wigton pisze: ↑29 lip 2020, 19:36
lustro pisze: ↑29 lip 2020, 11:55
wigton pisze: ↑28 lip 2020, 21:03
Na jakiej podstawie tak twierdzisz?
Na podstawie Twoich postów - ten jest tego świetnym przykładem.
wigton pisze: ↑28 lip 2020, 21:03
Po co w takim razie moje posty na tym forum?
Skoro uważasz, że nie chesz sie zmienić, że musisz sie pogodzić z obecnościa tych panów w zyciu zony, a tak wogóle, to chcesz się z zona rozstać - to też nie wiem po co tu jestes.
Wielokrotnie pisałem, że nie chcę rozwodu i mam nadzieję, ze do niego nie dojdzie, choc jest to jedna z opcji - choć to ostateczność
wigton pisze: ↑28 lip 2020, 21:03
Żeby oszukać sumienie i udać, że coś robię, choć tak naprawdę nic mnie to nie obchodzi?
Nie ja to napisałam, ale to bardzo prawdopodobne.
wigton pisze: ↑28 lip 2020, 21:03
Podziwiam gotowość wystawienia diagnozy mimo ze w ogóle mnie nie znasz i nie wiesz, ile rozmów przeprowadziłem z żoną, żeby sytuacja wróciła do rzeczywistości, którą mieliśmy przez 18 lat?
Tak, znam Cie tylko z Twoich wpisów.
Nie wiem ile rozmów z zona przeprowadziłes przez ten czas.
Za to widzę, że kompletnie nie widzisz, że Twoja zona nie chce powrotu do sytuacji sprzed "adoratorów" i tych 18 lat, które dla Ciebie sa takie dobre, a dla niej najwyrazniej - nie.
Przed ślubem przeprowadza się wiele rozmów i jeśli nie było wówczas zastrzeżeń ze strony żony, co więcej, nie miała żadnych wątpliwości że chce spędzić ze mną resztę życia a wszystko zmieniło się przed 2 laty, to wybacz, ale to nie ja powinienem się zmieniać, tylko żona powrócić do siebie sprzed 2 lat. Przecież gdybym poznał dziś dziewczynę, ktora chciałaby wyjść za mnie pod warunkiem codziennego kontaktu z kilkoma mezczyznami, to nie zgodziłbym się na taki związek i nie wiem, kto by się zgodził
wigton pisze: ↑28 lip 2020, 21:03
Wiem, że muszę pogodzić się z obecnością tych mężczyzn w życiu mojej żony bo ona tego chce.
Robisz wszystko, co chce zona?
Bo juz godzisz sie na tójkącik, a w sumie wielokącik...
Nie chodzi o to czy robię wszystko, tylko o to że nie chcę jej niczego zabraniać bo jest moją żoną a nie córką, która ma się słuchać. Poza tym co to za satysfakcja, że nakażę coś żonie?
wigton pisze: ↑28 lip 2020, 21:03
Nie zamierzam się zmieniać, bo będzie to niezgodne z moją naturą. Jestem jaki jestem, taki byłem przed ślubem
I tu jest pies pogrzebany - nie bedziesz wkładał wysiłku, bo to nie jest w zgodzie z Tobą, ale...
wigton pisze: ↑28 lip 2020, 21:03
źle mi z tym w perspektywie lat, które przed nami.
i to juz jest w zgodzie z samym sobą?
To chyba normalne że dla żadnego męża nie jest szczytem marzeń gdy jego żona czuje potrzebę kontaktu z innymi mężczyznami. Szkoda że nie zwróciłas/eś uwagi na to że niektórzy piszący też uważają, że żona kiedyś była dojrzalsza niż dziś. Dalej sądzisz, że ja powinienem się zmieniać?
wigton pisze: ↑28 lip 2020, 21:03
i takiego żona mnie pokochała a ja ją. Wciąż ją kocham a ona mówi, że to widzi i docenia,
i bardzo pieknie to brzmi, ale mocno fałszywie w obliczu ciagu dalszego
wigton pisze: ↑28 lip 2020, 21:03
kocha mnie ale chciałaby mieć też codzienny kontakt z nimi.
To prawda, brzmi to fałszywie i nie raz to żonie mówiłem
i dalej
wigton pisze: ↑28 lip 2020, 21:03
Zwróć uwagę, że zmiana dokonała się przed 2 laty, przedtem nie było takich zachowań.
Bo kryzysy najpierw narastają pozornie bezobjawowo.
Czegos Twoja zona szuka u tych panów, czego poczuła potezny brak w relacji z mężem.
Moze nigdy Ci o tym nie mówiła, a moze Ty tego nie słyszałes..?
Nie mówiła, bo sama tego nie wiedziała. Nie raz mi to powtarzała
wigton pisze: ↑28 lip 2020, 21:03
Żona nieraz mówiła mi, żebym nie starał się zmieniać bo będzie to wbrew mojej naturze a i tak nie spowoduje ograniczenia relacji z nimi.
A po co masz sie teraz zmieniać, jak jej jest dobrze jak jest?
Stad tylko krok do - nas juz nie ma i nie bedzie. Juz Cie nie koacham. Nie wysilaj sie - za późno.
Nie jest dobrze jak jest ale co do zmian, wypowiedziałem się wcześniej i nie chcę się powtarzać
Czy Ty naprawdę nie widzisz jakie niespójne jest to, co piszesz?
I mam prawo uważać, że to czego chcesz i co czujesz, także jest niespójne.
Stoisz w poteżnym rozkroku ( to bardzo niewygodna pozycja) i nie wiesz, na którą nogę sie zdecydować.
Czy to ma byc ratowanie małzeństwa, co się = męczaca i mało przyjemna praca nad samym sobą?
