Po Rozwodzie

Refleksje, dzielenie się swoimi przeżyciami...

Moderator: Moderatorzy

Triste
Posty: 445
Rejestracja: 11 kwie 2019, 9:14
Jestem: po rozwodzie
Płeć: Kobieta

Re: Po Rozwodzie

Post autor: Triste »

nałóg pisze: 25 lut 2020, 9:13 Kiedyś funkcjonowało takie powiedzenie: widziały gały co brały
Nawet moja psycholog takie coś powiedziała do męża na terapii :)
I tak rzeczywiście jest :) to stwierdzenie to samo sedno czy nam się to podoba czy nie .....
krople rosy

Re: Po Rozwodzie

Post autor: krople rosy »

s zona pisze: 25 lut 2020, 9:16 Nikt z nas nie zna Waszego malzenstwa ..

Ale wydaje mi sie ,ze szczesliwa, zakochana w czulego i troskliwego meza nie pisze takich rozpaczliwych postow
Zgoda. Z drugiej strony trudno sobie wyobrazić, że chamski, przemocowy i pewny siebie mąż pisze na forum i szuka pomocy.
Małgorzata Małgosia
Posty: 306
Rejestracja: 05 wrz 2019, 14:31
Jestem: po rozwodzie
Płeć: Kobieta

Re: Po Rozwodzie

Post autor: Małgorzata Małgosia »

Triste pisze: 25 lut 2020, 9:44
nałóg pisze: 25 lut 2020, 9:13 Kiedyś funkcjonowało takie powiedzenie: widziały gały co brały
Nawet moja psycholog takie coś powiedziała do męża na terapii :)
I tak rzeczywiście jest :) to stwierdzenie to samo sedno czy nam się to podoba czy nie .....
Dla mnie pogodzenie się z tym faktem było początkiem wychodzenia z poczucia bycia ofiarą, które do niczego nie prowadzi. Albo obwiniam siebie, że byłam taka głupia, albo męża, że okazał się głupi. Co mi z tego? Skoro decyduję się na wierność Bogu i przysiędze małżeńskiej, to jednocześnie akceptuję: tak wybrałam i kropka.
Do czego doprowadzi mnie obwinianie męża, albo siebie?
Moim zdaniem tylko do rozwodu i do odrzucenia wartości sakramentu, albo do nieustannego samobiczowania się: jaka to ja jestem nieszczęśliwa, o ja biedna, niech cały świat legnie teraz u mych stóp, żeby mi wynagrodzić. Albo: o ja biedna, niosę na barkach cierpienie całego świata, dźwigam krzyż i czuję się jak Chrystus, co tam On, ja to dopiero się poświęcam dla zbawienia tego swiata.

Trochę to brutalne co piszę, ale jeżeli chodzi o mnie samą to tak to zobaczyłam. Bardzo nie lubię trwać w roli ofiary, mówię temu dosyć i widzę, że dzięki temu Bóg otrzymuje ode mnie zielone światło, że wreszcie może zacząć działać w moim życiu.
To on niósł krzyż, On umarł na krzyżu, ja nie mam być Nim i jak cierpiętnik wlec swojego krzyża, do którego jeszcze sama dokładam kolejne warstwy, zeby było ciężej.
On za te wszystkie okrutne zachowania męża wobec mnie, za mój brak miłosci do niego i wobec siebie już umarł. Nie ja mam umierać. Moim zdaniem to jest też pycha.
Bo czym innym jest zgoda na cierpienie, a czym innym cierpiętnictwo.
Ja biorę swój krzyż przebaczając mężowi, że opuścił mnie w najtrudniejszym momencie mojego życia i decydując się na trwanie w wierności takiemu niewiernemu mężowi. Nie odpłacam mu pięknym za nadobne.
"Widziały gały co brały" po prostu. Nie podmienili go kosmici, pewne cechy zawsze miał, a tylko ja w pewien sposób poślubiłam swoją fantazję na jego temat. Czy to jego wina?
Absolutnie nie.
"Ty zaś powróć do Boga swojego - strzeż pilnie miłości i prawa i ufaj twojemu Bogu!" (Oz 12, 7).
Jezu ufam Tobie.
Chile
Posty: 29
Rejestracja: 17 lut 2020, 14:00
Jestem: po rozwodzie
Płeć: Kobieta

Re: Po Rozwodzie

Post autor: Chile »

