Czy warto mieć nadzieję? czy to koniec.

Refleksje, dzielenie się swoimi przeżyciami...

Moderator: Moderatorzy

Bławatek
Posty: 1625
Rejestracja: 09 maja 2020, 13:08
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Czy warto mieć nadzieję? czy to koniec.

Post autor: Bławatek »

helenast pisze: 08 sie 2022, 14:06
Bławatek pisze: 07 sie 2022, 16:20
helenast pisze: 07 sie 2022, 7:35

I powiedz Bałwanku mając świadomość wykorzystywania przez męża co robiłaś na tym grillu ? ... czy przynosiłaś , podawałaś to i tamto ? ....
Helenast mój mąż się zawsze mną wysługiwał, jak teraz do nas przychodzi to chce mojego usługiwania - ale już mi na forum panowie wyjaśniali, że mężczyźni tak mają. Na wspomnianym grillu owszem poprzynosilam mężowi różne rzeczy jednakże poprosiłam o upieczenie w tym czasie kiełbasek (rozpalanie grilla i pilnowanie produktów też zawsze było moim zadaniem). Na koniec dodałam swoje 3 grosze 😉 i powiedziałam do męża "fajnie tak razem posiedzieć i wspólnie robić grilla a nie tylko jedna osoba" - wszystko w duchu przyjaźni. No musiałam 😉

Bliskie mi jest to co napisała Ruta. Zawsze chciałam być gospodynią domową i "usługiwać, pracować" w domu, jednakże gdy na moich barkach było utrzymanie rodziny i wszystkie obowiązki domowe a mąż w tym czasie relaksował się w garażu, oglądając telewizję czy też drzemiąc to mnie do szału doprowadzał, bo ja nie miałam nawet chwilki dla siebie.

Tam gdzie jest równowaga tam jest harmonia i dobre relacje.
Ale popatrz Bałwanku - jak zmienia się punkt odniesienia ... w 1 poście napisałaś tylko że nów było przynieś , podaj, zanieś itd ... nie napisałaś wszystkiego = że mąż też miał swoją rolę - pieczenia kiełbasek, rozpalanie grilla = pomagał ... i popatrz sama jak zakrzywiona staje się prawda , gdy jest w bardzo wąskim spektrum przekazana ?...
Jeśli już czepiamy się słówek 😉 to ja nie napisałam w drugim poście że mąż rozpalał grilla, to jak zawsze moja robota, tym bardziej że mój mąż rzadko kiedy się zapowiada - jakoś ma to szczęście, że zawsze jak coś dobrego szykujemy do zjedzenia to się pojawia i zostaje poczęstowany. Mąż nie garnął się do pieczenia czy też pilnowania - to ja jak zwykle musiałam go o to prosić. A często jak robię grilla dla rodziny to osoby wchodzące do naszej rodziny (np. mąż kuzynki - wyjaśniam mój skrót myślowy) więcej mi pomagały niż mój mąż - gospodarz.

Caliope tylko osoby mające do czynienia z "trudnym, zatwardziałym" małżonkiem mogą siebie zrozumieć. Może helenast miała/ma szczęście mieć lepszy materiał za męża. Nasi panowie raczej mało plastyczni, chętni do zmian. No cóż, może pozostanie nam wymienić ich na lepszy model i wieść szczęśliwe życie małżeńskie z kimś lepszym - to oczywiście żart 🙂

Cuda się zdarzają więc i może nasi mężowie staną się kiedyś takim wzorem z przytaczanego opisu. Tylko żebyśmy my wtedy nie zeszły na zawał z tego świata bo tak nas mogą zaskoczyć 😉
Caliope
Posty: 3013
Rejestracja: 04 sty 2020, 12:09
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Czy warto mieć nadzieję? czy to koniec.

Post autor: Caliope »

Bławatek pisze: 08 sie 2022, 21:34 Caliope tylko osoby mające do czynienia z "trudnym, zatwardziałym" małżonkiem mogą siebie zrozumieć. Może helenast miała/ma szczęście mieć lepszy materiał za męża. Nasi panowie raczej mało plastyczni, chętni do zmian. No cóż, może pozostanie nam wymienić ich na lepszy model i wieść szczęśliwe życie małżeńskie z kimś lepszym - to oczywiście żart 🙂

Cuda się zdarzają więc i może nasi mężowie staną się kiedyś takim wzorem z przytaczanego opisu. Tylko żebyśmy my wtedy nie zeszły na zawał z tego świata bo tak nas mogą zaskoczyć 😉
Ja bym zeszła, to byłyby takie zmiany, że bym nie uwierzyła, że można się pozytywnie zmienić .
Awatar użytkownika
ozeasz
Posty: 4368
Rejestracja: 29 sty 2017, 19:41
Jestem: w separacji
Płeć: Mężczyzna

Re: Czy warto mieć nadzieję? czy to koniec.

Post autor: ozeasz »

Bławatek pisze: 08 sie 2022, 21:34 Caliope tylko osoby mające do czynienia z "trudnym, zatwardziałym" małżonkiem mogą siebie zrozumieć. Może helenast miała/ma szczęście mieć lepszy materiał za męża. Nasi panowie raczej mało plastyczni, chętni do zmian. No cóż, może pozostanie nam wymienić ich na lepszy model i wieść szczęśliwe życie małżeńskie z kimś lepszym - to oczywiście żart
Bławatku i Caliope a gdyby tak przestać się koncentrować na tych "trudnych, zatwardziałych, mało plastycznych i chętnych do zmian mężach" a zająć się sobą, naprawą siebie, byciem szczęśliwym na co dzień, uśmiechniętym, zadowolonym, pełnym życia i pasji?

