Czy warto mieć nadzieję? czy to koniec.

Refleksje, dzielenie się swoimi przeżyciami...

Moderator: Moderatorzy

J&J
Posty: 113
Rejestracja: 31 mar 2020, 23:27
Jestem: szczęśliwą żoną
Płeć: Kobieta

Re: Czy warto mieć nadzieję? czy to koniec.

Post autor: J&J »

„Nie mam potrzeb by w samotności snuć się po dworze i rozmyślać nad straconym życiem.„
Może nie do końca o to chodzić
Może chodzi o to żeby to mąż został sam, zajął się dzieckiem na kilka godz
Żeby nie myślał ze to takie „HAJLAJF”
Idź do fryzjera spędź tam kilka godzin plus np maseczka na twarz + masaż (koszt nie taki kosmiczny - w porównaniu do innych zabiegów ) i już Ci zleci
Idź na Adoracje, na msze i już Ci zleci
Jak nie chcesz tego robić tak jak się tłumaczysz to zrob to żeby coś zmienić żeby mąż wyszedł ze swojej strefy komfortu
Nie patrz na niego. Spróbuj ruszyć z miejsca. Ważne aby on zobaczył jak jest ciężko z obowiązkami dziecka i żeby to docenił. Nie dawaj się zajechać. Dobrze Ci tu wszyscy podpowiadają.
Firekeeper
Posty: 804
Rejestracja: 24 maja 2021, 19:46
Płeć: Kobieta

Re: Czy warto mieć nadzieję? czy to koniec.

Post autor: Firekeeper »

Caliope
Masz rację, że to jest manipulacja, a możesz mi napisać dlaczego tak postępowałaś? może to mi otworzy jakoś bardziej jasność mojej sytuacji. Jaki jest cel, czy w jakiś sposób ma ruszyć do czegoś, czy może skrócić czas do końca ? .
Muszę sobie przypomnieć. Bardziej miało to na celu ruszenie w moim odczuciu, a na męża działało odwrotnie. Jak wybrał w końcu, że sobie idzie, zabrał swoje zabawki, a mnie zostawił z dzieckiem. To ja co tak chciałam rozwodu, po jakimś czasie jeszcze sama po męża pojechałam i ściągnęłam go do domu. 🙈 Ma ruszyć. U mnie to było wołanie, jestem zła, zawiedziona i wściekła jak mi nie okażesz miłości to z żalu umrę. Też to była i zemsta, bo obniżał mi mocno poczucie wartości. Miałam ochotę go zabić i być razem z nim jednocześnie.
Nie mam potrzeb by w samotności snuć się po dworze i rozmyślać nad straconym życiem.

Bardziej mi chodzi o to żeby SAM został z synem. Miał zajęcie inne niż praca czy komputer. Możesz iść i do koleżanki. Rozerwać się. Pogadać. I jeśli jedyny Twój problem, żeby iść do pracy to strach, że on sobie nie poradzi z domem i synem to tym bardziej idź. Ja marzę o tym, żeby wyjść do pracy. Ostatnio zrobiłam furorę, bo na spotkanie w szkole umalowałam się i ubrałam elegancko. Prawie nikt mnie nie poznał i sobie pomyślałam jak ja muszę na co dzień źle wyglądać 🤭
Nic nie zastąpi relacji z mężem, żadna inna.

No to akurat rozumiem, bo mam to samo. Jakoś totalnie źle się dogadujemy jako kobieta i mężczyzna. Ja czuję się w związku samotna, bo szuka sobie kontaktu z innymi. Nie mam ochoty na bliskość wiedząc, że zaraz jakaś Kasia, Basia będzie sobie z mężem gadać o życiu. Ale znów dobrze się z nim dogaduję jako dwoje bliskich sobie ludzi. Jak brat i siostra 🤦
A propos psa mój mąż właśnie tydzień temu załatwił mi suczkę chyba żebym nie była taka samotna 🤔
Caliope
Posty: 3013
Rejestracja: 04 sty 2020, 12:09
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Czy warto mieć nadzieję? czy to koniec.

Post autor: Caliope »

Firekeeper pisze: 25 lis 2021, 14:42 Caliope
Masz rację, że to jest manipulacja, a możesz mi napisać dlaczego tak postępowałaś? może to mi otworzy jakoś bardziej jasność mojej sytuacji. Jaki jest cel, czy w jakiś sposób ma ruszyć do czegoś, czy może skrócić czas do końca ? .
Muszę sobie przypomnieć. Bardziej miało to na celu ruszenie w moim odczuciu, a na męża działało odwrotnie. Jak wybrał w końcu, że sobie idzie, zabrał swoje zabawki, a mnie zostawił z dzieckiem. To ja co tak chciałam rozwodu, po jakimś czasie jeszcze sama po męża pojechałam i ściągnęłam go do domu. 🙈 Ma ruszyć. U mnie to było wołanie, jestem zła, zawiedziona i wściekła jak mi nie okażesz miłości to z żalu umrę. Też to była i zemsta, bo obniżał mi mocno poczucie wartości. Miałam ochotę go zabić i być razem z nim jednocześnie.
Nie mam potrzeb by w samotności snuć się po dworze i rozmyślać nad straconym życiem.

