cd.

Refleksje, dzielenie się swoimi przeżyciami...

Moderator: Moderatorzy

s zona
Posty: 3079
Rejestracja: 31 sty 2017, 16:36
Płeć: Kobieta

Re: cd.

Post autor: s zona »

jacek-sychar pisze: 20 lip 2017, 10:44 Ze zbieraniem dowodów zawsze jest problem.
Ja osobiście też przejrzałem telefon żony. I wtedy przejrzałem na oczy. :shock:
Nie rozumiałem co się dzieje. Dopiero jak przeczytałem listę połączeń i historie SMSów wysyłanych i odbieranych doznałem szoku. Tak dużego, że przez dłuższy czas (liczony niestety w tygodniach), nie mogłem w to uwierzyć. Typowy okres wypierania. :(
Ale zebranie dowodów spowodowało, że mimo, że zona nie jest ze mną od 7 lat, nie miałem żadnej sprawy w sądzie. Taki mały pozytywny efekt uboczny. :lol:
Podobnie ,jak Jacek ..
przypadkowo tez kiedys ,jak wrocilam z Adoracji ,juz po 22 h ,mialam jakas potrzebe ,zeby zadzwonic do meza ..byl zajety ..za 3 razem wlaczylam sie na linie ,jako 3 ..
nie wiem ,jak to sie stalo ;ale przez ponad 20 min bylam swiadkiem b erotycznej rozmowy z jedna z kolezanek z pracy ..to co maz mowil wtedy ,co zrobi z jej cialem ,jak sie spotkaja i co bylo wczesniej nie budzilo watpliwosci co do charakteru znajomosci ..
wiec od tego momentu zaczelam sie przygladac ..
nowoczesne aplikacje okazaly sie b skueczne ...

Moj maz sprawial wrazenie ,ze kobiety w ogole go nie nteresuja..
jak sie potem okazalo,za zamknietymi dzwiami byla energia i moc ..
a w domu juz " obiad nie smakowal "..
bylo ,ze ja za b sie staram i wybieral takie ,o ktore on zabiegal ,
o zgozo _ mezatki rowniez :shock:

Beatko ,ja mam te dowody ,ale to nie buduje malzenstwa ,
moze tylko mi "ulzylo " ze nie zwariowalam ,jak ciagle powtarzal maz ..
posadzajac go ..

Teraz z perspektywy nie chcialbym tej wiedzy ..za duzo szczegolow ,ktore rania ...

Jesli sprawy nie zaszly za daleko ,
to lepiej budowac z Boza Pomoca .
Beata1981
Posty: 18
Rejestracja: 11 lip 2017, 23:21
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: cd.

Post autor: Beata1981 »

Kochani dostałam pozew. Trochę faktów i dużo naciagnietych sytuacji a także kłamstwa oparte o fakty tak na potrzeby spektaklu. Mąż chce rozwodu, żeby dzieci mieszkały ze mną, chce je widywać raz w miesiącu weekend u mnie w domu, płacić mi po 300 zł i obciążyć mnie kosztami rozpraw ( o zgrozo) Dochody firmy wykazał na minusie. Wiem, że już ma spory dochód miesięczny, części ludzi nie fakturuje, z księgową wyliczają na minus miesięczny dochód. A wiem, że zarabia już dobrze bo sam mi mówił, jak niby próbowaliśmy się dogadywać,to wyliczał mi przychody, i ze nie wszystko rozlicza oczywiście nagranego nie mam:(. Cała reszta, która wymieniał wskazując na rozpad małżeństwa jest do podważenia. Na rozwód się zgodzić nie chce, chce zostać z nim, by ratować małżeństwo bo widzę jakieś tam przesłanki do tego. Może macie jakieś podpowiedzi?
_Żona_
s zona
Posty: 3079
Rejestracja: 31 sty 2017, 16:36
Płeć: Kobieta

Re: cd.

Post autor: s zona »

Beatko ,tydzien temu radzilam Ci ,zebys skorzystala z porady prawnej ..
Dzisiaj juz musisz /powinnas isc ,zeby wiedziec na czym stoisz ..
Co do rozwodu ,sa wakacje ...,mozesz sie odwolywac ..
Sa mediacje ,jesli nie ma kowalskiej - mozecie sie "rozmyslic".
Jesli masz dowody to mozesz zablokowac rozwod ..
Ale sama tego nie zrobisz ,niestety ...tez kosztuje ..
Unicorn mial racje mowiac ,ze jestesmy naiwne ,
wierzac w slowa naszych mezow ..