Małgorzata Małgosia pisze: 25 lut 2020, 10:39
Dla mnie pogodzenie się z tym faktem było początkiem wychodzenia z poczucia bycia ofiarą, które do niczego nie prowadzi. Albo obwiniam siebie, że byłam taka głupia, albo męża, że okazał się głupi. Co mi z tego? Skoro decyduję się na wierność Bogu i przysiędze małżeńskiej, to jednocześnie akceptuję: tak wybrałam i kropka.
Do czego doprowadzi mnie obwinianie męża, albo siebie?
Moim zdaniem tylko do rozwodu i do odrzucenia wartości sakramentu, albo do nieustannego samobiczowania się: jaka to ja jestem nieszczęśliwa, o ja biedna, niech cały świat legnie teraz u mych stóp, żeby mi wynagrodzić. Albo: o ja biedna, niosę na barkach cierpienie całego świata, dźwigam krzyż i czuję się jak Chrystus, co tam On, ja to dopiero się poświęcam dla zbawienia tego swiata.

Trochę to brutalne co piszę, ale jeżeli chodzi o mnie samą to tak to zobaczyłam. Bardzo nie lubię trwać w roli ofiary, mówię temu dosyć i widzę, że dzięki temu Bóg otrzymuje ode mnie zielone światło, że wreszcie może zacząć działać w moim życiu.
To on niósł krzyż, On umarł na krzyżu, ja nie mam być Nim i jak cierpiętnik wlec swojego krzyża, do którego jeszcze sama dokładam kolejne warstwy, zeby było ciężej.
On za te wszystkie okrutne zachowania męża wobec mnie, za mój brak miłosci do niego i wobec siebie już umarł. Nie ja mam umierać. Moim zdaniem to jest też pycha.
Bo czym innym jest zgoda na cierpienie, a czym innym cierpiętnictwo.
Ja biorę swój krzyż przebaczając mężowi, że opuścił mnie w najtrudniejszym momencie mojego życia i decydując się na trwanie w wierności takiemu niewiernemu mężowi. Nie odpłacam mu pięknym za nadobne.
"Widziały gały co brały" po prostu. Nie podmienili go kosmici, pewne cechy zawsze miał, a tylko ja w pewien sposób poślubiłam swoją fantazję na jego temat. Czy to jego wina?
Absolutnie nie.
Długo Ci Małgorzto zajęło dojście do takiego stanu? W innym wątku doczytałam, że gdzieś z pół roku? Podejrzewam, że włożyłaś też ogrom swojej pracy nad sobą. Jesteś pod opieką jakiegoś terapeuty, czy wszystko sama?
Małgorzata Małgosia
Posty: 306
Rejestracja: 05 wrz 2019, 14:31
Jestem: po rozwodzie
Płeć: Kobieta

Re: Po Rozwodzie

Post autor: Małgorzata Małgosia »

Chile pisze: 25 lut 2020, 13:47
Małgorzata Małgosia pisze: 25 lut 2020, 10:39
Dla mnie pogodzenie się z tym faktem było początkiem wychodzenia z poczucia bycia ofiarą, które do niczego nie prowadzi. Albo obwiniam siebie, że byłam taka głupia, albo męża, że okazał się głupi. Co mi z tego? Skoro decyduję się na wierność Bogu i przysiędze małżeńskiej, to jednocześnie akceptuję: tak wybrałam i kropka.
Do czego doprowadzi mnie obwinianie męża, albo siebie?
Moim zdaniem tylko do rozwodu i do odrzucenia wartości sakramentu, albo do nieustannego samobiczowania się: jaka to ja jestem nieszczęśliwa, o ja biedna, niech cały świat legnie teraz u mych stóp, żeby mi wynagrodzić. Albo: o ja biedna, niosę na barkach cierpienie całego świata, dźwigam krzyż i czuję się jak Chrystus, co tam On, ja to dopiero się poświęcam dla zbawienia tego swiata.

