Dziękuję za wszystkie odpowiedzi, które czytam na bieżąco z zaciekawieniem i zapartym tchem.
Wielu z Was upatruje źródła kryzysu jedynie w uzależnieniu mojego męża od pornografii. Dziękuję, że zwróciliście mi na to uwagę, gdyż uświadomiłam sobie, iż faktycznie może być to jedna z przyczyn wielu obecnych problemów na płaszczyźnie fizycznej naszej relacji. Dotychczas uważałam, że skoro z jakichś powodów nie możemy współżyć (pochwica, problemy z erekcją, zamknięcie na tą sferę życia), to jest to dla niego forma zaspokojenia popędu. Od dawna miałam świadomość o zagrożeniach jakie niosą te uzależnienia, jak choćby o tym że pornografia zmienia człowieka wewnętrznie i wyjaławia jego spojrzenie na seksualność i prawdziwe jej przeżywanie w małżeństwie, jednak muszę przyznać, że w ostatnim czasie trochę ten temat zaniedbałam i zbagatelizowałam. Biorąc pod uwagę naszą trudną sytuację, przymknęłam na to oko. Ponadto, sporo prawdy jest też w tym, że nasze wyobrażenia rozminęły się z rzeczywistością. Ja wiele normalnych zachowań demonizowałam, natomiast mąż miał już ogromną wiedzę na temat seksu, którą zdobył z filmów pornograficznych i którą uznał za normalność.
Jednakże chyba nie mogę zgodzić się z tym, że jest to główna przyczyna obecnego kryzysu. Niezaprzeczalnie mąż jest uzależniony. Uświadamia to sobie i wiele razy próbował z tego wyjść. Jednak uznawanie go za seksoholika jest według mnie przesadą. Po pierwsze mój mąż nie szuka mocnych bodźców i wrażeń. Od lat jest to tylko wersja „soft” i nic w tym temacie się nie zmienia. Po drugie, mój mąż szanuje kobiety i nigdy nie zachowałby się wobec żadnej niekulturalnie. Naturalnie, gdy widzi piękną dziewczynę na ulicy, odwraca wzrok, ale chyba robi to każdy normalny facet. Po trzecie, gdyby seks był najważniejszą rzeczą w jego życiu i chciałby robić skoki w bok, a kobiety traktował jedynie jako zabawki ( a jak wiemy w dzisiejszych czasach wiele dziewczyn sobie na to pozwala), nie miałby z tym żadnych problemów, gdyż jest przystojnym facetem i dziewczyny same zaczepiają go na ulicy i portalach społecznościowych... Z jakichś powodów nigdy na te zaczepki nie odpowiadał. Ten jeden raz dał się wciągnąć i skończyło się to tragicznie… I wreszcie po czwarte, nie czekałby na mnie tyle lat. Widocznie jednak coś bardzo silnego musiało nas połączyć, czego my sami nie potrafimy określić i zdefiniować, że postanowił kontynuować ten związek mimo braku zbliżeń fizycznych. Poza tym on cały czas podkreśla, że w tamtej relacji nie chodziło o seks. Chodziło o „coś” innego… Moim zdaniem o to, że poczuł się potrzebny, ważny i doceniony, a jak wiadomo
podziw jest dla faceta nawet ważniejszy od seksu. Ja przez te wszystkie lata tłamsiłam go i ciągle krytykowałam. On oczywiście też nie był aniołem. Oboje zaniedbaliśmy ten związek i jego rozwój. Mnóstwo rzeczy jest do naprawy, ale czy jest to jeszcze na tym etapie możliwe?... Jeśli chodzi o nasze pożycie seksualne, ewidentnie zamknęliśmy się na tą sferę. Ja zrozumiałam te błędy, żałuję tego i pragnę to naprawić, marzę o tym, żebyśmy żyli „jak mąż z żoną”, ale on totalnie się na mnie zamknął i nic nie jest w stanie go przekonać. Podejrzewam, że jest to jakiś uraz, który siedzi głęboko w psychice. (A może faktycznie syndrom Madonny i ladacznicy?)
Zdaję sobie sprawę, że ten romans jest tylko wierzchołkiem góry lodowej. Zdrada jest tylko skutkiem tego co się między nami działo przez te wszystkie lata. Nie mniej jednak bardzo boli i nic nie jest w stanie tego bólu ukoić… Tym bardziej, że mąż jest rozdarty wewnętrznie i nie może przestać myśleć o kowalskiej. Racjonalne argumenty do niego nie przemawiają. Cały czas powtarzam, że przyjdzie codzienność, rutyna dnia codziennego, skończą się długie rozmowy internetowe o uczuciach, chemia się wypali i motyle w brzuchu znikną, a wówczas nie będzie silnego fundamentu, na którym mogliby oprzeć swój związek. Nie trafia do niego argument, że ona go zmanipulowała i próbowała rozbić małżeństwo dla zaspokojenia egoistycznych pobudek, nie zważając na krzywdę, którą mi wyrządza. On jest zafascynowany i nawet jej liczne wady mu nie przeszkadzają. Podkreśla, że jest „prosta w obsłudze”, imponuje mu, że traktuje go niemal jak „bóstwo. Nawet to, że ma dziecko nie jest w stanie mu przeszkodzić. My, z przyczyn oczywistych, nie mamy dzieci, więc mąż nie zdaje sobie sprawy z trudu wychowania i odpowiedzialności, która będzie na nim spoczywać.
Z Waszych praktycznych porad – mam już w domu książkę „Pułapka Porno”, którą ma zamiar przeczytać również mój mąż. Ponadto zapisaliśmy się na wskazane tutaj rekolekcje z Panem Pulikowskim w Ożarowie Mazowickiem i osobiste rekolekcje do Żywca. Zamierzam znaleźć terapeutę w moim regionie, ponieważ u mojego męża wiele rzeczy trzeba poustawiać... Jest też u nas wspólnota Sychar.
Czasami ustaję, a emocje biorą górę. Wtedy zaczynam się wściekać, wyzywać kowalską od najgorszych, a męża do niej wysyłać. Zdaję sobie sprawę, że nie prowadzi to do niczego dobrego. Zrobię wszystko co w mojej mocy… Jeśli się nie uda – trudno
Pozostawiam to Bogu, mąż się trochę wypalił, ale ja nie przestaję się modlić.