Beatko , na pozew musisz wyslac odpowiedz ,
lepiej ,jesli napisze to adw i poszuka czegos na Twoja korzysc :)
Jestem z modlitwa o 15h :)
Unicorn2
Posty: 373
Rejestracja: 05 mar 2017, 14:07
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Mężczyzna

Re: cd.

Post autor: Unicorn2 »

Beata 300 zł na dziecko mu nie przejdzie, jego dochody są niewaźne liczy się ile moźe zarobić.
Weź dobrą adwokatke postraszy męźa źe wezwiecie jego klijentów na świadków i facet będzie płacił. Bedzie się bał konsekwencji.
Tak zrobiła moja źona za namową swojej super adwokat.
A tak w ogóle to facet jest niezły , wystąpił o rozwód i chce źebyś Ty za to zapłaciła.
Pisałaś niedawno źe to dobry człowiek i źe niepotrzebnie sprawdziłaś jego karte w telefonie.
Moźe pora zweryfikować swoje poglądy.
Wiedźmin

Re: cd.

Post autor: Wiedźmin »

Tak - to 300zł to z kapelusza - dużo wiecej dziecko "przejada" nie mówiąc o zakupach ubraniowych, szkolnych, zajęciach dodatkowych, wakacjach itd. Zależy jeszcze od regionu Polski - średnie widełki warszawskie "alimentów" to ok: 700-1500zł na każde dziecko.
Dobry prawnik z pewnością przydałby sie, aby odpisać na pozew.
Beata1981
Posty: 18
Rejestracja: 11 lip 2017, 23:21
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: cd.

Post autor: Beata1981 »

