Mąż mnie nie kocha... Moje małżeństwo to gruzy...

Refleksje, dzielenie się swoimi przeżyciami...

Moderator: Moderatorzy

Firletka
Posty: 243
Rejestracja: 05 kwie 2020, 9:40
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Mąż mnie nie kocha... Moje małżeństwo to gruzy...

Post autor: Firletka »

Aaaaa jeszcze jedno. Ja nie wiem czy mój mąż jest chory. Tak to wygląda, ale...jak jest chory to niech się leczy, a nie krzywdzi mnie i dzieci.
Poza tym, chory, ale ja widzę wielka premedytację. To,że on jest chory nie znaczy,że i ja mam przez niego zwariować
A już na pewno nie moje dzieci.

Ja mojemu mężowi nie robie żadnej krzywdy. On ponosi konsekwencje swojego działania.
Firletka
Posty: 243
Rejestracja: 05 kwie 2020, 9:40
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Mąż mnie nie kocha... Moje małżeństwo to gruzy...

Post autor: Firletka »

Widzę,że jedna moja wypowiedz nie przeszła...dlatego te 2 ostatnie są jakby oderwane...
Lawendowa
Posty: 7663
Rejestracja: 30 sty 2017, 17:44
Jestem: po rozwodzie
Płeć: Kobieta

Re: Mąż mnie nie kocha... Moje małżeństwo to gruzy...

Post autor: Lawendowa »

Firletka pisze: 22 sie 2022, 11:02 Widzę,że jedna moja wypowiedz nie przeszła...dlatego te 2 ostatnie są jakby oderwane...
Firletko, wszystkie Twoje posty są zakceptowane. Najwyraźniej poprzedniego postu jednak nie wysłałaś.
"Ty tylko mnie poprowadź, Tobie powierzam mą drogę..."
Ewuryca

Re: Mąż mnie nie kocha... Moje małżeństwo to gruzy...

Post autor: Ewuryca »

Firletko, w przypadku takich zaburzeń jak alkoholizm, czy inne zaburzenia psychiczne możesz zbadać ważność swojego małżeństwa. Ja lada moment powinnam dostać wyrok, prawdopodobnie będzie on orzekający nieważność małżenstwa, i szczerze nie żałuje, że taką sprawę założyłam. Kosztowało mnie to troche wysiłku emocjonalnego, ale było jednocześnie stanięciem w prawdzie o moim małżeństwie i mężu.
Ruta
Posty: 3297
Rejestracja: 19 lis 2019, 12:00
Jestem: w separacji
Płeć: Kobieta

Re: Mąż mnie nie kocha... Moje małżeństwo to gruzy...

Post autor: Ruta »

Nowiutka pisze: 22 sie 2022, 7:06
Niepozorny pisze: 21 sie 2022, 20:21 Ja chciałem seperacji a moja żona rozwodu. Moja sprawa sądowa się jeszcze nie skończyła i nie wiem jakie będzie rozstrzygnięcie, ale nie zgadzając się na rozwód dawałem świadectwo m.in. dla moich dzieci. Chciałem, żeby jak będą starsze wiedziały, że przysięga składana podczas ślubu ma znaczenie i że gdy w małżeństwie pojawią się problemy, to nie powinno się poddawać i rezygnować.
Od siebie tylko dodam, że niestety czasem separacja może nie wystarczyć.
Często znamiennie z niebieską kartą sugeruje się rozwód jako sposób na odseparowanie, całkowite odcięcie od sprawcy.
Separacja prawnie daje to samo co rozwód (prócz tego że nie można wziąć ślubu). Łącznie z zielonym światłem na inne związki. (Od mediator to wiem).
Większym problemem jest tu kontakt w sprawie opieki nad dzieckiem niż sama separacja/rozwód.

Jednak czasem druga strona niszczy żądając rozwodu. Mnie też w tedy wydaje się to ratunkiem ale to moje osobiste zdanie. Nie zawsze oni brudzą sobie ręce, czasem psychika siada i chce się to już zakończyć, to piekiełko.
To ja się wypowiem. Bo ja w takiej sytuacji byłam. Mój mąż był w bardzo trudnym stanie, w naszym małżenstwie narastała przemoc. W tle był też romans męża o którym wtedy nie wiedziałam. Oraz używki, które wpływały na stan męża i zaostrzały jego reakcje.