Bardziej mi chodzi o to żeby SAM został z synem. Miał zajęcie inne niż praca czy komputer. Możesz iść i do koleżanki. Rozerwać się. Pogadać. I jeśli jedyny Twój problem, żeby iść do pracy to strach, że on sobie nie poradzi z domem i synem to tym bardziej idź. Ja marzę o tym, żeby wyjść do pracy. Ostatnio zrobiłam furorę, bo na spotkanie w szkole umalowałam się i ubrałam elegancko. Prawie nikt mnie nie poznał i sobie pomyślałam jak ja muszę na co dzień źle wyglądać 🤭
Nic nie zastąpi relacji z mężem, żadna inna.

No to akurat rozumiem, bo mam to samo. Jakoś totalnie źle się dogadujemy jako kobieta i mężczyzna. Ja czuję się w związku samotna, bo szuka sobie kontaktu z innymi. Nie mam ochoty na bliskość wiedząc, że zaraz jakaś Kasia, Basia będzie sobie z mężem gadać o życiu. Ale znów dobrze się z nim dogaduję jako dwoje bliskich sobie ludzi. Jak brat i siostra 🤦
A propos psa mój mąż właśnie tydzień temu załatwił mi suczkę chyba żebym nie była taka samotna 🤔
To u mnie nie chodzi o okazywanie miłości, a specjalna zemsta by mnie zniechęcić do tego stopnia bym sobie w końcu darowała te moje uczucia i postawę.

Ja nie zrobię furory, bo makijaż robie codziennie, włosy układam, mam pomalowane hybrydą paznokcie. Robie to dla siebie, by się lepiej czuć i to od zawsze.
Mąż sam z synem może i posiedzi, ale ja nie mam dokąd iść, nie posiadam koleżanek, nie lubię nikogo obgadywać lub słuchać kogoś, że go noga boli. Wolę sama sobie posiedzieć w spokoju i to mi odpowiada.
Nie boję się iść do pracy, ja się dwa tygodnie temu już wybierałam, cieszyłam sie, ze die w końcu zmieni, ale na warunkach moich, a wtedy mąż musiałby zająć się synem. Jest cisza od tamtej pory, a ja skupiam się na synu i będę to robić dopóki mogę. Jego rozwój, ćwiczenia, rehabilitacje i szkoła są kluczowe, ja nie miałam szansy wyjść z tego co jest u niego tak jak on, więc chce by miał lepszy start.
Firekeeper
Posty: 804
Rejestracja: 24 maja 2021, 19:46
Płeć: Kobieta

Re: Czy warto mieć nadzieję? czy to koniec.

Post autor: Firekeeper »

Caliope
To u mnie nie chodzi o okazywanie miłości, a specjalna zemsta by mnie zniechęcić do tego stopnia bym sobie w końcu darowała te moje uczucia i postawę.
Hmm ale to brzmi jakby chciał, żebyś to Ty wystąpiła o rozwód, zdecydowała, a on potem odkręci kota ogonem i powie, że sama chciałaś. 🤔 Niby ma oczekiwania i rządzi ale tej decyzji żeby sobie pójść podjąć sam nie może. To mnie zastanawia. ?!
Mąż sam z synem może i posiedzi, ale ja nie mam dokąd iść, nie posiadam koleżanek, nie lubię nikogo obgadywać lub słuchać kogoś, że go noga boli. Wolę sama sobie posiedzieć w spokoju i to mi odpowiada.
Jak J&J powyżej pisze też tak uważam. Choć rozumiem, bo podobnie jak Ty wolę dom i pokój, a koleżanki to mam na telefon bo trzeba się umówić i to jeszcze z wyprzedzeniem. To nie te czasy, że można wpaść do kogoś, wypić kawę i sobie pójść, niestety 😔
Nie boję się iść do pracy, ja się dwa tygodnie temu już wybierałam, cieszyłam sie, ze die w końcu zmieni, ale na warunkach moich, a wtedy mąż musiałby zająć się synem. Jest cisza od tamtej pory,
Ale jak jest cisza to znaczy, że się może zgodził i czeka. Każdy ma prawo pracować i każdy ma obowiązek zająć się domem i dzieckiem Ty nie musisz robić tego sama. I jeśli chcesz i się cieszyłaś to idź. Najwyżej zrezygnujesz po miesiącu, ale już przynajmniej ten jeden miesiąc odżyjesz.