Słuchajcie nie pisałam dawno. Dla tych, którzy lubią mówić " a nie mówiłem" jest okazja...... znalazła się Kowalska.
Byłam całkiem rozwalona i własnymi emocjami i jego zachowaniem. Nie było między nami zbliżenia od grudnia. On przyjął linie rozpadu pożycia małżeńskiego na każdym froncie.Nie wiem który to był dzień ale był wyjątkowo ciężki, mnie dusiło, nie wiedziałam już w która stronę się obejrzeć i dokąd iść, teściowa warczała, on jak skała. Pokłóciliśmy się nawet w ciągu dnia. W nocy rozmawialiśmy ale widziałam też, że jakiś taki miękki się zrobił,że tak ciągnie go do mnie ale duma nie pozwala mu wprost powiedzieć tego i że.... no w każdym bądź razie dwie noce z rzędu kochaliśmy się. Dziwne to było, niby z mężem ale i jakoś tak jak z obcym. Powiedział, że teraz mam dowód , że rozpadu pożycia nie było. Mówił, że źle się stało, że w tej sytuacji to niezdrowe itd i ze ma wyrzuty sumienia, że mnie skrzywdził. Takie bla, bla, bla nawet nie wiem w co by tu uwierzyć. Po trzech nocach znowu uciekł z łóżka albo obkładał się dziećmi, żeby znowu nie ulec... chyba.
Z piątku na sobotę uzyskałam pin przy pomocy osób trzecich( nie będę pisać jak). Modliłam się, mówię Boże jeśli mam przejrzeć ta komórkę to niech tak się stanie. Poczekałam, aż zaśnie. Pin był dobry. Oczywiście znalazłam tą jedną korespondencję z " przyjaciółką" o której już pisałam, że z nią i z jej i naszymi dziećmi chodził na spacerki i wyjazdki. Znalazłam liczne połączenia w jedna i w druga stronę, były momenty, że relacjonował jej każdy krok, albo to co ja mówiłam, albo komentował, że się staram czasem a czasem nie, o dzieciach jej pisał, o tym jak chciałby z nią na tych wakacjach być, żeby odpocząć bo już ma dosyć a ona mu pisała, że go rozumie oczywiście, że wie , o czym on myśli, i że za rok jak już się pozbędzie żony a może będzie miał drugą ( z oczkiem może myślała o sobie) to czekają ich wspólne wakacje, że ma ochotę pić z nim dobre wino, wysyłała zdjęcia swoje i dziecka, on pisał, że ślicznie wygląda, że zrelaksowana, że kusi, że czarownica i takie tam...... no noże w serce co będę Wam tłumaczyć. Nie było nic erotycznego ani, żadnego umawiania się ale ewidentny flirt i ona taka kokieteryjna ..zagięła parol na niego. Znalazło się emocjonalne uwiązanie mojego męża. Powiedział, że znają się półtora roku ale ta przyjaźń rozkwitła jakby teraz chyba tak wynika z historii korespondencji. Pewnie nie wiem miliona rzeczy.
Jako osoba w pełni opanowana pobiegłam do tej jego koleżanki co się nim tu tak zaopiekowała , a była 24 , żeby powiedziała mi jak ta dziewczyna się nazywa i gdzie mieszka, oczywiście nie chciała, i powiedziała, że nie wierzy jakoby ich coś łączyło, i że ona się nie miesza, że ja sobie bzdur am bo i ja przecież podejrzewałam a te rozmowy na komórce były bez znaczenia.i na pewno nic tam nie ma bo mój mąż taki nie jest a i ona jest szczęśliwa w swoim związku.
Poszłam. Zadzwoniłam do Kowalskiej i wyjaśniłam, że nie życzę sobie takiej korespondencji z moim mężem i niech się skupi na swoim facecie... (tak w skrócie). Ona okazała się bardzo bezczelna, zaczęła kpić ze mnie , że jaka biedna kobieta jestem i że co pozew rozwodowy dostałaś to się złościsz... bezczelna i pewna siebie.Zaczęła wydzwaniać na kom męża bo nie wiedziała, że ja ją mam. Odpisałam jej , żeby odczepiła się i poszła spać. To wysłała smsa niby do mojego meżą, że niby nie życzy sobie, żeby jego żona do niej wydzwaniała ( ale już wiedziała, że to ja) , znowu jej napisałam, żeby nie świrowała teraz i do zobaczenia jutro. Cisza już była.
Znalazłam kto to jest sama. Na drugi dzień pojechałam do jej faceta do pracy. Porozmawiałam z nim, opowiedziałam wszystko. Później dzwonił do mnie i powiedział, żebym się nie martwiła, że rozmawiał z nią. Nie wiem jaki wpływ ten człowiek ma na nią.
Cała ta noc była jedna wielka straszną awanturą. Obudziłam męża. Nie będę opowiadać szczegółów bo nadawały by się na jaki tani program o patologii. Komórkę schowałam w samochodzie. Wyłamał mi drzwi od samochodu i zabrał ją. Wezwałam policje , spisali go. Dowodów wiec nie mam a on utrzymuje, że to zwykłe rozmowy, ze może były takie głupie gadki ale to nie zdrada. Dla niego normalne jest to, że on mógł z nią tak rozmawiać.Że on potrzebuje serdecznych ludzi i wsparcia a przecież ona taka serdeczna. Obrażony jest , ze mu wstydu narobiłam, przed znajomymi, że się ośmieszyłam, wczoraj mi wysyczał, że przeze mnie ona się obraziła i nie odbiera telefonów od niego. Nie dociera do niego, że takie rozmowy, że są krzywdzące i ze są już prostą ścieżka do zdrady, że ta dziewczyna wystawia szpony na niego i ze mało tego czuje się w tym pewna bo świadczy o tym nasza rozmowa. Nie wiem czy gadają czy nie, mam tel do jej męża.Sympatyczny człowiek. Nie upilnuje tego. Do kaloryfera nie przywiąże. Proponowałam, żeby się spotkać we czworo oczywiście mąż nie, nie, nie.. Korci mnie ją gdzieś dorwać i wyłożyć błędne postępowanie. Nie wiem jednak czy to dobry pomysł.
Na razie decyzji nie zmieniam. Umówiona już jestem z adwokatem na jutro.
No i tak kochani. Dziś uszyło Jerycho w naszej intencji. Dla Boga nie ma nic niemożliwego tylko On może zmienić nasze serca.
_Żona_
katalotka72
Posty: 155
Rejestracja: 16 mar 2017, 18:52
Jestem: po rozwodzie
Płeć: Kobieta

Re: cd.

Post autor: katalotka72 »

kolejna smutna historia z nieprzewidywalnym zakończeniem :(
s zona
Posty: 3079
Rejestracja: 31 sty 2017, 16:36
Płeć: Kobieta

Re: cd.

Post autor: s zona »

Beatko zyjesz ,
co u Ciebie dobrego :) ?
Beata1981
Posty: 18
Rejestracja: 11 lip 2017, 23:21
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: cd.

