Czy warto mieć nadzieję? czy to koniec.

Refleksje, dzielenie się swoimi przeżyciami...

Moderator: Moderatorzy

Abigail

Re: Czy warto mieć nadzieję? czy to koniec.

Post autor: Abigail »

Caliope pisze: 27 lis 2021, 17:29 Po takiej nagonce na mnie, naprawdę żałuję, że wyszłam za mąż, zgodziłam się wychowywać dziecko w domu, b przecież mogłam go oddać opiekunce i ni przejmować się czy będzie chodził, mówił i się rozwijał. Moglam żyć sobie sama, a nie egoistycznie niszczyć ludziom życie i jeszcze je rodzić. Moje wybory do czasu kryzysu byly słuszne, taki był podział obowiązków, ale nie wiedziałam że to nie jest wystarczające, że jeszcze za mało robię. Nie spelnie nigdy oczekiwań innych, więc zostawiam sobie swoje decyzje takie jakie ja chcę, nie inni. Mam prawo do tego żeby dla mnie było jak najlepiej ,a nie że mam się zajechać. Najlepiej to byłoby gdybym pracowała w nocy na cały etat, a w dzień ogarniała resztę, a gdzie w tym ja? nie jestem robotem, a czującym człowiekiem,chcę odpocząć, tylko to mi zostało i opieka nad dzieckiem. Nie dociera do kogoś co mówię, zostawiam i idę dalej jak ja chcę. Nie naprawię tego małżeństwa, trudno, ale mam czyste sumienie, że robię tyle ile mogę, bo są też granice. Odwieszając się od męża, przestając żyć z nim mogłam albo wszystko zostawić i odejść sama lub zająć się sobą i dzieckiem Ii zrobiłam to drugie i nie żałuję tego wyboru.
Caliope, też mam nieraz takie same myśli: "po co mi to było". Chciałabyś aby mąż Cię wspierał bardziej i zauważał to wszystko co robisz każdego dnia. Rozumiem Cię, że to niemały wysiłek. Masz syna, a to wspaniały dar. Może Bóg wybrał właśnie Ciebie na matkę dla niego bo wiedział, że jesteś wystarczająco silna i poradzisz sobie z trudami jakie przed Tobą postawił. Bądź dumna z tego co robisz. Masz prawo do odpoczynku jak wszyscy. Caliope teraz tak jest, że czujesz że tylko opieka nad dzieckiem Ci została ale życie nie kończy się za 5 minut syn rośnie i czasu jeszcze w życiu Ci wystarczy na pracę i zarabianie pieniędzy. Naprawdę tak będzie. Trzeba podejść do tego racjonalnie i spokojnie. Masz rację, lepiej zostawić jeśli do kogoś nie dociera - to jak rozmowa z pijanym. To, że zajmujesz się synem robisz co możesz żeby go wyprowadzić z obciążeń które się za nim ciągną od porodu jest właściwe też moim zdaniem. A jeśli i Ty tak uważasz to już dwie osoby. Myślę, że znajdzie się i więcej osób które to potwierdzą. Sama wiesz jak jest u Ciebie, z Twoich wypowiedzi wynika że jesteś rozsądną osobą i w swoim czasie podejmiesz kroki do powrotu do pracy. Jest dużo możliwości ale ja tak samo jak Ty próbowałabym w pierwszej kolejności zabezpieczyć właściwą opiekę dziecku a w drugiej dopiero szukałabym zatrudnienia. Dziecko to nie kukułcze jajo żeby je komukolwiek podrzucać licząc, że jakoś to będzie.
Abigail

Re: Czy warto mieć nadzieję? czy to koniec.

Post autor: Abigail »

