Przesadzam czy żona oddala się ode mnie?

Refleksje, dzielenie się swoimi przeżyciami...

Moderator: Moderatorzy

wigton
Posty: 62
Rejestracja: 22 lip 2020, 15:16
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Mężczyzna

Re: Przesadzam czy żona oddala się ode mnie?

Post autor: wigton »

Jakiś czas temu wspominałem o terapiach małżeńskich ale Żona zawsze była im przeciwna twierdząc, że sama daje sobie radę a ja przesadzam zakladajac, ze oddala sie ode mnie skoro rozmawia z panami tylko o codziennosci. Poza tym uwaza ze to strata czasu i pieniedzy.
Nie "odgrazam sie" rozwodem a jedynie traktuje to jako ostatecznosc a to nie to samo. Mam nadzieje, ze za jakis czas zonie "przejdzie" bo ilez mozna sie dowartosciowywac tym bardziej ze ja tez w tej kwestii nie jestem bierny i pomimo sytuacji okazuje jej swa milosc.
Na tym forum chcialem poznac Wasze opinie i przekonac sie, czy moje spojrzenie na problem jest w Waszym odczuciu uzasadnione czy rzeczywiscie przesadzam, jak sugeruje zona. Stad tez tytul wątku. Jeszcze raz dziękuję za wszystkie opinie.
vertigo
Posty: 242
Rejestracja: 30 mar 2018, 10:16
Jestem: już po kryzysie
Płeć: Mężczyzna

Re: Przesadzam czy żona oddala się ode mnie?

Post autor: vertigo »

lustro pisze: 02 sie 2020, 22:11
vertigo pisze: 01 sie 2020, 19:05
s zona pisze: 01 sie 2020, 13:49


Moze dlatego :https://www.tolle.pl/pozycja/granice-w- ... alzenskich
Mnie ta ksiazka pomogla postawic Sobie granice, chociaz za 3 razem dopiero . i to dzieki madrej Sycharce ze Szczecina -Bog zaplac :)
A jakie granice, inspirowane lekturą i mądrością Sycharki, postawiłaś wtedy w kryzysie sobie, że wpłynęły na zmianę postępowania Twojego męża?
Czy to nie jest blednie pojmowane stawianie granic i w związku z tym bledne pytanie?

Granice stawiamy SOBIE nie po to, zeby zmienić kogos, ale aby ochrobic i zabezpieczyć siebie.
Jezeli to zmieni czyjes postepowanie, to jest to efekt uboczny a nie cel.
Tak ja to rozumiem.
Abstrahując od poglądu na cel stawiania granic ("Granice w relacjach małżeńskich" to jednak granice działające na dwie strony "barykady", choćbyśmy zaklinali rzeczywistość), mam nadzieję, że s_żona podzieli się z nami, odpowiadając na moje pytanie.
Ludzie robią wszystko, aby siebie samych przekonać, że świat nie wygląda tak, jak wygląda naprawdę.
Pavel
Posty: 5131
Rejestracja: 03 sty 2017, 21:13
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Mężczyzna

Re: Przesadzam czy żona oddala się ode mnie?

Post autor: Pavel »

Vertigo, ale to jest właśnie kluczowe w granicach. Zmiany innych pod wpływem Naszych zmian i naszego „Nowego” zachowania nie powinny być celem i mogą (ale nie muszą) być efektem ubocznym, takim bonusem.
W moim przypadku tych bonusów było sporo i zaowocowały uratowaniem małżeństwa. Wymienianie ich natomiast nie ma wielkiego sensu, bo to kwestie bardzo indywidualne.

Tata999 - książki te przeczytać warto, bo jest w nich mowa nie tylko o granicach, ale można się z nich dowiedzieć sporo o sobie samym. Dają pogląd na to co w nas i naszych relacjach funkcjonuje nieprawidłowo i narzędzia by to zmienić.
W przypadku wigtona - temat bardzo go dotyczy, więc stąd moja zachęta.

Renegate,
Widzę, że często rekomendujesz specjalistów bagatelizując przy tym forum.
O ile nie deprecjonuję korzystania ze specjalistów, wręcz zachęcam do korzystania z tych rzeczywiście dobrych, o tyle moje doświadczenie jest takie, że forum dało mi duzo więcej niż terapia (a moja druga terapeutka była rzeczywiście dobra i profesjonalna). Po prostu forum może być takie wartościowe gdy się chce i potrafi z niego korzystać.
Pierwszy specjalista okazał się szkodnikiem, przydał się tylko do wygadania się, czyli pierwszy Nowak z ulicy byłby równie przydatny).
W dzisiejszych czasach z tego co obserwuję masa terapeutów i psychologów poza Wskazywaniem wartościowych rzeczy sieje sporo szkodliwych.

I o ile wciąż warto, bo dobry terapeuta/psycholog to wielka wartość dodana, o tyle warto mieć na uwadze, że wybór specjalisty kierującego zgodnie z przekazem dzisiejszego świata może przynieść więcej szkody niż pożytku.

