Czy warto mieć nadzieję? czy to koniec.

Refleksje, dzielenie się swoimi przeżyciami...

Moderator: Moderatorzy

Ruta
Posty: 3297
Rejestracja: 19 lis 2019, 12:00
Jestem: w separacji
Płeć: Kobieta

Re: Czy warto mieć nadzieję? czy to koniec.

Post autor: Ruta »

Caliope pisze: 28 wrz 2022, 15:48 Muszę wszystko zacytować, za co przepraszam szanowną moderacje :)
Właśnie ja nie mogę mężowi pomóc, więc tylko stawiam granice i mówię co czuję. Nie powiem mu, że go zajadą, a odeprę ataki na moją osobę I wyrażę swoje zdanie na ten temat. On sam musi sobie poradzić ze sobą, choć naprawdę jest na prostej drodze by wszystko zniszczyć do końca. Jego wybór, jego wola, tylko mógłby z łaski swojej mnie nie obwiniać za swoje błędy i się nie wyżywać.
Caliope,
Skuteczne granice są skuteczne.

To co opisałaś w moim odbiorze nie ma szansy stać się skuteczną granicą i doprowadzić do tego, że mąż zaprzestanie tych zachowań, które cię ranią.

Uczyłam i wciąż uczę się na błędach, popełniłam ich całe mnóstwo. Moje wnioski o tym, co pomagało mi stawiać granice skutecznie są takie (może coś będzie pomocne)

1. Stwierdzałam, że czyjeś zachowanie mi przeszkadza i chciałabym by przestał (to jest wypaczone postrzeganie, ale dla osoby, która uczy się stawiać granice, dość typowe)

- mąż wysyłał mi przykre wiadomości, które mnie raniły, wywiązywała się długa korespondencja, która mnie wyczerpywała, chciałam żeby przestał mi wysyłać takie wiadomości

2. Ściągam filtry i projekcje jak tylko mogę, odrzucam wszystko, co o tej sytuacji pozornie wiem. Na początek wszystko co "wiem" o mężu i powodach jego zachowania.

- w mojej ocenie mąż pisał do mnie takie wiadomości, bo chciał mnie obwinić, oraz żeby mieć dowody do sądu.

Odrzucenie takich projekcji, czemu ktoś coś robi, jest pierwszą granicą. Stawianą sobie. Odmawiam poświęcania czasu na zgadywanie czyiś motywacji. One nie mają znaczenia. Znaczenie ma to, z czym ja się nie czuję dobrze. Mam coś zrobic ze soba a nie z tym jak mąz mysli, co czuje i jakie ma motywacje.

Jeśli sąsiad włamie się do mojego domu i pomaluje mi wszystkie ściany na różowo, nie ma znaczenia dla mnie, czy chciał mi tak okazać wdzięczność, czy dokuczyć. Ma znaczenie, że naruszył moją przestrzeń, a ja nie lubię różowego.

Odrzucenie tych filtrów i projekcji ma znaczenie z jeszcze jednego powodu. Czasem w ten sposób usprawiedliwiamy osobę, która narusza granice i ograniczamy sobie mozliwośc reagowania: krzyczy na mnie bo ma stres w pracy, obściskiwał kolezankę bo się upił, pisze smsy, bo szuka kontaktu. Skoro druga osoba narusza moje granice majac ku temu powód, to ja nie bardzo mogę się chronić. Błędne myslenie, ale popularne.

3. Ustalam co dokładnie mi nie odpowiada, czyli gdzie mam granicę. Wcale nie jest to oczywiste.

- z smsami okazało się, że pierwszy sms nie jest taki wyczerpujacy dla mnie, jak cała póżniejsza korespondencja.

4. Szukam najprostszego sposobu na to, by swoim własnym działaniem ochronić siebie przed tym, co mnie rani, co mi nie odpowiada, co powoduje mój dyskomfort.

- nie odpisuję na nieprzyjemnego smsa,
- wychodzę, gdy mąż zaczyna krzyczeć,
- kończę rozmowę z mamą, gdy staje się dla mnie nieprzyjemna,
- odmawiam, jeśli nie mam na coś zgody,
- żyję w separacji z mężem, który nie dochowuje mi wierności i odcinam się od osób, które starają się mnie informować o jego prowadzeniu.

***

Z czasem to wszystko się automatyzuje. Czuję dyskomfort, chronię się przez swoje działanie, bez większych analiz. Znika też skłonność do przypisywania drugiej osobie celowości, intencji, motywacji. Unikanie projekcji i analiz to dla mnie ważna granica, bo mnie bardzo mocno wyczerpywały. I prowadziły do tego, że czułam się ofiarą postępowania innych: mamy, szefowej, męża.

