Czy warto mieć nadzieję? czy to koniec.

Refleksje, dzielenie się swoimi przeżyciami...

Moderator: Moderatorzy

Caliope
Posty: 3013
Rejestracja: 04 sty 2020, 12:09
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Czy warto mieć nadzieję? czy to koniec.

Post autor: Caliope »

Wczoraj miałam nieprzyjemną sytuację w pracy, oczywiście nie dałam sobie w kaszę dmuchać. Tylko nie mam komu o tym powiedzieć, chociaż wspomnieć, że mi się bardzo poniosło ciśnienie i się przestraszyłam. Wiem jedno, mam taką siłę, że nic mnie nie powstrzyma by stawiać granice. Dziś mnie od tego głową boli, ale mówię sobie "nie przejmuj się tak tym", pierwsze koty za płoty i nie z klientem. W domu bez zmian, tylko fajnie, że mąż zrozumiał pi tyłu latach, że mi się należy też odpoczynek po pracy i zajmuje się synem, zaprowadza do szkoły.
Ruta
Posty: 3297
Rejestracja: 19 lis 2019, 12:00
Jestem: w separacji
Płeć: Kobieta

Re: Czy warto mieć nadzieję? czy to koniec.

Post autor: Ruta »

Caliope pisze: 11 wrz 2022, 12:27 Wczoraj miałam nieprzyjemną sytuację w pracy, oczywiście nie dałam sobie w kaszę dmuchać. Tylko nie mam komu o tym powiedzieć, chociaż wspomnieć, że mi się bardzo poniosło ciśnienie i się przestraszyłam. Wiem jedno, mam taką siłę, że nic mnie nie powstrzyma by stawiać granice. Dziś mnie od tego głową boli, ale mówię sobie "nie przejmuj się tak tym", pierwsze koty za płoty i nie z klientem. W domu bez zmian, tylko fajnie, że mąż zrozumiał pi tyłu latach, że mi się należy też odpoczynek po pracy i zajmuje się synem, zaprowadza do szkoły.
Może czas na to, by zacząć chodzić na ognisko na żywo? Kiedy się bywa z ludźmi, znajdzie się kilka takich osób z którymi się zacieśni więzi, zaprzyjaźni. A póki co ja cię "słucham" internetowo i ci kibicuję. Dziś na Mszę Świętą idę po południu, wezmę cię w intencji :)

Reakcje ciała na emocje są normalne. Ja kiedyś szybszą akcję serca czy większe ciśnienie traktowałam nie jako informację, ale powód do paniki. Teraz wiem, że tak się objawiają emocje i wszysko jest w porządku. Fajnie, że masz siłę do stawiania granic :)

No i z tego co piszesz, to zmiana jest i jest ogromna, skoro mąż zajmuje się synem.

A jak ty się czujesz? Dbasz o siebie?
Caliope
Posty: 3013
Rejestracja: 04 sty 2020, 12:09
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Czy warto mieć nadzieję? czy to koniec.

Post autor: Caliope »

Ruta pisze: 11 wrz 2022, 13:58
Caliope pisze: 11 wrz 2022, 12:27 Wczoraj miałam nieprzyjemną sytuację w pracy, oczywiście nie dałam sobie w kaszę dmuchać. Tylko nie mam komu o tym powiedzieć, chociaż wspomnieć, że mi się bardzo poniosło ciśnienie i się przestraszyłam. Wiem jedno, mam taką siłę, że nic mnie nie powstrzyma by stawiać granice. Dziś mnie od tego głową boli, ale mówię sobie "nie przejmuj się tak tym", pierwsze koty za płoty i nie z klientem. W domu bez zmian, tylko fajnie, że mąż zrozumiał pi tyłu latach, że mi się należy też odpoczynek po pracy i zajmuje się synem, zaprowadza do szkoły.
Może czas na to, by zacząć chodzić na ognisko na żywo? Kiedy się bywa z ludźmi, znajdzie się kilka takich osób z którymi się zacieśni więzi, zaprzyjaźni. A póki co ja cię "słucham" internetowo i ci kibicuję. Dziś na Mszę Świętą idę po południu, wezmę cię w intencji :)

Reakcje ciała na emocje są normalne. Ja kiedyś szybszą akcję serca czy większe ciśnienie traktowałam nie jako informację, ale powód do paniki. Teraz wiem, że tak się objawiają emocje i wszysko jest w porządku. Fajnie, że masz siłę do stawiania granic :)

No i z tego co piszesz, to zmiana jest i jest ogromna, skoro mąż zajmuje się synem.

