Mąż mnie nie kocha... Moje małżeństwo to gruzy...

Refleksje, dzielenie się swoimi przeżyciami...

Moderator: Moderatorzy

Firletka
Posty: 243
Rejestracja: 05 kwie 2020, 9:40
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Mąż mnie nie kocha... Moje małżeństwo to gruzy...

Post autor: Firletka »

Ruta:oglądalam kazania i konferencje tego księdza, faktycznie dużo można z tych słów wynieść... Ale póki co albo ja nie rozumiem albo to nie działa.

Nirwanna : czyli najpierw przestawiam w swojej własnej głowie... I to jest trudne...

Ja to jestem przekonana, że żadne granice nie pomogą mojemu małżeństwu, za daleko to wszystko zaszło... Teraz tylko powinnam postarać się o dobre relacje w sytuacji jaja jest, bo przez dzieci będę związana z tym człowiekiem do końca życia...
Caliope
Posty: 3013
Rejestracja: 04 sty 2020, 12:09
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Mąż mnie nie kocha... Moje małżeństwo to gruzy...

Post autor: Caliope »

Firletka pisze: 22 sie 2020, 14:29 Może i nie jest sobą, a może jest.. Poczucie winy? I z tego poczucia winy nadal spotyka się z kowalska?
On nic nie czuje, bo nie ma empatii, honoru....Wczoraj powiedział, a dziś powtórzył że doprowadzi moja mamę do 3 zawałów (moi rodzice do tej pory traktowali go jak syna)...
Mam dość takiego życia, chodzi, śmieje mi się w twarz, mówi, że się z domu nie wyprowadzi, szepcze wulgaryzmy, umawia się na spotkania z kowalska.... I powiedzcie mi, Bóg chciałby, żebym z pokorą to znosiła, pokazywała dzieciom jak to jest nieszanować ich własnej matki :(...
Tak, ma poczucie winy, ale to jest tylko jego odczucie niezwiązane z tobą .Ma też bardzo niskie poczucie wartości, typowe mechanizmy uzależnienia przy których w różny sposób próbuje się dowartościować. Zadbaj o siebie Firletko, jesteś najważniejsza.
Firletka
Posty: 243
Rejestracja: 05 kwie 2020, 9:40
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Mąż mnie nie kocha... Moje małżeństwo to gruzy...

Post autor: Firletka »

O co ja mam walczyć jak on mnie nie kocha. Okłamuje mnie... Czy to ma sens?
Wiem,że nie ma. Po co ja się ludzę...Mam prawie 40 lat i wrażenie, że mi się życie skoczyło.....
Awatar użytkownika
Nirwanna
Posty: 13319
Rejestracja: 11 gru 2016, 22:54
Jestem: po rozwodzie
Płeć: Kobieta

Re: Mąż mnie nie kocha... Moje małżeństwo to gruzy...

Post autor: Nirwanna »

Tak, jest to zdecydowanie tylko wrażenie.
Zawalczyć warto przede wszystkim o siebie. Reszta potem.
Co robisz w tym kierunku?
Nie żyje się, nie kocha się, nie umiera się - na próbę
Jan Paweł II
Firletka
Posty: 243
Rejestracja: 05 kwie 2020, 9:40
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Mąż mnie nie kocha... Moje małżeństwo to gruzy...

Post autor: Firletka »

Co robię by walczyć o siebie... Chodzę na terapię, czytam książki polecane na forum...(ale chyba słabo mi do głowy wchodzą albo raczej trudno mi zastosować rady w praktyce), staram się w miarę normalnie żyć, spędzać czas z dziecmi (niestety widzę, że córka się ode mnie odsunęła), więcej niż zwykle spotykam się z przyjaciolmi.... O te życie słabo mi wychodzi... Moje myśli krążą tylko wokół jednego :(
Caliope
Posty: 3013
Rejestracja: 04 sty 2020, 12:09
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Mąż mnie nie kocha... Moje małżeństwo to gruzy...