Jak on mógł? No mógł, właśnie to zrobił.

***
Powiedzenie drugiej osobie, co uważam nie jest postawieniem granicy.

Powiedzenie drugiej osobie, co czuję jest ważnym choć nie jedynym sposobem zasygnalizowania granicy. Choc to jeszcze nie postawienie SOBIE granicy, to sygnalizowanie granic ma sens. Choć nie zawsze prowadzi do tego, że są one respektowane. Ale też trudno oczekiwac od innych, że będa respektowac granice, których wcale nie sygnalizujemy.

Ku mojemu zdumieniu często mój kontakt z moją granicą i zasygnalizowanie jej w zupełnosci wystarczają. Gdy nie wystarczają, chronię się przed tym czego nie chcę. Stawiam granicę sobie.

***

Nie jest Caliope twoją winą, że mąż sobie nie radzi, ani nic, co się dzieje w życiu twojego męża.
Masz za to pełne prawo ochronić się przed tymi jego zachowaniami, które ciebie ranią. Im skuteczniej, tym lepiej.
Caliope
Posty: 3013
Rejestracja: 04 sty 2020, 12:09
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Czy warto mieć nadzieję? czy to koniec.

Post autor: Caliope »

Ruta pisze: 29 wrz 2022, 11:16
Caliope pisze: 28 wrz 2022, 15:48 Muszę wszystko zacytować, za co przepraszam szanowną moderacje :)
Właśnie ja nie mogę mężowi pomóc, więc tylko stawiam granice i mówię co czuję. Nie powiem mu, że go zajadą, a odeprę ataki na moją osobę I wyrażę swoje zdanie na ten temat. On sam musi sobie poradzić ze sobą, choć naprawdę jest na prostej drodze by wszystko zniszczyć do końca. Jego wybór, jego wola, tylko mógłby z łaski swojej mnie nie obwiniać za swoje błędy i się nie wyżywać.
Caliope,
Skuteczne granice są skuteczne.

To co opisałaś w moim odbiorze nie ma szansy stać się skuteczną granicą i doprowadzić do tego, że mąż zaprzestanie tych zachowań, które cię ranią.

Uczyłam i wciąż uczę się na błędach, popełniłam ich całe mnóstwo. Moje wnioski o tym, co pomagało mi stawiać granice skutecznie są takie (może coś będzie pomocne)

1. Stwierdzałam, że czyjeś zachowanie mi przeszkadza i chciałabym by przestał (to jest wypaczone postrzeganie, ale dla osoby, która uczy się stawiać granice, dość typowe)

- mąż wysyłał mi przykre wiadomości, które mnie raniły, wywiązywała się długa korespondencja, która mnie wyczerpywała, chciałam żeby przestał mi wysyłać takie wiadomości

2. Ściągam filtry i projekcje jak tylko mogę, odrzucam wszystko, co o tej sytuacji pozornie wiem. Na początek wszystko co "wiem" o mężu i powodach jego zachowania.

- w mojej ocenie mąż pisał do mnie takie wiadomości, bo chciał mnie obwinić, oraz żeby mieć dowody do sądu.

Odrzucenie takich projekcji, czemu ktoś coś robi, jest pierwszą granicą. Stawianą sobie. Odmawiam poświęcania czasu na zgadywanie czyiś motywacji. One nie mają znaczenia. Znaczenie ma to, z czym ja się nie czuję dobrze. Mam coś zrobic ze soba a nie z tym jak mąz mysli, co czuje i jakie ma motywacje.

Jeśli sąsiad włamie się do mojego domu i pomaluje mi wszystkie ściany na różowo, nie ma znaczenia dla mnie, czy chciał mi tak okazać wdzięczność, czy dokuczyć. Ma znaczenie, że naruszył moją przestrzeń, a ja nie lubię różowego.

Odrzucenie tych filtrów i projekcji ma znaczenie z jeszcze jednego powodu. Czasem w ten sposób usprawiedliwiamy osobę, która narusza granice i ograniczamy sobie mozliwośc reagowania: krzyczy na mnie bo ma stres w pracy, obściskiwał kolezankę bo się upił, pisze smsy, bo szuka kontaktu. Skoro druga osoba narusza moje granice majac ku temu powód, to ja nie bardzo mogę się chronić. Błędne myslenie, ale popularne.

3. Ustalam co dokładnie mi nie odpowiada, czyli gdzie mam granicę. Wcale nie jest to oczywiste.

- z smsami okazało się, że pierwszy sms nie jest taki wyczerpujacy dla mnie, jak cała póżniejsza korespondencja.

