Post
autor: elena » 04 cze 2020, 15:05
Piszę, bo ostatnio miałam nieprzyjemne przejścia z mężem i nie wiem jak się w tym odnaleźć. W czasie dwóch bądź trzech rozmów mąż zarzucił mi, że przez okres naszej rozłąki wogole nie zauważył, żebym starała się zawalczyć o naszą rodzinę, że nie zwracam uwagi ile jego kosztuje ta sytuacja, że on podjął decyzję o rozstaniu, ale to było tylko i wyłącznie z mojej winy i przeze mnie, poza tym powinnam przestać zachowywać się jak święta Teresa itp. Potem było nocne wydzwanianie, wyzwiska przez telefon, gdy kończyłam rozmowę zaczynało się bombardowanie smsami o treści strasznej- że mnie nienawidzi, że zniszczyłam naszą rodzinę, no i obrażanie członków mojej rodziny.
Czułam się źle z tym, bo przez ok. 10 miesięcy rozłąki zapewniałam męża o chęci odbudowy małżeństwa, rozpoczęciu terapii i niedążeniu do rozwodu. Im więcej się modlę to widzę więcej złości i agresji ze strony męża, chociaż nie mieszkamy ze sobą i w niczym mu nie przeszkadzam, nie utrudniam kontaktów z dzieckiem, wręcz przeciwnie zachęcam, aby spędzali razem więcej czasu, nie dzwonię do męża zbyt często, nie jestem nachalna, nie proszę o nic, nawet o wsparcie finansowe, dbam o siebie, jestem blisko Boga- nigdy przez całe swoje życie nie miałam takiej pięknej relacji z Bogiem. Tym bardziej nie rozumiem zachowania męża. A może nie powinnam brać sobie do serca tego, co on mówi...
„Kocha się nie za cokolwiek, ale pomimo wszystko, kocha się za nic”. Ks. Jan Twardowski