Nie mam sił juz walczyć

Refleksje, dzielenie się swoimi przeżyciami...

Moderator: Moderatorzy

Don
Posty: 29
Rejestracja: 28 lis 2019, 13:38
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Mężczyzna

Re: Nie mam sił juz walczyć

Post autor: Don »

Nie wyprowadzaj się pod żadnym pozorem. To jedna z najgorszych rzeczy którą możesz w tej sytuacji zrobić. Nie daj się zwieść jak będą momenty że będzie milsza (zapewne będzie w ten sposób chciała coś od ciebie uzyskać). Dobry psycholog na pewno bardzo pomoże, ale ważna jest też modlitwa. Bardzo polecam różaniec. Nie zrażaj się jeśli w trakcie modlitwy myślami będziesz gdzie indziej to w takiej sytuacji normalne. Ja się tym bardzo gryzłem, że moja modlitwa jest do niczego bo i tak myślę ciągle o sytuacji z żoną. To szatan podsuwa takie myśli. Nie daj się zwątpieniu. Rozmawiaj o tym z przyjaciółmi, rodziną nie bądź z tym sam. Można modlić i rozmawiać z sycharkami na skype to tez duże wsparcie. Walczysz o rodzinę, (tak jak i ja w tej chwili) i nie możesz się poddać bez walki. Czasem tą walką będzie czekanie w pokorze. Czasem znoszenie upokorzeń. To ona postępuje źle i jeśli nie teraz to kiedyś do tego sama dojdzie. Bóg jest w tym wszystkim z tobą i kocha cie najbardziej na świecie. Pamiętaj o tym.
Ruta
Posty: 3297
Rejestracja: 19 lis 2019, 12:00
Jestem: w separacji
Płeć: Kobieta

Re: Nie mam sił juz walczyć

Post autor: Ruta »

Samotny76 pisze: 19 lut 2020, 11:14 Ruta,
Bóg zapłać za modlitwe. Nie jest mi latwo.
Nawiązując tez do Twojego przypadku, moja zona nie chce sie wyprowadzic. Nahlepiej jakbym to ja zrobil.
Wczoraj byłem u psychologa, trochę bylo lepiej. Niestety dzisiaj jestem totalnie rozbity. Ona wczoraj byla u niego, kochali się...
Wiesz, mi pomaga totalne nie myślenie o tym co i z kim robi mój mąż, mój świat to świat bez kowalskich. Jest mi łatwiej, niż wielu zdradzanym małżonkom, bo czerpię wprost ze swojego współuzależnienia - jestem dobra w unikaniu myślenia o czymś o czym nie chcę myśleć i nie widzeniu nawet bardzo oczywistych rzeczy. W takich sytuacjach pomaga też modlitwa. Gdy nachodzą cię obsesyjne myśli o żonie, o kowalskim - zaczynaj modlitwę. Jeśli możesz unikaj słuchania informacji od żony na temat Kowalskiego, od znajomych też. Jestem zdrowsza psychicznie i emocjonalnie o każde zablokowane zdanie i każdego newsa, których odmawiam słuchać.
Spędzaj czas z dzieciakami wtedy wszystko jest inne i lepsze.
rak
Posty: 995
Rejestracja: 30 wrz 2017, 13:41
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Mężczyzna

Re: Nie mam sił juz walczyć

Post autor: rak »

Ruta pisze: 20 lut 2020, 0:22 Jest mi łatwiej, niż wielu zdradzanym małżonkom, bo czerpię wprost ze swojego współuzależnienia..
ciekawe stwierdzenie, ale to trochę jak miecz obosieczny. Krótkotrwała ulga, a w dłuższej perspektywie...
Ja próbowałem z drugiej strony - częściowo świadomie wykorzystywać swoje współuzaleznienie do ratowania małżeństwa, ale póżniej musiałem całą tą drogę pokonać z powrotem i poskładać się od początku. Ale przyznam, że daje to pewien zapas czasu i przestrzeni na manewry.

Samotny,

dawno już nie pisałem, ale otworzyłem Twój wątek i chciałbym się czymś podzielić.