A jak ty się czujesz? Dbasz o siebie?
Tak Ruto dbam o siebie i czuję się dobrze, ale tak miało być, że nie będę miała ogólnie czasu na więcej niż trochę dom i praca. Pracuję cały etat i 10 godzin mnie nie ma w domu. Jeden dzień w tygodniu, czasem dwa mam ,więc chcę zregenerować siły. Moje ognisko jest w centrum miasta i akurat w takim dniu, że nie tylko mi nie pasuje dzień, ale i godzina, bo w większości pracuje na zmianę do późnych godzin wieczornych.
Caliope
Posty: 3013
Rejestracja: 04 sty 2020, 12:09
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Czy warto mieć nadzieję? czy to koniec.

Post autor: Caliope »

Tak na dzisiaj, czy można komuś zaszkodzić swoim zainteresowaniem, troską, miłością? można, pomimo tego, że wpuścił do swojego świata lata temu. Jesteśmy z mężem współlokatorami i jemu to odpowiada, bo nie czekam, nie troszczę się, nie chcę już bliskości, większość czasu jestem w pracy i nikomu nie przeszkadzam. Czy to jest małżeństwo? To tylko układ pieniężny, nawet nie ma o co się starać, tylko przynosić wypłatę i na tym koniec. Naprawdę widzę, że dlatego to sie rozpadło, mąż miał dość mojej miłości i starań które podpowiadała mi jego matka. On nie miał ochoty po fazie zakochania dalej tego ciągnąć. Osaczyłam go obiadkami i pragnieniem przytulenia.. Żyjemy obok siebie, żadne nic nie chce, mąż odetchnął, że nic nie chcę od niego, a ja jestem wypalona i naprawdę nie chcę już nic. Jest tak jak chciał, żebym przestała czuć emocje i szykowała się do odejścia. Za kilka lat to zrobię, przejdzie płynnie bez problemów, żali i kłótni. Po prostu koniec był 3 lata temu i ten koniec się trochę przeciągnie. Bóg wie tylko ile czasu będzie to trwało, ile wytrzymam. Cudem byłoby jego wyciągnięcie ręki i zaczynanie chociaż od spaceru i budowanie zaufania od nowa, bo teraz nie rozmawiamy. Nie ma o czym rozmawiać ,bo męża mi sie nie chce słuchać ,choć sam ciągle mówi, ale nie słucha i go nie interesuję jako osoba. Mam problemy i trzymam je w sobie, bo nie mam komu powiedzieć co czuję. Bardzo boli mnie cały czas głowa, jadę na środkach przeciwbólowych. Jak zawsze sama, przyzwyczaiłam się do samotności, już sie nie będę buntowała, czy myślała, że mam rodzinę, ja jej nie mam. Mam tylko sakrament i to mnie jakoś trzyma jeszcze, ale też nie na długo.
Firekeeper
Posty: 802
Rejestracja: 24 maja 2021, 19:46
Płeć: Kobieta

Re: Czy warto mieć nadzieję? czy to koniec.

Post autor: Firekeeper »

Tak na dzisiaj, czy można komuś zaszkodzić swoim zainteresowaniem, troską, miłością?
Wiesz co no trochę można. Ja ostatnio miałam taki super pomysł i takie natchnienie i mówię o tym mężowi, on tak się zainteresował moją osobą, że dalej patrzył na facebooka. Stoczyłam batalię o to, że ja do niego mówię nie telefon. Spojrzał na mnie. Ja mu opowiadam co sobie wymyśliłam. A mam dużą ochotę gadać bo większość dnia jestem sama w domu lub z dziećmi więc przedstawiam szczegóły i pytam co on na to. A on się na mnie wkurzył, że co ja od niego chcę. On się na tym nie zna i musi widzieć plan o którym mówię, bo inaczej nie wie o czym mówię. Wkurzyłam się i ją. Bo chciałam tylko, żeby chociaż popatrzył i głową pokiwał, a on z pretensją. Znów poczułam się źle, że to nie ma sensu rozmawiać, ważniejszy jest telefon ode mnie i w ogóle same czarne wizje. Nic się potem słowem nie odezwałam, ale nie zrobiłam awantury jak to miałam w zwyczaju. Przeczekałam jego zły nastrój. Na drugi dzień sam przyszedł żebym powiedziała mu jeszcze raz co sobie wymyśliłam. Więc trochę zaszkodzić można jak sami nie wiemy czego chcemy i jeszcze wylewamy swoje frustrację na drugą osobę lub oczekujemy od niej zachowania takiego jakiego my chcemy.

