1,5 roku kryzysu

Refleksje, dzielenie się swoimi przeżyciami...

Moderator: Moderatorzy

Al la
Posty: 2671
Rejestracja: 07 lut 2017, 23:36
Jestem: w separacji
Płeć: Kobieta

Re: 1,5 roku kryzysu

Post autor: Al la »

Fannyprice, chwała Panu za Twoje dziecko.
Niech Pan Bóg błogosławi Twojej rodzinie😃🤗
Ty umiesz to, czego ja nie umiem. Ja mogę zrobić to, czego ty nie potrafisz - Razem możemy uczynić coś pięknego dla Boga.
Matka Teresa
fannyprice
Posty: 255
Rejestracja: 16 kwie 2019, 10:39
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: 1,5 roku kryzysu

Post autor: fannyprice »

tata999 pisze: 06 maja 2020, 22:19
fannyprice pisze: 06 maja 2020, 17:13 Chcę się dziś wyżalić... (...) Mąż (...)
Czy zdobyłabyś się na jakieś ciepłe słowa o ojcu Waszego dziecka? Mogłyby być o przeszłości.
Był kochanym chłopakiem, kochanym narzeczonym, dobrym, ciepłym, serdecznym i troskliwym. Tęsknię za nim takim.
"można nawet zabłądzić lecz po drugiej stronie
nasze drogi pocięte schodzą się z powrotem"
Ukasz

Re: 1,5 roku kryzysu

Post autor: Ukasz »

fannyprice pisze: 06 maja 2020, 17:13 A dzieciątko piękne, cudowne, zdrowe... poruszający widok.
Napisałaś mu to? Dostał jakoś wyniki tych badań? Tak po prostu, beż żadnego komentarza. co powinien, samą informację, samo światło.
fannyprice
Posty: 255
Rejestracja: 16 kwie 2019, 10:39
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: 1,5 roku kryzysu

Post autor: fannyprice »

Ukasz pisze: 07 maja 2020, 19:01
fannyprice pisze: 06 maja 2020, 17:13 A dzieciątko piękne, cudowne, zdrowe... poruszający widok.
Napisałaś mu to? Dostał jakoś wyniki tych badań? Tak po prostu, beż żadnego komentarza. co powinien, samą informację, samo światło.
Tak, w skrócie napisałam co i jak... bez żadnej reakcji.
"można nawet zabłądzić lecz po drugiej stronie
nasze drogi pocięte schodzą się z powrotem"
Ukasz

Re: 1,5 roku kryzysu

Post autor: Ukasz »

To rzuciłaś ziarno i już nie martw się tym, czy ono wzrośnie. To już tylko w rękach Twojego męża i Boga. Ty dbaj o Twoje ziarenko.
fannyprice
Posty: 255
Rejestracja: 16 kwie 2019, 10:39
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: 1,5 roku kryzysu

Post autor: fannyprice »

Udało mi się porozmawiać z mężem po tych badaniach. Czułam się tak ciężko z tym sama, modliłam się pół dnia i postanowiłam, że zaryzykuję i zadzwonię. Był spokojny i opanowany, niczego mi nie wyrzucał, rozmawialiśmy całkiem miło (aż trudno było mi uwierzyć). Podziękował, że zadzwoniłam, powiedział że chciał to zrobić, ale zeszło by mu trochę zanim by się do tego zabrał. Zaproponował spotkanie i zgodziłam się. Odwiedził mnie pierwszy raz od czasu wyprowadzki, nawet nie umiem wyrazić jak przerażała mnie ta rozmowa, a z drugiej strony jak się cieszyłam, że w końcu męża zobaczę. Rozmawialiśmy długo, zdałam sobie sprawę, że mąż jest pod bardzo dużym wpływem swoich rodziców. Przebywa u nich praktycznie na co dzień i co najgorsze zwierzył im się z wielu naszych problemów i wspólnie szukali rozwiązania - sam się do tego przyznał :( Z resztą, rzeczy o których mówił same na to wskazywały, bo więcej w nich było uwag, które już na przestrzeni małżeństwa słyszałam od teściów na temat swoich nawyków czy zachowania, niż uwag jakie miał do mnie mąż. Czuję się z tym ogólnie kiepsko... Zakomunikowałam mężowi, że nie jest to dla mnie miłe, że omawiał nasze problemy z rodzicami. Nie ciągnęliśmy dłużej tego tematu. Źle mi z tym, że skierował się akurat do rodziców, którzy mają do mnie niezbyt pozytywne nastawienie...

