Mąż odszedł - nie wiem jak go traktować, co robić

Refleksje, dzielenie się swoimi przeżyciami...

Moderator: Moderatorzy

Ruta
Posty: 3297
Rejestracja: 19 lis 2019, 12:00
Jestem: w separacji
Płeć: Kobieta

Re: Mąż odszedł - nie wiem jak go traktować, co robić

Post autor: Ruta »

Wiem, że czasem takie trudne porównania same przychodzą. Dla równowagi staram się doszukiwać w synu dobrych cech mojego męża, a te trudne traktować trochę z humorem, czułością. Mały ma ich wszystkich po tacie dużo. Jest po tacie uzdolniony manualnie i technicznie. Ma tak jak mój mąż dobrą pamięć do twarzy i taki rodzaj równowagi wewnętrznej, płynącej z przyjaznego nastawienia do świata. Jest też po tacie wrażliwy na różne ładne rzeczy. Jest też otwarty na ludzi, przyjazny, nie ma w nim złych intencji wobec nikogo. Obaj tak spontanicznie po prostu lubią ludzi i potrafią ich brać takich jakimi są. Obaj są w stanie polubić nawet zrzędliwą sąsiadkę i z każdym jakoś się dogadać. Obaj też silnie reagują, gdy mają poczucie zranionej godności własnej, niesprawiedliwości. Potrafią być wtedy uparci jak osiołki. Tak jak mąż, syn gdy jest głodny, jest skłonny do wkurzania się. Głodny to zły - pasuje do nich obu. Gdy mały staje się takim złym głodnym kogucikiem, rozczula mnie to. U męża też mnie to rozczulało. Podobnie czuję czułość, gdy widzę u syna charakterystyczne dla męża gesty, mimikę.

Zdarzały się czasem trudne sytuacje, gdy mały, ewidentnie naśladując tatę próbował być wobec mnie lekceważący. Ale wtedy to ucinałam, bez odnoszenia się do taty, choć widziałam, gdzie jest źródło takich zachowań. Parę razy musiałam gryźć się w język, by nie powiedzieć: to że tata tak robi, to nie znaczy, że... lub czegoś podobnego. Pomogło też, gdy stopniowo nauczyłam się stawiać granice takim zachowaniom męza wobec mnie. Gdy syn ich nie widzi - nie ma co naśladować.

Ja mam w pamięci to, jak bardzo raniła mnie mama, krytykując moje podobieństwo do ojca. Zapewne, gdy syn stanie się nastolatkiem i będzie trudniejszy, pojawią mi się mniej miłe porównania w większych ilościach. Bardzo chciałabym jednak nigdy nie wypowiedzieć do syna słów "jesteś jak tata", czy "przypominasz tatę" w negatywnym kontekście.
Bławatek
Posty: 1673
Rejestracja: 09 maja 2020, 13:08
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Mąż odszedł - nie wiem jak go traktować, co robić

Post autor: Bławatek »

Ciężko nie porównywać do ojca i nie mówić o tym głośno, gdy zostaje się ciągle atakowanym negatywnym zachowaniem syna. Tym bardziej, że syn jest uparty i mnie wiele kosztuje tłumaczenie mu, że to czego chce, co wymyślil nie jest dobre. Ostatnio odpuszczam i nie reaguję, pozwalam mu popełniać błędy. Tylko on nie potrafi przegrywać więc bywa u nas ciągle stresowo lub nerwowo. I ciągle zastanawiam się jak "wyplewić" z syna te niezbyt fajne cechy. Np. syn wszystkie papierki, chusteczki rozrzuca po całym pokoju czym doprowadza mnie do szału. Często to sprzątałam, ale przestaję - niech koledzy zobaczą, niech się nauczy sam sprzątać.
Pavel
Posty: 5131
Rejestracja: 03 sty 2017, 21:13
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Mężczyzna

Re: Mąż odszedł - nie wiem jak go traktować, co robić

Post autor: Pavel »

