Czy warto mieć nadzieję? czy to koniec.

Refleksje, dzielenie się swoimi przeżyciami...

Moderator: Moderatorzy

Caliope
Posty: 3013
Rejestracja: 04 sty 2020, 12:09
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Czy warto mieć nadzieję? czy to koniec.

Post autor: Caliope »

Firekeeper pisze: 27 lis 2021, 14:27 Abigail
Jeśli znasz wyjście - konkretne - to czy mogłabyś je tutaj na forum napisać?
Ma męża. Dziecko też jest jego obowiązkiem. Są przedszkola przecież. Moja córka autystyczna chodziła do przedszkola od 8 do 15 ja pracowałam w tym czasie. Syn też jest w przedszkolu. Dzieci w szkole. Są świetlice. Mąż pracuje na działalności. Zrozumiałam, że pracuje w weekendy, a w tygodniu wolne. To już są dwa dni gdzie on może zostać z dzieckiem, a Caliope pracować.
Kiedy widzę jak matka dająca z siebie wszystko aby pomóc swojemu dziecku jest oceniana słowami "nie masz tak źle" albo "zasłania się dzieckiem" to jestem wściekła -
Bo nie ma tak źle. Ja też nie mam tak źle. Są całe masy ludzi i tragedii. Mamy dom, dzieci, jeszcze męża. Mogłoby być znacznie gorzej. Tak kobiety potrafią zasłaniać się dziećmi. Potrafią skupić się tylko na nich. Do mnie samej to nie docierało do czasu kiedy wezwano mnie do szkoły i wprost powiedziano, żebym wyluzowała, bo córka świetnie sobie daje radę, ja nie jestem potrzebna, niech się zajmę pozostałą dwójką. Oni sobie poradzą. Mało krew nie zalała, poczułam się jakby mi odebrali część życia. Bo jak to ja która tak się angażuje nagle ma przestać. Przestałam, całe szczęście bo byłam tak skupioną na córce i jej ocenach i rozwoju, że serce mi waliło jak wchodziłam po raz 10 w ciągu godziny na librusa zobaczyć czy nie ma jedynki. To samo mam z synem z racji, że jest bardzo niskofunkcjonujacy. Potrafiłam takimi rzeczami się zamartwiać i wyszukiwać, że szok. Ostatnio mało nie umarłam, bo u syna zobaczyłam brązowe paznokcie, już tak, cukrzyca, brak witamin, płacz bo to przeze mnie bo za mało ćwiczę z nim jedzenie. Już myślę o wizycie u lekarza, a mąż do mnie, że to chyba od nadmanganianu potasu, bo dał za dużo do kąpieli🤦 Matki dzieci bardziej wymagających żyją niestety w napięciu i ciągłej gotowości. Każdy komentarz nawet nie mający nic złego na myśli odbierany jest jak atak na nie. Kombinujemy, myślimy, szukamy rozwiązań, załamujemy się porażkami. Bardzo szybko można wpaść w depresję, bo świat zaczyna krążyć wokół dziecka. Każda myśl jest o dziecku. Dlatego musi być jakaś odskocznia, zajęcie się czymś innym. Bo zwariować można. I te nerwy kobiety przenoszą się na wszystkich. Na męża, na pozostałe dzieci. Ja chwilami czułam się tak beznadziejną matką, że zastanawiałam się, że może lepiej im będzie beze mnie, frustrujące wylewałam na męża.
Gdyby mąż włączył się aktywnie w opiekę nad dzieckiem co powinno nastąpić przed momentem pójścia Caliope do pracy aby mogła stworzyć się przestrzeń dla jej aktywności zawodowej. Skoro tej przestrzeni brak Caliope jako odpowiedzialna matka stawia bezpieczeństwo i zdrowie dzieckoa ponad pracę. Moim zdaniem to właściwy odruch miłości matki, odruch serca matki które kocha. Pytanie gdzie podziało się serce ojca? W grze komputerowej?
Na to pytanie musiałby odpowiedzieć mąż Caliope. Może i on jest przytłoczony pracą, rachunkami, wszystkim? Ja mam podobnie. Jak mnie sytuacja dobija to wolę odpalić grę i na chwilę chociaż skupić się na czymś innym. Ja już na początku wątku przeczytałam, że problemem jest praca. Może gdyby Caliope też spróbowała mu finansowo pomóc w utrzymaniu rodziny, ten chętniej zaangażował by się w zadania domowe i opiekę nad dzieckiem. Ale tutaj każdy w swoją stronę. Caliope ucieka w dom i dziecko, a mąż w komputer 🤷 Caliope zajmuje się domem i dzieckiem on zarabianiem i utrzymaniem.
Przyjedź i powiedz mojemu mężowi, że ma być mężem i ojcem. Jego interesuje jego tyłek i praca i nie będzie pode mnie żył i się angażował. Ja nie uciekam, ja nie mam wyjścia z sytuacji, a jak mam to jakie? może jest, strzelić sobie w łeb i byłby spokój. Nie mam męża, od dwóch lat go dla mnie nie ma i być może nigdy nie będzie. Nie potrafię spełnić jego oczekiwań i nie zamierzam sie starać, za dużo już się zadziało złego. Masz swojego który nie jest zły, to doceniaj, bo też któregoś dnia Ci powie, nie pasujemy do siebie i zobaczysz jak to jest zostać na lodzie. Nie trawię ludzi którzy wiedzą lepiej ode mnie co mam robić i jak postępować. To jest moje życie, moje decyzje, mam dziecko i na nim się skupiam i nikomu nic do tego.
Caliope
Posty: 3013
Rejestracja: 04 sty 2020, 12:09
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Czy warto mieć nadzieję? czy to koniec.