Caliope pisze: 27 lis 2021, 20:49
Astro pisze: 27 lis 2021, 18:22 Przyglądam się waszej dyskusji.
To pokazuje jak wszyscy jesteśmy ludźmi , ale inaczej i różnie reagujemy na wszystko co nas spotyka , oraz jak różnie podchodzimy i radzimy sobie z traumami z przeszłości.
Caliope może jednak warto rozważyć , opcje , o których wspominają dziewczyny.
Samotność i poczucie osamotnienia , jest straszne . Może jakbyś poszła do pracy zmieniłaby się trochę perspektywa , poznalabys ludzi, inne zajęcia . Wiem ,że syn jest dla ciebie najważniejszy , nie wątpię ,że potrzebuje opieki , rehabilitacji itd. Natomiast chłopak rośnie wiecznie nie będziesz mogła go chronić .
Samotność mi już nie przeszkadza Astro, lubię być sama, ludzie mnie krzywdzą, a nie chce na to pozwalać i stawiam sobie granice. To syn daje mi poczucie ,że jestem komuś potrzebna, żyje dla soebie i dla niego. Jak będzie starszy będę decydowała, bo zostawię go samego i nic mu nie będzie, sam pójdzie, wróci ze szkoły o obiad sobie zagrzeje.
Caliope, tak bardzo chciałabym Ci jakoś pomóc, czytam Ciebie i czuję że jesteś coraz bardziej smutna i coraz bardziej zniechęcona tymi różnymi poradami na forum. Bardzo dobrze Cię rozumiem, kiedy kobieta zostaje sama to jedynie dzieci w tej rozpaczy trzymają ją w pionie. Zamiast męża z którym mieliśmy przeżyć życie miał być z nami na dobre i na złe, jest pustka, ból i rozpacz. Dzieci w tej samotności nie pozwalają się rozsypać. Śledzę Twoje wypowiedzi w różnych wątkach - widać w nich zawsze dobre intencje, spostrzeżenia. Kobiet, które krytykują bez współczucia inne kobiety nigdy nie zrozumiem trudno się przebić z jakimikolwiek argumentami. Jestem pewna, że przyjdzie moment kiedy odżyjesz i zawodowo i emocjonalnie. Teraz jest trudny czas ale kiedy byśmy szli tylko prostą i wygodną drogą nasz charakter nie miałby okazji się kształtować. Pomyśl ile już przeszłaś, jakie postępy poczyniłaś i że za jakiś czas będzie jeszcze lepiej bo jak jest źle to musi być w końcu lepiej.
Caliope
Posty: 3013
Rejestracja: 04 sty 2020, 12:09
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Czy warto mieć nadzieję? czy to koniec.

Post autor: Caliope »

Abigail pisze: 28 lis 2021, 14:43
Caliope pisze: 27 lis 2021, 20:49
Astro pisze: 27 lis 2021, 18:22 Przyglądam się waszej dyskusji.
To pokazuje jak wszyscy jesteśmy ludźmi , ale inaczej i różnie reagujemy na wszystko co nas spotyka , oraz jak różnie podchodzimy i radzimy sobie z traumami z przeszłości.
Caliope może jednak warto rozważyć , opcje , o których wspominają dziewczyny.
Samotność i poczucie osamotnienia , jest straszne . Może jakbyś poszła do pracy zmieniłaby się trochę perspektywa , poznalabys ludzi, inne zajęcia . Wiem ,że syn jest dla ciebie najważniejszy , nie wątpię ,że potrzebuje opieki , rehabilitacji itd. Natomiast chłopak rośnie wiecznie nie będziesz mogła go chronić .
Samotność mi już nie przeszkadza Astro, lubię być sama, ludzie mnie krzywdzą, a nie chce na to pozwalać i stawiam sobie granice. To syn daje mi poczucie ,że jestem komuś potrzebna, żyje dla soebie i dla niego. Jak będzie starszy będę decydowała, bo zostawię go samego i nic mu nie będzie, sam pójdzie, wróci ze szkoły o obiad sobie zagrzeje.
Caliope, tak bardzo chciałabym Ci jakoś pomóc, czytam Ciebie i czuję że jesteś coraz bardziej smutna i coraz bardziej zniechęcona tymi różnymi poradami na forum. Bardzo dobrze Cię rozumiem, kiedy kobieta zostaje sama to jedynie dzieci w tej rozpaczy trzymają ją w pionie. Zamiast męża z którym mieliśmy przeżyć życie miał być z nami na dobre i na złe, jest pustka, ból i rozpacz. Dzieci w tej samotności nie pozwalają się rozsypać. Śledzę Twoje wypowiedzi w różnych wątkach - widać w nich zawsze dobre intencje, spostrzeżenia. Kobiet, które krytykują bez współczucia inne kobiety nigdy nie zrozumiem trudno się przebić z jakimikolwiek argumentami. Jestem pewna, że przyjdzie moment kiedy odżyjesz i zawodowo i emocjonalnie. Teraz jest trudny czas ale kiedy byśmy szli tylko prostą i wygodną drogą nasz charakter nie miałby okazji się kształtować. Pomyśl ile już przeszłaś, jakie postępy poczyniłaś i że za jakiś czas będzie jeszcze lepiej bo jak jest źle to musi być w końcu lepiej.
Dziękuję Abigail, cieszy mnie twoje zrozumienie, tobie też jest ciężko, ale za jakiś czas wyjdzie nam słońce i wszystko będzie inaczej. Ja mam cały czas wiarę i nadzieję, oraz siłę, którą chcę sie dzielić.
renta11
Posty: 842
Rejestracja: 05 lut 2017, 19:20
Płeć: Kobieta

Re: Czy warto mieć nadzieję? czy to koniec.

Post autor: renta11 »

Już Ci kiedyś Caliope o tym pisałam. Ale napisze jeszcze raz.