Ja myślę Caliope, że Ty jeszcze nie wiesz co chcesz i jak chcesz i od tego Cię boli głowa. Nie wiesz czy rozmawiać czy nie rozmawiać. Piszesz, że chciałabyś żeby Cię zabrał na spacer, a potem że poradzisz sobie sama. Za dużo analizowania. Co on myśli, co on zrobi i tak dalej.
bo teraz nie rozmawiamy. Nie ma o czym rozmawiać ,bo męża mi sie nie chce słuchać ,choć sam ciągle mówi, ale nie słucha i go nie interesuję jako osoba. Mam problemy i trzymam je w sobie, bo nie mam komu powiedzieć co czuję.
Dla mnie podobne masz odczucia jak ja. Chcesz rozmawiać ale Cię rozmowa irytuje i bierzesz to do siebie, że to pewnie dlatego, że go nie interesujesz. Więc stwierdzasz, a po co w ogóle o czymś mówić, zatrzymam to dla siebie. I tak się nakręcasz. Bardzo mi to bliskie jest. Ja od tego odchodzę. Od razu mówię co mnie wkurzyło, co chcę, co mi się podoba co nie. Dziś też powiedziałam co myślę, mąż się wkurzył. Trudno jego problem. Po 15 minutach już mu przeszło. Ja przynajmniej powiedziałam co miałam powiedzieć. Reakcja z drugim człowiekiem buduje się właśnie przez rozmowę również o trudnych sprawach. Nie tylko cukierkowych. Inaczej jaką mamy szansę się poznać? Porozumieć? Za bardzo siebie ograniczasz z strachu przed tym co Twój mąż zrobi. A po co? Co masz już i tak do stracenia? W sumie nic. A z lęku tłumić emocje i uczucie samotności i pustki jest dobrym rozwiązaniem? Nie chodzi o to żebyś się buntowała. Ale żebyś się nie bała mówiąc mężowi o tym czego chcesz, czego pragniesz. A to jak on już na to zareaguje to nie Twoja działka. W sensie nie bierz tego do siebie jak to ja potrafię.
Caliope
Posty: 3013
Rejestracja: 04 sty 2020, 12:09
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Czy warto mieć nadzieję? czy to koniec.

Post autor: Caliope »

