Bławatek pisze: ↑27 wrz 2020, 9:17
Ruto, napomnieć mojego męża się nie da ponieważ nikogo nie słucha. No chyba, że jakieś kazanie w tym temacie by do niego trafiło, bo na indywidualną rozmowę nie dam rady go namówić.
(...)
Może się odwaze podejść do proboszcza i porozmawiać. Żeby mu nakreślić naszą sytuację i poprosić aby miał na uwadze, że są też dzieci którzy mogą mieć rodzica pogrubionego - który odszedł, nie ma czasu dla dziecka i mimo bycia osobą wierząca dążąca do rozwodu, którego druga strona nie chce. W czasie początku pandemii nasi księża się odseparowali i praktycznie zabarykadowali na probostwie więc jakoś tak wtedy gdy szukałam pomocy i rady do nich nie było dostępu. Moje rozterki odnośnie jak postępować z mężem i co mam robić bo mąż chce rozwodu rozwiał znajomy ksiądz. Też nie było mi łatwo z nim rozmawiać.
(...)
Miłej i blogoslawionej niedzieli wszystkim życzę.
Wyciągnęłam rok temu podobne wnioski jak ty i zrezygnowałam z rozmawiania z proboszczem, aby "napomniał" mojego męża. Zrezygnowałam też z napominania męża w jakikolwiek sposób, uznając to za bezcelowe. Teraz myślę trochę o tym napominaniu, dużo dało mi do myślenia, że nie chodzi o to, by napominać, w senise ganić, ale by "odsłaniać". To trochę co innego. Medytuję o tym i myślę co mogłabym zrobić.
Co do informowania - ja po wyprowadzce męża nie byłąm w stanie z nikim porozmawiać, ani nikogo informować. Nie przeszłoby mi to przez gardło - bałam się, że się rozmawiając rozsypię i rozpłaczę przed obcą co bądź osobą.
Żałuję, że nie powiedziałm od razu w szkole dziecka. Z małym działy się wtedy złe rzeczy, stał się agresywny wobec kolegów. Z uwagi na to, że mąż miał wtedy okresy, gdy spędzał teoretycznie sporo czasu "z dzieckiem" i domagał się kontaktów, a w praktyce odsypiał w domu swoje używki, albo powierzał dziecko opiece innych osób, mały często był w szkole nieprzygotowany, co jeszcze pogłebiało jego stres. Podobnie jak okresy, gdy tata zupełnie znikał. Zgłosiłam się z tym wszystkim do poradni pedagogicznej, tam dostałam dobre i mądre wskazówki - by poinformować wychowawczynię o sytuacji dziecka oraz by wspomóc synka stałą terapią. Pani doradziła mi także by pilnować tego "informowania", tak aby było to ujęte własnie jako krótka i rzeczowa informacja, nie przechodziło w zwierzanie się, wypowiadanie mojego zdania o mężu, o naszej sytuacji - by było ograniczone do faktów. Bardzo mi te rady pomogły.
Myślę, że rozmowa z katechetką to ta sama kategoria rozmowy co z wychowawcą. Ograniczyłabym się do informacji, ewentualnie prośby o zwrócenie uwagi na to, aby treści, nauczanie, informacje przekazywane dzieciom uwzględniały stytuację dziecka.
Za to jeśli chodzi o rozmowę z proboszczem, tu myślę, możemy sobie pozwolić oprócz informacji, także na opowiedzenie o swojej sytuacji duchowej i emocjonalnej związanej z sytuacją w małżeństwie. Ja wybieram się do proboszcza, by załatwić formalności. Ale przy okazji mam zamiar porozmawiać o kilku sprawach. Chcę poprosić, aby moja parafia stała się bardziej otwarta wobec opuszczonych małżonków trwających w wierności, nie jestem jedyna w parafii (między innymi przez wsparcie nas w intencjach mszalnych, przez rozważne prowadzenie duszpasterstwa związków nieskramentalnych, rozważenie otwarcia się naszej poradni małżeńskiej nie tylko na narzeczonych, ale także na małżonków w kryzysach, a może jakaś msza raz w miesiącu w naszej intencji?). Myślę, że to, że nie jestesmy widziani w naszych wspólnotach, powoduje, że wiele osób w takich kryzysach nie ma wzorca, czuje się osamotniona, łatwiej ulega świeckim podszeptom. Ja po odejściu męża byłam bardzo pogubiona i samotna, a moją wewnętrzną chęć trwania w przysiędze, choć szczerą i gorącą, traktowałam jako przejaw mojej głupoty, nawiności, niedojrzałości. Bo takie tylko opinie z zewnątrz słyszałam. Nigdy na żadnej mszy, kazaniu, ani nawet w intencjach nie usłyszałam o takich osobach, które pozostają wierne. Bogu dzięki za Sychar i za to, że mnie do Sycharu przyprowadził
Chcę także zapytać, czy gdyby okazało się kiedyś, że mąż jest gotowy do naszej wspólnej rozmowy z księdzem, to czy nasz proboszcz takiej rozmowy by się podjął. Może kiedyś mąż do takiej rozmowy dojrzeje. A ja będę gotowa. Ufam Panu całym sercem, wiem, że jeśli nadejdzie odpowiedni czas, pokieruje mojego męża i mnie. Staram się nie przeszkadzać Panu działać, ale też wolę czekać jak panna roztropna: i z lampą i z oliwą