Wydaje mi się, że Ty taka zamrożona jesteś od wczesnego dzieciństwa. Miałaś zimną emocjonalnie matkę i mniej czy bardziej świadomie wybrałaś zimnego emocjonalnie męża. Ty sama wybrałaś.
Dlaczego?
Bo najbardziej lubimy te piosenki, które dobrze znamy. :D
Ta rola jest Ci doskonale znana i niestety jesteś aktywnym aktorem tego przedstawienia. Czyli nawet jeśli mąż nie był tak do końca zimnym emocjonalnie człowiekiem, to Ty pchałaś go nieświadomie w tym kierunku. I raczej nie pozwalasz mu zmienić roli.
I zastanów się, czy Twój mąż nie powiela roli swojego taty?
Bo tak gracie sobie w tą swoją grę i żadne z Was nie chce niczego zmieniać. Takie małżeństwa potrafią trwać latami i są toksyczne.
To nie jest przypadek, że nie masz żadnej koleżanki czy znajomej nawet. Kiedyś myślałam nawet, że Ty żyjesz w lesie, czy w miejscu z najmem np. letnim. Ale ty mieszkasz w bloku. Myślę, że nawet w większym mieście. Ile ludności jest w obrębie np. 10 km od Ciebie? Przecież możesz z dzieckiem wyjść do ludzi, wysilić się, poznać kogoś. Nie wszyscy obgadują i plotkują (bo tak argumentowałaś, że nikogo nie ma). Błąd nie jest w ludziach dookoła Ciebie, lecz w Tobie.
Tak egzystujesz od zawsze. A jak coś się dzieje i ktoś/coś chce zmienić układankę - to Ty sama znowu chowasz się do dziury i tak... trwasz. Trwasz, a nie żyjesz. Tłumisz uczucia, więc i mało po tylu latach czujesz. Wszystkie sugestie zmiany czegokolwiek odrzucasz, bo nie da się, nie uda się....
Czy tak chcesz żyć?
Czy Ty w ogóle chodzisz do kościoła, znasz kogoś z tego kręgu? Może zapisz się do jakiegoś koła modlitewnego. Nie pisz, że ....nie da się, nie uda się.
Jeśli chcesz tak żyć i nie chcesz niczego zmieniać - to OK :D Nie musisz przecież. Ale przyjmij do wiadomości, że to jest TWÓJ WYBÓR i każdego dnia dokonujesz wyboru, aby być/żyć SAMA.
Nie piszę już o dziecku, bo zaraz schowasz się za obrazem Matki-Polki. Nie piszę o mężu, bo zaraz schowasz się za tym, jaki on okropny... Więc piszę o wielu bezimiennych osobach żyjących w odległości 10 km od Ciebie, by dojść na piechotę, bo roweru pewnie nie masz. A jeśli Ty masz rower, syn, a może chociaż rolki to odległość się zwiększa. Gdy jest niedaleko tramwaj, autobus to również odległość rośnie.
Jeśli chcesz zmienić swoje życie, choć na milimetr, to jutro zaprowadź dziecko do szkoły i ruszaj, by kogoś poznać. Masz na to przynajmniej 5,6 godzin. Kogokolwiek. Usiądź na ławce przy kimkolwiek i porozmawiaj, choćby o pogodzie. I codziennie wyznaczaj sobie taki cel. Dzisiaj poznam kogoś nowego i porozmawiam z nim choć 2 minuty, a jutro 3 minuty, potem 5 minut. I codziennie rób coś w tym kierunku. Codziennie, coś małego. Bo od małych rzeczy zaczynają się wielkie zmiany.
św. Augustyn
"W zasadach jedność, w szczegółach wolność, we wszystkim miłosierdzie".
Nowiutka

Re: Czy warto mieć nadzieję? czy to koniec.

Post autor: Nowiutka »

Z moich postów nie miała wyjść nagonka. Jest taki dowcip gdy mąż wraca z pracy a q domu bałagan jak po napadzie, dzieci głodne brudne i zapłakane, żona na kanapie zrelaksowana. co się stało? "Nic, po prostu nie "siedziałam dziś w domu" ".
Może być tak że facet się nie ogarnie. Moj mąż jak mieszkaliśmy już osobno on przyjechał do syna a ja wychodzę z domu - do mnie tekstem"zostawiasz go bez opieki?". Spojrzałam i odburknelam z odrazą "jesteś jego ojcem". Dziecko przeżyło ojciec też, co więcej nawet sobie radzi łącznie z podawaniem leków (wiem, to nie to samo co zastrzyk - do zastrzyków wzywalabym pielęgniarkę bo jestem zbyt wrażliwa a ojciec nie wiem czy by miał jaja chociaż mi kiedyś zastrzyki robił). Bardziej myślę o tym, że chłop się garnie do pomocy dopiero jak się zrobi terapię szokową. Jak facet nie będzie miał wyboru bo nie będzie kto miał go wyręczyć.
Abigail

Re: Czy warto mieć nadzieję? czy to koniec.