Firekeeper pisze: 13 wrz 2022, 12:25
Tak na dzisiaj, czy można komuś zaszkodzić swoim zainteresowaniem, troską, miłością?
Wiesz co no trochę można. Ja ostatnio miałam taki super pomysł i takie natchnienie i mówię o tym mężowi, on tak się zainteresował moją osobą, że dalej patrzył na facebooka. Stoczyłam batalię o to, że ja do niego mówię nie telefon. Spojrzał na mnie. Ja mu opowiadam co sobie wymyśliłam. A mam dużą ochotę gadać bo większość dnia jestem sama w domu lub z dziećmi więc przedstawiam szczegóły i pytam co on na to. A on się na mnie wkurzył, że co ja od niego chcę. On się na tym nie zna i musi widzieć plan o którym mówię, bo inaczej nie wie o czym mówię. Wkurzyłam się i ją. Bo chciałam tylko, żeby chociaż popatrzył i głową pokiwał, a on z pretensją. Znów poczułam się źle, że to nie ma sensu rozmawiać, ważniejszy jest telefon ode mnie i w ogóle same czarne wizje. Nic się potem słowem nie odezwałam, ale nie zrobiłam awantury jak to miałam w zwyczaju. Przeczekałam jego zły nastrój. Na drugi dzień sam przyszedł żebym powiedziała mu jeszcze raz co sobie wymyśliłam. Więc trochę zaszkodzić można jak sami nie wiemy czego chcemy i jeszcze wylewamy swoje frustrację na drugą osobę lub oczekujemy od niej zachowania takiego jakiego my chcemy.
Ja szkodziłam czynami, nie słowami, zgadzałam się, wykonywałam polecenia, dawałam kontrolować
Firekeeper pisze: 13 wrz 2022, 12:25 Ja myślę Caliope, że Ty jeszcze nie wiesz co chcesz i jak chcesz i od tego Cię boli głowa. Nie wiesz czy rozmawiać czy nie rozmawiać. Piszesz, że chciałabyś żeby Cię zabrał na spacer, a potem że poradzisz sobie sama. Za dużo analizowania. Co on myśli, co on zrobi i tak dalej.
Mnie boli głowa jak nic nie mówię, a nie mówię, bo nikogo to nie interesuje i nie mam jak rozładować emocji.
Firekeeper pisze: 13 wrz 2022, 12:25
bo teraz nie rozmawiamy. Nie ma o czym rozmawiać ,bo męża mi sie nie chce słuchać ,choć sam ciągle mówi, ale nie słucha i go nie interesuję jako osoba. Mam problemy i trzymam je w sobie, bo nie mam komu powiedzieć co czuję.
Dla mnie podobne masz odczucia jak ja. Chcesz rozmawiać ale Cię rozmowa irytuje i bierzesz to do siebie, że to pewnie dlatego, że go nie interesujesz. Więc stwierdzasz, a po co w ogóle o czymś mówić, zatrzymam to dla siebie. I tak się nakręcasz. Bardzo mi to bliskie jest. Ja od tego odchodzę. Od razu mówię co mnie wkurzyło, co chcę, co mi się podoba co nie. Dziś też powiedziałam co myślę, mąż się wkurzył. Trudno jego problem. Po 15 minutach już mu przeszło. Ja przynajmniej powiedziałam co miałam powiedzieć. Reakcja z drugim człowiekiem buduje się właśnie przez rozmowę również o trudnych sprawach. Nie tylko cukierkowych. Inaczej jaką mamy szansę się poznać? Porozumieć? Za bardzo siebie ograniczasz z strachu przed tym co Twój mąż zrobi. A po co? Co masz już i tak do stracenia? W sumie nic. A z lęku tłumić emocje i uczucie samotności i pustki jest dobrym rozwiązaniem? Nie chodzi o to żebyś się buntowała. Ale żebyś się nie bała mówiąc mężowi o tym czego chcesz, czego pragniesz. A to jak on już na to zareaguje to nie Twoja działka. W sensie nie bierz tego do siebie jak to ja potrafię.
Też mówię co mnie wkurzyło, ale fajnie jest jak druga osoba tego nie ignoruje i nie mówi "dobra, nie ważne" .Rozmawiam o wszystkim oprócz moich uczuć, pragnień związanych z mężem. O pogodzie, o plackach, o synu, co jest ciężkim tematem, bo nie potrafię nadal wyzbyć się poczucia winy i jeszcze słyszę, że w przedszkolu to wykonali dobrą robotę, ale nie ja. Znów brak szacunku i umniejszanie, do tego dzisiaj wywalenie mi, że mąż musi zajmować się synem. Myślałam, że chce, bo mówił, ale widać znów to jakaś gra, by mi dorzucić do pieca.
Caliope
Posty: 3013
Rejestracja: 04 sty 2020, 12:09
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Czy warto mieć nadzieję? czy to koniec.

Post autor: Caliope »

Wstydzę się kryzysu, wstydzę się tego, że nic nie mogę już zrobić. Jak się tego pozbyć? jak pozbyć się bezsilności, bo na cud nie czekam, bo to już wszystko za długo trwa. Mąż już nie ma do czego się przyczepić to łapie się czegokolwiek, np. noża zostawionego na blacie, że nie umyty. Że dużo pracuje, a ja to nie pracuje, ja leżę, znowu to samo. Naprawde zbliżanie się do niego staje się coraz bardziej niemożliwe.Naprawdę staram się nie przeszkadzać, pracuję, żeby wracać do mieszkania i z nikim się nie widzieć. Jestem i chcę być kompletnie niewidzialna żeby nikomu nie zawracać sobą głowy. Przynoszę pieniądze do domu i starczy.
Firekeeper
Posty: 802
Rejestracja: 24 maja 2021, 19:46
Płeć: Kobieta

Re: Czy warto mieć nadzieję? czy to koniec.

Post autor: Firekeeper »

Caliope pisze: 16 wrz 2022, 11:32 Wstydzę się kryzysu, wstydzę się tego, że nic nie mogę już zrobić. Jak się tego pozbyć? jak pozbyć się bezsilności, bo na cud nie czekam, bo to już wszystko za długo trwa.
Co musiałoby się wydarzyć lub zmienić abyś uznała, że jest dobrze?

