Re: Sytuacja beznadziejna
: 21 sie 2017, 21:57
Dziękuję bosa-i proszę o jeszcze
Czary-mary - dobre to Ciezko jest, nawet bardzo. Boję się, że popadam w jakąś depresję. Wszystko zaczyna mnie boleć. Ajjjj...
Nie rozumiem takiego zachowania. Gość jeździ, zdradza, chociaż wcześniej zapewniał, ze tamta jest zła, bo się nie może określić, a potem chce przenocować w domu. Czy oni nie mają za grosz honoru? Chcę być tam, to zabieram swoje zabawki i znikam, a nie pokazuję sie ciągle żonie, którą ranię samą obecnością i mówieniem "matka dziecka jest mi bliska". Albo zostaję i naprawiam. Ostatnio jak mówię kochanka, to mnie poprawia na "matka mojego dziecka" .
Napisałam mu dzisiaj, że jeśli chce utrzymywać relacje seksualne z kochanką, to ja nie chcę mieć z nim żadnego kontaktu. I żeby się zastanowił, bo jeszcze chcę ratować nasze małżeństwo, ale to się może zmienić. Odpisał, że on nie ma co ratować, bo ciągle ma przed oczami dziecko i ono go do nich ciągnie. Ono tak bardzo ich scala. Odpisałam, że to raczej nie dziecko tak scala. Nie rozumie też, że mówiąc o tym dziecku rani mnie jeszcze bardziej.
Czytałam dzisiaj post Dotki i chyba myślę podobnie jak Ona. Wiem, że musimy pracować nad sobą, ale wg mnie, to bardziej ma służyć nam. Bo dla mojego męża zadbana, radząca sobie żona, to tylko potwierdzenie, że może spokojnie odejść. W końcu nie jest źle - żona sobie radzi, pogodziła się z sytuacją i jest dobrze. Więc on swoje szczęście może spokojnie budować gdzie indziej. Ja bardzo często słyszałam, żebym wyszła, pokazała się ludziom, że nie ma co płakać, jeszcze wszystko sobie poukładam, będzie mi lepiej bez niego, jeszcze będę szczęśliwa, może nawet będę miała dzieci. No chyba, ze chcę wszystkim pokazać, jak jest mi źle, aby wszyscy pomyśleli, jaki to on zły, jak zniszczył swoją żonę. I co mam myśleć?
Wracają do mnie myśli o adopcji i od razu uprzedzam-to nie jest lekarstwo na kryzys. Od dawna już o tym myślę. Tylko jako osoba samotna jestem raczej bez szans. Orientuje się ktoś w tym temacie?
Czary-mary - dobre to Ciezko jest, nawet bardzo. Boję się, że popadam w jakąś depresję. Wszystko zaczyna mnie boleć. Ajjjj...
Nie rozumiem takiego zachowania. Gość jeździ, zdradza, chociaż wcześniej zapewniał, ze tamta jest zła, bo się nie może określić, a potem chce przenocować w domu. Czy oni nie mają za grosz honoru? Chcę być tam, to zabieram swoje zabawki i znikam, a nie pokazuję sie ciągle żonie, którą ranię samą obecnością i mówieniem "matka dziecka jest mi bliska". Albo zostaję i naprawiam. Ostatnio jak mówię kochanka, to mnie poprawia na "matka mojego dziecka" .
Napisałam mu dzisiaj, że jeśli chce utrzymywać relacje seksualne z kochanką, to ja nie chcę mieć z nim żadnego kontaktu. I żeby się zastanowił, bo jeszcze chcę ratować nasze małżeństwo, ale to się może zmienić. Odpisał, że on nie ma co ratować, bo ciągle ma przed oczami dziecko i ono go do nich ciągnie. Ono tak bardzo ich scala. Odpisałam, że to raczej nie dziecko tak scala. Nie rozumie też, że mówiąc o tym dziecku rani mnie jeszcze bardziej.
Czytałam dzisiaj post Dotki i chyba myślę podobnie jak Ona. Wiem, że musimy pracować nad sobą, ale wg mnie, to bardziej ma służyć nam. Bo dla mojego męża zadbana, radząca sobie żona, to tylko potwierdzenie, że może spokojnie odejść. W końcu nie jest źle - żona sobie radzi, pogodziła się z sytuacją i jest dobrze. Więc on swoje szczęście może spokojnie budować gdzie indziej. Ja bardzo często słyszałam, żebym wyszła, pokazała się ludziom, że nie ma co płakać, jeszcze wszystko sobie poukładam, będzie mi lepiej bez niego, jeszcze będę szczęśliwa, może nawet będę miała dzieci. No chyba, ze chcę wszystkim pokazać, jak jest mi źle, aby wszyscy pomyśleli, jaki to on zły, jak zniszczył swoją żonę. I co mam myśleć?
Wracają do mnie myśli o adopcji i od razu uprzedzam-to nie jest lekarstwo na kryzys. Od dawna już o tym myślę. Tylko jako osoba samotna jestem raczej bez szans. Orientuje się ktoś w tym temacie?