Post autor: Caliope »

Znajdź coś co tobie samej przyniesie największą radość, ja mam moje prawo jazdy, różne inne marzenia. To daje mi siłę, że sama mam wiele rzeczy do zrobienia, nie myślę o mojej relacji z mężem, a o mnie i relacji z Bogiem.
Nino
Posty: 611
Rejestracja: 14 gru 2019, 18:26
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Mąż mnie nie kocha... Moje małżeństwo to gruzy...

Post autor: Nino »

Walka o siebie trwa dlugo. To proces rozciagniety w czasie. Zaczelas robic dobre rzeczy. Na meza sie nie ogladaj. Mnie ten proces zaczyna przynoscic....radosc. To jest niezrozumiale, ale tak niekiedy to czuje.
Awatar użytkownika
Nirwanna
Posty: 13319
Rejestracja: 11 gru 2016, 22:54
Jestem: po rozwodzie
Płeć: Kobieta

Re: Mąż mnie nie kocha... Moje małżeństwo to gruzy...

Post autor: Nirwanna »

Firletka pisze: 25 sie 2020, 15:10 Co robię by walczyć o siebie... Chodzę na terapię, czytam książki polecane na forum...(ale chyba słabo mi do głowy wchodzą albo raczej trudno mi zastosować rady w praktyce), staram się w miarę normalnie żyć, spędzać czas z dziecmi (niestety widzę, że córka się ode mnie odsunęła), więcej niż zwykle spotykam się z przyjaciolmi.... O te życie słabo mi wychodzi... Moje myśli krążą tylko wokół jednego :(
Pana Boga? 8-) no ok, wiem, że nie. Wokół męża. Na pocieszenie powiem, że to normalny etap, tę żałobę po utraconej miłości warto przeżyć do końca. Nawet jeśli kiedyś okaże się, że to była żałoba po TYM ETAPIE miłości. Wtedy też należy ten etap i swoje marzenia i nadzieje z nim związane - opłakać. I potraktować jako etap, który wkrótce warto zakończyć, a zacząć już teraz budować etap nowy, taki przyszłościowy, docelowo - niebieski. Tak jak Nino to nazwała - to proces. I tak warto to potraktować, świadomie w ten proces wchodząc.
Od strony swojej psychiki robisz sporo, również na pocieszenie powiem, że wiele książek na razie może nie trafiać, lub trafiać w jakimś procencie. Bierz te kilka procent, które na tym etapie przyswoisz, może do książki kiedyś wrócisz. Ja moją z jednych bardziej obecnie ulubionych ("Rozwój" Gajdów) zatrybiłam dopiero za trzecim razem. Warto było wrócić za drugim i za trzecim.
Jednak na tym etapie, gdy wielu rzeczy psychika Ci na razie nie przyswoi, warto zacząć solidnie rozwijać relację z Bogiem. Rozwój stricte psychologiczny w pewnym momencie dojdzie do ściany (czasem w nią waląc), z Bogiem tego etapu na tym świecie nie osiągniesz na pewno, dlatego już teraz warto pójść w Jego kierunku.
Zwłaszcza, że gdy w zaufaniu zwrócisz się do Niego, On już teraz zacznie leczyć Twój ból i zranienia.
Uwaga! w zaufaniu, że On wie, co dla Ciebie (i męża) dobre, a co niekoniecznie oznacza natychmiastową naprawę małżeństwa. Możliwe, że najpierw przeprowadzi Was przez proces odczepienia się od różnych bożków. Bowiem tylko w wolności od zniewoleń, uzależnień i współuzależnień możliwa jest Miłość.
Nie żyje się, nie kocha się, nie umiera się - na próbę
Jan Paweł II
Firletka
Posty: 243
Rejestracja: 05 kwie 2020, 9:40
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Mąż mnie nie kocha... Moje małżeństwo to gruzy...