Byłam stale atakowana, upokarzana, odrzucana. Mąż stał się wobec mnie wulgarny i otwarcie mna gardził. Wybuchał o każdą rzecz. W domu było stałe napięcie. Nie rozumiałam o czym mąż mówi. Nagle słyszałam, że we wszystkim jest ze mną źle, że od lat go niszczyłam, że nigdy mnie nie kochał i musi się ode mnie uwolnić. Ale równocześnie się nie wyprowadzał i nie uwalniał. (Bo to ja miałam męża wyrzucić, potwierdzając jego niewinność, co zrozumiałam później).

Mimo trudów, a nie byliśmy prostym małżeństwem, łączyła nas zawsze głęboka więź, miłość, współpraca. I z dnia na dzień to wszystko znikło i zamiast tego weszła przemoc. Byłam jednym wielkim kłębkiem bólu, rana na ranie. Dzieci także.

Nie miałam wtedy pojęcia, że mój mąż właśnie układa sobie swiat od nowa i żeby czuć się dobrze ze sobą, usprawiedliwić swój romans i decyzję o porzuceniu rodziny, potrzebuje mnie za wszystko obwinić.

Byłam bardzo zmęczona, stałam się swoim cieniem. Nie miałam sił. Chciałam tylko, by to wszystko się skończyło, a przede wszystkim to, jak bardzo źle mnie mąż traktował i jak nas krzywdził w tamtym czasie. Nie widziałam wyjścia innego niż rozwód. Ale równocześnie czułam, że nie chcę rozwodu, nie chcę łamać złożonej przysięgi, bo złamię tym coś ważnego w sobie, że kocham męża, tylko nie radzę sobie z tym, co się dzieje. I nie mam żadnego pomysłu jak to przerwać.

Nie dźwigałam w sobie tych sprzeczności. Było to najcięższe: nie chciałam się rozwodzić, a równocześnie rozwód widziałam jako jedyne rozwiązanie.

Ja zaniosłam ten swój ból i swoją decyzję o rozwodzie na Adorację. Powiedziałam o wszystkim szczerze. To była moja pierwsza taka rozmowa z Jezusem w moim życiu. Przy Nim zrozumiałam, że nie ma nic złego w tym że kocham męża. I że mogę iść za miłością, nawet jesli cały świat uzna, że to wariactwo. I że to co czuję w sercu jest prawdą i za tą prawdą mogę iść. I że nasze małżenstwo nadal ma wartość w oczach Boga. I On, Jezus pragnie je uzdrowić i mnie na tą drogę zaprasza.

Wróciłam do domu. Powiedziałam mężowi, że go kocham i że wycofuję wszystko, co mówiłam o rozwodzie i jestem gotowa do tego, by naszą relację naprawić. Mąż mnie wtedy odrzucił. Wiedziałam, że tak może się stać. Przyjęłam to. I pozostałam przy tym co czułam i co było dla mnie ważne. Jedno z najpiękniejszych uczuć, być w zgodzie ze sobą.

Teraz gdy wiem znacznie więcej, wiem, że rozwód nie rozwiązuje przemocy. Przeszłam długą drogę, by przemoc skutecznie zakończyć. Tak naprawdę ta droga się nie zakończyła, nadal zdarza się, że mąż nie okazuje mi szacunku. Ale otwartej przemocy już nie ma.
Firletka
Posty: 243
Rejestracja: 05 kwie 2020, 9:40
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Mąż mnie nie kocha... Moje małżeństwo to gruzy...

Post autor: Firletka »

Ruta, piękne świadectwo...niestety ja tak nie potrafię, a przede wszystkim nie chce.
Nie wiem dlaczego nie wysłała mi się pierwsza wiadomość, ale napisze jeszcze raz...tym samym odpowiadając Rucie.

Ja naprawdę rozumiem na jakim forum jestem. Jestem katoliczka, choć wg Was rozwodem temu zaprzeczam. Trudno. Wierzę w Boga i nic mi tej wiary jeszcze nie zabrało. Mało tego, uważam, że może i kryzys ja we mnie wzmocnił. Nie,nie chodzę do kościoła co niedzielę, za to modlę się każdego dnia i chodze sobie "pogadac" I się wypłakać do lokalnego sanktuarium, wtedy kiedy jest tam pusto.

Uważam też,że nie ma co przyzwalać sobie na brak szacunku. Ruta, ja Ci bardzo, ale to bardzo współczuję, bo przeszłam chyba dokładnie to co Ty...