Właśnie opisałaś rozsądne moim zdaniem postawienie granic - sobie i synowi.
Jak się „samo” sprzątało, to nie było motywacji by coś z tym zrobić. Teraz może się pojawi.
U mnie największą bałaganiarą jest 9 letnia córka. I poza powyższymi metodami stosujemy od niedawna również taką, że bez posprzątania nie ma tv i innych przyjemności bez których i tak przeżyje ;) (ale na których jej zależy). Bo inaczej może i by wolała utonąć w bałaganie).
Konsekwencja to klucz, choć wiem jak niełatwo o nią ;)
"Bóg nie działa poza wolą człowieka i poza jego wysiłkiem.(...) Założenie, że jeśli się pomodlimy, to będzie dobrze, jest już wiarą w magię." ks. dr. Grzegorz Strzelczyk
Bławatek
Posty: 1673
Rejestracja: 09 maja 2020, 13:08
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Mąż odszedł - nie wiem jak go traktować, co robić

Post autor: Bławatek »

"walka" z synem w sprawie dbania o porządek trwa😉. Codziennie zwracam mu uwagę aby nie rozrzucał wszystkiego wokół, bo kosz na śmieci stoi pusty. Owszem ja też nie raz zostawiam mycie naczyń na później i zmywam stertę hurtem a nie każdą szklankę pojedynczo, no ale codziennie jest posprzątane, natomiast u syna papierki leżą tydzień i naprawdę kują w oczy. Może za jakiś czas syn ogarnie, że warto codziennie i na bieżąco posprzątać, bo potem więcej czasu trzeba poświęcić.

I coraz bardziej zauważam, jak syn jest podobny do swojego taty - pytanie tylko czy ma to już w genach zapisane czy nauczył się przez obserwację. Np. wymaganie ode mnie rzeczy, które sam może i umie zrobić, załatwić - typu spakuj mi plecak. Albo - nie chce mu się ze mną gdzieś iść, za to ja powinnam wszędzie z nim pójść gdzie mu się tylko chce. I tu ciągle są zgrzyty. Ja czasami muszę zrezygnować z pójścia gdzieś, bo przecież nie zostawię go samego. I dlatego tak mi brakuje tego czasu dla mnie - żeby mąż ustalił ze mną z wyprzedzeniem dni w których będzie mógł przyjść do syna i ja wtedy mogłabym sobie zaplanować dentystę, zakupy czy poprostu pójść w tygodniu na mszę. Niestety nieosiągalne. Mimo, że wielokrotnie mówiłam mężowi dlaczego mi zależy na grafiku jego odwiedzin, ale nic nie chce z wyprzedzeniem ustalić. Tak też było przecież w małżeństwie - i zawsze miałam o to wielkie pretensje. I dlatego w oczach męża jestem "zła" bo ciągle wymagałam i się czepiałam. Ostatnio z racji Bożego Ciała i trwającej oktawy miałam szczęście być częściej na mszach, bo jakoś udało mi się mojego syna w stroju komunijnym do pójścia zachęcić (niestety syn od urodzenia jest bardzo uparty i codzienne uczestnictwo w Eucharystii nie mieści mu się w głowie, nawet teraz po I Komunii) i znów były czytania związane z rodziną, troską o siebie nawzajem i też w takim duchu były kazania. A ja potem wychodzę z kościoła zdołowana bo przecież ja to wiem, te słowa powinien usłyszeć mój mąż... I tak patrząc na to wszystko - ten brak szacunku i troski ze strony męża nie tylko teraz ale też i wcześniej przez 9 lat, dochodzę do wniosku, że nie będę się zgadzać na takie traktowanie teraz i w przyszłości i albo mój mąż w końcu nauczy się na czym polega związek, małżeństwo albo niestety będę go unikać i działać tak jak on działa ( by chronić siebie i syna - bo rozum mówi uciekaj, nie rozmawiaj , czekaj, daj czas, a serce jednak tęskni i chce pełnej rodziny). W zeszłym tygodniu mąż pomógł synowi posprzątać w pokoju, poszedł z nami na procesję Bożego Ciała i na mszy został. Ale na tym się skończyły chwile dobroci dla nas - przez cały weekend nie dał znaku życia, a mieszka teraz niedaleko nas. I to boli najbardziej - jest miły, uczynny, robi z nami wiele rzeczy tak jakby był na codzien z nami, a potem znika. Nasz syn jest dodatkowo zamkniętą osobą więc ja sobie nie wyobrażam co on czuje mając takie huśtawki ze strony ojca. Bo mnie to rozbija na milion części. Muszę w końcu poważnie porozmawiać z mężem, bo takie życie to nie życie, tylko, że nie mam kiedy i jak - przy synu nie będę rozmawiać, ani z marszu gdy mąż znienacka wpada. Marzę o spokoju i poukładanym życiu.
Pavel
Posty: 5131
Rejestracja: 03 sty 2017, 21:13
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Mężczyzna

Re: Mąż odszedł - nie wiem jak go traktować, co robić

Post autor: Pavel »

Mamy to na co się godzimy.
Piszę to w kontekście zachowań twego syna, które opisałaś w pierwszej części postu.
Oznacza to właściwie tyle - twój syn jest podobny do ojca, bo jest młodym mężczyzną.
Obserwacja ojca i powielanie niekoniecznie dobrych wzorców - zapewne tak.