Post autor: Beata1981 »

Żyję. I mam się całkiem nieźle. Mam za sobą kilka bardzo ciężkich miesięcy.Wykonałam dużo pracy nas sobą, dużo pracy z mężem, spotkałam wielu Aniołów, Bóg nade mną czuwał. Przeżyłam bardzo trudny czas ale wyszłam zwycięsko:) Dochodzę do siebie i co najśmieszniejsze chyba wszystko to musiało się stać:).
S zona dziękuje za pamięć.
_Żona_
Wiedźmin

Re: cd.

Post autor: Wiedźmin »

Beato - super :)

Czyli jak jest teraz? Bo Twój post brzmi optymistycznie...
Możesz zdradzić więcej szczegółów... - opowiedz o swoim zwycięstwie... :)
Beata1981
Posty: 18
Rejestracja: 11 lip 2017, 23:21
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: cd.cd

Post autor: Beata1981 »

W sumie czuję, że jeszcze za wcześnie na świadectwo ponieważ przemiana w naszym małżeństwie wciąż trwa. Nie mogę powiedzieć " już po wszystkim" bo gdzieś wciąż pali się takie światełko czuwania i taki niepokój, że jak się rozluźnię to całe zło wróci. Być może to dobrze bo dzięki temu wciąż jestem uważna na Niego, na siebie. Działo się tyle rzeczy, że nawet nie wiem od czego zacząć. Właściwie nawet nie chce do tego wracać tylko już iść do przodu. Nie jest to oczywiście możliwe, ponieważ nie robiłam z problemów małżeńskich tajemnicy to zdarza mi się teraz, że ktoś zwraca się o radę lub po prostu chce pogadać o swoim małżeństwie. Dzięki temu tez dowiedziałam się, że mało jest małżeństw idealnych tylko w każdym trzeba dużo pracy, cierpliwości dla siebie na wzajem i wybaczenia. Ludzie czasami robią dobre miny do złej gry. Czasami nie potrafią nazwać problemów albo ich nie widzą.Nauczyć się trzeba przymykać oczy na rzeczy mało istotne a skupiać na tym co ważne. Przede wszystkim trzeba też zrezygnować w dużym stopniu z siebie. Wyczuć te granicę między swoim własnym egoizmem, rezygnacją z własnego ja a szacunkiem do siebie i potrzebą stawiania granic.
Jedyna rzeczą w tamtym czasie , która mnie trzymała to był Bóg i choć różnie z tym było to zaufanie, że On mnie nie opuści i spełni swoje obietnice. Wiem, że są tu też osoby niewierzące. Wiem jednak, że bez Boga nic nie było by możliwe. Dzięki Nowennie Pompejańskiej nastąpił przełom ponieważ obnażyły się jakby uwiązania mojego męża, to co go trzymało, osoby, które wspierały go w złych pomysłach i sprawiały, że miał taką twierdzę, która wydawała mu się bezpieczna. Mówię tu o kobiecie, która pod pozorem przyjaźni, takiej super koleżanki z która mój mąż rozumiał się bez słów ( to jego słowa- że przecież wiesz czasem spotyka się taką osobę), umacniała go w jego decyzjach, dawała mu takie bezpieczeństwo. Zresztą miał kilka takich osób co to mu mówiły " jestem z Tobą bez względu na wszystko" , przyjaciół , którzy mówili " stary nie mogę Ci doradzać ale jak nie zrobisz to będę przy tobie". Nie było nikogo kto mówił, człowieku zniszczysz życie sobie, żonie i dzieciom. Mój mąż uparcie wierzył, patrząc na swoich znajomych, że można wieść szczęśliwe życie po rozwodzie , że dla dzieci lepsze będzie jak będziemy z dala od siebie bo przecież wiele dzieci tak się w wychowuje min. on i ja tak miałam. No można tak przecież. Nikt fizycznie nie umiera przez rozwód rodziców. Gdy patrze teraz wstecz to wydaje mi się, że moja postawa był heroiczna. Obrona rodziny za wszelka cenę to heroizm. Bez wiary w Boga nie dała bym rady. Musiałam mojemu mężowi non stop wybaczać. Nie znaczy to, że on nie miał mi nic do wybaczenia ale to, że jego postawa w tamtym czasie był nastawiona na bezpośrednie ranienie mnie, mszczenie się za wszystko co ja mu zrobiłam a nawet za jakieś krzywdy, które on kiedyś doznał od innych ale teraz skojarzył ze mną. Musiałam to przeczekać.