Bo mam wrażenie że o to chodzi Helenast, przestać narzekać jak ten przysłowiowy smerf maruda mantrując w kółko słowa: i tak się nie uda (kiedyś usłyszałem taką anegdotkę: jak się czegoś nie da zrobić, to puść tam kogoś kto o tym nie wie, wiele sytuacji zdarzyło się w moim życiu gdy to dziwne motto można by przyłożyć i działo się), a słowa mają moc, kodujemy to w mózgu który jest neuroplastyczny, tyle razy powtarzając "wgrywamy" sobie taką rzeczywistość, a to nie jest prawda.

Prawdą jest Dobra Nowina, Dobra Nowina przyjęta do mojego nie współmałżonka serca, Dobra Nowina która przyciąga swoją życiodajnością, Dobra Nowina która jest źródłem nieustannej radości i wdzięczności.
Tak niech świeci wasze światło przed ludźmi, aby widzieli wasze dobre uczynki i chwalili Ojca waszego, który jest w niebie. Mt 5,16
Miłości bez Krzyża nie znajdziecie , a Krzyża bez Miłości nie uniesiecie . Jan Paweł II
Caliope
Posty: 3013
Rejestracja: 04 sty 2020, 12:09
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Czy warto mieć nadzieję? czy to koniec.

Post autor: Caliope »

ozeasz pisze: 08 sie 2022, 22:59
Bławatek pisze: 08 sie 2022, 21:34 Caliope tylko osoby mające do czynienia z "trudnym, zatwardziałym" małżonkiem mogą siebie zrozumieć. Może helenast miała/ma szczęście mieć lepszy materiał za męża. Nasi panowie raczej mało plastyczni, chętni do zmian. No cóż, może pozostanie nam wymienić ich na lepszy model i wieść szczęśliwe życie małżeńskie z kimś lepszym - to oczywiście żart
Bławatku i Caliope a gdyby tak przestać się koncentrować na tych "trudnych, zatwardziałych, mało plastycznych i chętnych do zmian mężach" a zająć się sobą, naprawą siebie, byciem szczęśliwym na co dzień, uśmiechniętym, zadowolonym, pełnym życia i pasji?

Bo mam wrażenie że o to chodzi Helenast, przestać narzekać jak ten przysłowiowy smerf maruda mantrując w kółko słowa: i tak się nie uda (kiedyś usłyszałem taką anegdotkę: jak się czegoś nie da zrobić, to puść tam kogoś kto o tym nie wie, wiele sytuacji zdarzyło się w moim życiu gdy to dziwne motto można by przyłożyć i działo się), a słowa mają moc, kodujemy to w mózgu który jest neuroplastyczny, tyle razy powtarzając "wgrywamy" sobie taką rzeczywistość, a to nie jest prawda.

Prawdą jest Dobra Nowina, Dobra Nowina przyjęta do mojego nie współmałżonka serca, Dobra Nowina która przyciąga swoją życiodajnością, Dobra Nowina która jest źródłem nieustannej radości i wdzięczności.
Tak niech świeci wasze światło przed ludźmi, aby widzieli wasze dobre uczynki i chwalili Ojca waszego, który jest w niebie. Mt 5,16
Nie wiem Ozeaszu, ja nie mam czasu narzekać, zajmować się myśleniem co ja źle zrobiłam i ile mam winy. Dużo i intensywnie pracuję, głównie tam jestem, po pracy jestem bardzo zmęczona, że jem i idę spać. Dlatego się nie da, bo się nie da, bo mi sie nie chce tym wszystkim już zajmować. Nie mam siły nawet na spacer, ani na jakieś plany, może i dobrze. Mężem niech się Bóg zajmie, ja już nie mam tu nic do roboty, swoje ze sobą zrobiłam, ostatnia rzeczą był powrót do pracy.
helenast
Posty: 2966
Rejestracja: 30 sty 2017, 11:36
Jestem: szczęśliwą żoną
Płeć: Kobieta

Re: Czy warto mieć nadzieję? czy to koniec.

Post autor: helenast »

Caliope pisze: 08 sie 2022, 19:01
helenast pisze: 08 sie 2022, 18:33
Caliope pisze: 08 sie 2022, 16:58
Może kiedyś zrozumiesz, że do miłości nie można zmusić, tym bardziej kogoś kto już zdecydował.
Zacytuj mi , gdzie ja napisałam ,żeby zmuszać do miłości ... ???
Piszesz, że można wszystko, czyli dla mnie też kogoś do czegoś zmusić. Tak odbieram twój przekaz, nie godzę się na moje życie, to zmuszę męża by mnie kochał i będę mu suszyć głowę kartką z internetu. Dlatego ja ciągle piszę, że się nie da i koniec.

,, ...Piszesz, że można wszystko, czyli dla mnie też kogoś do czegoś zmusić...,,

I dlatego może Wam się nie udaje - zmusić ??? ...