Ja też mam dziecko niepełnosprawne i rozumiem co znaczy dać dziecku wszystko co najlepsze ale czasami też trzeba pomyśleć o sobie. Ja się obawiam, że czasami wręcz aż żyje życiem dzieci, a to też nie dobrze. Sprawdzam librusa co chwilę i patrzę na każdą ocenę. Latam jak szalona od szkoły do przedszkola. Siedzę nad lekcjami, odrabiam. Dziś jakieś bombki z origami wymyśliłam. Kosmos.
Lawendowa
Posty: 7688
Rejestracja: 30 sty 2017, 17:44
Jestem: po rozwodzie
Płeć: Kobieta

Re: Czy warto mieć nadzieję? czy to koniec.

Post autor: Lawendowa »

Niepozorny pisze: 24 lis 2021, 20:36 Czy twój mąż robi cokolwiek innego niż siedzenie przed komputerem po powrocie z pracy?
Też mnie to zastanawiało, ale z dość już długiej lektury wątku wynika, że mąż Caliope zajmuje się synem rano pomagając szykować go do szkoły.
Dopytam jednak o to co mnie uderzyło - Caliope, czy Twój mąż od dwu lat sam sobie pierze, gotuje, robi zakupy, prasuje, sprząta itd a Ty robisz to tylko dla siebie i syna?
"Ty tylko mnie poprowadź, Tobie powierzam mą drogę..."
Caliope
Posty: 3013
Rejestracja: 04 sty 2020, 12:09
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Czy warto mieć nadzieję? czy to koniec.

Post autor: Caliope »

Lawendowa pisze: 25 lis 2021, 21:13
Niepozorny pisze: 24 lis 2021, 20:36 Czy twój mąż robi cokolwiek innego niż siedzenie przed komputerem po powrocie z pracy?
Też mnie to zastanawiało, ale z dość już długiej lektury wątku wynika, że mąż Caliope zajmuje się synem rano pomagając szykować go do szkoły.
Dopytam jednak o to co mnie uderzyło - Caliope, czy Twój mąż od dwu lat sam sobie pierze, gotuje, robi zakupy, prasuje, sprząta itd a Ty robisz to tylko dla siebie i syna?
Nie Lawendowa, tak nie jest, sam sobie gotuje, bo tak zdecydował, ale resztę robię ja, ale wtedy kiedy ja chce i nie oczekuje za to docenienia.
Pomaga mi rano, ale na zasadzie, że ja sobie nie radzę, nie w ramach ojcostwa. Teraz się dowiedziałam.
Firekeeper
Posty: 804
Rejestracja: 24 maja 2021, 19:46
Płeć: Kobieta

Re: Czy warto mieć nadzieję? czy to koniec.

Post autor: Firekeeper »

Caliope
Pomaga mi rano, ale na zasadzie, że ja sobie nie radzę, nie w ramach ojcostwa. Teraz się dowiedziałam.
Mnie osobiście trafia jak słyszę słowa ojców, że POMAGAJĄ żonie, bo wyjdą na spacer z dzieckiem, bo odrobią lekcję, bo ubiorą rano do szkoły. Ja wiem, że to wyrażenie jest utarte od wieków. Ale dzieci nie są własnością żony, nie są naszymi osobistymi rzeczami żeby mówić ,, pomogłem Ci zawieść dziecko do przedszkola" To jest taki sam obowiązek ojca zająć się swoim dzieckiem jak żony. Kobiety chyba też powinny zacząć mówić: ,,Pomagam Ci, bo siedzę cały dzień z dzieckiem w ramach mojego macierzyństwa i możesz pracować " 😡
3letniaMężatka
Posty: 150
Rejestracja: 23 lut 2020, 22:16
Jestem: już po kryzysie
Płeć: Kobieta

Re: Czy warto mieć nadzieję? czy to koniec.

Post autor: 3letniaMężatka »

Caliope, mi praca uratowała tyłek, w tych trudnych chwilach. Od 7 do 15 nie myślałam o swoich problemach domowych. Słuchaj, znam wiele par, gdzie jedna osoba w małżeństwie oddaje prawie całą wypłatę na "opiekunkę" byle by wrócić do pracy, zmienić otoczenia i odetchnąć. Byle by wrócić. A może by tak spróbować nawet przez miesiąc? Jestem pewna, że potem ta trudna sytuacja jakoś by rozwiązła z pozytywnym zakończeniem np. znajomy powiedział, że jego znajomy szuka kogoś (...) Siedząc w domu, ciężko było mi znaleźć pracę, ale gdy już ją dostałam to inne oferty wyskoczyły jak z kapelusza 🙂 Czasami wystarczy tylko niewielka zmiana, nawet początkowo kosztem swoich ciężko zarobionych pieniędzy 🙂
Bławatek
Posty: 1666
Rejestracja: 09 maja 2020, 13:08
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Czy warto mieć nadzieję? czy to koniec.