W sumie dopiero na terapii małżeńskiej ( tak byliśmy choć na początku szedł w zaparte, że nigdy) od psycholożki przyjął to, że istnieje coś takiego jak zdrada psychiczna, że jeżeli facet ze swoimi problemami biegnie do innej kobiety i tam szuka wsparcie, ciepła, rozmawia o zonie, o małżeństwie,jeżeli tam ucieka to jest to zdrada psychiczna tym bardziej, że tu już wsparta takim zawoalowanym w żart flirtem. Ode mnie tego nie chciał przyjąć. Nawet kiedy już był między nami dialog i ja tłumaczyłam, mówiłam o swoich uczuciach on stwierdzał, że jestem paranoiczką, że to tylko kumplostwo, że nie ma dla niego nic w tym dziwnego.Dopiero trzecia obca osoba sprawiła, że zrozumiał to. Tamta znajomość została zamknięta najpierw dla świętego spokoju a później już wiedział, że tak trzeba było. Od tamtej pory też ustaliliśmy co jest akceptowalne dla mnie, co dla niego jeśli chodzi o relacje z innymi ludźmi a zwłaszcza z płcią przeciwną. I faktycznie bardzo się w tym różniliśmy bo dla mnie posiadanie kolegi, z którym spędzałabym czas , fajnie się bawiła, zwierzała itd, było fajne w liceum a niemożliwe w małżeństwie a mój mąż twierdził, że przyjaźnie takie są możliwe.
Nie muszę dodawać, że było to bardzo bolesne i do tej pory jak myślę, że zamiast do mnie to z problemami uciekał tam, że tam odnajdował radość to boli cholernie. Staram się jednak do tego nie wracać bo nie dało by się żyć gdybym ciągle to miała na wierzchu. Walcząc o moje małżeństwo chciałam żeby mój mąż patrząc na mnie widział, że jestem silna, zdeterminowana, że go kocham, że wiem co robię i żeby moja siła dawała siłę jemu. Przez długi czas to ja niosłam nas na plecach. Oczywiście pękłam w końcu ale dojdę do tego później.
No więc pierwszy przełom Pompejanka.
Druga rzecz spowiedź generalna. Ona mi otworzyła po raz pierwszy oczy na siebie. Do tej pory byłam gotowa odprawiać egzorcyzmy nad mężem a podczas rachunku sumienia doszłam do wniosku, że to może ja ich potrzebuję? Stanęłam w prawdzie o sobie. Zobaczyłam swoje winy w stosunku do męża ile ja złego zrobiłam i ile on dobrego. Tak to wyszło, że zobaczyłam wszystkiego jego dobre cechy, ile mi dał, poświecił, jaki był dobry ( oczywiście nie znaczy, że nie było złych rzeczy ale na tych się skupiałam do tej pory) i zapragnęłam się zmienić. Ktoś może powiedzieć, że to dziecinada ale zrobiłam listę za co mu dziękuje i za co go przepraszam - to była na pewno też jakaś forma autoterapii ale odczytałam mu to. Nie było jakiegoś wow ale był zdziwiony, że tak go postrzegam, że widzę w nim tyle dobrych rzeczy albo, że wiem co robiłam źle bo jemu się wydawało, że nie przywiązywałam do tego wagi.
Trzecia rzecz modlitwa wstawiennicza. Modliło się nade mną wystawiennicy i dostałam wiele słów to mnie upewniło i umocniło. Zresztą zawsze umacniało mnie to, że przecież małżeństwo to sakrament, a skoro Bóg dał mi męża, pobłogosławił nas, Jego tez wolą jest by to małżeństwo nie ustawało. Modliłam się o odnowienie przyrzeczeń małżeńskich. Nie znaczy to, że ja przez ten czas nie miałam wątpliwości, nie miałam dość, nie chciałam uciec, czy poddać się. Nieustannie nawiedzały mnie tez takie myśli. Ciężko przy kimś trwać gdy ten cię kopie nieustannie. Mąż nieustannie mnie sprawdzał. Prowokował czasami doprowadzając do złość, w której coś się odgryzłam a on w tedy mówił " no widzisz i jak Ty się zmieniłaś. Miałem rację jesteś taka i taka. Nie umiesz inaczej- taki przykład.) Musiałam być w tamtym czasie mądra choć ta mądrość nie zawsze wynikała ze mnie ( czytałam dużo, ciągle rozmawiałam z terapeutką znajomą), musiałam rozumieć jego z czego co wynika, musiałam stawiać granice, musiałam dbać o niego pomimo, że to utrudniał , musiałam pracować, wychowywać dzieci itd--- nie wiem jak ja dałam radę. Musiałam być ta mądrzejsza strona, która widziała sens i nagrodę za ten trud)Było to oczywiście bardzo trudne bo święta nie jestem ale ten czas nauczył mnie pokory choć troszkę. W tamtym czasie jedynym czasem w ciągu dnia , wspólnym, był obiad. Mąż wracał z pracy, podawałam obiad, jedliśmy go w milczeniu, i on odchodził. Czekałam tylko na te obiady. Rozmawiałam z kilkoma księżmi szukając wsparcia i w sumie teraz to widzę , że odpowiedzi walczyć czy nie? I oni zawsze pytali się -a je to co gotujesz-? Ja mówiłam , że je wiec oni mówili a to dobrze. Będzie dobrze heheheh . Do tej pory nie wiem o co chodziło z tym jedzeniem.
Mówili zdecyduj się : chcesz walczyć czy nie? Jak chcesz walczyć to powstań i wyciągnij oręż. Musisz wiedzieć czego chcesz. Będzie ciężko to wróć do swojej decyzji : Chce ratować małżeństwo i dlatego wszystko robię jak robię.
