Czy warto mieć nadzieję? czy to koniec.

Refleksje, dzielenie się swoimi przeżyciami...

Moderator: Moderatorzy

Caliope
Posty: 3013
Rejestracja: 04 sty 2020, 12:09
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Czy warto mieć nadzieję? czy to koniec.

Post autor: Caliope »

ozeasz pisze: 04 wrz 2022, 14:38 Caliope jeśli sama nie potrafisz nazwać słów, zachowań, sytuacji które by wskazały że jesteś kochana i ważna to kto ma to wiedzieć?
Myślę, że ja nie chcę nazywać, widzieć zachowania czy sytuacje. Za dużo się naczytałam, naoglądalam i nie chcę w to wchodzić. Na każdym kroku jestem bombardowana na portalach społecznościowych, jak ludzie okazują sobie miłość. Więc wiem, ale co mi po tej wiedzy, po co ma boleć, nie jestem męczennikiem.
Ruta
Posty: 3297
Rejestracja: 19 lis 2019, 12:00
Jestem: w separacji
Płeć: Kobieta

Re: Czy warto mieć nadzieję? czy to koniec.

Post autor: Ruta »

Caliope pisze: 04 wrz 2022, 19:44
ozeasz pisze: 04 wrz 2022, 14:38 Caliope jeśli sama nie potrafisz nazwać słów, zachowań, sytuacji które by wskazały że jesteś kochana i ważna to kto ma to wiedzieć?
Myślę, że ja nie chcę nazywać, widzieć zachowania czy sytuacje. Za dużo się naczytałam, naoglądalam i nie chcę w to wchodzić. Na każdym kroku jestem bombardowana na portalach społecznościowych, jak ludzie okazują sobie miłość. Więc wiem, ale co mi po tej wiedzy, po co ma boleć, nie jestem męczennikiem.
Caliope, no co ty? Portale społecznościowe? To nie miejsca, gdzie ludzie okazują sobie miłość, tylko obwoźne teatrzyki, gdzie ludzie budują fasady, by przekonywać innych a przede wszystkim siebie, jak super życie prowadzą. To świat rekwizytów i dekoracji. Gdyś akurat miała fantazję, moglabyś mieć taki profil na insta, że wszystkim koleżankom z podstawówki oko by bielało, jakie masz fajne życie, gdzie bywasz, jak fajnego męża masz i super życie rodzinne. I do tego jeszcze koniecznie foty dowodowe na to jak fajnie się trzymasz, to nieco dziewczyny zsinieją :roll:

Zapytałam kiedyś Boga o cuda. I kolejne dni Bóg pokazywał mi cuda: liść, nie całe drzewo, ale jeden liść, kwiat, promienie słońca przebijające przez chmury, krople deszczu na gałązkach. Stałam się bardzo na to wszystko wrażliwa. Jeszcze bardziej niż zwykle. Na piękno liścia. Na to jakim cudem ten liść jest. I na to, że każdy z tych cudów jest przejawem miłości i czułości Boga do mnie. Czułam się otulona światem, przyrodą, słońcem, gwiazdami. Bóg kochał mnie przez ten świat, który dla mnie stworzył i w którym mnie umieścił, przez jego piękno i niesamowitość.

Wiem, że i ty masz w sobie taką wrażliwość, pamiętam takie twoje wpisy, radosne, gdy odnajdowałaś radość w powietrzu, w słońcu. Bóg zna nasze języki miłości i mówi do każdego z nas w jego własnym języku. Zdałam sobie jakiś czas temu sprawę, że doświadczam odrzucenia w relacjach ale sama odrzucam i ranię miłość Boga.
Caliope
Posty: 3013
Rejestracja: 04 sty 2020, 12:09
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Czy warto mieć nadzieję? czy to koniec.

