Agresja słowna w małżeństwie
: 16 maja 2020, 14:39
Witajcie. Jestem nowa na forum , chociaż samo forum czytam od dawna. Muszę poszukać pomocy dla siebie,aby mieć siły .
Jesteśmy małżeństwem od 14 lat, i tyle lat też ma nasz najstarszy syn. Nie trudno się domyśleć ze ślub odbył się szybko, w pośpiechu bo byłam w ciąży. Ale na prawdę tego chciałam, kochałam i do dziś kocham. Oboje z mężem przed sobą w sensie cielesnym nikogo nie mieliśmy, byliśmy dla siebie pierwsi. Mialam 19 lat jak zaszłam w ciąże i jeszcze tego samego roku był ślub, bo co ludzie powiedzą.....a my chcieliśmy trochę póżniej na spokojnie. Niestety a moze i stety naciskano na nas i jesteśmy do dziś razem. Obecnie mamy czwórkę dzieci....najmłodszy synek ma pół roku . Nigdy nie było nam łatwo na starcie mieszkanie kątem u teściów prze 8 lat, potem budowa własnego domu. A wszystko w atmosferze wiecznych nerwów i flustracji. Mąż jest cholerykiem, jest bardzo nerwowy i wybuchowy. Drobnostki wyprowadzają go z równowagi , wybucha krzyczy i wyzywa a za chwilę jest już ok . Jakby nigdy nic i jest zdziwiony ze mam z czymś problem. Najgorsze jest to że te wybuchy są kilka razy dziennie i jak mówie wtedy "przestań krzyczeć" on na to "jeszcze nie zaczęłem" jakby w ogóle nie kojarzył ze krzyczy.Wiele razy rozmawiałam a raczej mówiłam , że nie chce takiego traktowania, że to mnie boli i rani. Nie tylko mnie ale i nasze dzieci. Oprócz krzyku są też wyzwiska pod moim adresem ale i nie tylko bo syn 14 letni ma też bardzo trudno. Mąż jest perfekcjonistą , wszystko robi najlepiej i zna się na wszystkim. I trudno temu zaprzeczyć potrafi sam wszystko zrobić od budowlanki po ogrodnictwo, instalacje sanitarne no dosłownie czego się nie dotknie wszystko mu wychodzi. Jest bardzo pracowity. Doceniam to wszystko, staram się byc dobrą matką i żoną .Też pracuje jeszcze zawodowo ale w wolnym zawodzie.Niestety jestem ze wszystkim sama, mąż ma tyle pracy i zawodowej i innej wokół domu i na naszej ziemi ze w domu nie ma go wcale. Nie pomaga mi przy dzieciach, w obowiązkach domowych . Nawet w niedziele nie pomoże ogarnąć dzieci przed kościołem .....a córki czekają zeby włosy uczesac, musze zrobić śniadanie , posprzątac, młodszym pomóc sie ubrac. Na końcu ja. Mąż lubi jak mam makijaż i niestety czesto z jego strony są uwagi co do tego ze bez makijażu wyglądam żle, po ciażach tez figury nie mam świetnej ale tez nie najgorszą a kiedy do kawy sięgnę po wafelka już widze jego niby w żartach karcące spojrzenie. Wiele rzeczy własnie dokucza niby w żarcikach, tak jakby ostatecznie nie chciał wziaść za to odpowiedzialności.Ale najgorsze są jego wybuchy złości na mnie na dzieci. Syn mu bardzo dużo pomaga a on wciąż na noiego krzyczy , że nie tak robi, że nie to podał itp. naśmiewa się z niego i z tego co robi żle. Syn płacze a to dodatkowo go rozjusza. Niejednokrotnie grozi ze go uderzy uzywa do tego wulgaryzmów......Mi tez mówi zee uderzy syna. Na swoją mamę a moją tesciowa tez podnosi głos, a ja stoję w jej obronie. Co do syna to tez ostatnioo stanowczo powiedziałam ze nie ma na niego krzyczeć. Ze to koniec.Ze ma przestac krzyczeć. Staram sie stawiac granice i np jak krzyczy mówie ze tak z nim nie bede rozmawiac i idę sobie. Ale nie jestem w stanie obronić się psychicznie, jego zły nastrój niszczy mój dzień, tez jestem nerwowa krzycze na dzieci . czuje sie tak jakby miał nademną psychiczną władzę......