Post autor: Firletka »

Nirwanna,Caliope, Nino dziekuje....Mam wrażenie, że robię bardzo mało....zreszta jeśli do 16 (zanim wróci mój mąż) - jestem w miarę spokojna, to później....przezywam ogromny stres. Kiedyś wychodziłam gdy on przychodził... Teraz się boję bo to się obraca przeciwko mnie... Wypomina mi, że nie ma mnie w domu... Wymyśla głupoty.

Dziś serce mi się kraje, że takie rzeczy i mnie w domu. Wymyślił sobie, że ja z moim gabinetem przeniosę się do sypialni, a on zajmie mój gabinet, wstawi zamek... Serce mi pęka na sana myśl... Zamki w domu, moim domu, tam gdzie powinna być rodzina... I mój gabinet... Wypieszczony, wymuskany, wymarzony...
Przyszlsm dziś... A on siedzi na kanapie w salonie i się szyderczo śmieje... To tak boli....
Załamana
Posty: 240
Rejestracja: 03 kwie 2020, 12:55
Jestem: po rozwodzie
Płeć: Kobieta

Re: Mąż mnie nie kocha... Moje małżeństwo to gruzy...

Post autor: Załamana »

Firletko, bardzo poruszyly mnie Twoje posty przykro mi ,że musisz to znosić. Chce Ci napisać , choć napewno to tym wiesz,że nie możesz sie godzić na takie zachowania ,nie wiem co kieruje Twoim słabym uważam meżem, ale to co znosisz jest przemocą i Twoje dzieci patrząc na to niczego dobrego nie wyniosą. Ja wiem, że trzeba walczyć o małżeństwo i bardzo dużo dać,ale uważam też ,że nie za wszelka cene. On Cię wykańcza, a Ty kobieta bardzo wartościowa ,masz dla kogo życ dla dzieci ,rodziny mamy o której wspominasz, której też sie czepia w słowach. Tak myślę on chyba nie jest zdrowy psychicznie. Jakie Ty masz z nim życie, od poczatku gdzies sama stwierdziłas w jednym z postow chyba na poczatku naszej drogi w sycharach gdzies w okolicach kwietnia ze nasze historie sa troche podobne... Współczuję i bardzo proszę myśl o sobie i dzieciach a on może to sie nie wszystkim spodoba, ale nie ma prawa tak Cie traktowac nawet przykro mi to pisac kosztem roztania. Pozdrawiam Cie serdecznie
Caliope
Posty: 3013
Rejestracja: 04 sty 2020, 12:09
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Mąż mnie nie kocha... Moje małżeństwo to gruzy...

Post autor: Caliope »

Załamana pisze: 25 sie 2020, 19:25 Firletko, bardzo poruszyly mnie Twoje posty przykro mi ,że musisz to znosić. Chce Ci napisać , choć napewno to tym wiesz,że nie możesz sie godzić na takie zachowania ,nie wiem co kieruje Twoim słabym uważam meżem, ale to co znosisz jest przemocą i Twoje dzieci patrząc na to niczego dobrego nie wyniosą. Ja wiem, że trzeba walczyć o małżeństwo i bardzo dużo dać,ale uważam też ,że nie za wszelka cene. On Cię wykańcza, a Ty kobieta bardzo wartościowa ,masz dla kogo życ dla dzieci ,rodziny mamy o której wspominasz, której też sie czepia w słowach. Tak myślę on chyba nie jest zdrowy psychicznie. Jakie Ty masz z nim życie, od poczatku gdzies sama stwierdziłas w jednym z postow chyba na poczatku naszej drogi w sycharach gdzies w okolicach kwietnia ze nasze historie sa troche podobne... Współczuję i bardzo proszę myśl o sobie i dzieciach a on może to sie nie wszystkim spodoba, ale nie ma prawa tak Cie traktowac nawet przykro mi to pisac kosztem roztania. Pozdrawiam Cie serdecznie
Załamana, nikt uzależniony nie jest psychicznie zdrowy, picie alkoholu niszczy wszystko.
Firletka
Posty: 243
Rejestracja: 05 kwie 2020, 9:40
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Mąż mnie nie kocha... Moje małżeństwo to gruzy...