Na pocieszenie no to wiesz u mnie kryzys trwał od dnia ślubu, czyli tak już 13 lat 😉 I tak przez tyle lat czekałam na cud 🙏
Mąż już nie ma do czego się przyczepić to łapie się czegokolwiek, np. noża zostawionego na blacie, że nie umyty. Że dużo pracuje, a ja to nie pracuje, ja leżę, znowu to samo. Naprawde zbliżanie się do niego staje się coraz bardziej niemożliwe.
I jak się mąż czepia jak reagujesz?, bo jeśli tak jak poniżej:
Naprawdę staram się nie przeszkadzać, pracuję, żeby wracać do mieszkania i z nikim się nie widzieć. Jestem i chcę być kompletnie niewidzialna żeby nikomu nie zawracać sobą głowy. Przynoszę pieniądze do domu i starczy.
To szczerze nie dziwię się Twojemu mężowi, że tak reaguje.

Jak mój mąż przepraszał, że żyje też miałam ochotę go dojechać. Szacunku do niego miałam zero. I Twój mąż wyżywa się, bo może.

Dlaczego drugiej osobie dajesz pozwolenie na to, by kierowała Twoim życiem? On się czepia Ty chcesz zniknąć? Dlaczego? I nie. Nie chodzi mi o to, żebyś teraz się buntowała. Tylko czas dorosnąć. Jesteś odpowiedzialna za samą siebie i nie musisz stawać się niewidziana i nikomu nie zawracać głowy.
Caliope
Posty: 3013
Rejestracja: 04 sty 2020, 12:09
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Czy warto mieć nadzieję? czy to koniec.

Post autor: Caliope »

Firekeeper pisze: 16 wrz 2022, 14:37
Caliope pisze: 16 wrz 2022, 11:32 Wstydzę się kryzysu, wstydzę się tego, że nic nie mogę już zrobić. Jak się tego pozbyć? jak pozbyć się bezsilności, bo na cud nie czekam, bo to już wszystko za długo trwa.
Co musiałoby się wydarzyć lub zmienić abyś uznała, że jest dobrze?

Na pocieszenie no to wiesz u mnie kryzys trwał od dnia ślubu, czyli tak już 13 lat 😉 I tak przez tyle lat czekałam na cud 🙏
Zainteresowanie mną jako kobietą i osobą i starczy. Poświęcanie czasu.Może bym nie musiała myśleć, ze żyję z człowiekiem kóry mnie nie kocha.
Firekeeper pisze: 16 wrz 2022, 14:37
Mąż już nie ma do czego się przyczepić to łapie się czegokolwiek, np. noża zostawionego na blacie, że nie umyty. Że dużo pracuje, a ja to nie pracuje, ja leżę, znowu to samo. Naprawde zbliżanie się do niego staje się coraz bardziej niemożliwe.
I jak się mąż czepia jak reagujesz?, bo jeśli tak jak poniżej:
Naprawdę staram się nie przeszkadzać, pracuję, żeby wracać do mieszkania i z nikim się nie widzieć. Jestem i chcę być kompletnie niewidzialna żeby nikomu nie zawracać sobą głowy. Przynoszę pieniądze do domu i starczy.
To szczerze nie dziwię się Twojemu mężowi, że tak reaguje.

Jak mój mąż przepraszał, że żyje też miałam ochotę go dojechać. Szacunku do niego miałam zero. I Twój mąż wyżywa się, bo może.

Dlaczego drugiej osobie dajesz pozwolenie na to, by kierowała Twoim życiem? On się czepia Ty chcesz zniknąć? Dlaczego? I nie. Nie chodzi mi o to, żebyś teraz się buntowała. Tylko czas dorosnąć. Jesteś odpowiedzialna za samą siebie i nie musisz stawać się niewidziana i nikomu nie zawracać głowy.
Ja chcę ogólnie zniknąć, bo czuję, że ciągle muszę walczyć, muszę i muszę. Właśnie przez takie pierdoły jak nóż, sypie się coraz bardziej. Nie chce mi się po prostu, dlatego tak jest, wolę pracować i być poza domem.
Firekeeper
Posty: 802
Rejestracja: 24 maja 2021, 19:46
Płeć: Kobieta

Re: Czy warto mieć nadzieję? czy to koniec.

Post autor: Firekeeper »

Wiesz co ja ostatnio zdałam sobie sprawę z jednej rzeczy, skąd pochodzi cała ta moja przemoc i manipulowanie moim mężem. Miałam dwie sytuacje. Jedna to poszłam do moich rodziców. Tak tylko ich odwiedzić. I już na wejściu moja mama z siostrą kazały mi coś zrobić. Powiedziałam, że nie chcę. Więc zaczęły jeszcze bardziej na mnie wymuszać. Wyszłam. Doszłam tylko do domu już zaczęły się telefony od siostry, że mam jutro to zrobić co chcą żebym zrobiła, bo ja nic innego w domu nie robię. Potem moja matka tak obróciła sytuację, że ja wyszłam na tą złą. Chciaz tak się nie czułam to usiłowano mi wmówić, że jest inaczej. W takich sytuacjach czuję się jak głupia, zaczynam odczuwać poczucie winy. Bo mogłam się od razu zgodzić i nie byłoby problemu. A potem mam ochotę jak Ty zniknąć, bo czuję że się nie liczę.