Post autor: Caliope »

Ruta pisze: 05 wrz 2022, 6:28
Caliope pisze: 04 wrz 2022, 19:44
ozeasz pisze: 04 wrz 2022, 14:38 Caliope jeśli sama nie potrafisz nazwać słów, zachowań, sytuacji które by wskazały że jesteś kochana i ważna to kto ma to wiedzieć?
Myślę, że ja nie chcę nazywać, widzieć zachowania czy sytuacje. Za dużo się naczytałam, naoglądalam i nie chcę w to wchodzić. Na każdym kroku jestem bombardowana na portalach społecznościowych, jak ludzie okazują sobie miłość. Więc wiem, ale co mi po tej wiedzy, po co ma boleć, nie jestem męczennikiem.
Caliope, no co ty? Portale społecznościowe? To nie miejsca, gdzie ludzie okazują sobie miłość, tylko obwoźne teatrzyki, gdzie ludzie budują fasady, by przekonywać innych a przede wszystkim siebie, jak super życie prowadzą. To świat rekwizytów i dekoracji. Gdyś akurat miała fantazję, moglabyś mieć taki profil na insta, że wszystkim koleżankom z podstawówki oko by bielało, jakie masz fajne życie, gdzie bywasz, jak fajnego męża masz i super życie rodzinne. I do tego jeszcze koniecznie foty dowodowe na to jak fajnie się trzymasz, to nieco dziewczyny zsinieją :roll:

Zapytałam kiedyś Boga o cuda. I kolejne dni Bóg pokazywał mi cuda: liść, nie całe drzewo, ale jeden liść, kwiat, promienie słońca przebijające przez chmury, krople deszczu na gałązkach. Stałam się bardzo na to wszystko wrażliwa. Jeszcze bardziej niż zwykle. Na piękno liścia. Na to jakim cudem ten liść jest. I na to, że każdy z tych cudów jest przejawem miłości i czułości Boga do mnie. Czułam się otulona światem, przyrodą, słońcem, gwiazdami. Bóg kochał mnie przez ten świat, który dla mnie stworzył i w którym mnie umieścił, przez jego piękno i niesamowitość.

Wiem, że i ty masz w sobie taką wrażliwość, pamiętam takie twoje wpisy, radosne, gdy odnajdowałaś radość w powietrzu, w słońcu. Bóg zna nasze języki miłości i mówi do każdego z nas w jego własnym języku. Zdałam sobie jakiś czas temu sprawę, że doświadczam odrzucenia w relacjach ale sama odrzucam i ranię miłość Boga.
Bardziej chodzi o artykuły ze stron o tematyce psychologicznej, które mi się wyświetlają. Często promują rozwód, bo się wypaliło, bo zona nie spełniła oczekiwań. Przestaję to czytać, źle krzyczą nagłówki, a nie mogę tego wyłączyć. Czasem oczom nie wierze, ze można kogoś w taki sposób wyrzucic jak śmiecia, ni bo kto komu zabroni. Po co komu więc małżeństwo? wyższa Szkoła jazdy, nie każdy powinien je zawierać.
Awatar użytkownika
Niepozorny
Posty: 1561
Rejestracja: 24 maja 2019, 23:50
Jestem: w separacji
Płeć: Mężczyzna

Re: Czy warto mieć nadzieję? czy to koniec.

Post autor: Niepozorny »

Caliope pisze: 05 wrz 2022, 16:23 Bardziej chodzi o artykuły ze stron o tematyce psychologicznej, które mi się wyświetlają. Często promują rozwód, bo się wypaliło, bo zona nie spełniła oczekiwań. Przestaję to czytać, źle krzyczą nagłówki, a nie mogę tego wyłączyć. Czasem oczom nie wierze, ze można kogoś w taki sposób wyrzucic jak śmiecia, ni bo kto komu zabroni. Po co komu więc małżeństwo? wyższa Szkoła jazdy, nie każdy powinien je zawierać.
Jeśli chodzi ci o strony polecane w telefonach z Androidem, to są one dopasowywane do użytkownika na podstawie tego, czego szukał w wyszukiwarce google, na YouTube'ie i tego, które artykuły z tych polecanych najczęściej otwiera. Przy każdej takiej polecanej stronie można kliknąć w trzy kropeczki i wybrać, że się nie jest zainteresowanym taką tematyką.
Z braku rodzi się lepsze!
Caliope
Posty: 3013
Rejestracja: 04 sty 2020, 12:09
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Czy warto mieć nadzieję? czy to koniec.