Post autor: Bławatek »

Firekeeper pisze: 25 lis 2021, 23:00 Caliope
Pomaga mi rano, ale na zasadzie, że ja sobie nie radzę, nie w ramach ojcostwa. Teraz się dowiedziałam.
Mnie osobiście trafia jak słyszę słowa ojców, że POMAGAJĄ żonie, bo wyjdą na spacer z dzieckiem, bo odrobią lekcję, bo ubiorą rano do szkoły. Ja wiem, że to wyrażenie jest utarte od wieków. Ale dzieci nie są własnością żony, nie są naszymi osobistymi rzeczami żeby mówić ,, pomogłem Ci zawieść dziecko do przedszkola" To jest taki sam obowiązek ojca zająć się swoim dzieckiem jak żony. Kobiety chyba też powinny zacząć mówić: ,,Pomagam Ci, bo siedzę cały dzień z dzieckiem w ramach mojego macierzyństwa i możesz pracować " 😡
Tak, ja też się zawsze wściekałam jak podobne słowa słyszałam od męża. On wyszedł na 30 minutowy spacer a ja w tym czasie miałam umyć kilka okien. Na moje pytanie czemu wrócili tak wcześnie padła odpowiedź 'bo zaczął padać deszcz (parę kropelek spadło), a poza tym to tu nie ma gdzie chodzić", a ja z wózkiem, a potem z chodzącym synem robiłam kilometry, a spacery trwały nawet 3 godziny. Nawet w czasie deszczu, bo przecież największą frajdą jest chodzenie po kałużach. Tak, wielu mężów "pomaga" żonie - i żądają za to wdzięczności i pochwał.

Oczywiście jest wielu mężczyzn, dla których obowiązki domowe i z dziećmi to normalność i przyjemność a nie wyczyn, czy przykry wymóg.

Caliope ja się zastanawiam jak długo ty tak dasz radę funkcjonować, bo to nie jest normalne. I mimo, że jak piszesz tolerujesz to wszystko to niestety prędzej czy później to wszystko wybuchnie - bo latami Ci się gromadzi smutek, bezradność, zniechęcenie, żal, ból...
Caliope
Posty: 3013
Rejestracja: 04 sty 2020, 12:09
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Czy warto mieć nadzieję? czy to koniec.

Post autor: Caliope »

3letniaMężatka pisze: 26 lis 2021, 0:09 Caliope, mi praca uratowała tyłek, w tych trudnych chwilach. Od 7 do 15 nie myślałam o swoich problemach domowych. Słuchaj, znam wiele par, gdzie jedna osoba w małżeństwie oddaje prawie całą wypłatę na "opiekunkę" byle by wrócić do pracy, zmienić otoczenia i odetchnąć. Byle by wrócić. A może by tak spróbować nawet przez miesiąc? Jestem pewna, że potem ta trudna sytuacja jakoś by rozwiązła z pozytywnym zakończeniem np. znajomy powiedział, że jego znajomy szuka kogoś (...) Siedząc w domu, ciężko było mi znaleźć pracę, ale gdy już ją dostałam to inne oferty wyskoczyły jak z kapelusza 🙂 Czasami wystarczy tylko niewielka zmiana, nawet początkowo kosztem swoich ciężko zarobionych pieniędzy 🙂
To nie jest takie proste jak ma się dziecko z niepełnosprawnością, wiem że tak bym mogła, ale wtedy kiedy dziecko nie potrzebuje nic oprócz opieki i jedzenia. Ty nie masz dzieci, ja czasem żałuję, że się w to wrobiłam, bo nikt mi nie pomoże, matka, ciotka, sąsiadka nie istnieją do pomocy. Mój syn ma ćwiczenia, rehabilitacje, bierze mnóstwo leków i zastrzyki wieczorem, a mój mąż nie zamierza nawet nauczyć się podawania. Chciałabym wszystko rzucić i iść do pracy by nikt nie umniejszał mojego wkładu. Tylko zarobię tyle, że jeszcze dopłacę opiekunce do interesu, bo wyjścia do lekarzy będą płatne. Czuję sie tak kiepsko, że naprawdę myślę by odejść, zostawić męża z synem i zacząć wszystko od nowa, tylko nie mogę, bo kocham syna nad życie.
Najgorsza myśl to taka, że wszyscy zasługują na pomoc i wsparcie, tylko ja nie choć prosiłam. Czemu ba nic nie zasługuje? zielonego pojęcia nie mam, ale od początku życia radzę sobie sama.
Caliope
Posty: 3013
Rejestracja: 04 sty 2020, 12:09
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Czy warto mieć nadzieję? czy to koniec.