Tyle, że jest tu i twój udział - najwyraźniej od początku w tym współuczestniczyłaś, godziłaś się na to. Forma, zakres - to już kwestia Twego rozpoznania, bo skąd mogę to wiedzieć.
Zwalanie tego w całości na męża a odsuwanie od siebie jest wg mnie z pewnością nieuczciwe i nieprawdziwe, chociaż zapewne przyjemniej w takiej bańce iluzji tkwić.

Aha, codzienne chodzenie do kościoła, wbrew własnej woli zwłaszcza, wyrządziłoby moim zdaniem więcej szkody niż pożytku. To również konsekwencja pewnych działań z przeszłości.
Wydaje się mi (mogę się mylić), że mało któremu dzieciakowi w podobnym wieku mieściłoby się to w głowie.
Chyba, że msze byłyby mega ciekawe, interesujące z punktu widzenia dziecka.
Doświadczenie (Nie takie znowu olbrzymie jednak) podpowiada mi, że to raczej wyjątek niż reguła.
Warto wg mnie by wizyta w kościele kojarzyła się dziecku z czymś dobrym, pozytywnym.
Budowanie tego jest procesem, natomiast nie warto przymuszać i budować negatywnego obrazu, bo to może mieć niefajne konsekwencje w przyszłości.
"Bóg nie działa poza wolą człowieka i poza jego wysiłkiem.(...) Założenie, że jeśli się pomodlimy, to będzie dobrze, jest już wiarą w magię." ks. dr. Grzegorz Strzelczyk
Bławatek
Posty: 1673
Rejestracja: 09 maja 2020, 13:08
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Mąż odszedł - nie wiem jak go traktować, co robić

Post autor: Bławatek »

Pavel pisze: 08 cze 2021, 13:34 Mamy to na co się godzimy.
Piszę to w kontekście zachowań twego syna, które opisałaś w pierwszej części postu.
Oznacza to właściwie tyle - twój syn jest podobny do ojca, bo jest młodym mężczyzną.
Obserwacja ojca i powielanie niekoniecznie dobrych wzorców - zapewne tak.

Tyle, że jest tu i twój udział - najwyraźniej od początku w tym współuczestniczyłaś, godziłaś się na to. Forma, zakres - to już kwestia Twego rozpoznania, bo skąd mogę to wiedzieć.
Zwalanie tego w całości na męża a odsuwanie od siebie jest wg mnie z pewnością nieuczciwe i nieprawdziwe, chociaż zapewne przyjemniej w takiej bańce iluzji tkwić.

Aha, codzienne chodzenie do kościoła, wbrew własnej woli zwłaszcza, wyrządziłoby moim zdaniem więcej szkody niż pożytku. To również konsekwencja pewnych działań z przeszłości.
Wydaje się mi (mogę się mylić), że mało któremu dzieciakowi w podobnym wieku mieściłoby się to w głowie.
Chyba, że msze byłyby mega ciekawe, interesujące z punktu widzenia dziecka.
Doświadczenie (Nie takie znowu olbrzymie jednak) podpowiada mi, że to raczej wyjątek niż reguła.
Warto wg mnie by wizyta w kościele kojarzyła się dziecku z czymś dobrym, pozytywnym.
Budowanie tego jest procesem, natomiast nie warto przymuszać i budować negatywnego obrazu, bo to może mieć niefajne konsekwencje w przyszłości.
Pavel, wiem, że wiele błędów popełniałam w stosunku do męża i dlatego teraz nasz syn ma "przechlapane", bo wymagam respektowania porządku domowego i szacunku, a przy małym buntowniku to raczej trudno jest na codzien. Tak samo mam ogląd na to jak moi bracia zostali wychowani i ja ucząc się na błędach swoich i cudzych wymagam od syna i staram się uczyć właściwych zachowań. Syn już wie, że nie będę pobłażliwa i jak będzie w przyszłości pyskował to w wieku 18 lat spakuję go i pozwolę żyć tak jak chce, ale na własny rachunek (na wzór przypowieści o Synu Marnotrawnym). Bo nie wyobrażam sobie niańczenia i wyręczania dorosłego chłopaka, z którego potem powstaje nieodpowiedzialny i nieżyciowy facet. U nas to jest namieszane, bo ojciec męża jest zarówno wymagający i surowy jak i uległy i wyreczajacy swoją żonę - sprząta, piecze, robi wszystkie zakupy, dlatego ja nie potrafiłam zrozumieć dlaczego mój mąż nie chce mi w takich działaniach pomagać - i tu nawet nie chodziło o to, że ja nie chciałam nic robić, tylko abyśmy razem gospodarzyli - i tego chcę najbardziej nauczyć syna - bycia pomocnym i zaangażowanym w prace domowe ( na razie syn garnie się z chęcią do prac w ogrodzie i do pieczenia).