Post autor: Caliope »

Niepozorny pisze: 05 wrz 2022, 16:43
Caliope pisze: 05 wrz 2022, 16:23 Bardziej chodzi o artykuły ze stron o tematyce psychologicznej, które mi się wyświetlają. Często promują rozwód, bo się wypaliło, bo zona nie spełniła oczekiwań. Przestaję to czytać, źle krzyczą nagłówki, a nie mogę tego wyłączyć. Czasem oczom nie wierze, ze można kogoś w taki sposób wyrzucic jak śmiecia, ni bo kto komu zabroni. Po co komu więc małżeństwo? wyższa Szkoła jazdy, nie każdy powinien je zawierać.
Jeśli chodzi ci o strony polecane w telefonach z Androidem, to są one dopasowywane do użytkownika na podstawie tego, czego szukał w wyszukiwarce google, na YouTube'ie i tego, które artykuły z tych polecanych najczęściej otwiera. Przy każdej takiej polecanej stronie można kliknąć w trzy kropeczki i wybrać, że się nie jest zainteresowanym taką tematyką.
Gdybym miała klikać kilkadziesiąt razy te kropki, to bym straciła cały dzień. Wolę lecieć na dół od razu 😀, bo i tak za którymś razem wejdę z ciekawości na coś co mi się będzie dalej wyświetlało.
Awatar użytkownika
Nirwanna
Posty: 13350
Rejestracja: 11 gru 2016, 22:54
Jestem: po rozwodzie
Płeć: Kobieta

Re: Czy warto mieć nadzieję? czy to koniec.

Post autor: Nirwanna »

Caliope, masz idealnie pokazane, nad czym masz pracować, inaczej mówiąc - którego wilka w sobie karmisz.

Wchodzisz z ciekawości w linki psychologiczne o rozwodach - masz doła permanentnego, a Twoje urządzenia uczą się, że mają Ci to pokazywać, bo przecież nie możesz być głodna.

Gdy zaczniesz zaglądać w rzeczy dotyczące rozwoju, miłości, budujące, pełne radości i łaski Bożej, i wytrwasz w tym (!) - będziesz karmiona przez urządzenia właśnie tym.

Tak naprawdę to działa dokładnie tak samo jak każde inne uzależnienie. Można uzależnić się od autodołowania się. Bo wbrew pozorom to też daje pewne zyski. Przynajmniej na początku. I tylko na początku jest ciekawość. Potem już działa destrukcyjny mechanizm uzależnieniowy.
Nie żyje się, nie kocha się, nie umiera się - na próbę
Jan Paweł II
Caliope
Posty: 3013
Rejestracja: 04 sty 2020, 12:09
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Czy warto mieć nadzieję? czy to koniec.

Post autor: Caliope »

Nirwanna pisze: 05 wrz 2022, 17:49 Caliope, masz idealnie pokazane, nad czym masz pracować, inaczej mówiąc - którego wilka w sobie karmisz.

Wchodzisz z ciekawości w linki psychologiczne o rozwodach - masz doła permanentnego, a Twoje urządzenia uczą się, że mają Ci to pokazywać, bo przecież nie możesz być głodna.

Gdy zaczniesz zaglądać w rzeczy dotyczące rozwoju, miłości, budujące, pełne radości i łaski Bożej, i wytrwasz w tym (!) - będziesz karmiona przez urządzenia właśnie tym.

Tak naprawdę to działa dokładnie tak samo jak każde inne uzależnienie. Można uzależnić się od autodołowania się. Bo wbrew pozorom to też daje pewne zyski. Przynajmniej na początku. I tylko na początku jest ciekawość. Potem już działa destrukcyjny mechanizm uzależnieniowy.
Uzależniłam się od myślenia o rozwodzie, że lepiej zamknąć się na wszystko by nie cierpieć jak do niego dojdzie. Im dłużej jestem nieszczęśliwa tym bardziej na niego czekam i żyję z dnia na dzień.Dlaczego nic nie następuje? gdzie jest moja droga?nie wiem .Może ta droga jest samotna, bo nie potrafię już żebrać o uwagę, przytulenie, kwiatka na dzień kobiet. No ile można tak żyć, moje granice się przybliżają, emocjonalnie jestem wypruta z wszystkiego.
Ruta
Posty: 3297
Rejestracja: 19 lis 2019, 12:00
Jestem: w separacji
Płeć: Kobieta

Re: Czy warto mieć nadzieję? czy to koniec.

