Samotność w małżeństwie

Refleksje, dzielenie się swoimi przeżyciami...

Moderator: Moderatorzy

Gaea
Posty: 68
Rejestracja: 28 sty 2020, 9:17
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Samotność w małżeństwie

Post autor: Gaea »

Witajcie
minęło kilka miesięcy i sporo się u mnie zmieniło. Czytałam forum sporadycznie ale ostatnio częściej.
Zacznę trochę nie na temat mojego małżeństwa, nie mniej dalej wyjaśnię związek. Niedawno pożegnałam jednego z moich rodziców, wydawało mi się, że przy chorobie jest czas na pożegnanie się z osobą, która wkrótce odejdzie ale wg mnie nic bardziej mylnego, przeżyłam szok szczególnie, że wychowałam się w rodzinie, w której mimo jakichś tam problemów czułam miłość i wsparcie. W dniu śmierci pobiegałam wieczór na spowiedź, zupełnie nieprzygotowana po blisko roku, poszłam. Niestety mój spowiednik został przeniesiony do parafii kilkadziesiąt kilometrów dalej więc nie miałam możliwości tam pojechać, wszystko tak szybko się działo, więc uklękłam przy pierwszym wolnym konfesjonale. W odniesieniu do moich problemów małżeńskich i tej śmierci spowiednik powiedział, że paradoksalnie śmierć może być początkiem czegoś nowego. Trochę wcześniej, w kwietniu mąż do mnie wrócił emocjonalnie i fizycznie. Zostawiłam na bok jakieś podejrzenia, że może robi to z uwagi na moją sytuację rodzinną, swoją drogą bardzo się lubi, lubił z moimi rodzicami i również przeżył ten okres. Zastanawiam się od kilku dni czy musiał umrzeć mi rodzic w stosunkowo młodym wieku by moje relacje z mężem uległy poprawie? Czy tak może działać Bóg? Od tego czasu nastał w moim życiu spokój i smutek. W małżeństwie nie ma rewelacji ale nie ma już awantur, braku szacunku, itp. Wróciłam też (niestety) do leczenia co pozwoliło mi się trochę wyciszyć. W kwestii męża to starałam się dać mu spokój, bez punktowania go co zrobił źle, czego nie zrobił, jak powinien był zrobić... po prostu go zostawiłam a skupiłam się na sobie, na modlitwie, gdy zapowiadała się kłótnia ucinałam rozmowę, wychodziłam się uspokoić, gdy to było wieczór szłam spać. Problem w tym, że tym sposobem oddalam się od niego, mam takie wrażenie, że coraz mniej planuję z nim czas, coraz mniej widzę jego rolę w naszej 4-osobowej rodzinie. Jestem ja i dzieci a on osobno. Nigdy nie przepadał za spędzaniem czasu z dziećmi, więc ja sama organizuję sobie z nimi czas, ostatnio był nawet zdziwiony, bo tylko go poinformowałam, że gdzieś jedziemy bez pytania czy on się wybiera czy może by chciał też pojechać. Nie chodzi do kościoła więc już nie pytam czy idzie z nami. Stoję zawsze sama z dwójką dzieci, ubrana na czarno, wśród pełnych rodzin, ostatnio pomyślałam, że pewnie ludzie zastanawiają się czy jestem wdową... Zawsze sama ja i dzieci. On i jego praca, jego zainteresowania, jego czas, jego przestrzeń, w której im więcej czasu ma i spokoju tym jest bardziej zadowolony. Boję się, że z biegiem lat, gdy dzieci podrosną, ja wrócę do pracy to coraz bardziej będę się od niego oddalać. Dodatkowo straciłam zupełnie ochotę na zbliżenia, nie wiem czy to wynik leków, które przyjmuję, wstydzę się zapytać psychiatry, i nie chodzi mi o mnie ale o męża, który z pewnością nie ma w tym małżeństwie zaspokojonych podstawowych potrzeb. Nie wiem czy tak ma wyglądać moje małżeństwo, co myślicie? Darować sobie analizę i żyć tak, cieszyć się tym co ma, szczególnie, że niedawno przekonałam się jak życie jest kruche czy coś robić? Nie chcę go zachęcać, a wręcz wymuszać na nim spędzenie z nami czasu, nie chcę tego robić, zawsze kończylo się to porażką, on niby szedł z nami, niezadowolony, zaraz się wkurzył na któreś dziecko, że coś źle zrobiło, ja stawałam w obronie dziecka, on się wściekał, ja krzyczalam, że jest złym ojcem i nawet 5 min nie może z dziećmi spędzić w spokoju. Pełno stresu i nerwów. W obecnej sytuacji mam spokój.
Została jeszcze kwestia alkoholu. Może nie powinnam ale cieszę się i dzielę się tutaj małym sukcesem, że dziś zakończyłam miesiąc trzeźwości, a boję się i pomodlę dziś o to, by jutro nie biec po alkohol, w nagrodę za wytrwanie. Nasuwa mi się to co kiedyś pisal nałóg o pijakach, że oni żyją na takim dupościsku.
Ruta
Posty: 3297
Rejestracja: 19 lis 2019, 12:00
Jestem: w separacji
Płeć: Kobieta

Re: Samotność w małżeństwie

Post autor: Ruta »

