Czy warto mieć nadzieję? czy to koniec.

Refleksje, dzielenie się swoimi przeżyciami...

Moderator: Moderatorzy

nałóg
Posty: 3328
Rejestracja: 30 sty 2017, 10:30
Jestem: szczęśliwym mężem
Płeć: Mężczyzna

Re: Czy warto mieć nadzieję? czy to koniec.

Post autor: nałóg »

Caliope, mm wrażenie że żyjesz w poczuciu skrzywdzenia naprzemiennie z poczuciem winy i mimo ,że dość wyraziście namawiasz na terapię innych forumowiczów to sama coś nie za wiele -takie odnoszę wrażenie- z niej bierzesz. Piszesz:
Caliope pisze: 07 lip 2021, 19:33 Żebym miała czas by sama gdzieś pojechać, nie mam go, bo nie zdążę syna odebrać z przedszkola i muszę ze wszystkiego wiecznie rezygnować.
A ile godzin syn jest w przedszkolu? bo jak 8-9 godzin to jest naprawdę dużo czasu by coś zrobić dla siebie....... no chyba że
Caliope pisze: 07 lip 2021, 19:33 Tak więc wolę siedzieć w domu, naoglądać się telewizji i iść spać.
i użalać się nad sobą jaka to jesteś biedna, skrzywdzona i nieszczęśliwa bo
Caliope pisze: 07 lip 2021, 18:04 mąż był zawsze roszczeniowy, miało być jak on chce i teraz mam po relacji, a nie byłam sobą. Moja matka wymagała ode mnie tego co jej się podobało, tez nie ma relacji.
Matki nie wybierałaś , lecz męża to chyba sama sobie wybrałaś??
Caliope, jest takie powiedzenie: jak ktoś chce coś zrobić to szuka sposobu, a jak nie chce to szuka powodu by nie robić nic. Może sama sobie odpowiesz ile z tego jest Twoje?
Są mityngi AA on-line..... uczestniczysz w nich? są w realu..... jest warsztat 12 Kroków tu na forum....... zapisałaś się na nie?
Bezsilność nie oznacza bezradności
PD
Caliope
Posty: 3013
Rejestracja: 04 sty 2020, 12:09
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Czy warto mieć nadzieję? czy to koniec.

Post autor: Caliope »