Post autor: Ruta »

Caliope pisze: 05 wrz 2022, 23:07 Uzależniłam się od myślenia o rozwodzie, że lepiej zamknąć się na wszystko by nie cierpieć jak do niego dojdzie. Im dłużej jestem nieszczęśliwa tym bardziej na niego czekam i żyję z dnia na dzień.Dlaczego nic nie następuje? gdzie jest moja droga?nie wiem .Może ta droga jest samotna, bo nie potrafię już żebrać o uwagę, przytulenie, kwiatka na dzień kobiet. No ile można tak żyć, moje granice się przybliżają, emocjonalnie jestem wypruta z wszystkiego.
Caliope, bardzo dobrze, że nie potrafisz już żebrać o uwagę, przytulenie i kwiatka na dzień kobiet. Dobrze dojść do swojej ściany, o czym dobrze wiesz. Bywa, że dopiero pod ścianą odkrywamy, że klatka jest otwarta. I nie trzeba o nic żebrać - na przykład. I można wtedy odkryć, że nie tylko nie mam już siły żebrać, ale że wcale nie muszę tego robić. Ja całkiem niedawno odkryłam, że nie mam siły uciągnąć kolejnego roku w takim wydaniu jak ciągnęłam poprzednie kryzysowe lata - na moich plecach. A potem się okazało, że wcale nie muszę. Jeszcze parę dni wcześniej sądziłam, że po prostu muszę uciągnąć i muszę dać rady, no bo jak nie muszę, skoro muszę? No bo jak nie ja, to kto? Załamanie i dojście do wniosku, że już nie mam siły bardzo dobrze mi zrobiło. Okazało się, że jak nie ja to cała masa innych osób. I że jak nie mam siły, to jej nie mam.

Nie masz siły - gratulacje. No bo jak nie masz siły, to właśnie już nic nie musisz. Zamiast się tym dołować, zacznij się tym cieszyć.

Skąd w tobie przekonanie, że jak już nie musisz to skończy się rozwodem? Szklanej kuli nie masz. Nie wiesz czym się co skończy.

Bardzo się tego rozwodu obawiasz, co rozumiem. Z drugiej strony rzeczy zdarzają się dokładnie wtedy, kiedy się zdarzają i ani sekundy wcześniej. Więc bez sensu jest kulić się ze strachem przed czymś, co może wcale się nie zdarzyć. Nakręcać się jakimiś artykułami i na zaś zamykać się emocjonalnie, żeby nie cierpieć w przyszłości. Żyjemy tu, a nie kiedyś i nie jutro.

Kiedyś tak mi napisała MałgosiaMłaogosia: żeby nie wpadać w przeszłość ani w przyszłość. Tam się czają nasze strachy, lęki. I zaczęłam się przyglądać temu, co działo się teraz. A działo się całkiem miło, syn sobie coś tam robił, pies za oknem szczekał, chmurka leciała przez niebo, Maryja uśmiechała się z obrazka, Święty Józef przytulał Jezusa i Maryję, zupa się gotowała. Zrobiłam sobie herbatę. Zrobiłam trzy przysiady. Usiadłam sobie wygodnie. Wstałam. Fajnie...
Teraz przychodzi mi to łatwo, ale wtedy wydarcie sobie samej z siebie samej tej chwili, tego "tu i teraz" wymagało walki. Moje myśli uparcie biegły w przyszłość. Pomagała mi kolejna fajna porada Małgosi - jak tylko mnie nachodziły myśli o przyszłości - a dokładnie o rozwodzie, bo ja się bałam wtedy rozwodu i żyłam tym, co będzie na sali sądowej i że nie dam rady sobie z długim procesem, i nękaniem męża przez kolejne miesiące - obsesyjnie, aż do skutku powtarzałam: Maryjo, oddaję Ci moją przeszłość i przyszłość. Polecam, pomocne i proste w wykonaniu.
Caliope
Posty: 3013
Rejestracja: 04 sty 2020, 12:09
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Czy warto mieć nadzieję? czy to koniec.

Post autor: Caliope »

Jeden rozwód mam za sobą, cywilny i nie mam kontaktu z niesakramentalnym mężem. Tak można żyć,odciąć się całkowicie podzielić majątek i każde w swoją stronę. Ale nie jak są dzieci, zobowiązania, można stracić tak wiele, że się naprawdę moim zdaniem nie opłaca nie naprawiać. A jednak są ludzie co idą po trupach do celu. A i tak wiadomo, że gdzieś będzie ta żona/mąż, bo dzieci, bo inne sprawy. Bo są jeszcze żale i od razu agresja, robienie na złość, manipulowanie dziećmi, znam to z pierwszej ręki. Mi by się nie chciało po prostu, mam etap dojścia do takiej ściany, że oddaje Bogu wszystko w 100%. A dziś jest fajny dzień ,ciepło.
Melania
Posty: 2201
Rejestracja: 30 lis 2021, 6:47
Jestem: w trakcie rozwodu
Płeć: Kobieta

Re: Czy warto mieć nadzieję? czy to koniec.