Stanęło na tym, że podejmiemy kolejną próbę terapii małżeńskiej. Początkowo mąż był przeciw, bo "to strata czasu i pieniędzy", ale wytłumaczyłam mu, że będę czuła się bezpieczniej jeśli pochylimy się nad naszą sytuacją w obecności kogoś niezwiązanego z nami i że zależy mi na tym. Widziałam jak walczył z tym, by odegrać twardego faceta, który nie przystaje na żadne warunki (podejrzewam tu wpływ rodziców), a tym, żeby mi powiedzieć o swoich uczuciach. Nie naciskałam. Ale w końcu sam powiedział - zależy mi, spróbujmy raz jeszcze. Przyznał, że korzystał z rozmów z psychologiem. I tutaj, chciałabym podzielić się, że odkąd mąż się wyprowadził codziennie proszę jego Anioła Stróża (czytałam o tym tu na forum by tak się modlić) o to, by kierował go w dobre miejsca, do dobrych ludzi, podsuwał mu dobre książki, wydarzenia, które zainspirują go do stanięcia w prawdzie i pracy nad sobą. Mąż opowiedział, że któregoś dnia "przypadkiem" spotkał kolegę z dawnych lat, którego nie widział już długi czas. Okazało się, że pracuje jako terapeuta, chwilę porozmawiali i polecił mu znajomego psychologa, do którego mąż się udał :shock: :shock: :shock:

Proszę Was o modlitwę za mnie, bym nie okazała się naiwna w tym, co teraz się dzieje. Do słów męża i jego zachowania podchodzę z dużą ostrożnością i nie przestaję się nadal gorąco modlić. Jest we mnie obawa, że może jest to jakieś ugłaskiwanie mnie i gdy na to pozwolę, to wrócimy na stare tory. Czytając posty tutaj na forum nastawiałam się na długi czas "czekania nie czekając" na jakikolwiek rozwój wydarzeń między nami. Minęło ledwie kilka tygodni. Nie jestem pewna, czy zdążyłam się nawet trochę od męża odwiesić, dlatego boję się, że zrobię coś głupio i pochopnie. Na pewno o siebie zadbałam i modlitwa niesamowicie mnie wyciszyła, mąż po spotkaniu powiedział mi, że już dawno tak dobrze mu się ze mną nie rozmawiało.
"można nawet zabłądzić lecz po drugiej stronie
nasze drogi pocięte schodzą się z powrotem"
Ukasz

Re: 1,5 roku kryzysu

Post autor: Ukasz »

Aż się ciepło robi w środku, jak się czyta takie rzeczy.
Miałem taki czas i choć potem się nie udało, nie żałuję żadnej chwili, żadnej nadziei. Ty nie wiesz, co będzie, nie zamartwiaj się tym, ciesz się tą chwilą.
Właśnie zaczęliśmy się modlić w Waszej intencji:
viewtopic.php?f=6&t=51&start=1245
Zachęcam wszystkich, żeby się do tej modlitwy włączyli. Niekoniecznie zgłaszając od razu swoje intencje, częściej mamy kolejkę niż wolne miejsca, ale przede wszystkim zanosząc do Boga te prośby. Jak widać - warto!
A Fannyprice i jej mąż na pewno bardzo teraz tej modlitwy potrzebują.
krople rosy

Re: 1,5 roku kryzysu

Post autor: krople rosy »

Fannyprice co za niesamowity zwrot akcji.....
MaryM
Posty: 240
Rejestracja: 18 gru 2019, 17:21
Jestem: w trakcie rozwodu
Płeć: Kobieta

Re: 1,5 roku kryzysu

Post autor: MaryM »

To dobry krok! Tak miło przeczytać o tym, ze pojawia się malutka iskiereczka... nie ustawaj w modlitwie😍
Mr.x
Posty: 56
Rejestracja: 06 sie 2019, 13:15
Płeć: Mężczyzna