Post autor: Abigail »

renta11 pisze: 28 lis 2021, 17:20
Jeśli chcesz zmienić swoje życie, choć na milimetr, to jutro zaprowadź dziecko do szkoły i ruszaj, by kogoś poznać. Masz na to przynajmniej 5,6 godzin. Kogokolwiek. Usiądź na ławce przy kimkolwiek i porozmawiaj, choćby o pogodzie. I codziennie wyznaczaj sobie taki cel. Dzisiaj poznam kogoś nowego i porozmawiam z nim choć 2 minuty, a jutro 3 minuty, potem 5 minut. I codziennie rób coś w tym kierunku. Codziennie, coś małego. Bo od małych rzeczy zaczynają się wielkie zmiany.
Renta, ja zrozumiałam, że Caliope próbuje szukać pracy i w tym kontekście pisze "nie da się nie uda się" bo dziecko za małe i chorujące. Czy tu faktycznie chodziło o poznawanie nowych ludzi? Jeśli ona nie ma potrzeby przebywać wśród ludzi a ją rozumiem bo uwierz, że są takie osoby którym to do niczego nie jest potrzebne i specjalnie wybierają takie zawody i tak układają sobie życie jak im pasuje. Lubią ciszę i spokój. W kąciku psychologicznym jest taki wątek o ludziach wysoko wrażliwych - to typ lubiących ciszę i męczących się w bezpośrednim kontakcie z ludźmi.

Oczywiście tak tylko napomknęłam, żeby zwrócić uwagę na inny punkt widzenia. Nie chcę niczego nikomu narzucać.
Caliope
Posty: 3013
Rejestracja: 04 sty 2020, 12:09
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Czy warto mieć nadzieję? czy to koniec.

Post autor: Caliope »

renta11 pisze: 28 lis 2021, 17:20 Już Ci kiedyś Caliope o tym pisałam. Ale napisze jeszcze raz.

