Unieważnić czy ratować?...

Refleksje, dzielenie się swoimi przeżyciami...

Moderator: Moderatorzy

krople rosy

Re: Unieważnić czy ratować?...

Post autor: krople rosy »

nałóg pisze: 23 sty 2020, 11:35 KR, czy to sarkazm? Autorka jest tu, na określonym forum i tu pisząc liczy zapewne na zwroty.
Żaden sarkazm. Zwykłe pytanie. Bo widzę żę w wielu watkach wtracane są informacje na temat szkodliwości pornografii i nie byłoby w tym dla mnie nic dzwinego, gdyby nie to że posty mają charakter wykładu zamiast indywidualnego podejścia do historii uzytkownika.
Równie dobrze może by te posty przekazywać na zasadzie: kopiuj wklej.
Oprócz tego moim zdaniem, trochę się fiksujecie na temacie porno gdziekolwiek ten watek ma miejsce. Autorka zaledwie napisała kilka postów a tu znów problem skupił się w jednym punkcie: pornografia. I sztampowe posty.
Zwykle problemy kryzysowe w małżeństwie się łączą i mieszają. Nie ma tak, że jest jeden i wokół tego jednego trzeba się kręcić.
nałóg pisze: 23 sty 2020, 11:35 a może np. podejmować wysiłek aby zmienić swoje postawy wobec męża które mogą skutkować podjęciu przez niego decyzji o otwarciu się na pomoc i leczenie. Może "podbijać dno" i nie chronić męża przed konsekwencjami , nie trzymać w tajemnicy wobec bliskich powodów kryzysu
Dla mnie to naciaganie struny . A już porada, by nie trzymać w tajemnicy małzeńskiego, intymnego problemu jest dla mnie nie do przyjęcia. Nie wiem w jaki sposób ma to pomóc w tej sytuacji. Dla mnie to prosta recepta by maż obnazony i zdiagnozowany skłonił się ku czekającej na niego kowalskiej, która go zrozumie i na pewno pocieszy.
krople rosy

Re: Unieważnić czy ratować?...

Post autor: krople rosy »

Dla mnie z treści tych kilku postów Chryzantemy wyłania się kilka warst problemów:
- spaczony obraz seksualności o czym informuje Autorka ( a jakie mamy myslenie takie są nasze czyny i wewnetrzne nastawienie)
- problem jej męża z pornografią
- romans męża.
- poddanie się męża w kwestii kontynuowania małzeńskiej realcji.
Tyle wiadomo. Żeby zobaczyć więcej zależy od Autorki czy zechce kontynuować wątek.
Ruta
Posty: 3297
Rejestracja: 19 lis 2019, 12:00
Jestem: w separacji
Płeć: Kobieta

Re: Unieważnić czy ratować?...

Post autor: Ruta »