nałóg pisze: 08 lip 2021, 10:46 Caliope, mm wrażenie że żyjesz w poczuciu skrzywdzenia naprzemiennie z poczuciem winy i mimo ,że dość wyraziście namawiasz na terapię innych forumowiczów to sama coś nie za wiele -takie odnoszę wrażenie- z niej bierzesz. Piszesz:
Caliope pisze: 07 lip 2021, 19:33 Żebym miała czas by sama gdzieś pojechać, nie mam go, bo nie zdążę syna odebrać z przedszkola i muszę ze wszystkiego wiecznie rezygnować.
A ile godzin syn jest w przedszkolu? bo jak 8-9 godzin to jest naprawdę dużo czasu by coś zrobić dla siebie....... no chyba że
Caliope pisze: 07 lip 2021, 19:33 Tak więc wolę siedzieć w domu, naoglądać się telewizji i iść spać.
i użalać się nad sobą jaka to jesteś biedna, skrzywdzona i nieszczęśliwa bo
Caliope pisze: 07 lip 2021, 18:04 mąż był zawsze roszczeniowy, miało być jak on chce i teraz mam po relacji, a nie byłam sobą. Moja matka wymagała ode mnie tego co jej się podobało, tez nie ma relacji.
Matki nie wybierałaś , lecz męża to chyba sama sobie wybrałaś??
Caliope, jest takie powiedzenie: jak ktoś chce coś zrobić to szuka sposobu, a jak nie chce to szuka powodu by nie robić nic. Może sama sobie odpowiesz ile z tego jest Twoje?
Są mityngi AA on-line..... uczestniczysz w nich? są w realu..... jest warsztat 12 Kroków tu na forum....... zapisałaś się na nie?
Bezsilność nie oznacza bezradności
PD
Syn nie jest tyle w przedszkolu, bo to jest prywatne i krócej. W takim razie muszę zmienić miejsce gdzie chcę jechać, bo tego nie przeskoczę, ,za mało czasu. Mitingi są w czasie kiedy ja go nie mam, więc to też jest niefajnie, a nie chcę łaski od męża, bo się nie skupię na tym co ważne.12 kroków było na terapii, raz działa raz nie, bo jestem człowiekiem.
Tak,męża sama wybrałam i nie wiem co ja w nim widziałam, że mam jak mam i w kryzysie zauważyłam ile ma w sobie wad, nienawiści i złośliwości i boję się go kochać, widząc i czując, że on mnie nie kocha. Zmieniałam się dla niego przed ślubem ze strachu, że mnie odrzuci. Czuję się tak samo jak po urodzeniu syna, uziemiona, niechciana, wtedy popadłam w depresję. Może teraz też tak będzie, bo nie daję czasem rady, ale i tak muszę dać i tyle.Wtedy też rodzina mnie odrzuciła, ale mąż był, a teraz go nie ma. Przestałam z nim rozmawiać, zamieniamy 2 zdania na temat syna i to wszystko. Nie ma o czym, jeśli nas nie ma, a ja to czuję coraz mocniej. Tak jestem nieszczęśliwa, szukam w sobie winy dlaczego tak się stało i dlaczego nie mogę być kobietą i żoną. Wszystko na raz ,ale jest zmiana, bo ja się nigdy nad sobą nie użalalam, zawsze to ja brałam wszystko na klatę, można było mnie zeszmacić, a ja się podniosłam z najgorszego bagna. Czasem można być pokrzywdzonym, poużalać się nad sobą i pobyć chwilę biedną, po tym co przeszłam. Sama siebie pogłaszczę po głowie i powiem, że dam radę. Przeszłam tyle, że nic mnie nie złamie, bo wstyd nawet chcieć się wieszać.
J&J
Posty: 113
Rejestracja: 31 mar 2020, 23:27
Jestem: szczęśliwą żoną
Płeć: Kobieta

Re: Czy warto mieć nadzieję? czy to koniec.

Post autor: J&J »

Caliope proszę nawet tak nie myśl ! Odrzuć natychmiast te myśli ! Masz syna. Pomyśl jesteś mu tak bardzo potrzebna ! Życie i tak jest krótkie a to wszystko przejdzie i będzie słońce.
Janieja
Posty: 151
Rejestracja: 30 cze 2021, 11:04
Płeć: Kobieta

Re: Czy warto mieć nadzieję? czy to koniec.

Post autor: Janieja »

Caliope, jak sama piszesz, wiele przeszłaś, jesteś silna i wartościowa. Musisz dawać radę, przede wszystkim dla syna. Każda taką destrukcyjną myśl musisz natychmiast od siebie odsuwać.
helenast
Posty: 2967
Rejestracja: 30 sty 2017, 11:36
Jestem: szczęśliwą żoną
Płeć: Kobieta

Re: Czy warto mieć nadzieję? czy to koniec.

Post autor: helenast »

Caliope pisze: 08 lip 2021, 12:15
Tak jestem nieszczęśliwa, szukam w sobie winy dlaczego tak się stało i dlaczego nie mogę być kobietą i żoną. Wszystko na raz ,ale jest zmiana, bo ja się nigdy nad sobą nie użalalam, zawsze to ja brałam wszystko na klatę, można było mnie zeszmacić, a ja się podniosłam z najgorszego bagna. Czasem można być pokrzywdzonym, poużalać się nad sobą i pobyć chwilę biedną, po tym co przeszłam. Sama siebie pogłaszczę po głowie i powiem, że dam radę. Przeszłam tyle, że nic mnie nie złamie, bo wstyd nawet chcieć się wieszać.
Jak dobrze znam ten stan .... I powiem Ci z własnego doświadczenia,że ta postawa siłaczki bardziej mnie zniszczyła, niż wszystkie problemy wokół mnie... Walka o uśmiech w najbardziej traumatycznych chwilach, walka o bycia matką i ojcem w jednym , walka o to , by pokazać ,że ze wszystkim dam sobie radę powodowała ,że zaczęłam popełniać błędy, że zawalałam itd itd... Moja rzekoma silna postawa okazała się największą moją słabością, bo spowodował ,że zawiodłam samą siebie, zatraciłam się.
To właśnie - ten zawód spowodował moją depresję , nie sprawy toczące się w każdym dniu - tylko uświadomienie sobie swojej słabości ...
nałóg
Posty: 3328
Rejestracja: 30 sty 2017, 10:30
Jestem: szczęśliwym mężem
Płeć: Mężczyzna