Druga sytuacja. Idę znów do rodziców. Rozmawiamy luźno. Mówię, że mojej córce ustalili dodatkowe zajęcia ale nie chce na nie chodzić i musiałaby czekać, a ja wolę żeby była wcześniej w domu, bo nie nadążam z odrabianiem lekcji. Teraz mam trójkę dzieci z pracami domowymi. I znów się na mnie wylał hejt. Bo zajęcia dodatkowe są ważne, jak na nie córka poczeka to nic się nie stanie. Ja nic w domu i tak nie robię więc bez przesady mogę się wziąć za robotę i odrobić te lekcje później. Potem jeszcze jak mogę godzić się na to, że córka nie lubi nauczycieli i nie chce iść do niej na zajęcia. Nie można nie lubić ludzi. Trzeba być dla wszystkich miłym. Ktoś za te zajęcia weźmie pieniądze a ja utrudniam. Znów poczułam się beznadziejną matką, która nic nie robi. Wróciłam do domu i podpisałam zgodę na te zajęcia.

No i przyszło ocknięcie się. Po pierwsze po co ja tam idę i o tym mówię?
Mam problem z tym, że zawsze że wszystkim chodziłam do matki obgadać sprawę. Dawałam jej możliwość decydowania o moim życiu, mojej rodzinie. Ona jest osobą która kontroluje i manipuluje. Nauczyłam się od niej. Jeśli postępowałam zgodnie z jej planem byłam doceniana w sensie nie wylewał się na mnie hejt. Ale jak tylko chciałam zrobić tak jak ja chcę to byłam traktowana jak głupia, leń, idiotka, niezrównoważona. I fakt w niektórych momentach byłam niezrównoważona. Kiedy całe ciśnienie i frustracja kumulowała się i potrzebowała ujścia. Wtedy też miałam ochotę skończyć ze sobą. Bo w moim mniemaniu wszystko było źle mąż, dzieci, dom, ja. Miałam wrażenie, że jestem beznadziejna. Że faktycznie nic nie robię. Dodatkowo zabroniono mi mówić, że moje dzieci są autystyczne. Czułam, że nawalilam jako matka. W rodzinie po mnie jeździli jak po szmacie. Ale trzeba być dla wszystkich miłym i się nie obrażać i jak ktoś coś chce to to zrobić. Ja dużą jak nie znaczną część swojego życia żyłam pod czyjeś widzimisię. Zdałam sobie sprawę, że nie kontroluję swojego życia. Nie mam swojego zdania. Albo wybuchałam, albo miałam ochotę zapaść się pod ziemię. Chciałam coś zrobić żeby w rodzinie powiedzieli no Firekeeper to dba o dzieci. Ale się stara. Żeby chociaż mnie ktoś docenił. Potrafiłam dużo zrobić wbrew sobie żeby usłyszeć chociaż jedno dobre słowo.
A poczucie wstydu towarzyszyło mi od zawsze. Już jako dziecko jakałam się i miałam krzywe zęby i jak ktoś przyjeżdżał w gości siedziałam w łazience. Miałam być najlepsza w klasie i być lubiana. Dopóki tak było moja matka przychodziła na wywiadówki, a tata z kamerą. Potem trafiłam do kolejnej szkoły o wysokim poziomie i się posypałam. Brałam leki uspakajające na receptę, a moja matka stała nade mną i darła się, że dostałam tróję. Całe nastoletnie życie spędziłam w książkach i w kościele. Bo miałam być wzorem katolika jak moja matka. Wtedy traktowała mnie lepiej. Ale i tak większość czasu poświęciła na ,,leczenie" naszego taty z alkoholu. To wtedy poznałam męża, bo czułam się zagrożona potrzebowałam czyjejś opieki i wsparcia.