Post autor: Caliope »

Bławatek pisze: 26 lis 2021, 7:10
Firekeeper pisze: 25 lis 2021, 23:00 Caliope
Pomaga mi rano, ale na zasadzie, że ja sobie nie radzę, nie w ramach ojcostwa. Teraz się dowiedziałam.
Mnie osobiście trafia jak słyszę słowa ojców, że POMAGAJĄ żonie, bo wyjdą na spacer z dzieckiem, bo odrobią lekcję, bo ubiorą rano do szkoły. Ja wiem, że to wyrażenie jest utarte od wieków. Ale dzieci nie są własnością żony, nie są naszymi osobistymi rzeczami żeby mówić ,, pomogłem Ci zawieść dziecko do przedszkola" To jest taki sam obowiązek ojca zająć się swoim dzieckiem jak żony. Kobiety chyba też powinny zacząć mówić: ,,Pomagam Ci, bo siedzę cały dzień z dzieckiem w ramach mojego macierzyństwa i możesz pracować " 😡
Tak, ja też się zawsze wściekałam jak podobne słowa słyszałam od męża. On wyszedł na 30 minutowy spacer a ja w tym czasie miałam umyć kilka okien. Na moje pytanie czemu wrócili tak wcześnie padła odpowiedź 'bo zaczął padać deszcz (parę kropelek spadło), a poza tym to tu nie ma gdzie chodzić", a ja z wózkiem, a potem z chodzącym synem robiłam kilometry, a spacery trwały nawet 3 godziny. Nawet w czasie deszczu, bo przecież największą frajdą jest chodzenie po kałużach. Tak, wielu mężów "pomaga" żonie - i żądają za to wdzięczności i pochwał.

Oczywiście jest wielu mężczyzn, dla których obowiązki domowe i z dziećmi to normalność i przyjemność a nie wyczyn, czy przykry wymóg.

Caliope ja się zastanawiam jak długo ty tak dasz radę funkcjonować, bo to nie jest normalne. I mimo, że jak piszesz tolerujesz to wszystko to niestety prędzej czy później to wszystko wybuchnie - bo latami Ci się gromadzi smutek, bezradność, zniechęcenie, żal, ból...
Tu od razu wchodzi 12 kroków i Modlitwa o Pogodę ducha. Nie możesz czegoś zmienić, olej to, to jest maksyma nawet z terapii. Życie jest za krótkie by żyć w swoim bólu i smutku. Ze mną jest wiara choć teraz mam kryzys, ale ja radzę sobie sama. Bezradność była tylko raz, kiedy rodziłam syna, całe życie daje rade, bezradności nie ma w moim słowniku. Najwieksza szkola życia, to być wyrzuconym z domu i dać sobie radę.
Firekeeper
Posty: 804
Rejestracja: 24 maja 2021, 19:46
Płeć: Kobieta

Re: Czy warto mieć nadzieję? czy to koniec.

Post autor: Firekeeper »

Caliope
To nie jest takie proste jak ma się dziecko z niepełnosprawnością, wiem że tak bym mogła, ale wtedy kiedy dziecko nie potrzebuje nic oprócz opieki i jedzenia.
Masz chociaż świadczenie pielęgnacyjne z tytułu rezygnacji z pracy? Ja mam dostaję pieniądze za opiekę nad dzieckiem niepełnosprawnym. Minus nie można dorobić. Plus są pieniądze.
Mój syn ma ćwiczenia, rehabilitacje, bierze mnóstwo leków i zastrzyki wieczorem, a mój mąż nie zamierza nawet nauczyć się podawania.
Czy zawozi dziecko na rehabilitację czy do lekarza? Ja terapeutce powiedziałam, że jak będzie mąż na następnej wizycie to żeby mu powiedziała co ma robić, jak pracować z dzieckiem. Żeby też wiedział co i jak i czuł się zaangażowany. Podobnie z lekami. Co prawda trudniejsze kwestie biorę na siebie, taki mamy podział. Ja organizuję, pilnuję, myślę on bardziej jest od prostszych rzeczy kupić lek, załatwić receptę, zawieść na zajęcia. Można to dogadać. Nie bierz wszystkiego na siebie.
Czuję sie tak kiepsko, że naprawdę myślę by odejść, zostawić męża z synem i zacząć wszystko od nowa, tylko nie mogę, bo kocham syna nad życie.
Ja też czasami mam takie chwilę, że sobie myślę że pójdę na lotnisko i pierwszym samolotem polecę 😉
Najgorsza myśl to taka, że wszyscy zasługują na pomoc i wsparcie, tylko ja nie choć prosiłam. Czemu ba nic nie zasługuje? zielonego pojęcia nie mam, ale od początku życia radzę sobie sama.