Sporo osób podzieliło się z Tobą swoim spojrzeniem na wiele praktycznych kwestii, ja bym chciał tak trochę z drugiej strony. Mi bardzo pomogła w swoim czasie obserwacja, że gramy kartami jakie w danej chwili mamy. Nie zawsze pozwalają nam one na łatwe zwycięstwo, czasem stawka i cel mogą być mniej ambitne takie jak np. minimalizacja strat.
Niespecjalnie to pomaga, ale w życiu prywatnym, szczególnie w relacjach, które sami sobie wybraliśmy i kształtowaliśmy to niektóre słabe karty sami sobie podkładaliśmy i to przez wiele lat, czasami nawet myśląc, że sobie nimi pomagamy. Warto nawet dla samego siebie zastanowić się jakie to karty i zacząć powoli, ale systematycznie się ich pozbywać.

Druga obsewacją z jaką przychodzi mi się mierzyć do dzisiaj, to może banał, ale mi pomaga poustawiać niektóre rzeczy (szczególnie w sytuacjach silnie emocjonalnych). Nie wszystko to co wygląda na ładne i przyjemne jest dobre, a z drugiej strony nie każda nieprzyjemna, czy początkowo odrzucająca rzecz, czy zachowanie jest złe. Wbrew pozorom trudno jest to odróżnić, bo konsekwencje często są odroczone i mniej widoczne, a my działamy często siłą rozpędu i lat przyzwyczajeń.
Rozróżnienie to nabiera znaczenia szczególnie w silnych próbach kreowania "wygodnej" rzeczywistości: perfumowaniu i stawianiu na piedestale pierwszych oraz bagatelizowania i przerzucania drugich. Widać to np. we wszelkiego rodzaju manipulacjach i prowokacjach.
Brak tego rozróżnienia może skutkować w podkolowywaniu latami obrazka małżeńska, które już dawno nie ma nic wspólnego z dobrą i zdrową relacją.

Wiem, że jestem mało specyficznych, ale dla mnie z Twoich postów przebija bardzo dużo bólu, ale bardzo mało jego wybrzmiewa - trochę jakbyś albo sam sobie nie dawał do tego prawa, albo ktoś Ciebie przekonał, że go nie masz...
Zacząłeś terapię i uważam, że to super. Będziesz miał możliwość przyjrzenia się ze sobie i skonfrontowania tego spojrzenia z osobą, która nie była zaangażowana w Waszą relację.
Nieważne jest, gdzie jesteś, ale wszędzie tam, gdzie przyjdzie ci się znaleźć, ważne jest, jak żyjesz - Henri J.M.Nouwen
Samotny76
Posty: 13
Rejestracja: 08 sty 2020, 23:49
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Mężczyzna

Re: Nie mam sił juz walczyć

Post autor: Samotny76 »

Ból jest i to ogromny. Co do terapii, to uslyszalem, ze jestem dobrym czlowiekiem. Paradols, co? Jestem za dobry i dlatego spotkało mnie to, co spotkało.
Próbuje jakos sie trzymać, ale łatwo nie jest gdy slyszysz od żony, ze lepiej by mnie tu nie bylo, bo Ona bedzie do niego (celowo z małej litery) chodzic o bedzie mnie ranic.
Wiem tez, ze planują mo podsunąc jakaś kobietę, smieszne...
rak
Posty: 995
Rejestracja: 30 wrz 2017, 13:41
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Mężczyzna

Re: Nie mam sił juz walczyć

Post autor: rak »

Nie neguję tych dwóch rzeczy, że ból jest ogromny i że starasz się być dobrym człowiekiem.

Uważam nawet, że te dwie rzeczy często chodzą ze sobą parze. Mój ojciec ma nawet zwyczaj często powtarzać: "Kto ma miękkie serce musi mieć twardy tyłek". Jak byłem młodszy nie rozumiałem tego do końca, a już na pewno nie patrzyłem na to z perspektywy duchowego krzyża.

Ale co do tego to się nie zgadzam:
Samotny76 pisze: 21 lut 2020, 0:06 Jestem za dobry i dlatego spotkało mnie to, co spotkało.
Z grubsza dobro rodzi dobro, tylko bardzo trudno zdefiniować co nim jest, a co nie. Kiedyś myślałem, że dobro to tylko (?) robienie dla innych ludzi i siebie!! rzeczy przyjemnych, spełnienia potrzeb, budowanie miłej atmosfery. I jest to na pewno część dobra, ale oprócz tej trochę sielankowej twarzy, powinno ono też mieć twarz bardziej zdecydowaną i energiczną. Jest to też przecistawianie się krzywdzie, obłudzie, obrona wartości. W krótkiej perspektywie te rzeczy mogą być niewygodnie, budować nieprzyjemną atmosferę, a nawet jeśli brak było obrony granic przez dłuższy czas mogą budzić działania agresywne innych ludzi, bo oni przyzwyczaili się już do wygodnego im statusu quo. Ale brak tych działań w długiej perspektywie to nie jest moim zdaniem dobro, tylko pudrowanie zła i to jak każde zło ma swoje konsekwencje, w relacji małżenskiej może to być stopniowa utrata szacunku, przysłowiowe "wchodzenie na głowę", a w końcu pogarda.
Polecam Ci przeczytać "Miłość potrzebuje stanowczości" i "Granice w relacjach małżeńskich", one dosyć dobrze oddają tą bardziej "nieprzyjemną", ale moim zdaniem potrzebną twarz dobra.