Re: 1,5 roku kryzysu

Post autor: Mr.x »

fannyprice pisze: 11 maja 2020, 22:29 Udało mi się porozmawiać z mężem po tych badaniach. Czułam się tak ciężko z tym sama, modliłam się pół dnia i postanowiłam, że zaryzykuję i zadzwonię. Był spokojny i opanowany, niczego mi nie wyrzucał, rozmawialiśmy całkiem miło (aż trudno było mi uwierzyć). Podziękował, że zadzwoniłam, powiedział że chciał to zrobić, ale zeszło by mu trochę zanim by się do tego zabrał. Zaproponował spotkanie i zgodziłam się. Odwiedził mnie pierwszy raz od czasu wyprowadzki, nawet nie umiem wyrazić jak przerażała mnie ta rozmowa, a z drugiej strony jak się cieszyłam, że w końcu męża zobaczę. Rozmawialiśmy długo, zdałam sobie sprawę, że mąż jest pod bardzo dużym wpływem swoich rodziców. Przebywa u nich praktycznie na co dzień i co najgorsze zwierzył im się z wielu naszych problemów i wspólnie szukali rozwiązania - sam się do tego przyznał :( Z resztą, rzeczy o których mówił same na to wskazywały, bo więcej w nich było uwag, które już na przestrzeni małżeństwa słyszałam od teściów na temat swoich nawyków czy zachowania, niż uwag jakie miał do mnie mąż. Czuję się z tym ogólnie kiepsko... Zakomunikowałam mężowi, że nie jest to dla mnie miłe, że omawiał nasze problemy z rodzicami. Nie ciągnęliśmy dłużej tego tematu. Źle mi z tym, że skierował się akurat do rodziców, którzy mają do mnie niezbyt pozytywne nastawienie...

Stanęło na tym, że podejmiemy kolejną próbę terapii małżeńskiej. Początkowo mąż był przeciw, bo "to strata czasu i pieniędzy", ale wytłumaczyłam mu, że będę czuła się bezpieczniej jeśli pochylimy się nad naszą sytuacją w obecności kogoś niezwiązanego z nami i że zależy mi na tym. Widziałam jak walczył z tym, by odegrać twardego faceta, który nie przystaje na żadne warunki (podejrzewam tu wpływ rodziców), a tym, żeby mi powiedzieć o swoich uczuciach. Nie naciskałam. Ale w końcu sam powiedział - zależy mi, spróbujmy raz jeszcze. Przyznał, że korzystał z rozmów z psychologiem. I tutaj, chciałabym podzielić się, że odkąd mąż się wyprowadził codziennie proszę jego Anioła Stróża (czytałam o tym tu na forum by tak się modlić) o to, by kierował go w dobre miejsca, do dobrych ludzi, podsuwał mu dobre książki, wydarzenia, które zainspirują go do stanięcia w prawdzie i pracy nad sobą. Mąż opowiedział, że któregoś dnia "przypadkiem" spotkał kolegę z dawnych lat, którego nie widział już długi czas. Okazało się, że pracuje jako terapeuta, chwilę porozmawiali i polecił mu znajomego psychologa, do którego mąż się udał :shock: :shock: :shock:

Proszę Was o modlitwę za mnie, bym nie okazała się naiwna w tym, co teraz się dzieje. Do słów męża i jego zachowania podchodzę z dużą ostrożnością i nie przestaję się nadal gorąco modlić. Jest we mnie obawa, że może jest to jakieś ugłaskiwanie mnie i gdy na to pozwolę, to wrócimy na stare tory. Czytając posty tutaj na forum nastawiałam się na długi czas "czekania nie czekając" na jakikolwiek rozwój wydarzeń między nami. Minęło ledwie kilka tygodni. Nie jestem pewna, czy zdążyłam się nawet trochę od męża odwiesić, dlatego boję się, że zrobię coś głupio i pochopnie. Na pewno o siebie zadbałam i modlitwa niesamowicie mnie wyciszyła, mąż po spotkaniu powiedział mi, że już dawno tak dobrze mu się ze mną nie rozmawiało.
Fajnie, że Twój mąż coś robi. Ja natomiast uważam, że skierowanie problemu do rodziców nie jest wcale do końca złe, ponieważ czasem też trzeba gdzieś te emocje wyrzucić, a nie trzymać w sobie. Ja przez wiele lat dusiłem pewne rzeczy w sobie nikomu ani słowa i odbiło się to potem na mnie, a co gorsza na mojej żonie. Rozmowa z rodzicami moim zdaniem to nic złego. Gorsze na pewno jest podejmowanie decyzji razem z rodzicami, ale spytanie o zdanie, powiedzenie o swoich problemach to po prostu wyrzucanie emocji. Rodzice pewnie dlatego, że mieszka z nimi i są najbliżej. Gorzej jeśli rzeczywiście nie mają pozytywnego zdanie na Twój temat, a ich rolą powinno być "nakłanianie" do zgody i pojednania :)
fannyprice
Posty: 255
Rejestracja: 16 kwie 2019, 10:39
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: 1,5 roku kryzysu