W tym tygodniu, dla przykładu, czytałem wywiad z doktorem psychologii i wykładowcą z UJ.
90% - słuszne wnioski i pożyteczny przekaz. Pozostałe 10% to szkodliwe szambo.
Dodam, że czytając artykuły świeckich psychologów wypowiadających się w obszarze małżeństwa tego szamba jest zazwyczaj więcej w porównaniu do wartościowego przekazu.
"Bóg nie działa poza wolą człowieka i poza jego wysiłkiem.(...) Założenie, że jeśli się pomodlimy, to będzie dobrze, jest już wiarą w magię." ks. dr. Grzegorz Strzelczyk
Awatar użytkownika
Nirwanna
Posty: 13317
Rejestracja: 11 gru 2016, 22:54
Jestem: po rozwodzie
Płeć: Kobieta

Re: Przesadzam czy żona oddala się ode mnie?

Post autor: Nirwanna »

lustro pisze: 03 sie 2020, 8:46 Poza tym, nawet biorąc pid uwage, ze sa to "rozwazania ogolne", to czy one dotycza osib na firum czy raczej tego, jak twoim zdaniem powinni by byli zachowac sie odchodzacy/zdradzający?
Tylko, ze tych drugich tu nie ma. Oni z tych "porad" nie skorzystają.
A pozostałym sa one malo przydatne. A moim zdaniem wrecz szkodliwe, bo mówią zdradzonym/porzuconym, ze ktos ma zachowywac sie inaczej i sprawiaja, ze zaczyna sie miec oczekiwania w stosunku do innych.
A stad prosta droga do pogłębienia kryzysu i totalnego rozpadu.
Jak się dobrze wczytać, to okazuje się że w wielu wątkach osoby zdradzone/porzucone również mają jakąś zdradę na koncie. Więc tego typu rozważania są wg mnie pomocne do co najmniej weryfikacji własnej postawy w kontekście całokształtu życia małżeńskiego, nawet jeśli nie mają wprost przełożenia na powrót współmałżonka tu i teraz.

Lustro, tak jak Ty oburzasz się, że niektórzy nie rozumieją różnicy między usprawiedliwianiem a rozumieniem postępowania zdradzacza, tak i i tu - warto widzieć różnicę między oczekiwaniami rozumianymi jako chciejstwa, a oczekiwaniami rozumianymi jako prawidłowo przeżywane potrzeby. Jest różnica i to konkretna. M.in. pozwala nie pudrować szamba, tylko nazywać zło po imieniu i stawiać mu granice.
Miej przy okazji świadomość, że "Twój model" naprawy małżeństwa nie jest jedyny, na forum są tacy, którym małżeństwo uratowały właśnie owe konkretne granice. Zgadzając się zatem, że nie masz wpływu na innych - daj innym prawo do podzielenia się własnym doświadczeniem.
Nie żyje się, nie kocha się, nie umiera się - na próbę
Jan Paweł II
lustro
Posty: 1499
Rejestracja: 02 sie 2017, 22:37
Jestem: szczęśliwą żoną
Płeć: Kobieta

Re: Przesadzam czy żona oddala się ode mnie?

Post autor: lustro »

Nirwanna pisze: 03 sie 2020, 14:05
lustro pisze: 03 sie 2020, 8:46 Poza tym, nawet biorąc pod uwage, ze sa to "rozwazania ogolne", to czy one dotycza osib na firum czy raczej tego, jak twoim zdaniem powinni by byli zachowac sie odchodzacy/zdradzający?
Tylko, ze tych drugich tu nie ma. Oni z tych "porad" nie skorzystają.
A pozostałym sa one malo przydatne. A moim zdaniem wrecz szkodliwe, bo mówią zdradzonym/porzuconym, ze ktos ma zachowywac sie inaczej i sprawiaja, ze zaczyna sie miec oczekiwania w stosunku do innych.
A stad prosta droga do pogłębienia kryzysu i totalnego rozpadu.
Jak się dobrze wczytać, to okazuje się że w wielu wątkach osoby zdradzone/porzucone również mają jakąś zdradę na koncie. Więc tego typu rozważania są wg mnie pomocne do co najmniej weryfikacji własnej postawy w kontekście całokształtu życia małżeńskiego, nawet jeśli nie mają wprost przełożenia na powrót współmałżonka tu i teraz.

Lustro, tak jak Ty oburzasz się, że niektórzy nie rozumieją różnicy między usprawiedliwianiem a rozumieniem postępowania zdradzacza, tak i i tu - warto widzieć różnicę między oczekiwaniami rozumianymi jako chciejstwa, a oczekiwaniami rozumianymi jako prawidłowo przeżywane potrzeby. Jest różnica i to konkretna. M.in. pozwala nie pudrować szamba, tylko nazywać zło po imieniu i stawiać mu granice.
Miej przy okazji świadomość, że "Twój model" naprawy małżeństwa nie jest jedyny, na forum są tacy, którym małżeństwo uratowały właśnie owe konkretne granice. Zgadzając się zatem, że nie masz wpływu na innych - daj innym prawo do podzielenia się własnym doświadczeniem.
Nirwanna

Nigdy nie uważałam i nie uwazam, zeby "moj model" byl jedyny i jedynie słuszny. To tylko jedno z wielu rozwiazan.