Czwarta sprawa Jerycho. To potężna modlitwa , przez 7 dni nieustająca modlitwa. Intencja- o cudowna przemianę naszych serc. Intencja jest ważna. Pewien mnich u którego byłam na rozmowie powiedział, nie módl się o nawrócenie męża bo codziennie widuje w pierwszych ławkach nawróconych mężów, którzy potem w domu tłuka żony. Zmienić się musi serce.
Po Jerychu wszystko powoli zaczęło się zmieniać.Mój mąż zaczął mnie dostrzegać pozytywnie, zaczął dostrzegać nas jako wspólnotę, sens małżeństwa. Dodatkowo Jerycho dało mi ogromne wsparcie ponieważ smsy z prośba o modlitwę poszły w Polskę, dzwonili do mnie ludzie, żeby umawiać się na poszczególne godziny modlitwy. Dzwoniły do mnie babcie z miejscowości o których nie słyszałam, dzwonili Panowie, dzwoniły mężatki szczęśliwe i takie, które tez miały problemy, wszyscy zapewniali o modlitwie. Modliło się za nas 60 osób z różnych wspólnot w Polsce. To daje taką siłę, poczucie jedności, wsparcie. Zyskałam spokój.
W domu jakby tez się wyciszyło. Zaczęliśmy rozmawiać,wyjaśniać sobie, coś tam planować, robić coś wspólnie. Taki wytworzył się pozór , że wszystko jest ok. Zmiana o jakieś 60 stopni. Oczywiście przestało mnie to satysfakcjonować szybko. Mąż starał się zachowywać poprawnie ale był taki bezpłciowy, bez emocji. w moim odczuciu tak zamknął się i płynął po powierzchni poprawności. Wystarczył jednak jakiś punkt zapalny z mojej strony i wszystkie żale wypływały z niego na nowo. Widziałam więc, że nie przetrawił.
Zaczęłam go w tedy męczyć rozmowami. Reakcja oczywiście przewidywalna, jak mówiłam, że chce pogadać to widziałam, że blednie i zaczyna się dusić i ma chęć szparą pod drzwiami czmychnąć ale dzielnie mówił porozmawiajmy. Z tych rozmów wynikło tyle, że zobaczyłam, że w ogóle się nie rozumiemy. Żadne z nas nie mogło wejść w perspektywę drugiego albo nie chciało w nią wchodzić bo czuło się nie rozumiane przez drugiego. To taka bezsilność i prośba zrozum mnie....a druga osoba mówi rozumiem cie ale to i to, co oczywiście świadczyło o nie zrozumieniu. Odkryłam też, że faktycznie mój mąż jest z Marsa. Ufolud , którego sposób myślenia jest dla mnie nie do końca zrozumiały. Jego zachowania słowa próbowałam rozgryźć własna miarką nadać im znaczenia ze swojego słownika ale nie dawało się. Bardzo dużo pomogła mi ta terapeutka o której już wspominałam tutaj. Miałam taka możliwość, że mogłam do niej dzwonić kiedy chciałam i ona bardzo chciała mi pomóc. Dzwoniłam więc do niej mówiłam,że stało się tak i tak, że jestem załamana, ze nie widzę poprawy, że ja to a on to, a ona mówiła, ja tu widzę zupełnie coś innego. Tłumaczyła mi dużo. Doradzała i dzięki temu jakoś dałam radę. Zrozumiałam tez jak ja źle postrzegam pewne sytuacje i słowa lub zachowania męża, że tak tylko swoja miara mierzę zamiast spojrzeć szerzej.
Oczywiście wszelkie zmiany w tedy były bardzo powolne. Czasami beczałam mojej mamie, że już nie mam siły, że ucieknę stad. Mama tez mnie wspierała. Mówiła zobacz tyle walczyłaś nie poddawaj się, jest już lepiej niż było. Chociaż był taki moment, że powiedziała wracaj do domu. O dziwo nie popędziłam.
Było więc tak, że ja bardzo się starałam a mój mąż z wszystkiego korzystał ale nie dawał nic z siebie poza właśnie uprzejmością i czekaniem co to sie będzie dało. W końcu przyszedł taki dzień, że chciałam się przytulić do niego a on mnie odepchnął, skamieniał, żeby przeczekać. Zaczęłam płakać bo nie mogłam zrozumieć co ja zrobiłam, że tak mnie odrzuca. Do tej pory znosiłam to ale dziś jakoś mnie zabolało . ( Muszę wspomnieć, że spaliśmy w innych pokojach ale wiele razy kiedy było mi ciężko i już nie dawałam rady szłam do łóżka do męża wtulałam się w niego i beczałam. Szukałam paradoksalnie u niego pocieszenia. On się trochę złościł, że ma już dosyć tego mazania ale przytulał mnie i zasypiałam w jego ramionach). Do tego jeszcze zaczął się o coś czepiać i wykłócać się jak gówniarz. Bardzo mnie w tedy zdenerwował. Powiedziałam, że ja go już tez chyba nie kocham, że nie