Jest to tylko Twoja i wyłącznie Twoja ( na marginesie totalnie mylna interpretacja tego co napisałam ) , więc nie wkładaj proszę w moje myśli i słowa swoich stwierdzeń ...
helenast
Posty: 2966
Rejestracja: 30 sty 2017, 11:36
Jestem: szczęśliwą żoną
Płeć: Kobieta

Re: Czy warto mieć nadzieję? czy to koniec.

Post autor: helenast »

ozeasz pisze: 08 sie 2022, 22:59
Bławatek pisze: 08 sie 2022, 21:34 Caliope tylko osoby mające do czynienia z "trudnym, zatwardziałym" małżonkiem mogą siebie zrozumieć. Może helenast miała/ma szczęście mieć lepszy materiał za męża. Nasi panowie raczej mało plastyczni, chętni do zmian. No cóż, może pozostanie nam wymienić ich na lepszy model i wieść szczęśliwe życie małżeńskie z kimś lepszym - to oczywiście żart
Bławatku i Caliope a gdyby tak przestać się koncentrować na tych "trudnych, zatwardziałych, mało plastycznych i chętnych do zmian mężach" a zająć się sobą, naprawą siebie, byciem szczęśliwym na co dzień, uśmiechniętym, zadowolonym, pełnym życia i pasji?

Bo mam wrażenie że o to chodzi Helenast, przestać narzekać jak ten przysłowiowy smerf maruda mantrując w kółko słowa: i tak się nie uda (kiedyś usłyszałem taką anegdotkę: jak się czegoś nie da zrobić, to puść tam kogoś kto o tym nie wie, wiele sytuacji zdarzyło się w moim życiu gdy to dziwne motto można by przyłożyć i działo się), a słowa mają moc, kodujemy to w mózgu który jest neuroplastyczny, tyle razy powtarzając "wgrywamy" sobie taką rzeczywistość, a to nie jest prawda.

Prawdą jest Dobra Nowina, Dobra Nowina przyjęta do mojego nie współmałżonka serca, Dobra Nowina która przyciąga swoją życiodajnością, Dobra Nowina która jest źródłem nieustannej radości i wdzięczności.
Tak niech świeci wasze światło przed ludźmi, aby widzieli wasze dobre uczynki i chwalili Ojca waszego, który jest w niebie. Mt 5,16
Wiesz ozeasz , myślę, że nie przestaną narzekać ... w ich charakterze jest być ofiarą i za wszelką cenę utrzymać tą pozycję ... mechanizm jest książkowy - odrzucić wszystko co mogłoby zmienić daną sytuację i skupić się na ataku osoby , która je zdemaskowała - ataku typu : nie przeszłaś tego co my - nie miała takiego zatwardziałego męża - nie ma wątku na forum , więc nie miała kryzysu , siłą się nic nie zrobi itd itd itd ... jak najbardziej umniejszyć czyjeś wieloletnie i trudne doświadczenie , podważyć i umniejszyć próbę formy działania , sposób , metody , propozycje oraz utwierdzać siebie i wszystkich,że się nie uda , że się już nie da etc... no cóż - taką wybrały drogę ich wola ...

Szkoda ,że w tych wszystkich pesymistycznych wpisach , wypowiedziach i stwierdzeniach brakuje wiary i nadziei , które daje nam BÓG ... wiary,że mogą się stać nawet cuda i że Bóg wesprze i pomoże we wszystkich działaniach - wystarczy tylko wiara- cierpliwość - czas , ufność, praca i wytrwałość ... no i podstawa - chęci ...
Bławatek
Posty: 1625
Rejestracja: 09 maja 2020, 13:08
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Czy warto mieć nadzieję? czy to koniec.

Post autor: Bławatek »

Ja wyznaję zasadę że mimo trudności i kłopotów idę dalej do przodu, z trudem, wysiłkiem robię co trzeba, nie poddaję się.