krople rosy pisze: 23 sty 2020, 12:49
nałóg pisze: 23 sty 2020, 11:35 KR, czy to sarkazm? Autorka jest tu, na określonym forum i tu pisząc liczy zapewne na zwroty.
Żaden sarkazm. Zwykłe pytanie. Bo widzę żę w wielu watkach wtracane są informacje na temat szkodliwości pornografii i nie byłoby w tym dla mnie nic dzwinego, gdyby nie to że posty mają charakter wykładu zamiast indywidualnego podejścia do historii uzytkownika.
Równie dobrze może by te posty przekazywać na zasadzie: kopiuj wklej.
Oprócz tego moim zdaniem, trochę się fiksujecie na temacie porno gdziekolwiek ten watek ma miejsce. Autorka zaledwie napisała kilka postów a tu znów problem skupił się w jednym punkcie: pornografia. I sztampowe posty.
Zwykle problemy kryzysowe w małżeństwie się łączą i mieszają. Nie ma tak, że jest jeden i wokół tego jednego trzeba się kręcić.
nałóg pisze: 23 sty 2020, 11:35 a może np. podejmować wysiłek aby zmienić swoje postawy wobec męża które mogą skutkować podjęciu przez niego decyzji o otwarciu się na pomoc i leczenie. Może "podbijać dno" i nie chronić męża przed konsekwencjami , nie trzymać w tajemnicy wobec bliskich powodów kryzysu
Dla mnie to naciaganie struny . A już porada, by nie trzymać w tajemnicy małzeńskiego, intymnego problemu jest dla mnie nie do przyjęcia. Nie wiem w jaki sposób ma to pomóc w tej sytuacji. Dla mnie to prosta recepta by maż obnazony i zdiagnozowany skłonił się ku czekającej na niego kowalskiej, która go zrozumie i na pewno pocieszy.
Co do zwracania uwagi na problem pornografii. Według mnie jest on istotny. Szczególnie jeśli wiąże się z uzależnieniem. Gdy kryzys jest zogniskowany wokół uzależnienia, zwykle metody wychodzenia z kryzysu nie działają. A naprawa siebie polega zupełnie na czym innym niż w przypadku osoby która nie jest wspoluzależniona.
To co z zewnątrz może wydawać się ogniskiem kryzysu, np. zdrada, przemoc w kontekście uzależnienia i współuzależnienia jest jedynie kolejnym przejawem problemu podstawowego - uzależnienia.
Co do standardowości informacji, jest dość określony pakiet informacji podstawowych o nałogu i o tym co robi z relacją. Natomiast czy zadziała proste kopiuj-wklej? Nie sądzę. Na przykład w poście Chryzantemy bardzo poruszyło mnie jej poczucie odpowiedzialności za to co dzieje się w jej małżeństwie, obwinianie wyłącznie siebie i przekonanie, że mąż mógłby wyzdrowieć, gdyby na czas podjęła z nim współżycie. Rozpoznaję w tym siebie i swoje emocje sprzed iluś tam lat. Stąd piszę o tym jak sprawę pornografii przedstawiał mój mąż, co mówił - i co się okazało. Czy moje doświadczenia na cokolwiek się Chryzantemie przydadzą? Nie wiem. Po to jest forum, tak myślę, żeby między innymi zobaczyć różne aspekty widzenia problemu, poznać różne doświadczenia - i wybrać coś dla siebie. Nie ma chyba postu w moim wątku, który jakoś by mnie nie poruszył, nie skłonił do jakiejś refleksji - choć nie że wszystkim się zgadzam. Nie bardzo rozumiem, czemu akurat pisanie o nałogu pornografii powoduje taki opór. I czemu pisanie, że jeśli jest to jest problemem którego lepiej nie ignorować także jest problemem?
marylka
Posty: 1372
Rejestracja: 30 sty 2017, 17:01
Jestem: szczęśliwą żoną
Płeć: Kobieta

Re: Unieważnić czy ratować?...

Post autor: marylka »

krople rosy pisze: 22 sty 2020, 10:12
mare1966 pisze: 21 sty 2020, 23:43 Zdrowy facet ( na ciele i umyśle ) zawsze będzie preferował
współżycie z kobietą niż rękoczyny , bo tu nie ma co porównywać .
I to jeszcze podkreślę bo się z tym stwierdzeniem zgadzam.
Nawet jesli męzczyzna zalicza ,,wpadki'' z porno to będzie preferował bliski kontakt z kobietą bo w tym kontakcie biorą udział wszystkie zmysły (dotyk, wzrok, słuch, węch, smak) , mowa ciała i bliska więź .
Ja dodam wiecej - chory facet - uzależniony - też wioli real.
Poczatkowo czuje sie niesmialy wiec podglada, fantazjuje aż probuje sex-net, platny sex itd
Dlatego ważne jest żeby nalóg zatrzymac bo jak każdy prowadzi do śmierci - czy przez zarażenie choroba czy przez depresje a czesto samobójstwo
Dla mnie nie do pomyslenia, że jeśli męzczyzna ma taką perspektywę to z niej rezygnuje na rzecz samozadowalania się przy odgrywanych scenach. Na dłuższą metę zresztą to nudne jest bo sztampowe i przewidywalne.
Bo jestes zdrowa. A należy miec na uwadze że chory nie potrzebuje zbliżen żeby okazac czułosć żonie, tylko żeby SIEBIE zaspokoic. Oczywiscie bedzie tworzyl ulude i "podrywal" ale cel inny niż piekne zbliżenie.
Mysle że Chryzatemo to wyczuwasz jesli macie zbliżenia że nie jestes zaopiekowana tylko wykorzystywana - i słusznie masz racje spodziewajac sie zmiany nastawienia do zbliżen.
Jestes kobieta ktora zasluguje na szacunek także a może zwlaszcza w sferze intymnej.
A porno biznes tak dziala żeby coraz bardziej podkrecac doznania. Dlatego sa rożne wersje pornografii, ktore co rusz sa otwierane z wersji "soft" na "hard" aż przejda uzaleźnieni do reala.

