Czy warto mieć nadzieję? czy to koniec.

Refleksje, dzielenie się swoimi przeżyciami...

Moderator: Moderatorzy

Lawendowa
Posty: 7663
Rejestracja: 30 sty 2017, 17:44
Jestem: po rozwodzie
Płeć: Kobieta

Re: Czy warto mieć nadzieję? czy to koniec.

Post autor: Lawendowa »

Caliope pisze: 07 lip 2022, 12:04 Jak pisałam wcześniej, chciałam iść potańczyć, poszłam sama I niestety się zawiodłam, bo nikt tam się nie bawił gdzie byłam. Ale najbardziej ubodło mnie to, że po prostu wyszłam, a mąż nie zapytał ,ani gdzie idę, ani kiedy wrócę, choćby przez wzgląd na syna. Czyli mogę po prostu znikać i nikogo to nie interesuje, ja nikogo nie obchodzę. Wróciłam zdrowo po północy i na to wychodzi, że jak zniknę sobie do rana, to też wszystko jedno. Dla mnie to przyzwolenie na robienie wszystkiego, nawet na zdradę, poznanie kogoś innego. Może mąż czeka tylko żebym sama odeszła.
A jak zareagowałabyś, gdyby zapytał?
Od początku wątku ciągle piszesz o tym, że mąż Cię kontrolował, czy nie tak byś potraktowała takie pytania?

Podzielę się - ja mam w zwyczaju i staram się to dzieciom pokazać, że wychodząc mówię gdzie idę i kiedy wrócę. Uważam, że jest to ważne, by takie informacje dostały.

Takie "po prostu wyszłam" i foch, bo mąż nie zapytał, ja odbieram jako formę manipulację.
"Ty tylko mnie poprowadź, Tobie powierzam mą drogę..."
Caliope
Posty: 3013
Rejestracja: 04 sty 2020, 12:09
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Czy warto mieć nadzieję? czy to koniec.

Post autor: Caliope »

Lawendowa pisze: 07 lip 2022, 12:59
Caliope pisze: 07 lip 2022, 12:04 Jak pisałam wcześniej, chciałam iść potańczyć, poszłam sama I niestety się zawiodłam, bo nikt tam się nie bawił gdzie byłam. Ale najbardziej ubodło mnie to, że po prostu wyszłam, a mąż nie zapytał ,ani gdzie idę, ani kiedy wrócę, choćby przez wzgląd na syna. Czyli mogę po prostu znikać i nikogo to nie interesuje, ja nikogo nie obchodzę. Wróciłam zdrowo po północy i na to wychodzi, że jak zniknę sobie do rana, to też wszystko jedno. Dla mnie to przyzwolenie na robienie wszystkiego, nawet na zdradę, poznanie kogoś innego. Może mąż czeka tylko żebym sama odeszła.
A jak zareagowałabyś, gdyby zapytał?
Od początku wątku ciągle piszesz o tym, że mąż Cię kontrolował, czy nie tak byś potraktowała takie pytania?

Podzielę się - ja mam w zwyczaju i staram się to dzieciom pokazać, że wychodząc mówię gdzie idę i kiedy wrócę. Uważam, że jest to ważne, by takie informacje dostały.

Takie "po prostu wyszłam" i foch, bo mąż nie zapytał, ja odbieram jako formę manipulację.
Nie czytałaś jak mnie kontrolował, nie mnie jako osobę, żonę, a jako matkę, że zrobię dziecku krzywdę, gdzie nawet lekarka pisała, że potrzebuję wsparcia w depresji. Wolałabym być kontrolowana w inny sposób jak już.
Lawendowa ja nie jestem mistrzem manipulacji, po prostu nic nie mówię, nie strzelam focha, bo jestem tylko współlokatorem tego lokalu mieszkalnego.
Gdyby zapytał, ucieszyłabym się, że jest zainteresowany moją osobą i powiedziałabym gdzie idę i kiedy wrócę. Chyba to byłoby dobre, a na pewno utrzymujące więź.
kobr
Posty: 44
Rejestracja: 07 mar 2021, 15:17
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Czy warto mieć nadzieję? czy to koniec.