Post autor: Caliope »

Po takiej nagonce na mnie, naprawdę żałuję, że wyszłam za mąż, zgodziłam się wychowywać dziecko w domu, b przecież mogłam go oddać opiekunce i ni przejmować się czy będzie chodził, mówił i się rozwijał. Moglam żyć sobie sama, a nie egoistycznie niszczyć ludziom życie i jeszcze je rodzić. Moje wybory do czasu kryzysu byly słuszne, taki był podział obowiązków, ale nie wiedziałam że to nie jest wystarczające, że jeszcze za mało robię. Nie spelnie nigdy oczekiwań innych, więc zostawiam sobie swoje decyzje takie jakie ja chcę, nie inni. Mam prawo do tego żeby dla mnie było jak najlepiej ,a nie że mam się zajechać. Najlepiej to byłoby gdybym pracowała w nocy na cały etat, a w dzień ogarniała resztę, a gdzie w tym ja? nie jestem robotem, a czującym człowiekiem,chcę odpocząć, tylko to mi zostało i opieka nad dzieckiem. Nie dociera do kogoś co mówię, zostawiam i idę dalej jak ja chcę. Nie naprawię tego małżeństwa, trudno, ale mam czyste sumienie, że robię tyle ile mogę, bo są też granice. Odwieszając się od męża, przestając żyć z nim mogłam albo wszystko zostawić i odejść sama lub zająć się sobą i dzieckiem Ii zrobiłam to drugie i nie żałuję tego wyboru.
Astro
Posty: 1199
Rejestracja: 17 mar 2018, 15:41
Jestem: po rozwodzie
Płeć: Mężczyzna

Re: Czy warto mieć nadzieję? czy to koniec.

Post autor: Astro »

Przyglądam się waszej dyskusji.
To pokazuje jak wszyscy jesteśmy ludźmi , ale inaczej i różnie reagujemy na wszystko co nas spotyka , oraz jak różnie podchodzimy i radzimy sobie z traumami z przeszłości.
Caliope może jednak warto rozważyć , opcje , o których wspominają dziewczyny.
Samotność i poczucie osamotnienia , jest straszne . Może jakbyś poszła do pracy zmieniłaby się trochę perspektywa , poznalabys ludzi, inne zajęcia . Wiem ,że syn jest dla ciebie najważniejszy , nie wątpię ,że potrzebuje opieki , rehabilitacji itd. Natomiast chłopak rośnie wiecznie nie będziesz mogła go chronić .
" Każdy z was , młodzi przyjaciele , znajduje też w życiu jakieś swoje Westerplatte.Jakis wymiar zadań , które musi podjąć i wypełnić ... Jakiś obowiązek, powinność, od której nie można zdezerterować. " Ojciec Święty Jan Paweł II
Sarah
Posty: 372
Rejestracja: 01 maja 2020, 13:46
Jestem: po rozwodzie
Płeć: Kobieta

Re: Czy warto mieć nadzieję? czy to koniec.