Niestety nie da sie wyleczyc meża. Ty tego nie zrobisz. On musi SAM chciec
Moj mąż jak wymusilam na nim - poszedl na mityngi - dla spokoju. Ale i tak robil swoje.
Dlatego przychylam sie do zdania nałoga - jedyne co można to tak podbic jego dno, że korzysci z życia w trzeźwosci beda wieksze niż w życiu w nałogu. Dlatego czesto uzależnieni biora sie za siebie dopiero jak zostana bez niczego.
I u mnie tak było
Jak powiedzialam - "wygrales ty i twoj nałóg - odchodze"
Dopiero wtedy sie obudził.

Jeszcze jedno...przeczytalam że maż powiedzial że jak wspołżyjecie - to on nie bedzie w nałogu - czy cos w tym stylu - przepraszam nie mam możliwosci teraz tego znalezc.
To typowa manipulacja i szantaż emocjonalny
Jak dziecko - zauważyłaś? "Dbaj o mnie to ja nie zrobie sobie krzywdy"
A i u mnie tak bylo. I nawet dalam temu wiare.
Na dluższa mete to nie działa

Co ciekawe - na mityngach zalecane jest, żeby w 1 fazie zdrowienia - unikac jakichkolwiek zbliżeń - także z żoną. Wiec nie da sie alkoholizm leczyc alkoholem - bo to bardziej chyba przemawia do wyobraźni niż leczenie seksu - seksem
Pozdrawiam
marylka
Posty: 1372
Rejestracja: 30 sty 2017, 17:01
Jestem: szczęśliwą żoną
Płeć: Kobieta

Re: Unieważnić czy ratować?...

Post autor: marylka »