Wydaje mi się, że Ty taka zamrożona jesteś od wczesnego dzieciństwa. Miałaś zimną emocjonalnie matkę i mniej czy bardziej świadomie wybrałaś zimnego emocjonalnie męża. Ty sama wybrałaś.
Dlaczego?
Bo najbardziej lubimy te piosenki, które dobrze znamy. :D
Ta rola jest Ci doskonale znana i niestety jesteś aktywnym aktorem tego przedstawienia. Czyli nawet jeśli mąż nie był tak do końca zimnym emocjonalnie człowiekiem, to Ty pchałaś go nieświadomie w tym kierunku. I raczej nie pozwalasz mu zmienić roli.
I zastanów się, czy Twój mąż nie powiela roli swojego taty?
Bo tak gracie sobie w tą swoją grę i żadne z Was nie chce niczego zmieniać. Takie małżeństwa potrafią trwać latami i są toksyczne.
To nie jest przypadek, że nie masz żadnej koleżanki czy znajomej nawet. Kiedyś myślałam nawet, że Ty żyjesz w lesie, czy w miejscu z najmem np. letnim. Ale ty mieszkasz w bloku. Myślę, że nawet w większym mieście. Ile ludności jest w obrębie np. 10 km od Ciebie? Przecież możesz z dzieckiem wyjść do ludzi, wysilić się, poznać kogoś. Nie wszyscy obgadują i plotkują (bo tak argumentowałaś, że nikogo nie ma). Błąd nie jest w ludziach dookoła Ciebie, lecz w Tobie.
Tak egzystujesz od zawsze. A jak coś się dzieje i ktoś/coś chce zmienić układankę - to Ty sama znowu chowasz się do dziury i tak... trwasz. Trwasz, a nie żyjesz. Tłumisz uczucia, więc i mało po tylu latach czujesz. Wszystkie sugestie zmiany czegokolwiek odrzucasz, bo nie da się, nie uda się....
Czy tak chcesz żyć?
Czy Ty w ogóle chodzisz do kościoła, znasz kogoś z tego kręgu? Może zapisz się do jakiegoś koła modlitewnego. Nie pisz, że ....nie da się, nie uda się.
Jeśli chcesz tak żyć i nie chcesz niczego zmieniać - to OK :D Nie musisz przecież. Ale przyjmij do wiadomości, że to jest TWÓJ WYBÓR i każdego dnia dokonujesz wyboru, aby być/żyć SAMA.
Nie piszę już o dziecku, bo zaraz schowasz się za obrazem Matki-Polki. Nie piszę o mężu, bo zaraz schowasz się za tym, jaki on okropny... Więc piszę o wielu bezimiennych osobach żyjących w odległości 10 km od Ciebie, by dojść na piechotę, bo roweru pewnie nie masz. A jeśli Ty masz rower, syn, a może chociaż rolki to odległość się zwiększa. Gdy jest niedaleko tramwaj, autobus to również odległość rośnie.
Jeśli chcesz zmienić swoje życie, choć na milimetr, to jutro zaprowadź dziecko do szkoły i ruszaj, by kogoś poznać. Masz na to przynajmniej 5,6 godzin. Kogokolwiek. Usiądź na ławce przy kimkolwiek i porozmawiaj, choćby o pogodzie. I codziennie wyznaczaj sobie taki cel. Dzisiaj poznam kogoś nowego i porozmawiam z nim choć 2 minuty, a jutro 3 minuty, potem 5 minut. I codziennie rób coś w tym kierunku. Codziennie, coś małego. Bo od małych rzeczy zaczynają się wielkie zmiany.
Rento bardzo sie mylisz, że mój mąż był zimny emocjonalnie, oczy mu sìe nie raz szkliły. Powiedz, czy ty znasz kogokolwiek kto jest trzeźwym alkoholikiem i lata spotykać się z ludźmi którzy piją go niebezpiecznie, lub piją, bo bez tego nie ma imprezy, nie ma wyjścia do restauracji? bo ja wybrałam życie bez alkoholu i nikt mnie nigdzie nie zaprasza, nawet rodzina. Myślisz, że ja mam ochotę poznawać matki 20 lat młodsze, które mają albo tematy związane z dzieckiem lub jak to mąż leży na kanapie?ewentualnie, jak to fajnie jest po rozwodzie? ja tak nie żyję. A jeszcze lepiej ,to poznać ludzi tak z 30 lat młodszych, bo w moim wieku ludzie mając rodziny i dzieci w wieku lat około 20 jednak wolą czas spędzić w swoim gronie.
Tak to nie jest przypadek że nie mam koleżanek, zawsze byłam brzydka, miałam wystające zęby, długi paskudny nos i byłam najmniejsza. Każdy się ze mnie nabijał z matką włącznie. Zrobiłam operacje po 30 latach upokorzeń, sama zapłaciłam z zabieg, ale ludzie się znaleźli na chwilę, jak nie piję poznikali, nie płacze po nich. Ponoszę konsekwencje braku rodziców, swoich wyborów, konsekwencje mojego picia. Tak łatwo kogoś ocenić prawda? dać mu łatkę zimnej emocjonalnie baby, a nie znasz mojego życia daleko przed mężem. Teraz jestem zimna, przynajmniej tak samo jak mój mąż i ja go do tego nie pchałam, a podobno próbowałam zabluszczować swoją miłością, dlatego mnie nie chce i nie spełniłam jego oczekiwań. Miłość to nie emocje, uczucia, to jest zimno? Mój mąż przed ślubem był bardzo emocjonalny, dużo rozmawialiśmy o tym, ale widać się tylko pucował, a cała natura wylazła po ślubie. Wiecznie płakałam, mowiłam,że nie ma dla mnie czasu, a dla kolegi to już tak lub jak jego rodzina potrzebowała pomocy to leciał. Ile można żyć emocjami i uczuciami, można, ale doprowadzi to np. do samobójstwa.A ty myślisz, że ja jestem jaskiniowcem co nie potrafi gęby otworzyć do ludzi? codziennie z kimś rozmawiam o czymkolwiek. Mieszkam w miejscu z najmem wyobraź sobie, większość mieszkań to wynajem krótkoterminowy. Jeszcze jedno, tak lecę mężowi rzucic się na szyję, szczerzyć zęby i odkryć swoje uczucia, żeby dostać kolejnego kopa. Już dostałam nie raz ciesząc się, że jestem w końcu zdrowa i nie mam depresji hormonalnej. Tak wiele wtedy chciałam dać, ale trzeba było zacisnąć zęby i dać sobie spokój .
Jeśli nie możesz zmienić tego, że mąż odszedł emocjonalnie, masz wybór, wyć do księżyca czemu Cię to spotkało lub przyjąć taką samą taktykę.
Firekeeper
Posty: 802
Rejestracja: 24 maja 2021, 19:46
Płeć: Kobieta

Re: Czy warto mieć nadzieję? czy to koniec.

Post autor: Firekeeper »

Abigail pisze: 29 lis 2021, 10:12
renta11 pisze: 28 lis 2021, 17:20
Jeśli chcesz zmienić swoje życie, choć na milimetr, to jutro zaprowadź dziecko do szkoły i ruszaj, by kogoś poznać. Masz na to przynajmniej 5,6 godzin. Kogokolwiek. Usiądź na ławce przy kimkolwiek i porozmawiaj, choćby o pogodzie. I codziennie wyznaczaj sobie taki cel. Dzisiaj poznam kogoś nowego i porozmawiam z nim choć 2 minuty, a jutro 3 minuty, potem 5 minut. I codziennie rób coś w tym kierunku. Codziennie, coś małego. Bo od małych rzeczy zaczynają się wielkie zmiany.
Renta, ja zrozumiałam, że Caliope próbuje szukać pracy i w tym kontekście pisze "nie da się nie uda się" bo dziecko za małe i chorujące. Czy tu faktycznie chodziło o poznawanie nowych ludzi? Jeśli ona nie ma potrzeby przebywać wśród ludzi a ją rozumiem bo uwierz, że są takie osoby którym to do niczego nie jest potrzebne i specjalnie wybierają takie zawody i tak układają sobie życie jak im pasuje. Lubią ciszę i spokój. W kąciku psychologicznym jest taki wątek o ludziach wysoko wrażliwych - to typ lubiących ciszę i męczących się w bezpośrednim kontakcie z ludźmi.