Post autor: Sarah »

No właśnie Caliope, zamiast ciągle leżeć i pachnieć na tej kanapie, ruszyłabyś się w końcu do roboty... [oczywiście to ironia, sarkazm, żeby nie było!!!] Ludzie, dajcie spokój, jesteście na forum katolickim, choćby z tego powodu może warto byłoby wykazać trochę zrozumienia. Caliope od wielu miesięcy opisuje swoją sytuację, pisze o mężu, który ma ją i dziecko gdzieś (prawdopodobnie od dawna jest w innej relacji), nie ma rodziny, która mogłaby pomóc, z sąsiadami nie utrzymuje kontaktów (co akurat dobrze rozumiem, taka jestem aspołeczna ;)) A tu ciągle ta sama śpiewka... Za wzór stawia samą siebie pani, mieszkająca z rodzicami, którzy całymi dniami opiekują się jej dzieckiem... Ktoś proponuje, by synem Caliope zajmował się MOPS (??) czy jakaś pielęgniarka (???) Proponuję trochę więcej empatii i realizmu :(
"Zamiast ciągle na coś czekać, zacznij żyć, właśnie dziś. Jest o wiele później niż ci się wydaje". Ks. Jan Kaczkowski
Caliope
Posty: 3013
Rejestracja: 04 sty 2020, 12:09
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Czy warto mieć nadzieję? czy to koniec.

Post autor: Caliope »

Astro pisze: 27 lis 2021, 18:22 Przyglądam się waszej dyskusji.
To pokazuje jak wszyscy jesteśmy ludźmi , ale inaczej i różnie reagujemy na wszystko co nas spotyka , oraz jak różnie podchodzimy i radzimy sobie z traumami z przeszłości.
Caliope może jednak warto rozważyć , opcje , o których wspominają dziewczyny.
Samotność i poczucie osamotnienia , jest straszne . Może jakbyś poszła do pracy zmieniłaby się trochę perspektywa , poznalabys ludzi, inne zajęcia . Wiem ,że syn jest dla ciebie najważniejszy , nie wątpię ,że potrzebuje opieki , rehabilitacji itd. Natomiast chłopak rośnie wiecznie nie będziesz mogła go chronić .
Samotność mi już nie przeszkadza Astro, lubię być sama, ludzie mnie krzywdzą, a nie chce na to pozwalać i stawiam sobie granice. To syn daje mi poczucie ,że jestem komuś potrzebna, żyje dla soebie i dla niego. Jak będzie starszy będę decydowała, bo zostawię go samego i nic mu nie będzie, sam pójdzie, wróci ze szkoły o obiad sobie zagrzeje.
Bławatek
Posty: 1625
Rejestracja: 09 maja 2020, 13:08
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Czy warto mieć nadzieję? czy to koniec.

Post autor: Bławatek »

Caliope nikt Cię nie atakuje ani nie nakazuje co masz robić. Jedynie każdy daje jakieś sugestie z których ewentualnie mogłabyś skorzystać. W każdej komunikacji zawsze jest problem na linii przekaz-odbior, i niestety wiele rzeczy może inaczej odczytujesz.

Mimo, że mówisz że akceptujesz sytuację w której jesteś, że jest Ci dobrze, że masz swój azyl i życie, to niestety ja po Twoich tekstach widzę raczej osobę, której jednak jest ciężko i źle. I nie chodzi mi o opiekę nad synem tylko sytuacja w której jesteś nie jest dobra i choćbyś zaklinała rzeczywistość i akceptowała wszystko to jednak to wszystko gromadzi się w Tobie.

Nie wiem czemu Twój mąż jest taki - czy to złośliwość z jego strony czy może go to wszystko przerosło. Dopóki się nie dowiesz to będziecie tak żyć. Ja Ci już kiedyś pisałam, że żyjesz w skorupie i Twój mąż też żyje w swojej skorupie. Może rzeczywiście mąż ma problemy finansowe i może jest mu wstyd, lub żal, że ma mało a wolałby więcej. Może ma problem z komunikacją, wyrażaniem swoich myśli i zachowuje się tak a nie inaczej byś go nie rozszyfrowała. Ja go nie tłumaczę ani nie wybielam, tylko że czasami nam się wydaje, że coś widzimy lub wiemy i w rzeczywistości nam się tylko wydaje.