Dodam jeszcze Chryzantemo, że z tego co piszesz wierze i widze, że mąż Cie kocha
Został z Tobą a przecież mogl isc do kowalskiej ktora waruje u Was pod oknem.
Trzeba jednak miec świadomosc, że on jest slaby. Cala ta seksualnosc powalila go na łopatki.
Niestety szatan wie gdzie uderzyc w faceta żeby go rozłożyć
Jednoczesnie i ugodzil w Ciebie - poczucie swojego piękna i bezpieczenstwa.
Na chwile dzisiejszą możesz wiele zrobić czyli odbudowac siebie
Kiedy poczujesz sie pewniej sama ze sobą nie bedziesz przeżywala męża gadek "że pójdzie do kowalskiej jak go wygonisz". Zrozumiesz wtedy że to czyste straszenie Ciebie, żebyś...siedziala cicho.
Owszem, on może pójść ale to nie jest Twoja decyzja tylko jego. I ważne, żebys miala tego świadomosć bo jak pisalam wczesniej maż bardziej lub mniej świadomie Toba manipuluje i straszy Cie chcac uzyskać swoj efekt.
Wiesz...s-anon jest też przez skype'a
Chociaż real jest najlepszy
Naprawde Cie zachecam. Tam glównie sa żony. Posluchasz "sztampowe" jak pisze KR hasla mężów, ktore też odnajdziesz u swojego. Zobaczysz jak sobie poradzily. Może znajdziesz cos dla siebie?
A jeszcze...zawiazuja sie tam przyjaźnie, poczujesz że nie jestes sama z tym problemem. Naprawde niesamowite ilu zwiazkow ten nalog dotyka.
Już powstaja regulacje prawne żeby ograniczyc dostep do pornografii dzieciom. Takie spustoszenie sieje.
Zmieniajac swoje nastawienie do meża on bedzie też swoje zachowanie musial zweryfikowac wxgledem Ciebie. Może to byc szansa, że i on bedzie chcial sie wzmocnic i podejmie odpowiednie decyzje?
Jest tu watek spokojnej ktora po 30 latach poszla na mityngi bo jej maż a i ona wpadli w problemy alkoholowe.
Maż jej dlugo zarzucal że tam chodzi i problemy mu chce robic. Ona jednak chodzi na spotkania i jest coraz mocniejsza.
Pisze o tym bo moj maż też jak sie dowiedzial, że i ja szukam pomocy i mowie o jego nałogu probowal mi wjechac na poczucie winy i zdrady w postaci "braku dyskrecji"
Ja mu mowilam, że szukam pomocy dla siebie a on niech robi co chce. Albo żeby tak żyl żeby nie musial sie wstydzic.
Ale....zaczal sie czuc niepewnie. Jego nalóg już nie byl tylko jego sprawa. Słowem - wyjelam mu poduszke spod tyłka ktora sama włożylam poprzez krycie go.
Pisze o tym bo spodziewam sie takiej reakcji u Twojego meża - jest standardowa i warto przygotowac sie na to
Dużo sil Ci życze
Pozdrawiam
Chryzantema
Posty: 6
Rejestracja: 14 sty 2020, 9:21
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Unieważnić czy ratować?...

Post autor: Chryzantema »

Dziękuję za wszystkie odpowiedzi, które czytam na bieżąco z zaciekawieniem i zapartym tchem.

Wielu z Was upatruje źródła kryzysu jedynie w uzależnieniu mojego męża od pornografii. Dziękuję, że zwróciliście mi na to uwagę, gdyż uświadomiłam sobie, iż faktycznie może być to jedna z przyczyn wielu obecnych problemów na płaszczyźnie fizycznej naszej relacji. Dotychczas uważałam, że skoro z jakichś powodów nie możemy współżyć (pochwica, problemy z erekcją, zamknięcie na tą sferę życia), to jest to dla niego forma zaspokojenia popędu. Od dawna miałam świadomość o zagrożeniach jakie niosą te uzależnienia, jak choćby o tym że pornografia zmienia człowieka wewnętrznie i wyjaławia jego spojrzenie na seksualność i prawdziwe jej przeżywanie w małżeństwie, jednak muszę przyznać, że w ostatnim czasie trochę ten temat zaniedbałam i zbagatelizowałam. Biorąc pod uwagę naszą trudną sytuację, przymknęłam na to oko. Ponadto, sporo prawdy jest też w tym, że nasze wyobrażenia rozminęły się z rzeczywistością. Ja wiele normalnych zachowań demonizowałam, natomiast mąż miał już ogromną wiedzę na temat seksu, którą zdobył z filmów pornograficznych i którą uznał za normalność.