Re: Czy warto mieć nadzieję? czy to koniec.

Post autor: nałóg »

Caliope pisze: 08 lip 2021, 12:15 Syn nie jest tyle w przedszkolu, bo to jest prywatne i krócej
mój wnuk jest w prywatnym przedszkolu i może w nim być do 17.00. Jak u Ciebie jest inaczej ...no to tak jest.
Caliope pisze: 08 lip 2021, 12:15 12 kroków było na terapii,
a co to za terapia z programem 12 Kroków? Na ile znam programy terapeutyczne to żadna -nawet Minesota mająca program zbliżony do pierwszych 3 Kroków AA - nie odwołuje się wprost do programu 12 Kroków.
Caliope pisze: 08 lip 2021, 12:15 Mitingi są w czasie kiedy ja go nie mam, więc to też jest niefajnie
te on-line w necie są w różnych godzinach
Caliope pisze: 08 lip 2021, 12:15 nie chcę łaski od męża, bo się nie skupię na tym co ważne
mój sponsor mawiał: widocznie nie jest ci tak żle ,że nie chcesz poprosić o pomoc gdy chodzi o zdrowienie.Czyżby pycha nie pozwalała podjąć próby poproszenia męża-ojca syna o opiekę nad nim abys mogła pójść na mityng?.
Caliope pisze: 08 lip 2021, 12:15 Tak,męża sama wybrałam i nie wiem co ja w nim widziałam, że mam jak mam i w kryzysie zauważyłam ile ma w sobie wad, nienawiści i złośliwości i boję się go kochać, widząc i czując, że on mnie nie kocha.
to że coś Ci się wydaje nie musi oznaczać , że tak jest i nie może się zmienić(choć gdzieś pisałaś że nie rozmawiasz z mężem
Caliope pisze: 08 lip 2021, 12:15 Zmieniałam się dla niego przed ślubem ze strachu, że mnie odrzuci
)
Caliope, a czy Ty wiesz kiedy byłaś/jesteś prawdziwa? ta z przed ślubu? czy ta teraz? jakie jest Twoje "prawdziwe JA"? Które to "prawdziwe JA"? maski były przed? czy maski są teraz?
Caliope pisze: 08 lip 2021, 12:15 Tak jestem nieszczęśliwa, szukam w sobie winy dlaczego tak się stało i dlaczego nie mogę być kobietą i żoną.
czy na terapii nie pracowałaś nad poczuciem własnej wartości? nad zamianą "winy"(jak jest wina to powinna być i kara) na udział w kryzysie?
Czy tylko mąż może spowodować że poczujesz się kobietą? matką? Twoja wartość zależy od męża?
Caliope pisze: 08 lip 2021, 12:15 12 kroków było na terapii

12 Kroków na tym forum jest w wersji internetowej więc dość dogodnej .
Caliope pisze: 08 lip 2021, 12:15 Przeszłam tyle, że nic mnie nie złamie, bo wstyd nawet chcieć się wieszać.
Caliope...... znasz siebie na tyle na ile zostałaś sprawdzona..... a i to tylko właśnie w momencie sprawdzenia.
Warto zadbać o siebie....... tak realnie.
Znasz Modlitwę o Pogodę Ducha? Przy jej pomocy możesz przeanalizować na co masz wpływ.... na co nie masz.... co możesz zmienić..
PD
Ruta
Posty: 3297
Rejestracja: 19 lis 2019, 12:00
Jestem: w separacji
Płeć: Kobieta

Re: Czy warto mieć nadzieję? czy to koniec.