Ja nigdy od męża nie potrafiłam wymóc większego zaangażowania w dom czy też aby więcej co miesiąc dawał pieniędzy. Nasz syn potrzebuje teraz leczenia, w sumie wyjdzie nas to jakieś 4tysiące może więcej. Na już muszę zapłacić prawie połowę, jedno szczęście że w grudniu mam dostać premię, dołożę z wypłaty, będę żyć skromniej i jakoś damy radę. Ktoś może powiedzieć to 'tylko 4000', dla mnie to 'aż 4000'. Pieniądze, których nie mam. A takie plany miałam na co co miesiąc będę odkładać. I tych planów już nie mam. Bo ważniejsze jest zdrowie syna. Najbardziej smuci mnie, że mój mąż był obecny i po wizycie tak jak zawsze nie ma dla niego tematu. Przecież ja wychowuje syna, on mi przelewa co miesiąc kasę na dziecko, no i przecież zawsze ja ze swojej wypłaty za wszystko płaciłam, więc co go to interesuje. 3 godziny się gryzalam co mam z tym fantem zrobić, aż w końcu męża zapytałam czy się dołoży do leczenia, bo mi finansowo ciężko jest nieraz. Przytaknął, że tak, ale ja i tak na zbyt wiele nie liczę.
Astro
Posty: 1199
Rejestracja: 17 mar 2018, 15:41
Jestem: po rozwodzie
Płeć: Mężczyzna

Re: Czy warto mieć nadzieję? czy to koniec.

Post autor: Astro »

Caliope pisze: 27 lis 2021, 20:49
Astro pisze: 27 lis 2021, 18:22 Przyglądam się waszej dyskusji.
To pokazuje jak wszyscy jesteśmy ludźmi , ale inaczej i różnie reagujemy na wszystko co nas spotyka , oraz jak różnie podchodzimy i radzimy sobie z traumami z przeszłości.
Caliope może jednak warto rozważyć , opcje , o których wspominają dziewczyny.
Samotność i poczucie osamotnienia , jest straszne . Może jakbyś poszła do pracy zmieniłaby się trochę perspektywa , poznalabys ludzi, inne zajęcia . Wiem ,że syn jest dla ciebie najważniejszy , nie wątpię ,że potrzebuje opieki , rehabilitacji itd. Natomiast chłopak rośnie wiecznie nie będziesz mogła go chronić .
Samotność mi już nie przeszkadza Astro, lubię być sama, ludzie mnie krzywdzą, a nie chce na to pozwalać i stawiam sobie granice. To syn daje mi poczucie ,że jestem komuś potrzebna, żyje dla soebie i dla niego. Jak będzie starszy będę decydowała, bo zostawię go samego i nic mu nie będzie, sam pójdzie, wróci ze szkoły o obiad sobie zagrzeje.
Wiem co to poczucie osamotnienia. Dobrze wiem.
" Każdy z was , młodzi przyjaciele , znajduje też w życiu jakieś swoje Westerplatte.Jakis wymiar zadań , które musi podjąć i wypełnić ... Jakiś obowiązek, powinność, od której nie można zdezerterować. " Ojciec Święty Jan Paweł II
Caliope
Posty: 3013
Rejestracja: 04 sty 2020, 12:09
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Czy warto mieć nadzieję? czy to koniec.

Post autor: Caliope »

Bławatek pisze: 27 lis 2021, 21:23 Caliope nikt Cię nie atakuje ani nie nakazuje co masz robić. Jedynie każdy daje jakieś sugestie z których ewentualnie mogłabyś skorzystać. W każdej komunikacji zawsze jest problem na linii przekaz-odbior, i niestety wiele rzeczy może inaczej odczytujesz.

Mimo, że mówisz że akceptujesz sytuację w której jesteś, że jest Ci dobrze, że masz swój azyl i życie, to niestety ja po Twoich tekstach widzę raczej osobę, której jednak jest ciężko i źle. I nie chodzi mi o opiekę nad synem tylko sytuacja w której jesteś nie jest dobra i choćbyś zaklinała rzeczywistość i akceptowała wszystko to jednak to wszystko gromadzi się w Tobie.

Nie wiem czemu Twój mąż jest taki - czy to złośliwość z jego strony czy może go to wszystko przerosło. Dopóki się nie dowiesz to będziecie tak żyć. Ja Ci już kiedyś pisałam, że żyjesz w skorupie i Twój mąż też żyje w swojej skorupie. Może rzeczywiście mąż ma problemy finansowe i może jest mu wstyd, lub żal, że ma mało a wolałby więcej. Może ma problem z komunikacją, wyrażaniem swoich myśli i zachowuje się tak a nie inaczej byś go nie rozszyfrowała. Ja go nie tłumaczę ani nie wybielam, tylko że czasami nam się wydaje, że coś widzimy lub wiemy i w rzeczywistości nam się tylko wydaje.