Przyłączam się do twojej modlitwy o wytrwanie w trzeźwości uspokojenie Twoich obaw, za chwilę zaczynam...
Wykonałaś mnóstwo dobrej rzetelnej pracy. Jesteś bardzo dzielna. Brak awantur w rodzinie to duży sukces. Spróbuj się nim nacieszyć. Nie zamartwiaj się nadmiernie o przyszłość, szczególnie tą odległą. Rozwiązując na bieżąco problemy, sprawiamy że nasza przyszłość kształtuje się w swojej najlepszej z możliwych wersji. Gdy tych problemów nawarstwilo się sporo, to zanim znajdziemy właściwe rozwiązania mija czasem sporo czasu. Ale trwając przy Bogu, znajdujemy w końcu te najlepsze rozwiązania. I dorastamy do radości.

Nie martw się też tym, że Bóg może być okrutny. Bóg jest samą miłością. Myślę, że ksiądz mówiąc o tym, że śmierć może być początkiem czegoś nowego, nie miał na myśli tego, że Bóg może kogokolwiek uśmiercić, by coś nowego się zaczęło. Przytulam cię serdecznie, przykro mi, że pożegnalaś swojego rodzica. Gdy odchodzi ktoś z bliskich mi osób, pocieszam się tym, że zdążyliśmy sobie coś nawzajem dać, szukam takich perełek, chwil bliskości, radośnie spędzonego czasu. To daje mi pocieszenie.
Awatar użytkownika
Niepozorny
Posty: 1543
Rejestracja: 24 maja 2019, 23:50
Jestem: w separacji
Płeć: Mężczyzna

Re: Samotność w małżeństwie

Post autor: Niepozorny »

Witaj Gaea

Po przeczytaniu twojego posta, postanowiłem podzielić się moimi spostrzeżeniami i jak to było u mnie.
Gaea pisze: 31 sie 2020, 21:20 W kwestii męża to starałam się dać mu spokój, bez punktowania go co zrobił źle, czego nie zrobił, jak powinien był zrobić... po prostu go zostawiłam a skupiłam się na sobie, na modlitwie, gdy zapowiadała się kłótnia ucinałam rozmowę, wychodziłam się uspokoić, gdy to było wieczór szłam spać. Problem w tym, że tym sposobem oddalam się od niego, mam takie wrażenie, że coraz mniej planuję z nim czas, coraz mniej widzę jego rolę w naszej 4-osobowej rodzinie.
Ja nigdy nie lubiłem się kłócić i wolałem zakończyć rozmowę wcześniej, żeby nie powiedzieć czegoś, czego normalnie bym nie powiedział. Wiele rozmów z żoną zostawało niedokończonych, ale czułem, że nie jest źle, bo w końcu się nie kłócimy. W ten sposób rozmawialiśmy coraz mniej i staliśmy się obcymi ludźmi dla siebie. Żona nie była już dla mnie przyjaciółką, z którą mogłem o wszystkim porozmawiać. Teraz wiem, że gdy małżonkowie się kłócą, to przynajmniej im jeszcze zależy.
Gaea pisze: 31 sie 2020, 21:20 Trochę wcześniej, w kwietniu mąż do mnie wrócił emocjonalnie i fizycznie. (...) mam takie wrażenie, że coraz mniej planuję z nim czas, coraz mniej widzę jego rolę w naszej 4-osobowej rodzinie. Jestem ja i dzieci a on osobno. Nigdy nie przepadał za spędzaniem czasu z dziećmi, więc ja sama organizuję sobie z nimi czas, ostatnio był nawet zdziwiony, bo tylko go poinformowałam, że gdzieś jedziemy bez pytania czy on się wybiera czy może by chciał też pojechać. (...) Zawsze sama ja i dzieci. On i jego praca, jego zainteresowania, jego czas, jego przestrzeń, w której im więcej czasu ma i spokoju tym jest bardziej zadowolony. Boję się, że z biegiem lat, gdy dzieci podrosną, ja wrócę do pracy to coraz bardziej będę się od niego oddalać. Dodatkowo straciłam zupełnie ochotę na zbliżenia
Mam wrażenie, że po kwietniowym powrocie niewiele już zostało. Coś podobnego było w moim małżeństwie. Cieszyłem się, że mamy poważny kryzys za sobą i nie zauważyłem, gdy zaczął się następny, znacznie poważaniejszy. Potrafiłem sobie wszystkie dziwne zachowania żony wyjaśniać m.in. jej potrzebą porzestrzeni. W rezultacie nie jesteśmy już razem.
Gaea pisze: 31 sie 2020, 21:20 Została jeszcze kwestia alkoholu. Może nie powinnam ale cieszę się i dzielę się tutaj małym sukcesem, że dziś zakończyłam miesiąc trzeźwości
Gratulacje :)
Z braku rodzi się lepsze!
Gaea
Posty: 68
Rejestracja: 28 sty 2020, 9:17
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Samotność w małżeństwie

Post autor: Gaea »

Dziękuję Ruta. Nie wiem sama co gorsze brak awantur i duszenie w sobie emocji czy kłótnie dające upust emocjom?

Właśnie...
Niepozorny pisze: 20 wrz 2020, 19:20 Teraz wiem, że gdy małżonkowie się kłócą, to przynajmniej im jeszcze zależy.
Niepozorny a jak jest u Ciebie, bo widzę, że nie kontynuujesz watku?