Post autor: Ruta »

Caliope, nie daj się depresji. Masz synka, masz siebie. Masz pełne prawo czuć się zraniona, czuć dołek, i poużalać się nad sobą także. Wszystko co przeszłaś i co teraz przechodzisz jest trudne. Ale warto też zadbać o siebie, żeby w tym dole nie zostać, tylko zacząć z niego wyłazić. Małymi krokami, jak się nie da zrobić dużych. Ale do góry.

Masz w sobie tyle energii, czytam cię od dawna, nie raz podziwiałam twój entuzjazm, siłę. I zdolność do wychodzenia z nawet bardzo trudnych sytuacji. Teraz mam wrażenie, że utknęłaś, wszystko jest, tylko entuzjazmu mniej. Bywa i tak, ale nie ma co w tym zostawać. To co mi pomogło wyjść z dołka, to paradoksalnie to zgoda na to co jest, na siebie, na trudną sytuację, na to, że mąż mnie nie kocha, że moja rodzina się ode mnie odseparowała. Podjęłam pełną abstynencję, więc patrzyłam też jak znikają kolejni znajomi.

Pogodziłam się między innymi z tym, że jestem samotną mamą. Że mam mniej czasu dla siebie i wiele rzeczy jest dla mnie niedostępnych. Lubię długie spacery, ale zwykle nie mam z kim zostawić synka, więc robię sobie krótki poranny spacer. I krótki wieczorny. Lubię porządek, ale nie mam tyle czasu, by miec posprzątane tak jak lubię, więc przymykam oko na bałagan i robię niezbędne minimum. A i tak zdarzyło się, ża nie wyjęłam prania z pralki przez dobę. Albo dwie. Trzy też się zdarzyło. Jestem dla siebie wyrozumiała. I tak ze wszystkim. Jakoś z czasem gdy się przeroganizowałam i pogodziłam z nową sytuacją w moim życiu, także i czasu zaczęło się robić więcej. I możliwości zaczęło przybywać.

Tak jak napisałaś: może czas pomyśleć, żeby zmienić miejsce w które chcesz pojechać, skoro nie masz szans by pojechać w to, w które chcesz pojechać. Właśnie w takim kierunku myślałam, wprowadzając kolejne zmiany i przystosowując się do tego co jest.

Mam jedną uwagę. Wiesz, że mój mąż ma spory problem z uzależnieniami. Gdy jest w złym stanie, nie mogę mu powierzać dziecka, bo po prostu nie jest w stanie sprawowac wtedy odpowiedzialnie opieki. Ale gdy tylko jest przytomny, dbam o to by spędzał czas z małym. Z męża chęciami bywa różnie, od entuzjazmu po opór, i kombinowanie jak tu najszybciej wyjść. Albo nie przyjść. Kowalska zapewne ma w tym swój udział. Ale konsekwentnie dążę do tego, by mąż był zaangażowany jako ojciec, gdy tylko jest w stanie.

Robię tak z dwóch powodów. Po pierwsze ze względu na syna. Więź z ojcem jest potrzebna. Ale na siebie też. Bo jeśli mój mąż nawet trzy razy do roku będzie w stanie zabrać małego do swoich rodziców - to dla mnie oznacza to trzy weekendy w roku, kiedy ja mam czas dla siebie. To samo z popołudniami. Każde popołudnie męża z synem to moje popołudnie ze mną, mój czas dla mnie. I nie zamierzam z tego rezygnować, bo jakiejś pani nie pasuje, że związała się z żonatym mężczyzną, który jest ojcem. Albo dlatego, że mojemu męzowi się odwidziało. No nie ma na to mojej zgody.