Post autor: kobr »

Ja też dodam trzy grosze. Pamiętam jak kiedyś byłam u koleżanki która uciekła od męża i mieszkała sama. Znała moje problemy z mężem i w czasie naszego spotkania ( moj mąż wiedział dokąd idę i z kim spędzę dwie godziny) mój mąż dzwonił do mnie trzy razy pod byle pretekstem. Kiedy wychodziłam jeszcze raz zadzwonił i mnie opieprzał za coś tam czego kolezanka nie słyszała. Wszystkie telefony od męża to nie była czuła troska tylko chora kontrola. Ona widząc ile miałam od męża telefonów to tak podsumowała: "Wiesz ten twój to mąż to się tobą chociaż interesuje bo dzwoni, a mój w ogóle się nie pytał gdzie i do kogo idę. Moglam nawet na całą noc wyjść i miał to gdzieś. Lepszego masz męża". Wniosek jest prosty. Oba zachowania są niezdrowe, niewłaściwe i pokazują jak źle funkcjonują małżeństwa. W obu jest przemoc tylko inaczej wyrażana. Ja od swojego przemocowca po 35 latach odeszłam gdyz nie było innej rady.
Ewuryca

Re: Czy warto mieć nadzieję? czy to koniec.

Post autor: Ewuryca »

Caliope ja widze to tak, ze tobie po prostu zalezy na mezu i na waszym malzenstwie. Widze ze chcialabys byc zauwazona, kochana. Niestety z tego co piszesz twoj maz na ten moment jest w innym miejscu niz ty. Pisalas ze ponad dwa lata nie ma miedzy wami bliskosci ani wiezi. U mnie kiedy bylismy juz z mezem praktycznie przy rozstaniu tez probowalam wychodzic sama, znajdowalam sobie rozne rozrywki zeby poczul sie zazdrosny, albo zeby go ukarac. Ale to tak nie dziala. Kiedy druga strona jest zamknieta to po prostu nie da sie jej zmusic do kochania. Mysle, ze ty potrzebujesz akceptacji sytuacji w ktorej jestes. Ale takiej prawdziwej akceptacji, nie na zasadzie ze mi tak dobrze, niech tak bedzie a w srodku bedziesz cierpiec. Dla mnie akceptacja to powiedzenie sobie, ze sytuacja w ktorej jestem jest zla, ze wcale jej nie chcialam, ale skoro w niej jestem to naucze sie w niej zyc, bez ogladania sie na druga osobe. i wtedy wszelkie wychodzenia samemu, spedzanie wolnego czasu sa dla mnie po to zebym to ja mogla sie cieszyc zyciem a nie po to zeby ktos mnie zauwazyl.
Caliope
Posty: 3013
Rejestracja: 04 sty 2020, 12:09
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Czy warto mieć nadzieję? czy to koniec.

Post autor: Caliope »

kobr pisze: 07 lip 2022, 13:23 Ja też dodam trzy grosze. Pamiętam jak kiedyś byłam u koleżanki która uciekła od męża i mieszkała sama. Znała moje problemy z mężem i w czasie naszego spotkania ( moj mąż wiedział dokąd idę i z kim spędzę dwie godziny) mój mąż dzwonił do mnie trzy razy pod byle pretekstem. Kiedy wychodziłam jeszcze raz zadzwonił i mnie opieprzał za coś tam czego kolezanka nie słyszała. Wszystkie telefony od męża to nie była czuła troska tylko chora kontrola. Ona widząc ile miałam od męża telefonów to tak podsumowała: "Wiesz ten twój to mąż to się tobą chociaż interesuje bo dzwoni, a mój w ogóle się nie pytał gdzie i do kogo idę. Moglam nawet na całą noc wyjść i miał to gdzieś. Lepszego masz męża". Wniosek jest prosty. Oba zachowania są niezdrowe, niewłaściwe i pokazują jak źle funkcjonują małżeństwa. W obu jest przemoc tylko inaczej wyrażana. Ja od swojego przemocowca po 35 latach odeszłam gdyz nie było innej rady.
Mój mąż też dzwonił przez 7 lat codziennie po kilka razy, ale zapytać jak syn się czuje, nie ja. Byłam tym ogromnie zmęczona i stawiana wiecznie pod ścianą. Teraz mam spokój i skończyło się, tylko czasem jak syn jest chory. U mnie jest obojętność, mam wrażenie że gdybym dopuściła się zdrady, na mężu nie zrobiłoby to wrażenia.
Caliope
Posty: 3013
Rejestracja: 04 sty 2020, 12:09
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Czy warto mieć nadzieję? czy to koniec.