Zasługujesz na wsparcie jeśli go potrzebujesz. Nie ma nic gorszego robić wszystko kosztem siebie, by pokazać drugiej osobie, że sobie świetnie radzę sama. Co druga osób może pomyśleć? To sobie rób, ja nie jestem potrzebny. Ja na przykład boję się jeździć autem, a po ciemku to już w ogóle. Mój mąż się czasem wkurza, że wszędzie musi jeździć sam. Mogłabym na złość jemu zacząć jeździć żeby mi nie marudził ale wolę jak mi marudzi niż jak mam z dziećmi w rowie siedzieć. Ja za to marudzę strasznie, że lekcje pół dnia odrabiam z dziećmi. Kompromis jest taki, że ja jeżdżę w dzień, a on odrabia matematykę ( bo z tego jestem beznadziejna) Każdy według swoich umiejętności.
Caliope
Posty: 3013
Rejestracja: 04 sty 2020, 12:09
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Czy warto mieć nadzieję? czy to koniec.

Post autor: Caliope »

Firekeeper pisze: 26 lis 2021, 10:14 Caliope
To nie jest takie proste jak ma się dziecko z niepełnosprawnością, wiem że tak bym mogła, ale wtedy kiedy dziecko nie potrzebuje nic oprócz opieki i jedzenia.
Masz chociaż świadczenie pielęgnacyjne z tytułu rezygnacji z pracy? Ja mam dostaję pieniądze za opiekę nad dzieckiem niepełnosprawnym. Minus nie można dorobić. Plus są pieniądze.
Mój syn ma ćwiczenia, rehabilitacje, bierze mnóstwo leków i zastrzyki wieczorem, a mój mąż nie zamierza nawet nauczyć się podawania.
Czy zawozi dziecko na rehabilitację czy do lekarza? Ja terapeutce powiedziałam, że jak będzie mąż na następnej wizycie to żeby mu powiedziała co ma robić, jak pracować z dzieckiem. Żeby też wiedział co i jak i czuł się zaangażowany. Podobnie z lekami. Co prawda trudniejsze kwestie biorę na siebie, taki mamy podział. Ja organizuję, pilnuję, myślę on bardziej jest od prostszych rzeczy kupić lek, załatwić receptę, zawieść na zajęcia. Można to dogadać. Nie bierz wszystkiego na siebie.
Czuję sie tak kiepsko, że naprawdę myślę by odejść, zostawić męża z synem i zacząć wszystko od nowa, tylko nie mogę, bo kocham syna nad życie.
Ja też czasami mam takie chwilę, że sobie myślę że pójdę na lotnisko i pierwszym samolotem polecę 😉
Najgorsza myśl to taka, że wszyscy zasługują na pomoc i wsparcie, tylko ja nie choć prosiłam. Czemu ba nic nie zasługuje? zielonego pojęcia nie mam, ale od początku życia radzę sobie sama.


Zasługujesz na wsparcie jeśli go potrzebujesz. Nie ma nic gorszego robić wszystko kosztem siebie, by pokazać drugiej osobie, że sobie świetnie radzę sama. Co druga osób może pomyśleć? To sobie rób, ja nie jestem potrzebny. Ja na przykład boję się jeździć autem, a po ciemku to już w ogóle. Mój mąż się czasem wkurza, że wszędzie musi jeździć sam. Mogłabym na złość jemu zacząć jeździć żeby mi nie marudził ale wolę jak mi marudzi niż jak mam z dziećmi w rowie siedzieć. Ja za to marudzę strasznie, że lekcje pół dnia odrabiam z dziećmi. Kompromis jest taki, że ja jeżdżę w dzień, a on odrabia matematykę ( bo z tego jestem beznadziejna) Każdy według swoich umiejętności.
Nie mam świadczeń, bo mój syn się nie kwalifikuje, na tyle bylam w stanie wyciągnąć go z chorób, ale jeszcze sporo mu brakuje do normalności.
Kiedyś mąż zawoził, teraz ja sama wszystko robię, kupuję, zalatwiam, robię i jeszcze za mało.
U mnie tak nie jest, że jak ja sobie radzę to mąż mówi że nie jest potrzebny, a się dzieje tak, że jak mi się nogą powinie i czegoś zapomnę, to jest "odchodzę ".
Nie ma kompromisów, nie ma żadnego wsparcia, tylko straszenie odejściem i rozwodem, on rządzi, a ja tylko mogę posłuchać że on już nie może i kończy. Wcześniej w kryzysie to chociaż powiedział że by chciał żebym miała własne zdanie, mam, ale po co mówić jak i tak nikt nie słucha. A i jak chciałam jakiegoś sprawiedliwego podziału, to usltszalam że będzie rozwód.
Firekeeper
Posty: 804
Rejestracja: 24 maja 2021, 19:46
Płeć: Kobieta

Re: Czy warto mieć nadzieję? czy to koniec.