To nie jest tak, że mąż robi łaskę zajmując się dzieckiem/dziećmi. To po prostu jego obowiązek. I o ile jak każdy człowiek, także i mąż, ma pełno prawo nie chcieć być w relacji, wycofać się z niej, a nawet być w innej relacji - o tyle wobec dzieci obowiązki ma się tak czy inaczej. Wiem, że wcale nie jest prosto wdrożyć niechętnego męża do opieki nad dzieckiem. Ale tu akurat warto zacząć stawiac granice (i wymagania). I nie traktować tego w kategorii "poradzę sobie sama", "nie chcę łaski". Bo to jak przyzwolenie na zaniedbywanie dziecka przez ojca. Tu duch bojowy ma moim zdaniem sens.

Znasz męża, sama najlepiej będziesz wiedziała jak go w wciągnąć w opiekę. Na jednych działa metoda małymi krokami, a na innych postawienie pod ścianą: wyjeżdżam na tydzień, poradzicie sobie, a ja muszę teraz odpocząć.
elena
Posty: 427
Rejestracja: 14 kwie 2020, 19:09
Jestem: po rozwodzie
Płeć: Kobieta

Re: Czy warto mieć nadzieję? czy to koniec.

Post autor: elena »

Caliope, Twoje liczne wskazówki i spostrzeżenia dały mi wiele, gdy potrzebowałam zrozumieć czym jest uzależnienie i mechanizmy wspóluzależnienia. Wiele czerpałam z Twoich wpisów, za co Ci dziękuję, bo naprawdę teraz żyje o wiele spokojniej. Myśle, ze Ty również powinnaś czerpać z tego, co inne osoby piszą w Twoim wątku. Życzę Ci właśnie tej wspomnianej pogody ducha!
„Kocha się nie za cokolwiek, ale pomimo wszystko, kocha się za nic”. Ks. Jan Twardowski
Caliope
Posty: 3013
Rejestracja: 04 sty 2020, 12:09
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Czy warto mieć nadzieję? czy to koniec.

Post autor: Caliope »

Nałogu, analizując moje życie nigdy nie byłam 100% sobą, bo wiele aspektów mojego życia na to nie pozwalało i nie pozwala. Trzeba dostosować się do norm, ale teraz jestem bardziej sobą niż przed ślubem, bo w fazie zakochania każdy nagina rzeczywistość. Moj mąż zagrał, że wszędzie byliśmy razem i nierozlączni, a okazało się, że nie trawi bycia z ludźmi powyżej 2 godzin. Maski zakładałam, teraz nie zakładam, bo nie muszę, jestem sobie jaka jestem, nie komunikuję się, bo sensu nie widzę bez zaufania.
To nie pycha, ale przykrość słuchania że psuję meżowi dzień i zawsze mam wyrzuty sumienia , że mu przeszkadzam.
Mam poczucie winy, bo to trwa tak długo, ja zrobiłam co mogłam,a nic się nie rusza, więc nie zrobiłam chyba nic i może moja wina jest nie w wyglądzie, zachowaniu, tylko jeszcze w innym miejscu którego nie odkryłam.
Matką jestem, ale tylko nią, nie czuję się nikim innym, takim robotem.
Wiem, że nic nie mogę zmienić, tylko siebie, robię to , ale nie widzę końca tej drogi. Moja wartość musi leżeć na solidnych fundamentach, muszę wiedzieć kim jestem, być bezpieczna by się rozwijać. Żyjąc z dnia na dzień nie ma takiej możliwości, nie wiem co będzie jutro, mam pełno pomysłów na siebie, a codziennie zmieniam zdanie, bo nic się nie uda. Bo na to i na to nie mam pieniędzy lub mam, ale zaraz mogę nie mieć, jeden ruch i tracę wszystko. Jaką można mieć cały czas samoocenę jak robi się co może, a się nic nie udaje? zawsze spadnie, bo człowiek czuje się niedowartościowany.
Pogoda ducha jest dobrą modlitwą, znam ją, a 12 kroków też muszę odświeżyć.
Caliope
Posty: 3013
Rejestracja: 04 sty 2020, 12:09
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Czy warto mieć nadzieję? czy to koniec.

