcze na tym świecie