Wiem, że nie zmuszę dziecka do chodzenia do kościoła, ale przecież dzieci muszą się pewnych zachowań nauczyć. Zresztą widzę różnicę między moim synem, który już w wózku co niedzielę w kościele z nami był, a dziećmi znajomych, które dopiero w wieku 5-7 lat są do kościoła wprowadzane - mój już potrafi grzecznie wysiedzieć i świadomie (mniej lub bardziej) uczestniczyć, a tamci się uczą i nieraz buntują, a jednak łatwiej okiełznać malucha niż 7 latka. Nastolatka na pewno siłą na mszę prowadzić nie będę, ale kilkulatek niech się uczy. Wybieramy krótkie msze lub te dla dzieci, ale ogólnie księża nie zawsze potrafią lub mogą działać tak by dzieci z chęcią do kościoła chodziły (w naszej parafii dużo starszych osób nie rozumie zaangażowania księży w nowoczesną ewangelizację i już nieraz na ich fajne inicjatywy skargi do Biskupa szły, a szkoda bo później księża się zniechęcają, a robią dużo dobrej roboty - i kościół był pełen dzieci).
Nowiutka

Re: Mąż odszedł - nie wiem jak go traktować, co robić

Post autor: Nowiutka »

Bławatek pisze: 08 cze 2021, 16:57 Wiem, że nie zmuszę dziecka do chodzenia do kościoła, ale przecież dzieci muszą się pewnych zachowań nauczyć. Zresztą widzę różnicę między moim synem, który już w wózku co niedzielę w kościele z nami był, a dziećmi znajomych, które dopiero w wieku 5-7 lat są do kościoła wprowadzane - mój już potrafi grzecznie wysiedzieć i świadomie (mniej lub bardziej) uczestniczyć, a tamci się uczą i nieraz buntują, a jednak łatwiej okiełznać malucha niż 7 latka. Nastolatka na pewno siłą na mszę prowadzić nie będę, ale kilkulatek niech się uczy. Wybieramy krótkie msze lub te dla dzieci, ale ogólnie księża nie zawsze potrafią lub mogą działać tak by dzieci z chęcią do kościoła chodziły (w naszej parafii dużo starszych osób nie rozumie zaangażowania księży w nowoczesną ewangelizację i już nieraz na ich fajne inicjatywy skargi do Biskupa szły, a szkoda bo później księża się zniechęcają, a robią dużo dobrej roboty - i kościół był pełen dzieci).
Też o tym myślę tym bardziej że mąż nie chodzi do kościoła a syn bardzo chce go naśladować...
Na razie chodzimy czasem - nie co niedzielę. Czasem wycieczki raz do tego kościoła raz do tego. Byliśmy na procesji Bożego Ciała, na mszy średnio wysiedzi zależy od dnia ale im starszy tym ciężej a ma 3,5 roku..
Raz zdarzyło mi się zrobić handel wymienny pójdziemy na plac zabaw po mszy (nieważne że deszczowo).
U nas nie było kultury chodzenia do kościoła dziadkowie ciągle kręcą głową że on jest za mały.
Bławatek
Posty: 1673
Rejestracja: 09 maja 2020, 13:08
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Mąż odszedł - nie wiem jak go traktować, co robić

Post autor: Bławatek »