Post autor: Caliope »

helenast pisze: 08 lip 2021, 14:47
Caliope pisze: 08 lip 2021, 12:15
Tak jestem nieszczęśliwa, szukam w sobie winy dlaczego tak się stało i dlaczego nie mogę być kobietą i żoną. Wszystko na raz ,ale jest zmiana, bo ja się nigdy nad sobą nie użalalam, zawsze to ja brałam wszystko na klatę, można było mnie zeszmacić, a ja się podniosłam z najgorszego bagna. Czasem można być pokrzywdzonym, poużalać się nad sobą i pobyć chwilę biedną, po tym co przeszłam. Sama siebie pogłaszczę po głowie i powiem, że dam radę. Przeszłam tyle, że nic mnie nie złamie, bo wstyd nawet chcieć się wieszać.
Jak dobrze znam ten stan .... I powiem Ci z własnego doświadczenia,że ta postawa siłaczki bardziej mnie zniszczyła, niż wszystkie problemy wokół mnie... Walka o uśmiech w najbardziej traumatycznych chwilach, walka o bycia matką i ojcem w jednym , walka o to , by pokazać ,że ze wszystkim dam sobie radę powodowała ,że zaczęłam popełniać błędy, że zawalałam itd itd... Moja rzekoma silna postawa okazała się największą moją słabością, bo spowodował ,że zawiodłam samą siebie, zatraciłam się.
To właśnie - ten zawód spowodował moją depresję , nie sprawy toczące się w każdym dniu - tylko uświadomienie sobie swojej słabości ...
Helenast, to też moja słabość, bo ja muszę zawsze na 100%, bo jak zawalę, to na całej linii, a jestem sama bez pomocy. Ja też siebie zawodzę jeśli czegoś nie potrafię coś mi się nie uda, nie lubię siebie za to.
Bławatek
Posty: 1627
Rejestracja: 09 maja 2020, 13:08
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Czy warto mieć nadzieję? czy to koniec.

Post autor: Bławatek »

Caliope, ja też byłam i jestem perfekcjonistką - ale staram się coraz bardziej odpuszczać. Bo co się stanie jak nie posprzątam, albo nie przeprasuje sukienki, która w szafie się lekko wygniotla?! Inni tak robią i żyją, więc ja też mam do tego prawo. Mój syn był od urodzenia chorowity i wymagający opieki, a niestety na męża nie miałam co liczyć nigdy, ile razy się wkurzalam, że mi nie pomaga lub zostawia że wszystkim samą, a mi przeszkadzało to, że znów muszę z synem spędzać czas na spacerze lub placu zabaw a w domu tyle roboty, potem po powrocie ze spacer zero czasu na tą zaległą robotę, bo przecież nowe rzeczy do zrobienia się pojawiały. A mąż wracał i łypał okiem dookoła i wypominał ile rzeczy nie zrobionych, chociaż mu mówiłam, że przecież nie siedziałam bezczynnie tylko robiłam inne rzeczy to i tak tego nie przyjmował. A ja starałam się coraz bardziej wygrywać z uciekającym czasem. Dlatego lepiej odpuszczać - małymi krokami i zobaczysz, że da się żyć bez perfekcyjnie zrobionych rzeczy.

Teraz jestem z synem na wypoczynku - planów miałam co niemiara, ale codziennie nas pogoda zaskakuje więc zmieniamy swoje plany, pewnie wielu nie zrealizujemy i wiesz co? Nie zależy mi. Cieszę się każdą chwilą i tym co się uda zobaczyć, zrobić.

A i mój mąż przed ślubem dużo udawał, wydawał się być bardziej towarzyskim, odpowiedzialnym, zaradnym. Często mi zwracał uwagę na moje niedoskonałości i mówił, czego by ode mnie oczekiwał. A ja zakochana coraz bardziej się podporządkowywałam, tylko że w pewnym momencie poczułam się jak służąca bez własnego zdania. I to on dążył do jak najszybszego ślubu, pewnie, żebym go nie poznała naprawdę.