Jednakże chyba nie mogę zgodzić się z tym, że jest to główna przyczyna obecnego kryzysu. Niezaprzeczalnie mąż jest uzależniony. Uświadamia to sobie i wiele razy próbował z tego wyjść. Jednak uznawanie go za seksoholika jest według mnie przesadą. Po pierwsze mój mąż nie szuka mocnych bodźców i wrażeń. Od lat jest to tylko wersja „soft” i nic w tym temacie się nie zmienia. Po drugie, mój mąż szanuje kobiety i nigdy nie zachowałby się wobec żadnej niekulturalnie. Naturalnie, gdy widzi piękną dziewczynę na ulicy, odwraca wzrok, ale chyba robi to każdy normalny facet. Po trzecie, gdyby seks był najważniejszą rzeczą w jego życiu i chciałby robić skoki w bok, a kobiety traktował jedynie jako zabawki ( a jak wiemy w dzisiejszych czasach wiele dziewczyn sobie na to pozwala), nie miałby z tym żadnych problemów, gdyż jest przystojnym facetem i dziewczyny same zaczepiają go na ulicy i portalach społecznościowych... Z jakichś powodów nigdy na te zaczepki nie odpowiadał. Ten jeden raz dał się wciągnąć i skończyło się to tragicznie… I wreszcie po czwarte, nie czekałby na mnie tyle lat. Widocznie jednak coś bardzo silnego musiało nas połączyć, czego my sami nie potrafimy określić i zdefiniować, że postanowił kontynuować ten związek mimo braku zbliżeń fizycznych. Poza tym on cały czas podkreśla, że w tamtej relacji nie chodziło o seks. Chodziło o „coś” innego… Moim zdaniem o to, że poczuł się potrzebny, ważny i doceniony, a jak wiadomo podziw jest dla faceta nawet ważniejszy od seksu. Ja przez te wszystkie lata tłamsiłam go i ciągle krytykowałam. On oczywiście też nie był aniołem. Oboje zaniedbaliśmy ten związek i jego rozwój. Mnóstwo rzeczy jest do naprawy, ale czy jest to jeszcze na tym etapie możliwe?... Jeśli chodzi o nasze pożycie seksualne, ewidentnie zamknęliśmy się na tą sferę. Ja zrozumiałam te błędy, żałuję tego i pragnę to naprawić, marzę o tym, żebyśmy żyli „jak mąż z żoną”, ale on totalnie się na mnie zamknął i nic nie jest w stanie go przekonać. Podejrzewam, że jest to jakiś uraz, który siedzi głęboko w psychice. (A może faktycznie syndrom Madonny i ladacznicy?)

Zdaję sobie sprawę, że ten romans jest tylko wierzchołkiem góry lodowej. Zdrada jest tylko skutkiem tego co się między nami działo przez te wszystkie lata. Nie mniej jednak bardzo boli i nic nie jest w stanie tego bólu ukoić… Tym bardziej, że mąż jest rozdarty wewnętrznie i nie może przestać myśleć o kowalskiej. Racjonalne argumenty do niego nie przemawiają. Cały czas powtarzam, że przyjdzie codzienność, rutyna dnia codziennego, skończą się długie rozmowy internetowe o uczuciach, chemia się wypali i motyle w brzuchu znikną, a wówczas nie będzie silnego fundamentu, na którym mogliby oprzeć swój związek. Nie trafia do niego argument, że ona go zmanipulowała i próbowała rozbić małżeństwo dla zaspokojenia egoistycznych pobudek, nie zważając na krzywdę, którą mi wyrządza. On jest zafascynowany i nawet jej liczne wady mu nie przeszkadzają. Podkreśla, że jest „prosta w obsłudze”, imponuje mu, że traktuje go niemal jak „bóstwo. Nawet to, że ma dziecko nie jest w stanie mu przeszkodzić. My, z przyczyn oczywistych, nie mamy dzieci, więc mąż nie zdaje sobie sprawy z trudu wychowania i odpowiedzialności, która będzie na nim spoczywać.

Z Waszych praktycznych porad – mam już w domu książkę „Pułapka Porno”, którą ma zamiar przeczytać również mój mąż. Ponadto zapisaliśmy się na wskazane tutaj rekolekcje z Panem Pulikowskim w Ożarowie Mazowickiem i osobiste rekolekcje do Żywca. Zamierzam znaleźć terapeutę w moim regionie, ponieważ u mojego męża wiele rzeczy trzeba poustawiać... Jest też u nas wspólnota Sychar.