Ja nie twierdzę,że mój mąż jest zdrowy. Myślę,że nie...ale wiem też,że jego zachowanie wynikają z tego co widział i miał w domu rodzinnym. Tesc zdradzal teściowa, a ona z dumą o tym opowiadała, klaszcząc w dłonie, że kochanki męża się rozwiodły, a ona nie I taki oto przykład katolicki dala swoim synom. A no dala. Skopiowali wszystko.
Nie pisałam dokładnie jakimi wyzwiskami obrzucał mnie na codziennie, bo wszystkie były tu kasowane, ale...były takie,że jego adwokatka przy moich zezbaniach ocierala łzy. To co on robił i robi nadal dzieciom pod płaszczykiem miłości, to włos na głowie się jeży.
Mój mąż, do czego się przyznał na sprawie, miał 2letni regularny romans z mężatką, która aktualnie jest w ciąży (z nim, swoim mezem lub trzecim panem - takie to zakłady są w pracy). Ale przez te 2 lata patrzył mi w oczy I zaprzeczał. Wyzywal mnie, kochanke, po to żeby za chwilę do niej jechać. Podnosił rękę i dziwił się,że ja policję wzywam.

Na co miałam czekać? Aż mnie zabije? Co miałam pokazać dzieciom? To samo co teściowa swoim synom?

Ok, powiedzyny, że tak jak u Ruty wycofałby się z przemocy...ale na pewno nie z romansu. Jak mogłabym tak zyc? Jak mogłabym zyc z człowiekiem, którego kochałam, a który tak straszne dlugo i bardzo boleśnie mnie upokarzał? Po co?
Długo ratowałam małżeństwo. 2 lata dojrzewałam do rozwodu. Szukałam pomocy ... wszędzie, gdzie moglam. Stanowczo za długo to robilam...

Jestem człowiekiem, człowiekiem, który chce być traktowany normalnie a nie jak nikt...
Mój mąż zrobił wszystko żebym przestała go kochać.
A ja jestem pewna, że od pierwszego jego wyzwiska do złożenia pozwu...nie kochałam siebie.
Bóg chyba nie chce żebyśmy byli nieszanowani, upokarzani i upodleni...czyż to nie jest rola szatana? Dlaczego mam się na to godzić?
Sarah
Posty: 372
Rejestracja: 01 maja 2020, 13:46
Jestem: po rozwodzie
Płeć: Kobieta

Re: Mąż mnie nie kocha... Moje małżeństwo to gruzy...

Post autor: Sarah »

Firletko, oczywiście, że nie robisz nic złego i to co się dzieje to konsekwencje postępowania męża. Jak zrozumiałam, nikt tu Cię nie namawia do mieszkania i życia z mężem, tylko o to, że katolik powinien wybrać separację zamiast rozwodu, bo każde małżeństwo sakramentalne jest do uratowania. (No chyba, że sąd biskupi orzeknie, że małżeństwo zostało zawarte nieważnie, a oczywistym jest, że w Twoim przypadku szanse na takie orzeczenie są ogromne - gdybyś oczywiście chciała i odpowiednio zabrała się do rzeczy).
"Zamiast ciągle na coś czekać, zacznij żyć, właśnie dziś. Jest o wiele później niż ci się wydaje". Ks. Jan Kaczkowski
Awatar użytkownika
Niepozorny
Posty: 1543
Rejestracja: 24 maja 2019, 23:50
Jestem: w separacji
Płeć: Mężczyzna

Re: Mąż mnie nie kocha... Moje małżeństwo to gruzy...

Post autor: Niepozorny »

Firletka pisze: 22 sie 2022, 15:02 Jestem katoliczka, choć wg Was rozwodem temu zaprzeczam.
Nie zauważyłem, żeby ktoś uważał, że swoją decyzją o rozwodzie zaprzeczyłaś, że jesteś katoliczką.
Z braku rodzi się lepsze!
Firletka
Posty: 243
Rejestracja: 05 kwie 2020, 9:40
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Mąż mnie nie kocha... Moje małżeństwo to gruzy...

Post autor: Firletka »

Myślę,że marne mam szanse,żeby moje małżeństwo zostało uznane za niewazne. Małżeństwo sakramentalne. W dniu ślubu mój mąż alkoholikiem nie był (choć z tego co kojarzę wypił kieliszeczek przed i to chyba za namową mamusi). Czy wiedział,że ma problem psychiczny. Do tej pory nie zdaje sobie z tego sprawy. Wszyscy mają dookoła, a przede wszystkim ja, ale nie on.
Może I tak być, w końcu pisze tu swoją subiektywna prawdę, która w mojej opinii jest obiektywna;)

Niepozorny, gdzieś jest w wątku(nie wiem czy moim),że katolik się nie rozwodzi...
Ruta
Posty: 3297
Rejestracja: 19 lis 2019, 12:00
Jestem: w separacji
Płeć: Kobieta

Re: Mąż mnie nie kocha... Moje małżeństwo to gruzy...

