Drodzy,
Piszę co u mnie, aby zrobić sobie małe podsumowanie.
Mija rok, jak mąż mnie ponownie porzucił ( po raz czwarty w ciągu ostatnich 8 lat ). Wcześniej nie zdawałam sobie sprawy, że za porzuceniami męża kryły się również kowalskie. Dziś już to wiem. Wiem też to, że choć nie jest mi dane poznać obecne fakty, i za tym porzuceniem kryje się kowalska. Czy była motorem? Według męża motorem jestem ja. To jest główna przyczyna: że czuje się przy mnie nieszczęśliwy, że jestem, jaka jestem. To m.in. sprawia, iż szuka „nowej partnerki życiowej”, bo chce być szczęśliwy. Najpierw porzucenie, odseparowanie się ode mnie emocjonalne i uczuciowe, a potem zaraz kowalska ( tym razem być może odnowiona stara znajomość… )
Za każdym razem idzie mu to coraz lepiej chyba. Kilka razy śniło mi się, że ma małe dziecko. Niekiedy mam napad myśli, że tak może być... Mąż pilnie strzeże wszelkiej wiedzy na swój temat. Odseparował się ode mnie, ale też i od naszych dorosłych dzieci. Kiedy mamy rzadki kontakt, też bardzo uważa, aby nic o sobie nie powiedzieć.
Trochę odchorowałam nieudaną akcję „ściągnięcia” męża do domu w maju. To miało być „przyjemne z pożytecznym”. Pożyteczne, ponieważ pieniądze, które mąż płacił za wynajęcie mieszkania miały trafić do domowego budżetu ( ja i dzieci straciliśmy pracę w czasie pandemii ), a mąż miał trafić do domu… I właśnie to, że miał się w nim zjawić, było tym „przyjemnym”…..
Kiedy były już telefony od męża w sprawie przewiezienia rzeczy ( wcześniej bardzo bolesne rozmowy moje z dziećmi, które tego nie akceptowały, ponieważ ojciec wciąż się do nich nie odzywa i nie zrobił nic, aby zacząć odbudować relację ), sytuacja zmieniła się radykalnie. Na naszej rocznicowej kawie w jego wynajętym mieszkaniu (po mszy świętej z okazji 25 - rocznicy ślubu, w której mąż zgodził się uczestniczyć), poinformował mnie, że zmienił zdanie. Nie wraca do domu. Na dodatek, firma przenosi go do innego miasta, o kolejne kilkadziesiąt kilometrów od domu, także codzienne dojazdy stają dla niego zbyt uciążliwe i nieopłacalne…
Szczerze mówiąc odchorowałam tę sytuację. Niestety, zrobiłam też błąd, że pojechałam do męża jeszcze raz następnego dnia, by spróbować go przekonać, aby jednak wrócił do domu. Wtedy też – gdy pakował kartony - zorientowałam się, że obrósł w kilka gustownych gadżetów do domu. Miał podwójne naczynia, a w jednym ze spakowanych pudełek (uchyliłam wieka), zobaczyłam maskotki i świeczki w kształcie serduszek Przy łóżku męża, na nocnym stoliku, też stała świeca. Miał ładną pościel. Na stole w kuchni stały dwa kieliszki do wina.
Potrzebowałam trzech tygodni, aby to wszystko przerobić w sobie. Nie obyło się bez znieczulaczy w postaci papierosów i popijanego alkoholu. Dzieciom i rodzinie nie powiedziałam o swoim odkryciu. A w tym czasie odwiedziłam i rodziców, i teściową….
Było mi cholernie ciężko, jednak była w domu córka i starałam się trzymać fason, a sięganie po papieroska i drinka tłumaczyłam „dołkiem” z powodu mojej trudnej sytuacji zawodowej….
W ubiegłą sobotę spotkałam się z mężem, aby omówić z nim nasze finanse. W tym całym nieszczęściu, mąż nie odmówił mi pomocy finansowej w maju i zrobił wszystkie najważniejsze majowe opłaty oraz wyłożył pieniądze na utrzymanie dla mnie i córki. Dołożył się też do upominku imieninowego dla niej, ale o wspólnej kawie nie chciał słyszeć.
Spotkaliśmy się na parkingu, a potem pojechaliśmy do lasu. Wcześniej, w małym sklepiku, kupiliśmy słodycze i colę. Zupełnie jak przed 30-laty, gdy jako para studentów pierwszego i drugiego roku!, tak właśnie spędzaliśmy nasze randki. Jazda autobusem miejskim do pętli. Zakup czekolady i taniego wina w sklepiku u „prywaciarza”, a potem godziny „błądzenia” po lesie. Za rękę, bez słów praktycznie. Upajanie się przyrodą i tym, że po prostu jesteśmy blisko, razem, że tak jest fajnie.
Teraz też dość długo spacerowaliśmy, a ja mówiłam mężowi, co u nas i z jakimi problemami teraz się mierzę ( chodzi o tę moją pracę i finanse ) Mąż o sobie nie chciał mówić nic
. Powiedziałam mu też, że obecnie mam obawy przed wyjazdem zagranicę. Zapytałam również, czy w czerwcu jednak nie wróciłby do domu. Odmówił.