Czasami ustaję, a emocje biorą górę. Wtedy zaczynam się wściekać, wyzywać kowalską od najgorszych, a męża do niej wysyłać. Zdaję sobie sprawę, że nie prowadzi to do niczego dobrego. Zrobię wszystko co w mojej mocy… Jeśli się nie uda – trudno :( Pozostawiam to Bogu, mąż się trochę wypalił, ale ja nie przestaję się modlić.
krople rosy

Re: Unieważnić czy ratować?...

Post autor: krople rosy »

Chryzantemo
Kilka słów ode mnie tylko bo w weekendy mam ograniczony dostęp do komputera (wszyscy w domu).
Chciałam napisać że odbieram Cię jako rozsądną kobietę, otwartą na różne komentarze i poglądy i gotową zmierzyć się sama ze sobą. To już bardzo dużo że dopuszczasz do siebie że i z Twojej strony mogły być takie postawy i zachowania które oddalaly was od siebie. I że jesteś gotowa wziąć odpowiedzialność za to co z Twojej strony było nie tak. I lepiej postrzegać wasz problem nie w kategoriach winy ale indywidualnej odpowiedzialności w konkretnym obszarze.
Bardzo bym Ci życzyła by Twój mąż docenił w Tobie te postawy i chciał zawalczyć o głębię i piękno Waszej relacji.
Chryzantema pisze: 24 sty 2020, 18:54 Moim zdaniem o to, że poczuł się potrzebny, ważny i doceniony, a jak wiadomo podziw jest dla faceta nawet ważniejszy od seksu.
Też tak to widzę z tym, że dodam jeszcze że według mnie seks się w to poczucie docenienia i wyjątkowości wpisuje. Mężczyzna czuje się spełniony gdy kobieta potwierdza tę jego męskość i wyjątkowość seksem właśnie czyli pełnym otwarciem się na mężczyznę, zaufaniem, i przyjęciem mężczyzny w pełni.
Całego.
Chryzantema pisze: 24 sty 2020, 18:54 Ponadto zapisaliśmy się na wskazane tutaj rekolekcje z Panem Pulikowskim w Ożarowie Mazowickiem i osobiste rekolekcje do Żywca
Cieszę się że mąż zdecydował się z Tobą wziąć udział w tym spotkaniu. Zawsze jakieś słowa w nim zostaną i być może z czasem będą w nim pracowały.
Potrzeba dużo spokoju i cierpliwości.
Nie gwałtownych ruchów.
W myśl ewangelicznych słów:
,,,Nie będzie wołał ni podnosił głosu,
nie da słyszeć krzyku swego na dworze.
3 Nie złamie trzciny nadłamanej,
nie zagasi knotka o nikłym płomyku."

Pozdrawiam.
mare1966
Posty: 1579
Rejestracja: 04 lut 2017, 14:58
Płeć: Mężczyzna

Re: Unieważnić czy ratować?...

Post autor: mare1966 »

Chryzantemo
ciesz się , że ROZMAWIACIE i mąż CHCE cokolwiek robić .
To podstawa .

Zapewne nie będzie łatwo , ale tak z życia wychodzi ,
że praktycznie nic nie idzie łatwo cokolwiek sie robi .

Może warto też odkryć , albo poszukać
takiej dziedziny waszego wspólnego życia ,
która będzie odskocznią od tej "ciężkiej roboty nad związkiem" .
Awatar użytkownika
Nirwanna
Posty: 13350
Rejestracja: 11 gru 2016, 22:54
Jestem: po rozwodzie
Płeć: Kobieta

Re: Unieważnić czy ratować?...

Post autor: Nirwanna »

Chryzantema pisze: 24 sty 2020, 18:54 Z Waszych praktycznych porad – mam już w domu książkę „Pułapka Porno”, którą ma zamiar przeczytać również mój mąż.
Chryzantemo, tu jest fragment jeszcze jednej książki "Zaplątani w pożądanie": https://deon.pl/inteligentne-zycie/szed ... 24.01.2020
Myślę, że również może być pomocna.
Nie żyje się, nie kocha się, nie umiera się - na próbę
Jan Paweł II
ODPOWIEDZ