Nie mam możliwości odebrac prawo wypowiedzi innym i nigdy tego nie chcialam. Co nie znaczy, ze mam sie milcząco ze wszystkim zgadzać.

Czy ja się oburzam? 🤔 Hmm... Nie wiem. Może... Przemysle to.

Natomiast wiekszosc wypowiedzi na tym watku, wlasnie sugeruje Wigtonowi przetarcie oczu i dojrzenie spraw takimi, jak wygladaja. Bez pudrowania.
Oraz przyjrzeniu się sobie w tym wszystkim i rozpoczęciu konkretnych zmian w sobie.

A ponizszy fragment chyba muszę przeczytać kilka razy, bo chyba skończyła się mi percepcja 🤪 nie umiem tego odnieść do mojego zacytowanego tekstu. Moze pójdę po kawe...
Nirwanna pisze: 03 sie 2020, 14:05 Jak się dobrze wczytać, to okazuje się że w wielu wątkach osoby zdradzone/porzucone również mają jakąś zdradę na koncie. Więc tego typu rozważania są wg mnie pomocne do co najmniej weryfikacji własnej postawy w kontekście całokształtu życia małżeńskiego, nawet jeśli nie mają wprost przełożenia na powrót współmałżonka tu i teraz.
lustro
Posty: 1499
Rejestracja: 02 sie 2017, 22:37
Jestem: szczęśliwą żoną
Płeć: Kobieta

Re: Przesadzam czy żona oddala się ode mnie?

Post autor: lustro »

wigton pisze: 03 sie 2020, 8:49 Jakiś czas temu wspominałem o terapiach małżeńskich ale Żona zawsze była im przeciwna twierdząc, że sama daje sobie radę a ja przesadzam zakladajac, ze oddala sie ode mnie skoro rozmawia z panami tylko o codziennosci. Poza tym uwaza ze to strata czasu i pieniedzy.
A o wlasnej terapi myslales?

wigton pisze: 03 sie 2020, 8:49 Nie "odgrazam sie" rozwodem a jedynie traktuje to jako ostatecznosc a to nie to samo. Mam nadzieje, ze za jakis czas zonie "przejdzie" bo ilez mozna sie dowartosciowywac tym bardziej ze ja tez w tej kwestii nie jestem bierny i pomimo sytuacji okazuje jej swa milosc.
O nadzieji kiepsko ludzie mówią - ze to matka głupich.
A dowartosciowywac sie mozna całe zycie. Moze sie to stac niezbędne.
Ale prawda jest taka, ze to Twoje zycie i malzenstwo. Ty decydujesz, co moze a co nie, w nim byc.
s zona
Posty: 3079
Rejestracja: 31 sty 2017, 16:36
Płeć: Kobieta

Re: Przesadzam czy żona oddala się ode mnie?

Post autor: s zona »

vertigo pisze: 03 sie 2020, 10:28
lustro pisze: 02 sie 2020, 22:11
vertigo pisze: 01 sie 2020, 19:05
A jakie granice, inspirowane lekturą i mądrością Sycharki, postawiłaś wtedy w kryzysie sobie, że wpłynęły na zmianę postępowania Twojego męża?
Czy to nie jest blednie pojmowane stawianie granic i w związku z tym bledne pytanie?

Granice stawiamy SOBIE nie po to, zeby zmienić kogos, ale aby ochrobic i zabezpieczyć siebie.
Jezeli to zmieni czyjes postepowanie, to jest to efekt uboczny a nie cel.
Tak ja to rozumiem.
Abstrahując od poglądu na cel stawiania granic ("Granice w relacjach małżeńskich" to jednak granice działające na dwie strony "barykady", choćbyśmy zaklinali rzeczywistość), mam nadzieję, że s_żona podzieli się z nami, odpowiadając na moje pytanie.
Wybaczacie prosze, ostatnio mam niedoczas ..
Pavel pisze: 03 sie 2020, 11:44 Vertigo, ale to jest właśnie kluczowe w granicach. Zmiany innych pod wpływem Naszych zmian i naszego „Nowego” zachowania nie powinny być celem i mogą (ale nie muszą) być efektem ubocznym, takim bonusem.
W moim przypadku tych bonusów było sporo i zaowocowały uratowaniem małżeństwa. Wymienianie ich natomiast nie ma wielkiego sensu, bo to kwestie bardzo indywidualne.