Post autor: Caliope »

Ewuryca pisze: 07 lip 2022, 13:58 Caliope ja widze to tak, ze tobie po prostu zalezy na mezu i na waszym malzenstwie. Widze ze chcialabys byc zauwazona, kochana. Niestety z tego co piszesz twoj maz na ten moment jest w innym miejscu niz ty. Pisalas ze ponad dwa lata nie ma miedzy wami bliskosci ani wiezi. U mnie kiedy bylismy juz z mezem praktycznie przy rozstaniu tez probowalam wychodzic sama, znajdowalam sobie rozne rozrywki zeby poczul sie zazdrosny, albo zeby go ukarac. Ale to tak nie dziala. Kiedy druga strona jest zamknieta to po prostu nie da sie jej zmusic do kochania. Mysle, ze ty potrzebujesz akceptacji sytuacji w ktorej jestes. Ale takiej prawdziwej akceptacji, nie na zasadzie ze mi tak dobrze, niech tak bedzie a w srodku bedziesz cierpiec. Dla mnie akceptacja to powiedzenie sobie, ze sytuacja w ktorej jestem jest zla, ze wcale jej nie chcialam, ale skoro w niej jestem to naucze sie w niej zyc, bez ogladania sie na druga osobe. i wtedy wszelkie wychodzenia samemu, spedzanie wolnego czasu sa dla mnie po to zebym to ja mogla sie cieszyc zyciem a nie po to zeby ktos mnie zauwazyl.
Chciałabym Ewuryco, ale sobie można chcieć. Rzeczywistość jest inna, a ja czuję się jak współlokator który ma swoje życie i nikogo nie interesuje co on robi i z kim. Dla kobiet bez zasad co by od razu poszły na bok, to byłaby ekstra okazja. Ja nie potrafię, mam zasady i tyle. Sama lubię chodzić wszędzie, choć po nocach trochę strach samemu. Kiedyś chociaż mąż się martwił jak wracałam z pracy, a teraz jestem nieważna i muszę z tym żyć.
Sefie
Posty: 630
Rejestracja: 23 paź 2021, 23:01
Płeć: Mężczyzna

Re: Czy warto mieć nadzieję? czy to koniec.

Post autor: Sefie »

Caliope pisze: 07 lip 2022, 16:39 Kiedyś chociaż mąż się martwił jak wracałam z pracy, a teraz jestem nieważna i muszę z tym żyć.
Każdy z nas odczuwa potrzebę bycia kochanym ale nie koniecznie trzeba tego szukać na siłę u innych.
Jak z Twoją miłością, akceptacją siebie i samooceną? Chyba coś trzeba popracować a przypomnę, że nie jesteś świeżą forumowiczką.
Mąż nie jest pępkiem świata, jak się nie interesuje to jego problem i jego strata.
Miłości bez krzyża nie znajdziecie, a krzyża bez miłości nie uniesiecie.
Jan Paweł II
Firekeeper
Posty: 802
Rejestracja: 24 maja 2021, 19:46
Płeć: Kobieta

Re: Czy warto mieć nadzieję? czy to koniec.

Post autor: Firekeeper »

