acine pisze: ↑24 lip 2020, 22:05
Obawiam sie ze jedynym Twoim atutem Tomaszu jest ten "bat" uniewaznienia malzentwa. Jesli zona za powody do rozwodu podaje argument "nieudacznika" to nie sa to wystarcajace argumenty by KRK stawal po jej stronie wiec dostal bys uniewanienie malzenstwa ( oczywiscie jak zona bedzie dazyc do rozwodu cywilnego ). Widac ze ta instytucja malzenstwa sakramentalnego wlasnie jest dla takich jak Ty, ktorych kobieta chce bez powaznych powodow najzwyklej w swiecie opuscic i rozbic tym samym rodzine. Kosciol stanie moralnie po Twojej stronie .
Acine, nie do końca rozumiem Twój post, ale mam uczucie, że wprowadza on zamęt. Przepraszam, jeśli coś opatrznie zrozumiałam. Ale mam potrzebę kilka rzeczy wyjaśnić. Głównie dlatego, że piszemy w wątku Tomasza, którego małżeństwo przechodzi obecnie kryzys i który z pewnością otrzymuje teraz wiele różnych informacji, przekazów i sugestii. Znając doświadczenie moje oraz wielu innych osób w sytuacji kryzysu małżeńskiego wiem, że nie są to zwykle głosy wspierające małżonków, ale małżeństwu i jego istocie wrogie.
Tomaszu, stwierdzenie nieważności małżeństwa nie jest batem. Nikt też nie "dostaje" nieważności. Kościół nie staje też moralnie po niczyjej stronie w procesie badania, czy małżeństwo jest zawarte w sposób ważny. Badanie jest obiektywne i bezstronne. Jeśli małżeństwo jest zawarte ważnie, późniejsze postępowanie małżonków nie ma wpływu na jego ważność, nawet gdy jedno lub dwoje małżonków wchodzi w głęboki kryzys, odchodzi od wiary, zdradza, zapada na chorobę psychiczną, wchodzi w uzależnienia.
Z przykrością stwierdzam, że zdarza się, że małżonek występuje o stwierdzenie nieważności małżeństwa z nieczystą intencją, jaką jest chęć zawarcia nowego związku i uwolnienia się od wcześniejszych zobowiązań. Mam także wrażenie, że nie wszystko jest jak być powinno, gdy zdarzają się osoby, które seryjnie "unieważniają" kolejne związki sakramentalne i ponownie stają przy ołtarzu z kolejną osobą. To może wprowadzać jeszcze większy zamęt w to jak jest postrzegana instutucja stwierdzenia nieważności małżeństwa. Jest przecież możliwość stwierdzenia nieważności małżeństwa ze wskazaniem na niedojrzalość osoby i wtedy, aby zawrzeć związek małżeński, taka osoba musi wykonać pracę nad sobą i uzyskać zgodę na zawarcie małżeństwa, co chroni osoby niedojrzałe przed nimi samymi i zapobiega publicznemu zgorszeniu, jakim jest "seria" ślubów kościelnych. Ale nie powinniśmy kierować się takimi sytuacjami przy swoich wyborach, twierdząc, ze ktoś tak zrobił i nic się nie stało. Stało się, osoby zaangażowane w takie "unieważnienia" ranią głęboko siebie, małżonków, dzieci, wspólnotę kościoła, kolejne osoby z którymi takie osoby się potem wiążą i kolejne dzieci.
Jest mi także przykro, gdy czytam wypowiedzi "prawników od załatwiania unieważnień", ich cynizm mnie rani. Mam więc wrażenie, że niektóre przypadki takich "unieważnień" stanowią publiczne zgorszenie. Niemniej jednak, nie mając wiedzy o tym, co było rozpatrywane przez uczestniczących w procesie, mogę być w swojej ocenie przeczulona i niesprawiedliwa.
Jest mi także przykro, gdy duszpasterstwo związków niesakramentalnych w zakresie w jakim dotyczy osób pozostających w ważnych związkach sakramentalnych jest prowadzone w kierunku uprawomocniania na różne sposoby związków cudzołożnych. Także to uważam za zgorszenie.