Ja nigdy od męża nie potrafiłam wymóc większego zaangażowania w dom czy też aby więcej co miesiąc dawał pieniędzy. Nasz syn potrzebuje teraz leczenia, w sumie wyjdzie nas to jakieś 4tysiące może więcej. Na już muszę zapłacić prawie połowę, jedno szczęście że w grudniu mam dostać premię, dołożę z wypłaty, będę żyć skromniej i jakoś damy radę. Ktoś może powiedzieć to 'tylko 4000', dla mnie to 'aż 4000'. Pieniądze, których nie mam. A takie plany miałam na co co miesiąc będę odkładać. I tych planów już nie mam. Bo ważniejsze jest zdrowie syna. Najbardziej smuci mnie, że mój mąż był obecny i po wizycie tak jak zawsze nie ma dla niego tematu. Przecież ja wychowuje syna, on mi przelewa co miesiąc kasę na dziecko, no i przecież zawsze ja ze swojej wypłaty za wszystko płaciłam, więc co go to interesuje. 3 godziny się gryzalam co mam z tym fantem zrobić, aż w końcu męża zapytałam czy się dołoży do leczenia, bo mi finansowo ciężko jest nieraz. Przytaknął, że tak, ale ja i tak na zbyt wiele nie liczę.
Tym się różnimy Blawatku, ja nie wymuszam opieki, nie wymuszam żeby mąż był mężem, bo musi sam chcieć. Bogu zostawiłam to co mnie trapi, Bóg też trzyma mnie na tym padole, bo za dużo przeszłam w swoim życiu. Jest mi źle i ciężko, ale nie zmuszę męża by mnie kochał, żeby było inaczej, nie każdy jest widać jest stworzony do uznawania że żona jest ważna.Najważniejsze jest to, że ja żyję, mam siłę by sobie dać radę i mam cudownego synka którego bardzo mocno kocham. On jest moim światełkiem do nieba.
Firekeeper
Posty: 802
Rejestracja: 24 maja 2021, 19:46
Płeć: Kobieta

Re: Czy warto mieć nadzieję? czy to koniec.

Post autor: Firekeeper »

Wyczytałam, że lubisz kosmetyki i te sprawy. Masz jakiś kurs? Albo umiesz coś robić np. hybrydy? U mnie w okolicy nie da się wcisnąć na hybrydy tyle jest klientek. Podobnie nakładanie rzęs. Praca przecież może być w domu. Bierzesz tyle klientek ile dasz radę. Zawsze coś wpadnie do portfela. Jeśli to lubisz to też przyjemność. I można sobie pogadać przy okazji z ludźmi.
3letniaMężatka
Posty: 150
Rejestracja: 23 lut 2020, 22:16
Jestem: już po kryzysie
Płeć: Kobieta

Re: Czy warto mieć nadzieję? czy to koniec.

Post autor: 3letniaMężatka »

Caliope, poddając pomysł o opiekunce, chciałam dać jakiś punkt zaczepienia do zmiany, poznania nowych ludzi, nowych możliwości. Tego co mi pomogło w mojej sytuacji, czyli kontaktu z zupełnie nowym środowiskiem. Zmieniłam wtedy pracę, bo czasami lepiej pracować gdy inni nie wiedzą o twoich problemach - taki mały komfort psychiczny. Zrozumiałam, że nie masz na teraz/na już takiej możliwości i to szanuję. Tak jak pisał Bławatek, czasami zawodzi komunikacja pisana.
Caliope, pisałaś, że chodzisz na terapię. Czy masz przepracowane swoje dzieciństwo? Wybacz, ale odnoszę wrażenie, że przelewając całą swoją miłość tylko i wyłącznie na syna, chcesz mu dać to czego Ty nie miałaś. Tylko czy to będzie dla niego dobre? A dlaczego mam takie spostrzeżenia? Nie raz o tym przeczytałam w Twoim wątku. Jestem pełna podziwu, że wyprowadziłaś swoje dziecko z wielu przeszkód, które były z nim od początku jego młodego życia. Ale cały czas męczy mnie to pytanie, czy oby na pewno znalazłaś się pod opieką dobrego specjalisty i czy przepracowałaś swoje lęki i obawy? (Żeby twoje dziecko nie miało takiego życia jak Ty miałaś)
Wiem co to znaczy słowo depresja. Ona ma różne twarze. Czasami wychwycam w Twoich wpisach coś co mnie nie pokoji. Oczywiście nie musisz odpowiadać, ale może warto się temu przyjrzeć. I to nie jest krytyka. Serio. Nie jestem tym złym człowiekiem, który chce komuś wytykać co powinien a czego nie. Chce się podzielić tylko swoimi doświadczeniami i spostrzeżeniami. Żebyś ruszyła do przodu z prawdziwym uśmiechem na twarzy.
Awatar użytkownika
Niepozorny
Posty: 1543
Rejestracja: 24 maja 2019, 23:50
Jestem: w separacji
Płeć: Mężczyzna

Re: Czy warto mieć nadzieję? czy to koniec.