Powtórzę jeszcze raz - mój mąż przed ślubem był inny - chętny do rozmów, wspólnego czasu, wymyślał wycieczki, przyjeżdżał z innego miasta aby mnie do pracy zawieźć, po mojej pracy potrafił czekać na mnie nawet godzinę. Często dostawałam kwiaty, czekoladki, drobne prezenty. Nawet przyjeżdżał do mnie i mył mi podłogi bo chciał. Aż było tego wszystkiego za dużo. A po ślubie - zero rozmów, miłych słów, kwiatów, pomocy w domu.. tak jakby mnie zdobył i już nie musiał się starać. To moja wina?! Raczej nie. Pierwszy kryzys mieliśmy 1,5 roku po ślubie. Bo mój mąż nie chciał wziąć odpowiedzialności za rodzinę, zadbać o żonę i malutkie dziecko. To ja miałam poszukać mieszkanie dla nas, to ja miałam zarobić lub znaleźć pieniądze na wszystko. Inaczej byłam wychowana. U nas w rodzinie mężczyźni byli głównie odpowiedzialni za byt rodziny, kobiety owszem czasami pracowały (dużo miało komfort zostania w domu z dziećmi a powrotu do pracy jak dzieci podrosły lub też nie). OK, mogę być głównym żywicielem rodziny, ale niech druga osoba weźmie z moich barków trochę domowych obowiązków. Było tak, że spałam codziennie tylko po 4 godziny - dla mojego organizmu dużo za mało - i bywało tak, że w piątek już mi z tego niewyspania było niedobrze - tak reagował mój organizm - no ale ktoś musi ogarnąć dom - posprzątać, wyprać, wyprasować, ugotować, pozmywać, z dzieckiem się pobawić itp. itd. A doba ma tylko 24 godziny. Mąż który przed ślubem mył u mnie podłogi nawet po papierek na podłodze się nie schylił - a mi wytykał brud. Mój mąż nie garnął się do remontów. A ja wychowując dziecko małe i pracując zawodowo nie miałam czasu na malowanie. Gdy mąż odszedł to miałam dość, ale nie siadłam zapłakana i nie e zostałam z tym bałaganem tylko zakasałam rękawy i mieszkanko wyremontowałam. Przed odejściem męża popsuł się zamek w szopie gdzie mąż trzymał m.in. swój rower i narzędzia - w tym roku zdziwiony, że szopa prawie nie zamykana na klucz - no nie, bo tego naprawić nie potrafiłam, więc w końcu to naprawił, ale tylko dlatego, że tam są jego skarby. W tym roku zamiast odpoczywać każda wolną chwilę wykorzystuję na kolejne naprawy - syn idzie na rower to ja nie siadam na leżaku z książką tylko biorę do ręki szpachelke, pędzel, piłę - korzystam z chwil gdy nie muszę mieć syna na oku i działam. Dziś syn jest na wycieczce z kolegą to wzięłam wolne by pomalować płot. To są męskie zajęcia ale gdy się nie ma mężczyzny obok to trzeba samemu działać. Choć w tym czasie wolałabym upiec ciasto, albo zrobić wymyślny obiad, trudno nie da się często mieć wszystkiego. Nie narzekam - lubię to, wujkowie (niestety nie ojciec) nauczyli mnie wielu rzeczy - jedynie jeszcze się boję wiertarki i naprawy prądu, no ale nie muszę wszystkiego robić. Lubię chodzić do marketów budowlanych - zawsze kupię sobie gwoździe, śrubki, śrubokręty i inne przyda się. Nie znam żadnej innej takiej kobiety.

Czy ja narzekam, może bo nie takie miało być moje życie. Gdybym miała możliwość cofnoc się jeden raz w czasie to chciałabym zmienić to, że za męża bym nie wyszła. Trudno może bym syna nie miała, może bym była samotna, może bym była matką czwórki dzieci, albo zakonnicą. Jedno wiem na pewno - mając tą całą wiedzę drugi raz za swojego męża bym nie wyszła. Za dużo bólu i cierpienia - nie tylko mojego (bo ja dużo zniosę) ale mojego syna, a każdą matkę boli ból dziecka.

Mój syn choć duży chłopak nigdy nie prosił ojca by ten do nas wrócił, jak się modliliśmy wspólnie to nigdy o to nie prosił. Nigdy nie zapytał czy tata wróci. Ja tylko na początku, po odejściu męża powiedziałam "tata nie jest sobą, musi przemyśleć parę spraw i kiedyś wróci". Na tą chwilę mężowi dobrze mieszkać samemu - robi co chce , do nas wpada kiedy mi się chce, synem zajmuje się kiedy chce. Wielokrotnie próbowałam to pozmieniać, ale sie nie udało. Trudno, jest jak jest. Przestałam czekać i planować życie z mężem. Żyję pełnią życia, cieszę się tym co mam. Już mnie nie boli widok pełnych rodzin, szczęśliwych małżonków. (Choć teraz mi łezka poleciała, że ja jednak tego nie mam).

Może kiedyś będziemy razem, a może nie.

Teraz ogranicza mnie syn, ale zostało już tak niewiele do jego pełnoletności - oj, ile ja mam planów, ile będę działać, zwiedzać, świat zdobywać. Rano spakuję plecak, założę wygodne buty i ruszam zwiedzać świat. Komfort na który że względu na syna teraz nie mam szans. Ale udało mi się "sprzedać dziecko na całą niedzielę mężowi - i wyruszyłam w mini pielgrzymkę do niedalekiego sanktuarium. Tylko, że jak się nam prosić męża to wolę na tą chwilę odwlekać wszystko na przyszłość.

Męża nie zmienię, więc korzystam z okazji jakie mi daje los. Bogu męża oddałam. Ja zajmuję się sobą, na tyle ile są możliwości.

A to że ktoś ma "trudniej" nie znaczy że ciągle narzeka.

Mam koleżankę która w zeszłym roku wprowadziła się do nowego domu - marmury, kryształy, lustra od podłogi do sufitu - wszystko na zamówienie. Kasy włożyła dużo. Ciągle narzeka jak ma nieciekawie i ciągle by coś nowego zmieniła, bo znów w sklepach są nowinki. Ja mam meble sprzed 20 lat, łazienkę która prosi się o remont. Nie mam nawet tej kasy i męża robotnego co ona, więc nie zazdroszczę a potrafię cieszyć się z tego co mam, bo idąc ulicą dostrzegam biedniejszych od siebie, bezdomnych - oni mają tak niewiele, albo i nic, a ja jednak mam dach nad głową i starą łazienkę. Czy to jest narzekanie czy raczej wdzięczność, że jednak mam.