Zaczelam czytać książkę "miłość potrzebuje stanowczości" ale chyba źle ja interpretuję, utwierdzam się w przekonaniu, żeby się nadal odsuwać i żyć swoim życiem. Chyba nie o to w małżeństwie chodzi ...
acine
Posty: 127
Rejestracja: 26 lip 2018, 23:35
Płeć: Mężczyzna

Re: Samotność w małżeństwie

Post autor: acine »

Gaea, co do ochoty na zblizenia po lekach to jesli bierzesz leki antydepresyjne to one maja czesto w skutakch ubocznych ze blokuja libido. Dlatego mozesz nie miec ochoty na zblizenia. Zapytaj sie swojego psychiatry czy bierzesz wlasnie taki antydepresant ktory ma wpisane w skutkach ubocznych blokowanie libido i popros o zmiane na taki ktory tego nie ma w skutkach ubocznych,
Ruta
Posty: 3297
Rejestracja: 19 lis 2019, 12:00
Jestem: w separacji
Płeć: Kobieta

Re: Samotność w małżeństwie

Post autor: Ruta »

Gaea pisze: 22 wrz 2020, 21:27 Dziękuję Ruta. Nie wiem sama co gorsze brak awantur i duszenie w sobie emocji czy kłótnie dające upust emocjom?

Właśnie...
Niepozorny pisze: 20 wrz 2020, 19:20 Teraz wiem, że gdy małżonkowie się kłócą, to przynajmniej im jeszcze zależy.
Niepozorny a jak jest u Ciebie, bo widzę, że nie kontynuujesz watku?

Zaczelam czytać książkę "miłość potrzebuje stanowczości" ale chyba źle ja interpretuję, utwierdzam się w przekonaniu, żeby się nadal odsuwać i żyć swoim życiem. Chyba nie o to w małżeństwie chodzi ...
Awantury raczej nie są konstruktywne, raczej wyczerpujące, no i destrukcyjne dla dzieci. Choć z pewnością dają uczucie rozładowania. Ale alternatywą nie jest na szczęście duszenie w sobie emocji :) Sama uczę się powoli, co z tymi emocjami robić, aby ich nie dusić. Do niedawna je tłumiłam, więc nie tyle dusiłam, co zaduszałam (co nie znaczy, że czasem nie wybuchały, jak się uzbierało tych emocji za duża, zdarzało się to rzadko, ale bardzo destrukcyjnie i dla mnie i dla otoczenia). Jak już ci kiedyś pisałam, miałam też okres w życiu, w którym tłumiłam je w sobie alkoholem. Cieszę się, że na czas się z tego wycofałam. To prosta droga do uzależnienia. Alkohol nie jest dla osób w kryzysach, w trudnych sytuacjach, dla osób nie radzących sobie z emocjami. Wtedy jest destrukcyjny. Zabiera energię potrzebną do zmiany. Ale o tym już też sama wiesz... Dajesz radę z abstynencją? (Tak na marginesie, ale bardzo osobiście, ode mnie i z mojego doświadczenia: gdyby zdarzyła ci się wpadka/wpadki - nie przejmuj się. Przyjrzyj się sobie, co dokładnie się stało, jak się z tym czujesz, czy masz z tego jakąś korzyść...i dalej korzystaj z dobrodziejstw abstynencji. Takie podejście pomogło mi zmienić moje złe nawyki i wypracować sobie trwałą abstynencję :) Trzeźwość jest fajna i wcale nie jest nudna :) Dzielę się tym, bo się o ciebie martwię, proszę, nie poczuj się urażona).


Gaeo, czy oprócz leków i porad psychiatry (super, że się na to zdecydowałaś, ja też w głębokim kryzysie taką decyzję podjęłam i tak trafiłam na Sychar - za podpowiedzią mojej Pani Doktor) korzystasz z psychoterapii? To może okazać się pomocne. Polubiłam swoją terapeutkę, dobrze mi się z nią pracuje, widzę też, że terapia przynosi efekty i zmiany. Nie tyle się zmieniam, co staję się bardziej sobą i się do siebie dokopuję. Do swoich emocji i tego co mogę z nimi robić także.
Co do emocji - sporo z nich udaje mi się "przerobić" w modlitwie. Wiele razy odmawiałam różaniec ucząc się emocji i przyjmowania tych które były dla mnie trudne, choć wtedy gdy zaczęłam tak robić, jeszcze nie zdawałam sobie sprawy co robię. Każda Tajemnica to zdarzenie bardzo mocno naładowane emocjonalnie. Czułam razem z Maryją: Jej radość, troskę, rozpacz, to co Ona przeżywała. I tak prowadzona za rękę przez Najwspanialszą i Najmądrzejszą z Matek, powoli uczyłam się i nadal uczę czuć te emocje także dla siebie i nie uciekać, nie tłumić, po prostu być z tym i w tym co czuję. Nadal jestem w tym początkująca, ale przychodzi mi to coraz lepiej.

