Bławatku, o przyszłości nie myśl. Skupiaj się na dniu, który jest. Doskonale Ciebie rozumiem, bo też jestem opuszczoną w podobny sposób kobietą. Gdzie to mąż może poszczycić się doktoratem z odwieszenia. Niestety, podobnie jak Ty, ulegam porównywaniom do innych i... wtedy odczuwam głęboki smutek oraz...zazdrość!
O co chodzi z tym porównywaniem się? Skąd to się bierze? Jak to w sobie zwalczyć? Może to są pytania, które warto zadać sobie?
Porównywanie się do innych towarzyszy mi od dziecka. To jest mechanizm, który wdrukowano mi we wczesnym dzieciństwie. Kiedy zaczęłam zdawać sobie sprawę z jego toksyczności (jako nastolatka), nie potrafiłam się przed tym obronić. Moja reakcja polegała na kontestacji, abnegacji, destrukcyjnym buncie, rozpaczy i... uleganiu temu mechanizmowi w sytuacjach, gdzie mogłabym już odpuścić. Bo dorosłam, bo stałam się bardziej świadomą siebie osobą. Bo może coś tam przepracowałam. Tymczasem mam prawie 50 lat i chyba ani jeszcze porządnie nie dorosłam/dojrzałam, świadoma staję się coraz bardziej, ale to widocznie jeszcze nie wystarcza, aby żyć w poczuciu wewnętrznego pokoju, radości i bezpieczeństwa: niezależnie od okoliczności.
Stoję dopiero na progu pracy terapeutycznej....
Niekiedy udaje mi się przezwyciężyć pokusę porównywania swojej, i w moim poczuciu: beznadziejnej, sytuacji do sytuacji innych osób, która uparcie wydaje mi się zawsze lepsza
Polega to na tym, że wysiłkiem woli nie ulegam jej i widzę siebie w takiej, jakby to powiedzieć: odrębności.
Na przykład, spędzam czas z przyjacielem i jego nową partnerką (on jest wdowcem), z którą od kilku miesięcy buduje relację, uczucie powoli się rozwija, spędzają ze sobą czas, mają miłe, dobre przeżycia. Serce rośnie,gdy się na to patrzy.
No, ale.....Mnie rośnie, albo... nie rośnie. To moja decyzja, czy będę cieszyć się ich szczęściem i im błogosławić, czy zapadnę się w sobie, płonąc w środku ze smutku i zazdrości, że mnie nie jest dane takie zwykłe, fajne życie z ukochanym. Na dodatek, mój ukochany wciąż chodzi na tym łez padole (na szczęście!) i być może dzieli swoje szczęście z ukochaną, która bynajmniej nie jest jego żoną!
Warto uważnie przyglądać się sobie. Swoim reakcjom. To jest trudne, ale można zdecydować, czy dam się ponieść smutkowi, czy błogosławieństwu. Czy popłynę w zazdrość, czy szybko otrząsnę się z poczucia bólu i zajmę innymi sprawami, które przyniosą mi ulgę i zadowolenie (z banem na fajki i alko
.
No i w jaki sposób myślę sama o sobie? Przez takie porównania zaczynam czuć się gorzej, widzę swoją sytuację wyłącznie w czarnych barwach.
A może to jest właśnie sytuacja, w której mam szansę odzyskiwać dawno utracone poczucie godności? Mogę próbować odbudowywać poczucie własnej wartości? W oparciu o siebie, a nie w porównywaniu się z innymi?
A może jak w pełni zaakceptuję swoją sytuację, pogodzę się z nią, to potem w starciu ze szczęśliwymi małżeństwami, będę spokojniejsza, silniejsza, bardziej odporna?
Takie rozkminki.
Trzymaj się!