Post autor: Ruta »

Firletka pisze: 22 sie 2022, 15:02 Ruta, piękne świadectwo...niestety ja tak nie potrafię, a przede wszystkim nie chce.
Nie wiem dlaczego nie wysłała mi się pierwsza wiadomość, ale napisze jeszcze raz...tym samym odpowiadając Rucie.

Ja naprawdę rozumiem na jakim forum jestem. Jestem katoliczka, choć wg Was rozwodem temu zaprzeczam. Trudno. Wierzę w Boga i nic mi tej wiary jeszcze nie zabrało. Mało tego, uważam, że może i kryzys ja we mnie wzmocnił. Nie,nie chodzę do kościoła co niedzielę, za to modlę się każdego dnia i chodze sobie "pogadac" I się wypłakać do lokalnego sanktuarium, wtedy kiedy jest tam pusto.

Uważam też,że nie ma co przyzwalać sobie na brak szacunku. Ruta, ja Ci bardzo, ale to bardzo współczuję, bo przeszłam chyba dokładnie to co Ty...

Ja nie twierdzę,że mój mąż jest zdrowy. Myślę,że nie...ale wiem też,że jego zachowanie wynikają z tego co widział i miał w domu rodzinnym. Tesc zdradzal teściowa, a ona z dumą o tym opowiadała, klaszcząc w dłonie, że kochanki męża się rozwiodły, a ona nie I taki oto przykład katolicki dala swoim synom. A no dala. Skopiowali wszystko.
Nie pisałam dokładnie jakimi wyzwiskami obrzucał mnie na codziennie, bo wszystkie były tu kasowane, ale...były takie,że jego adwokatka przy moich zezbaniach ocierala łzy. To co on robił i robi nadal dzieciom pod płaszczykiem miłości, to włos na głowie się jeży.
Mój mąż, do czego się przyznał na sprawie, miał 2letni regularny romans z mężatką, która aktualnie jest w ciąży (z nim, swoim mezem lub trzecim panem - takie to zakłady są w pracy). Ale przez te 2 lata patrzył mi w oczy I zaprzeczał. Wyzywal mnie, kochanke, po to żeby za chwilę do niej jechać. Podnosił rękę i dziwił się,że ja policję wzywam.

Na co miałam czekać? Aż mnie zabije? Co miałam pokazać dzieciom? To samo co teściowa swoim synom?

Ok, powiedzyny, że tak jak u Ruty wycofałby się z przemocy...ale na pewno nie z romansu. Jak mogłabym tak zyc? Jak mogłabym zyc z człowiekiem, którego kochałam, a który tak straszne dlugo i bardzo boleśnie mnie upokarzał? Po co?
Długo ratowałam małżeństwo. 2 lata dojrzewałam do rozwodu. Szukałam pomocy ... wszędzie, gdzie moglam. Stanowczo za długo to robilam...

Jestem człowiekiem, człowiekiem, który chce być traktowany normalnie a nie jak nikt...
Mój mąż zrobił wszystko żebym przestała go kochać.
A ja jestem pewna, że od pierwszego jego wyzwiska do złożenia pozwu...nie kochałam siebie.
Bóg chyba nie chce żebyśmy byli nieszanowani, upokarzani i upodleni...czyż to nie jest rola szatana? Dlaczego mam się na to godzić?
Firletko, przeczytałam uważnie twój post.

Jestem przekonana, że przed przemocą należy się chronić. I należy przed nią chronić dzieci. Zgoda na przemoc uzasadniania miłością i chęcią ochrony małżenstwa nie jest prawdziwą ochroną małżenstwa. Bóg nie tak małżenstwo stworzył i zaplanował. Przemoc jest odejściem od Bożego planu. I podtrzymywanie sytuacji w której sprzeciwiamy się Miłości nie jest dobre.

Nie jest też w moim odczuciu tak, że jakikolwiek czyn może sprawić, że przestajemy być katolikami. Możemy być natomiast katolikami idącymi za Ewangelią i nauczaniem Kościoła, albo za światem.