To czucie stworzyło nowy problem: gdy czujesz, to "coś" z tym trzeba robić. Przynajmniej na początku tak myślałam. Teraz widzę, że nie zawsze. I nie zawsze to, co emocje podpowiadają. Mam za sobą kilka wpadek, w tym jedną niechlubną, gdy dałam się ponieść złości. Pomogły mi bardzo wykłady księdza Grzywocza o emocjach. Bardzo pięknie mówi o tym, że emocje pełnią różne funkcje, czasem dają nam energię do działania i możemy je przekuć na konstruktywne działania, czasem informują nas, że ktoś przekracza nasze granice i dają siłę, by ją postawić. Obejrzyj w wolnej chwili, polecam: https://www.youtube.com/watch?v=8GSN-nQKvw8
A tu o agresji i jej tłumieniu: https://www.youtube.com/watch?v=d8wcFuOufhw - bardzo zaskakująco dla mnie - agresja jest potrzebna do tworzenia związku :) to było dla mnie odkrycie, nigdy sama bym na to nie wpadła, agresję widziałam jedynie jako destrukcyjną przerażającą siłę... Jest też pięknie powiedziane, co można z uczuciem agresji, gniewu, złości zrobić, jak się przy tym zatrzymać, jak rozpoznać, co moje uczucie mi mówi.
Akacja
Posty: 123
Rejestracja: 18 gru 2019, 4:31
Płeć: Kobieta

Re: Samotność w małżeństwie

Post autor: Akacja »

Cześć,
To co napisał Niepozorny jest mi bliskie i nie bagatelizuj tego co napisał..
Wiem, jak to wszystko jest mega trudne, ale baaardzo polecam ks. Księdza Dolindo "Jezus do serca mam" jest malutka i króciutka taką kieszonkowa, a jest w niej to co Ci potrzebne..

Np. ostatnio przeczytałam jak Jezus mówił aby Go naśladować: milczeć, cierpieć i przebaczać wówczas otrzymamy skarbnicę łask..

Widzę to u Ciebie jak na dłoni. Nie wychodź kiedy on Cię denerwuje, wysłuchaj w bólu do końca ale tylko ze względu na Jezusa po prostu zrób to dla Niego.
Jeśli użyjesz jak najdelikatniejszych słów by wyrazić to co czujesz po tym jak mąż wszystko już powie, i powiesz to z miłością że względu na Jezusa to będziesz z Nim budować twierdzę twojej rodziny.

Jakby mój mąż nie dokańczał rozmów zaczętych które tworzyły konflikty i wychodził to na pewno to by nas oddalało od siebie, i to by mnie bolało...

Ważne, że to widzisz. Skoro zobaczyłaś zły owoc tego zachowania to spróbuj inne. Nie oceniając męża wysłuchaj go do końca. Taka zasada będzie moim zdaniem dobra. A potem powiedz, że też chciałabyś o czymś mu powiedzieć, ale najlepiej gdy będziesz modliła się o Ducha Świętego przed rozmową, bo czasami lepiej niektóre rzeczy przemilczeć a niektóre ważne jest aby powiedzieć.

Pewna siostra zakonna od Zawierzanek powiedziała mi abym delikatnie pokazywała mężowi, że jest nam potrzebny. Bo jest potrzebny! wiesz ile dzieci które zostają bez ojca trafiają do więzienia? Niestety bardzo duży procent.. Poza tym jak mąż zwraca uwagę dzieciom nawet stanowczo i czasem z krzykiem może być dla nich dużo lepsze niż gdy Ty kłucisz się z mężem mówiąc mu jak ma się zwracać do dzieci. Sama się o tym przekonałam, gdy dałam wolną rękę mężowi w wychowaniu dzieci, chociaż mi się to nie podobało, dzieci stawały się wtedy dużo lepsze..

Co do współżycia, mi też się często nie chce, ale mam taką zasadę, że zapominam o sobie, robię to dla męża bo wiem że on chce ;) i było nieraz cudownie pomimo, że musiałam podjąć pewien wysiłek.. Ważne jest by to wszystko oddawać Maryi, wtedy to ma sens, nawet najdrobniejsza rzecz, która może być odrzucona czy podeptana przez ludzi, jeśli się robi to z miłości do Boga, ma to wielką wartość..
Gaea
Posty: 68
Rejestracja: 28 sty 2020, 9:17
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Samotność w małżeństwie

Post autor: Gaea »

acine pisze: 22 wrz 2020, 21:59 Gaea, co do ochoty na zblizenia po lekach to jesli bierzesz leki antydepresyjne to one maja czesto w skutakch ubocznych ze blokuja libido. Dlatego mozesz nie miec ochoty na zblizenia. Zapytaj sie swojego psychiatry czy bierzesz wlasnie taki antydepresant ktory ma wpisane w skutkach ubocznych blokowanie libido i popros o zmiane na taki ktory tego nie ma w skutkach ubocznych,
Od dwóch miesięcy się lecze i mam już trzeci lek...nie wiem już sama czy to wina farmakologii, bo przecież zanim lek zacznie działać to też trochę mija.