Caliope pisze: 07 lip 2022, 16:39
Ewuryca pisze: 07 lip 2022, 13:58 Caliope ja widze to tak, ze tobie po prostu zalezy na mezu i na waszym malzenstwie. Widze ze chcialabys byc zauwazona, kochana. Niestety z tego co piszesz twoj maz na ten moment jest w innym miejscu niz ty. Pisalas ze ponad dwa lata nie ma miedzy wami bliskosci ani wiezi. U mnie kiedy bylismy juz z mezem praktycznie przy rozstaniu tez probowalam wychodzic sama, znajdowalam sobie rozne rozrywki zeby poczul sie zazdrosny, albo zeby go ukarac. Ale to tak nie dziala. Kiedy druga strona jest zamknieta to po prostu nie da sie jej zmusic do kochania. Mysle, ze ty potrzebujesz akceptacji sytuacji w ktorej jestes. Ale takiej prawdziwej akceptacji, nie na zasadzie ze mi tak dobrze, niech tak bedzie a w srodku bedziesz cierpiec. Dla mnie akceptacja to powiedzenie sobie, ze sytuacja w ktorej jestem jest zla, ze wcale jej nie chcialam, ale skoro w niej jestem to naucze sie w niej zyc, bez ogladania sie na druga osobe. i wtedy wszelkie wychodzenia samemu, spedzanie wolnego czasu sa dla mnie po to zebym to ja mogla sie cieszyc zyciem a nie po to zeby ktos mnie zauwazyl.
Chciałabym Ewuryco, ale sobie można chcieć. Rzeczywistość jest inna, a ja czuję się jak współlokator który ma swoje życie i nikogo nie interesuje co on robi i z kim. Dla kobiet bez zasad co by od razu poszły na bok, to byłaby ekstra okazja. Ja nie potrafię, mam zasady i tyle. Sama lubię chodzić wszędzie, choć po nocach trochę strach samemu. Kiedyś chociaż mąż się martwił jak wracałam z pracy, a teraz jestem nieważna i muszę z tym żyć.
Caliope wiesz co ja długo byłam przekonana, że muszę wiedzieć gdzie jest mąż, z kim i co robi. Nawet chętnie planowałam mu dni wolne. Co ma robić i gdzie i jeszcze sprawdzałam czy na pewno jest tam gdzie jest i robi to co robi. Dzwoniłam, pytałam, martwiłam się. Kontrolowałam. Mój mąż od dawna nic. Nawet jak mnie zawoził na kolację z kolegą to o nic nie pytał, a mnie skręcało. Bo przecież cały plan spalił na panewce.

Teraz powiem Ci szczerze, że zaczynam robić to samo. I nie jest mi z tym źle nawet całkiem fajnie. Nie czuję potrzeby kontrolowania go. Jestem pewniejsza. Nie wkurza mnie, że gdzieś jedzie, nie dzwonię jak go długo nie ma. Nie czekam w oknie. Nie dzwonię. To, że będę się non stop pytać gdzie idzie nie sprawi, że nie pójdzie w bok. A ostatnio to nawet nie czuję strachu, że pójdzie.

Dużo lepiej się komunikujemy jak ja odpuściłam. Sam teraz częściej chce pogadać, przychodzi i opowiada. Mówi, że gdzieś jedzie. Pyta się czy jadę z nim.

Pójdziesz teraz do pracy to się może zmartwi 😉

Może to nie chodzi o to, że się mąż nie interesuje Tobą, co robisz i gdzie. Tylko Ci zwyczajnie ufa. Wie, że nie robisz nic złego. Jest Ciebie pewny?
Caliope
Posty: 3013
Rejestracja: 04 sty 2020, 12:09
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Czy warto mieć nadzieję? czy to koniec.

Post autor: Caliope »

Sefie pisze: 07 lip 2022, 20:08
Caliope pisze: 07 lip 2022, 16:39 Kiedyś chociaż mąż się martwił jak wracałam z pracy, a teraz jestem nieważna i muszę z tym żyć.
Każdy z nas odczuwa potrzebę bycia kochanym ale nie koniecznie trzeba tego szukać na siłę u innych.
Jak z Twoją miłością, akceptacją siebie i samooceną? Chyba coś trzeba popracować a przypomnę, że nie jesteś świeżą forumowiczką.
Mąż nie jest pępkiem świata, jak się nie interesuje to jego problem i jego strata.
Ja nigdy nie dzwoniłam, nie kontrolowałam, nie pytam gdzie jedzie czy idzie, zaczął od niedawna mówić sam. Dwa lata był gdzieś gdzie ja nic nie wiedzialam . Jak można na siłę szukać, jak stoi mur ,nie do przebicia. Odczuwam potrzebę, ale nie zbliżam się, a omijam szerokim łukiem.
Akceptuję siebie, kocham, ale mam też potrzeby jak każdy człowiek, nie oczekiwania.
Caliope
Posty: 3013
Rejestracja: 04 sty 2020, 12:09
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Czy warto mieć nadzieję? czy to koniec.