Jeśli chodzi o poniższe:
Samotny76 pisze: 21 lut 2020, 0:06 ale łatwo nie jest gdy slyszysz od żony, ze lepiej by mnie tu nie bylo, bo Ona bedzie do niego (celowo z małej litery) chodzic o bedzie mnie ranic
Jak dla mnie to jest czysta manipulacj, gra na Twoim porzuciu winy i wstydu, próba przerzucenia odpowiedzialności za swoje działania. Na podstawie tego co i jak piszesz nie wydaje mi się, że jest to odosobniony przypadek takiego zachowania, raczej utrwalona postawa.
Zdrady to w moim odczuciu trochę jak wybicie szamba, zbierało się przez dłuższy czas, w końcu nie było co z nim zrobić i "po prostu" wybiło. Szambo to oblebia wszystko dookoła, ale przede wszystkim osoby, które są najbliżej.

Ocena tego zależy trochę on światopoglądu, wartości moralnych, wiary, ale żona swoim postępowaniem rani przede wszystkim siebie, w tej chwili może tego nie widzi, zajęta poszukiwaniem ucieczki i swojej wersji "szczęścia".
Chodzi do kogoś celowo, bo tego chce, a nie po to, żeby Ciebie ranić. Osoba kowalskiego nie ma znaczenia, tak samo jak jego opętanie jej, jeśli nie ten to by się znalazł inny. Dorosły człowiek jest sam odpowiedzialny nie tylko za swoje działania, ale też za swoje emocje i pragnienia (są one wynikiem jego historii życia, ale to od niego zależy co z nimi zrobi).
Myślę, że nie ma sensu, żeby robić z niej cięrpiętnika, który "poświęca" swoje ciało i emocjonalność (nie mówiąc o duszy), po to żeby Ciebie ranić, czyli może nawet w domyśle dla dobra rodziny, które może zresztą tylko ona definiuje. Brzmi to może abstrakcyjnie, ale pamiętam dobrze słowa żony, o swoim ojcu i jego relacji z jej matką "Ma szczęście, że tylko go zdradzała, zasługiwał naprawdę na dużo więcej". Wtedy słowa te wydawały mi się co najmniej dziwne, oo też znam teścia jako b. dobrego człowieka, czego ani żona, ani nawet Teściowa nie mogą niegować.
Nieważne jest, gdzie jesteś, ale wszędzie tam, gdzie przyjdzie ci się znaleźć, ważne jest, jak żyjesz - Henri J.M.Nouwen
Pavel
Posty: 5131
Rejestracja: 03 sty 2017, 21:13
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Mężczyzna

Re: Nie mam sił juz walczyć

Post autor: Pavel »

rak pisze: 21 lut 2020, 8:27 Polecam Ci przeczytać "Miłość potrzebuje stanowczości" i "Granice w relacjach małżeńskich", one dosyć dobrze oddają tą bardziej "nieprzyjemną", ale moim zdaniem potrzebną twarz dobra.
Dokładnie to chciałem napisać, te lektury pozwoliły mi lepiej i prawdziwiej przyjrzeć się sobie i pogląd o staraniu się być dobrym zweryfikować i poddać testowi.
Intencje moje jak się okazało nie były tak krystalicznie czyste jak mi się wydawało ;)
Gorąco polecam.

To co aktualnie przeżywasz jest niesamowicie trudne, znam z autopsji i sam nie wiem jakim cudem nie zwariowałem. A właściwie to wiem - Bóg. W najgłębszym kryzysie modliłem się głównie o siłę, cierpliwość i mądrość. Na ile byłem w stanie przyjąć - Stwórca mi to dał.