Jestem DDA , mama zmarła jak miałm 6 lat też piła za duzo alkoholu ojciec nas wszystkich bił, najgorzej mamę której niejednokrottie łamał nogi i żebra. Ja i rodzenstwo na to patrzyłam ......i wiem ze musze isc na terapię . Bo sama wciąż granice przestawiałam ze może przesadzam, ze nie mam tak najgorzej, nie bije nas przecież, lekceważyłam wiele sygnałów - nawet jak ze sobą chodziliśmy.
Wiem że jak meza na terapię nie zaciągnę to sama na pewno bede szukac pomocy.
Martwie sie o dzieci, syn juz jest nerwowy i krzyczy na siostry. Zal mi go ze ojciec nie darzy go szacunkiem....czasem są tez fajne chwile oczywiscie ale w stosunku 20 na 80 negatywnych. Przeciez tak nie powinno być. mam wrazenie ze mąż jest wciaż nerwowy . Boję sie np o coś zapytać bo wiem ze wybuchnie bo np kilka dni mi coś na ten temat mówił. Jak coś jest zle to moja wina bo ja nie doczytałam, nie zapytałam, nie upilnowałam. Boje sie ze córki tez zle wybiorą mężów mając taki wzór ze małżenstwo to nie jest nic fajnego, miłego tylko wieczna szarpanina. Nawet nie szarpanina bo ja staram się zawsze łagodzić ale czasami tez nie wytrzymam kiedy np mnie fałszywie oskarża o coś. Czasem krzyczy na mnie ze coś zgubiłam, wyzywa ale jak ostatecznie okazuje sie ze to on to zgubił to jest ok......on cos zrobi jest co najwyzej "wulgaryzm(zamieniono słowo)" ale jak np syn rozleje to cała litania jakim to on jest nieudacznikiem.
Prosze o pomoc, rady . Cokolwiek o co moge oprzeć serce. Bóg zapłać.
Czuję się zmeczona, nic mi się nie chce. Nie chce juz podejmować rozmów bo wiem ze do niczego nie prowadzą. Rok temu bylismy na rekolekcjach małżenstw , potem była poprawa. Teraz znow jest żle. Mąż funduje mi taką huśtwkę emocjonalną ze nie wiem ile jestem w stanie wytrzymać. Przepraszam za błędy , szybko pisze i w emocjach.
Jesteśmy małżeństwem od 14 lat, i tyle lat też ma nasz najstarszy syn. Nie trudno się domyśleć ze ślub odbył się szybko, w pośpiechu bo byłam w ciąży. Ale na prawdę tego chciałam, kochałam i do dziś kocham. Oboje z mężem przed sobą w sensie cielesnym nikogo nie mieliśmy, byliśmy dla siebie pierwsi. Mialam 19 lat jak zaszłam w ciąże i jeszcze tego samego roku był ślub, bo co ludzie powiedzą.....a my chcieliśmy trochę póżniej na spokojnie. Niestety a moze i stety naciskano na nas i jesteśmy do dziś razem. Obecnie mamy czwórkę dzieci....najmłodszy synek ma pół roku . Nigdy nie było nam łatwo na starcie mieszkanie kątem u teściów prze 8 lat, potem budowa własnego domu. A wszystko w atmosferze wiecznych nerwów i flustracji. Mąż jest cholerykiem, jest bardzo nerwowy i wybuchowy. Drobnostki wyprowadzają go z równowagi , wybucha krzyczy i wyzywa a za chwilę jest już ok . Jakby nigdy nic i jest zdziwiony ze mam z czymś problem. Najgorsze jest to że te wybuchy są kilka razy dziennie i jak mówie wtedy "przestań krzyczeć" on na to "jeszcze nie zaczęłem" jakby w ogóle nie kojarzył ze krzyczy.Wiele razy rozmawiałam a raczej mówiłam , że nie chce takiego traktowania, że to mnie boli i rani. Nie tylko mnie ale i nasze dzieci. Oprócz krzyku są też wyzwiska pod moim adresem ale i nie tylko bo syn 14 letni ma też bardzo trudno. Mąż jest perfekcjonistą , wszystko robi najlepiej i zna się na wszystkim. I trudno temu zaprzeczyć potrafi sam wszystko zrobić od budowlanki po ogrodnictwo, instalacje sanitarne no dosłownie czego się nie dotknie wszystko mu wychodzi. Jest bardzo pracowity. Doceniam to