Trochę to brutalne co piszę, ale jeżeli chodzi o mnie samą to tak to zobaczyłam. Bardzo nie lubię trwać w roli ofiary, mówię temu dosyć i widzę, że dzięki temu Bóg otrzymuje ode mnie zielone światło, że wreszcie może zacząć działać w moim życiu.
To on niósł krzyż, On umarł na krzyżu, ja nie mam być Nim i jak cierpiętnik wlec swojego krzyża, do którego jeszcze sama dokładam kolejne warstwy, zeby było ciężej.
On za te wszystkie okrutne zachowania męża wobec mnie, za mój brak miłosci do niego i wobec siebie już umarł. Nie ja mam umierać. Moim zdaniem to jest też pycha.
Bo czym innym jest zgoda na cierpienie, a czym innym cierpiętnictwo.
Ja biorę swój krzyż przebaczając mężowi, że opuścił mnie w najtrudniejszym momencie mojego życia i decydując się na trwanie w wierności takiemu niewiernemu mężowi. Nie odpłacam mu pięknym za nadobne.
"Widziały gały co brały" po prostu. Nie podmienili go kosmici, pewne cechy zawsze miał, a tylko ja w pewien sposób poślubiłam swoją fantazję na jego temat. Czy to jego wina?
Absolutnie nie.
Długo Ci Małgorzto zajęło dojście do takiego stanu? W innym wątku doczytałam, że gdzieś z pół roku? Podejrzewam, że włożyłaś też ogrom swojej pracy nad sobą. Jesteś pod opieką jakiegoś terapeuty, czy wszystko sama?
Odkąd mąż mnie poinformował, że koniec małżeństwa (na marginesie-leżałam wtedy na łóżku rehabilitacyjnym, a on siedział na krześle obok i niezwykle szczęśliwy był, że wreszcie wyjawił prawdę :lol: ) do teraz mija już prawie 8 miesięcy. Natomiast jakakolwiek praca nad sobą zaczęła się na początku września, kiedy wysłuchałam świadectwa Ani Jednej o wartości obrączki i zrozumiałam w jednej chwili, że nie idę właściwą drogą. Wtedy też zarejestrowałam się na forum i na początku pomagało mi w otwieraniu oczu czytanie odpowiedzi doświadczonych Sycharków w różnych wątkach, słuchanie konferencji sycharowskich, rozważanie Procesu przebaczania, modlitwa egzorcyzmem małżeńskim, w ogóle mnóstwo modlitwy, bo byłam na zwolnieniu lekarskim przez ten cały czas, następnie dołączenie do grupy modlitewnej na Skype, a teraz na 12 kroków. Do psychologa zaczęłam chodzić ok.miesiąc temu, więc wszystko do czego doszłam wewnętrznie to efekt bycia blisko z Bogiem i wspólnotą Sychar.
"Ty zaś powróć do Boga swojego - strzeż pilnie miłości i prawa i ufaj twojemu Bogu!" (Oz 12, 7).
Jezu ufam Tobie.
LvnWthHpe20
Posty: 121
Rejestracja: 09 lip 2019, 6:41
Jestem: po rozwodzie
Płeć: Mężczyzna

Re: Po Rozwodzie

Post autor: LvnWthHpe20 »

Drodzy sycharowicze,

O tej wspólnocie dowiedziałem się od żony, 7 miesięcy po ślubie.

Jak ja ściągnąłem do stanow, i miała już pobyt stały, legalny. Zawiozłem na egzamin prawa jazdy, dałem klucze, dopisałem do ubezpiecznia, itd itd.

Zaprowadziłem na język angielski, chodziłem do szkoły jak mnie prosiła, wyciągnąć grafik, itp itp.

Ona doceniała w taki sposób ze przed moimi rodzicami, no chodź stary idziemy już. Moja mamę to zabolało, i powiedziała widziały gały co brały.

To ona zucala obrączka oskarżając mnie o zdrady i kto wie co. To jest koszmar, ona pochodzi z rodziny rozwodników i to jej ojczym powiedział jak ci będzie złe wracaj do domu. To było jego błogosławieństwo.

Dziękuje wszystkim za wasze opinie, i wiem ze każdy by chciał pomoc rozwiązać taki kryzys ale tylko Pan może. My możemy doradzać my możemy wskazówki dawać. Ale duma i egoizm tak właśnie zadzi.

Moja rodzina, ojciec bardziej dominujący, mama uległa. Ale się dogadują. Ja byłem w roli dominatora, pokazałem nowy świat, wysłałem na zajęcia, żeby się odnalazła.
Szczęśliwy mąż, który nie idzie za rada występnych, nie wchodzi na drogę grzeszników i nie siada w kole szyderców, lecz ma upodobanie w Prawie Pana, nad Jego Prawem rozmyśla dniem i nocą”(Ps 1, 1-2)
Pavel
Posty: 5131
Rejestracja: 03 sty 2017, 21:13
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Mężczyzna

Re: Po Rozwodzie

Post autor: Pavel »

Obawiam się Przegrany37, że Pan Bóg za ciebie nie zrobi nic.
A sama modlitwa również za wiele nie zdziała.