Post autor: Firletka »

Zalamana: tak, początek naszej historii jest identyczny:14 lat małżeństwa, alkohol, kowalska...

Podsumowalam w czym siedze:
- jeszcze w ubiegłym roku czułam, że mąż mnie kocha, był czuły, normalny
- gdy w lutym dowiedziałam się, że jeździ do jakiejś baby, była kłótnia, zapewniał, że mnie kocha, że błąd,ze zerwie z nią kontakt
-po 1,5 miesiąca okazało się, że nawet nie zamierzał zerwać z nią kontaktu, oszukał mnie co do jej tożsamości, miejsca poznania itp.
-wtedy powiedział, że już mnie nie kocha (później się mu to zmieniało, teraz mnie nie kocha)
-kontakt utrzymuje z nią non stop, rozwodu on nie chce, wyprowadzić się z domu też nie chce, traktuje mnie strasznie - jeśli ja chce rozmawiać on mnie ignoruje, jeśli on to mnie wyzywa, manipuluje ( aktualny pomysł.z mojego gabinetu chce zrobić swój pokój zamykany na klucz)
-raz twierdzi, że się w niej zakochał, raz, że nie, raz że to jego koleżanką, raz że przyjaciółka...

Jak ja mam tak żyć??? Co widzą nasze dzieci? Jakie wzorce czerpią?
Sarah
Posty: 372
Rejestracja: 01 maja 2020, 13:46
Jestem: po rozwodzie
Płeć: Kobieta

Re: Mąż mnie nie kocha... Moje małżeństwo to gruzy...

Post autor: Sarah »

Firletka pisze: 26 sie 2020, 8:09 Podsumowalam w czym siedze:
- jeszcze w ubiegłym roku czułam, że mąż mnie kocha, był czuły, normalny
Firletko, nie chcę Cię dołować, ale wstawiałaś tu swój post z innego forum, sprzed chyba 10 lat. Czy nie jest tak, że idealizujesz teraz przeszłość? Podobnie jest u mnie, zdałam sobie sprawę, że kryzys w moim małżeństwie zaczął się już bardzo dawno, prawdopodobnie tuż po urodzeniu dziecka.
Firletka pisze: 26 sie 2020, 8:09 Jak ja mam tak żyć??? Co widzą nasze dzieci? Jakie wzorce czerpią?
Tak jak tu wszyscy piszą: on Cię poniża, nie możesz się na to godzić. Nie ma możliwości, żeby on się wyprowadził (przynajmniej do czasu, aż się jakoś opamięta)? Powiem Ci, że odkąd mój mąż się wyprowadził, ja bardzo odetchnęłam. Spokój w domu jest po prostu bezcenny (a i tak nie było takiej przemocy psychicznej jak u Ciebie).
"Zamiast ciągle na coś czekać, zacznij żyć, właśnie dziś. Jest o wiele później niż ci się wydaje". Ks. Jan Kaczkowski
Firletka
Posty: 243
Rejestracja: 05 kwie 2020, 9:40
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Mąż mnie nie kocha... Moje małżeństwo to gruzy...

Post autor: Firletka »

Sarah, i w głębi duszy to wiem... Nie raz płakałam... W poduszkę, ale później mnie przytulał (nie, nie przepraszał, po prostu przytulał) i wracałam, do myśli, że jest ok.

Nie, on się na pewno nie wyprowadzi. Mówi mi to na każdym kroku. Na każdym. Tu jest jego dom,dzueci i on nie zamierza się stąd nawet na milimetr ruszyć.
Postanowiłam teraz się do niego nie odzywać. Serce mi pęknie, ale muszę wytrzymać. Problem w tym, że on... Na pewno wytrzyma, bo jego ojciec do matki nie odzywał się miesiącami (wiem, że najdłużej to 7 miesięcy).
Wracam do pracy i tylko modlę się, aby nie było nauczania zdalnego, bo zwariuje...
Pestka
Posty: 37
Rejestracja: 25 wrz 2019, 17:10
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Mąż mnie nie kocha... Moje małżeństwo to gruzy...