4. Szukam najprostszego sposobu na to, by swoim własnym działaniem ochronić siebie przed tym, co mnie rani, co mi nie odpowiada, co powoduje mój dyskomfort.

- nie odpisuję na nieprzyjemnego smsa,
- wychodzę, gdy mąż zaczyna krzyczeć,
- kończę rozmowę z mamą, gdy staje się dla mnie nieprzyjemna,
- odmawiam, jeśli nie mam na coś zgody,
- żyję w separacji z mężem, który nie dochowuje mi wierności i odcinam się od osób, które starają się mnie informować o jego prowadzeniu.

***

Z czasem to wszystko się automatyzuje. Czuję dyskomfort, chronię się przez swoje działanie, bez większych analiz. Znika też skłonność do przypisywania drugiej osobie celowości, intencji, motywacji. Unikanie projekcji i analiz to dla mnie ważna granica, bo mnie bardzo mocno wyczerpywały. I prowadziły do tego, że czułam się ofiarą postępowania innych: mamy, szefowej, męża.

Jak on mógł? No mógł, właśnie to zrobił.

***
Powiedzenie drugiej osobie, co uważam nie jest postawieniem granicy.

Powiedzenie drugiej osobie, co czuję jest ważnym choć nie jedynym sposobem zasygnalizowania granicy. Choc to jeszcze nie postawienie SOBIE granicy, to sygnalizowanie granic ma sens. Choć nie zawsze prowadzi do tego, że są one respektowane. Ale też trudno oczekiwac od innych, że będa respektowac granice, których wcale nie sygnalizujemy.

Ku mojemu zdumieniu często mój kontakt z moją granicą i zasygnalizowanie jej w zupełnosci wystarczają. Gdy nie wystarczają, chronię się przed tym czego nie chcę. Stawiam granicę sobie.

***

Nie jest Caliope twoją winą, że mąż sobie nie radzi, ani nic, co się dzieje w życiu twojego męża.
Masz za to pełne prawo ochronić się przed tymi jego zachowaniami, które ciebie ranią. Im skuteczniej, tym lepiej.
Dla mnie stawianiem granic jest powiedzenie nie chce żebyś mnie atakował, bo jest mi przykro, to jest to co mówię i myślę. Mąż zaprzestałby idąc na terapię, ale tego nie zrobi.
Ruta
Posty: 3297
Rejestracja: 19 lis 2019, 12:00
Jestem: w separacji
Płeć: Kobieta

Re: Czy warto mieć nadzieję? czy to koniec.

Post autor: Ruta »

Caliope pisze: 29 wrz 2022, 11:44 Dla mnie stawianiem granic jest powiedzenie nie chce żebyś mnie atakował, bo jest mi przykro, to jest to co mówię i myślę. Mąż zaprzestałby idąc na terapię, ale tego nie zrobi.
To jest sygnalizowanie granicy. Jeśli wystarcza to do tego, by ktoś przestał moją granicę naruszać, no to dobrze.
Jeśli nie wystarcza, warto podjąć takie działania, które będą mnie chronić.

Oczywiście mąż podemując terapię mógłby przestać zachowywać się w sposób, który ciebie rani. Albo i nie. Znam mnóstwo ludzi po terapiach, którzy ranią innych i łamią granice.

Natomiast ty cały czas możesz zacząć chronic siebie. Nie ma wtedy znaczenia, co robi mąż. Nie jesteś skazana na to, co robią inni. Warto. Dla mnie to była ciężka droga. Ale efekty są jej warte.

Można też podjąć decyzję, że w imię jakiś wartości, ja się na pewne rzeczy godzę, nawet gdy nie są dla mnie przyjemne. Dokąd jest to w zgodzie ze mną jest to w porządku. To moje granice.

Z tego powodu nie zablokowalam męża, gdy wysyłał mi przykre smsy. Chciałam mieć kontakt z nim w sprawach rodzicielskich. Uznałam, że wystarczy mi na nie nie odpisywać. Po jakimś czasie było ich coraz mniej. Aż zanikły całkiem. Ja ustalam ile dla mnie jest okej, ile nie. No i jeszcze w każdej chwili mogę swoje decyzje korygować.
Caliope
Posty: 3013
Rejestracja: 04 sty 2020, 12:09
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Czy warto mieć nadzieję? czy to koniec.