I to moim zdaniem potrzebne jest w takim okresie najbardziej - relacja z Bogiem, oddanie mu tego szamba oraz zawierzenie małżeństwa, oraz proszenie o te trzy przymioty.
"Bóg nie działa poza wolą człowieka i poza jego wysiłkiem.(...) Założenie, że jeśli się pomodlimy, to będzie dobrze, jest już wiarą w magię." ks. dr. Grzegorz Strzelczyk
tata999
Posty: 1172
Rejestracja: 29 wrz 2018, 13:43
Jestem: po rozwodzie
Płeć: Mężczyzna

Re: Nie mam sił juz walczyć

Post autor: tata999 »

Miło znowu Cię widzieć Raku. Szanuję Cię.
rak pisze: 21 lut 2020, 8:27 Jest to też przecistawianie się krzywdzie, obłudzie, obrona wartości.
Uważam, że "przeciwstawienie się krzywdzie, obłudzie, obrona wartości" jest słuszne. Przy tym równie istotne jest to, jak przeciwstawiać się. Zwykle słowem "dość", "nie zgadzam się" i opuszczeniem miejsca/towarzystwa, czyli zakomunikowaniem sprzeciwu. W przeważającej liczbie sytuacji do tego ograniczają się możliwości przeciwstawiania. Często nie przynoszą one natychmiastowego, oczekiwanego lub jakiegokolwiek skutku, jak słusznie napisałeś:
rak pisze: 21 lut 2020, 8:27 W krótkiej perspektywie te rzeczy mogą być niewygodnie, budować nieprzyjemną atmosferę, a nawet jeśli brak było obrony granic przez dłuższy czas mogą budzić działania agresywne innych ludzi, bo oni przyzwyczaili się już do wygodnego im statusu quo.
Przeciwstawianie się poprzez zakomunikowanie sprzeciwu to może być niezbyt mocny sygnał/działanie i może nie dać się odróżnić od "tylko pudrowanie zła". Myślę, że warto dopełnić rozważania o ten aspekt. On prowadzi do wniosku, że mimo wszystko możemy nie być w stanie zapobiec utracie szacunku, wchodzeniu na głowę i pogardzie. Na marginesie, nie zawsze zakomunikujemy, zachowamy się, sprzeciwimy idealnie, ponieważ jesteśmy tylko ludźmi.
rak pisze: 21 lut 2020, 8:27 Ale brak tych działań w długiej perspektywie to nie jest moim zdaniem dobro, tylko pudrowanie zła i to jak każde zło ma swoje konsekwencje, w relacji małżenskiej może to być stopniowa utrata szacunku, przysłowiowe "wchodzenie na głowę", a w końcu pogarda.
Nie do końca zgadzam się z tezą stopniowej utraty szacunku, wchodzenia na głowę i pogardą, jako konsekwencji "pudrowania zła". Uważam, że szacunek jest fundamentem związku. Skłaniam się ku tezie, że jeśli nie chce się szanować drugiej osoby (małżonka), to związek nie ma szansy (prze)trwać. Brak chęci szanowania mnie nie postępuje stopniowo, jako konsekwencja mojego (braku) wyrażania sprzeciwu, "pudrowania zła" czynionego przez innych, braku stanowczości. "Niech się dzieje Twoja wola" mówią chrześcijanie. Ilu świętym ludzie "weszli na głowę"! Czyżby ci święci nie byli godni szacunku, tracili go stopniowo poprzez nie przeciwstawianie się? Zwykle zostali świętymi dlatego, że wyrazili sprzeciw. Mimo to nie chciano ich szanować - w skrajnych przypadkach odebrano im życie. I w drugą stronę - święci nie wchodzili innym na głowę, nie gardzili innymi, nie tracili do innych szacunku jakoby w konsekwencji braku ich przeciwstawiania się ("pudrowania zła"). Uważam, że czynienie zła jest objawem i konsekwencją braku chęci poszanowania drugiej osoby. Moim zdaniem ten brak chęci szanowania ujawnia się stopniowo, a nie "stopniowa utrata szacunku (...) pogarda". (Ujawnia się stopniowo kiedy ustaje strach, chciwość lub inne motywy/czynniki, ale to mniej istotne, odrębny temat). Reasumując, kiedy ja "wchodzę komuś na głowę" i gardzę nim, to jest to moja niezależna wola i moje własne, niewymuszone działanie. Jak chcę kogoś szanować, to nie uciekam się do wymówek typu "bo on mi się nie przeciwstawiał", "pudrował zło" itp.

Z poważaniem
Tata999
rak
Posty: 995
Rejestracja: 30 wrz 2017, 13:41
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Mężczyzna

Re: Nie mam sił juz walczyć

Post autor: rak »

Dziękuję Tato za przywitanie i szacunek,

generalnie zgadzam się z Twoim wywodem, chciałbym go tylko umiejscowić trochę w kontekście ... tym ziemskim.