Caliope, ja się też muszę nauczyć bardziej wymagać od męża - przede wszystkim zaangażowania w opiekę nad synem, więc może razem podejmiemy to wyzwanie, bo i tak nie mamy wiele do stracenia, a możemy wygrać czas dla siebie (o którym przecież obie marzymy). Bo jakby nie było my jesteśmy matkami a oni ojcami, więc każdy niech się postara zadbać o dobro dziecka.
Avys
Posty: 220
Rejestracja: 21 cze 2020, 8:31
Płeć: Kobieta

Re: Czy warto mieć nadzieję? czy to koniec.

Post autor: Avys »

Bardzo dużo myślałam o tym co napisałaś ostatnio o sobie. Bardzo trudne to jest co napisałaś, że lubisz tylko syna a mąż, rodzina i wszystkie Twoje przyjaźnie zachowują/zachowały się źle wobec Ciebie. Może tak jak napisałaś jest coś czego jeszcze nie odkryłaś co jest też powodem tego stanu rzeczy. Nie wiem zupełnie co Ci poradzić bo rada typu „wyprowadzka” jest może za ciężka i nierealna w Twojej sytuacji, a może coś by zmieniła.

Przyszła mi dzisiaj taka myśl do głowy, że może nie tak wielką rzeczą jak wyprowadzka byłoby wyłączenie telewizora z prądu w Tej sypialni w której się zamykasz- może to spowoduje że Twoje życie zmieni się. Nie wiem, ale zawsze to jest jakaś szansa na otwarcie się na ludzi.
Caliope
Posty: 3013
Rejestracja: 04 sty 2020, 12:09
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Czy warto mieć nadzieję? czy to koniec.

Post autor: Caliope »

Avys pisze: 08 lip 2021, 22:34 Bardzo dużo myślałam o tym co napisałaś ostatnio o sobie. Bardzo trudne to jest co napisałaś, że lubisz tylko syna a mąż, rodzina i wszystkie Twoje przyjaźnie zachowują/zachowały się źle wobec Ciebie. Może tak jak napisałaś jest coś czego jeszcze nie odkryłaś co jest też powodem tego stanu rzeczy. Nie wiem zupełnie co Ci poradzić bo rada typu „wyprowadzka” jest może za ciężka i nierealna w Twojej sytuacji, a może coś by zmieniła.

Przyszła mi dzisiaj taka myśl do głowy, że może nie tak wielką rzeczą jak wyprowadzka byłoby wyłączenie telewizora z prądu w Tej sypialni w której się zamykasz- może to spowoduje że Twoje życie zmieni się. Nie wiem, ale zawsze to jest jakaś szansa na otwarcie się na ludzi.
Avys, przyjaźnie pokończyly się, bo ze mną nie da sie wypić i to autentycznie. Dlatego została rodzina ktorej teraz nie ma. Sypialnia to jedyne miejsce w którym czuję się bezpiecznie,nikomu nie wchodzę w drogę, nie przeszkadzam, nie zabieram cennego czasu . Mam tam mój komputer gdzie oglądam ulubione filmy, czytam książki. Wyjść mogę do salonu gdzie mąż ma swój komputer, siedzi w słuchawkach i woli być tam sam, więc sensu nie widzę, by mu przeszkadzać. Kiedyś mu przeszkadzalam, złościłam się czemu nie ma dla mnie czasu, tylko praca na kompie i komp w domu na wieczór. Przyszedł czas by sobie odpuścić i tyle, bo nie wygram.
Caliope
Posty: 3013
Rejestracja: 04 sty 2020, 12:09
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Czy warto mieć nadzieję? czy to koniec.