Post autor: fannyprice »

Mr.x pisze: 12 maja 2020, 10:43
Fajnie, że Twój mąż coś robi. Ja natomiast uważam, że skierowanie problemu do rodziców nie jest wcale do końca złe, ponieważ czasem też trzeba gdzieś te emocje wyrzucić, a nie trzymać w sobie. Ja przez wiele lat dusiłem pewne rzeczy w sobie nikomu ani słowa i odbiło się to potem na mnie, a co gorsza na mojej żonie. Rozmowa z rodzicami moim zdaniem to nic złego. Gorsze na pewno jest podejmowanie decyzji razem z rodzicami, ale spytanie o zdanie, powiedzenie o swoich problemach to po prostu wyrzucanie emocji. Rodzice pewnie dlatego, że mieszka z nimi i są najbliżej. Gorzej jeśli rzeczywiście nie mają pozytywnego zdanie na Twój temat, a ich rolą powinno być "nakłanianie" do zgody i pojednania :)
Mąż nie mieszka z rodzicami. W moim odczuciu opowiadanie o naszych problemach małżeńskich i ich analiza z rodzicami nie służy małżeństwu. Jestem o tym przekonana, zwłaszcza po tym jak mąż przedstawił mi wnioski do których razem doszli, czyli recepta na szczęśliwe małżeństwo = żyć tak jak oni, blisko nich, często ich odwiedzać i jak będziemy mieć problem to mamy się do nich zwrócić a nie chodzić po jakichś terapiach i "robić wstyd przed ludźmi". Ogólnie jeśli nie żyję tak jak oni, to i tak nic z tego nie będzie. Na początku małżeństwa raz odważyłam się otworzyć przed teściami i poprosić o radę, skończyło się to wspominaniem mi przy wielu różnych sytuacjach, że sobie nie radzę w małżeństwie, oprócz tego o tej sytuacji dowiedziała się też dalsza rodzina, ciocia, wujek, kuzynka... czułam się z tym fatalnie, choć przekonywali, że "wszystko zostaje w rodzinie"... Później gdy dopytywali o różne wydarzenia nie ciągnęłam tematu mówiąc tylko "posprzeczaliśmy się, ale poradzimy sobie". Mieli o to żal, że nie chcę opowiadać im o naszych problemach, wielokrotnie mówili, że zamknęłam się przed rodziną, że nie jestem otwarta. No nie jestem w taki sposób w jaki oni by sobie życzyli... Problemem był np. fakt, że w naszym mieszkaniu zamykałam drzwi na zamek i jak niespodziewanie przychodzili to musieli zadzwonić dzwonkiem a nie tylko pociągnąć za klamkę i wejść. U nich w domu to nie do pomyślenia. To też był objaw mojego "zamykania się na rodzinę".
Dlatego boli mnie fakt, że teraz mąż tak szczegółowo im wszystko opowiedział, nie tylko o obecnej sytuacji, ale też o przeszłych naszych problemach, o których nie wiedzieli. Czuję się w jakiś sposób zdradzona.
"można nawet zabłądzić lecz po drugiej stronie
nasze drogi pocięte schodzą się z powrotem"
elena
Posty: 427
Rejestracja: 14 kwie 2020, 19:09
Jestem: po rozwodzie
Płeć: Kobieta

Re: 1,5 roku kryzysu

Post autor: elena »

Rozumiem Cię doskonale, ja mieszkałam z teściami i mój mąż dzielił się z nimi (głównie z teściową) wszystkimi naszymi sprawami, w tym intymnymi, choć prosiłam go, żeby tego nie robił. Kiedyś mi powiedział, że po rozmowie z rodzicami, ustalili wspólnie, że powinniśmy się rozwieźć :shock:
Wiem, co czujesz, ale powinnaś się cieszyć, że mąż chce naprawiać wasze relacje. Bądź dobrej myśli!
„Kocha się nie za cokolwiek, ale pomimo wszystko, kocha się za nic”. Ks. Jan Twardowski
Mr.x
Posty: 56
Rejestracja: 06 sie 2019, 13:15
Płeć: Mężczyzna

Re: 1,5 roku kryzysu

Post autor: Mr.x »