Post autor: Melania »

Caliope pisze: 06 wrz 2022, 14:06 oddaje Bogu wszystko w 100%. A dziś jest fajny dzień ,ciepło.
Caliope, ucieszyło mnie gdy to przeczytałam. Dziś stanowczo jest fajny dzień!
"Dobrze jest czekać w milczeniu ratunku od Pana” (Lm 3, 26).
Caliope
Posty: 3013
Rejestracja: 04 sty 2020, 12:09
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Czy warto mieć nadzieję? czy to koniec.

Post autor: Caliope »

Dzisiaj wedle nastroju, ładna pogoda, a na portalach, nie podawaj dziecku aspiryny. Jestem dziś wolna od potrzeb, oczekiwań, ale też myślę o tym, że przez taką wolność nie wiem jaki mam język miłości. Myślałam że dotyk, ale go nie potrzebuję, nie potrzebuję czasu, prezentów, afirmacji ani przysług. Jestem pusta, nie potrzebuję nic od nikogo. Dziwne to, bo naprawdę głównie myślę o synu i o pracy i o niczym więcej. Znów tak potrafię by przeżyć i nie skatować siebie psychicznie. Moja wolność od uczuć i emocji.
Firekeeper
Posty: 804
Rejestracja: 24 maja 2021, 19:46
Płeć: Kobieta

Re: Czy warto mieć nadzieję? czy to koniec.

Post autor: Firekeeper »

Ostatnio słuchałam podcastu o niezależności i tam przedstawiono 3 etapy. Pierwszy to jest kiedy osoba jest zależna od drugiej osoby wręcz uzależniona. No to wiemy już z czym to się wiąże nie będę pisać. Potem przychodzi moment, że osoba łapie, że jest coś nie tak i przechodzi do niezależności. Często jednak ta niezależność też idzie w złym kierunku, bo aż przesadnym. Nic nie chcemy od drugiego człowieka, o nic nie prosimy, uciekamy w pracę, hobby itd. No i trzeci etap idealny i ciężki do osiągnięcia to współzależność. Wtedy osoba jest świadoma, że w pewnych sprawach normalne jest zależeć od kogoś. Ale nie wymaga i nie kontroluję drugiej osoby jak na etapie uzależnienia ale stara się więcej od siebie dawać bez oczekiwania, jaka będzie reakcja drugiej strony. Daję od siebie, bo chcę w mojej wolności i nie oczekuję, że mi się odwdzięczysz, podziękujesz itp.

Ja właśnie próbuje wejść na ten etap wyższy. Ale w tym momencie to zdecydowanie balansuje pomiędzy uzależnieniem a niezależnością.

A co do języka miłości no to ja jestem romantyczka, a mój mąż kompletnie nim nie jest. Więc cóż zaakceptowałam fakt, że na tym polu nie mam co mieć oczekiwań ale poznając lepiej męża tak bez uprzedzeń i pretensji na co dzień jego okazywanie mi miłości tez jest dobre. Może mi kwiatka nie kupi tak bez okazji, ale chociaż zrobi mi kompostownik. Kiedyś uważałam, że łaski mi nie robi zbijając kilka desek, a teraz wrzucam zielsko i tak myślę, jaki praktyczny kompostownik mąż mi zrobił więc ja teraz nawet z kompostownika jakąś romantyczność też wyciągnę 😉 Takie bym powiedziała konwertowanie języka miłości męża na mój.

Caliope może to jeszcze nie ten czas u Ciebie? Może jeszcze masz czas na to, by trochę posiedzieć w tej niezależności, odnaleźć siebie i poznać na nowo? Myślę, że jak będziesz siebie pewna i staniesz twardo na ziemi i będziesz umiała o siebie zadbać i strach czy lęki nie będą kierować Twoim życiem przyjdzie czas na to, że wskoczysz wyżej.
Ruta
Posty: 3297
Rejestracja: 19 lis 2019, 12:00
Jestem: w separacji
Płeć: Kobieta

Re: Czy warto mieć nadzieję? czy to koniec.