Jeżeli to forum czyta twoja żona, to swoimi wpisami raczej nie powodujesz refleksji powrotu.
Osobiście mam wrażenie, że szybciej pomyślałaby coś w stylu: „dobrze, że już z nim nie jestem”.
Jeżeli ja, forumowicz patrzący z boku, tak twoje pisanie odbieram, może jednak mam ku temu powody?
Co z tym zrobisz - Twoja wola, decyzja i konsekwencje.
"Bóg nie działa poza wolą człowieka i poza jego wysiłkiem.(...) Założenie, że jeśli się pomodlimy, to będzie dobrze, jest już wiarą w magię." ks. dr. Grzegorz Strzelczyk
Ukasz

Re: Po Rozwodzie

Post autor: Ukasz »

tata999 pisze: 24 lut 2020, 21:33 Dlaczego insynuujecie, że Przegrany37 używał przemocy fizycznej i to do tego stopnia, że ofiara "wylądowała w szpitalu"? Zwłaszcza po tym, jak Przegrany37 napisał, że po przeprowadzonym śledztwie w sądzie kryminalnym został uniewinniony i zakaz zbliżania zniesiony. [...] Taki publiczny lincz na forum katolickim.
Nikt tu Przegranemu nic nie insynuował. Po prostu pytaliśmy go, czy zarzuty wobec niego, postawione tu na forum przez jego żonę, są prawdziwe. Przede wszystkim ten o kilkakrotnym zastosowaniu przemocy fizycznej, ale również inne. Żeby pomóc, zrozumieć jego sytuację, taka wiedza wydała się mi - i nie tylko mi - potrzebna. Przegrany nie odpowiedział. Ani ochrona anonimowości, ani zarzucenie żonie kłamstwa w tej sprawie, ani informacja o rozstrzygnięciach sądowych nie ma tu nic do rzeczy. Sąd mógł tylko stwierdzić, czy są dowody potwierdzające oskarżenie - i orzekł, że ich nie było. A żona mogła kłamać, ale nie w zasadniczej kwestii. Przyznam, że zupełnie nie rozumiem, dlaczego gospodarz tego wątku nie chce odpowiedzieć.
Odpowiedział po części na zarzut poniżania żony - z jego własnych słów wyłania się głęboka pogarda wobec niej. Dla mnie ona aż bije z niemal każdego postu. Moje doświadczenie jest takie, że nic skuteczniej nie gasi miłości niż pogarda.
Przegrany37 pisze: 25 lut 2020, 16:57 Moja rodzina, ojciec bardziej dominujący, mama uległa. Ale się dogadują. Ja byłem w roli dominatora, pokazałem nowy świat, wysłałem na zajęcia, żeby się odnalazła.
Widzisz Przegrany - Twoja żona nie chciała być uległa, nie zaakceptowała dominatora nad sobą, roli dziewczynki, której trzeba pokazywać nowy świat, wysyłać ją, żeby się odnalazła. Moim zdaniem dobrze, że nie weszła w taką rolę, bo to nie dawało żadnych szans na zbudowanie zdrowych relacji. Trwanie w takim układzie byłoby z wielką szkodą dla Was obojga. Nie oceniam w żadnym stopniu, jak ten sprzeciw wyraziła, ani błędów z jej strony, bo jej teraz tutaj nie ma.
Często tu mówimy, że każdy kryzys jest po coś. W tym wypadku ów cel wydaje się być bardzo wyraźny: dla Ciebie, Przegrany, po to, żebyś nauczył się mądrze kochać swoją żonę. Z szacunkiem. Nie ma w życiu cenniejszej umiejętności niż miłość, a nie nauczysz się kochać innych ludzi nie umiejąc pokochać własnej żony. I możesz zabrać się za tę naukę od razu, tu i teraz, nie oglądając się na to, co robi żona (z którą, jak piszesz, nie masz kontaktu). Spójrz na Twój stosunek do niej. Twoje i jej posty mogą być świetnym ćwiczeniem na początek. Możesz skorzystać z pomocy forum, jeśli chcesz, i dzielić się z nami tymi spostrzeżeniami. Sądzę, że dostaniesz duże wsparcie. Możesz też to robić zupełnie sam lub np. z terapeutą. To Twój wybór, czy to zrobisz i jak.
Moja żona również zarzucała mi brak szacunku. Też wzywała na mnie policję, też oskarżyła mnie o stosowanie przemocy, o poniżanie i znęcanie się nad nią. Nigdy nie chciała zajrzeć na to forum i niestety nikt tu nie może usłyszeć tej historii z jej strony. W zasadzie ja też nie mogę, bo docierają do mnie tylko odpryski, słowa powtórzone przez inne osoby, widzę jakieś skutki i staram się zrozumieć przyczyny. Bardzo bym chciał, żeby ona opowiedziała mi swój żal. Nie chce i ja nie mam na to wpływu.
Twój wątek dał mi jednak do myślenia, skłania mnie do tego, żeby bardziej uważać myśląc i pisząc o niej. Żeby to nie był czarny obraz. Za tę przestrogę Ci dziękuję.
LvnWthHpe20
Posty: 121
Rejestracja: 09 lip 2019, 6:41
Jestem: po rozwodzie
Płeć: Mężczyzna