Tata999 - książki te przeczytać warto, bo jest w nich mowa nie tylko o granicach, ale można się z nich dowiedzieć sporo o sobie samym. Dają pogląd na to co w nas i naszych relacjach funkcjonuje nieprawidłowo i narzędzia by to zmienić.
W przypadku wigtona - temat bardzo go dotyczy, więc stąd moja zachęta.
Moge sie podpisac obiema rekami .
A od siebie dorzuce, ze 3 lata temu :o :shock: :x po prostu przelalo sie . Czulam,ze dalej nie dam rady . Poprosilam o pomoc .. szukalam wszedzie .. byl kierownik duchowy, NP potem Sychar i madre Sycharki, ktore ustrzegly przed narobieniem glupot . Pamietam jak kiedys Nirvanna tutaj na forum pisala u kogos, ze pieklo jest niczym w porownaniu ze zdradzona kobieta .. We mnie sie gotowalo, byly mysli ,zeby osmieszyc te kobiety publicznie.. kusy wkladal do glowy ,ze przeciez " wierszowke " moge oddac na szczytne cele, nawet blisko byla placowka dla dzieci uposledzonych .Taki " Judaszowy cmentarz " Widzialam,ze tego nie moge zrobic, bo za duzo rodzin by ucierpialo wywaleniem z pracy tych " pustych kobiet " poniewaz to wszystko rozwijalo sie w czasie pracy ...
Sila woli zaczelam sie modlic NP, zamawiac ksiazki z Tolle.pl o tematyce kryzysowej , sluchac konferencji . Tolle zaproponowalo mi ksiazke Ani " Ile jest warta Twoja obraczka " Tutaj uslyszalam,zeby przylgnac do Jezusa .... uwierzyc Bogu, nie w Boga,jak do tej pory .. niby to samo..
Moim stawianiem granic byla niezgoda z mojej strony na dalsze traktowanie w ten sposob i co za tym idzie dzialanie :
porada prawna, potem wniosek o separacje, zabezpieczenie miejsca pobytu dzieci i alimenty przy okazji.... do tej pory to ja utrzymywalam wszystko ze swojej pracy;
Maz, jak mowil mial prawo do zycia prywatnego i miec cos z zycia .. podobnie ,jak zona Vingtona, tylko u nas to poszlo juz znacznie dalej " na calosc " ...

Ta ochrona siebie i dzieci, byla dla mnie trudna ... gdyby nie Sychar, zrezygnowalabym ...
Ciezko bylo mi zrobic cos " przeciwko mezowi" ...jak to do sadu na wlasnego meza .. po alimenty, skoro, jak maz twierdzil, ty dobrze zarabiasz i masz na wszystko . To niewazne ,ze kosztem siebie, swoich potrzeb ..czasu ..

Zajelo mi to 2 lata, w tym czasie gdy wniosek lezal u pelnomocnika, moja mama modlila sie NP .. wygaslo pelnomocnictwo . Rok czasu niemal czekalismy na rozprawe.. i dla mnie to byly ciezkie te granice .To bylo wbrew mnie,a jednak nie moglam pozwolic i zgodzic sie na taki stan rzeczy ..na niszczenie mnie , mojego zdrowia, gdy juz wiedzialam...

Pamietam, gdy przeczytalam ok 10 stron wniosku mojej adw .. poplakalam sie, zrobilo mi sie tak szkoda,tej kobiety z wniosku, czyli mnie . Przejrzalam sie w lustrze .. Zobaczylam meza w innym swietle, niz sobie to wmawialam przez tyle lat .

I na koniec dodam ,ze bylo nam to obojgu bardzo potrzebne .. zeby teraz bylo to lepsze wino .A na marginesie, kiedy miala byc rozprawa, mialam Roze z Parafi i Cud w Kanie .. i moje mysli, co Ty chcesz nam przez to powiedziec Boze ..

Ps to tyle na szybko, tylko NIE Warto powielac mojego bledu i rozmawiac o naszych malzenskich klopotach z dziecmi , nawet tymi bardzo doroslymi. Z tego nie jestem dumna . te najmlodsze staralam sie chronic,a z doroslymi wystarczyloby gdybym powiedziala ,ze z tata przezywamy problemy .
Teraz trudniej jest o dobre realacje .... jakos to idzie, ale jeszcze czasu potrzeba.. i modlitwy .
Ruta
Posty: 3297
Rejestracja: 19 lis 2019, 12:00
Jestem: w separacji
Płeć: Kobieta

Re: Przesadzam czy żona oddala się ode mnie?

Post autor: Ruta »

Keira pisze: 02 sie 2020, 20:07
Ruta, czy w Twoim rozumieniu zdrada polega tylko zdradzie fizycznej?
Zdradzić można nawet myślami. Ale już nie wchodżmy tak głęboko. Jeśli żona Wigtona tworzy, pielęgnuje i podtrzymuje takie sytuacje z innymi mężczyznami, że oni czują się na tyle pewni i ośmieleni do tego, by wyznawać jej miłość - to czym to jest, jeśli nie zdradą?
Jak wyobrażasz sobie niewinną rozmowę, w której kolejni panowie wchodzą w taką emocję, by wyznać obcej, niewidzianej przez siebie kobiecie z internetu, że ją kochają?