Post autor: Caliope »

Ruta pisze: 29 wrz 2022, 13:16
Caliope pisze: 29 wrz 2022, 11:44 Dla mnie stawianiem granic jest powiedzenie nie chce żebyś mnie atakował, bo jest mi przykro, to jest to co mówię i myślę. Mąż zaprzestałby idąc na terapię, ale tego nie zrobi.
To jest sygnalizowanie granicy. Jeśli wystarcza to do tego, by ktoś przestał moją granicę naruszać, no to dobrze.
Jeśli nie wystarcza, warto podjąć takie działania, które będą mnie chronić.

Oczywiście mąż podemując terapię mógłby przestać zachowywać się w sposób, który ciebie rani. Albo i nie. Znam mnóstwo ludzi po terapiach, którzy ranią innych i łamią granice.

Natomiast ty cały czas możesz zacząć chronic siebie. Nie ma wtedy znaczenia, co robi mąż. Nie jesteś skazana na to, co robią inni. Warto. Dla mnie to była ciężka droga. Ale efekty są jej warte.

Można też podjąć decyzję, że w imię jakiś wartości, ja się na pewne rzeczy godzę, nawet gdy nie są dla mnie przyjemne. Dokąd jest to w zgodzie ze mną jest to w porządku. To moje granice.

Z tego powodu nie zablokowalam męża, gdy wysyłał mi przykre smsy. Chciałam mieć kontakt z nim w sprawach rodzicielskich. Uznałam, że wystarczy mi na nie nie odpisywać. Po jakimś czasie było ich coraz mniej. Aż zanikły całkiem. Ja ustalam ile dla mnie jest okej, ile nie. No i jeszcze w każdej chwili mogę swoje decyzje korygować.
Ruto, ja swojego męża też nie zablokuję i też mając szacunek nie przerwę rozmowy, bo tak sie nie robi, choć jest to postawienie sobie granicy. Coś mnie rani, nie pozwalam na to i kończę temat w sposób cywilizowany. Łatwiej jest stawiać granice nie będąc w zasięgu męża, też bym robiła jak ty, ale u mnie to działa inaczej i musi działać. Nie podnoszę głosu, nie obwiniam, choć dostaje mi się rykoszetem, a dojść do głosu w rozmowie z mężem to sukces, bo mówi jak nakręcony i wyrzuca żale.
Caliope
Posty: 3013
Rejestracja: 04 sty 2020, 12:09
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Czy warto mieć nadzieję? czy to koniec.

Post autor: Caliope »

Zastanawiam się czym jest układ którym mąż operuje, dlaczego trwa w tym układzie, jeśli ja taka i owaka? Ja nie chcę żyć w układach, układ można zerwać. Ja chce zerwać ten układ i odejść, bo to nie jest małżeństwo. W tym roku nie chcę już grać, nie będę jechała z mężem do jego rodziny na święta. Starczy już tych kłamstw, że jest jak jest, bo nie jest. Po ostatniej rozmowie telefonicznej, rozwaliło się do końca, nadziei nie ma. Pora by pomyśleć o sobie i w końcu zacząć myśleć jak się wycofać z tego układu. Nie chcę być traktowana jak śmieć i popychadło.
Firekeeper
Posty: 802
Rejestracja: 24 maja 2021, 19:46
Płeć: Kobieta

Re: Czy warto mieć nadzieję? czy to koniec.

Post autor: Firekeeper »

Caliope pisze: 30 wrz 2022, 9:31 Zastanawiam się czym jest układ którym mąż operuje, dlaczego trwa w tym układzie, jeśli ja taka i owaka?
Po co się zastanawiać? Nie lepiej zapytać? Słusznie Ruta prawiła tam wyżej bardzo mi się to przydało w ostatnich dniach. Skorzystałam. Jeśli to czytasz Ruta to wielkie dzięki 🙏 Byłam na rozmowie w szkole, która miałabyć poważną rozmową, przeznaczono na nią 15minut, a skończyła się pretensjami bez podjęcia się rozwiązania problemu. Mogłam siąść jak zwykle i psioczyć na wszystkich i się wkurzać ale wstałam rano i sobie myślę, że tak to nie będzie. Właśnie wróciłam z kolejnej rozmowy z konkretnymi rozwiązaniami. I jestem zadowolona. Po co myśleć co kto myśli. Lepiej zapytać się wprost i działać.
Pora by pomyśleć o sobie i w końcu zacząć myśleć jak się wycofać z tego układu. Nie chcę być traktowana jak śmieć i popychadło.
Słusznie. Ale ja bym skupiła się jednak na tym jak być szczęśliwą i zadowoloną i nie uzależniała bym tego od wyjścia z układu. Czasami trzeba się po prostu zmierzyć z układem i wyjść mu na przeciw, a nie od niego uciec.
Caliope
Posty: 3013
Rejestracja: 04 sty 2020, 12:09
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Czy warto mieć nadzieję? czy to koniec.