Niezależnie jednak od tego, że część osób w Kościele być może błądzi, należy także pamiętać o tej części Kościoła, która pozostaje wierna nauczaniu o nierozerwalności małżeństwa i wspiera małżonków sakramentalnych w kryzysach i nie wspiera związków cudzolożnych.
Pamiętajmy także o tym, że my także jesteśmy Kościołem i to jaki ten Kościół jest zależy również od nas. Gdy byłam młodsza, przypadki publicznego zgorszenia bardzo mnie raniły. Miałam poczucie, ze takiego Kościoła nie chcę, nadal uważam, że słusznie. Tylko wtedy jako młoda wrażliwa osoba wycofywałam się z Kościoła, teraz wiem że nie tędy droga. Jeśli chcę dobrego mądrego i Bożego Kościoła, to właśnie taki Kościół mogę tworzyć.
Odpowiedzialność za Kościół, za wiarę, za to aby nie gorszyć siebie, współmałżonka i innych, polega w mojej ocenie na przyjęciu na siebie odpowiedzialności w kryzysie małżeńskim, dochowaniu wierności swoim słowom przysięgi, potraktowaniu siebie poważnie. Wtedy wzmacniam siebie, moje dzieci, mój Kościół.
Jeszcze raz chcę Ci Tomaszu napisać bardzo ważną rzecz. Droga wyboru wierności przysiędze małżeńskiej mimo niewierności męża czy żony (nie tylko fizycznej, ale też odejścia, odwrócenia się od małżonka czy wręcz zwrócenia się przeciwko niemu) nie jest drogą cierpienia, wyrzeczeń i męki. To droga radości, zgody ze sobą, rozwoju. Wydaje mi się, że jeszcze zbyt mało o tym mówimy.
O tym mogę zaświadczyć swoim własnym przykładem. Mój mąż odszedł ode mnie dwa lata temu, wprowadzając się z domu. Na rok przed odejściem bardzo źle mnie traktował i ranił. Obecnie czekam na drugą sprawę rozwodową, wobec mojej niezgody mąż wnosi o rozwód z mojej winy. Nie daję się już tak łatwo ponosić emocjom, wiem, że mój mąż jest w głębokim kryzysie. Nie mam gwarancji, że moja postawa uzdrowi moje małżeństwo, ale uzdrawia mnie. Daje też poczucie bezpieczeństwa dziecku, a mojemu mężowi, mam nadzieję, zwiększa szansę na pokonanie kryzysu, nawrócenie i uzdrowienie.
Do uformowania się wewnętrznie w postawie wierności potrzebowałam dużo czasu, pracy ze sobą, wsparcia mądrych osób, terapii, mądrych konferencji, książek, godzin modlitwy, rozważań. Ta praca nie jest łatwa i nie warto ruszać w nią samodzielnie. Ale przynosi ona w życiu radość, spokój wewnętrzny, rozwój, stopniowe uwalnianie się od zranień i dojrzewanie. Nie cierpienie i smutek, jak może się wielu osobom wydawać.
Chcę ci też powiedzieć, że kryzys małżeński to nie koniec świata, choć z początku przesłania on wszystko inne. Z czasem perspektywa się zmienia. Dostałeś wyżej rady, żeby trochę więcej zająć się sobą, tym co rozwinie ciebie, da ci radość. Pozwala to wyjść z młynka emocjonalnego, zobaczyć, że kryzys w małżeństwie jest tylko jedną z części życia i dostrzec te inne, w których można się cieszyć, budować siebie. Ponieważ jesteś ojcem, gorąco zachęcam cię do rozwoju relacji z dziećmi i spędzania z nimi jak największej ilości czasu, ale też rozwijania się w ojcostwie np. poprzez oglądanie konferencji (polecam pana Pulikowskiego oraz księdza Dziewieckiego o wychowaniu). Bycie rodzicem to obszar w którym gdy wkładamy serce szybko znajdujemy radość.
Ja wciąż jestem na początku drogi... i bardzo cieszę się na dalsze jej etapy. I tobie Tomaszu z całego serca życzę mądrego rozeznania sytuacji w jakiej jesteś, jak najwięcej dobrego i konstruktywnego wsparcia od mądrych osób na twojej drodze i radości oraz pokoju w sercu.