Ruto, czyli np. cyberseks, rozmowy o seksie mężatki z innymi mężczyznami nie są Twoim zdaniem zdradą? A wysyłanie zdjęć? Ci panowie mają mniej lub bardziej zawoalowaną obietnicę seksu, spotkania. Jaki mężczyzna by tygodniami adorował kobietę, jeśli nie miałby nadziei na konsumpcję? Jaki uczciwy mężczyzna nie śpi o 3-4 w nocy i rozmawia (o czym) z czyjąś żoną? O czym? Bądźmy poważni.
Myślę, że zdrada może przejawiać się nawet w myślach. I już wtedy jest zdradą.
Natomiast różne zachowania i myśli mogą mieć różne motywacje. I nie zawsze jest to zdrada. Sama w czasie, gdy mój mąż oglądał swoje filmy, o czym nie wiedziałam, a mnie unikał jak ognia, nie chodzi już o bliskość erotyczną, ale zwykle przytulnie, objęcie, wzięcie za rękę, podając kolejne powody (po mojej stronie oczywiście: za gruba, nie tak ubrana, bez antykoncepcji, niedostatecznie uprzejma, blablabla...), i gdy moje kolejne "naprawy siebie" nie przynosiły żadnych zmian - weszłam w nieprawidłowe relacje z innym mężczyzną.
Nie miałam złych motywacji. Mialam w sobie ogromną pustkę, czułam się odrzucona, brzydka i nic nie warta. I wtedy nagle otrzymałam zainteresowanie, usłyszałam, że wszystko ze mną jest w porządku. Poczułam się ładna. Warta uwagi. Dowartościowana uwagą przystojnego sympatycznego i miłego mężczyzny. I o mało nie wplątałam się w romans. Wycofałam się z tej relacji natychmiast, gdy tylko zorientowałam się w jakim kierunku to zmierza i jakie we mnie budzą się emocje wobec mężczyzny, który nie jest moim mężem. Nie zrobiłam nic, co mogłoby zostać uznane za zdradę. Ale byłam blisko od zaplątania się w nią.

Co do motywacji mężczyzn, nie sądzę aby żona autora wątku była za nie odpowiedzialna. Część pewnie jest na łowach, część jest samotna, część szuka dowartościowania się tanim kosztem. Niektórzy naprawdę mogą szukać porady. Tak samo nie znamy motywacji żony. Mogą być bardzo różne. Za tym samym zachowaniem i otwartością w informowaniu męża może stać zarówno poczucie, że nie robię nic złego, jak i przewrotne ukrywanie drugiego dna. Nie można z góry zakładać niskich motywacji.

Nie uważam, że rozsądnym zachowaniem jest dowartosciowywanie się przez flirty przez Internet i doskonale rozumiem jak może chwiać to pewnością siebie drugiej strony i jak wiele trudnych emocji budzić. Natomiast nie zawsze oznacza to zdradę, choć może do niej prowadzić. Natomiast sądzę też, że niewiele osób jest w stanie sama się zatrzymać i nie rozwinąć z takiej sytuacji kryzysu o znacznie większym nasileniu. Dlatego potrzebna jest mądrość drugiego małżonka, który albo wejdzie w ten kryzys, zacznie działać na emocjach i zranionym ego, albo poszuka przyczyn kryzysu i zacznie działać tak, aby kryzys złagodzić i wyjść z niego jako małżeństwo z tarczą, a nie na niej.
Ja rozumiem, że autor niewinny, nie on się zachowuje nie w porządku. No ale gdy małżonek jest w kryzysie, to linę trzyma ten zdrowy, na szczęście wspólnie z Bogiem, więc zdając się na Jego pomoc i Jego słuchając mamy szansę to linę utrzymać.
No i jak to w małżeństwie, gdy małżonek jest w kryzysie, zwykle jest parę rzeczy w ktorych druga osoba się do niego przyczyniła. Nie zawsze w sposób zawiniony. Ale warto to mądrze rozpoznać i naprawić. Siedzenie i zamykanie oczu, bo moze samo przejdzie lub utyskiwanie czemu ja mam coś robić, to przecież on/ona nie pomaga raczej.
sasanka
Posty: 201
Rejestracja: 09 sie 2017, 23:08
Płeć: Kobieta

Re: Przesadzam czy żona oddala się ode mnie?

Post autor: sasanka »

Lustro, piszę dlatego , że trochę mi ciebie żal , że mimo wszystko nie osiągnęłaś takiego szczęścia i spokoju o jakim myślałaś decydując się na zdradę męża i rodziny. I piszę to szczerze , bo tak czuję . Stąd te niekończące się dyskusje o tym , że zdradzacz tak naprawdę wyłącznie nie odpowiada za zdradę , a w podtekście został niejako "przymuszony" do tego kroku , bo druga strona nie chciała wypełnić tego wszystkiego co chciał (w domyśle , co mu się należało wg niego ).
Szkoda tylko ,że ten zdradzony oprócz krzywdy nie ma prawa niczego się domagać.
Bardzo dobrze wyjaśniła to Keira , nic dodać nic ująć.
A do autora wątku takie przesłanie :czytaj forum ale rób tak jak czujesz i pomyśl też o sobie !
Ruta
Posty: 3297
Rejestracja: 19 lis 2019, 12:00
Jestem: w separacji
Płeć: Kobieta

Re: Przesadzam czy żona oddala się ode mnie?