Tutaj wszyscy jesteśmy istotami mniej lub bardziej niedoskonałymi i to z całkiem różnych powodów. Jako takie istoty też nasze wartości i postawy idealne nie są. Trudno więc mówić o idealnej dobroci, miłości, szacunku... Co możemy zrobić to tylko mniej lub bardziej pracować w tych obszarach, żeby poprawić zarówno nasze pojmowanie jak i działanie w tym zakresie. Tak samo możemy nie podjąć żadnej pracy, lub nawet ulegać pokusom, żeby próbować "naginać" te ideały dla własnej wygody. Dynamika więc naszego pojmowania, jak i wykonywania tych ideałów może więc działać w obie strony. Uznająć ludzką niedoskonałość nawet Jezus ostro zaprotestował, gdy nazwano go nauczycielem dobrym.

Bardzo sztywne trzymanie się podziału na dobro i zło rodzi moim zdaniem dwa niebezpieczeństwa.
Pierwsze to brak przestrzeni na miłosierdzie, wybaczenie, nieśmiałe i "liche" próby poprawy, a w końcu pełne pojednanie. Pomiędzy naiwnością i miłosierdziem, jest moim zdaniem całkiem dużo miejsca na zauważanie i wspieranie najmniejszych prób poprawy i pracy nad sobą. Przestrzeń ta pozwala każdemu, na miarę jego sił dźwigać krzyż grzechu i powoli przekuwać zło w dobro. Brak miłosierdzia to też wbrew pozorom otwieranie przestrzeni i wspierania grzechu i zła.
Z drugiej strony ostra ocena i kategoryzowanie ludzi pozwala rozmyć płynną granicę, pomiędzy dumą z ochrony własnych wartości, ideałów, a pogardą z ataku na wartości, postawy innych, a tak naprawdę próbą zrzucenia z siebie w białych rękawiczkach nadmiernie kipiącej złości.
Nieważne jest, gdzie jesteś, ale wszędzie tam, gdzie przyjdzie ci się znaleźć, ważne jest, jak żyjesz - Henri J.M.Nouwen
tata999
Posty: 1172
Rejestracja: 29 wrz 2018, 13:43
Jestem: po rozwodzie
Płeć: Mężczyzna

Re: Nie mam sił juz walczyć

Post autor: tata999 »

rak pisze: 21 lut 2020, 17:09 Bardzo sztywne trzymanie się podziału na dobro i zło rodzi moim zdaniem dwa niebezpieczeństwa.
Oprócz niebezpieczeństw dostrzegam też szanse, jakie niesie za sobą odróżnianie dobra i zła.
rak pisze: 21 lut 2020, 17:09 Brak miłosierdzia to też wbrew pozorom otwieranie przestrzeni i wspierania grzechu i zła.
Zgadzam się.
rak pisze: 21 lut 2020, 17:09 Z drugiej strony ostra ocena i kategoryzowanie ludzi pozwala rozmyć płynną granicę, pomiędzy dumą z ochrony własnych wartości, ideałów, a pogardą z ataku na wartości, postawy innych, a tak naprawdę próbą zrzucenia z siebie w białych rękawiczkach nadmiernie kipiącej złości.
Być może odmiennie - uważam, że ostra ocena ma moc uwalniającą, otwierającą oczy, oczyszczającą, chroniącą m.in. przed zatraceniem własnej wartości. Przy czym piszę o ocenie czynów nie ludzi. Nie tylko czynów zdrajcy, ale i swoich. Mam, jak każdy, wystarczająco dużo własnych grzechów, przewinień i słabości. Nie chcę brać na swoje barki jeszcze nieswoich. Jeśli chodzi o płynną granicę to domyślam się, że może chodzić o to, że nie zawsze jednoznacznie wiadomo, jak ocenić dane postępowanie. Z tym się zgodzę i uważam, że to ważne spostrzeżenie. Szacuję, że większości czynów nie jestem w stanie ostro, jednoznacznie ocenić. Być może nawet nikt nie jest w stanie ich ocenić. Jednakże to te kilka faktów, bezspornych sytuacji i związanych z nimi czynów, które potrafię ocenić jednoznacznie, są pomocne. Dzięki tej jasności sytuacji wiem też, co mam wybaczyć, o wybaczenie czego sam prosić, jakiej łaski dostąpiłem lub nie itp.
ODPOWIEDZ