będę więcej o niego walczyć, że jutro złoże w pracy wypowiedzenie, spakuje dzieci i wyjeżdżamy. Powiedziałam, że już nie mam dłużej sił by tak żyć, że ja tez zasługuje na szczęście i jeśli on nie może mi go dać to może jeszcze kogoś spotkam kto mi je da. Nie straszyłam go w tedy. Autentycznie poczułam, że to będzie najlepsze, że się dusze i chce obudzić się w swoim domu. Spokojna. A później to się jakoś poukłada. Strasznie płakałam jakby mi dusza pękła. Wystraszył się w tedy. Wystraszył się w tedy. Przepraszał i powiedział, że nie wie czemu tak się zachowuje, że nie rozumie samego siebie, że chce inaczej a tak wychodzi. Powiedziałam, że jest w miejscu, w którym już nie wiem co dalej robić i że sami sobie nie poradzimy, że chce żebyśmy poszli na terapię. Zgodził się. Terapeutka powiedziała mu, musi Pan zrozumieć, że jeśli jedna strona walczy a druga nic nie robi i myśli sobie poczekam co będzie i jak się sprawy rozwiną to jest to dla tej pierwszej osoby frustrujące i prowadzi do zniechęcenia i tak własnie było u nas. Ja doszłam do muru a On wciąż czekał na rozwój wydarzeń. Unikał ze strachu tej deklaracji :ja tez chce spróbować. Zróbmy to. Oczywiście robił dziesiątki rzeczy, które jakby zmierzały w tym kierunku ale tak słownie wzbraniał się. To tez taki typ, trudny charakter do wszystkiego musi dojść sam, bez ciśnięcia, sto razy przemyśleć, decyzja musi w stu procentach wypłynąć z niego....hmm a może wszyscy mężczyźni tacy są. W sumie może wszyscy tacy jesteśmy.
No więc terapię polecam i samemu dla siebie w takich trudnych chwilach i małżeńską.
Teraz układamy się na nowo. Wróciło, życie rodzinne, małżeńskie, relacja. Każde z nas się stara szanować siebie, to co ma do powiedzenia, co czuję, co lubi czego nie lubi, tak wiecie trochę jakby na nowo. Dziwne to jest i przedziwne. Trochę na nowo ale w sumie stare. Miło jest , choć to nic niezwykłego, kiedy mój mąż planuje przyszłość albo mówi zrobimy to albo pojedziemy tam to.....hehe to śmieszne , że się z tego cieszę ale ja już miałam w głowie scenariusz tez na okoliczność , że zostanę sama. Było tak źle , że nie było widoków na przyszłość. Nie ma nadal fajerwerków ale może już ich nigdy nie będzie. Bardziej jednak satysfakcjonuje mnie to spokojne życie, starania by było jeszcze lepiej między nami. Chce pewnej i spokojnej miłości.
Noszę się teraz z rozpoczęciem kolejnej Pompejanki w naszej intencji. Nie można zmienić drugiego człowieka własna siłą. Własna silą możemy zmienić samych siebie i to jest ciężka batalia. Bóg może zmienić serce człowieka a my tylko możemy zmienić kogoś przez zmianę własnego zachowania. To jest chyba najtrudniejsze bo my z reguły chcemy efektów tu i teraz, dwa razy zrobię coś dobrego i już ta druga osoba powinna odpowiedzieć tym samym. Niestety tak nie jest. Musimy zmienić nasza postawę trwale. Trudno jest siebie dojrzeć.
Gdybym miała się odnieść do tego forum to dużo mi dało na początku tego wszystkiego. Nie do wszystkiego się stosowałam. O naszej sytuacji powiedziałam chyba całej rodzinie i znajomym. Nie ukrywałam tego. Mówiłam mu, że go kocham oczywiście zaprzeczał, i mówił, że w to nie wierzy więc kocham zamieniłam w drobne gest i mówiłam tylko czasami. Łamałam ta listę Z. notorycznie ale nie zawsze ze złym skutkiem. Człowiek zawsze musi znaleźć własną drogę, własne rozwiązania, pewne rzeczy dostosować do swojej sytuacji. Nie da się przenieść pewnych rzeczy na swoje podwórko na zasadzie " kopiuj- wklej" .
Przeczytałam tu wszystkie świadectwa, które zakończyły się pozytywnie. To mi dało nadzieję. Czytałam artykuły, słuchałam konferencji. To umacnia. Przeczytałam polecone tu książki. Super pozycje i też je gorąco polecam!!!Podrzucam te książki ludziom.
Rozpisałam się chociaż to i tak skrót heheh. Musiało się to wszystko jednak zadziać by otworzyły mi się oczy. Chyba muszę to napisać: Bolało ale ostatecznie nie żałuje. Nie mam pewności, że juz nic nami nie zachwieje jesteśmy tylko ludźmi ale wierzę, że będzie dobrze. Bywa ciężko ale nie poddaję się. Myślę, że to dopiero początek zmian..:):)):):)
_Żona_
jacek-sychar