Ja ten cały schemat przelałam na mojego męża. Weszłam w rolę mojej matki. Czułam, że mąż jest słabszy ode mnie więc łatwiej mi będzie go kontrolować i nim manipulować. Podobnie mąż musiał być uzależniony jak mój tata żeby dograć cały ten teatr i tak jak moja matka mieć misję zbawienną i jednocześnie uchodzić za męczennice. Podobnie też zaczynam traktować moje dzieci jeszcze w tamtym roku bardzo cisnęłam na oceny i naukę. Darłam się. Grozilam. Dokładnie jak moja matka. Krzyczałam na córkę jak może nie lubić pani i swojej kuzynki. Ma być miła dla innych i grzeczna.

Konkluzja: Obecnie bardzo ciężko jest mi wyjść z tego schematu. To przez lata we mnie narosło. Stało się naturalne. Próbuję decydować o samej sobie. I odnaleźć samą siebie albo stworzyć samą siebie bez poczucia wstydu. Tego, że coś muszę. Z ciągłą chęcią poprawienia wszystkiego. Bo mąż nie taki jak inni, bo dzieci z autyzmem a trzeba tak zrobić żeby nikt nie zauważył. Bo dom mam jeszcze niedokończony, a inni w rodzinie już dawno tak. Bo nie pracuje. A powinnam pracować, bo inni pracują i dają radę.

Caliope odłóż na jakiś czas małżeństwo i męża i to, że jest na razie beznadziejnie. Spróbuj odnaleźć też siebie samą. Swoją wartość. Aby nie ukrywać się i nie schodzić z oczu, a pokazać sobie samej, że jesteś super kobieta, która ma swoje zdanie. Która potrafi być szczęśliwa i sama potrafi o sobie decydować. Jeśli w pracy jest Ci dobrze to też super. Kibicuję Ci mocno, bo sama wiem jak jest ciężko wyjść z tego myślenia, że nikt nas nie kocha. Poczucia wstydu i bycia niepotrzebną. Ja zaczynam od nowa małymi krokami. Pierwszy to taki, że jest weekend i nie będę kazała dzieciom uczyć się. A drugi to ja dziś też odpoczywam i trudno, że w sobotę się sprząta. Ja nie będę sprzątać, ja się dziś będę relaksować, bo taką mam potrzebę.
Bławatek
Posty: 1627
Rejestracja: 09 maja 2020, 13:08
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Czy warto mieć nadzieję? czy to koniec.

Post autor: Bławatek »

Caliope a czytałaś książkę "Sztuka mówienia nie. Jak chronić swoje życie przed manipulacją" autorów: Henry Cloud, John Townsend. Tam jest wiele przykład jak warto stawiać granice by inni nas nie wykorzystywali. Niestety wychowywaliśmy się w niezbyt zdrowych rodzinach i środowiskach, co niestety wpływa na nasze funkcjonowanie teraz i na nasz odbiór innych ludzi. Niestety aby w pełni postawić dobre zdrowe granice chroniące nas i nie raniące innych trzeba wiele czasu i prób. Tym bardziej, że często nasze otoczenie nie chce naszych zmian.

Firekeeper ja też dziś mały bunt mam odnośnie soboty - fakt pranie zrobione, obiad ugotowany i podłogi tylko odkurzone - a teraz relaks i mała wycieczka - jak wrócę to może umyję podłogi. Jak mój mąż mi zwróci uwagę, że mam jednak nie posprzątane to się po prostu zaśmieję.
Caliope
Posty: 3013
Rejestracja: 04 sty 2020, 12:09
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Czy warto mieć nadzieję? czy to koniec.

Post autor: Caliope »

Firekeeper pisze: 17 wrz 2022, 10:00
Caliope odłóż na jakiś czas małżeństwo i męża i to, że jest na razie beznadziejnie. Spróbuj odnaleźć też siebie samą. Swoją wartość. Aby nie ukrywać się i nie schodzić z oczu, a pokazać sobie samej, że jesteś super kobieta, która ma swoje zdanie. Która potrafi być szczęśliwa i sama potrafi o sobie decydować. Jeśli w pracy jest Ci dobrze to też super. Kibicuję Ci mocno, bo sama wiem jak jest ciężko wyjść z tego myślenia, że nikt nas nie kocha. Poczucia wstydu i bycia niepotrzebną. Ja zaczynam od nowa małymi krokami. Pierwszy to taki, że jest weekend i nie będę kazała dzieciom uczyć się. A drugi to ja dziś też odpoczywam i trudno, że w sobotę się sprząta. Ja nie będę sprzątać, ja się dziś będę relaksować, bo taką mam potrzebę.
Właśnie dlatego znikam, wracam po nocach, jem co chce i kiedy chce. Mąż jest w domu, to sprząta i zajmuje się synem, oczywiście nie obejdzie się bez tego, że on to robi, bo to łaska jest. Mi się naprawdę nie chce komuś włazić w życie z butami. Żyje sobie jak współlokator, bez potrzeb od innych ludzi. Jakbym wynajmowała pokój, bo jem na mieście, wracam spać, posprzątać, tak życie wygląda i wcale nie jest mi z tym tak bardzo źle, oprócz czepialstwa.
Awatar użytkownika
Nirwanna
Posty: 13320
Rejestracja: 11 gru 2016, 22:54
Jestem: po rozwodzie
Płeć: Kobieta