Post autor: Firekeeper »

Caliope
U mnie tak nie jest, że jak ja sobie radzę to mąż mówi że nie jest potrzebny, a się dzieje tak, że jak mi się nogą powinie i czegoś zapomnę, to jest "odchodzę ".
Nie ma kompromisów, nie ma żadnego wsparcia, tylko straszenie odejściem i rozwodem, on rządzi, a ja tylko mogę posłuchać że on już nie może i kończy.
Ale w jaki sposób Ci się noga podwinie?

I tak słuchasz jak on tak mówi, a potem robisz wszystko wraz sama?

Mi to moją matkę przypomina. Tata nawet nie zjadł zupy, bo za ciężko było mu nalać na talerz. Wszystko robiła sama z taką wyższością, że tylko ona tak dobrze wszystko robi, a potem wyżywała się np. na mnie, że ja nic nie robię, a ona to już pada na twarz. Nawet do dziś potrafi przyjść i stwierdzić, że źle obieram ziemniaki. Nie potrafi powiedzieć co jest do zrobienia tylko wkurza się, że nikt nie robi, a ona taka biedna. Kilka lat temu byłam taka sama. Sporo czasu zajęło nauczenie się, że nie jestem alfą i omegą i potrzebuję pomocy. I mówię czego potrzebuję i co jest do zrobienia.

Dlatego twój mąż sobie pozwala na manipulacje. Wie, że sobie postraszy i wraz nic nie będzie musiał robić. Wygodne?
Ale to jak Shara wcześniej napisała Ty musisz być gotowa na zmiany. Bo może być i tak, że sobie w końcu pójdzie w siną dal. Próbuj małymi krokami, ćwicz na małych sprawach. Zostaw go trochę samego z dzieckiem, zraz nie jedź na terapię tylko niech jedzie on itp.
Ruta
Posty: 3297
Rejestracja: 19 lis 2019, 12:00
Jestem: w separacji
Płeć: Kobieta

Re: Czy warto mieć nadzieję? czy to koniec.

Post autor: Ruta »

Caliope,

Wycofuję się z tego co napisałam o wprowadzaniu zmian. To bardzo zewnętrzne działania zaradcze, kolejne próby radzenia sobie.
Przechodzisz trudny czas, jeśli także z wiarą jest trudno - no to jest bardzo trudno, bo dźwigasz wszystko sama. Mam za sobą okresy w życiu, gdy wiara jakby we mnie zanikała - i to chyba najtrudniejsze okresy mojego życia, nawet jeśli nie obfitowały w trudne wydarzenia. Masz jakiegoś księdza, siostrę, kogoś świeckiego kto żyje szczerą wiarą, z kim mogłabyś porozmawiać? Wiara potrafi się udzielać, dlatego potrzebujemy wspólnot, relacji z innymi. Przytulam cię mocno i wspieram modlitwą.

Na bardzo trudnym etapie kryzysu w moim małżeństwie, gdy kryzys zaczął dotykać mojej wiary, gdy traciłam kontakt z Bogiem, gdy miałam coraz więcej wątpliwości, żalu bardzo pomogło mi słuchanie Księdza Marka Dziewieckiego o pojednaniu: https://www.youtube.com/watch?v=yLTz7pj1ny0&t=1155s
Pomogła mi też bardzo jego książka "Bóg vs cierpienie".


Piszesz o bezradności, ja to rozumiem tak, że nie chcesz być bezradna i że jedyny moment w twoim życiu gdy byłaś bezradna, to był moment porodu. Myślę o tym, czego nauczyłam się w swojej terapii współuzależnienia. Miałam tam fantastycznego terapeutę. I on mówił nam o tym jaką wielką wartością jest poddanie się. Tak po prostu. Podniesienie rąk i powiedzenie: ja już dalej nie mogę. Odpuszczenie.