Re: cd.

Post autor: jacek-sychar »

Chwała Panu!
I do przodu! :lol:
s zona
Posty: 3079
Rejestracja: 31 sty 2017, 16:36
Płeć: Kobieta

Re: cd.

Post autor: s zona »

Beatko,
Chwala Panu za to piekne swiadectwo ..
Swietne podsumowanie roku ,a dla mnie nadzieja ,ze tez moze to kiedys ogarne ..
Oby ...
Sciskam serdecznie i wspomne w modlitwie :)

ps Beatko ,dzieki Tobie pierwszy raz uslyszalam o Jerycho ,jak mozna w to wejsc ..
poradzisz cos :)
Beata1981
Posty: 18
Rejestracja: 11 lip 2017, 23:21
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: cd.

Post autor: Beata1981 »

s_zona poczytaj o Bitwie pod Jerycho bo do tego odnosi się ta modlitwa. To modlitwa zwycięstwa , uwielbienia Boga. Często odmawiana w wielkich intencjach o Polskę, diecezje, parafię ale też i dla nas maluczkich dostępna:):) W naszej intencji było odmawiane w ten sposób, że przez siedem dni trwała nieustanna modlitwa, każdy po godzinie, dowolna modlitwą. Głównie był to jednak różaniec. W godzinę akurat zmawia się jedna część różańca. Prosiłam o modlitwę moją wspólnotę, znajome wspólnoty a także rodzinę. Ludzi, którzy wyrażali chęć modlitwy wpisywałam na konkretną godzinę. Miałam taką rozpiskę, żeby się nie zakręcić i w ten sposób udało się ogarnąć 7 dób. Na początku myślałam, że to będzie niemożliwe zwłaszcza jeśli chodzi o godziny nocne. Później się okazało, że najwięcej ludzi chciało się modlić nocą. Niektórzy brali wybraną godzinę przez cały tydzień. Jest wielu ludzi o dobrych sercach:). niezwykłe doświadczenie.
_Żona_
Utka2
Posty: 222
Rejestracja: 29 sty 2017, 22:47
Płeć: Kobieta

Re: cd.

Post autor: Utka2 »

Beata, moja kochana imienniczko, wiele opisów relacji z mężem mogłabym pożyczyć od Ciebie na zasadzie "kopiuj-wklej" :)

Jesteś Dzieckiem Boga - widać Jego siłę w Twoich działaniach, staraniach, decyzjach.

Chwała Panu!
ODPOWIEDZ