Strona 15 z 21

Re: Dziękuję. Nie tańczę.

: 17 paź 2020, 6:42
autor: Nirwanna
Nino pisze: 16 paź 2020, 16:31 Sarah, wkurzylam sie na Twojego dziada,
:shock: :?

Nino, puść to....
Wkurzenie jest ok. Ale karmienie siebie i innych epitetami to już nie jest słuszny gniew, a ten z listy głównych.
Po to np. na forum i w Sycharze funkcjonują "kowalscy" jako określenie stanu - aby unikać epitetów.

Re: Dziękuję. Nie tańczę.

: 19 paź 2020, 12:24
autor: Nino
Drogie Sycharki!

Dzis moje urodziny. Okragle :)
Prosze, westchnijcie dzis za mnie w swoich modlitwach. Z gory Bog zaplac!

Pod Twoja obrone...

Re: Dziękuję. Nie tańczę.

: 19 paź 2020, 12:39
autor: Lawendowa
... uciekamy się święta Boża Rodzicielko...

Re: Dziękuję. Nie tańczę.

: 19 paź 2020, 12:53
autor: marylka
Naszymi prosbami - racz nie gardzic w potrzebach naszych....

Wszystkiego dobrego :)

Re: Dziękuję. Nie tańczę.

: 19 paź 2020, 13:25
autor: spokojna
... naszymi prośbami racz nie gardzić , w potrzebnych naszych...

Re: Dziękuję. Nie tańczę.

: 19 paź 2020, 13:57
autor: s zona
....ale od wszelakich złych przygód racz nas zawsze wybawiać....

Nino, wszelkiego Dobra od Boga i ludzi ... Pogody Ducha :)

Re: Dziękuję. Nie tańczę.

: 19 paź 2020, 14:53
autor: Ruta
...Panno chwalebna i błogosławiona...

Wszystkiego najlepszego, kochana :D

Re: Dziękuję. Nie tańczę.

: 19 paź 2020, 22:34
autor: Bławatek
Panno Chwalebna i Błogosławiona...

Wszystkiego najlepszego 🙂

Re: Dziękuję. Nie tańczę.

: 20 paź 2020, 0:13
autor: MaryM
O Pani nasza....
Spełnienia Twoich marzeń - z Boskim wsparciem!

Re: Dziękuję. Nie tańczę.

: 20 paź 2020, 9:49
autor: Nino
Oędowniczko nasza, Pośedniczko nasza!

Z Synem Swoim nas pojednaj.
Synowi Swojemu nas polecaj.
Swojemu Synowi nas oddawaj!

Badzo dziękuję za Waszą modlitwę i życzenia :)

Wczoajszy dzień spędziłam dobze :) Niedzielę pzed: ównież :) Czeka mnie oktawa ;)

Re: Dziękuję. Nie tańczę.