Post autor: Caliope »

Firekeeper pisze: 30 wrz 2022, 12:07
Caliope pisze: 30 wrz 2022, 9:31 Zastanawiam się czym jest układ którym mąż operuje, dlaczego trwa w tym układzie, jeśli ja taka i owaka?
Po co się zastanawiać? Nie lepiej zapytać? Słusznie Ruta prawiła tam wyżej bardzo mi się to przydało w ostatnich dniach. Skorzystałam. Jeśli to czytasz Ruta to wielkie dzięki 🙏 Byłam na rozmowie w szkole, która miałabyć poważną rozmową, przeznaczono na nią 15minut, a skończyła się pretensjami bez podjęcia się rozwiązania problemu. Mogłam siąść jak zwykle i psioczyć na wszystkich i się wkurzać ale wstałam rano i sobie myślę, że tak to nie będzie. Właśnie wróciłam z kolejnej rozmowy z konkretnymi rozwiązaniami. I jestem zadowolona. Po co myśleć co kto myśli. Lepiej zapytać się wprost i działać.
Pora by pomyśleć o sobie i w końcu zacząć myśleć jak się wycofać z tego układu. Nie chcę być traktowana jak śmieć i popychadło.
Słusznie. Ale ja bym skupiła się jednak na tym jak być szczęśliwą i zadowoloną i nie uzależniała bym tego od wyjścia z układu. Czasami trzeba się po prostu zmierzyć z układem i wyjść mu na przeciw, a nie od niego uciec.
Ja chyba nie chcę usłyszeć, że nie ma kasy by się wyprowadzić jak było wcześniej, dlatego nie pytam.
Nie umiem być szczęśliwa, nie czując się bezpiecznie. Byłabym gdyby mieszkanie było 100% tylko moje, a tak może być zawsze różnie i nie po mojemu. Przestałam być w nadmiarze elastyczna i mam określone wymagania wobec siebie samej.
Caliope
Posty: 3013
Rejestracja: 04 sty 2020, 12:09
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Czy warto mieć nadzieję? czy to koniec.

Post autor: Caliope »

Dzisiaj mam kiepski dzień i od rana zastanawiam czemu nie zasługuję na wiele rzeczy, na czas, miłość, poczucie bezpieczeństwa. Co ja takiego zrobiłam, że tak jest? Pewnie moja wina i wybrałam nieodpowiedniego człowieka który od początku kłamał, a ja łykałam. Wszystko to jest tylko i wyłącznie moja wina, nie daje rady tego już dźwigać, bardzo źle się z tym czuję, jest mi ogromnie wstyd. Myślę też dzisiaj o spotkaniu z prawnikiem by zabezpieczyć się finansowo w razie rozluźnienia układu, no nie jest fajnie któregoś dnia przyjść i musieć płacić rachunki na połowę, gdzie ja nie wybierałam tak drogiego mieszkania, a się zgadzałam na wszystko. Tego się obawiam, bo ja się nie liczę, a pieniądze. Też nie ważne, że włożyłam swoje własne duże pieniądze w kredyt mieszkaniowy.
Firekeeper
Posty: 802
Rejestracja: 24 maja 2021, 19:46
Płeć: Kobieta

Re: Czy warto mieć nadzieję? czy to koniec.

Post autor: Firekeeper »

A może czas odpuścić szukanie odpowiedzi dlaczego ja? Dlaczego on? I zacząć cieszyć się życiem?

A Twój syn musi zasłużyć na Twój czas, miłość i poczucie bezpieczeństwa? Miłość jest bezwarunkowa. Już Ci kiedyś pisałam, że najpierw ludzie są uzależnieni od siebie, potem próbują w drugą stronę czyli totalnie się uniezależnić, a trzeci najważniejszy etap to zacząć umieć dziękować i dawać z siebie bez oczekiwania na rewanż.

Nie da się żyć dobrze, ciągle czekając na to aż druga osoba zacznie się leczyć i coś się zmieni, przejrzy na oczy, odpuści pracę itd.

Nic Ci nie da Caliope ciągłe wracanie do punktu wyjścia. Wzięłaś ślub, bo chciałaś i tyle. Ja też.

Najlepsze co mogłam zrobić ja dla siebie i naszego małżeństwa. To skończyć z ciągłym wracaniem do przeszłości. Robienia z siebie ofiary. Przerzucania win i ciągłego oczekiwania.

