Re: Mąż mnie nie kocha... Moje małżeństwo to gruzy...
: 04 sie 2020, 22:16
Dziewczyny i chłopaki , dziękuję Wam za wszystkie wiadomości. Każda radę i Wasze doświadczenie staram się przeanalizować i jakoś przekuć na zrozumienie tego co dzieje się w moim życiu. Odnośnie alkoholu to aktualnie mój mąż ukrywa, że pije,podjąl postanowienie, że w sierpniu zero alkoholu i... wydaje mu się, że skrzętnie ukrywa puste butelki, ale tylko mu się wydaje.... Ja udaję, że nie widzę tych butelek.... Nie wiem czy to dobrze czy źle... Chyba nie chcę kłótni...po wielu perturbacjach idę jutro do pani psycholog-mam nadzieje, ze w końcu tam dotrę...i może po rozmowie z nią coś mi się w głowie jeszcze rozjasni. Mój mąż wyrażał chęć na terapię, ale...na wyrażaniu chęci sie skończyło. Postanowiłam go do niczego nie namawiać.
Z kowalska... Nie wiem jak jest. Mąż jest teraz na urlopie... Nie wiem, chyba dotarło do mnie ze to są jego decyzje, a ja gdybym nawet na rzesach stawała... to i tak to będę jego decyzje... Ja mogę zadbać tylko o to, żeby nie dać się nie szanować i chronić dzieci przed jego manipulacjami... Bo niestety, w momencie, w którym zobaczył, że mogę życie toczy się dalej... próbuję wkurzyć mnie na wszystkie sposoby (np.wczoraj dowiedział się, że wczoraj bylam i w parku na spacerze i na kawie, i nic mu nie powiedzialam ani z kim ani gdzie wychodzę to dzieci usłyszały wyssane z palca opowieści, że mama była z chłopem... byłam z koleżanką...)
W ogóle kiedy wychodzę z domu to mniej więcej po godzinie mam telefon z pytsniem gdzie jestem i za chwilę, że nie muszę mówić, bo na pewno z facetem... (nie wiem.skad on ma takie urojenia). Śmieje się z tego, a raczej staram się śmiać, czasem ironicznie potwierdzam, czasem milczę, nie zaprzeczam i robię swoje...
Jestem Wam Wszystkim niezmiernie wdzięczna za wsparcie. Bardzooooo. Tyle osób mi pomogło o pomoga, choc wcale się nie znamy. Bardzoooo dziękuję. 2 osoby z forum wyciągały mnie za uszy z największych dołów... i muszę powiedzieć, że w głębi duszy to zależało i zależy mi bardzo na Waszym postrzeganiu mojej sytuacji. Ku mojemu zdziwieniu bardziej dociera do mnie Wasz przekaz niż moich przyjaciół, którzy mnie znają od lat.... Choć w wielu aspektach jest zbieżny....
Na dzień dzisiejszy trochę emocje opadły... W końcu, bo ile to może trwać? Oczywiście zdaje sobie sprawę z tego, że jeszcze będzie różnie, że w moim samopoczuciu i postrzeganiu będą wzloty i upadki... Ale gorzej nie powinno być.
Nie mam pojęcia co zrobię, jak zrobię... Czy sie rozwiodę czy nie... Trochę późno do tego doszłam, ale muszę nabrać dystansu....
Nie liczę na zmianę w mężu..
ale widzę, że powoli zmieniam swoje postrzeganie... wracam chyba z dalekiej podróży, wracam do szanowania siebie... wracam do punktu, gdzie to ja byłam ważna, a nie mój mąż najwazniejszy...Teaz dbam o siebie i o dzieci, a na pretensje męża wzruszam ramionami, wychodzę lub mówię Twój problem, rozwiąż go jeśli chcesz.... Wracam też, a może przede wszystkim do Boga, bo przez lata różnie to było...
Mam wrażenie, że mój mąż przeżywa szok, że... przestałam rozpaczać, że wychodzę gdzieś i on nie wie gdzie (zawsze wiedział)...
Żeby nie było...ten mój wewnętrzny spokój to jest od kilku dni, przeplatany ogromnym dołem, ale z każdym dniem coraz większy....
Jeszcze raz wszystkim dziękuję. Bardzo. Jesteście cudowni.... Każdego z chęcią osobiście bym wyściskała
Z kowalska... Nie wiem jak jest. Mąż jest teraz na urlopie... Nie wiem, chyba dotarło do mnie ze to są jego decyzje, a ja gdybym nawet na rzesach stawała... to i tak to będę jego decyzje... Ja mogę zadbać tylko o to, żeby nie dać się nie szanować i chronić dzieci przed jego manipulacjami... Bo niestety, w momencie, w którym zobaczył, że mogę życie toczy się dalej... próbuję wkurzyć mnie na wszystkie sposoby (np.wczoraj dowiedział się, że wczoraj bylam i w parku na spacerze i na kawie, i nic mu nie powiedzialam ani z kim ani gdzie wychodzę to dzieci usłyszały wyssane z palca opowieści, że mama była z chłopem... byłam z koleżanką...)
W ogóle kiedy wychodzę z domu to mniej więcej po godzinie mam telefon z pytsniem gdzie jestem i za chwilę, że nie muszę mówić, bo na pewno z facetem... (nie wiem.skad on ma takie urojenia). Śmieje się z tego, a raczej staram się śmiać, czasem ironicznie potwierdzam, czasem milczę, nie zaprzeczam i robię swoje...
Jestem Wam Wszystkim niezmiernie wdzięczna za wsparcie. Bardzooooo. Tyle osób mi pomogło o pomoga, choc wcale się nie znamy. Bardzoooo dziękuję. 2 osoby z forum wyciągały mnie za uszy z największych dołów... i muszę powiedzieć, że w głębi duszy to zależało i zależy mi bardzo na Waszym postrzeganiu mojej sytuacji. Ku mojemu zdziwieniu bardziej dociera do mnie Wasz przekaz niż moich przyjaciół, którzy mnie znają od lat.... Choć w wielu aspektach jest zbieżny....
Na dzień dzisiejszy trochę emocje opadły... W końcu, bo ile to może trwać? Oczywiście zdaje sobie sprawę z tego, że jeszcze będzie różnie, że w moim samopoczuciu i postrzeganiu będą wzloty i upadki... Ale gorzej nie powinno być.
Nie mam pojęcia co zrobię, jak zrobię... Czy sie rozwiodę czy nie... Trochę późno do tego doszłam, ale muszę nabrać dystansu....
Nie liczę na zmianę w mężu..
ale widzę, że powoli zmieniam swoje postrzeganie... wracam chyba z dalekiej podróży, wracam do szanowania siebie... wracam do punktu, gdzie to ja byłam ważna, a nie mój mąż najwazniejszy...Teaz dbam o siebie i o dzieci, a na pretensje męża wzruszam ramionami, wychodzę lub mówię Twój problem, rozwiąż go jeśli chcesz.... Wracam też, a może przede wszystkim do Boga, bo przez lata różnie to było...
Mam wrażenie, że mój mąż przeżywa szok, że... przestałam rozpaczać, że wychodzę gdzieś i on nie wie gdzie (zawsze wiedział)...
Żeby nie było...ten mój wewnętrzny spokój to jest od kilku dni, przeplatany ogromnym dołem, ale z każdym dniem coraz większy....
Jeszcze raz wszystkim dziękuję. Bardzo. Jesteście cudowni.... Każdego z chęcią osobiście bym wyściskała