Post autor: Niepozorny »

Caliope pisze: 27 lis 2021, 17:29 Po takiej nagonce na mnie, naprawdę żałuję, że wyszłam za mąż, zgodziłam się wychowywać dziecko w domu, b przecież mogłam go oddać opiekunce i ni przejmować się czy będzie chodził, mówił i się rozwijał. Moglam żyć sobie sama, a nie egoistycznie niszczyć ludziom życie i jeszcze je rodzić. Moje wybory do czasu kryzysu byly słuszne, taki był podział obowiązków, ale nie wiedziałam że to nie jest wystarczające, że jeszcze za mało robię. Nie spelnie nigdy oczekiwań innych, więc zostawiam sobie swoje decyzje takie jakie ja chcę, nie inni. Mam prawo do tego żeby dla mnie było jak najlepiej ,a nie że mam się zajechać. Najlepiej to byłoby gdybym pracowała w nocy na cały etat, a w dzień ogarniała resztę, a gdzie w tym ja? nie jestem robotem, a czującym człowiekiem,chcę odpocząć, tylko to mi zostało i opieka nad dzieckiem. Nie dociera do kogoś co mówię, zostawiam i idę dalej jak ja chcę. Nie naprawię tego małżeństwa, trudno, ale mam czyste sumienie, że robię tyle ile mogę, bo są też granice. Odwieszając się od męża, przestając żyć z nim mogłam albo wszystko zostawić i odejść sama lub zająć się sobą i dzieckiem Ii zrobiłam to drugie i nie żałuję tego wyboru.
Caliope czytając twoje wiadomości, często mam wrażenie, że obecna sytuacja Ci nie odpowiada, że chciałabyś ją zmienić. Następnie inni chcą Ci pomóć i zostajesz zasypana różnymi pomysłami/radami. Ostatecznie wszystko kończy się tym, że stwierdzasz, że u Ciebie w obecnej sytuacji musi tak być jak jest i nic więcej zrobić się nie da.
To przypomina mi moje małżeństwo. Żona dzieliła się ze mną swoimi problemami m.in. z pracy. Ja działałem po męsku - jest problem, to szukałem rozwiązania i doradzałem żonie, co powinna zrobić w danej sytuacji. Ona moich rad nie słuchała i później wracała z tymi samymi problemami. W końcu powiedziałem jej, żeby zwolniła się z pracy, skoro jest w niej taka nieszczęśliwa. Ku mojemu zaskoczeniu, żona powiedziała, że ona bardzo lubie swoją pracę. Nie rozumiałem tego, bo z jej opowieści wynikało zupełnie coś innego. Dopiero z książek lub wykładów pana Jacka Pulikowskiego dowiedziałem się (jak już było za późno), że żona nie chciała żadnych rad tylko wysłuchania.
Moim zdaniem u Ciebie może być tak samo. Dzielisz się z nami swoimi problemami, ale nie oczekujesz rady tylko zrozumienia. Nie znamy wszystkich faktów a próbujemy szukać rozwiązań. Tylko Ty je znasz, więc wiesz, co jest dla Ciebie w obecnej sytuacji najlepsze.
Z braku rodzi się lepsze!
Caliope
Posty: 3013
Rejestracja: 04 sty 2020, 12:09
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Czy warto mieć nadzieję? czy to koniec.

Post autor: Caliope »

Firekeeper pisze: 28 lis 2021, 0:16 Wyczytałam, że lubisz kosmetyki i te sprawy. Masz jakiś kurs? Albo umiesz coś robić np. hybrydy? U mnie w okolicy nie da się wcisnąć na hybrydy tyle jest klientek. Podobnie nakładanie rzęs. Praca przecież może być w domu. Bierzesz tyle klientek ile dasz radę. Zawsze coś wpadnie do portfela. Jeśli to lubisz to też przyjemność. I można sobie pogadać przy okazji z ludźmi.
Na kurs trzeba mieć pieniądze, ja robię hybrydy, akryl, ma swoj sprzęt, ale nikt mi nie zasponsoruje. Więc pozostaje poczekać aż syn będzie starszy i na niego zarobić.
Caliope
Posty: 3013
Rejestracja: 04 sty 2020, 12:09
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Czy warto mieć nadzieję? czy to koniec.