Re: Po Rozwodzie

Post autor: LvnWthHpe20 »

Jestem wdzięczny wszystkim za wpisy, i za ta organizacje. Wiem ze każdy może pracować nad sobą. Mój opis ze pokazałem inny świat miał znaczyć. Przywiozłem 24 letnia kobietę do stanow, jej mamie obiecałem ze będę o nią dbał. Wywiazywalem się z tego, jak przyleciała do stanow ja odrazy zadzwoń do mamy, bo ja trzepali na granicy 4h. Jej odpowiedz „ja się matki cycka nie trzymam” a ja gały, ze co?

Świat w stanach jest okropnie zlewicowany, ja chciałem żeby podstaw się nauczyła, w plu szkoły żadnej nie skończyła, widziałem ze to będzie ciężka praca, bo sam tu przyjechałem bez języka bez znajomych bez niczego. Wiem jak ciezko jest na początku. Ja chciałem dobrze, a ona do mnie kiedyś co byś zrobił jak bym tyłek dała innemu facetowi. No jak żona tak może mówić, ona potrzebuje dowartościowania, jakiegoś, ja funkcjonowałem jak dorosła osoba, pilot w liniach, który musi być pewny siebie bo jak mu silnik pierdyknie to spadnie w ziemie. Po prostu, nie owijamy tutaj tez tych zeczy, patrzmy realnie. Każdy ma stresy.

Owszem szarpanina była, lecz w stanach facet okładany przez kobietę ma prawo się bronić. Ona rzuciła miskami ceramicznymi o ziemie, ja ja chwyciłem od uścisku zsiniaczylem bicepta jej, a ona na mnie już wyciągnęła
Szczęśliwy mąż, który nie idzie za rada występnych, nie wchodzi na drogę grzeszników i nie siada w kole szyderców, lecz ma upodobanie w Prawie Pana, nad Jego Prawem rozmyśla dniem i nocą”(Ps 1, 1-2)
Małgorzata Małgosia
Posty: 306
Rejestracja: 05 wrz 2019, 14:31
Jestem: po rozwodzie
Płeć: Kobieta

Re: Po Rozwodzie

Post autor: Małgorzata Małgosia »

Wiesz, to, że w Stanach facet może bronić się przed kobietą...w Stanach ludzie pozywają się nawzajem za najmniejszą bzdurę: psy się pogryzły i właściciele idą do sądu.
Każdy Stan ma swoje prawo, w niektórych możesz zastrzelić tego kto wszedł na Twoją posesję. Itd.itp.
Jeżeli pasuje Ci przyjmowanie tego co proponuje ten kraj, to ok.
W Polsce też żyją niezrównoważone emocjonalnie kobiety, tak jak i mężczyźni i uważam, że lepsze jest jednak prawo, które zabrania podnoszenia ręki na kogokolwiek i wezwanie policji kiedy ktoś Cię atakuje. Chyba, że chodzi o autentyczne zagrożenie życia, wtedy każdy ma prawo się bronić.
A z tego co piszesz to wygląda tak, że Tobie pasuje, że zgodnie z prawem możesz wyrządzać krzywdę, a Twojej żonie pasuje, że może Cię sprowokować, żeby pozwać.