Post autor: Caliope »

Firekeeper pisze: 07 lip 2022, 21:18
Caliope pisze: 07 lip 2022, 16:39
Ewuryca pisze: 07 lip 2022, 13:58 Caliope ja widze to tak, ze tobie po prostu zalezy na mezu i na waszym malzenstwie. Widze ze chcialabys byc zauwazona, kochana. Niestety z tego co piszesz twoj maz na ten moment jest w innym miejscu niz ty. Pisalas ze ponad dwa lata nie ma miedzy wami bliskosci ani wiezi. U mnie kiedy bylismy juz z mezem praktycznie przy rozstaniu tez probowalam wychodzic sama, znajdowalam sobie rozne rozrywki zeby poczul sie zazdrosny, albo zeby go ukarac. Ale to tak nie dziala. Kiedy druga strona jest zamknieta to po prostu nie da sie jej zmusic do kochania. Mysle, ze ty potrzebujesz akceptacji sytuacji w ktorej jestes. Ale takiej prawdziwej akceptacji, nie na zasadzie ze mi tak dobrze, niech tak bedzie a w srodku bedziesz cierpiec. Dla mnie akceptacja to powiedzenie sobie, ze sytuacja w ktorej jestem jest zla, ze wcale jej nie chcialam, ale skoro w niej jestem to naucze sie w niej zyc, bez ogladania sie na druga osobe. i wtedy wszelkie wychodzenia samemu, spedzanie wolnego czasu sa dla mnie po to zebym to ja mogla sie cieszyc zyciem a nie po to zeby ktos mnie zauwazyl.
Chciałabym Ewuryco, ale sobie można chcieć. Rzeczywistość jest inna, a ja czuję się jak współlokator który ma swoje życie i nikogo nie interesuje co on robi i z kim. Dla kobiet bez zasad co by od razu poszły na bok, to byłaby ekstra okazja. Ja nie potrafię, mam zasady i tyle. Sama lubię chodzić wszędzie, choć po nocach trochę strach samemu. Kiedyś chociaż mąż się martwił jak wracałam z pracy, a teraz jestem nieważna i muszę z tym żyć.
Caliope wiesz co ja długo byłam przekonana, że muszę wiedzieć gdzie jest mąż, z kim i co robi. Nawet chętnie planowałam mu dni wolne. Co ma robić i gdzie i jeszcze sprawdzałam czy na pewno jest tam gdzie jest i robi to co robi. Dzwoniłam, pytałam, martwiłam się. Kontrolowałam. Mój mąż od dawna nic. Nawet jak mnie zawoził na kolację z kolegą to o nic nie pytał, a mnie skręcało. Bo przecież cały plan spalił na panewce.

Teraz powiem Ci szczerze, że zaczynam robić to samo. I nie jest mi z tym źle nawet całkiem fajnie. Nie czuję potrzeby kontrolowania go. Jestem pewniejsza. Nie wkurza mnie, że gdzieś jedzie, nie dzwonię jak go długo nie ma. Nie czekam w oknie. Nie dzwonię. To, że będę się non stop pytać gdzie idzie nie sprawi, że nie pójdzie w bok. A ostatnio to nawet nie czuję strachu, że pójdzie.

Dużo lepiej się komunikujemy jak ja odpuściłam. Sam teraz częściej chce pogadać, przychodzi i opowiada. Mówi, że gdzieś jedzie. Pyta się czy jadę z nim.

Pójdziesz teraz do pracy to się może zmartwi 😉

Może to nie chodzi o to, że się mąż nie interesuje Tobą, co robisz i gdzie. Tylko Ci zwyczajnie ufa. Wie, że nie robisz nic złego. Jest Ciebie pewny?
Nie wiem nie kontrolowałam męża nigdy, szanuję jego prywatność, nie mam dostępu do jego komputera, telefonu i kont. Nie przeszkadzam mu w pracy, nie dzwonię bez potrzeby. Na początku kryzysu odchodziłam od zmysłów, bo wszystko wskazywalo na zdradę i dwa razy zrobiłam mu awanturę czego nigdy nie robilam. Bo wychodził i po prostu nie wracał wiele godzin. A przed kryzysem zawsze wiedziałam gdzie jest, bo mówił.
Zastanawiam się czy może mi ufać jeśli mnie nie kocha, czy jest mu ogólnie obojętnie. Nigdy nie wykazywał oznak zazdrości.
Firekeeper
Posty: 802
Rejestracja: 24 maja 2021, 19:46
Płeć: Kobieta

Re: Czy warto mieć nadzieję? czy to koniec.