Ruta ja awantur na szczęście przy dzieciach nie robiłam. Poza tym nie chce Cię tłumaczyć ale Ty miałaś poważniejsze powody do wybuchów niż ja. Czymś innym jest uzależnienie od alkoholu, narkotyków, pornografi a czyms innym "bo mąż nie spędza z nami czasu". Ja wiem, że problemów nie powinno kłaść się na szali niemniej moje problemy przy Twoich są błahe. U mnie bardziej ostatnio się nazbierało, wciaz wraca mi widok umierającego rodzica, ten wzrok, wychudzenie, rączka mojego malutkiego dziecka przy ręce z woskowa, szarą skóra. Patrzyłam i myślałam Boże jedno życie dopiero się zaczęło, inne wlasnie do Ciebie odchodzi.
Nie, nie daje rady z zupełna abstynencja ale nie pije dużo/ często. Trochę mnie to gryzie znów ale pilnuje się. Mam nadzieję. Oczywiście absolutnie nie uraza mnie Twoje pytanie o to.
Nie uczęszczam na psychoterapię. Drugiego rodzica mam chorego więc na dłużej niż godzinę dwie staram się nie zostawiać dzieci. Starsze co prawda jest w przedszkolu ale młodsze to maluszek. Dziękuję za linki. Powoli czytam, słucham co polecają forumowicze.
Ostatnio zmieniony 23 wrz 2020, 10:54 przez Lawendowa, łącznie zmieniany 1 raz.
Powód: Poprawiono cytowanie
Ruta
Posty: 3297
Rejestracja: 19 lis 2019, 12:00
Jestem: w separacji
Płeć: Kobieta

Re: Samotność w małżeństwie

Post autor: Ruta »

Gaea pisze: 23 wrz 2020, 10:26
Ruta ja awantur na szczęście przy dzieciach nie robiłam. Poza tym nie chce Cię tłumaczyć ale Ty miałaś poważniejsze powody do wybuchów niż ja. Czymś innym jest uzależnienie od alkoholu, narkotyków, pornografi a czyms innym "bo mąż nie spędza z nami czasu". Ja wiem, że problemów nie powinno kłaść się na szali niemniej moje problemy przy Twoich są błahe. U mnie bardziej ostatnio się nazbierało, wciaz wraca mi widok umierającego rodzica, ten wzrok, wychudzenie, rączka mojego malutkiego dziecka przy ręce z woskowa, szarą skóra. Patrzyłam i myślałam Boże jedno życie dopiero się zaczęło, inne wlasnie do Ciebie odchodzi.
Nie, nie daje rady z zupełna abstynencja ale nie pije dużo/ często. Trochę mnie to gryzie znów ale pilnuje się. Mam nadzieję. Oczywiście absolutnie nie uraza mnie Twoje pytanie o to.
Nie uczęszczam na psychoterapię. Drugiego rodzica mam chorego więc na dłużej niż godzinę dwie staram się nie zostawiać dzieci. Starsze co prawda jest w przedszkolu ale młodsze to maluszek. Dziękuję za linki. Powoli czytam, słucham co polecają forumowicze.
Mi przy synku niestety zdarzyło się wybuchnąć. Żałuję każdej takiej sytuacji. Żal przekułam w postanowienie, że więcej takich nie będzie. Nie krzyczę. Rozmawiam. Także gdy czuję się zła, zmęczona. Albo ewentualnie tłumaczę swój stan i się wyciszam. Także wobec męża, niezależnie od jego bieżącej fazy - a bywa róznie. Stałam się osobą, której na razie nie da się "sprowokować", odpowiadam za swoje emocje i rekacje coraz lepiej, a jak dochodzę do punktu w którym mogę nie odpowiadać, to się wycofuję, by tej granicy nie przejść. Może kiedyś uda mi się dojśc do stanu w którym nie będę potrzebowała wycofywać się, by nie tracić kontroli, ale na razie to działa. Nie patrzę w przestraszone oczy dziecka, nie mam wyrzutów sumienia.

Odejście bliskiej osoby to trudne doświadczenie. Opiekujesz się sobą? Masz prawo czuć się gorzej, osłabiona. Nałog napisał kiedyś o "wentylowaniu emocji" - rozbawiło mnie określenie, ale tak, wentylowane emocje służą mi lepiej. Masz swój sposób, by te swoje emocje związane z doświadczeniem przewentylować? Albo chociaż przewietrzyć?

Co do alkoholu - gdy tych ileś tam lat temu zaczęłam odreagowywać swoje napięcie alkoholem, po jakimś czasie zauważyłam, że choc daje to chwilową ulgę i odprężenie, to na dłuższą metę daje efekt odwrotny. Dlatego się wycofałam. Nie zrezygnowałam jednak z picia alkoholu, choć piłam go rzadko i zwykle przy jakiś okazjach - i źle, bo miałam w domu uzależnioną od alkoholu bliską mi osobę. Dopiero dłuższa świadomie podjęta abstynencja pomogła mi dostrzec inne destrukcyjne działania alkoholu - na mnie i na moich znajomych też. Na krótki czas z abstynencji zrezygnowałam, czułam, że moje motywacje nie są właściwe, że coś robię znów głupio. Po tej rezygnacji w sumie dalej nie korzystałam z alkoholu, bo nawet gdybym chciała nie miałam jak - mam małe dziecko i jestem z nim sama. Natomiast znalazała się koniec końców i okazja i sposobność. Parę razy skorzystałam z alkoholu - i po tym doświadczeniu zrezygnowałam z niego znacznie bardziej świadomie i z inną niż wcześniej motywacją. Już nie tylko dla męża, aby mu coś udowadniać, czy mu tworzyc dobre warunki - choć to także, ale również dla siebie. Miałam porównanie jak się czuję emocjonalnie w okresie pełnej abstynencji, a jak na moje emocje i mój stan działa alkohol. Lepiej czuję się pozostając trzeźwa.
Spojrzyj na wszelki wypadek w siebie i jak to jest z tą twoją abstynencją. Jeśli zdarza ci cię wypić mimo postanowienia, że tego nie zrobisz, jeśli prowadzisz wewnętrzne dialogi o tym, czy się napić, czasem nie picie oznacza koniecznośc wygrywania takich dialogów, jełśi planujesz picie, albo gdy raz się napijesz, to potem parę dni jeszcze trochę też pijesz zanim wrócisz do trzeźwości - to są sygnały alarmowe. Za nimi jest juz źle - te sygnały mówią, tylko jedno: nie pij. Piszę o tym, bo mam parę koleżanek, które się uzależniły od alkoholu. Kobietom to też się zdarza. I to były te punkty, które przeszły, ignorując je. Bądź ostrożna. Dbaj o siebie. I bądź ze sobą szczera.