Im więcej rozmawiam o swoim życiu i małżeństwie na terapii lub słucham konferencji a także czytam książki, to dochodzę do wniosku, że mój mąż nigdy nie powinien być moim mężem. Możliwe, że nie powinien być niczyim mężem. Terapeutka ciągle mi zadaje pytanie czy bym chciała powrotu męża - a ja ciągle mówię, że dopóki jest taki jaki jest, to nie. A ponieważ mój mąż nie chce się zmienić i być prawdziwym mężem i ojcem to ja szans żadnych nie widzę na wspólne dobre życie małżeńskie. Niestety. I widzę, czytając tym razem "Granice w relacjach małżeńskich" (Henry Cloud, John Townsend), jak wiele błędów od początku popełniałam, bo mój mąż również popełniał, no ale on jest bez winy przecież. Tylko, że mój mąż był starym kawalerem, z wieloma przyzwyczajeniami, nawykami a do tego z odmiennym ode mnie charakterem (nie dałam rady wszystkiego odkryć przed ślubem, bo mąż bardzo szybko mi się oświadczył i dążył do jak najszybszego ślubu - pewnie się bał, że odkryję jego prawdziwe "ja"- a także wszyscy wokół mieli o nim super zdanie i twierdzili, że do siebie bardzo pasujemy), więc ja go przyjęłam takim jaki był, a on mnie niestety nie. Nie wymagałam uczciwości w sprawie finansów, brania odpowiedzialności za decyzje i działania, nie wymagałam pomocy w domu i przy dziecku (bo mnie wkurzało przypominanie codziennie o tym co trzeba zrobić i co on powinien zrobić), więc mam teraz zapłacone za swoją dobroć i naiwność. A najbardziej boli mnie jak mąż lekceważąco traktuje nas - ostatni przykład: syna nie było przez 2 tygodnie, wracał w sobotę wieczorem i mąż nawet nie pomyślał aby z synem spędzić czas w niedzielę, gdyby nie to, że nalegałam aby mąż pomógł mi przy basenie to nawet by się na chwilę nie zjawił. Oczywiście było jak zwykle - wpadł jak burza, już szybko, szybko działamy, ale tym razem nie dałam się wkręcić w jego sposób działania tylko swoim tempem robiłam co trzeba było. Oczywiście w ścianie basenu była mała dziura i mój mąż już się poddał, że nie pompujemy, ale ja zaczęłam kombinować i naprawiać. Tak samo z rowerem syna - mąż już ponad miesiąc temu miał wymienić łysą oponę - ale po co, jeszcze nie jest przetarta, napompował mu tylko drugie koło, ale na moją uwagę, że może by od razu wymienił dętkę, bo pewnie jest dziura, bo tak bez przyczyny do zera by powietrze nie uszło - nowa dętka jest, niestety chęci u męża nie było. Napompował mu koło i nawet potem nie sprawdził, czy nie ucieka a ja zajęta innymi sprawami nawet nie zerknęłam na rower i dopiero jak mąż pojechał i chowałam rower to zobaczyłam, że powietrza znów nie ma. Mąż nawet nie zapytał o świadectwo szkolne, a jak ja o tym wspomniałam to usłyszałam od męża "mogłaś mi napisać, że odebrałaś za syna świadectwo". Oczywiście nie mógł wczoraj posiedzieć chwilę - z synem tylko chwilę pogadał na podwórku i w drzwiach przed wyjazdem. Ja się czuję jak 10te zużyte koło od wozu. Znajomi moich braci lepiej traktują naszego syna niż własny ojciec.

We wspomnianej wyżej książce natrafiłam na fragment, który mówi prawdę wierności w małżeństwie: "Wierność oznacza, że mąż i żona mogą sobie ufać we wszystkich dziedzinach, a nie jedynie w sferze życia seksualnego - że mogą na sobie polegać w sprawach serca podobnie jak w sprawach ciała. Bycie wiernym oznacza dotrzymywanie obietnic złożonych małżonkowi i wierne rozporządzanie tym, co nam powierzył. Oznacza, że druga osoba może być pewna, iż otrzyma to, co jej obiecaliśmy. Oznacza wierność w seksualnej sferze życia, a jednocześnie wierność w dziedzinie domowych obowiązków! Oznacza nieprzekraczanie miesięcznego limitu wydatków oraz zjawiania się w domu o umówionej godzinie. Oznacza otwarte dzielenie się myślami i uczuciami bez obawy, że partner się zemści lub nas potępi." U nas tego nie było - ja o to zabiegałam, ale mąż nie był zainteresowany, bo się czepiałam, bo robiłam zamach na jego osobę, wolność. Cały czas chciałam zbudować wartościowy związek małżeński, ale z moim trudnym mężem się nie udało.