Post autor: Firekeeper »

Caliope pisze: 07 lip 2022, 22:30
Sefie pisze: 07 lip 2022, 20:08
Caliope pisze: 07 lip 2022, 16:39 Kiedyś chociaż mąż się martwił jak wracałam z pracy, a teraz jestem nieważna i muszę z tym żyć.
Każdy z nas odczuwa potrzebę bycia kochanym ale nie koniecznie trzeba tego szukać na siłę u innych.
Jak z Twoją miłością, akceptacją siebie i samooceną? Chyba coś trzeba popracować a przypomnę, że nie jesteś świeżą forumowiczką.
Mąż nie jest pępkiem świata, jak się nie interesuje to jego problem i jego strata.
Ja nigdy nie dzwoniłam, nie kontrolowałam, nie pytam gdzie jedzie czy idzie, zaczął od niedawna mówić sam. Dwa lata był gdzieś gdzie ja nic nie wiedzialam .
Jeśli Ty nigdy nie dzwoniłaś i nie pytałaś to dlaczego on miałby zapytać gdzie idziesz i zadzwonić i zapytać?
Jak można na siłę szukać, jak stoi mur ,nie do przebicia. Odczuwam potrzebę, ale nie zbliżam się, a omijam szerokim łukiem.
Akceptuję siebie, kocham, ale mam też potrzeby jak każdy człowiek, nie oczekiwania.
Może on też tak czuję? Może też jesteś dla niego murem, nie do przebicia? Może oboje omijajcie się szerokim łukiem i odczuwacie potrzebę bycia razem ale nie ma pierwszego do przełamania tego?

Mówiłaś mu o swoich potrzebach? Np. Chciałabym się do Ciebie przytulić? Mogę? Potrzebuję, żebyś mnie przytulił.
Zastanawiam się czy może mi ufać jeśli mnie nie kocha, czy jest mu ogólnie obojętnie. Nigdy nie wykazywał oznak zazdrości.
Ja jako osoba zazdrosna o wszystko i nie akceptująca, że mój mąż nie jest o mnie zazdrosny odczuwam teraz ulgę, że zazdrość nie jest motorem napędowym naszego związku. Zazdrość to nie jest dobre uczucie. Ja przestałam się zastanawiać co tam mój mąż myśli czy nie myśli. Kocha czy nie kocha ważne, że na co dzień żyjemy co raz lepiej bez kłótni już ponad miesiąc co jest cudem wręcz. Zaczęłam praktykować wdzięczność. Gdzieś czytałam, że ludziom łatwiej przychodzi krytykować i widzieć złe cechy u innych, a dopiero później pozytywne. Więc na każdą negatywną myśl w stosunku do mojego męża znajduję kilka pozytywnych. I przynajmniej raz dziennie go chwalę za coś.
Ruta
Posty: 3297
Rejestracja: 19 lis 2019, 12:00
Jestem: w separacji
Płeć: Kobieta

Re: Czy warto mieć nadzieję? czy to koniec.

Post autor: Ruta »

Caliope,
Sporo zmian przed tobą. W nowych sytuacjach lubią wracać stare destrukcyjne mechanizmy. Wiem i doświadczam. Właśnie mierzę się z jednym ze swoich największych paraliżujących mnie w życiu lęków, absurdalnych do granic absurdu, a zakorzenionych głęboko w dzieciństwie. I co odkryłam wczoraj - w mojej własnej osobowości i wrażliwości, która była używana do manipulacji mną. Coś, co mogło być zdrowym rysem, odpowiedzialnością, wrażliwością, pod wpływem manipulacji i presji bardzo we mnie zachorowało.

Dość dobrze sobie zwykle radzisz z nie wchodzeniem w głowę męża, nie projektowaniem dlaczego on coś robi, albo nie robi. Teraz zastanawiasz się nad znaczeniem jego zachowania, nad tym czy ufa, co myśli, czuje. Możliwe też, że zaprojektowałaś i to, że jakaś reakcja na twoje wyjście powinna być. Z takich projekcji pochodzą głębokie rozczarowania. Bolesne. A tak naprawdę zawodzą nas wtedy nie inni, ale nasze oczekiwania co do nich. No i nawet godziny rozważań co ktoś czuje, uważa, planuje nie przynoszą efektów. Nie da się tą metodą tego dowiedzieć. Szkoda czasu.