Dokładnie tak, najważniejsze że chce poprawić Waszą relację. Mi chodziło bardziej o zwykłą rozmowę, niż radzenie się we wszystkim i opowiadanie wszystkiego nawet najbardziej intymnych szczegółów. Ja też byłem bardzo związany ze swoimi rodzicami i wiem, że nie jest to najlepsze do końca, a brało się u mnie to, że czułem się odpowiedzialny za wszystkich i nie chciałem by komuś było źle ;).. Nie było to po czasie najmądrzejsze, ale tak wtedy patrzyłem i uważałem żeby nikogo nie skrzywdzić ani rodziców, ani żony. Piszę to jako facet, więc nie wiem może Twój mąż nie jest maminsynkiem, tylko czuje taką odpowiedzialność. Powodzenia ;)
fannyprice
Posty: 255
Rejestracja: 16 kwie 2019, 10:39
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: 1,5 roku kryzysu

Post autor: fannyprice »

Tak jak się obawiałam, wróciliśmy na stare tory. Chyba zrobiłam głupią rzecz, ale trudno mi to samej ocenić. Dzwoniłam do męża w nocy bo jechałam na sor czując się tragicznie, myślałam, że z dzieciątkiem dzieje się coś bardzo złego :( Niestety, nie odebrał, nie oddzwonił, nie odpisał mimo że wiadomości odczytał i był online... Rano też nic, zero zainteresowania po co dzwoniłam. W końcu zadzwoniłam i stwierdził, że spał, a ja mam kaprys wydzwaniać do niego w nocy (o 22) i on nie będzie cały czas na moje zawołanie. Nawet nie chciałam żeby przyjeżdżał czy mnie zawoził, tylko żeby wiedział że coś się dzieje i może powiedział coś w stylu "wszystko będzie dobrze". Tak się bałam :( Na szczęście wszystko jest już w porządku, przyczyną moich dolegliwości jest prawdopodobnie długotrwały stres. Jak powiedziałam lekarzowi czym się stresuje, to nawet nie powtórzę słów, które wypowiedział o moim mężu na temat tego że zostawił mnie w ciąży. Jest mi za niego tak wstyd, a wiem, że to nie ja powinnam się wstydzić. Znacie to uczucie? Jest tak paskudne...
W krótkiej rozmowie znów padło z jego strony wiele wyrzutów, przykrych słów i obwiniania mnie, że mam to wszystko na swoje życzenie bo w ciąży stałam się nie do zniesienia i nikt by tego nie wytrzymał. Że on ma swoje życie, a ja wymyślam. I żebym zapomniała, że mogę na niego liczyć, bo jak widać nie mogę. Był opryskliwy, złośliwy, nakrzyczał i rzucił słuchawką... Za kilka dni mamy spotkanie z terapeutą, a ja zastanawiam się czy w ogóle przyjdzie i czy ma to wszystko sens. Spotkanie z mężem pokazało mi, że na kilka godzin można się chyba spiąć i być spokojnym, a nawet miłym i okazać jakieś uczucia, ale jak widać jest to bardzo płytkie i obawiam się, czy spotkania z terapeutą nie będą takim czasem udawania spokojnego męża, który dąży do zgody.
Proszę, módlcie się za mnie i moje dzieciątko, ja też trwam w modlitwie, robię co mogę by mieć pogodną teraźniejszość i być spokojną, dbam o siebie, a jednak ten stres i niepewność zżera mnie gdzieś w środku. Boję się, że już teraz najbardziej cierpi niczemu winne dziecko :(
"można nawet zabłądzić lecz po drugiej stronie
nasze drogi pocięte schodzą się z powrotem"
Triste
Posty: 445
Rejestracja: 11 kwie 2019, 9:14
Jestem: po rozwodzie
Płeć: Kobieta

Re: 1,5 roku kryzysu

Post autor: Triste »

Fannyprice ....
No ja nie wiem kim trzeba być żeby nie zainteresować się własnym dzieckiem, żoną w ciąży która być może jest w niebezpieczeństwie.
Skoro był on line i odczytał wiadomości i nie zareagował nawet - to chyba chyba poszedł spać...
Brak słów. Tak się nie zachowuje dojrzały, dorosły człowiek, przyszły ojciec.
On nie dorósł do tego. Uważam że cała sytuacja go przerosła, ma nieuporządkowane myśli i emocje.
Chyba lepiej dla Ciebie i dziecka będzie jeżeli póki co zostaniesz sama.
Twój mąż powinien się ogarnąć i stawić czoła najważniejszej roli w życiu.
Mam nadzieję że to kiedyś zrobi.
Bardzo mi przykro że akurat teraz, w tak niepowtarzalnych momentach nie masz w nim wsparcia :(
Sciskam :*
ODPOWIEDZ