Wyjeżdżam za niedługo z synem na parę dni. Wybrałam miejsce które trochę znam, ale jest tam teraz problem z dojazdem bez auta, tzn. przez remonty trzeba dojechać z przesiadką i choć mąż kiedyś wspominał, że nas zawiezie to po wczorajszym dniu nie mam takich odczuć i nawet ochoty go o to prosić. Tym bardziej, że upomniałam syna przy mężu, że ma nie szaleć i czegoś sobie nie zrobić bo wyjazd opłacony i jeśli chce jechać to musi być zdrowy i sprawny. Na co mąż skwitował - "a jak wy dojedziecie, bo pociąg teraz tam nie dojeżdża", odparłam, że najwyżej z przesiadkami, może damy jakoś radę. Mąż ani słowem nie wspomniał o swojej propozycji wcześniejszej, że może nas zawieź, jedynie powiedział, że w sumie syn jest duży to dam sobie z nim radę. A ponieważ ostatnio mąż stwierdził, że sam z nim nigdzie w wakacje nie pojedzie to mu odparłam "masz rację, nasz syn już jest duży, więc ty mając auto dałbyś radę też z nim na kilka dni gdzieś pojechać, bo przecież nasz syn jest już samodzielny" - to moja odpowiedź na pomysł męża, że nigdzie nie pojadą tylko będzie się nim zajmował na miejscu - a ja już przed oczami mam, że znów będzie tak jak teraz - nie będzie miał czasu, a jak znajdzie chwilę to przyjedzie do nas i będzie sobie siedział i "niby zajmował" dzieckiem, a ja będę znów uwiązana. Jakieś granice muszą być. Z moim mężem nie da się współpracować, jedynie w rachubę wchodzą kompromisy z mojej strony, dostosowywanie się do niego, moje proszenie się a potem wielkie podziękowania, że coś zrobił. A gdzie jego szacunek do mnie, syna, gdzie nasze potrzeby i życie...
helenast
Posty: 3055
Rejestracja: 30 sty 2017, 11:36
Jestem: szczęśliwą żoną
Płeć: Kobieta

Re: Mąż odszedł - nie wiem jak go traktować, co robić

Post autor: helenast »

Przeczytałam Twój tekst powyższy i bardzo mi się uwypukliło Twoje JA JA JA oraz Twoje oczekiwania obowiązku domyślenia się męża wielu spraw i działań ...
Bławatek
Posty: 1673
Rejestracja: 09 maja 2020, 13:08
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Mąż odszedł - nie wiem jak go traktować, co robić

Post autor: Bławatek »

helenast pisze: 28 cze 2021, 14:07 Przeczytałam Twój tekst powyższy i bardzo mi się uwypukliło Twoje JA JA JA oraz Twoje oczekiwania obowiązku domyślenia się męża wielu spraw i działań ...
Ja czuję inaczej - zawsze stawiam innych przed siebie i np. mój mąż to zawsze wykorzystywał (inni zresztą też). Może tak piszę i brzmię. O wymianie opony mąż wie od prawie 2 miesięcy, obiecał, że wymieni, ale albo nie ma czasu, narzędzi, albo nie pamięta. Nie mam czasu się tego uczyć (bo w sumie i tak za dużo męskich rzeczy robię) więc chyba skorzystam z propozycji sąsiada i on tą oponę wymieni. O pomoc przy basenie prosiłam 2 tygodnie temu - nie miał czasu. Podobnie było przed I Komunią - ile mi naobiecywal swojego czasu i pomocy, więc jak inni mi proponowali to dziękowałam, bo mój mąż woli pracować solo - i potem żałowałam, że innym tak szybko za propozycje podziękowałam. Więc podobnie mogłoby być z zawiezieniem nas na wakacje - w ostatniej chwili mąż by zmienił zdanie bo to przecież weekend a on w weekendy nie ma czasu a poza tym to są kilometry i pieniądze.

Nawet nasz syn nie raz mówi, że tata coś obiecał i nie zrobił albo nie przyjechał. I sam już przestaje ojca o cokolwiek prosić. Po prostu tak jak ja nie chce się rozczarowywać.