Helenast - chcesz nam wytykać nasz upór i narzekanie to może najpierw nas poznaj - nasze historie są szeroko opisane na forum, nie tylko w naszych wątkach. Czytając kilka postów jednej osoby można mieć mylne wyobrażenie o sytuacji.

Mogłabym napisać jeszcze wiele, no ale przecież płot na malowanie czeka 😁. A jak się uda to jeszcze wiele innych rzeczy zrobię. I może wieczorem ze zmęczenia nie będę mogła zasnąć, ale będę szczęśliwa, że tyle zrobiłam 😀
nałóg
Posty: 3318
Rejestracja: 30 sty 2017, 10:30
Jestem: szczęśliwym mężem
Płeć: Mężczyzna

Re: Czy warto mieć nadzieję? czy to koniec.

Post autor: nałóg »

Caliope pisze: 08 sie 2022, 19:01 Piszesz, że można wszystko, czyli dla mnie też kogoś do czegoś zmusić
Caliope, ta interpretacja o "zmuszeniu" wg mnie nigdzie nie wybrzmiała i jest chyba tylko Twoją .....
Bławatek pisze: 08 sie 2022, 21:34 Nasi panowie raczej mało plastyczni, chętni do zmian. No cóż, może pozostanie nam wymienić ich na lepszy model i wieść szczęśliwe życie małżeńskie z kimś lepszym - to oczywiście żart
jest takie dość uniwersalne powiedzenie :
zmieniaj siebie (a nie otoczenie) a pod wpływem Twoich zmian ma szansę zmienić się też i Twoje otoczenie, a już na pewno zmieni się Twoje postrzeganie tego otoczenia .
ozeasz pisze: 08 sie 2022, 22:59 Bławatku i Caliope a gdyby tak przestać się koncentrować na tych "trudnych, zatwardziałych, mało plastycznych i chętnych do zmian mężach" a zająć się sobą, naprawą siebie, byciem szczęśliwym na co dzień, uśmiechniętym, zadowolonym, pełnym życia i pasji?
:lol: podpisuję się pod tym
Takim moim doświadczeniem z autopsji i obserwacji jest dość często spotykany fakt ,że kobiety-żony mają skłonności od dnia ślubu zmieniania swoich wybranków.... poprawiania....wstydzenia się za nich...... strofowania....... alergicznego reagowania na widok współmałżonka siedzącego z gazetą lub przed TV.
I to też wybrzmiewa w części postów.
helenast pisze: 09 sie 2022, 4:56 w ich charakterze jest być ofiarą i za wszelką cenę utrzymać tą pozycję
ja to nazywam "odwróconą pychą" i tkwieniem w postawie ,że "jest mi tak żle że aż dobrze" bo mogę się użalać i narzekać , a to często jest przyczynkiem do zwolnienia się pracy nad sobą , nad zmianą siebie.

Oczywiści, że milej się żyje w relacji małżeńskiej i rodzinnej gdy strony relacji sa otwarte na siebie nawzajem...... gdy chcą aby druga strona była szcześliwa....gdy jest zachowana równowaga ....
Zwykle wymaga to jednak trochę wysiłku aby po okresie fascynacji, zauroczenia, intensywnego współżycia dołożyć wysiłku by poznać nie tylko drugą stronę lecz i siebie .
Te medialne równouprawnienie...... dzielenia pracy "na pół" są z natury nie realne. Moja współmałżonka mówi że równo uprawnienie międzypłciowe nastąpi wtedy gdy mężczyźni zaczną rodzić dzieci.

Nawet w trudnej relacji można być szczęśliwym...... bo szczęście jest we mnie.....a nie w drugim człowieku
PD
Lawendowa
Posty: 7663
Rejestracja: 30 sty 2017, 17:44
Jestem: po rozwodzie
Płeć: Kobieta

Re: Czy warto mieć nadzieję? czy to koniec.

Post autor: Lawendowa »

Ja byłabym daleka od stawiania znaku równości i wrzucania do jednego worka sytuacji Caliope i Bławatka. Ja widzę tam więcej różnic niż podobieństw i moim zdaniem warto odnosić się do ich sytuacji indywidualnie. Ot chociażby pierwsze z brzegu - jedna żona po urodzeniu dziecka została w domu opiekując się dzieckiem, druga wróciła do pracy; jeden mąż jest w domu cały czas, drugi wyprowadzil się i ze związku z kowalską ma dziecko pozamałżeńskie.
Nie wartościuję tego, a staram się widzieć indywidualnie tak te sytuacje, jak i postawy dziewczyn i ich reakcje na to co w ich małżeństwach się dzieje.
"Ty tylko mnie poprowadź, Tobie powierzam mą drogę..."
Caliope
Posty: 3013
Rejestracja: 04 sty 2020, 12:09
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Czy warto mieć nadzieję? czy to koniec.

Post autor: Caliope »

helenast pisze: 09 sie 2022, 4:29
Caliope pisze: 08 sie 2022, 19:01
helenast pisze: 08 sie 2022, 18:33

Zacytuj mi , gdzie ja napisałam ,żeby zmuszać do miłości ... ???
Piszesz, że można wszystko, czyli dla mnie też kogoś do czegoś zmusić. Tak odbieram twój przekaz, nie godzę się na moje życie, to zmuszę męża by mnie kochał i będę mu suszyć głowę kartką z internetu. Dlatego ja ciągle piszę, że się nie da i koniec.