Post autor: Ruta »

lustro pisze: 03 sie 2020, 8:46
(...) Poza tym, nawet biorąc pid uwage, ze sa to "rozwazania ogolne", to czy one dotycza osib na firum czy raczej tego, jak twoim zdaniem powinni by byli zachowac sie odchodzacy/zdradzający?
Tylko, ze tych drugich tu nie ma. Oni z tych "porad" nie skorzystają.
A pozostałym sa one malo przydatne. A moim zdaniem wrecz szkodliwe, bo mówią zdradzonym/porzuconym, ze ktos ma zachowywac sie inaczej i sprawiaja, ze zaczyna sie miec oczekiwania w stosunku do innych.
A stad prosta droga do pogłębienia kryzysu i totalnego rozpadu.
Bo na współmałżonka nie mamy wplywu - mamy na samych siebie. Jak powiemy sobie, ze inni maja spelniac nasze oczekiwania i zachowywac sie wg naszego uznania, to frustracja rosnie. A szansa na naprawę maleje.
Lustro, znacznie krócej niż ja (tak, wiem, długie posty to moja specjalność, zacznę zwracać uwagę na to, jak je trochę skracać) wyraziłaś, jedną z tych rzeczy, które próbowałam przekazać.

Wington, sama wciąż jestem w procesie nauki zajmowania się sobą w kryzysie, z zachowaniem wierności przysiędze małżeńskiej, bez usiłowania wpłynięcia na męża i manipulacji, ale też bez zamykania oczu na to, co się dzieje. I ciągle odkrywam nowe pokłady moich skłonności zarówno do pozostawania bierną, jak i do manipulacji mężem. Jednak, choć moje małżeństwo pozostaje w kryzysie, to po mojej stronie zdrowieje, no i do tego z takiej pracy nad sobą czerpię całymi garściami w wielu innych obszarach mojego życia, także w pracy.
Na razie mogę napisać książkę "Jak idąc za radami doświadczonych terapeutów pogłębić kryzys i skłonić męża do wyprowadzki z domu (z romansem w gratisie)". Może za jakiś czas będę mogła napisać coś on większej wartości, np. "Jak dążąc do naprawy małżeństwa poprawić jakość swojego życia", choć mam cichą nadzieję, że tytuł jednak bedzie brzmiał "Jak z Bożą pomocą uzdrowić swoje małżeństwo" :)
Co siejesz to zbierasz, a i tak zwykle mało zwracamy uwagę na to co siejemy. Pomodlę się dzisiaj w intencji Twojego małżeństwa i o dobre Boże prowadzenie w kryzysie dla Ciebie oraz wszelkie potrzebne Wam łaski.
rak
Posty: 995
Rejestracja: 30 wrz 2017, 13:41
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Mężczyzna

Re: Przesadzam czy żona oddala się ode mnie?

Post autor: rak »

vertigo pisze: 01 sie 2020, 19:05
s zona pisze: 01 sie 2020, 13:49
tata999 pisze: 01 sie 2020, 9:58

Dlaczego akurat te książki?

Moze dlatego :https://www.tolle.pl/pozycja/granice-w- ... alzenskich
Mnie ta ksiazka pomogla postawic Sobie granice, chociaz za 3 razem dopiero . i to dzieki madrej Sycharce ze Szczecina -Bog zaplac :)
A jakie granice, inspirowane lekturą i mądrością Sycharki, postawiłaś wtedy w kryzysie sobie, że wpłynęły na zmianę postępowania Twojego męża?
Witaj Vertigo,

pozwól, że odpowiem ze swojego podwórka. Zgodnie z sugestiami poprzedników zmienię tylko delikatnie treść pytania, na jakie granice postawiłem w trakcie kryzysu sobie, żeby chronić swoje wówczas podupadające poczucie własnej oceny i wartości, jakie były dla mnie ważne. I czemu stawianie granic było w ogóle ważne?

Zacznę od końca. Granicę są ważne, bo mając je zdefiniowane chronimy siebie, swoją spójność, zdrowie fizyczne i psychiczne. Sami dla siebie jesteśmy silniejsi, a przy okazji możemy stać się bardziej atrakcyjni dla innych, ale to tylko taki bonus;)

Brak granic w relacjach, lub gdy są one niezdefiniowane, niebronione lub zbyt płynne może prowadzić do przysłowiowego wchodzenia na głowę. Często prowadzi też do braku szacunku, lub w ekstremalnych systuacjach pogardy. Oczywiście jest to kwestia wartości, ale dla wielu osób trudno jest okazywać miłość przy braku szacunku do tej osoby.

Lub z drugiej strony, miłość bez granic ogranicza się tylko do wylewania swoich emocji, takie neurotyczny haj bez dbania o siebie ani tym bardziej od drugą stroną. Oczywiście maluję skrajną postawę (taka wyspa „miłości”), dla lepszej ilustracji.
Z powyższych powodów warto przeczytać wspomniane książki i ocenić, czy okazuję przede wszystkim szacunek sobie, oraz czy daję innym szansę na pokochanie mnie.