Piszesz, że się nie liczysz tylko pieniądze. Caliope mąż przez ten czas kiedy byłaś w domu zarabiał. Nie czujesz z tego powodu wdzięczności? Ja teraz jestem ogromnie wdzięczna mężowi, że pracuje i utrzymuje naszą rodzinę. A nie byłam, bo uważałam że łaski mi nie robi.

Wrzuć na luz. Zostaw to samobiczowanie się i się zrelaksuj. Odstresuj. Zajmnij czymś fajnym. Uśmiechnij się. 😊
Caliope
Posty: 3013
Rejestracja: 04 sty 2020, 12:09
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Czy warto mieć nadzieję? czy to koniec.

Post autor: Caliope »

Firekeeper pisze: 01 paź 2022, 16:12 A może czas odpuścić szukanie odpowiedzi dlaczego ja? Dlaczego on? I zacząć cieszyć się życiem?

A Twój syn musi zasłużyć na Twój czas, miłość i poczucie bezpieczeństwa? Miłość jest bezwarunkowa. Już Ci kiedyś pisałam, że najpierw ludzie są uzależnieni od siebie, potem próbują w drugą stronę czyli totalnie się uniezależnić, a trzeci najważniejszy etap to zacząć umieć dziękować i dawać z siebie bez oczekiwania na rewanż.

Nie da się żyć dobrze, ciągle czekając na to aż druga osoba zacznie się leczyć i coś się zmieni, przejrzy na oczy, odpuści pracę itd.

Nic Ci nie da Caliope ciągłe wracanie do punktu wyjścia. Wzięłaś ślub, bo chciałaś i tyle. Ja też.

Najlepsze co mogłam zrobić ja dla siebie i naszego małżeństwa. To skończyć z ciągłym wracaniem do przeszłości. Robienia z siebie ofiary. Przerzucania win i ciągłego oczekiwania.

Piszesz, że się nie liczysz tylko pieniądze. Caliope mąż przez ten czas kiedy byłaś w domu zarabiał. Nie czujesz z tego powodu wdzięczności? Ja teraz jestem ogromnie wdzięczna mężowi, że pracuje i utrzymuje naszą rodzinę. A nie byłam, bo uważałam że łaski mi nie robi.

Wrzuć na luz. Zostaw to samobiczowanie się i się zrelaksuj. Odstresuj. Zajmnij czymś fajnym. Uśmiechnij się. 😊
Do końca umowy w pracy podejmę decyzję czy dalej to ciągnąć i czekać aż mąż złoży pozew, czy ja go złożę szybciej by przestać się męczyć. Chciałabym jeszcze sobie pożyć, mieć plany. Teraz nie mam żadnych, bo nie znam dnia ani godziny, jeśli znowu była rozmowa o ukladzie bez uczuć i miłości i o pieniądzach. Zresztą nie jest normalne by facet z facetem spędzał 10 godzin w sobotę, za darmo jeździł samochodem na który ja też zarabiam, a ja nie mogę kupić rzeczy na raty, bo nie ma pieniędzy.
Firekeeper
Posty: 802
Rejestracja: 24 maja 2021, 19:46
Płeć: Kobieta

Re: Czy warto mieć nadzieję? czy to koniec.

Post autor: Firekeeper »

Do końca umowy w pracy podejmę decyzję czy dalej to ciągnąć i czekać aż mąż złoży pozew, czy ja go złożę szybciej by przestać się męczyć.
Jak to mi ksiądz solidnie wyłożył ,, Nie rozwiedziesz się, bo masz sakrament!!!!!!"

Porzuciłam szybko wizję jak to się z mężem rozwodzę i mam święty anielski spokój 😉

Zabezpieczyć się możesz w razie co, ale jaki jest sens rozmyślać nad czymś czego jeszcze nie ma. Jak mąż złoży pozew to wtedy będziesz się martwić.
Chciałabym jeszcze sobie pożyć, mieć plany. Teraz nie mam żadnych, bo nie znam dnia ani godziny, jeśli znowu była rozmowa o ukladzie bez uczuć i miłości i o pieniądzach.
A teraz nie możesz mieć planów i sobie pożyć? Co Ci przeszkadza? Przeszłość zamknęłam. Na przyszłość jestem otwarta. Nie ma sensu planować, bo wszystko się może zdarzyć. Ja zawsze byłam jedną nogą w przeszłości, a drugą w przyszłości snując nierealne wizje. A życie dotkliwie mi dziś pokazuje, że wszystkie moje plany były nic niewarte. I słusznie, bo w końcu żyje tu i teraz.
Zresztą nie jest normalne by facet z facetem spędzał 10 godzin w sobotę,
A co w tym nienormalnego? Ja chodzę z koleżanką na spacery, by ćwiczyć kondycję a nasi mężowie pukają się w głowę, że zgłupiałysmy i co mamy przestać z tego powodu spacerować? 😉 Dla mojej kuzynki nienormalne jest to, że przekopuję co roku roślinki. Bo lubię co roku mieć inaczej i co mam przestać z tego powodu kopać?
ja też zarabiam, a ja nie mogę kupić rzeczy na raty, bo nie ma pieniędzy.
Masz wypłatę, idź do sklepu i kup na raty co chcesz. Proste. Najwyżej się nasłuchasz. Zawsze możesz słuchawki na uszy założyć jak będzie za głośno 😉