wszystko, staram się byc dobrą matką i żoną .Też pracuje jeszcze zawodowo ale w wolnym zawodzie.Niestety jestem ze wszystkim sama, mąż ma tyle pracy i zawodowej i innej wokół domu i na naszej ziemi ze w domu nie ma go wcale. Nie pomaga mi przy dzieciach, w obowiązkach domowych . Nawet w niedziele nie pomoże ogarnąć dzieci przed kościołem .....a córki czekają zeby włosy uczesac, musze zrobić śniadanie , posprzątac, młodszym pomóc sie ubrac. Na końcu ja. Mąż lubi jak mam makijaż i niestety czesto z jego strony są uwagi co do tego ze bez makijażu wyglądam żle, po ciażach tez figury nie mam świetnej ale tez nie najgorszą a kiedy do kawy sięgnę po wafelka już widze jego niby w żartach karcące spojrzenie. Wiele rzeczy własnie dokucza niby w żarcikach, tak jakby ostatecznie nie chciał wziaść za to odpowiedzialności.Ale najgorsze są jego wybuchy złości na mnie na dzieci. Syn mu bardzo dużo pomaga a on wciąż na noiego krzyczy , że nie tak robi, że nie to podał itp. naśmiewa się z niego i z tego co robi żle. Syn płacze a to dodatkowo go rozjusza. Niejednokrotnie grozi ze go uderzy uzywa do tego wulgaryzmów......Mi tez mówi zee uderzy syna. Na swoją mamę a moją tesciowa tez podnosi głos, a ja stoję w jej obronie. Co do syna to tez ostatnioo stanowczo powiedziałam ze nie ma na niego krzyczeć. Ze to koniec.Ze ma przestac krzyczeć. Staram sie stawiac granice i np jak krzyczy mówie ze tak z nim nie bede rozmawiac i idę sobie. Ale nie jestem w stanie obronić się psychicznie, jego zły nastrój niszczy mój dzień, tez jestem nerwowa krzycze na dzieci . czuje sie tak jakby miał nademną psychiczną władzę......
Jestem DDA , mama zmarła jak miałm 6 lat też piła za duzo alkoholu ojciec nas wszystkich bił, najgorzej mamę której niejednokrottie łamał nogi i żebra. Ja i rodzenstwo na to patrzyłam ......i wiem ze musze isc na terapię . Bo sama wciąż granice przestawiałam ze może przesadzam, ze nie mam tak najgorzej, nie bije nas przecież, lekceważyłam wiele sygnałów - nawet jak ze sobą chodziliśmy.
Wiem że jak meza na terapię nie zaciągnę to sama na pewno bede szukac pomocy.
Martwie sie o dzieci, syn juz jest nerwowy i krzyczy na siostry. Zal mi go ze ojciec nie darzy go szacunkiem....czasem są tez fajne chwile oczywiscie ale w stosunku 20 na 80 negatywnych. Przeciez tak nie powinno być. mam wrazenie ze mąż jest wciaż nerwowy . Boję sie np o coś zapytać bo wiem ze wybuchnie bo np kilka dni mi coś na ten temat mówił. Jak coś jest zle to moja wina bo ja nie doczytałam, nie zapytałam, nie upilnowałam. Boje sie ze córki tez zle wybiorą mężów mając taki wzór ze małżenstwo to nie jest nic fajnego, miłego tylko wieczna szarpanina. Nawet nie szarpanina bo ja staram się zawsze łagodzić ale czasami tez nie wytrzymam kiedy np mnie fałszywie oskarża o coś. Czasem krzyczy na mnie ze coś zgubiłam, wyzywa ale jak ostatecznie okazuje sie ze to on to zgubił to jest ok......on cos zrobi jest co najwyzej "wulgaryzm(zamieniono słowo)" ale jak np syn rozleje to cała litania jakim to on jest nieudacznikiem.
Prosze o pomoc, rady . Cokolwiek o co moge oprzeć serce. Bóg zapłać.
Czuję się zmeczona, nic mi się nie chce. Nie chce juz podejmować rozmów bo wiem ze do niczego nie prowadzą. Rok temu bylismy na rekolekcjach małżenstw , potem była poprawa. Teraz znow jest żle. Mąż funduje mi taką huśtwkę emocjonalną ze nie wiem ile jestem w stanie wytrzymać. Przepraszam za błędy , szybko pisze i w emocjach.