Oczywiście tak tylko napomknęłam, żeby zwrócić uwagę na inny punkt widzenia. Nie chcę niczego nikomu narzucać.
Ja też jestem typem preferującym siedzenie w domu i z dala od ludzi. Nawet się zastanawiałam czy nie mam fobi społecznej. Z jednej strony czuję, że to jest moja strefa komfortu. Czuję się bezpiecznie w swoim domu, niezależna, rutyna i te sprawy. Ale z drugiej strony zastanawiam się czy to czasem nie sprawia, że człowiek zamyka się w sobie, skupia na sobie i nie widzi innych możliwości i obiektywnego spojrzenia na wszystko, takiego szerszego. I tu nie chodzi o to, żeby poznawać nowych ludzi tylko wyjść z tej swojej strefy komfortu. Spojrzeć inaczej. Poczuć coś inaczej. Takiego dystansu nabrać.
Caliope
Posty: 3013
Rejestracja: 04 sty 2020, 12:09
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Czy warto mieć nadzieję? czy to koniec.

Post autor: Caliope »

Abigail pisze: 29 lis 2021, 10:12
renta11 pisze: 28 lis 2021, 17:20
Jeśli chcesz zmienić swoje życie, choć na milimetr, to jutro zaprowadź dziecko do szkoły i ruszaj, by kogoś poznać. Masz na to przynajmniej 5,6 godzin. Kogokolwiek. Usiądź na ławce przy kimkolwiek i porozmawiaj, choćby o pogodzie. I codziennie wyznaczaj sobie taki cel. Dzisiaj poznam kogoś nowego i porozmawiam z nim choć 2 minuty, a jutro 3 minuty, potem 5 minut. I codziennie rób coś w tym kierunku. Codziennie, coś małego. Bo od małych rzeczy zaczynają się wielkie zmiany.
Renta, ja zrozumiałam, że Caliope próbuje szukać pracy i w tym kontekście pisze "nie da się nie uda się" bo dziecko za małe i chorujące. Czy tu faktycznie chodziło o poznawanie nowych ludzi? Jeśli ona nie ma potrzeby przebywać wśród ludzi a ją rozumiem bo uwierz, że są takie osoby którym to do niczego nie jest potrzebne i specjalnie wybierają takie zawody i tak układają sobie życie jak im pasuje. Lubią ciszę i spokój. W kąciku psychologicznym jest taki wątek o ludziach wysoko wrażliwych - to typ lubiących ciszę i męczących się w bezpośrednim kontakcie z ludźmi.

Oczywiście tak tylko napomknęłam, żeby zwrócić uwagę na inny punkt widzenia. Nie chcę niczego nikomu narzucać.
To jest dobry punkt widzenia, ludzie mi nie są z bardzo potrzebni, starczy mi zamienić słowo z panią ze sklepu. Te kilka zdań sugerują, że ja jestem zachukanym odludkiem,który boi się wystawić nos z domu I potrzebuje terapii na ludziofobię. Nie chce wchodzić w relacje z ludźmi, bo trzeba się zawsze kiedyś tłumaczyć czemu nie piję. Lubię być sama, przyzwyczaiłam się do tego na nowo.
Nowiutka

Re: Czy warto mieć nadzieję? czy to koniec.

Post autor: Nowiutka »

Caliope pisze: 29 lis 2021, 11:30 Nie chce wchodzić w relacje z ludźmi, bo trzeba się zawsze kiedyś tłumaczyć czemu nie piję.
Zaraz to ile ty masz lat? Bo tu kreujesz się na starszą (matki 20lat młodsze) a tu się chcesz tłumaczyć. Ja się nie tłumaczę mimo że w towarzystwie nie piję. Nie przejmujesz się tym trochę za bardzo?
Abigail

Re: Czy warto mieć nadzieję? czy to koniec.

Post autor: Abigail »