Po tym przydługim wstępnie może z mojej strony. Ja w czasie swojego kryzysu zorientowałem się, że nie okazuję szacunku sobie i ciągle gonię starając się zasłużyć na szacunek u innych. Przybierało to dosyć zaowalowane formy, ale w dłuższej perspektywie strasznie wyczerpywało. Dodatkowo te zewnętrzne źródła dowartościowania powodowały, że byłem dosyć daleko od siebie – swoich emocji, pragnień, mimo, że niezwykle aktywnie za nimi goniłem.
Wydawało mi się, że potrafię „walczyć o swoje”, bo przecież dość często „wygrywałem”, ale nie było to dalej zatroszczenie się o siebie, tylko taka gra pozorów, żeby zaspokoić coraz bardziej wyzierające deficyty.
Żona myślę, że też w pewnym czasie zauważyła, że mimo pozornej stanowczości i buńczuczności pozwalam sobie „wchodzić na głowę” i z czasem zaczęła to wykorzystać, najpierw powoli ostrożnie, później coraz szybciej i śmielej.
To co ona zrobiła to jej sprawa i jej sumienia, ale poprzez brak szacunku dla siebie umożliwiłem eskalację tej sytuacji. Jak już to zauważyłem, to starałem się strasznie nieporadnie odzyskać „kontrolę nad sytuacją” i stawiać swoje pierwsze „granice”, niektóre rzeczywiście można nazwać lepiej karami czy wymuszeniami, bo dosyć daleko było im do konsekwencji naturalnych i często były zorientowane na drugą stronę.

Z praktycznych przykładów stawiania granic sobie w kryzysowej relacji z małżonką, to oprócz dbania dalej o relację (jej dobre chwile) postanowiłem powoli bronić „siebie” w tej relacji jak:
• Żona wymusiła separację i wylądowaliśmy na stałe w różnych miastach. Do tej pory to ja zawsze przyjeżdżałem do niej. Jedną z granic, była moja decyzja, że taka jednostronna relacja nie ma sensu, więc jak ma ochotę się spotykać, to odwiedzamy się na zmianę i każdy podejmuje na zmianę wysiłek podróży i przygotowania się na przyjazd drugiej strony. Początkowo niespecjalnie jej to się spodobało.
• Teściowie i szwagierka, dali się w kryzysie trochę lepiej poznać i to z tej nienajlepszej strony. Więc jak zaczęli się w moim odczuciu za bardzo wtrącać (co tak naprawdę trwało od dłuższego czasu) to odmówiłem większego kontaktu z nimi poza zdawkowymi życzeniami okazjonalnymi. Powiedziałem też żonie, że nie pojadę do nich z nią, zanim nie zorganizujemy wspólnego spotkania, gdzie omówimy powstałe animozje. Nie uważałem, że zasadne jest dalsze zamiatanie problemów pod dywan. Raczej nie przysporzyło mi to sympatii rodziny żony.
• Z racji mieszkania za granicą mieliśmy z góry zaplanowane odwiedziny swoich rodzin, na wymuszenie żony ostatniej chwili zmiany Świąt u mojej rodziny w powiedziałem, że jak chce może spędzić osobno u swojej rodziny, albo możemy wyjątkowo je spędzić wspólnie u siebie nie odwiedzając żadnej rodziny.

Niemal każda z tych moich granic mogła zerwać relację, więc starałem się je b. stopniowo wprowadzać w i tak dosyć burzliwej sytuacji, ale bez nich i tak takiej prawdziwej relacji by nie było. W początkowej fazie też dosyć rzadko spotykają się z uznaniem drugiej strony, bo nie dość, że negują dotychczasowy porządek to jeszcze „ograniczają” dotychczasową wygodę.
Tak streszczając granice to strasznie trudny i grząski temat, taka zdecydowanie mniej znana, albo często zapominana twarz miłości.
Tyle moich doświadczeń.
Nieważne jest, gdzie jesteś, ale wszędzie tam, gdzie przyjdzie ci się znaleźć, ważne jest, jak żyjesz - Henri J.M.Nouwen
lustro
Posty: 1499
Rejestracja: 02 sie 2017, 22:37
Jestem: szczęśliwą żoną
Płeć: Kobieta

Re: Przesadzam czy żona oddala się ode mnie?

Post autor: lustro »

sasanka pisze: 03 sie 2020, 18:10 Lustro, piszę dlatego , że trochę mi ciebie żal , że mimo wszystko nie osiągnęłaś takiego szczęścia i spokoju o jakim myślałaś decydując się na zdradę męża i rodziny. I piszę to szczerze , bo tak czuję . Stąd te niekończące się dyskusje o tym , że zdradzacz tak naprawdę wyłącznie nie odpowiada za zdradę , a w podtekście został niejako "przymuszony" do tego kroku , bo druga strona nie chciała wypełnić tego wszystkiego co chciał (w domyśle , co mu się należało wg niego ).
Szkoda tylko ,że ten zdradzony oprócz krzywdy nie ma prawa niczego się domagać.
Bardzo dobrze wyjaśniła to Keira , nic dodać nic ująć.
A do autora wątku takie przesłanie :czytaj forum ale rób tak jak czujesz i pomyśl też o sobie !
Sasanko

Dziękuję za próbę empatii, przyjmuje twoje współczucie, choc wydaje mi się ono zupelnie nietrafione i niepotrzebne. Mimo to dziękuję.
Mysle, ze rozumiem niemożność usłyszenia moich słów przsz Ciebie - to oczywiste dla kogos zranionego tkwiacego w zranieniu.