: 24 lis 2020, 19:10
autor: Nino
Drodzy,
Smutno mi. Trochę spadło mi na głowę podczas ostatnich tygodni.  Ale to jedno.
Druga sprawa; to moje małżeństwo, oczywiście. Mąż drugi miesiąc w domu. Nie wróciliśmy do siebie, ale można to chyba nazwać: ostrożnym wracaniem… Jeszcze w październiku mąż deklarował, że jest w domu tylko na chwilę. Między jednym wynajęciem, a drugim. Tymczasem pozostał również w listopadzie. Natomiast gdy tylko ( wystarczy że mignie!), temat zdrady: on natychmiast zaczyna mówić o rozwodzie.
Mnie bardzo pomaga Lista Zerty, ale jej paliwo kończy się powoli. Jestem też w Krokach, ale to dopiero początek. Niestety, wiele znaków wskazuje na to, że mąż był uwikłany w relację. Nie mówi o tym, ja też nie dopytuję, ale wiadomo, że tym razem nie zamiotę tego pod dywan.
Jednak wiem również, po częściowym odwieszeniu się, że wszczynanie teraz awantur w tym temacie kompletnie nie ma sensu. Nie wiem, dlaczego mąż postanowił zwieść te walizki we wrześniu? Może faktycznie miały powędrować potem dalej, a może to była jego odpowiedź na moją propozycję złożoną latem, abyśmy spróbowali ze sobą zamieszkać i potem: na spokojniej: zadecydowali wspólnie: co dalej???
Jest mi smutno, bo w jednej z walizek męża odkryłam; jak wiecie, kilka rzeczy niemęskich…
Druga waliza, zamknięta na cztery spusty ( jest na kod), czy być to może?? Czy należy do niej?? Najpierw mąż powiedział mi, że kupił ją sobie w jakimś komisie. Dziś się okazało, że jest pożyczona i… musi ją oddać. Podobnie z różnymi drobiazgami. Ma na przykład nową kosmetyczkę. Zagadałam o nią. Coś głupio kręcił, że… zabrał ją przez pomyłkę współlokatorowi(?), jak się pakował. Kilka tygodni później już inna wersja: że to zakup pewnie z Biedronki. Jak nie wie, co ma powiedzieć o jakimś przedmiocie, skąd go ma, to wije się jak piskorz, albo wciska mi, że to po owym tajemniczym współlokatorze z czasów, gdy wynajmował mieszkanie… Moje dociekania kończą się na tym. Nie udaję idiotki, ale też nic z tym nie robię. Po takiej wymianie zdań zapada po prostu milczenie…
Obie walizy nadal nie rozpakowane…
Sądząc po zachowaniu męża, po podejmowanych przez niego gestach wobec mnie i dzieci, po tym, jak zachowuje się w domu: mogę mniemać, że ta relacja/kowalska staje się/stała? pieśnią przeszłości, ale mnie jest bardzo trudno, bo muszę zmagać się z tą świadomością, że wiem, a jednocześnie starać się, aby nie spłoszyć męża i zabiegać o męża.– póki co – nie podejmuje z nim rozmów na temat zdrady. Widoczne niektóre zmiany mojego zachowania, w stylu życia, podejścia do problemów, do relacji rodzinnych: chyba go zaskoczyły.
Pavel, jak uporałeś się ze zdradami żony? Wiele razy pisałeś, że to cały proces u Was, że choć zdrady strasznie bolą, bo to silne emocje i głęboka uraza, ale mogą być bardzo zgubne i utrudniające, jeśli chce się ratować małżeństwo.
Ja mam coraz wyraźniejszą świadomość mojego udziału w kryzysie. Niekiedy czuję się bardzo zmęczona/przytłoczona, ale też muszę przyznać: że wolę mieć 20 procent męża (póki co), niż nie mieć go w ogóle. Stan, kiedy był od nas tak potwornie odcięty, był naprawdę straszny.
Może warto/trzeba, abym zajrzała na tym etapie do jakichś rekolekcji, książek? Coś polecicie?
Zerta przestaje wystarczać, a terapia małżeńska to na razie ( na pewno) pieśń przyszłości…:(

Re: Dziękuję. Nie tańczę.

: 25 lis 2020, 14:53
autor: Ruta
Nino, ja wciąż się od męża odwieszam, ale co do zdrady postawiłam sobie twarde granice. Mam poczucie, że chronią one mnie, męża i nasze małżeństwo. Nie wnikam, nie interesuję się, nie szukam dowodów. Z początku to było bardzo instynktowne, ale też chaotyczne - chroniłam się w ten sposób tylko przed bólem emocjonalnym, bo nie byłam wtedy gotowa, by znieść jakikolwiek ból emocjonalny i każdy wypierałam. Po prostu zakłamywałam sobie rzeczywistość, więc wyparłam wszystko co mogło wskazywać, że mój mąz ma romans i że odszedł do innej kobiety. Wiedziałam, ale nie wiedziałam.

Teraz jest trochę inaczej. Jestem świadoma, że mój mąż ma romans. Zmierzyłam się z bólem, jaki we mnie to powoduje. Wiem, że nie ma to nic wspólnego ze mną - to decyzje mojego męża: to jak postępuje i to jak rozwiązuje kryzys w naszej relacji, i to co uważa za priorytet w swoim życiu. Teraz także nie wnikam, nie interesuję się, nie szukam dowodów. Nie rozmawiam na ten temat. Raz tylko jeden jedyny powiedziałam mężowi, że wiem, że ma romans (dokładnie w tych słowach, bez dodatków, emocji, pretensji, stwierdziłąm po prostu fakt). Mąż próbował zaprzeczyć, powtórzyłam, schylił głowę i zamilkł. Chwilę potem przeszliśmy do innego tematu.

Nigdy więcej do tematu romasu z moim mężem nie wrócę. Jeśli mąż swój romans zakończy i zdecyduje się wrócić do mnie, do małżeństwa i do rodziny - nie będzie to mieć żadnego znaczenia, co robił w czasie swojego kryzysu. Z jednym wyjątkiem - poproszę męża o wykonanie badań zdrowotnych (kobieta z którą jest związany to nasza wspólna znajoma, i niestety wiem, że prowadziła wcześniej dość szumny tryb życia i miała różnych partnerów, którzy z kolei nie byli wierni jej - to są fakty, a ja mam prawo chronić swoje zdrowie). Zresztą jeśli mój mąż pójdzie po rozum do głowy, zapewne sam na to wpadnie. Dopóki mąż jest w swoim kryzysie, to jego decyzja o czym chce ze mną rozmawiać, o czym nie chce i o czym mnie informuje. Gdyby z kolei miał zamiar mnie poinformować, to ja mam zamiar to uciąć, tak jak ucinam tzw. życzliwych. To męża problem, jego bagno, sam niech się w nim tapla, ja nie chcę mieć z tym nic wspólnego. Bo ja także mam prawo do swoich decyzji i o czym chcę słuchać, a o czym nie.