Generalnie nauczanie Kosciola jest proste. Katolik nie wnosi o rozwód, nie popiera rozwodów i na rozwód nie wyraża zgody.

W moim odczuciu ma to wymiar pragmatyczny. Trzeba stanąc w prawdzie, na przykład, że w moim małżenstwie jest przemoc, zdrada. I ze potrzebuję wykonać pracę, by nauczyć się siebie przed takimi sytuacjami chronić. I nie ma magicznych pigulek, ani panstwowych dekretów, które to za mnie rozwiażą.

Nie jest tez tak, ze niezgoda na rozwód oznacza ze trzeba żyć z mężem i znosic upokorzenie. Wręcz przeciwnie, pierwszy krok to odeparowanie siebie i dzieci od kwrzywdzacego małżonka. Znacznie trudniejszy niż rozwód. Bo sądy takich rozwiazań jak faktyczna i calkowita separacja nie orzekają. Orzekają natomiast kontakty, co w przypadku przemocy jest mechanizmem, który tą przemoc podtrzymuje.
Monti
Posty: 1260
Rejestracja: 21 mar 2018, 18:14
Jestem: po rozwodzie
Płeć: Mężczyzna

Re: Mąż mnie nie kocha... Moje małżeństwo to gruzy...

Post autor: Monti »

Firletko, kwestię badania ważności małżeństwa warto skonsultować z kanonistą.
Oczywiste jest, że masz prawo (a wręcz obowiązek) się bronić przed przemocą i krzywdą.
Irytują mnie bardzo takie hasła, że katolik się nie rozwodzi. Jest to podszyte oceną drugiej osoby, a nigdy nie byliśmy i nie będziemy w niczyich butach. Takie stwierdzenia mogą jedynie zniechęcić ludzi do wiary. O Twojej przynależności do Kościoła decyduje chrzest, a nie różne późniejsze perypetie życiowe. Nie daj się nikomu wypchnąć z Kościoła.
"Szukaj pokoju, idź za nim" (Ps 34, 15)
s zona
Posty: 3079
Rejestracja: 31 sty 2017, 16:36
Płeć: Kobieta

Re: Mąż mnie nie kocha... Moje małżeństwo to gruzy...

Post autor: s zona »

Niepozorny pisze: 21 sie 2022, 20:21

Jest to forum WTM Sychar i w związku z tym zakładam, że osoby, które się z tą wspólnotą utożsamniają, wierzą, że każde sakramentalne małżeństwo jest do uratowania. Ma to również swoje odzwierciedlenie w regulaminie forum:
Regulamin - II Treść postów pisze: 26 sty 2017, 19:34 7. Zabrania się na forum usprawiedliwiania i promowania, w jakiejkolwiek formie rozwodów cywilnych dotyczących sakramentalnych małżonków. Rozwody cywilne są zgorszeniem i godzą w sakramentalne małżeństwa, a przede wszystkim znieważają przymierze zbawcze, którego znakiem jest małżeństwo sakramentalne. W Polsce w skrajnych sytuacjach, jedynym dopuszczalnym przez Katechizm Kościoła Katolickiego rozwiązaniem jest separacja (obecna zarówna w prawie cywilnym jak i kanonicznym).
Jeśli w swoim małżeństwie doświadczałaś przemocy, to mogłaś złożyć pozew o separację. Różnice w skutkach prawnych między rozwodem a separacją przedstawione są w broszurze na stronie 7.
A ja miałabym to znosić? Po co? Zeby pokazać dzieciom...No właśnie co?
Ja chciałem seperacji a moja żona rozwodu. Moja sprawa sądowa się jeszcze nie skończyła i nie wiem jakie będzie rozstrzygnięcie, ale nie zgadzając się na rozwód dawałem świadectwo m.in. dla moich dzieci. Chciałem, żeby jak będą starsze wiedziały, że przysięga składana podczas ślubu ma znaczenie i że gdy w małżeństwie pojawią się problemy, to nie powinno się poddawać i rezygnować.
Jest mi to bardzo bliskie ...

Wiedzialam,ze maz zachowywal sie podle.. to delikatnie mowiac ...ze " latwiej byloby sie rozwiesc i podzielic sie , bo jest jak" ...to slowa mojej adw ...ze po co mi taki maz, kiedy ja zabezpieczam rodzine a on ma swoje zycie prywatne ...
I wtedy ..doszlam do takiego punktu,ze sie przelalo ..