Swoje slowa wynikajace z moich własnych przezyc, doswiadczen, przemyśleń, refleksji i pracy nad soba, kieruje tu do osób, które sa w stanie je uslyszec. I nadal bede to robic pomimo nieraz blednej ich interpretacji przez czesc forumowiczów.

Kazdy przypadek wymaga dobrania sposobów. To co piszę, jest w wyborze sposobow. Tak jak i slowa innych. I kazdy dobiera sobie to, co jest dla niego najlepsze.
Sa tacy, ktorym moje slowa pomogly.

Pozdrawiam Sasanko.
s zona
Posty: 3079
Rejestracja: 31 sty 2017, 16:36
Płeć: Kobieta

Re: Przesadzam czy żona oddala się ode mnie?

Post autor: s zona »

lustro pisze: 04 sie 2020, 7:25

Swoje slowa wynikajace z moich własnych przezyc, doswiadczen, przemyśleń, refleksji i pracy nad soba, kieruje tu do osób, które sa w stanie je uslyszec. I nadal bede to robic pomimo nieraz blednej ich interpretacji przez czesc forumowiczów.

Kazdy przypadek wymaga dobrania sposobów. To co piszę, jest w wyborze sposobow. Tak jak i slowa innych. I kazdy dobiera sobie to, co jest dla niego najlepsze.
Sa tacy, ktorym moje slowa pomogly.

I Bogu dzieki Lustro, ze chcesz, piszesz, pobudzasz do refleksji ..nawet ,jesli cos wkurza, to znaczy,ze moze warto temu sie przyjrzec, odgruzowac, moze przemodlic .
Osobiscie jestem Ci wdzieczna za propozycje " pakowania prezentu " i na spojrzenie z drugiej strony ksiezyca, czego nie warto robic ...

Bozego dnia dla nas Wszystkich :)
Ruta
Posty: 3297
Rejestracja: 19 lis 2019, 12:00
Jestem: w separacji
Płeć: Kobieta

Re: Przesadzam czy żona oddala się ode mnie?

Post autor: Ruta »

s zona pisze: 03 sie 2020, 17:27
Ta ochrona siebie i dzieci, byla dla mnie trudna ... gdyby nie Sychar, zrezygnowalabym ...
Ciezko bylo mi zrobic cos " przeciwko mezowi" ...jak to do sadu na wlasnego meza .. po alimenty, skoro, jak maz twierdzil, ty dobrze zarabiasz i masz na wszystko . To niewazne ,ze kosztem siebie, swoich potrzeb ..czasu ..
S zono, bardzo Ci dziękuję za cały Twój post, szczególnie za fragment, który cytuję powyżej. Bardzo mi pomogłaś.

Wigton, praca z własnymi granicami naprawdę pomaga w konstruktywnym budowaniu relacji w małżeństwie. Jeśli zamykamy oczy, mówimy poczekam, to dochodzimy potem do ściany, gdy zaczynamy krzyczeć, już nie dam rady tego wytrzymać... jedni w tym punkcie mądrze się biorą za siebie, inni idą w emocje, inni w autodestrukcję, no ale po iść na samą krawędź, jak można wcześniej poszukać porządnej drogi?
tata999
Posty: 1172
Rejestracja: 29 wrz 2018, 13:43
Jestem: po rozwodzie
Płeć: Mężczyzna

Re: Przesadzam czy żona oddala się ode mnie?

Post autor: tata999 »

Ruta pisze: 04 sie 2020, 15:43
s zona pisze: 03 sie 2020, 17:27
Ta ochrona siebie i dzieci, byla dla mnie trudna ... gdyby nie Sychar, zrezygnowalabym ...
Ciezko bylo mi zrobic cos " przeciwko mezowi" ...jak to do sadu na wlasnego meza .. po alimenty, skoro, jak maz twierdzil, ty dobrze zarabiasz i masz na wszystko . To niewazne ,ze kosztem siebie, swoich potrzeb ..czasu ..
S zono, bardzo Ci dziękuję za cały Twój post, szczególnie za fragment, który cytuję powyżej. Bardzo mi pomogłaś.
(...)
Zgadzam się, że "zrobić coś przeciwko mężowi" brzmi złowrogo i szkodliwie. Pójście do sądu po alimenty brzmi dla mnie jak wymuszenie. Nie napisała S zona o innych krokach, a podejrzewam, że mogłyby być ważniejsze i może podjęte we dwoje. Ten wpis sprawia wrażenie, że pójście do sądu po alimenty było najbardziej kluczowym elementem wyjścia z kryzysu.
ODPOWIEDZ