Post autor: Ruta »

Caliope pisze: 07 wrz 2022, 12:08 Dzisiaj wedle nastroju, ładna pogoda, a na portalach, nie podawaj dziecku aspiryny. Jestem dziś wolna od potrzeb, oczekiwań, ale też myślę o tym, że przez taką wolność nie wiem jaki mam język miłości. Myślałam że dotyk, ale go nie potrzebuję, nie potrzebuję czasu, prezentów, afirmacji ani przysług. Jestem pusta, nie potrzebuję nic od nikogo. Dziwne to, bo naprawdę głównie myślę o synu i o pracy i o niczym więcej. Znów tak potrafię by przeżyć i nie skatować siebie psychicznie. Moja wolność od uczuć i emocji.
Miałam bardzo mylne wyobrażenie o sobie. Dostosowanie się do życia, czy raczej przeżycia w mojej rodzinie pochodzenia wymagało ode mnie zaprzeczenia sobie, moim potrzebom, upodobaniom, temu co dla mnie jest naturalne. Także uczuciom.

Wyuczony język miłości to nie to samo, co naturalny dla danej osoby język miłości. Długo to myliłam.

Mnie mojego języka miłości uczy Jezus, bo okazuje mi miłość, tak jak ja tego potrzebuję. A potrzebowałam nauki od podstaw. Najpierw dostawałam drobne prezenty. Nie dlatego, że prezenty to mój język. Dlatego, że nie byłam w stanie przyjmować uczuć, ani tego, co mi naprawdę potrzebne.
Jedyne co mi przychodzi do głowy, żeby to jakoś lepiej wyjaśnić, to obraz spękanej ziemi, na którą pada deszcz i w którą najpierw nie za wiele wsiąka. We mnie nic nie wsiąkało. Może jeszcze oswajenie zdziczałego zwierzęcia. Nie da się od razu takiego pogłaskać, bo panikuje nawet przy próbie podejścia, albo warczy z przerażenia. Zaczyna się z takim zwierzakiem od zostawiania mu drobnych smacznych przekąsek. No i ja dostawałam te przekąski. Myślałam, że to już niebo. Nie miałam wczesniej doswiadczenia bycia bezwarunkowo kochaną.

Więc myślę, że puszczenie potrzeb i oczekiwań może być dobrym krokiem, by odkryć swoje rzeczywiste potrzeby...każdy ma swoją drogę... dla mnie było to pomocne...

Ale z kolei to, co piszesz o wolności od uczuć i emocji przypomina mi mój własny stary mechanizm uciekania w "nieczucie", by nie cierpieć. Żeby móc czuć dobre rzeczy, potrzebowałam się nauczyć to cierpienie przyjmować. Mi się jakby z czasem te zbiorniki powiększały. Na wszystkie emocje, uczucia, na szczęście i radość także. I nic z tych rzeczy nie jest teraz zależne od tego, co daje mi mąż, a czego mi nie daje. Nawet jak wylatuje z jakąś trucizną, to nie jest za miłe, że tak robi i wcale mi się nie podoba, ale przecież ja tam jeść serwowanych przez niego trucizn nie muszę.

Za to fajnie, że cię cieszą drobne rzeczy, ładny dzień. U mnie te drobiazgi to był własnie początek odkrycia radości niezależne od męża, jego zdania o mnie i ogólnie akceptacji i aprobaty mamy, cioci, męża i kogokolwiek innego.
Caliope
Posty: 3013
Rejestracja: 04 sty 2020, 12:09
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Czy warto mieć nadzieję? czy to koniec.

Post autor: Caliope »

Firekeeper pisze: 07 wrz 2022, 14:21 Caliope może to jeszcze nie ten czas u Ciebie? Może jeszcze masz czas na to, by trochę posiedzieć w tej niezależności, odnaleźć siebie i poznać na nowo? Myślę, że jak będziesz siebie pewna i staniesz twardo na ziemi i będziesz umiała o siebie zadbać i strach czy lęki nie będą kierować Twoim życiem przyjdzie czas na to, że wskoczysz wyżej.
Z pewnością potrzebuję na wszystko czasu. Potrzebuję też zamknięcia granic tam gdzie były otwarte, a otwarcia części zamkniętej. Na razie nie wiem gdzie otworzyć, uczę się na nowo żyć.
Caliope
Posty: 3013
Rejestracja: 04 sty 2020, 12:09
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Czy warto mieć nadzieję? czy to koniec.