Twoje reakcje i emocje są zupełnie naturalne i zrozumiałe. Ale warto je w sobie zobaczyć tak trochę okiem obserwatora - bo wtedy można coś z nimi zrobić, zobaczyć skąd pochodzą, pogłębić to, co się widzi. I z tym co się zobaczy, można coś zrobić.
Zatrzymanie projekcji i oczekiwań mi osobiście w relacji z mężem pomaga. Mniej bólu po mojej stronie. Mniej zawodów. Mniej rozczarowań.

Co do wychodzenia na tańce - osobiście uważam, że to nie najfajniejszy pomysł, tylko wystawianie się na strzał. Z pustymi dzbanami miłości uwagi akceptacji jesteśmy podatne na wszelkich manipulantów, i wbrew naszym zasadom łatwo nam zawrócić w głowie. Zły ma tu ogromne pole do działania. Obiecuje złote góry, a potem albo daje zatrute jabłka w postaci amantów, albo rozczarowanie w postaci braku amantów. To też zły umie wykorzystać do powiedzenia: jesteś do niczego, nikt się toba nie interesuje.
Dzban jeszcze bardziej pustoszeje. Wtedy także boli. Kolejne rozczarowanie. W sumie to i tak lepiej, niż zapełniać dzban śmieciami.

Nie jestem przeciwna tańcom i sama lubię tańczyć. Tańczę sobie czasem w domu, czasem w modlitwie. Poza nocnymi potańcówkami są zajęcia taneczne, są tańce uwielbieniowe. Organizowane w innym kontekście niż nocne potańcówki. Wydają mi się bezpieczniejsze. Sama nie korzystam, jeszcze. Może kiedyś.
Osobiście od czasu kryzysu w moim małżeństwie wybieram Adorację, tam Miłość się uzupełnia. Na tańce pójdę z mężem. Mam w sercu cichą nadzieję, ze jeszcze na tym świecie :)
Sefie
Posty: 630
Rejestracja: 23 paź 2021, 23:01
Płeć: Mężczyzna

Re: Czy warto mieć nadzieję? czy to koniec.

Post autor: Sefie »

Caliope pisze: 07 lip 2022, 22:30 Jak można na siłę szukać, jak stoi mur ,nie do przebicia. Odczuwam potrzebę, ale nie zbliżam się, a omijam szerokim łukiem.
Kiedyś wszedłem w swoją skorupę jak Twój mąż. Bo nikomu z nas nie chciało się naprawiać, nikomu nie chciało się wykonać najmniejszego gestu w stronę poprawy.

Ja czułem się nieważny, odepchnięty, stłamszony, niekochany. Moje osiągnięcia i sukcesy, starania były marginalizowane, poczucie wartości jako facet było słabe bo byłem niedoceniony. Nie chciało mi się nic w związku, byłem bierny jak wąż, który wygrzewa się na kamieniu.

Ze swojej strony żonie zgotowałem podobny kompot odczuć. I chciało jej się tyle co mi.

Warto wyjść z własną inicjatywą, będąc uzbrojonym w wiedzę jak funkcjonuje druga płeć a książek polecanych jest dużo. Warto też schować dumę w kieszeni i samemu coś zrobić bo zmiana jednego może pociągnąć zmianę drugiego a jeśli nawet nie, to Tobie będzie lepiej wiedząc, że robisz co możesz.
Miłości bez krzyża nie znajdziecie, a krzyża bez miłości nie uniesiecie.
Jan Paweł II
Caliope
Posty: 3013
Rejestracja: 04 sty 2020, 12:09
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Czy warto mieć nadzieję? czy to koniec.

Post autor: Caliope »

Sefie pisze: 08 lip 2022, 12:05
Caliope pisze: 07 lip 2022, 22:30 Jak można na siłę szukać, jak stoi mur ,nie do przebicia. Odczuwam potrzebę, ale nie zbliżam się, a omijam szerokim łukiem.
Kiedyś wszedłem w swoją skorupę jak Twój mąż. Bo nikomu z nas nie chciało się naprawiać, nikomu nie chciało się wykonać najmniejszego gestu w stronę poprawy.

Ja czułem się nieważny, odepchnięty, stłamszony, niekochany. Moje osiągnięcia i sukcesy, starania były marginalizowane, poczucie wartości jako facet było słabe bo byłem niedoceniony. Nie chciało mi się nic w związku, byłem bierny jak wąż, który wygrzewa się na kamieniu.