Post autor: Caliope »

3letniaMężatka pisze: 28 lis 2021, 0:49 Caliope, poddając pomysł o opiekunce, chciałam dać jakiś punkt zaczepienia do zmiany, poznania nowych ludzi, nowych możliwości. Tego co mi pomogło w mojej sytuacji, czyli kontaktu z zupełnie nowym środowiskiem. Zmieniłam wtedy pracę, bo czasami lepiej pracować gdy inni nie wiedzą o twoich problemach - taki mały komfort psychiczny. Zrozumiałam, że nie masz na teraz/na już takiej możliwości i to szanuję. Tak jak pisał Bławatek, czasami zawodzi komunikacja pisana.
Caliope, pisałaś, że chodzisz na terapię. Czy masz przepracowane swoje dzieciństwo? Wybacz, ale odnoszę wrażenie, że przelewając całą swoją miłość tylko i wyłącznie na syna, chcesz mu dać to czego Ty nie miałaś. Tylko czy to będzie dla niego dobre? A dlaczego mam takie spostrzeżenia? Nie raz o tym przeczytałam w Twoim wątku. Jestem pełna podziwu, że wyprowadziłaś swoje dziecko z wielu przeszkód, które były z nim od początku jego młodego życia. Ale cały czas męczy mnie to pytanie, czy oby na pewno znalazłaś się pod opieką dobrego specjalisty i czy przepracowałaś swoje lęki i obawy? (Żeby twoje dziecko nie miało takiego życia jak Ty miałaś)
Wiem co to znaczy słowo depresja. Ona ma różne twarze. Czasami wychwycam w Twoich wpisach coś co mnie nie pokoji. Oczywiście nie musisz odpowiadać, ale może warto się temu przyjrzeć. I to nie jest krytyka. Serio. Nie jestem tym złym człowiekiem, który chce komuś wytykać co powinien a czego nie. Chce się podzielić tylko swoimi doświadczeniami i spostrzeżeniami. Żebyś ruszyła do przodu z prawdziwym uśmiechem na twarzy.
Tak wygląda odwieszenie emocjonalne od męża, kocham tylko postawą ,nie naiwną miłością. Sama wiesz jak to jest nie chcieć żyć jak ktoś ciebie odrzuca, człowiek którego bardzo kochasz i chcesz zrobić dla niego wszystko, a przysięgę wypełniasz na 100%.Po to jest odwieszenie, a ja mam w sobie pokłady miłości które daję synowi, bo tylko jego mam. Kogo mam jeszcze kochać, tęsknić, snuć plany? kowalski nie wchodzi w grę. Mąż emocjonalnie nie wraca od dwóch lat, może to nigdy nie nastąpić, a ja nie chce żyć w ciągłym cierpieniu.Dzieciństwo mam przerobione, jestem DDA i wiem gdzie mam mieć granice. Byłam kiedyś szczęśliwa, ale nie wszystko można mieć, są rzeczy których nie można dostać. Bardzo kochałam meża, ale przez ten ciężki czas to sie bardzo zmieniło, dlatego nie boję się odejścia, niczego. Nikt nie zdaje sobie sprawy jak to jest w takim cierpieniu i poranieniu dać radę nie wypić alkoholu, bo tylko kiedyś dzięki niemu regulowałam emocje. I tak nie potrzebuje rad, a zrozumienie, bo nikt za mnie żył nie będzie, mam swój krzyż do dźwigania.
renta11
Posty: 842
Rejestracja: 05 lut 2017, 19:20
Płeć: Kobieta

Re: Czy warto mieć nadzieję? czy to koniec.

Post autor: renta11 »

Abigail pisze: 27 lis 2021, 13:55

Renta, Ty tak masz, że nie lubisz kiedy "kobietę wysyła się do kuchni, dzieci, kościoła" lub "w sumie to nie lubisz dzieci" i nikt Cię za to nie oskarża a inne kobiety mają inaczej, że chętnie same "wysyłają się" do kuchni do dzieci i do kościoła i też nie chcą być z tego powodu krytykowane. Są kobiety które kochają macierzyństwo, kochają dzieci, widzą w nich cud i dar, w każdym życiu widzą cud zresztą i mało tego kochają kosciół i jak wariatki latają co tydzień na eucharystię albo sa jeszcze większe wariatki i latają każdego dnia i do tego z dziećmi jeszcze 8-) Czasy naszych dziadków i były inne, czasy naszych ojców są inne a nasze czasy są jeszcze inne. Kiedyś za 4 latak biegającego samego po drodze nikt rodzica nie piętnował. Dziś policja Dzień dobry TVN, UWAGA i pogotowie opiekuńcze. To nie są żarty, nikt nie chce mieć problemów i opinii które będzie wlokła się za nim całe życie. Moja sąsiadka średnio zajmowała się dziećmi (no mniej więcej tak jak opisałaś swoje dzieciństwo) - ma kuratora. Dzieci jak dorosną zapewne będą dzieciństwo miło wspominać - matki kuratora będą sąsiedzi wspominać jeszcze długo.