Post autor: Caliope »

Ruta pisze: 07 wrz 2022, 16:58
Caliope pisze: 07 wrz 2022, 12:08 Dzisiaj wedle nastroju, ładna pogoda, a na portalach, nie podawaj dziecku aspiryny. Jestem dziś wolna od potrzeb, oczekiwań, ale też myślę o tym, że przez taką wolność nie wiem jaki mam język miłości. Myślałam że dotyk, ale go nie potrzebuję, nie potrzebuję czasu, prezentów, afirmacji ani przysług. Jestem pusta, nie potrzebuję nic od nikogo. Dziwne to, bo naprawdę głównie myślę o synu i o pracy i o niczym więcej. Znów tak potrafię by przeżyć i nie skatować siebie psychicznie. Moja wolność od uczuć i emocji.
Miałam bardzo mylne wyobrażenie o sobie. Dostosowanie się do życia, czy raczej przeżycia w mojej rodzinie pochodzenia wymagało ode mnie zaprzeczenia sobie, moim potrzebom, upodobaniom, temu co dla mnie jest naturalne. Także uczuciom.

Wyuczony język miłości to nie to samo, co naturalny dla danej osoby język miłości. Długo to myliłam.

Mnie mojego języka miłości uczy Jezus, bo okazuje mi miłość, tak jak ja tego potrzebuję. A potrzebowałam nauki od podstaw. Najpierw dostawałam drobne prezenty. Nie dlatego, że prezenty to mój język. Dlatego, że nie byłam w stanie przyjmować uczuć, ani tego, co mi naprawdę potrzebne.
Jedyne co mi przychodzi do głowy, żeby to jakoś lepiej wyjaśnić, to obraz spękanej ziemi, na którą pada deszcz i w którą najpierw nie za wiele wsiąka. We mnie nic nie wsiąkało. Może jeszcze oswajenie zdziczałego zwierzęcia. Nie da się od razu takiego pogłaskać, bo panikuje nawet przy próbie podejścia, albo warczy z przerażenia. Zaczyna się z takim zwierzakiem od zostawiania mu drobnych smacznych przekąsek. No i ja dostawałam te przekąski. Myślałam, że to już niebo. Nie miałam wczesniej doswiadczenia bycia bezwarunkowo kochaną.

Więc myślę, że puszczenie potrzeb i oczekiwań może być dobrym krokiem, by odkryć swoje rzeczywiste potrzeby...każdy ma swoją drogę... dla mnie było to pomocne...

Ale z kolei to, co piszesz o wolności od uczuć i emocji przypomina mi mój własny stary mechanizm uciekania w "nieczucie", by nie cierpieć. Żeby móc czuć dobre rzeczy, potrzebowałam się nauczyć to cierpienie przyjmować. Mi się jakby z czasem te zbiorniki powiększały. Na wszystkie emocje, uczucia, na szczęście i radość także. I nic z tych rzeczy nie jest teraz zależne od tego, co daje mi mąż, a czego mi nie daje. Nawet jak wylatuje z jakąś trucizną, to nie jest za miłe, że tak robi i wcale mi się nie podoba, ale przecież ja tam jeść serwowanych przez niego trucizn nie muszę.

Za to fajnie, że cię cieszą drobne rzeczy, ładny dzień. U mnie te drobiazgi to był własnie początek odkrycia radości niezależne od męża, jego zdania o mnie i ogólnie akceptacji i aprobaty mamy, cioci, męża i kogokolwiek innego.
Ja mam reset, tak jakbym na nowo dopiero zaczynała życie. Może z czasem coś poczuję, może kiedyś dojdą jakieś dobre emocje związane z domem. Za to w pracy się otwieram na ludzi, jak wracam denerwuje się czy wszystko zamknęłam, zrobiłam poprawnie. Bardzo mi zależy na pracy. Na rodzinie nie za bardzo przez to co się stało, nawet nie mam z kim porozmawiać, że jestem zmęczona, czy ktoś mnie zdenerwował i mi smutno. Idę do pracy, wracam z pracy i muszę się wyłączyć do zera.
ODPOWIEDZ