Wiem, że terapeuci często mówią, że zdradę trzeba przepracować, przegadać. Ale ja mam coraz bardziej poczucie, że połowa zaleceń teraputów, przynajmniej połowa, szczególnie ta dotycząca małżeństw i kryzysów małżeńskich, jest do kosza. Nie wydaje mi się, żeby grzebanie w jątrzącej się ranie miało dawać uzdrowienie. Nie chodzi o to, by udawać, że problemu nie ma. Ale by, gdy zostanie zamknięty, to nie otwierać go wciąż na nowo. Jeśli mąż kończy romans i decyduje się wrócić do żony, to ciosanie mu kołków na głowie za to, co on juz zamknął, chyba nie jest najlepszym pomysłem.

Re: Dziękuję. Nie tańczę.

: 25 lis 2020, 19:33
autor: Paprotka
Nino moim zdaniem Twój mąż faktycznie kogoś miał i to pewnie id dłuższego czasu. Możliwe ,ze jego kluczenie spowodowało ,ze tamta kobieta zrezygnowała. Może teraz cierpi ale to jest szansa dla Ciebie.
Nie jestem tez zwolenniczka „kombinowania” i „odwiedzania” się od męża. Czasem przypomina to słynna „świecka” książkę „Dlaczego mężczyźni kochają zołzy” , która przez samym panów została zmiażdżona.
Jeśli nie chcesz okazywać mężowi czułości ,czy zainteresowania to nie rób tego. Ale jeśli chcesz to kieruj się sercem. Mąż jest w domu i Twój ewentualny wymuszony dystans może pomoc mu w decyzji ale w druga stronę.

Ruto ja nigdy nie rozmawiałam z mężem o jego potencjalnych romansach. Już sama nie wiem ,czy były ,czy nie ale ja się o nie nie pytałam. Wszystko wybuchło ze zdwojona siła przy rozstaniu. Poza tym myślałam ,ze to kolejny romans ? A może tylko koleżanka ? Których również nie toleruje.
Jątrzenie i rozmyślanie nie ale merytoryczna rozmowa ? Nie wiem.

Re: Dziękuję. Nie tańczę.

: 25 lis 2020, 22:29
autor: Nino
Merytoryczna rozmowa nie wchodzi na razie w gre. To znaczy: zdarza sie, ale w bardzo waskim zakresie. Wiecej - poki co - nie udzwigne. Ani ja, ani maz.
Ruto, pewien kaplan na spowiedzi mowil mi w podobnym duchu, co Ty ;)
Zauwazyl, ze skoro tak zabiegalam o ratowanie malzenstwa, to... o co mi chodzi???
Maz jest w domu. Mam tego nie zepsuc. No ok. Ale co mam zrobic z moimi watpliwosciami, znakami zapytania, moimi potrzebami...
Czy maz nie ma poczuwac sie do winy?
Z drugiej strony: naprawde coraz wyrazniej widze swoj udzial w kryzysie i swoje bledy. Nie chodzi o to, ze sie biczuje. Nie uwazam, ze powinnam katowac sie poczuciem winy i tez uwolnilam sie od niego jakos tak na poczatku roku.
Niekiedy udaje sie nam przez chwile bardzo szczerze porozmawiac. Dzis dowiedzialam sie od meza, ze....nie odszedl ode mnie, bo kogos poznal.
Odszedl, bo....mial dosc :(
A to, w jaki sposob: tego jeszcze zupelnie nie przyswaja..

Re: Dziękuję. Nie tańczę.

: 26 lis 2020, 2:56
autor: Ruta
Nino, Paprotko, trochę doprecyzuję. Nie chodzi mi o to, żeby temat zdrady wogóle nigdy się między żoną i mężem nie pojawił. Ani tym bardziej, żeby nie został przepracowany w terapii.

Jednak część terapeutów mówi, że ten trudny temat trzeba koniecznie przedrążyć, a nawet zaleca, by mąż opowiedział "wszystko" żonie, odpowiedział na jej pytania i że żona "ma do tego prawo", bo inaczej ją wyobraźnia zamęczy. Do tego nie zaznaczają, kiedy takie rozmowy mogłyby się odbyć. I moim zdaniem to może spowodować wiele szkód.