Współczuję Wam obojgu. Jeżeli mimo wszystko naprawdę chciałbyś zmienić swoje życie, zrozumieć powody dla których w ten sposób reagujesz, bardzo polecam Strumienie Życia. Jest to program stworzony przez Andrew Cominsky pn. Living Waters i odbywa się w Stanach. W Polsce - Strumienie Życia.
Poznałam Andrew osobiście i uważam, że jest bożym człowiekiem, a ten program pomaga w odkryciu swojej relacji z Bogiem i zrozumieniu (i pokochaniu) ludzi, którzy nas otaczają i samych siebie przede wszystkim.
Mam nadzieję, że moderatorzy pozwolą na ten link (mimo że po angielsku), podaję go ze względu na specyficzną sytuację Przegranego, który mieszka w Stanach i z pewnością posługuje się biegle angielskim:
https://desertstream.org/our-staff/andrew-comiskey/
Ostatnio zmieniony 26 lut 2020, 21:13 przez Al la, łącznie zmieniany 1 raz.
Powód: Powyższy post został zatwierdzony, pomimo linka do obcojęzycznej strony. Jednocześnie moderacja podaje link do strony polskiej http://strumieniezycia.pl/
"Ty zaś powróć do Boga swojego - strzeż pilnie miłości i prawa i ufaj twojemu Bogu!" (Oz 12, 7).
Jezu ufam Tobie.
Chile
Posty: 29
Rejestracja: 17 lut 2020, 14:00
Jestem: po rozwodzie
Płeć: Kobieta

Re: Po Rozwodzie

Post autor: Chile »

Małgorzata Małgosia pisze: 25 lut 2020, 16:34 Odkąd mąż mnie poinformował, że koniec małżeństwa (na marginesie-leżałam wtedy na łóżku rehabilitacyjnym, a on siedział na krześle obok i niezwykle szczęśliwy był, że wreszcie wyjawił prawdę :lol: ) do teraz mija już prawie 8 miesięcy. Natomiast jakakolwiek praca nad sobą zaczęła się na początku września, kiedy wysłuchałam świadectwa Ani Jednej o wartości obrączki i zrozumiałam w jednej chwili, że nie idę właściwą drogą. Wtedy też zarejestrowałam się na forum i na początku pomagało mi w otwieraniu oczu czytanie odpowiedzi doświadczonych Sycharków w różnych wątkach, słuchanie konferencji sycharowskich, rozważanie Procesu przebaczania, modlitwa egzorcyzmem małżeńskim, w ogóle mnóstwo modlitwy, bo byłam na zwolnieniu lekarskim przez ten cały czas, następnie dołączenie do grupy modlitewnej na Skype, a teraz na 12 kroków. Do psychologa zaczęłam chodzić ok.miesiąc temu, więc wszystko do czego doszłam wewnętrznie to efekt bycia blisko z Bogiem i wspólnotą Sychar.
A mogę spytać, czy macie dzieci? Nie musisz oczywiście odpowiadać. Mnie właśnie posiadanie małych dzieci mocno blokuje - mąż jest dla nich dobrym ojcem. Oczywiscie znam te wszystkie teorie o złych wzorcach w rodzinie bez miłości, w rodzinie w obłudzie. Ale i tak mnie to blokuje. Boję się konsekwencji dla dzieci.
Longines
Posty: 67
Rejestracja: 03 sty 2020, 11:01
Jestem: po rozwodzie
Płeć: Mężczyzna

Re: Po Rozwodzie

Post autor: Longines »

Twoja historia choć smutna, jest bardzo typowa.
Tutaj sporo osób zwraca uwagę na zupełnie odmienne przedstawianie sprawy przez Twoją żonę-po-rozwodzie.
Ale to też jest bardzo typowe...