Psychoterapie są teraz w większości na telefon, także te "na NFZ". Korzystam z takiej NFZ i jestem bardzo zadowolna :) rozmowy mam teraz co dwa tygodnie, po 45 minut, choć były tygodnie że co tydzień i po godzinie. Tak więc czasowo terapia nie angażuje aż tak bardzo, angażuje emcojonalnie - ale w fajny sposób, poznawanie siebie to przygoda :)
Awatar użytkownika
Niepozorny
Posty: 1543
Rejestracja: 24 maja 2019, 23:50
Jestem: w separacji
Płeć: Mężczyzna

Re: Samotność w małżeństwie

Post autor: Niepozorny »

Gaea pisze: 22 wrz 2020, 21:27 Niepozorny a jak jest u Ciebie, bo widzę, że nie kontynuujesz watku?
Nie kontynuuję wątku, bo sporo się zmieniło w podejściu mojej żony. Zrezygnowała z mediacji zanim doszło do naszego wspólnego spotkania z mediatorką. Zmieniła prawnika oraz zdanie, co do opieki nad dziećmi. Teraz wymyśliła, że dzieci mają być z nią (i jej partnerem) a ja mam płacić alimenty.
Gaea pisze: 22 wrz 2020, 21:27 Zaczelam czytać książkę "miłość potrzebuje stanowczości" ale chyba źle ja interpretuję, utwierdzam się w przekonaniu, żeby się nadal odsuwać i żyć swoim życiem. Chyba nie o to w małżeństwie chodzi ...
Czytałem tą książkę jakiś czas temu i najbardziej mi utkwił rozdział 12 (Anatomia czudzołóstwa). Myślę, że opisane w nim etapy bardzo dobrze pasowałyby do mnie i żony.
Z braku rodzi się lepsze!
Gaea
Posty: 68
Rejestracja: 28 sty 2020, 9:17
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Samotność w małżeństwie

Post autor: Gaea »

Akacja pisze: 23 wrz 2020, 0:35 Np. ostatnio przeczytałam jak Jezus mówił aby Go naśladować: milczeć, cierpieć i przebaczać wówczas otrzymamy skarbnicę łask..

Widzę to u Ciebie jak na dłoni. Nie wychodź kiedy on Cię denerwuje, wysłuchaj w bólu do końca ale tylko ze względu na Jezusa po prostu zrób to dla Niego.
Akacja dziękuję... Tak, milczę i cierpię by był w naszej rodzinie względny spokój ale wiesz jakie to trudne gdy mąż mówi nie raz od rzeczy (on ma słabą pamięć), coś przekręca itp a ja słucham tych dyrdymalow i narasta we mnie takie napięcie, że mam wrażenie, że zaraz wybuchnę.
Książkę zapisuje jako kolejna lekturę:-)
Ruta pisze: 23 wrz 2020, 18:27 Psychoterapie są teraz w większości na telefon, także te "na NFZ". Korzystam z takiej NFZ i jestem bardzo zadowolna rozmowy mam teraz co dwa tygodnie, po 45 minut
Widzisz o tym nie pomyślałam a przecież z psychiatra też rozmawiam przez telefon. Cieszę się, że zmieniłam lekarza, poprzedni wypisywał tylko receptę bez słowa, a z obecnym zawsze chwile porozmawiam i działa to na mnie kojąco. Nawet ostatnio jak rozmawialiśmy przez telefon to chyba wyczuł, że jest ze mną źle i kazał mi przyjechać do gabinetu, długo ze mną rozmawiał. Bardzo mi to pomogło.
Z alkoholem uważam, bo kusi mnie bardzo wieczorami gdy już dzieci śpią. Mam ochotę wypić i nie denerwować się zachowaniem męża, pokazywaniem mi jak jestem mu nie potrzebna. Ostatnio znów opowiada mi jak cudowne są żony kolegów, sąsiadki itd. To okropne ale zbieram w głowie te wszystkie jego teksty i to utwierdza mnie w przekonaniu, że nie jestem nic warta i nie działa motywująco ale destrukcyjnie.
Ruta
Posty: 3297
Rejestracja: 19 lis 2019, 12:00
Jestem: w separacji
Płeć: Kobieta