Firekeeper pisze: 29 lis 2021, 11:21
Ja też jestem typem preferującym siedzenie w domu i z dala od ludzi. Nawet się zastanawiałam czy nie mam fobi społecznej. Z jednej strony czuję, że to jest moja strefa komfortu. Czuję się bezpiecznie w swoim domu, niezależna, rutyna i te sprawy. Ale z drugiej strony zastanawiam się czy to czasem nie sprawia, że człowiek zamyka się w sobie, skupia na sobie i nie widzi innych możliwości i obiektywnego spojrzenia na wszystko, takiego szerszego. I tu nie chodzi o to, żeby poznawać nowych ludzi tylko wyjść z tej swojej strefy komfortu. Spojrzeć inaczej. Poczuć coś inaczej. Takiego dystansu nabrać.
Tak jasne, że dobrze jest z kimś pogadać - a co my tu teraz robimy :) Dobrze czytać książki artykuły interesować się co tam na świecie ale czy naprawdę potrzebny jest bezpośredni kontakt do tego? U mnie np. nieustanne myślenie jest ustawione na wysokie obroty, słucham czytam pracuję jednocześnie - taki mam tryb, huczy i buczy pod kopułą a wokół cisza. Bo przecież myślenie to taka fajna sprawa ale jak muszę iść np na wywiadówkę do dzieci albo z kimś się na takie gadanko przy kawie spotkać to po 2 godzinach jestem wypluta jak zużyta guma do żucia. Autentycznie nieraz mam dość kontaktów jakichkolwiek. Tutaj to fajnie bo jak mam dość to się wyloguję a w kontakcie się nie wyloguję i ta bezpośrednia konfrontacja mnie męczy i do tego słaba ze mnie dyplomatka bo zaraz widać po mnie co myślę o rozmówcy i w odpowiedzi odczytuję w drobnych gestach ukrywaną nieudolnie niechęć. Kiedyś próbowałam całemu światu udowodnić jaka to jestem towarzyska no bo przecież bycie odludkiem to nienormalne a teraz dojrzałam i wiem, że każdy ma inaczej i ma prawo mieć inaczej. Najlepsze jest to, że mąż w pretensjach wypychał mnie do pracy pełnoetatowej i to już wybrał mi zawód - przedstawiciela handlowego :D
Firekeeper
Posty: 802
Rejestracja: 24 maja 2021, 19:46
Płeć: Kobieta

Re: Czy warto mieć nadzieję? czy to koniec.

Post autor: Firekeeper »

Abigail pisze: 29 lis 2021, 12:06
Firekeeper pisze: 29 lis 2021, 11:21
Ja też jestem typem preferującym siedzenie w domu i z dala od ludzi. Nawet się zastanawiałam czy nie mam fobi społecznej. Z jednej strony czuję, że to jest moja strefa komfortu. Czuję się bezpiecznie w swoim domu, niezależna, rutyna i te sprawy. Ale z drugiej strony zastanawiam się czy to czasem nie sprawia, że człowiek zamyka się w sobie, skupia na sobie i nie widzi innych możliwości i obiektywnego spojrzenia na wszystko, takiego szerszego. I tu nie chodzi o to, żeby poznawać nowych ludzi tylko wyjść z tej swojej strefy komfortu. Spojrzeć inaczej. Poczuć coś inaczej. Takiego dystansu nabrać.
Tak jasne, że dobrze jest z kimś pogadać - a co my tu teraz robimy :) Dobrze czytać książki artykuły interesować się co tam na świecie ale czy naprawdę potrzebny jest bezpośredni kontakt do tego? U mnie np. nieustanne myślenie jest ustawione na wysokie obroty, słucham czytam pracuję jednocześnie - taki mam tryb, huczy i buczy pod kopułą a wokół cisza. Bo przecież myślenie to taka fajna sprawa ale jak muszę iść np na wywiadówkę do dzieci albo z kimś się na takie gadanko przy kawie spotkać to po 2 godzinach jestem wypluta jak zużyta guma do żucia. Autentycznie nieraz mam dość kontaktów jakichkolwiek. Tutaj to fajnie bo jak mam dość to się wyloguję a w kontakcie się nie wyloguję i ta bezpośrednia konfrontacja mnie męczy i do tego słaba ze mnie dyplomatka bo zaraz widać po mnie co myślę o rozmówcy i w odpowiedzi odczytuję w drobnych gestach ukrywaną nieudolnie niechęć. Kiedyś próbowałam całemu światu udowodnić jaka to jestem towarzyska no bo przecież bycie odludkiem to nienormalne a teraz dojrzałam i wiem, że każdy ma inaczej i ma prawo mieć inaczej. Najlepsze jest to, że mąż w pretensjach wypychał mnie do pracy pełnoetatowej i to już wybrał mi zawód - przedstawiciela handlowego :D
A mnie trochę już męczy, ile można czytać i czytać. Ja miałam całe życie dwie przyjaciółki. I póki ja tylko miałam dzieci to wpadały na kawę, robiłyśmy wypady, babskie wieczory. I jak już one mają dzieci to kontakt zrobił się telefoniczny. A teraz odkąd covid to już w ogóle. Mi brakuje wyjścia na zwykłą kawę na miasto, albo poplotkowac zwyczajnie czy ponarzekać 😉
Przedstawiciel handlowy szanuję, ja pracowałam w marketingu internetowym dział komputery i sprzęt i czasami mnie szlak trafiał jak dostawałam pytanie a czym się różni myszka bezprzewodowa od przewodowej 🙈 A wywiadówek to chyba każdy ma dosyć ja razy 2 na szczęście do trzeciego dziecka nie muszę na nie chodzić. Pasowały mi wywiadówki online w tamtym roku.
Caliope
Posty: 3013
Rejestracja: 04 sty 2020, 12:09
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Czy warto mieć nadzieję? czy to koniec.