,, ...Piszesz, że można wszystko, czyli dla mnie też kogoś do czegoś zmusić...,,

I dlatego może Wam się nie udaje - zmusić ??? ...

Jest to tylko Twoja i wyłącznie Twoja ( na marginesie totalnie mylna interpretacja tego co napisałam ) , więc nie wkładaj proszę w moje myśli i słowa swoich stwierdzeń ...
Nikogo się nie zmusić do niczego, tobie się udało, to możesz triumfować, masz męża który chciał naprawiać. Widać masz inny model niż cała reszta,a ja jeszcze nigdy nie narzekałam, nie wymagałam i nie krytykowałam, to robił mój mąż by przekraczać moje granice. Wolałam zaszyć się w kąciku i popłakać. Trzeba trafić, ja nie trafiłam, nie zamierzam z tego powodu popadać w depresję. Samej mi jest lepiej, szkoda, że skończyl się tydzień samotności. Nie tęskniłam za ustawianiem mojego życia pod kogoś.
Caliope
Posty: 3013
Rejestracja: 04 sty 2020, 12:09
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Czy warto mieć nadzieję? czy to koniec.

Post autor: Caliope »

nałóg pisze: 09 sie 2022, 9:39
Caliope pisze: 08 sie 2022, 19:01 Piszesz, że można wszystko, czyli dla mnie też kogoś do czegoś zmusić
Caliope, ta interpretacja o "zmuszeniu" wg mnie nigdzie nie wybrzmiała i jest chyba tylko Twoją .....
Bławatek pisze: 08 sie 2022, 21:34 Nasi panowie raczej mało plastyczni, chętni do zmian. No cóż, może pozostanie nam wymienić ich na lepszy model i wieść szczęśliwe życie małżeńskie z kimś lepszym - to oczywiście żart
jest takie dość uniwersalne powiedzenie :
zmieniaj siebie (a nie otoczenie) a pod wpływem Twoich zmian ma szansę zmienić się też i Twoje otoczenie, a już na pewno zmieni się Twoje postrzeganie tego otoczenia .
ozeasz pisze: 08 sie 2022, 22:59 Bławatku i Caliope a gdyby tak przestać się koncentrować na tych "trudnych, zatwardziałych, mało plastycznych i chętnych do zmian mężach" a zająć się sobą, naprawą siebie, byciem szczęśliwym na co dzień, uśmiechniętym, zadowolonym, pełnym życia i pasji?
:lol: podpisuję się pod tym
Takim moim doświadczeniem z autopsji i obserwacji jest dość często spotykany fakt ,że kobiety-żony mają skłonności od dnia ślubu zmieniania swoich wybranków.... poprawiania....wstydzenia się za nich...... strofowania....... alergicznego reagowania na widok współmałżonka siedzącego z gazetą lub przed TV.
I to też wybrzmiewa w części postów.
helenast pisze: 09 sie 2022, 4:56 w ich charakterze jest być ofiarą i za wszelką cenę utrzymać tą pozycję
ja to nazywam "odwróconą pychą" i tkwieniem w postawie ,że "jest mi tak żle że aż dobrze" bo mogę się użalać i narzekać , a to często jest przyczynkiem do zwolnienia się pracy nad sobą , nad zmianą siebie.

Oczywiści, że milej się żyje w relacji małżeńskiej i rodzinnej gdy strony relacji sa otwarte na siebie nawzajem...... gdy chcą aby druga strona była szcześliwa....gdy jest zachowana równowaga ....
Zwykle wymaga to jednak trochę wysiłku aby po okresie fascynacji, zauroczenia, intensywnego współżycia dołożyć wysiłku by poznać nie tylko drugą stronę lecz i siebie .
Te medialne równouprawnienie...... dzielenia pracy "na pół" są z natury nie realne. Moja współmałżonka mówi że równo uprawnienie międzypłciowe nastąpi wtedy gdy mężczyźni zaczną rodzić dzieci.

Nawet w trudnej relacji można być szczęśliwym...... bo szczęście jest we mnie.....a nie w drugim człowieku
PD
Nałogu, otoczenie się nie zmieni i dobrze o tym wiesz. Nie ma nigdy żadnego wpływu na otoczenie, każdy się rozczaruje.
Znowu jest: KAŻDA żona chce zmienić męża po ślubie NIE, to tez działa od drugiej strony, ja bylam zmieniana, od paznokci po rodzaj majtek. Wtedy jest dobrze?
To ja nie mogę posiedzieć z gazetą i przed telewizorem, to też jest od tej strony dobrze?
To nie jest cecha charakteru, najłatwiej jest oceniać, a jakoś mój mąż mnie wnerwia w mieszkaniu, a nie poza nim. A wnerwia mnie coraz bardziej swoim zachowaniem egoisty pod którego trzeba ustawiać grafik i trzymać się z uczuciami z daleka.
Caliope
Posty: 3013
Rejestracja: 04 sty 2020, 12:09
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Czy warto mieć nadzieję? czy to koniec.