Re: Samotność w małżeństwie

Post autor: Ruta »

Gaea pisze: 08 paź 2020, 10:34
Ruta pisze: 23 wrz 2020, 18:27 Psychoterapie są teraz w większości na telefon, także te "na NFZ". Korzystam z takiej NFZ i jestem bardzo zadowolna rozmowy mam teraz co dwa tygodnie, po 45 minut
Widzisz o tym nie pomyślałam a przecież z psychiatra też rozmawiam przez telefon. Cieszę się, że zmieniłam lekarza, poprzedni wypisywał tylko receptę bez słowa, a z obecnym zawsze chwile porozmawiam i działa to na mnie kojąco. Nawet ostatnio jak rozmawialiśmy przez telefon to chyba wyczuł, że jest ze mną źle i kazał mi przyjechać do gabinetu, długo ze mną rozmawiał. Bardzo mi to pomogło.
Z alkoholem uważam, bo kusi mnie bardzo wieczorami gdy już dzieci śpią. Mam ochotę wypić i nie denerwować się zachowaniem męża, pokazywaniem mi jak jestem mu nie potrzebna. Ostatnio znów opowiada mi jak cudowne są żony kolegów, sąsiadki itd. To okropne ale zbieram w głowie te wszystkie jego teksty i to utwierdza mnie w przekonaniu, że nie jestem nic warta i nie działa motywująco ale destrukcyjnie.
Jak mi kiedyś nałóg napisał - na terapię "wal jak w dym". Rozbawiło mnie to - i zmotywowało. Na terapii będziesz mogła także pogadać o tych "kuszeniach" o których piszesz. Czy ty jakoś zrzucasz z siebie emocje? Masz jakiś swój sposób? Wiem, alkohol wieczorem to taki relaks, ale to nie relaks tylko ułuda stanu relaksu. Alkohol odpręża na chwilę. Jego działanie na psychikę gdy jesteśmy w stresie jest inne. Nasila trudne emocje, zaniża poczucie własnej wartości, obniża także motywację do zmiany sytuacji, która generuje silny stres.

Często potrzeba ukojenia pojawia się, gdy cały dzień zaciskamy zęby, by wytrzymać, by wszystko ogarnąć, dzieci, dom, obowiązki. Warto przestać zaciskać te zęby i trochę sobie odpuścić. Ponieważ to proces, to warto też poszukać innych sposobów ukojenia - jednym pomaga ciepła kąpiel, innym ćwiczenia rozluźniające i oddechowe, innym film czy poczytanie ksiązki (podaję przykłady dobre dla mam, które nie wyjdą z domu nawet na krótki spacer). Ważne, aby zadbać by było to naprawdę ukojenie. Złapałam się na początku terapii na tym, że jak biorę się za czytanie, modlitwę, cokolwiek - to często się nie relaksuję, bo robię to dalej w napięciu. Nawet pozycja w jakiej się układałam do czytania była skrajnie niewygodna. Teraz robię inaczej - wietrzę sobie pokój, biorę parę głebszych wdechów, zapalam świeczkę, wygodną lampkę, zaparzam herbatkę, trochę się rozciągam, biorę poduchy by siedzieć lub leżeć wygodnie, wyciszam myśli. Zajmuje to może trzy minuty - a mój komfort wzrasta niepomiernie. I wtedy naprawdę odpoczywam. Da się zrelaksować bez alkoholu - i bez wysiłku.

Nie zbieraj w głowie tekstów męża. Szkoda twojej głowy na składowanie niemiłych rzeczy. Trudno ocenić zachowaniz twojego męża o których piszesz- bo może to być zarówno ogromna przemoc psychiczna, jak i próba manipulacji twoimi uczuciami, poczuciem wartości, jak i jakieś tam głupie pogadanki edukacyjne dla żony. Wszystko zależy od formy, częstotliwości. A od tego, czym to naprawdę jest zależy właściwa reakcja.
Na przemoc się nie zgadzamy i się przed nią chronimy odesparowując się (np. idąc do innego pomieszczenia na początek), manipulację obnażamy (jeśli nie grozi nam za to przemoc) - np. mówiąc szczerze, słuchaj jest mi przykro, gdy tak mówisz, bo mam wrażenie, że nie doceniasz tego co robię ja i czuję się wtedy nieważna - czy możesz mi powiedzieć, czemu poruszasz akurat ten temat, mam wrażenie, że ostatnio często do niego wracasz?
A na pogadanki edukacyjne reagujemy albo humorem, na przykład rewanżując się własną pogadanką - na zasadzie - No Marysia faktycznie musi być wspaniałą żoną... A ty wiesz, że Janek, ten od mojej kuzynki siostry brata, to tak się zmienił, wyobrażasz sobie, że postanowił, że będzie robił w domu wszystkie posiłki dla całej rodziny, tak na full, z zakupami, i nawet sprzątaniem kuchni. Byłam pewna, że nie wytrzyma trzech dni, a tu już pół roku minęło. Hania, jego żona mówiła, że jest teraz super, wszyscy zeszczupleli, lepiej się czują, dzieciaki przestały marudzić przy jedzeniu. I wiesz że on to ogarnia normalnie chodząc do pracy na 8 godzin? No odjazd! Ona ma teraz więcej czasu dla siebie i nie jest taka w stresie. Mówi, że teraz się lepiej dogadują, a było u nich krucho. Nawet teraz ćwiczą całą rodziną. Podobno koledzy się z niego podśmiewali, a teraz sami biorą od niego przepisy. Niezła jazda, co? Hanka mówiła, że on chce teraz założyć bloga o gotowaniu tylko dla mężczyzn i nawet ma już propozycje od reklamodawców, na jakieś przyprawy, to jeszcze na tym zarobi. No mężczyźni naprawdę potrafią, nawet z gotowania dla rodziny zrobić dochód... Kto by pomyślał, ja bym za Janka grosza nie dała...Jednak ta Hania miała nosa...
Gaea
Posty: 68
Rejestracja: 28 sty 2020, 9:17
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Samotność w małżeństwie