Post autor: Caliope »

Nowiutka pisze: 29 lis 2021, 12:03
Caliope pisze: 29 lis 2021, 11:30 Nie chce wchodzić w relacje z ludźmi, bo trzeba się zawsze kiedyś tłumaczyć czemu nie piję.
Zaraz to ile ty masz lat? Bo tu kreujesz się na starszą (matki 20lat młodsze) a tu się chcesz tłumaczyć. Ja się nie tłumaczę mimo że w towarzystwie nie piję. Nie przejmujesz się tym trochę za bardzo?
A zmagasz sie z uzależnieniem alkoholowym? co by się stało gdybyś jednak wypiła lampkę wina?
Caliope
Posty: 3013
Rejestracja: 04 sty 2020, 12:09
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Czy warto mieć nadzieję? czy to koniec.

Post autor: Caliope »

Abigail pisze: 29 lis 2021, 12:06
Firekeeper pisze: 29 lis 2021, 11:21
Ja też jestem typem preferującym siedzenie w domu i z dala od ludzi. Nawet się zastanawiałam czy nie mam fobi społecznej. Z jednej strony czuję, że to jest moja strefa komfortu. Czuję się bezpiecznie w swoim domu, niezależna, rutyna i te sprawy. Ale z drugiej strony zastanawiam się czy to czasem nie sprawia, że człowiek zamyka się w sobie, skupia na sobie i nie widzi innych możliwości i obiektywnego spojrzenia na wszystko, takiego szerszego. I tu nie chodzi o to, żeby poznawać nowych ludzi tylko wyjść z tej swojej strefy komfortu. Spojrzeć inaczej. Poczuć coś inaczej. Takiego dystansu nabrać.
Tak jasne, że dobrze jest z kimś pogadać - a co my tu teraz robimy :) Dobrze czytać książki artykuły interesować się co tam na świecie ale czy naprawdę potrzebny jest bezpośredni kontakt do tego? U mnie np. nieustanne myślenie jest ustawione na wysokie obroty, słucham czytam pracuję jednocześnie - taki mam tryb, huczy i buczy pod kopułą a wokół cisza. Bo przecież myślenie to taka fajna sprawa ale jak muszę iść np na wywiadówkę do dzieci albo z kimś się na takie gadanko przy kawie spotkać to po 2 godzinach jestem wypluta jak zużyta guma do żucia. Autentycznie nieraz mam dość kontaktów jakichkolwiek. Tutaj to fajnie bo jak mam dość to się wyloguję a w kontakcie się nie wyloguję i ta bezpośrednia konfrontacja mnie męczy i do tego słaba ze mnie dyplomatka bo zaraz widać po mnie co myślę o rozmówcy i w odpowiedzi odczytuję w drobnych gestach ukrywaną nieudolnie niechęć. Kiedyś próbowałam całemu światu udowodnić jaka to jestem towarzyska no bo przecież bycie odludkiem to nienormalne a teraz dojrzałam i wiem, że każdy ma inaczej i ma prawo mieć inaczej. Najlepsze jest to, że mąż w pretensjach wypychał mnie do pracy pełnoetatowej i to już wybrał mi zawód - przedstawiciela handlowego :D
Gdybym zamykała się w sobie, nie pisałabym tutaj. Po prostu nie jara mnie spotykanie z ludźmi w większym gronie, jest głośno i nie ma o czym rozmawiać. Lubię dom, bo w końcu go mam, jest mój, pierwszy raz w życiu coś jest mojego i nikt nie może mnie stąd usunąć.
Starczy mi rozmowa z synem, z ekspedientkami, ludźmi co pracują w moim bloku, czasem ktoś zapyta o drogę i jest miło komuś pomóc ją znaleźć. Nic więcej mi nie potrzeba, mam swoje wytyczone granice.
Firekeeper
Posty: 802
Rejestracja: 24 maja 2021, 19:46
Płeć: Kobieta

Re: Czy warto mieć nadzieję? czy to koniec.

Post autor: Firekeeper »

Caliope pisze: 29 lis 2021, 13:00
Nowiutka pisze: 29 lis 2021, 12:03
Caliope pisze: 29 lis 2021, 11:30 Nie chce wchodzić w relacje z ludźmi, bo trzeba się zawsze kiedyś tłumaczyć czemu nie piję.
Zaraz to ile ty masz lat? Bo tu kreujesz się na starszą (matki 20lat młodsze) a tu się chcesz tłumaczyć. Ja się nie tłumaczę mimo że w towarzystwie nie piję. Nie przejmujesz się tym trochę za bardzo?
A zmagasz sie z uzależnieniem alkoholowym? co by się stało gdybyś jednak wypiła lampkę wina?
Ja mam ojca alkoholika 13 lat trzeźwy i ja sama się boję jak koło niego piją alkohol. Albo jak używa tych płynów do dezynfekcji, że nałóg wróci. Nie unika towarzystwa. Ale ja się Caliope wcale nie dziwię. A potrafią nawet bliscy, którzy doskonale wiedzą, że tata pił i teraz nie pije i proponują mu alkohol 🤦
ODPOWIEDZ