Post autor: Caliope »

To mój wątek, więc przypomnę od początku, bo znowu jest wkładanie mnie do jednego worka z żonami narzekającymi, że mąż nie ma czasu, nie uprawiającymi z nimi seksu, bo nie, wymagającymi, krzyczącymi na mężów. Ja jestem na innej półce i zawsze byłam, sama ogarniająca wszystko, nie potrzebuję czasu męża, nie krytykuję, nie narzekam, nie wymagam, emocjonalnie jestem daleko, żeby nie było seksu, nie ja zdecydowałam. On za mnie robi to co podobno mam robić ja z narzekaniem i krytykowaniem. Co ja jeszcze mogę jak jestem sama ze wszystkim? muru nie chce już przebijać, cud by musiał się stać. Zajmuje się sobą, nie innymi ludźmi i tak jest lepiej dla mnie.
Ruta
Posty: 3297
Rejestracja: 19 lis 2019, 12:00
Jestem: w separacji
Płeć: Kobieta

Re: Czy warto mieć nadzieję? czy to koniec.

Post autor: Ruta »

Gdy jest się samotną matką jest czasem trudno. Mnie, Caliope, Bławatka łączy to, że mamy dzieci wymagające szczególnego wsparcia w rozwoju. Na całe szczęście nie są to niepełnosprawności kwalifikujące się do orzeczeń. Jednak z drugiej strony mamy takich dzieci nie mają wsparcia instytucjonalnego, większość zajęć jest odpłatna, większość rehabilitacji i wsparcia edukacyjnego robi się w domu. To spore obciążenie, czasowe, psychiczne, finansowe.

Podzielić się trudnościami, gdy jest ciężko, gdy jest potrzeba się wygadać, to nie to samo co tkwić w pozycji ofiary i nie ufać Bogu. Czasem tak po ludzku przychodzi zmęczenie, poczucie osamotnienia. Dobrze jest to zanosić Bogu, ale miło jest też móc podzielić się z ludźmi. I usłyszeć dobre słowo. Słowo wsparcia, docenienia, uznania. W domu tego nie mamy. Ja bardzo cenię pracę jaką wykonują dziewczyny, także Firekeeper i wiele innych forumowych mam dzieci wymagających wsparcia w rozwoju i z niepełnosprawnościami. A także pracę jaką każda z nas wykonuje nad sobą. Bez oglądania się na męża.

Nie widzę w dziewczętach ani braku wiary, ani tkwienia w pozycji ofiary. Raczej szukanie pozytywów, własny rozwój i zgodę na to, że mąż jest odrębnym człowiekiem i ma wolną wolę. A że czasem tęskni się za pełną rodziną, za wsparciem ze strony mężczyzny? No tęskni się. Normalne, ludzkie. Nie każdy mąż wraca od razu. Ja wiem, że każde sakramentalne małżenstwo jest do uratowania, ale myślę, że każde ma do przejscia swoją drogę. I jesli u Helenast sprawdziły się kartki, i mąż stał się mężem wzorowym, nie oznacza to, ze jest to recepta na wszystkie kryzysy

Staranie, żeby nawracać męża na równość w moim odczuciu nie ma sensu. Ja osobiście wykonałam mnóstwo pracy by zacząć zajmowac się sobą. Jeśli mój mąż zechce kiedyś dołączyć na powrót do rodziny ma otwarte drzwi. Ale ja przy nim dłubać nie zamierzam. W całości oddałam go Bogu, a jeśli tylko odkrywam, że coś jeszcze trzymam mężowskiego, staram się oddać i to. W te pędy.
Na ile mogę, na tyle dbam o zdrową relację tu i teraz.

Natomiast nie jest tak, że gdy mąż z automatu nie bierze na siebie odpowiedzialności, to winna jest żona. Mój mąż wybrał narkotyki, alkohol i kochankę która nie stawia przeszkód w takim stylu życia i go finansuje, od nowego stylowego mieszkania po samochód i pomaga mu ukrywać dochody, żeby nie płacił alimentów. Nie jest wierzącą osobą, żyje w środowisku laickim. Mojemu mężowi na dzis to odpowiada.
Ja wymagam abstynencji, pracy nad sobą i nie mam przywiązania do rzeczy materialnych, preferuję życie skromne. Nie zamierzam tego zmieniać. Ani z tego rezygnować. Wolę być sama, w separacji, niż z pijącym mężem.

Mój mąż znał mnie przed zawarciem ze mną ślubu. Niczego nie udawałam. Sama się na jakis czas zaplątałam w męza nalogi i swoje marzenia, ale wychodzę na prostą.

Lubię swoje zycie, chociaż jest trudne. I trudno mi samej dzwigać odpowiedzialność finansową, wychowawczą i każdą inną. Podobnie jak Bławatek, gdy mój młodszy syn stanie się samodzielny, mam masę planów. Na razie moim zadaniem jest go wychować. Samej, bo mąż ma udział jedynie okazjonalny i nie wygląda na to by miał ochotę to zmieniać w najblizszym czasie. Kartki tego nie zmienią. Modlę sie za niego.

Mam krzyż, bo jest to dla mnie krzyż, i samotne wychowanie i życie w pojedynkę. Chcialam mieć rodzinę, dzieci, męża. Zwykłe ludzkie, dziewczęce pragnienia. Boże. Biorę ten swój krzyż i niosę z Jezusem. I czuję się szczęśliwa. Pomimo bólu, jakiego doświadczam.
nałóg
Posty: 3318
Rejestracja: 30 sty 2017, 10:30
Jestem: szczęśliwym mężem
Płeć: Mężczyzna

Re: Czy warto mieć nadzieję? czy to koniec.