Post autor: Gaea »

Witajcie, minął rok jak tu pisałam a u mnie coraz gorzej. Kiedy już miałam nadzieję, że powoli wychodzę na prostą znów spadam totalnie w dół, proszę Boga by mnie zabrał z tego świata. Tak wiem jestem egoistka, mam dwójkę małych dzieci ale wewnętrznie umieram, moje życie to porażka. Im bardziej się staram tym mam bardziej pod górkę. Starałam się wyciszyć, przez ten rok, po różnych trudnych przeżyciach, gdy mąż mnie ranił, trzymalam w sobie gniew, było coraz gorzej, pozwalał sobie na coraz więcej, gdy ja tuliłam w nocy płaczące dziecko on potrafił wstać i jeszcze mnien wyzywac, bo ja chciałam dzieci.... Poszłam do pracy, odzylam trochę, a on niby wcześniej oskarżał mnie o rodzenie dzieci z lenistwa a jak poszłam do pracy, ogarniam dzieci i na ile mogę dom to jeszcze jest gorzej. A gwoździem do trumny jest właśnie moja bierność wobec jego zachowania. Kiedy on się wścieka, ja idę się pomodlić i położyć i to go chyba przyprawia o wściekłość. Nadużywa alkoholu, chodzi, trzaska drzwiami z nerwów. A ja skupiam się na dzieciach, na pracy, nie proszę go o uwagę ale traktuje z szacunkiem. W nim gotuje... A mnie serce pęka jak dzieci lgną do niego a jego ciągle nie ma, celowo dużo pracuje by z nami nie być, zresztą mówi to wprost. Ktoś mi radził z nim pogadać, nie siedzieć cicho i przepłakiwać w kącie jego zachowań a zwrócić mu uwagę. Gdy grzecznie zwrocilam mu uwagę to zobaczyłam w jego oczach taka nienawisc jak jeszcze nigdy.... Wyzwiska, zarzuty, że nie nadaje się do niczego itp. Itd. Że zupełnie mu nie zależy i mase przekleństw. Zapytalam czemu mnie tak rani ale było jeszcze gorzej i te zarzuty, że dzieci chciałam... Klękam i proszę Boga by mi powiedział co mam dalej robić. Ostatnio powiedziałam lekarzowi, żeby mnie na oddział wziął... Dostałam kolejne prochy. Nie mogę, nie chce tak żyć. Odejść i wywrócić życie dzieci do góry nogami, to nawet nierealne, maja w domu dobre warunki, nie czują że dzieje się coś złego więc widać po nich szczęście. Zostać i czekać aż zwariuje do reszty? Ich życie za moje... Chyba. Nie mam w mezu wsparcia, nie ma dobrego słowa, nie ma zainteresowania, myślę, że gdybym się przewróciła to jeszcze by mnie kopna. Może się wściekl, że przestalam go błagać o uwagę, płakać, przepraszać... sam nigdy nie wyciągnął ręki, nigdy nie przeprosił. A teraz ja mam dobra pracę, fajnie spędzam czas z dziećmi, już mi łatwiej bo są trochę większe i na pierwszym miejscu jest Bóg a męża zepchnęlam z piedestału.
Caliope
Posty: 3013
Rejestracja: 04 sty 2020, 12:09
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Samotność w małżeństwie

Post autor: Caliope »

Szkoda, że nic nie zrobiłaś dla siebie przez ten czas, nie poszłaś po pomoc, może teraz jest czas na to by naprawdę o siebie zadbać. Zrób to dla dzieci, jeśli dla siebie jeszcze nie jesteś gotowa.
dabo
Posty: 49
Rejestracja: 25 lut 2017, 11:56
Jestem: już po kryzysie
Płeć: Mężczyzna

Re: Samotność w małżeństwie

Post autor: dabo »

Dlaczego i poco ma byc maz nad zona zachwycony, poco ma sie zachwycac zona nad mezem??? Fakt ,jest milo,ale milo nie zawsze jest praktycznie.
Po moich perypetiach i rewolucji zyciowej pt. FORUM Sychar. Po bardzo ,bardzo drastycznych sytuacjach , knowaniu w tle forum mojej zony z innymi forumowiczami , udalo sie ze od wielu lat znowu od nowa jestesmy rodzina. Na innych zasadach ,ale RODZINĄ
P.S Jakis sylwester, czy cós sie planuje???
ODPOWIEDZ