To chyba nie źle, że chciałam dążyć do dobrego szczęśliwego małżeństwa, tym bardziej że o tym też mówił mój mąż przed ślubem, tylko że mu się nie chciało pracować nad naszą relacją.
helenast
Posty: 3055
Rejestracja: 30 sty 2017, 11:36
Jestem: szczęśliwą żoną
Płeć: Kobieta

Re: Mąż odszedł - nie wiem jak go traktować, co robić

Post autor: helenast »

Ok, rozumiem
Caliope
Posty: 3013
Rejestracja: 04 sty 2020, 12:09
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Mąż odszedł - nie wiem jak go traktować, co robić

Post autor: Caliope »

A ja nie przeczytałam co ty dla męża robiłaś, jak ciągle od niego coś chcesz, on obiecuje, zapomina. Mi też się nie chce nic robić dla kogoś kto tylko coś wiecznie chce ,ma pełno oczekiwań, a od siebie nie daje nic.
Ewuryca

Re: Mąż odszedł - nie wiem jak go traktować, co robić

Post autor: Ewuryca »

Blawatku a czy czasem nie jest tak,ze chcesz mieć ciastko i zjeść ciastko. Mówisz otwarcie i chyba mężowi tez powiedziałaś ze nie chcesz jego powrotu ale jednocześnie oczekujesz ze będzie pod ręką jak będziesz go potrzebowała. Mąż wiedząc ze do siebie nie wracacie, może wcale nie czuć potrzeby bycia na twoje zawołanie. Ja wiem ze to jego syn i powinien sam z siebie chcieć pomoc ale skoro nie chciał jak byliście razem to skąd ma mieć motywacje do robienia czegoś kiedy razem nie jesteście.
Bławatek
Posty: 1673
Rejestracja: 09 maja 2020, 13:08
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Mąż odszedł - nie wiem jak go traktować, co robić

Post autor: Bławatek »

Caliope pisze: 28 cze 2021, 18:22 A ja nie przeczytałam co ty dla męża robiłaś, jak ciągle od niego coś chcesz, on obiecuje, zapomina. Mi też się nie chce nic robić dla kogoś kto tylko coś wiecznie chce ,ma pełno oczekiwań, a od siebie nie daje nic.
Caliope wcześniej dla męża robiłam wiele np.:
- wystarczyło, że mówił wieczorem, że ma jakieś ubranie i potrzebuje koszulę, a akurat wszystkie były wyprane a jeszcze nie wyprasowane więc prasowałam mu kilka (do wyboru jak nie umiał określić jaką by chciał i na zapas),
- mimo, że jeździłam autobusem to załatwiałam różne jego sprawy za niego w bankach (a np. mógł przyjechać do miasta w którym ja pracowałam i był ten bank i wracalibysmy autem), na poczcie, w aptece, urzędzie,
- wędlinę kupowałam nie tylko taką jak ja tylko lubię ale taką tylko co on (i niestety nie zawsze zostawała przez niego zjedzona bo np. nie miał ochoty, ale sam do sklepu nie miał ochoty iść),
- wiedząc, że mąż lubi słodkie to zawsze coś w domu było -kupione lub własnoręcznie zrobione.

Teraz dla męża robię m.in.:
- rozmawiam z nim przyjacielsko (bo mówił, że mu tego brakowało w małżeństwie - przypomnę że na jego życzenie, bo on nie umie rozwijać rozmowy),
- zawsze jest poczęstowany czymś do picia, zjedzenia (ciastko, obiad),
- nie narzucam się z prośbami i rządaniami (ale mąż zawsze mówi, że jak będziemy czegoś potrzebować to mam powiedzieć, pomoże - dlatego też go proszę o różne rzeczy - tylko, że czasami on za długo wszystko odkłada, zwleka z realizacją).

Ja już przestałam oczekiwać. Już mi się nie chcę. Tylko mam dość bycia na zwiększonych obrotach, bo nawet jak mąż przychodzi do syna to ja muszę być, nie mam szansy wyjsc, sobie nic zaplanować, bo mąż przychodzi znienacka - wielokrotnie mu mówiłam, że ma się zapowiadać, a on wpada tak jakby był sąsiadem, który znalazł chwilę więc zagląda pogadać, w czymś pomóc. I mam już tego dość.