Re: Czy warto mieć nadzieję? czy to koniec.

Post autor: Nirwanna »

Caliope, mimo wszystko niepokojąco mi to brzmi z Twojej strony. Chodzi mi o Wasze dziecko.
Zwłaszcza w kontekście tego, że całkiem niedawno opisywałaś, że nie możesz nigdzie wyjść do ludzi, bo musisz zajmować się dzieckiem szczególnej troski.
Refleksje od strony forumowiczów sugerowały zrównoważenie, aby możliwe było i dobre zajęcie się dzieckiem, i choć niewielkie wyjście do ludzi.
Teraz swoje życie opisujesz tak, jakby dziecka i jego potrzeb w ogóle w nim nie było.
Nie żyje się, nie kocha się, nie umiera się - na próbę
Jan Paweł II
Caliope
Posty: 3013
Rejestracja: 04 sty 2020, 12:09
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Czy warto mieć nadzieję? czy to koniec.

Post autor: Caliope »

Nirwanna pisze: 17 wrz 2022, 16:52 Caliope, mimo wszystko niepokojąco mi to brzmi z Twojej strony. Chodzi mi o Wasze dziecko.
Zwłaszcza w kontekście tego, że całkiem niedawno opisywałaś, że nie możesz nigdzie wyjść do ludzi, bo musisz zajmować się dzieckiem szczególnej troski.
Refleksje od strony forumowiczów sugerowały zrównoważenie, aby możliwe było i dobre zajęcie się dzieckiem, i choć niewielkie wyjście do ludzi.
Teraz swoje życie opisujesz tak, jakby dziecka i jego potrzeb w ogóle w nim nie było.
Mnie nie ma w domu, jestem w pracy. Tak to miało właśnie wyglądać, tego się bałam, że stracę dużo i dlatego nie chciałam iść do żadnej pracy. Ale życie zweryfikowało ten strach i różne inne rzeczy.Jak jestem, to też syn za bardzo ze mną nie funkcjonuje, bo ja nie mam komputera do gier i samochodu by gdzieś pojechać. Nakarmię, umyje, pogadam, przytulę, co jeszcze mogę zrobić?
Caliope
Posty: 3013
Rejestracja: 04 sty 2020, 12:09
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Czy warto mieć nadzieję? czy to koniec.

Post autor: Caliope »

Bławatek pisze: 17 wrz 2022, 12:49 Caliope a czytałaś książkę "Sztuka mówienia nie. Jak chronić swoje życie przed manipulacją" autorów: Henry Cloud, John Townsend. Tam jest wiele przykład jak warto stawiać granice by inni nas nie wykorzystywali. Niestety wychowywaliśmy się w niezbyt zdrowych rodzinach i środowiskach, co niestety wpływa na nasze funkcjonowanie teraz i na nasz odbiór innych ludzi. Niestety aby w pełni postawić dobre zdrowe granice chroniące nas i nie raniące innych trzeba wiele czasu i prób. Tym bardziej, że często nasze otoczenie nie chce naszych zmian.

Firekeeper ja też dziś mały bunt mam odnośnie soboty - fakt pranie zrobione, obiad ugotowany i podłogi tylko odkurzone - a teraz relaks i mała wycieczka - jak wrócę to może umyję podłogi. Jak mój mąż mi zwróci uwagę, że mam jednak nie posprzątane to się po prostu zaśmieję.
Nie czytałam tej pozycji Bławatku, ale za to kilka innych i czerpię z terapii, tej teraz i tej dawniej. Właśnie teraz zaczynam dopiero czuć, że moje granice nie są przekraczane. Tylko życie bez miłości od ludzi jest takie puste, a wszędzie piszą że ludzie dla nas powinni być ważni. Tylko wzmianki nie ma o tym, że najpierw my sami mamy być ważni najpierw dla siebie samych, mamy o siebie dbać i swoje granice.
ODPOWIEDZ