Czy moze rozstanie i rozwód, choć to też mimo, że wydaje sie łatwiejsze, ma swoje minusy i niesie trudności.
Decyzja należy do Ciebie.
Na tym forum ludzie tylko pokazują Ci, co i jak widzą w tym, co nam przekazałeś.
Im wieksze to budzi w tobie emocje, tym blizej jest sedna. Emocjom warto sie przyjrzeć, przezyc, poczuć...i z tym sie uporać.
A zaklinanie rzeczywistości udając, że nie ma tematu, nic nie załatwi. Bo nie da sie uleczyć, naprawić, zmienić...czegoś, czego nie ma.
Masz prawo sądzić, że jestem niespójny. Myślę, że wszyscy Ci, ktorzy posłużyli mi tu radą nie wylewając dziecka z kąpielą, są dowodem na to, że jestem spójny w tym, co piszę
Zacytowałam całośc Twojego postu i mam prośbe - ja wiem, że cytowanie na tym forum w HTMLu jest irytujące i żmudne, ale popatrz...wpisałes swoj komentarz pomiedzy moje wypowiedzie i tylko przypadkiem zauwazyłam, że w treści cytowanej są Twoje wpisy - postaraj się to jakoś ogarnąć, bedzie łatwiej rozmawiać.
I jeszcze kilka słow na temat zmian, które budzą w Tobie taką niezgodę.
Powołujesz się na to, że przed slubem byłes jakiś i zona jakaś...i że ona sie zmieniłą 2 lata temu i ma sie zmienić i byc taka, jak była wczesniej. Bo Ty sie nie zmieniłes.
Uwierz mi - wszyscy sie zmieniamy.
Zmieniamy sie po ślubie, kiedy dopada nas rutyna dnia codziennego.
Zmieniamy sie, kiedy pojawiaja się dzieci, bo dzieci "stawiaja świat na głowie" i juz nic nie wyglada jak dawnej.
Zmieniamy się z biegiem lat i nabywanych doświadczeń.
Zmienia nas zycie.
Zmieniają sie nasze potrzeby ( inne są zakochanych, młodych...inne dojrzałych...inne starszych) i postrzeganie świata ( stad min. dziadkowie maja inny stosunek do wnuków niz mieli do swoich dzieci a dorosli inne spojrzenie na swiat niz młodzież).
I nawet jeżeli by przyjąć, że Ty nie zmieniłes sie nic a nic, to być moze "stoisz w miejscu" i nie nadążasz za zoną, która się zmienia?
Nie wiem.
Moim zdaniem Ty tez juz nie jesteś ten, co byłes 20 lat temu.
I teraz...skoro sie zmieniamy, a zmiany i ruch, to zycie, bez tego zycia nie ma...to moze trzeba zastanowić sie nad sobą, nad tym co dla mnie ważne, dla czego chcę dawać siebie, co jest wartością samą w sobie?
Jeżeli ważne jest dla Ciebie Twoje/Wasze małżeństwo, jeżeli wartością samą w sobie jest dla Ciebie twoja zona - to naturalen wydaje się, że człowiek chce, dla tych priorytetów swojego zycia, rozwijac sie i zmieniać, żeby być lepszą wersją siebie.
Bo to poprawia jakośc życia, małzęństwa, relacji...poprawia przede wszystkim nasz odbiór siwata i czyni nas szcześliwszymi tak po prostu.
Póki czujesz się zmuszany do zmian, nic z tych zmian nie bedzie.
Dopiero kiedy sam w sobie zrozumiesz, że tego chcesz dla siebie, bo to TWOJE życie, małżeństwo, rodzina, zona...to TWOJE dobro, które masz...dopiero wtedy dojrzałes do dojrzewania i rozwoju.
Uwierz mi - tu, na tym forum, wiekszośc z nas, oburzała sę na początku, że TO NIE JA SIE MAM ZMIENIAC!
Wiesz ile trwało nim dotarł do mnie sens słow, które usłyszałam na forum zaraz na poczatku - mamy to, na co sie godzimy.... ?
Nim przyznałam, że tez mam swój udział w kryzysie, który nas dotyknął, bo zgadzałam się na taki stan rzeczy latami.
A potem dopiero przyszedł czas na zastanowienie - to co powinnam zrobić? zmienić?
I myslisz, że to takie proste, zmienić stary schemat zachowań, pomimo, że ona szkodzą?
Ale przyszedł moment, że to ja, dla samej siebie, tego chciałam. I było warto - uwierz.
O podobnej sytuacji pisze Ruta, choc z "drugiej strony barykady" kryzysu.
A dlaczego tak sie rozpisałam i nie odpuszczam, pomimo Twoich protestów?
Bo ja 11 lat temu byłam jak twoja zona. I wiem dokąd to poprowadziło. Poczatek tez był bardzo niewinny, a moja pomysłowośc okazała się zaskakująca.
Nadal mam sporo znajomych internetowych, spedzam jakis czas na rozmowach-pisaniu, nie pozwoliłam sobie pewnej cześci wolności wydartej w kryzysie, odebrac...mam zahasłowany telefon i nie udostępniam haseł do poczty itp...to prawda. To sa moje granice prywatności, pomimo, że na forum bedzie zaraz krzyk, że tak nie wolno.
To co wolno czy nie, co mozna zaakceptować lub nie, zalezy od Was - Ciebie i zony. Od zaufania, jakie dla siebie macie.
Byc moze to faktycznie nic nie znaczy i zonie to minie. Tak tez moze być. Moze warto zacisnąc zeby i przertrwać. Zachowaj tylko tą uważność, o której pisze Mare1966.
A jeżeli dojdziesz do tego, że sam dla siebie chciał bys coś w sobie zmienić na lepsze, to bedzie tylko z korzyscią dla Ciebie i otoczenia.