Post autor: Caliope »

Bławatek pisze: 08 lip 2021, 20:37 Caliope, ja też byłam i jestem perfekcjonistką - ale staram się coraz bardziej odpuszczać. Bo co się stanie jak nie posprzątam, albo nie przeprasuje sukienki, która w szafie się lekko wygniotla?! Inni tak robią i żyją, więc ja też mam do tego prawo. Mój syn był od urodzenia chorowity i wymagający opieki, a niestety na męża nie miałam co liczyć nigdy, ile razy się wkurzalam, że mi nie pomaga lub zostawia że wszystkim samą, a mi przeszkadzało to, że znów muszę z synem spędzać czas na spacerze lub placu zabaw a w domu tyle roboty, potem po powrocie ze spacer zero czasu na tą zaległą robotę, bo przecież nowe rzeczy do zrobienia się pojawiały. A mąż wracał i łypał okiem dookoła i wypominał ile rzeczy nie zrobionych, chociaż mu mówiłam, że przecież nie siedziałam bezczynnie tylko robiłam inne rzeczy to i tak tego nie przyjmował. A ja starałam się coraz bardziej wygrywać z uciekającym czasem. Dlatego lepiej odpuszczać - małymi krokami i zobaczysz, że da się żyć bez perfekcyjnie zrobionych rzeczy.

Teraz jestem z synem na wypoczynku - planów miałam co niemiara, ale codziennie nas pogoda zaskakuje więc zmieniamy swoje plany, pewnie wielu nie zrealizujemy i wiesz co? Nie zależy mi. Cieszę się każdą chwilą i tym co się uda zobaczyć, zrobić.

A i mój mąż przed ślubem dużo udawał, wydawał się być bardziej towarzyskim, odpowiedzialnym, zaradnym. Często mi zwracał uwagę na moje niedoskonałości i mówił, czego by ode mnie oczekiwał. A ja zakochana coraz bardziej się podporządkowywałam, tylko że w pewnym momencie poczułam się jak służąca bez własnego zdania. I to on dążył do jak najszybszego ślubu, pewnie, żebym go nie poznała naprawdę.

Caliope, ja się też muszę nauczyć bardziej wymagać od męża - przede wszystkim zaangażowania w opiekę nad synem, więc może razem podejmiemy to wyzwanie, bo i tak nie mamy wiele do stracenia, a możemy wygrać czas dla siebie (o którym przecież obie marzymy). Bo jakby nie było my jesteśmy matkami a oni ojcami, więc każdy niech się postara zadbać o dobro dziecka.
Bławatku tu nie chodzi o sprzątanie, moja matka skutecznie mi je obrzydziła, stawiając jako priorytet.
Ja nie potrafię od kogoś czegoś wymagać, jeszcze oprócz tego stwierdzam, że nie zasluzyłam widać na pomoc i wiem, że sama muszę sobie poradzić. Bo fizycznie nikogo naprawdę nie ma obok mnie.
Bławatek
Posty: 1627
Rejestracja: 09 maja 2020, 13:08
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Czy warto mieć nadzieję? czy to koniec.

Post autor: Bławatek »

Caliope, nie potrafisz od innych wymagać - więc nad tym pracuj, samodzielnie lub na terapii.

Fizycznie nie masz nikogo obok siebie - to też można zmienić - wyjść do ludzi, poznać nowe osoby.

Twój syn ma dysfunkcje - możliwe, że ma orzeczenie o stopniu niepełnosprawności - możesz korzystać z dodatkowych terapii i np. tam poznawać nowych ludzi. Możesz wyjechać na turnusy rehabilitacyjne, na których tylko przez część dnia są zabiegi, a potem odpoczynek.

Ty się zamknęłas w swojej twierdzy, a twój mąż w swojej, a między wami jest dziecko. Może czas zacząć otwierać okna, drzwi i siebie? Proś i wymagaj - może mąż na to czeka. Początki będą trudne i może bolesne, ale nie da się na dłuższą metę żyć tak jak teraz żyjesz. (Ja będę wymagać od męża większego zaangażowania w opiekę nad synem)
ODPOWIEDZ