Post autor: Pestka »

Droga Firletko

Znam to wszystko co piszeszz autopsji. W wielu postawach i poglądach ktore reprezentujesz blisko mi do Ciebie.

Przezywałam to samo kiedy wszystko wyszlo.
Dawałam szansę, ofiarowałam pomoc itd. nic nie zadziałało. Atmosfera w domu była nie do wytrzymania. Ciagle miał się wyprowadzać i ciągle coś stawało mu na drodze. Pewnej niedzieli zapytałam kiedy się wyprowadza i usłyszałam że jak coś znajdzie.
Spakowałam rzeczy i wyniosłam na korytarz informując że nie będzie z nami mieszkał.
Zaskoczony nie był. Nagle znalazł super mieszkanki (w bloku kowalskiej) cóż za przypadek😮 i okazało się że sobie radzi doskonale.
Ulgę którą wtedy poczułam ja i dzieci była nie do opisania.

Wiem że w Twoim przypadku to może być trudniejsze ale nie da się żyć w trójkącie.
Nie uważam też że za wszelką cenę mamy do siebie wrócić. Człowiek który kocha nie robi takich rzeczy. Więc albo nie kocha albo nie rozumie co to znaczy być z kimś w małżeństwie. Jeżeli 24 lata było mu dobrze i nagle (tak jak u Ciebie) wszysko przestało sie liczyć to czy mogę wierzyć że naprawdę kocha/kochał. Takie wyznania i zdjęcia bardzo intymne i dwuznaczne zarezerwował dla kowalskiej.
Wiem że jest ciężko. Dzieci mają swoje życie, znajomych i nie mogą calego czasu poświęcić matce i to naturalne.
Mam znajomych i przyjaciół ale każdy wysłucha i wraca do swojej rodziny a ja zostaję. Przychodzi niedziela i jest ciężko. Nie po to mam męża żebym spędzała samotnie czas ale tak jest i trzeba się z tym oswoić.

Tak jak piszą Ci inni należy zadbać o siebie chociaż czasami mi też się wydawało że to puste frazesy.
Rób to co lubisz i chcesz. Piszesz że z wielu tych książek niewiele rozumiesz ja podam Ci autorkę która swoimi książkami pomogła mi uwierzyć w siebie i na wiele spraw spojrzeć inaczej. To Ewa Woydyłło. Jej książki "Podnieś głowę", Buty szczęścia i inne bardzo mi pomogły. Może i Ty spróbujesz.

Wiem że atmosfera w Twoim domu jest ciężka ale mam jeszcze inną możliwość być może już o tym wiesz. Możesz zgłosić męża do Gminnej komisji rozwiązywania problemów alkoholowych w swoim mieście.
Będzie wezwany na rozmowę i jeżeli będzie potrzeba skierowany do biegłego psychologa aby wydał opinię czy jest uzależniony czy nie. Po czym zostanie zobowiązany do terapii. Jeżeli nie będzie uczęszczał to sprawa jesy kierowana do sądu i otrzymuje nadzór kuratora sądowego. Znam przypadki że to podziałalo na człowieka uzaleznionego od alkoholu. To jedno z możliwości rozwiązań.
Być może na terapii ktoś Ci o tym już mowił.

To wszystko trudne ale bardzo spodobały mi się słowa wiezionego kard. Stefana Wyszyńskiego który po
wiedział: " Nie pytam Boże dlaczego bo do czegóż byłaby mi ufność"
Chcemy wiedzieć czemu nas to spotyka, czemu nie możemy żyć tak jak byśmy chciały a może to Pan Bóg chce być na pierwszym miejscu w ufaniu mu nawet może zwłaszcza w takich trudnych sytuacjach.
Dla mnie to wyższa szkoła jazdy takie zaufanie ale staram się każdego dnia.
Ściskam Cię mocno i dopinguje w każdym działaniu które podejmiesz.
Z modlitwą Pestka
ODPOWIEDZ