Ratowala mnie separacja, nie bylam juz w stanie - psychicznie i fizycznie -doplacac dalej do glupoty mojego meza ..

Zgadzajac sie na rozwod dalabym zgode na wchodzenie w wieksze bagno .. juz niejako " legalnie "...I Opatrznosc tak nami Pokierowala... ze po roku separacja ustawowo wygasla ...

Nie chcialam dociekac sprawiedliwosci, postawilam na milosierdzie,moze kiedys Jezus tez spojrzy na mnie z Miloscia Milosierna a nie tylko przez pryzmat sprawiedliwosci ....

Dla mnie kluczowe byly slowa ks Glasa,kiedy cytowal ks Dolindo .."nie wazne przyspieszenie tylko kierunek, co przyjdzie po przyspieszeniu, jesli kierunek bledny" oraz " wszystko ,co robicie na ziemi robcie tak,zeby to moc kontynuowac w niebie " . Cytuje z pamieci sens .. minelo juz 5 lat od kryzysu i jest zadziwiajaco dobrze ....

Pamietam,gdy kiedys Renta 11 pisala,czy mozna powiedziec o mezu,ze jest Przyjacielem ..
Jest - czuje,ze jest to jest piekne ...Chwala Panu ...

A Ksiadz Dziewiecki wyjasnial ... " katolik sie broni ale nie msci "
Jaka dla mnie mogla byc ulga z rozwodu ?

Osobiscie duzo zawdzieczam sw Ricie ... wspominam ja z wdziecznoscia 22 kazdego miesiaca .. westchne w Twojej intencji o Boze Prowadzenie ...

Kiedys mowilo sie ze z Panem Bogiem to warto i stracic ....a to co wydaje sie byc dobre na te chwile moze okazac sie gorzka pigulka ...
Nowiutka

Re: Mąż mnie nie kocha... Moje małżeństwo to gruzy...

Post autor: Nowiutka »

Aby nie robić jakiegoś offtopu ja tu tylko to zostawię:

viewtopic.php?f=15&t=4680

Bo o niespójności postawy co do niezgody/zgody na rozwód już było i myślę że wyczerpuje rozważania, daje do myślenia

https://m.youtube.com/watch?v=ZdfcHTZAqyI
A to polecam w zakresie skąd zaczęłam udzielać się w zakresiewybaczenia spojrzenia jak na biednego błądzącego człowieka a nie w kontrze
Firletka
Posty: 243
Rejestracja: 05 kwie 2020, 9:40
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Mąż mnie nie kocha... Moje małżeństwo to gruzy...

Post autor: Firletka »

Mimo wszystko, w sensie argumentów, które tu dostalam,nie wyobrażam sobie traktować jeszcze męża jak człowieka błądzącego. To mój oprawca, który prehedytacja zniszczył wszystko i niszczy nadal.

Pozdrawiam
Ruta
Posty: 3297
Rejestracja: 19 lis 2019, 12:00
Jestem: w separacji
Płeć: Kobieta

Re: Mąż mnie nie kocha... Moje małżeństwo to gruzy...

Post autor: Ruta »

Firletka pisze: 24 sie 2022, 8:25 Mimo wszystko, w sensie argumentów, które tu dostalam,nie wyobrażam sobie traktować jeszcze męża jak człowieka błądzącego. To mój oprawca, który prehedytacja zniszczył wszystko i niszczy nadal.

Pozdrawiam
Nie chodzi o usprawiedliwianie postępowania twojego męża. Osoba stosująca przemoc odpowiada za swoje postępowanie. I zawsze ma wybór.

Ja taką zmianę optyki nazwałam zmianą pola. Dokąd mąż jest oprawcą na drugim biegunie jest ofiara. Pole oprawcy, sprawcy, przemocowca jest silne. Niszczy bo może. A ofiara sie boi, dziala chaotycznie, jest slaba. I niszczona.

Gdy mąż jest pogubionym czlowiekiem, zona jest osobą która w tym zamęcie nie musi uczestniczyc. Pole się wyrównuje. Ewentualnie sama moze byc pogubiona - i poszukac pomocy. Taka optyka odbiera sprawcy sprawczosc. Wiem, bo przerobilam to w swoim malzenstwie.

Jest też inna opcja, gdy pola się odwracają i ofiara wchodzi w rolę osoby stosujacej przemoc. Niby odzyskuje pole, ale sama rani. I tak mozna latami...
ODPOWIEDZ