Przypomina mi się od razu mój mąż jak zbierał pieniądze w tajemnicy przede mną żeby coś kupić albo jeździł na zakupy i kupował coś i wracał i mówił jakie wszystko drogie, a ja nie wiedziałam że kupił wiertarkę. Ja za to otwarcie kupowałam co chciałam i tylko informowałam co zamierzam kupić. Nigdy nie powiedział mi nie. W końcu zaakceptowałam fakt, że mój mąż też ma prawo kupić sobie raz na jakiś czas to co jest mu potrzebne, a nie ciągle być zależnym ode mnie.
Caliope
Posty: 3013
Rejestracja: 04 sty 2020, 12:09
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Czy warto mieć nadzieję? czy to koniec.

Post autor: Caliope »

Firekeeper pisze: 01 paź 2022, 19:26
Do końca umowy w pracy podejmę decyzję czy dalej to ciągnąć i czekać aż mąż złoży pozew, czy ja go złożę szybciej by przestać się męczyć.
Jak to mi ksiądz solidnie wyłożył ,, Nie rozwiedziesz się, bo masz sakrament!!!!!!"

Porzuciłam szybko wizję jak to się z mężem rozwodzę i mam święty anielski spokój 😉

Zabezpieczyć się możesz w razie co, ale jaki jest sens rozmyślać nad czymś czego jeszcze nie ma. Jak mąż złoży pozew to wtedy będziesz się martwić.
Czekam na ten pozew od 3 lat,to że mam sakrament nie znaczy, ze mąż ma zamiar też to zrozumieć. A swoimi groźbami tym bardziej mnie do siebie zraża.
Chciałabym jeszcze sobie pożyć, mieć plany. Teraz nie mam żadnych, bo nie znam dnia ani godziny, jeśli znowu była rozmowa o ukladzie bez uczuć i miłości i o pieniądzach.
Firekeeper pisze: 01 paź 2022, 19:26 A teraz nie możesz mieć planów i sobie pożyć? Co Ci przeszkadza? Przeszłość zamknęłam. Na przyszłość jestem otwarta. Nie ma sensu planować, bo wszystko się może zdarzyć. Ja zawsze byłam jedną nogą w przeszłości, a drugą w przyszłości snując nierealne wizje. A życie dotkliwie mi dziś pokazuje, że wszystkie moje plany były nic niewarte. I słusznie, bo w końcu żyje tu i teraz.
Nie mam pieniędzy, wszystko prawie przelewam na wspólne konto.
Firekeeper pisze: 01 paź 2022, 19:26
Zresztą nie jest normalne by facet z facetem spędzał 10 godzin w sobotę,
A co w tym nienormalnego? Ja chodzę z koleżanką na spacery, by ćwiczyć kondycję a nasi mężowie pukają się w głowę, że zgłupiałysmy i co mamy przestać z tego powodu spacerować? 😉 Dla mojej kuzynki nienormalne jest to, że przekopuję co roku roślinki. Bo lubię co roku mieć inaczej i co mam przestać z tego powodu kopać?
Bo nie ma czasu dla mnie, od 3 lat...
Firekeeper pisze: 01 paź 2022, 19:26
ja też zarabiam, a ja nie mogę kupić rzeczy na raty, bo nie ma pieniędzy.
Masz wypłatę, idź do sklepu i kup na raty co chcesz. Proste. Najwyżej się nasłuchasz. Zawsze możesz słuchawki na uszy założyć jak będzie za głośno 😉