Ze swojej strony żonie zgotowałem podobny kompot odczuć. I chciało jej się tyle co mi.

Warto wyjść z własną inicjatywą, będąc uzbrojonym w wiedzę jak funkcjonuje druga płeć a książek polecanych jest dużo. Warto też schować dumę w kieszeni i samemu coś zrobić bo zmiana jednego może pociągnąć zmianę drugiego a jeśli nawet nie, to Tobie będzie lepiej wiedząc, że robisz co możesz.
Próbowałam, chciałam z mężem pojechać sam na sam gdzie jeździ. Powiedział, że mogę jechać, ale mnie zostawi w jednym miejscu samą i sobie pójdzie gdzie chce. Nie warto, bo nie o to przecież chodziło.
Ja właśnie czuje się nieważna, stłamszony, umniejszona i niedoceniona i jeszcze od czasu do czasu posłucham o rozwodzie. Po to wracam do pracy, żeby odżyć i odzyskać szacunek od ludzi.
Caliope
Posty: 3013
Rejestracja: 04 sty 2020, 12:09
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Czy warto mieć nadzieję? czy to koniec.

Post autor: Caliope »

Firekeeper pisze: 08 lip 2022, 10:01
Caliope pisze: 07 lip 2022, 22:30
Sefie pisze: 07 lip 2022, 20:08
Każdy z nas odczuwa potrzebę bycia kochanym ale nie koniecznie trzeba tego szukać na siłę u innych.
Jak z Twoją miłością, akceptacją siebie i samooceną? Chyba coś trzeba popracować a przypomnę, że nie jesteś świeżą forumowiczką.
Mąż nie jest pępkiem świata, jak się nie interesuje to jego problem i jego strata.
Ja nigdy nie dzwoniłam, nie kontrolowałam, nie pytam gdzie jedzie czy idzie, zaczął od niedawna mówić sam. Dwa lata był gdzieś gdzie ja nic nie wiedzialam .
Jeśli Ty nigdy nie dzwoniłaś i nie pytałaś to dlaczego on miałby zapytać gdzie idziesz i zadzwonić i zapytać?
Jak można na siłę szukać, jak stoi mur ,nie do przebicia. Odczuwam potrzebę, ale nie zbliżam się, a omijam szerokim łukiem.
Akceptuję siebie, kocham, ale mam też potrzeby jak każdy człowiek, nie oczekiwania.
Może on też tak czuję? Może też jesteś dla niego murem, nie do przebicia? Może oboje omijajcie się szerokim łukiem i odczuwacie potrzebę bycia razem ale nie ma pierwszego do przełamania tego?

Mówiłaś mu o swoich potrzebach? Np. Chciałabym się do Ciebie przytulić? Mogę? Potrzebuję, żebyś mnie przytulił.
Zastanawiam się czy może mi ufać jeśli mnie nie kocha, czy jest mu ogólnie obojętnie. Nigdy nie wykazywał oznak zazdrości.
Ja jako osoba zazdrosna o wszystko i nie akceptująca, że mój mąż nie jest o mnie zazdrosny odczuwam teraz ulgę, że zazdrość nie jest motorem napędowym naszego związku. Zazdrość to nie jest dobre uczucie. Ja przestałam się zastanawiać co tam mój mąż myśli czy nie myśli. Kocha czy nie kocha ważne, że na co dzień żyjemy co raz lepiej bez kłótni już ponad miesiąc co jest cudem wręcz. Zaczęłam praktykować wdzięczność. Gdzieś czytałam, że ludziom łatwiej przychodzi krytykować i widzieć złe cechy u innych, a dopiero później pozytywne. Więc na każdą negatywną myśl w stosunku do mojego męża znajduję kilka pozytywnych. I przynajmniej raz dziennie go chwalę za coś.
Bo mi zabronił przeszkadzania mu jak pracuje, po prostu. Jeszcze tego by brakowało, zabluszczenie do kwadratu.
Od kryzysu gdzie usłyszałam, że mam się odczepić, moje potrzeby są tylko dla mnie. Gdyby chciał ze mną spędzić czas nie uciekałby wiecznie. Nawet się cieszy, że jedzie sam z synem niedlugo do rodziny, beze mnie.
Ja się prosiłam przed kryzysem o przytulanie, teraz syn przytulam i zwierzaki.
ODPOWIEDZ