Po pierwsze - każdy trudny temat warto przepracować, a w małżeństwie w którym jest kryzys, a temat jest wyjątkowo ciężki - na pewno warto wesprzeć się pomocą osoby przygotowanej do pomocy. Czyli terapeuty. Jednak, zanim się na tej kozetce wyląduje, to musi się wiele zdarzyć. I od tego co się będzie zdarzać zależy częsciowo to, czy na tej kozetce dane małżeństwo zyska szansę by się znaleźć, czy ta szansa zostanie przegapiona, zagadana.

Zdrada to ciężki kaliber. Zapewne Nino twój mąż całkiem z kamienia nie jest, zapewne ma sumienie - i bardzo prawdopodobne, że nie czuje się dobrze ze swoim postępowaniem. On sam wie, że źle robił. I gdy słyszy to też od ciebie, że jest nie w porządku - to może mu to wcale nie pomagać. Może nie czuć się gotowy do takiej rozmowy, może sądzić, że skoro wciąż do tego wracasz, to już zawsze będziesz go tym gnębić. Że skoro on sam nie bardzo sobie umie wybaczyć, to ty nie wybaczysz mu nigdy. Tak gdybam. Dlatego napisałam o tych kołkach na głowie. Rzadko mam empatię do mężczyzn, zwałaszcza tych krzywdzących żony, dzieci. Ale ostatnio mam coraz więcej przebyłsków, że no właśnie - sa ludźmi, jest im głupio, może chcieliby wrócić, ale nie wiedza jak, może boją się, że będą szykanowani za to co złego zrobili. Już zawsze. Ja bym sie bała.

Ja sobie mocno postanowiłam, że empatycznie nie będę naciskać, by rozmawiać o tym, o czym mój mąż nie będzie chciał rozmawiać. W zakresie przeszłości. Bo jej tak naprawdę nie ma. Za to jest teraz. I myślę, że na to najbardziej warto patrzeć. Czy mąż teraz krzywdzi, czy teraz się odcina, czy podejmuje jakieś próby wyjścia naprzeciw żonie - nawet nieudolne. Wiem, idelanie byłoby żeby mąz przybiegł skruszony, każdego dnia przepraszał, wygłaszał litanię swoich win, zadośćuczyniał i całował ziemię po której stąpa jego żona i najbliższy rok uprzedzał jej życzenia. No ale tak naprawdę to wcale nie byłoby to idealnie, ani dobrze, ani z sensem.

Myślę, że w kryzysie lepiej nie robić niż robić, lepiej nie mówić niż mówić, lepiej czekać, niż przyśpieszać. Jest dwoje poranionych ludzi. Każdy ruch może boleć. Trzeba niezwykłej delikatności. Warto też słuchać drugiej strony. Gdy daje sygnały, że o czymś nie chce rozmawiać, ale rozmawia na inne tematy - to może warto odpuścić ten temat, którego unika. Przecież to nie znaczy, że na zawsze.

Warto też pomysleć co by ci miała dac taka rozmowa o zdradzie i co byś chciała usłyszeć. Czy takie dowiedzenie się "wszystkiego" na pewno by ci pomogło. Wyobraźnię można zatrzymać, bo ty nad nią panujesz. Natomiast, pewnych rzeczy odsłyszeć się nie da, one zostają, wracają jako obrazy, bolą. Po co wbijać sobie w serce takie ciernie?

A terapeutę warto wybrać bardzo starannie. Mądry terapeuta nie będzie drążyć szczegółów zdrady, tak sądzę, rozgrywając jakiś ekshibicjonistyczno- sadystyczny spektakl między małżonkami. To takie omawianie szczegółów zdrady, co gdzie, z kim, kiedy - uważam za bezsensowne rozdrapywanie rany. Żona czuje się raniona, bo jak ma się czuć, dowiadując się takich rzeczy, a mąż zapewne - na ile mi empatia pozwala wczuć się - ...upokorzony (?). Myslę, że mądry terapeuta pomoże leczyć ranę, zamiast w niej grzebać - czyli np. raczej pomoże ustalić małżonkom, co się stało, że doszło do kryzysu, i co się stało, że jedno z nich w reakcji na kryzys uciekło w romans. Gdybym usłyszała od terapeuty, że wina jest po obu stronach, czy w ogóle operowałby pojęciem winy albo gdyby zaczął się domagać omówienia "szczegółów" - od razu bym uciekała. Szybko.