Przypomina mi się od razu mój mąż jak zbierał pieniądze w tajemnicy przede mną żeby coś kupić albo jeździł na zakupy i kupował coś i wracał i mówił jakie wszystko drogie, a ja nie wiedziałam że kupił wiertarkę. Ja za to otwarcie kupowałam co chciałam i tylko informowałam co zamierzam kupić. Nigdy nie powiedział mi nie. W końcu zaakceptowałam fakt, że mój mąż też ma prawo kupić sobie raz na jakiś czas to co jest mu potrzebne, a nie ciągle być zależnym ode mnie.
Właśnie się nasłuchałam, że nic prawie nie zarabiam i chcę coś kupować i jeszcze nic nie powiedziałam, jakby męża obchodziło cokolwiek związanego ze mną,a interesują go pieniądze, które bym miała oddawać i to okazuje się , że są JEGO, nie to że mam prawo coś sobie kupić. Jeszcze chce zrobić rozdzielność majątkową,powiedział, ze pójdzie do prawnika. Po co pracuję? na ratę kredytu i nic z tego nie mam i tu nie ma nawet manipulacji, a okropna rzeczywistość.
Wydawało mi się, ze jak pójdę do pracy zmienię mój status i odżyję, ale tak nie jest jeśli tylko tyram na rachunki i mnie nie ma w domu. Zawalam sprawy, nie mając z tego wszystkiego nic, oprócz 100 złotych na bilety.
Monti
Posty: 1260
Rejestracja: 21 mar 2018, 18:14
Jestem: po rozwodzie
Płeć: Mężczyzna

Re: Czy warto mieć nadzieję? czy to koniec.

Post autor: Monti »

Caliope, praca daje Ci jakąś niezależność (nawet jeżeli wynagrodzenie Cię nie satysfakcjonuje), z czasem może okazać się to bardzo ważne, zwłaszcza gdyby nie doszło do Waszego pojednania. Ponadto, praca (nawet skromna) podnosi samoocenę, daje możliwość poznania nowych ludzi oraz zajęcia głowy czymś innym niż problemy.
Jak rozumiem, doświadczasz swego rodzaju przemocy ekonomicznej. Jak zamierzasz postawić granicę temu zachowaniu?
"Szukaj pokoju, idź za nim" (Ps 34, 15)
Sefie
Posty: 630
Rejestracja: 23 paź 2021, 23:01
Płeć: Mężczyzna

Re: Czy warto mieć nadzieję? czy to koniec.

Post autor: Sefie »

Caliope,

Mało się udzielam w Twoim wątku bo od 3 lat jest wałkowane to samo.
Masz za sobą niesakramentalny rozwód. Co da Ci kolejny?
Nie upatrujesz może tutaj problemu ze sobą?

Masz za sobą terapię dla alkoholików, 12 kroków. Od kilkunastu lat jesteś trzeźwa. Co Ci to dało?

Można żyć z mężem, bez niego, obok niego i być szczęśliwą. Gdzie Ty jesteś?

Ja ze swoją żoną nie żyję, dopadły mnie też inne trudności życia o których nie piszę i jestem szczęśliwy. Bo można, jak zadasz sobie pytanie po co tu żyjesz albo na jak długo.
Miłości bez krzyża nie znajdziecie, a krzyża bez miłości nie uniesiecie.
Jan Paweł II
Caliope
Posty: 3013
Rejestracja: 04 sty 2020, 12:09
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Czy warto mieć nadzieję? czy to koniec.

Post autor: Caliope »

Monti pisze: 01 paź 2022, 21:12 Caliope, praca daje Ci jakąś niezależność (nawet jeżeli wynagrodzenie Cię nie satysfakcjonuje), z czasem może okazać się to bardzo ważne, zwłaszcza gdyby nie doszło do Waszego pojednania. Ponadto, praca (nawet skromna) podnosi samoocenę, daje możliwość poznania nowych ludzi oraz zajęcia głowy czymś innym niż problemy.
Jak rozumiem, doświadczasz swego rodzaju przemocy ekonomicznej. Jak zamierzasz postawić granicę temu zachowaniu?
Monti, mnie satysfakcjonuje wynagrodzenie, ale męża nie.Praca mi się podoba, chętnie do niej idę i najlepiej bym nie wracała do mieszkania. Tylko wrzucam wszystko co mam prawie na konto wspólne i nic nie mogę sobie kupić, jestem kontrolowana. Boję się coś kupić, bo będzie awantura i straszenie. Muszę zapytać prawnika jak to wygląda, bo przy moim sporym wkładzie w mieszkanie, mam prawa, ale nie wiem co powiedziać przy kolejnej takiej przemocowej rozmowie. Lepiej mi się żyło jak nie pracowałam, bo wiedziałam, ze nic mi się nie należy, bo nie pracuję, ale teraz jestem zmuszona się kłócić i podnosić głos. Tak jak piszesz, może nie dojść do pojednania i jest to na tej drodze.
ODPOWIEDZ