Przedstawiłam mu też swój „plan awaryjny” na czerwiec. Że jeśli nie podejmę pracy zagranicą, a on zgodzi się dalej pomagać mi finansowo, dokończę pewien projekt, który wisi nade mną od dawna, a na który nigdy nie znajdowałam czasu i determinacji. Zakładam, że miesiąc mojej samotni w lesie w czerwcu ( córka wyprowadza się do miasta, w którym teraz będzie pracować, a od jesieni studiować), wystarczy, by dokończyć projekt.
Mąż odrzekł, że się zastanowi.
Nasza „leśna randka” była spokojna i miła, pojechaliśmy nawet zwiedzić sanktuarium Maryjne niedaleko ( inicjatywa męża ), ale po niej przyszła szara rzeczywistość, czyli milczenie męża. Na smsa czasem odpisze jednym słowem, albo wcale. Do dzieci nie odzywa się nadal.
Mąż wygląda bardzo dobrze. Bardzo zadbany. Te przenosiny przez firmę do innego miasta to też swego rodzaju awans zawodowy. O tym, gdzie obecnie mieszka, dowiedziałam się tylko, że ktoś użyczył mu mieszkania na kilka miesięcy. Bezkosztowo!
W żadnym wypadku nie robi wrażenia człowieka, które leci ku jakiemuś dnu. Przeciwnie. Konsekwentnie żyje swoim życiem. Bez nas.
W poniedziałek zabłądziłam w lesie podczas marszu z kijami. Napisałam do męża smsa. Zadzwonił. Ustaliliśmy, jak mam dalej iść. Udało mi się wydostać na drogę. Wieczorem zadzwonił jeszcze raz, aby sprawdzić, czy dotarłam do domu. Nie mogłam odebrać, więc zadzwonił do córki. Ich rozmowa trwała kilka sekund. Córka powiedziała mu, że jestem w domu. Dosłownie „czułam”, jak trzepoce jej serce. Miała ściśnięty głos. Boże, żeby ten człowiek wiedział, co dzieje się w naszych sercach!
Napiszę jeszcze, że podczas naszego sobotniego spaceru po lesie natknęliśmy się na małego dzika. Mąż był poruszony. Wypatrywał lochy. W końcu zadzwonił do straży miejskiej i poinformował o znalezisku. Uspokojono go, że nie ma się martwić. Locha przyjdzie po małego. Mąż po rozmowie powiedział, jakby sam do siebie. „Dobrze, że zadzwoniłem. Przynajmniej mam czyste sumienie….”
Dziś od rana jestem sama w domu, ale od popołudnia ponownie z córką Syn powrócił już z powrotem do akademika. Z papierosami zakończyłam swój krótki i gwałtowny „romans”
Następnego drinka wypiję zapewne dopiero w swoje imieniny
Zaczęłam znieczulać się czytaniem. Tak lepiej. Niezmiennie biegam, łażę z kijami, ale to na poprawę nastroju. „Znieczulanie” to inna bajka…
Od 13 maja odmawiam też NP. Przyłączyłam się do akcji, o której zapewne wiecie To moja trzecia NP w ciągu ostatniego roku! Tym razem modlę się za innych, ale za siebie w sumie też ( może w sumie najbardziej ), bo intencja jest taka, że modlimy się o nawrócenie grzeszników, z których „ja jestem największym” ( to za księdzem Teodorem ).
NP uspokaja, wycisza, porządkuje dzień, sprawia, że człowiek zaczyna czuć się bezpiecznie, jak w ramionach Matki właśnie.
W części dziękczynnej wypowiada się na koniec obietnicę, że będzie się szerzyło to nabożeństwo. Niekiedy zastanawiałam się, jak mogłabym to robić? Czy napisać jakieś świadectwo? Spróbować nakłonić kogoś do Różańca Świętego? A Matka wie sama, jak działać przez nas. Moje dzieci wiedzą, że odmawiam NP ( nie namawiam ich do tego ). Córka wręcz mnie dyscyplinuje: Mamo, tylko rozłóż to sobie na cały dzień, bo potem modlisz się do północy!. Wczoraj jechałyśmy razem do miasta. Zapytałam, czy nie odmówiłaby ze mną pierwszej części w samochodzie, bo długa droga i „szkoda mi tego czasu”, a wieczorem, jak wrócę do domu, będę zmęczona. Zgodziła się
A potem, jak byłyśmy razem w jednym miejscu i musiałam na nią poczekać, to znów zaproponowała, abym usunęła się w cichy kącik i spokojnie odmówiła sobie drugą część. Tym samym, przy jej młodych przyjaciołach, zdjęłam z ręki swoją różańcową bransoletkę i poszłam do kuchni, bo uznałam, że to dobra myśl. Młodzi, wierzący niepraktykujący, odnieśli się do tego z szacunkiem. Odmówiłam Różaniec i spokojnie wróciłam do salonu, włączając się ponownie do rozmowy. Może o takie świadectwa chodzi Matce? Zupełnie tego nie planowałam. Moim zamiarem nie było, aby epatować modleniem się, aby coś w ten sposób udowadniać i do czegoś nakłaniać. Tak po prostu samo wyszło
W drodze powrotnej ( bez córki ), odmówiłam trzecią część. Wieczorem miałam czas na czytanie
To tyle u mnie, a ciąg dalszy zapewne nastąpi.
Z Panem Bogiem!