Post autor: nałóg »

Caliope pisze: 09 sie 2022, 12:03 Nałogu, otoczenie się nie zmieni i dobrze o tym wiesz.
Caliope, ależ ja pisałem o czymś co określiłem jako " może się zmienić" a nie że się zmieni. Znam dużo sytuacji gdy nastapily zmiany w otoczeniu choć najbardziej zmieniło się spojrzenie delikwentki/ta na otoczenie
Caliope pisze: 09 sie 2022, 12:03 KAŻDA żona chce zmienić męża po ślubie NIE

Caliope, ja nigdzie nie napisałem że "każda" a tylko że dość spora część żeńskiej populacji "pracuje" nad zmianą swoich wybranków.
Widzisz różnicę pomiędzy "każda" a "spora część"?
Caliope pisze: 09 sie 2022, 12:03 to tez działa od drugiej strony, ja bylam zmieniana, od paznokci po rodzaj majtek
co nie podważa mojej wypowiedzi o "sporej części kobiet"-prawda? a pro po.....a przed ślubem też Cię zmieniał? czy w 100% akceptował?
Caliope pisze: 09 sie 2022, 12:33 Co ja jeszcze mogę jak jestem sama ze wszystkim?
czyżby???a chyba Twój współmałżonek wyjechał z Waszym dzieckiem sam?
Caliope pisze: 09 sie 2022, 12:03 a jakoś mój mąż mnie wnerwia w mieszkaniu
uuuu to problem bo mnie się wydaje że to Ty się wnerwiasz widząc/czując męża w pobliżu........ mąż jest takim "stresorem-bodżcem" powodującym w Tobie wzburzenie?
Ja absolutnie nie chcę zaprzeczać Twoim uczuciom ...... choć jakby ciut spójności mi tu brakuje bo:
Caliope pisze: 09 sie 2022, 12:33 Ja jestem na innej półce i zawsze byłam, sama ogarniająca wszystko, nie potrzebuję czasu męża, nie krytykuję, nie narzekam, nie wymagam, emocjonalnie jestem daleko,
tzn żę "wnerwia> choć nic od niego nie potrzebujesz.....
PD
Caliope
Posty: 3013
Rejestracja: 04 sty 2020, 12:09
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Czy warto mieć nadzieję? czy to koniec.

Post autor: Caliope »

nałóg pisze: 09 sie 2022, 15:25
Caliope pisze: 09 sie 2022, 12:03 Nałogu, otoczenie się nie zmieni i dobrze o tym wiesz.
Caliope, ależ ja pisałem o czymś co określiłem jako " może się zmienić" a nie że się zmieni. Znam dużo sytuacji gdy nastapily zmiany w otoczeniu choć najbardziej zmieniło się spojrzenie delikwentki/ta na otoczenie
Caliope pisze: 09 sie 2022, 12:03 KAŻDA żona chce zmienić męża po ślubie NIE

Caliope, ja nigdzie nie napisałem że "każda" a tylko że dość spora część żeńskiej populacji "pracuje" nad zmianą swoich wybranków.
Widzisz różnicę pomiędzy "każda" a "spora część"?
Caliope pisze: 09 sie 2022, 12:03 to tez działa od drugiej strony, ja bylam zmieniana, od paznokci po rodzaj majtek
co nie podważa mojej wypowiedzi o "sporej części kobiet"-prawda? a pro po.....a przed ślubem też Cię zmieniał? czy w 100% akceptował?
Caliope pisze: 09 sie 2022, 12:33 Co ja jeszcze mogę jak jestem sama ze wszystkim?
czyżby???a chyba Twój współmałżonek wyjechał z Waszym dzieckiem sam?
Caliope pisze: 09 sie 2022, 12:03 a jakoś mój mąż mnie wnerwia w mieszkaniu
uuuu to problem bo mnie się wydaje że to Ty się wnerwiasz widząc/czując męża w pobliżu........ mąż jest takim "stresorem-bodżcem" powodującym w Tobie wzburzenie?
Ja absolutnie nie chcę zaprzeczać Twoim uczuciom ...... choć jakby ciut spójności mi tu brakuje bo:
Caliope pisze: 09 sie 2022, 12:33 Ja jestem na innej półce i zawsze byłam, sama ogarniająca wszystko, nie potrzebuję czasu męża, nie krytykuję, nie narzekam, nie wymagam, emocjonalnie jestem daleko,
tzn żę "wnerwia> choć nic od niego nie potrzebujesz.....
PD
Przed ślubem też mnie zmieniał, a ja się bałam odrzucenia i lykalam wszystko jak pelikan.
Sama jestem ze wszystkim, z emocjami, z potrzebami z pustymi zbiornikami.
Wnerwia, bo wiecznie coś mu nie pasuje i narzeka. Jak go teraz nie było miałam spokój święty.
Ok, dla mnie to prawie każda lub prawie każdy. Ciężko być w tym sobą.
I owszem zmienia się spojrzenie ma otoczenie, ale ono zostaje takie jak było.
ODPOWIEDZ