Ja byłam osobą, która musiała sobie radzić, z bardzo trudnej rodziny, nadodpowiedzialną, bardzo wcześnie powierzono mi odpowiedzialność za młodsze dzieci, za funkcjonowanie domu, lekcje, posiłki. Iluzję poczucia bezpieczeństwa miałam potem już także w dorosłym życiu tylko wtedy, gdy sobie radziłam.Gdy wiedziałam, że ze wszystkim sobie poradzę. Więc dorosłe życie poświęcałam na budowę niezależności i radzenie sobie. I sobie radziłam. Nie wiedziałam jak mnie to obciąża. Byłam z siebie dumna. I sądziłam, że czuję się bezpiecznie. A w kolejnych i kolejnych kryzysach i problemach znów sobie radziłam.

Pierwszy moment gdy doszłam do ściany, gdy jednak sobie nie poradziłam, to był potężny kryzys małżeński. Trzydzieści osiem lat życia na spinie. Wtedy się poddałam. Po ostrej walce, na skutek której nie jadłam, nie spałam i byłam jak zombi. Wtedy pierwszy raz zamiast walczyć się poddałam. Bo już nie miałam ani jednej siły, nic. Zawołałam oo pomoc, a że nie miałam nikogo, to wołałam do Maryi. Bez wiary. Bo wiary we mnie wtedy nie było za wiele, a wobec Boga czułam bunt, że w moim trudnym życiu znów doświadczam zranienia od bliskiej osoby.

Mimo tego, że pomoc przyszła w zasadzie natychmiast, to ja nadal byłam zorientowana na to, by jak najszybciej zacząć na powrót sobie radzić. Tak widziałam wówczas dojście do zdrowia i równowagi. Nie znałam innej. Przy pomocy terapeuty nauczyłam się, że mogę sobie nie radzić. Że mogę być i bezsilna i nawet bezradna. Czułam ogromny lęk przed puszczeniem wszystkiego. Wydawało mi się, że wszystko się rozsypie, pójdzie nie tak. No i wiele rzeczy, gdy je odpuściłam się rozsypało i poszło nie tak. A ja nadal żyję, tylko z o wiele mniejszym ciężarem. Choć nadal łatwo wpadam w schemat nadkontroli - pracuję nad tym.

Nie umiałam puścić wszystkiego od razu. Więc odpuszczałam różne obszary. I uczyłam się, że to jest okej, że jestem bezradna, bezsilna. Że nie mam wpływu. Że sobie nie radzę. Nawet, że coś zawalam. Nadal się tego uczę.

Nauczyłam się też wspaniałej rzeczy, że tam gdzie się poddaję, jestem bezsilna i uznaję to w sobie, tam robię przestrzeń na działanie Boga. Tak było z moim nałogiem palenia. Lata bezskutecznej walki i jednak rozmowa z Bogiem w której to oddałam. Tak było z panicznym niepokojem o męża, żadna praca w terapii nie pomagała. Oddałam. Przeszło. Wielu rzeczy jeszcze nie oddałam. Zdaje się, że na razie umiem odpuszczać dopiero z dna rozpaczy, gdy jestem pod ścianą.

Napisałaś też, że nie ma sensu żyć w smutku i bólu. Ja nauczyłam się trochę inaczej. Czuję ból i smutek. Akceptuję je. Kiedyś bałam się, że mnie zabiją, sparaliżują. W terapii, modlitwie, w różańcu nauczyłam się je przyjmować i odczuwać, mieścić w sobie. Ale czuję też wiele innych rzeczy, których kiedyś nie czułam. Dobrych, radosnych, przyjemnych. I trudnych też.

Caliope, czy ty czujesz czasem złość, wkurzenie? Co z nimi robisz? Ja gdy słyszałam, że to może być napęd do działania, to wpadałam w panikę, uważałam, że to zachęta do mordowania. Nie miałam pojęcia jak takie emocje obsługiwać. A to z nich płynie moja zdolność do zmian, przeciwstawiania się krzywdzie. I wcale nie przez destrukcję.

Przytulam cię mocno.

Natomiast dwie myśli z postów poprzedników wydają mi się mieć sens:
- wyjście na spacer, na Mszę, Adorację, gdziekolwiek, by mąż spędzał czas z synem, lepiej, gorzej, jakoś dadzą rady, jak się boisz zostawiać ich na dłużej, to zacznij od godziny,
- uzyskanie świadczenia opiekuńczego, to jest dochód, z 500 plus i dodatkami wychodzi prawie 2 500 zł, można też wtedy mieć też dofinansowanie turnusów, rehabilitacji, różne rzeczy, ja nie mogę z tego skorzystać jako jedyny żywiciel rodziny, bo to zbyt mała kwota na pełne utrzymanie w dużym mieście, ale jeśli ma to być dochód dodatkowy w rodzinie to jest to dużym wsparciem i znam parę mam, które z takiego wsparcia korzystają. Dzięki temu mają też inny status, są inaczej postrzegane - społecznie, w rodzinach. I same czują się lepiej, mając swoje pieniądze.
ODPOWIEDZ