Zaczynam traktować siebie jak wdowę.
Bławatek
Posty: 1673
Rejestracja: 09 maja 2020, 13:08
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Mąż odszedł - nie wiem jak go traktować, co robić

Post autor: Bławatek »

Ewuryca pisze: 28 cze 2021, 18:44 Blawatku a czy czasem nie jest tak,ze chcesz mieć ciastko i zjeść ciastko. Mówisz otwarcie i chyba mężowi tez powiedziałaś ze nie chcesz jego powrotu ale jednocześnie oczekujesz ze będzie pod ręką jak będziesz go potrzebowała. Mąż wiedząc ze do siebie nie wracacie, może wcale nie czuć potrzeby bycia na twoje zawołanie. Ja wiem ze to jego syn i powinien sam z siebie chcieć pomoc ale skoro nie chciał jak byliście razem to skąd ma mieć motywacje do robienia czegoś kiedy razem nie jesteście.
To mój mąż mówi ciągle, że nie chce ze mną być, tzn. najpierw daje jakąś nadzieję słowem, czynami, a potem mówi, że to nie ma sensu, że ja się nie zmienię (np. wyszliśmy z mediacji, gdzie ustaliliśmy wiele spornych warunków, a on w aucie stwierdził, że to nie ma sensu), na początku roku zapytał mnie czy mu się podobam (bo pozmieniał siebie fizycznie) i czy poszłabym z nim na randkę - nadzieję zrobił i temat ucichł. Syna przy mnie zapytał czy chciałby aby tata wrócił, a potem cisza i nawet dziecku nie wyjaśnia dlaczego nie chce z nami mieszkać. Gdy syn dostał drugą hulajnogę i przy mężu powiedziałam - fajnie to ja na jednej będę jeździć, a mój mąż odparł że on za nami, czym mnie zdziwił - a potem zniknął na kilka dni i się nie odzywał. W maju pytałam go czy odwiesił sprawę w sądzie - odpowiedział, że tak a jak zamawiałam noclegi i się martwiłam czy w tym czasie nie będzie rozprawy to adwokatka mi sprawdziła, że nasza sprawa została umorzona bo żadne z nas nie odwiesiło. I co ja mam myśleć, jak mam działać. Są u mnie jeszcze 3 duże worki ubrań męża (zostały spakowane no podczas remontu wszystko pakowałam do worków), jego kurtki, auta na podwórku i mnóstwo sprzętów, które czekają a mąż nie potrafi się zdecydować czy je zabiera czy wraca (woli sobie kupować nowe rzeczy).

Problem głównie jest taki, że mój mąż chciałby wrócić ale żebym o nic nie pytała (gdzie był, z kim mieszkał, badań - jak Marylka zawsze doradza- by nie zrobił)), żebyśmy grubą kreską oddzielili to co było i zaczęli nowy rozdział życia. A niestety za dużo rzeczy się podziało i ja tak nie potrafię zacząć od nowa. Ja w zeszłym roku wiele razy mu mówiłam, że wszystko da się naprawić, że terapia nam może pomóc, a on ciągle mnie wyśmiewał i odrzucał. Nigdy mnie za nic nie przeprosił, a ja cały życie musiałam go przepraszać. Całe życie ciągle ja mam wyciągać pierwsza rękę i za wszystko przepraszać, ja mam ciągle iść na kompromisy?! Chyba nie na tym polega związek dwojga ludzi. Ja się potrafię przyznać do błędów i wiem ile pracy przede mną. Ale każdy ksiądz i terapeuta nie może zrozumieć postawy mojego męża. A niestety ja byłam tak wychowana, że z pokorą przyjmuje się co daje życie i los. Ja się nigdy nie skarżyłam na mojego męża, choć bolały jego słowa i traktowanie, więc wszyscy bliscy i znajomi są w szoku, że u nas się tak podziało. Całe życie mam udawać, że nic złego się nie dzieje i trwać oraz spać w łóżku z mężem, który mnie nie chce kochać, budować relacji, dawać siebie, swój czas rodzinie? Za dużo rozmów odbyłam, za dużo konferencji wysłuchałam i za dużo poradników przeczytałam aby się godzić na bylejakość i takie traktowanie jakiego doświadczyłam. W sumie tylko Bóg i poduszka wiedzą ile ja łez wylałam przeze 10 lat.

Nawet nie wiecie ile nadziei ciągle mam, a mąż tylko obiecuje i nie wiedzieć czemu się wycofuje, znika, milknie. Mnie to wszystko boli, już mam podejrzenia chorób związanych z notorycznym stresem i czekają mnie operacje. Ja pragnę spokoju i przewidywalności.
ODPOWIEDZ