List do żony?
: 12 sty 2020, 13:50
Szybkie przypomnienie mojej sytuacji celem wprowadzenia do tematu.
Rok temu żona odeszła. Wynajęła pokój w miasteczku obok
"Wypaliłam się, kocham Cię jak starszego brata, zostańmy przyjaciółmi".
Powód: byłem tym typem męża, który nie jest złym człowiekiem, ale jak już jest żona to nie trzeba się starać, przyniosę kasę, jest stabilnie wiec jest ok. Oddalenie nawet fizyczne było.
Żona przez wszystkie lata znosiła to mając nadzieję na zmianę, dając sygnały, aż zbiorniczek z nadzieją się opróżnił.
Na 99 % nie było kowalskiego choć nawet jakby był to nie ma to dla mnie różnicy.
Ja w szoku, pełne zdziwienie.
Przez ostatni rok wróciłem do Kościoła, zbliżam się do Boga. To pomogło mi wiele zrozumieć. Wiele grzechów wobec zony, zaniedbań
Konkretne sytuacje potrafię dzisiaj zobaczyć w całkowicie odmiennym, właściwym świetle.
Nie wiem czy dzisiaj żona jest z jakimś kowalskim. Prosiła mnie o kontakt, ja odmówiłem twierdząc, że to dla mnie za trudne i rozbudza nadzieję.
Mimo to raz w miesiącu wysyła sms czy u mnie wszystko w porządku i prosi o to żebym dawał jej znać.
Pewnie trochę się martwi, a i trochę może ma wyrzuty sumienia.
Niedawno poprosiła o spotkanie, chce porozmawiać o rozwodzie.
I teraz tak.
Pisałem coś w stylu listu do żony.
Moje wszystkie wnioski i olśnienia jakie doznałem, o tym co zrobiłem źle i że teraz to widzę, o tym gdzie były moje zaniedbania, o tym ze zbliżyłem się do Boga ( to może być dla żony spore zaskoczenie).
O tym ze mogę się tylko domyślać jak cierpiała przez ten czas robiąc dobra minę do złej gry i mając nadzieję na zmianę.
Napisałem również o tym, ze proszę o wybaczenie i że wybaczam, jeśli jej coś ciąży na sumieniu.
Że będę się modlić za nią i za osobę, która będzie stała u jej boku.
Słowem, taki mój rachunek sumienia i zarazem prośba o wybaczenie i przyjęcie mojego wybaczenia.
Jak sądzicie, czy taki list mogę dac żonie? Nie ważne jak potoczy się sprawa z rozwodem.
Tylko raz, nie chciałbym, żeby czuła, ze jest jakby do czegoś namawiana czy przekonywana, dwa, że nie wiem czy to nie jest wbrew liście Zerty. Choć tutaj raczej ona nie ma juz zastosowania skoro nie żyjemy ponad rok ze sobą i nie widzieliśmy się.
Jak uważacie ?
Cos w stylu listu pożegnalnego. Choć nie przeczę, że z zawartą w nim nutką nadziei, że być może gdy za 2, 3 lata wpadnie jej w ręce, to może jej serce zabije mocniej???
Nie jest moją intencją manipulacja. To jest mój rachunek sumienia i prośba o jej wybaczenie, że zawiodłem.
Rok temu żona odeszła. Wynajęła pokój w miasteczku obok
"Wypaliłam się, kocham Cię jak starszego brata, zostańmy przyjaciółmi".
Powód: byłem tym typem męża, który nie jest złym człowiekiem, ale jak już jest żona to nie trzeba się starać, przyniosę kasę, jest stabilnie wiec jest ok. Oddalenie nawet fizyczne było.
Żona przez wszystkie lata znosiła to mając nadzieję na zmianę, dając sygnały, aż zbiorniczek z nadzieją się opróżnił.
Na 99 % nie było kowalskiego choć nawet jakby był to nie ma to dla mnie różnicy.
Ja w szoku, pełne zdziwienie.
Przez ostatni rok wróciłem do Kościoła, zbliżam się do Boga. To pomogło mi wiele zrozumieć. Wiele grzechów wobec zony, zaniedbań
Konkretne sytuacje potrafię dzisiaj zobaczyć w całkowicie odmiennym, właściwym świetle.
Nie wiem czy dzisiaj żona jest z jakimś kowalskim. Prosiła mnie o kontakt, ja odmówiłem twierdząc, że to dla mnie za trudne i rozbudza nadzieję.
Mimo to raz w miesiącu wysyła sms czy u mnie wszystko w porządku i prosi o to żebym dawał jej znać.
Pewnie trochę się martwi, a i trochę może ma wyrzuty sumienia.
Niedawno poprosiła o spotkanie, chce porozmawiać o rozwodzie.
I teraz tak.
Pisałem coś w stylu listu do żony.
Moje wszystkie wnioski i olśnienia jakie doznałem, o tym co zrobiłem źle i że teraz to widzę, o tym gdzie były moje zaniedbania, o tym ze zbliżyłem się do Boga ( to może być dla żony spore zaskoczenie).
O tym ze mogę się tylko domyślać jak cierpiała przez ten czas robiąc dobra minę do złej gry i mając nadzieję na zmianę.
Napisałem również o tym, ze proszę o wybaczenie i że wybaczam, jeśli jej coś ciąży na sumieniu.
Że będę się modlić za nią i za osobę, która będzie stała u jej boku.
Słowem, taki mój rachunek sumienia i zarazem prośba o wybaczenie i przyjęcie mojego wybaczenia.
Jak sądzicie, czy taki list mogę dac żonie? Nie ważne jak potoczy się sprawa z rozwodem.
Tylko raz, nie chciałbym, żeby czuła, ze jest jakby do czegoś namawiana czy przekonywana, dwa, że nie wiem czy to nie jest wbrew liście Zerty. Choć tutaj raczej ona nie ma juz zastosowania skoro nie żyjemy ponad rok ze sobą i nie widzieliśmy się.
Jak uważacie ?
Cos w stylu listu pożegnalnego. Choć nie przeczę, że z zawartą w nim nutką nadziei, że być może gdy za 2, 3 lata wpadnie jej w ręce, to może jej serce zabije mocniej???
Nie jest moją intencją manipulacja. To jest mój rachunek sumienia i prośba o jej wybaczenie, że zawiodłem.