Paweł zdaje się jest zaangażowany w opiekę nad domem i dziećmi - tak przynajmniej wynika z jego postów które czytałam. Jeśli tak jest to jest i przestrzeń dla kobiety do pójścia do pracy bo to naprawdę jest świetny model kiedy oboje rodzice są zaangażowani i pełni troski dla swoich dzieci. Kiedy kobieta czuje wsparcie ze strony męża to jest zupełnie inna bajka.

Wiem, że to niemodne w tych czasach "porzucić" pracę zawodową na rzecz opieki nad dzieckiem. Bardziej modne "porzucić" opiekę nad dzieckiem na rzecz pracy zawodowej. Niektórzy nawet powiedzą - średniowieczne - chociaż osobiście nie rozumiem tego określenia. Każdy ma inaczej, każdy jest inny. Jeśli decydujemy się na dziecko to trzeba mieć na uwadze, że nie zawsze jest kolorowo , nie zawsze dziecko jest zdrowe piękne i samodzielne. Czasami trzeba dokonać wyboru. Możliwe, że są matki które wolą oddać całą wypłatę opiekunce bo macierzyństwo je męczy - ok, pod warunkiem że jest mąż który opłaci rachunki, ogrzewanie, kupi jedzenie również dla tej matki która całą swoją wypłatę oddała opiekunce. Bo jeśli nie to matka bez wypłaty nie będzie miała nawet co do garnka włożyć aby zadbać o dzieci a z 500 plus to trochę bida.
Abigail

Właśnie to tylko miałam na myśli co napisałam

1.nie lubię kiedy "kobietę wysyła się do kuchni, dzieci, kościoła"
2. w sumie to "nie lubię dzieci"

Tylko tyle, że JA nie lubię dzieci i nie mam nic przeciwko temu, aby inne kobiety/mężczyźni lubili dzieci. Jest mi nawet przykro, że ja nie lubię dzieci i nie mam dużej przyjemności w zajmowaniu się nimi. Za to lubię zwierzęta i nie wymagam, aby inni tak bardzo je lubili. Nie lubię kiedy KTOŚ wysyła kobietę do 3 k (to przysłowie z j. niemieckiego - kinder, kurchie i kuchen, ale rozumiem że Ty go nie znasz). Natomiast nie przeszkadza mi, kiedy kobieta SAMA wysyła się tam gdzie chce, w tym do dzieci, kuchni czy kościoła.

"i nikt Cię za to nie oskarża a inne kobiety mają inaczej, że chętnie same "wysyłają się" do kuchni do dzieci i do kościoła i też nie chcą być z tego powodu krytykowane".
Ja nikogo nie oskarżam, że nie ma tak jak ja. Natomiast Ty oskarżyłaś mnie i to niesłusznie. Bo ja nic złego nie miałam na myśli i napisałam jasno.
W sumie to ja zazdroszczę kobietom, które z przyjemnością spędzają czas z dziećmi, lubią gotować itd. To taki ideał opiekunki domowego ogniska. Ja tego nie mam, ale nie robię z tego problemu. Jedni sa w paski, inni w kratkę :D , różnorodność jest dobra.
Więc bez spinki.
Z Bogiem
św. Augustyn
"W zasadach jedność, w szczegółach wolność, we wszystkim miłosierdzie".
Firekeeper
Posty: 802
Rejestracja: 24 maja 2021, 19:46
Płeć: Kobieta

Re: Czy warto mieć nadzieję? czy to koniec.

Post autor: Firekeeper »

Caliope
kocham tylko postawą
Czyli jak? Czy postawą miłości jest wzajemnie się okopać i zająć tylko sobą? Nie pytam złośliwie, żeby zaraz nie było, że Ci coś zarzucam i nie rozumiem. Po prostu mam wrażenie, że często wyrażenie ,,zajmij się sobą " po pewnym czasie przechodzi w ,,JA" - egoizm i dialogu nie ma. Też mam chwile żeby do męża się nie odzywać, olać go całkowicie, niech sobie robi co chce. Ja mam swoje pasje on swoje. Ja sobie poradzę, prosić się nie będę, dam sobie radę sama, nie potrzebuje go. Tylko gdybym to wcieliła w życie i on też no to ja nie wiem czy taka postawa miłości miała by sens?
ODPOWIEDZ