Zastanów się na chłodno, dlaczego ona za Ciebie wyszła. Czy ludzie, którzy kochają tak się zachowują. O czym świadczy taka szybka zmiana zachowania zaraz po ślubie? Bo widzisz, nie wszyscy biorą ślub w celu założenia rodziny, wychowania dzieci i z miłości. Nie wszyscy robią to z uczciwych pobudek. Dla Katolika przysięga małżeńska staje się osią wokół której kręci się reszta życia. Ale niemało jest ludzi, dla których nie ma to żadnej mocy i żadnej wartości. Pilot, obywatelstwo amerykańskie, możliwość wyjazdu do USA.
Zastanów się czy to nie było motywacją.
W tej chwili i tak nic nie zrobisz. Możesz tylko NIE ZMARNOWAĆ tego czasu który jest przed Tobą. Trzymaj się przyjaciół, dbaj o kondycję fizyczną. Mi w analogicznej sytuacji bardzo pomógł sport i garstka przyjaciół.
I z czasem dowiesz się jak radzi sobie żona. I czy nadal jest smutną zagubioną kobietą, samą i nieporadną w obcym kraju. Siła spokoju, samorozwój. Sam się przekonasz.
LvnWthHpe20
Posty: 121
Rejestracja: 09 lip 2019, 6:41
Jestem: po rozwodzie
Płeć: Mężczyzna

Re: Po Rozwodzie

Post autor: LvnWthHpe20 »

W przeddzień przed ślubem w samochodzie. Jechałem z nią samochodem i wyłożyłem kawę na ławę. „Kochanie, jutro stajemy przed Bogiem, będziemy prosić o jego błogosławieństwo, jeśli widzisz coś we mnie nie halo, mów, można to przesunąć, tylko nie róbmy nic na przymus.” Jej odpowiedz ja chce z tobą być. Ja w kościele się modliłem o błogosławieństwo na drugi dzień, a ona mnie później oskarżyła ze się nie patrzyłem w kamerę na dobre zdj. To ty poszłaś pozować do kościoła, czy się modlić.

Po pierwszym tańcu, padłem na kolano wyciągałem z garnituru biała róże i na środku parkietu, mojej żonie wręczyłem. To była moja pomysłowość, do niej, dla osoby która kocham. Poprosiłem ja o rękę z miłości, i nawet po tym jak próbowała mnie zniszczyć prawem, to ja kocham, ale granica jest dopóty ona nie zapracuje nad swoimi wybuchami nie ma o czym gadać, ja mogę pomoc ale ona musi sama ze h iść się przyznać, jak okropnie zazdrosna była o swojego pilota,

Dzisaj ona ma focie na fejsie, wargi sobie powiększyła plastycznie i nadrabia samoocena u hirurgow, makijażystek itp.

A przed ślubem po makijażu ślubnym padła mi w ramiona i się rozpłakała ze za dużo naładowali jej postów, i narzeczonemu nie będzie się podobać, a ja kochanie zmyj jak ci się nie podoba i przed siebie, tu jest osoba krucha i wrażliwa co ja wiedziałem ale nie mogłem sobie z tym poradzić.
Szczęśliwy mąż, który nie idzie za rada występnych, nie wchodzi na drogę grzeszników i nie siada w kole szyderców, lecz ma upodobanie w Prawie Pana, nad Jego Prawem rozmyśla dniem i nocą”(Ps 1, 1-2)
LvnWthHpe20
Posty: 121
Rejestracja: 09 lip 2019, 6:41
Jestem: po rozwodzie
Płeć: Mężczyzna

Re: Po Rozwodzie

Post autor: LvnWthHpe20 »

Dla czego nie byłem poniżany przed ślubem? A pobslubie, nazywany starym idiota, i to przed obcymi ludźmi, a ja to przyjmowałem na klatę, dla czego? Dla czego zucala obrączka przed mama, bratem. Ja pytam, dla czego?
Szczęśliwy mąż, który nie idzie za rada występnych, nie wchodzi na drogę grzeszników i nie siada w kole szyderców, lecz ma upodobanie w Prawie Pana, nad Jego Prawem rozmyśla dniem i nocą”(Ps 1, 1-2)
Lawendowa
Posty: 7663
Rejestracja: 30 sty 2017, 17:44
Jestem: po rozwodzie
Płeć: Kobieta

Re: Po Rozwodzie

Post autor: Lawendowa »

Przegrany37 pisze: 26 lut 2020, 13:52 Dla czego nie byłem poniżany przed ślubem?
Wiesz, że identyczne pytania mogłaby zadać Twoja żona?

Jak wyglądało Wasze narzeczeństwo i przygotowania do ślubu? Jak dobrze znaliście się się przed ślubem?
"Ty tylko mnie poprowadź, Tobie powierzam mą drogę..."
ODPOWIEDZ